Don't let me go
Cause I'm tired of feeling alone
~~~~~~~~~~~~~~
Na samym początku wydawało mi się, że to będzie doskonały pomysł. Ale kiedy siedziałam w mojej sypialni i rozmyślałam w co mam się ubrać, od razu zmieniłam zdanie. To był najgłupszy pomysł, jaki kiedykolwiek wymyśliłam. Teoretycznie to Claudia pierwsza zaczęła ten temat i założę się, że gdyby nie powiedziała przypadkiem o tej imprezie, żyłabym w świadomości, że nic takiego się nie wydarzyło!
Głośno westchnęłam i ponownie wywróciłam oczami, kiedy usłyszałam jak Dustin ponownie wyśpiewuje te słynne serenady pod prysznicem. Nie mam pojęcia jakbym wytrzymała z nim pod jednym dachem i to w dodatku z jedną łazienką. Jeżeli kiedykolwiek zdecydujemy się zamieszkać razem, muszą być dwie łazienki - taki jest mój warunek.
Po kolejnym namyśle w końcu założyłam na siebie parę czarnych leginsów i bluzkę zapinaną z przodu na guziczki w kolorze ciemnej zieleni. Przeczesując palcami moje jeszcze wilgotne włosy, wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę mini salonu, gdzie przebywała Bridgit z Carlosem, którzy oglądali jakiś film na laptopie i do tego przez słuchawki, także nie miałam szansy wychwycić ani jednego dźwięku. Chłopak jak gdyby nigdy nic miał oplecioną rękę na ramieniu blondynki, która swoją głowę oparła o jego ramię. Ich relacje są typową zagadką, którą nikt nie potrafi odgadnąć.
- Jak będą wkładać moją trumnę do grobu, to chciałabym aby ta piosenka leciała w tle… - usłyszałam mruknięcie Bridgit, która chyba nie zdawała sobie sprawy, że ktoś oprócz ich dwójki znajduje się w pokoju.
- I co może jeszcze mam załatwić, aby na dużym ekranie puścili ten film? - Carlos zaśmiał się pod nosem, próbując jakoś złagodzić sytuację.
- Carlos, ja mówię serio...
- Ja też. - wzruszył ramionami i mocniej ją do siebie przycisnął. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jak ta dwójka świetnie się ze sobą dogaduje. Mam nadzieję, że między nimi jest tylko i wyłącznie przyjaźń, bo jeżeli wyszłoby coś więcej... Jedno z nich nie podniesie się po utracie tego drugiego...
- Wiesz co? Już czasami sobie myślę, jak to wszystko będzie wyglądać… - ciągnęła dalej dziewczyna. - Będzie to jeden z tych cieplejszych dni, kiedy wyjdzie słońce. Zaczną kwitnąć wcześniej kwiaty, a w powietrzu unosić się będzie ich woń oraz zapach ziemi po deszczu. - mówiła wpatrzona w siebie, a ja razem z nią wybiegałam w przyszłość. - Moje trumna będzie czarna, a na wierzch kładzione będą kontrastujące z nią białe róże.
- A wiesz co ja myślę? - odezwał się Carlos. - Że taki dzień na pewno nie nadejdzie. - powiedział od razu, a ja lekko się uśmiechnęłam. Cieszę się, że jest ktoś taki, kto utrzymuje Bridgit przy zdrowych zmysłach. - Będziemy żyć długo i szczęśliwie. - dodał mocniej ją obejmując.
Chciałabym wierzyć w to, co powiedział chłopak, ale nadzwyczajnie na świecie nie potrafię. Wiem, że prędzej czy późnej dziewczyna odejdzie i nikt nie będzie potrafił jej zatrzymać. Boję się tylko, że nie zdążę się z nią pożegnać i odejdzie zbyt szybko. Ale nigdy przecież nie wiadomo, kiedy trzeba się pożegnać.
- Rozmawiałaś już z Anią? - zapytał cicho Carlos, a ja zmarszczyłam czoło. Bridgit głośno westchnęła i pokręciła przecząco głową.
- Jeszcze nie. Nie chcę zabierać jej radości związanej z wygraniem turnieju. - powiedziała cicho. - Wiem, ile ją kosztowała ta wygrana i nie chcę ją teraz niczym martwić.
Czym ma mnie niby martwić? Co mi jeszcze nie powiedziała, o czym wie Carlos?
- Obiecaj mi, że z nią o tym porozmawiasz. - odparł poważnie wpatrzony w jej oczy.
- Obiecuję. - zapewniła go kładąc rękę na jego policzku.
Usłyszałam jak drzwi od łazienki się otwierają, przez co wycofałam się do tyłu, aby nikt nie spostrzegł, że przysłuchiwałam się rozmowie przyjaciół.
- Następnym razem weź ze sobą dłuższą płytę, bo już Ci się repertuar powtarzał. - powiedział od razu Carlos, przez co zaśmiałam się pod nosem.
- Następnym razem zainwestuj sobie w słuchawki, to nie będziesz mnie słyszeć. - odpowiedział mu Dustin, wyraźnie czymś zdenerwowany.
- Miałem! I nadal Cię słyszałem! - krzyknął za nim Carlos, kiedy ten zamknął się w swoim pokoju. Postanowiłam w końcu wyjść z mojej kryjówki i usiąść obok leniuchów, którzy od czasu zakończenia turnieju nie zrobili kompletnie nic. Tak samo jak reszta przyjaciół, którzy ulotnili się do swojego hotelu. Mieliśmy wszyscy razem się spotkać dopiero w klubie.
- Gadałaś z Kendallem? - zapytała od razu Bridgit, a ja musiałam się dużo postarać, żeby nie wygadać się o naszym już drugim pocałunku.
- Tylko przez chwilę. - mruknęłam pod nosem spuszczając głowę w dół.
- Dustin w ogóle wie, że Schmidt przyjechał? - zapytała Bridgit Carlosa, który jedynie wzruszył ramionami.
- Słyszałem jak Logan coś tam mu wspomina, ale czy wziął to na serio, to tego Ci nie powiem...
Jeżeli Dustin nie ma pojęcia o przyjeździe Kendalla, to ta impreza może się źle dla nas wszystkich zakończyć.
- Możemy już iść! - krzyknął Dustin wychodząc ze swoje pokoju. Podnieśliśmy się z siedzenia i skierowaliśmy się w stronę wyjścia, wcześniej zakładając na nasze ramiona okrycia wierzchnie. Wychodząc na dwór od razu doszedł do nas podmuch zimnego powietrza, ale później zrobiło się już znacznie cieplej. Pogoda w końcu ustępowała i ujemne temperatury nareszcie nas opuściły, a o śniegu już nikt nie miał prawa wspomnieć. Chłodna i mroźna zima poszła w zapomnienie przez każdego obywatela. Nasz spacer do klubu trwał około piętnastu minut i zaraz staliśmy pod średniej wielkości budynkiem, pod którym stała już dosyć sporych wielkości kolejka. Wyjęliśmy nasze identyfikatory i od razu pokazaliśmy ochroniarzom, którzy bez względnych pytań wpuścili nas do środka. Nasze kurtki zostawiliśmy w szatni i weszliśmy do głównej sali.
Unosząca się w środku woń alkoholu, mocnych perfum oraz ludzkiego potu, była ostrą mieszaniną, która źle podziałała na moje nozdrza. Od razu zaczęło mi się kręcić w głowie i moje dotychczasowe zdanie na temat takich miejsc, uległo zmianie. Szłam za Dustinem, który dostał namiary, w którym miejscu siedzą nasi przyjaciele.
Ogólnie wystrój klubu był dosyć oryginalny i bardzo funkcjonalny. Każda wolna przestrzeń została pomyślnie wykorzystana, a elementy dekoracji idealnie komponowały się z oświetleniem, czy też kolorystyką. Weszliśmy po metalowych schodach, gdzie poustawiane były stoliki zapełnione różnymi ludźmi, których miałam okazję poznać. Niektórzy z nich stawali od stołu i osobiście gratulowali nam zwycięstwa oraz proponowali wspólnego drinka, ale za każdym razem odmawialiśmy. Po kilku minutach w końcu dotarliśmy do jednego z największych stolików, przy którym siedzieli praktycznie wszyscy. Był też Stan, który wybuchł głośnym śmiechem, jak się spostrzegłam, przez Kendalla, który mu coś opowiadał. Tak, Kendall też tu jest. I bardzo się cieszę z tego powodu.
- No dłużej, to już nie dało się iść? - zapytał rozbawiony James i przysunął się na kanapie, aby zrobić nam miejsce.
- Dustin utonął w łazience. - odpowiedział Carlos i usiadł obok Bridgit, którą co i rusz pytał, czy wszystko jest okej.
- Kendall… - zaczął nieśmiało mój brat i spojrzał na chłopaka. Spojrzałam na niego proszącym wzrokiem, na co wywrócił oczami. - Jak miło Cię widzieć. - powiedział z nieszczerym uśmiechem, a ja odetchnęłam ulgą i w duchu podziękowałam mu za posłuszność. - Znowu… - dodał cicho, na co dostał po ramieniu.
- Ciebie również. - odpowiedział mu chłopka i lekko się podniósł z siedzenia, aby podać Dustinowi rękę. Po bardzo jak dla mnie niekomfortowej sytuacji wszyscy wygodnie zajęliśmy miejsca i zaczęliśmy żwawą rozmowę, na błahe tematy, które przychodziły nam na język. W tle grała klubowa muzyka, która umilała nam czas między dyskutowaniem, a piciem alkoholu. W dalszym ciągu zostawałam przy mojej coli z lodem, przez co inni robili sobie ze mnie żarty, z których też się śmiałam. Ale na szczęście nie byłam jedyną osobą, która dzisiaj nie posmakowała alkoholu. Do mojego grona dołączyła Bridgit i po części Carlos, który wypił tylko jednego drinka i to też z dużym oporem. Obejmował blondynkę na tyle mocno, żeby każdy kto przechodził obok nas wiedział, że Bridgit należy do niego. Tylko, czy tak jest na prawdę?
- Chciałbym wznieść toast. - odezwał się Stan i podniósł swoją szklankę. - Za naszych zwycięzców i przyszłych finalistów mistrzostw świata, które odbędą się w Barcelonie. - powiedział donośnie i wymienił porozumiewawcze spojrzenie między mną, a moim bratem. - Za Anię i Dustina!
- Za Anię i Dustina! - krzyknęli wszyscy i opróżnili swoje szklanki, gdzie w każdej z nich, znajdował się inny alkohol.
- Kiedy jest ten wyjazd? - zapytał Logan, który jako pierwszy wypił duszkiem swój napój.
- Finały tego turniej i mistrzostwa świata odbywają się na początku wakacji. - odpowiedział od razu.
- Ile taki wyjazd będzie trwać? - tym razem to ja zadałam pytanie.
- Około dwóch tygodni. Tak mi się wydaje. - wydął wargi i przeczesał swoje włosy. - Ale nie zapominajmy jeszcze o stypendium na Broadway Dance Center! - krzyknął entuzjastycznie. - Jest to chyba marzenie każdego tancerza, nie uważacie?
- Brzmi bardzo ciekawie. - odparł James, który do tej pory w ogóle się nie odzywał.
- A jeszcze ciekawiej wygląda… - dodał mężczyzna z uśmiechem, a ja nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Czy to jest ten surowy i poważny mężczyzna, który zawsze postawi na swoim? Bo mi się wydaje, że chyba ktoś go podmienił...
- Wyniki z egzaminów też będą się wliczać? - zapytał Dustin.
- Raczej nie. - Stan od razu pokręcił głową. - Tutaj liczy się talent, a nie to, czy znasz dokładną liczbę pi.
- A tym razem to na ile wyjadą? - odezwał się Kendall, który tępo wpatrywał się w swoją szklankę.
- Myślę, że jeżeli ktoś przyjedzie do Nowego Jorku, to już tak prędko nie będzie chciał stamtąd wyjechać. - zaśmiał się pod nosem. - Coś około dwóch, może trzech lat. - wyjaśnił po chwili, a mi rzednie mina. Trzy lata poza Los Angeles? To nie jest możliwe...
- Muszę się przejść. - powiedziałam cicho i podniosłam się od stołu.
- Wszystko w porządku? - zapytał Dustin łapiąc za moją dłoń, aby przytrzymać mnie, za nim odejdę.
- Tak, tak. Po prostu muszę się przewietrzyć… - machnęłam drugą ręką, na co tamten jedynie kiwnął głową i powoli wypuścił palce z uścisku. Wolnym krokiem zeszłam po schodach i opuściłam główną salę, docierając do szatni, z której odebrałam moją kurtkę. Nie zapinając suwaka, wyszłam bocznymi drzwiami i odetchnęłam ulgą, kiedy dotarły do mnie podmuchy świeżego powietrza. Tego właśnie było mi trzeba. Chwila orzeźwienia i będę mogła znowu normalnie funkcjonować. O ile nie dojdą kolejne nowe informacje na temat mojej przyszłości.
Nie podoba mi się, że ktoś za mnie decyduję, co będę robić za kilka miesięcy. To jest moje życie i nie zamierzam zapraszać do niego obcych ludzi, którzy pobrudzą mój nowy dywanik w salonie. Ogólnie to dosyć dziwnie wygląda, bo nie mam pojęcia co będę robić jutro, a ktoś inny za mnie wie, gdzie będę za dwa miesiące. Nigdy nie powiedziałabym, że będę robiła karierę jako tancerka. Kilka lat wcześniej nie sądziłam, że przeżyję następny dzień, a tutaj proszę! Na swojej drodze spotykam co raz to nowsze problemy, z którymi niestety muszę się jakoś uporać, ale czasami się zastanawiam, czy nie lepiej by było rzucić to wszystko w cholerę i uciec jak najdalej stąd.
Zbyt dużo się teraz dzieje, żebym mogła normalnie funkcjonować. Nowe wiadomości przychodzą tak z dnia na dzień, bez żadnego uprzedzenia i naprawdę długo mi się schodzi, żebym mogła się do nich przystosować. Przykładem może być informacja o moim bracie bliźniaku, z którym przyjaźnię się już od kilku miesięcy. Przecież przez kilka dni nie było ze mną kontaktu, bo po prostu byłam świadoma tego, że to przeze mnie zostaliśmy rozdzieleni. Może jako niemowlę nie miałam na to żadnego wpływu, ale i tak czuję się winna.
Kolejną sprawą jest Bridgit, która coś przede mną ukrywa. Nie mam pojęcia, czemu nie chce mi wszystkiego powiedzieć. Może jest jeszcze dla niej nadzieja, ale nie chce nikomu mówić, bo boi się, że wszystkich zawiedzie? A może jest już na tyle źle, że czas na ostatnie słowa?
Pożegnanie zawsze kojarzyło mi się z końcem. Jeżeli się żegnamy, to tak jakbyśmy coś w swoim życiu zakończyli i o tym zapominali. A ja nie chcę zapominać Bridgit. Nie chcę się żegnać. Zbyt szybko upadnę na samo dno, żeby można by było mnie podnieść.
- Nie powinnaś siedzieć sama. - usłyszałam obok siebie głos Kendalla, który jak zwykle pojawia się znikąd. On zna jakąś czarną magię, że tak się bezszelestnie porusza, czy to już z moim słuchem jest na tyle niedobrze, żeby nie słyszeć ludzkich kroków?
- Przyzwyczajenie robi swoje. - wzruszyłam ramionami i głośno westchnęłam.
- Przecież już nie jesteś samotna. - chłopak lekko się oburzył, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
- Teraz nie, ale kiedyś byłam...
- Przestań grzebać w przeszłości. - podszedł do mnie jeszcze bliżej i oparł swoje łokcie o murek, przy którym stałam.
- I kto to mówi? - zakpiłam wywracając oczami i od razu pożałowałam moich słów. - Przepraszam… - mruknęłam po chwili spuszczając głowę w dół.
- Nie masz za co. Właściwie to masz rację. - podrapał się po czole i stanął do mnie przodem, ale ja w dalszym ciągu uparcie patrzyłam się przed siebie. - Nie umiem żyć pełnią szczęścia, pamiętając, że ktoś kiedyś przeze mnie cierpiał.
- No to jest nas dwoje...
Zapanowała cisza, którą żadne z nas nie chciało przerwać. Nie potrzebowaliśmy słów, żeby się zrozumieć. One były zbyteczne w tej chwili, a nawet i mogły mieć negatywny skutek. Jeżeli nie mówimy, to nie znaczy, że nic nie wiemy. Może być zupełnie odwrotnie, jak to było w naszym przypadku. My używaliśmy tej ciszy, która rozpływała się między nami zabierając od nas emocje, którymi chcemy się podzielić. I kiedy lekko się odwróciłam w stronę chłopaka, nie musiałam długo czekać, żebym mogła poczuć ciepło rozchodzące się po całym ciele, które docierało do każdego zimnego zakamarka, dzięki silnym ramionom Kendalla. Trzymał mnie na tyle mocno, ale też i delikatnie, jakby bał się, że mogę odejść, ale też, że mogę się rozpaść. Tworzyliśmy coś w rodzaju jedności mieszanki uczuć, których nie potrafiliśmy rozerwać. Byliśmy jak magnesy - tak różne, a jednak mocno przyciągające ku sobie.
Chciałabym, aby cały ból jaki Kendall nosi w sobie, pozbył się i żył jedynie dobrymi chwilami. Za bardzo cierpiał, jako mały chłopiec, żeby mógł teraz zrozumieć, czym jest szczęście. Jest taki zagubiony i często wydaje się być osamotniony. I chociaż będzie przebywać wśród swoich najlepszych przyjaciół, to i tak będzie sam. Bo nikt go nie rozumie na tyle, żeby można było mu pomóc.
- Możesz mi złożyć kolejną obietnicę? - zapytał cicho i lekko się ode mnie odsunął.
- W zależności, czego ona będzie dotyczyła. - wzruszyłam delikatnie ramionami i lekko się uśmiechnęłam.
- Obiecaj mi, że nigdy nie odejdziesz. - powiedział stanowczo, a ja otworzyłam szerzej oczy.
- Kendall, ja… - zaczęłam niepewnie. - Wiesz, że nie mogę Ci tego obiecać, bo tak się nie stanie. Kiedyś będę musiała odejść.
- Wiem o tym. - jego poważny ton lekko mnie zaskoczył. - Po prostu chcę teraz żyć w świadomości, że ktoś przy mnie zawsze będzie.
W jego oczach mogłam dostrzec smutek, który ani na moment nie pokarze na zewnątrz. Wszystko co złe, dusi w sobie jak najgłębiej i nie chce wyrzucić tego na wierzch. Ja natomiast wiem, że niedługo to wszystko będzie miał swój upust i mam tylko nadzieję, że wtedy będę jeszcze obok.
- Obiecuję, że nigdy nie odejdę. - powiedziałam stanowczo i wraz z wypowiedzeniem tego na głos, poczułam ogromne ukłucie w sercu. Bo w tej chwili wiedziałam, że go okłamuję, a świadomość, że on też o tym wie, boli jeszcze bardziej, niż się tego spodziewałam.
- Ania! Kendall! - za nami krzyczała Claudia, która szybko do nas podbiegła. Speszeni jej obecnością odsunęliśmy się trochę od siebie, utrzymując bezpieczny dystans. - Musicie wrócić do środka! - powiedziała szybko, a ja zmarszczyłam brwi.
- Co się stało? - zapytałam zbita z tropu.
- Bridgit, ona… - urwała nabierając powietrza do płuc. - Straciła przytomność. - dokończyła zdenerwowana.
Jasna cholera...
Popatrzyłam na chłopaka, który również miał zdezorientowaną minę co ja. Puściliśmy się biegiem do środka klubu, w którym było już znacznie ciszej niż poprzednio. Słysząc zdenerwowany głos Dustina, który rozmawiał przez telefon, mogłam stwierdzić, że dzwoni po karetkę. Na środku parkietu leżała dziewczyna i na prawdę można było ją porównać do trupa. Jej blada cera idealnie zlewała się z jasnymi włosami i w innych okolicznościach mogłam powiedzieć, że wyglądała zjawiskowo. Nad nią pochylony był Logan ze Stanem, a Carlos został odciągnięty od Jamesa, który próbował czegoś się dowiedzieć. Wokół całego zdarzenia utworzyło się spore zbiorowisko ludzi, którzy bacznie obserwowali poczynania moich przyjaciół.
- Co się stało? - zapytałam Carlosa, który w dalszym ciągu trzymał się za głowę i mamrotał coś pod nosem.
- Nie mam pojęcia! - odpowiedział za niego James. - Wiem tylko, że tańczyli, a co było dalej to chyba nikt nie wie.
- Pocałowałem ją. - szepnął cicho Carlos, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia. - Pocałowałem ją i... Ona mnie też, a potem... A potem ona... Upadła… - dokończył szlochając.
- Stary, Twój nieświeży oddech powalił dziewczynę z nóg! - zaśmiał się James. - Wiesz, że przed wypadem na imprezę to się zęby myje?
- James! - skarciłam chłopaka, na co tamten wzruszył ramionami.
Dalsze wydarzenia śmignęły mi przed oczami, niczym kilkuminutowy film. Najpierw przyjechała karetka, a trzech lekarzy zaczęło badać dziewczynę i robić z nami krótkie wywiady dotyczące jej zdrowia. Dopiero na samym końcu, Carlos wspomniał o jej chorobie. "Ona ma złośliwy nowotwór serca." - jego słowa w dalszym ciągu odbijają się echem po mojej głowie.
Razem w karetce pojechał z nimi Stan, który był jedynym dorosłym w naszym towarzystwie. A my wszyscy zabraliśmy się dwoma taksówkami, które zamówił Logan i szczerze mówiąc mogłam po raz pierwszy usłyszeć, jego zdenerwowany ton głosu skierowany do urządzenia elektronicznego.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, nie mogliśmy nic zrobić, jak jedynie czekać. I tylko czekać. Każdy z nas był kłębkiem nerwów, z którymi radziliśmy sobie na przeróżne sposoby. Jednak to własnie mi przypadło zadanie poinformowania Panią Mendler o stanie jej córki. O dziwo przyjęła to dosyć spokojnie i na wieść o przywiezieniu córki do szpitala, powiedziała jedynie: "Dziękuję Ci Aniu." i się rozłączyła. O nic więcej nie pytała, jakby wiedziała doskonale co ma zaraz nastąpić. Czy tylko ja, w dalszym stopniu żyję w świadomości, że Bridgit ma się dobrze i niedługo ją wypuszczą? Czy jest coś o czym ja nie wiem?
"Ta noc zostanie Wam w pamięci na długie lata!" - przypomniał mi się entuzjastyczny głos Claudii, kiedy dowiedziała się o zmianie planów na ten wieczór i o zgodzeniu się pójścia na imprezę. Wcześniej kompletnie olałam te słowa, a teraz, kiedy siedzę na jednym z plastikowych krzesełek i modlę się o kilka cennych minut dla mojej przyjaciółki, zdałam sobie sprawę, że jednak ten wieczór będę rozpamiętywać jeszcze przez kilka lat mojego życia. O ile wcześniej nie skoczę z mostu, który mijaliśmy w czasie drogi.
Paradoks dzisiejszych wydarzeń jest dosyć zabawny. Wiem co będę robić za trzy lata, ale nie interesuje mnie co będzie się dziać jutro. I to jest właśnie najgorszy mój błąd. Bo powinnam myśleć o bliskiej przyszłości, niż wychodzić na daleki czas, który jest bardzo odległy.
Dzisiaj, to pojęcie względne. Mogę powiedzieć, że dzisiaj umyłam zęby, jak każdego innego dnia, czy też jadłam wyśmienity obiad, bądź słuchałam fajnej piosenki. A jutro też będę myć zęby i możliwe, że też zjem smaczny obiad, tak samo mogę słuchać tej samej piosenki, co wczoraj. Ale mogę powiedzieć też, że dzisiaj mogłam jeszcze porozmawiać z bardzo ważną osobą w moim życiu. Bo jutro nie wiem, czy będę mogła jeszcze zrobić to samo co dzisiaj...
~~~~
Harry Styles- Don't Let Me Go
____
Hello everyone! :)
Wiem doskonale, że rozdziały są coraz krótsze, ale nie mogę na to nic poradzić. Dodawane są dwa razy w tygodniu, przez co ich długość musi być nieco skrócona. Ale wydaje mi się, że lepiej się czyta takie króciutkie, niż nie wiadomo jakie olbrzymy.
Tak w ogóle, to podobają Wam się nowe rozdziały? Może czegoś brakuje, o czym ja kompletnie zapomniałam? Potrzebne są jakieś zmiany? Proszę Was, żebyście napisali wszystko co Wam się nie podoba, a ja postaram się dokonać kilku zmian.
To w sumie tyle. Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze i miłe słowa, jakie od Was dostaję :) To dużo dla mnie znaczy, a w szczególności, kiedy mam tak niską samoocenę... Bardzo, ale to bardzo Wam dziękuję! ♥
Mogę Wam jeszcze zdradzić, że następne rozdziały są moimi ulubionymi ;>
Bardzo fajny rozdzial. Szkoda tylko ze brigiet może umrzec. Czekam na nexta
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział. Moim zdaniem niczego im nie brakuje. Czekam na nexta :-)
OdpowiedzUsuńRozdział super :) Fajnie by było gdyby Ania i Kendall zaczęli wreszcie być razem :D
OdpowiedzUsuńMam pytanie przywrócisz jeszcze kiedyś bloga z imaginami ? Imaginy były ekstra szkoda że je usunęłaś ;)
Jak sobie więcej osób przypomni o moim blogu to z chęcią mogę przywrócić bloga.. Jak na razie jesteś jedyna więc się nie opłaca :(
UsuńSuper rozdział, tylko mi brakuje Kendalla, co on myśli, z jego punktu widzenia. I mogą być długie to nie przeszkadza, czekam z niecierpliwością na nn!
OdpowiedzUsuńŻE COOOOOOO ?!?!?! ŁAT ?!?!?!
OdpowiedzUsuńJAK TO ? BRIDGIT ?! PRZECIEŻ ONA.. NIE MOŻE !
Ja Cb normalnie zabiję! Mendler ma wyzdrowieć ! Musi ! Jak ona umrze to Ania znów się w sb zamknie .. Jejku ..
Stan chyba się troszkę zapędził .. Zaczyna mnie ten koleś wkurzać.. rządzi się! Ugh .. Ania nie może wyjechać, bo Kendall .. ale też nie może zmarnować życiowej szansy.. Mieszasz .. Aj mieszasz :D
Okłamała Schmidt'a niby on o tym wie , ale .. zrani go .. CHYBA ŻE! Kend pójdziee z nią! Tak ! Ale wtedy Belt będzie zły , ajj .. no nie dogodzisz !
A James ! XD Normalnie kocham go !
"-Stary, Twój nieświeży oddech powalił dziewczynę z nóg! - zaśmiał się James. - Wiesz, że przed wypadem na imprezę to się zęby myje?" O Boże XD Żart zdecydowanie nie na miejscu . BRIDGIT PRZEŻYJE!
A co do Twojego bloga z imaginami, to wiesz, że nawet ostatnio miałam Cię o to zapytać? Nawet nwm , czy może nie napisałam na tt. Więc ? Ci z nim bd ? Nawet widziałam na jakimś blogu, jak ludzie pytają o niego .. To chyba było na aktualnej liście blogów o BTR Marli ... Fajnie by było gdybyś kontynuowała ! :D Świetnie piszesz! Dziś zauważyłam, że go przywróciłaś ! Super !
Ok, czekam na nn !
Xx !
P.S. BRIDGIT MUSI PRZEŻYĆ, ANDALL 4EVER !
Wszystko pięknie, ładnie. Ania chciała jak najdłużej być z Bridgit a Ona już powoli odpływa. Bridgit. Trzymaj się! Damy radę! Świetny rozdział! Oby do następnego.
OdpowiedzUsuńJa z chęcią bym twojego bloga czytała. Bardzo brakuje mi twoich imaginów.
OdpowiedzUsuń