niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 40 "Wybierając jednego, zniszczę drugiego."

He knew he wasn't perfect just like everybody else
But he always knew the importance of staying' true to himself
~~~~~~~~




Dni stawały się rutyną. Szczerze mówiąc niczym nie odróżniały się od poprzedniego. Mogłabym nawet z dokładnością do jednej minuty powiedzieć, co w danej chwili robiłam, gdyż te czynności w ogóle się nie różniły. Rano przyjeżdżał po mnie Dustin razem z Bridgit i jechaliśmy do szkoły, w której spędzaliśmy ze sobą najwięcej czasu. W czasie lunchu często dosiadywali się do nas Logan z Carlosem, a od pewnego czasu przychodził też James, który uwielbiał rozmawiać z Bridgit. Kendall nie przychodził do stołówki od dłuższego czasu i nie mam pojęcia, czym było to spowodowane. Po szkole od razu z Dustinem jechaliśmy do studia, gdzie wcześniej zawoziliśmy Bridgit do domu. Często było tak, że wspólnie odrabialiśmy lekcje na podłodze w sali, a dopiero później ćwiczyliśmy swoje układy na zbliżające się zawody. O piątej przychodziły dzieci, z którymi ćwiczyłam przez godzinę, gdyż o szóstej już przyjeżdżał po mnie Kendall, z którym jechaliśmy do mnie i uczyłam go chemii. Nasze lekcje trwały do siódmej, gdyż później Schmidt zawsze marudził, że ma dosyć i przez następną godzinę rozmawiamy ze sobą o mało istotnych rzeczach. A kiedy pogoda była w miarę do przyjęcia, wychodziliśmy na spacer i szliśmy na cmentarz. Później oczywiście blondyn zaprowadzał mnie pod same drzwi mojego domu, aby upewnić się, że bezpiecznie dotarłam i nic sobie nie zrobiłam. W dni, kiedy nie było zajęć, spotykaliśmy się u Jamesa, albo u Logana i tam spędzaliśmy wspólnie czas w siódemkę, oczywiście do godziny szóstej.
Może i te czynności były monotonne i często nie miałam ochoty kompletnie na nic, ale wiem o tym doskonale, że wszyscy robią to tylko dlatego, żeby po prostu mnie chronić i robić wszystko, abym nie zostawała sama. Kontakty między Kendalle, a Dustinem nie co się poprawiły. Mówiąc "nie co" mam na myśli totalną ignorancję, albo powiedzenie jednego, może dwóch zdań, jeżeli jest to konieczne. Przynajmniej się nie kłócą i temu jestem im bardzo wdzięczna. Tak jak wspominałam Bridgit i James czują się wspaniale w swoim towarzystwie. W sumie, byli bardzo do siebie podobni. Ich temperament i poczucie humoru było wręcz identyczne. Oczywiście za nimi krążył co i rusz Carlos, jakby na siłę starał się wcisnąć między tą dwójkę. Nieunikniona była rozmowa z Kendallem i Jamesem o chorobie blondynki. Maslow wręcz zmroziło, a Schmidt wypuścił ze swoich ust wiązankę przekleństw, które chyba nauczył się w ciągu całego swoje życia. A muszę przyznać: było ich trochę sporo...
Kiedy przyszedł długo oczekiwany weekend, mogłam w końcu odetchnąć spokojem i chwilą ciszy, która wręcz była mi bardzo potrzebna do normalnego funkcjonowania. Jednak moja chwila relaksu nie trwała zbyt długo, gdyż już około piątej po południu, wpadł do mnie Dustin. A co najdziwniejsze w ręku trzymał sporej wielkości papierową torbę.
- Idź pod prysznic i zrób te wszystkie czynności, jakie dziewczyny robią przed wyjściem i ubierz to. - podał torbę, a ja od razu zajrzałam do środka. Na samym wierzchu nie mogłam dojrzeć nic innego jak tylko biały materiał.
- Dustin, co Ty knujesz? - zapytałam się chłopaka, który od razu położył się na łóżko. Ubrany był o dziwo w jasne rurki i biały t-shirt, a na wierzch zapiętą do połowy bordową bluzę.
- Nic, po prostu chciałem spędzić z Tobą czas, a że w ciągu całego tygodnia jesteśmy cały czas w towarzystwie reszty, więc postanowiłem zabrać jeden dzień z weekendu i zawieźć Cię w moje ulubione miejsce.
- Czyli mam rozumieć, że jestem porwana? - zapytałam rozbawiona.
- Nazywaj to jak chcesz. - wzruszył ramionami. - Idź do łazienki, bo mamy niewiele czasu. - głośno westchnął, a ja skierowałam się w stronę pomieszczenia. - Tylko rozpuść włosy! - krzyknął, zanim zamknęłam drzwi.
Umyłam się najszybciej jak mogłam, aby chłopak nie musiał długo czekać. Jednym ręcznikiem zawiązałam włosy, a drugim oplotłam moje ciało. Po dokładnym wytarciu każdego centymetra skóry ubrałam świeżą bieliznę, którą wcześniej zabrałam z garderoby. Otworzyłam szerzej reklamówkę i zaczęłam wyjmować z niej poszczególne elementy garderoby. W moim ręku najpierw znalazła się biała koszulka, która miała jeden rękaw, a po drugiej stronie znalazło się kilkucentymetrowe ramiączko. Na samym dnie leżała para jasnych leginsów i czerwona bandamka. Zdziwiona pokręciła jedynie głową i ubrałam się w ubrania. Ciekawość mnie zżerała, skąd Dustin znał mój rozmiar no i po co mi nowe ubrania? Zabrałam się za suszenie włosów, które kaskadami opadały na moje ramiona. Przez tyle czasu chodziłam w związanych, że nawet nie zauważyłam, jakie one są długie! Chyba czas najwyższy odwiedzić fryzjera...
- A tą chusteczkę to mam założyć na głowę jak małe dziecko, czy jak? - zapytałam wychodząc z łazienki. - I skąd masz te cichy?
- Szczerze mówiąc myślałem, że będą za duże jednak widzę, że są idealne. - mruknął pod nosem chłopak nadal leżący na pościeli.
- Dustin!
- Na miejscu wszystkiego się dowiesz. - westchnął i wstał a materaca. - A tą Twoją chustkę masz mieć na nadgarstku. - powiedział poważnie zabierając z mojej ręki materiał i zawiązał ją mocno. - Inni będą wiedzieli, że jesteś ze mną. - powiedział patrząc się w moje oczy. - Dlaczego nie chodzisz w rozpuszczonych włosach? - zapytał po chwili i zaczął przeczesywać je palcami. - Założę się, że inne dziewczyny zrobiłby wszystko, żeby mieć takie.
- Na przykład je obciąć. Dlatego chodzę w związanych. - odparłam zmieszana i odsunęłam się od chłopaka.
- Weź swoje białe converse. Założysz je w samochodzie, tak jak ja. - powiedział poważnie.
- Czy przypadkiem nie wyglądam tak jak Ty? - zapytałam podchodząc do toaletki. Przejrzałam się w małym lustrze i poprawiłam swoje włosy. Na mojej szyi gościł okrągły medalion, który teraz wręcz idealnie pasuje do całego wyglądu.
- Jeżeli mam być szczery to właśnie o to w tym chodzi. - powiedział rozbawiony. - Masz może bordową bluzę?
- A jeżeli powiem, że nie?
- To zapytam się Ciebie jaką masz i wrócimy do mnie, żebym mógł założyć taką samą. - wzruszył ramionami, a ja jedynie prychnęłam pod nosem.
- Nie będziemy musieli się wracać do Ciebie. - mruknęłam i z powrotem odwróciłam się w stronę lustra.
Po kilku minutach wyszliśmy ode mnie, wcześniej zapewniając moich prawnych opiekunów, że wrócimy cali i zdrowi. Ani słowa nie powiedzieli na temat godziny powrotu. Zdecydowanie za bardzo ufają Dustinowi...
- Zmień już buty. - nakazał, kiedy wjechaliśmy do centrum miasta. Posłusznie wyjęłam z torby moje buty i z lekką trudnością założyłam je na stopy. Czarne martensy położyłam za przednim siedzeniem i z powrotem wygodnie ułożyłam się w fotelu.
- Możesz mi powiedzieć, gdzie jedziemy? - zapytałam po chwili ciszy, nie wytrzymując napięcia.
- Dokładnie za pięć minut się dowiesz. - odpowiedział jak zwykle tajemniczo, a ja jedynie fuknęłam pod nosem. Skrzyżowałam ręce na piersiach i odwróciłam się w stronę okna, gdzie przyglądałam się mijającym nas otoczeniu. W końcu samochód Dustina zatrzymał się w jakieś ciemnej uliczce, na co jedynie popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem. Ten nawet nie zwrócił na mnie uwagi, tylko zabrał się za zmienianie swoich butów i zaraz wyszedł z samochodu. Obszedł go dokoła i otworzył przede mną drzwi podając rękę.
- Musimy kawałek przejść. Staraj się nie wchodzić w kałuże.. - poinformował mnie i zamknął samochód. Chwycił moją rękę i ruszyliśmy przed siebie. Ciemność jaka nas ogarniała była wręcz przerażająca. Starałam się iść jak najbliżej chłopaka, przy okazji uważając, żeby nie wchodzić w zaspy śniegu, czy też w wodę. Z każdym następnym krokiem słyszałam co raz to głośniejsze odgłosy ludzkich rozmów, ale też i dudniącą muzykę. Dustin zabrała mnie do klubu, czy jak?
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział z szerokim uśmiechem i otworzył przede mną metalowe drzwi. Muzyka stała się o wiele głośniejsza niż wcześniej, a strach przed nowym miejscem wzrastał z każdą sekundą. Niepewnie weszłam do środka i od razu odwróciłam się za chłopakiem, który jedynie szeroko się uśmiechnął. Pociągnął mnie w stronę jednego korytarza i dotarliśmy do... Szatniarni?
- Cześć Ellie! - krzyknął chłopak w stronę jakieś rudej dziewczyny stojącej za ladą.
- A niech mnie diabli wezmą! Przecież to Dustin Belt we własnej osobie! - krzyczała zaskoczona i szybko przeskoczyła przez ladę. Wysokie buty, które miała założone na stopy zdecydowanie podwyższyły jej wzrost, gdyż teraz była nawet wyższa od Dustina. Szybko podbiegła do niego i zamknęła go w szczelnym uścisku, co wywołało u mnie szeroki uśmiech. Jej długie i do tego cholernie szczupłe nogi ukryte były pod materiałem czarnych leginsów, a szczupła talia okryta była tego samego koloru materiałem, z wyszytymi ćwiekami, które układały się w krzyż. - Gdzieś Ty się podziewał? Całe wieki Cię nie widziałam!
- Trochę się działo i… - zaczął się tłumaczyć, ale ruda dziewczyna od razu mu przerwała.
- Nic już nie mów, tylko właź do środka. Zaraz znajdę sobie kogoś na zmianę. - powiedziała szybko.
- Poczekaj. - złapał ją za rękę, kiedy ta chciała już z powrotem przejść przez ladę. - Chciałbym Ci przedstawić Anię. - odsunął się kawałek i pokazał na mnie ręką. - Aniu, to jest Ellie.
- A więc to Ty namieszałaś mu w głowie, że nie ma teraz czasu dla starych znajomych? - zapytała ostro, a mi od razu rzednie mina. Po chwili dziewczyna wybucha głośnym śmiechem i od razu do mnie podchodzi. - Spokojnie, żartowałam. Ellie Barow.
- Ania Smith. - uścisnęłam wyciągniętą rękę dziewczyny i odetchnęłam z ulgą.
- Wiesz, ze dzisiaj jest walka? - zapytała rudowłosa Dustina.
Co? Jaka walka? O czym ona do cholery mówi?!
- Wiem. Właśnie dlatego ją tutaj zabrałem. - wzruszył ramionami i zaczął ściągać swoją kurtkę i bluzę. Wykonałam to samo co on i położyłam okrycie na ladzie.
- No no no... Widzę, że się postarałeś. - cmoknęła dziewczyna lustrując mój wygląd. - Przygotowałeś się na zapas.
- Claudia mi pomogła. - wyjaśnił Dustin. Dziwnie się czułam nie wiedząc kompletnie o co chodzi. Popatrzyłam pytającym wzrokiem na chłopaka, na co on mrugnął okiem i wyjął z kieszeni kurtki swoją czerwoną czapkę z czarnym daszkiem i założył ją na głowę.
- Jest Full Cap i jest szpan. - zaśmiała się Ellie. - Dobra nie trzymam Was dłużej. Idźcie się bawić, a ja później do Was dołączę.
Dustin kiwnął głową i chwycił moją rękę. Przeszliśmy przez jeden długi korytarz, gdzie na samym końcu znajdowały się schody, na których stało już kilka osób. Wszyscy przywitali się z Dustinem, jakby byli starymi znajomymi, ale na szczęście nie wchodzili już w rozmowy, tak jak w przypadku Ellie, za co byłam wdzięczna. W końcu dotarliśmy do szczytu schodów, gdzie były kolejne metalowe drzwi. Dustin pchnął je jedną ręką i zaprosił mnie do środka. Obawiałam się swoich przypuszczeń, jednak kiedy weszłam w głąb pomieszczenia, od razu wymazałam je z pamięci. Miejsce, w którym się obecnie znajdowaliśmy, może i przypominał klub, ale był zupełnie inny niż te, które pokazują w wielu filmach. Przestrzeń była ogromna, dzięki czemu powietrze nie było aż takie gęste. Dookoła porozstawiane były czerwone i czarne kanapy, przy których rozmawiali młodzi ludzie. Po prawej stronie stał dosyć sporej wielkości bar, a na przeciwko niego znajdował się ogromny parkiet, gdzie tańczyło już kilka osób. Oczywiście na samym szczycie stał DJ w kolorowych słuchawkach na uszach, które przylizywały mu trochę długie loki opadające na czoło chłopaka. Neonowe światła nie raziły aż tak bardzo w oczy, jak mi się wydawało, a głośna muzyka była wręcz przyjemna dla uszu.
- I jak? - zapytał głośno chłopak.
- Całkiem fajnie! - krzyknęłam próbując przekrzyczeć muzykę.
Chłopak szerzej się uśmiechnął i złapał mnie znowu za rękę. Przeszliśmy kręte, metalowe schody i teraz znajdowaliśmy się na małym piętrze, gdzie tutaj również nie brakowało ludzi. Podeszliśmy do dużego stolika, który był postawiony w samym rogu, gdzie siadziało około dziesięć osób.
- Cześć rodzinko! - przywitał się Dustin, czym zwrócił na siebie uwagę. Kilkanaście par oczu od razu odwróciło się w naszą stronę, przez co od razu zrobiło mi się niezręcznie.
- Czy ja śnię, czy co? - odezwał się blondyn z długimi włosami i od razu podniósł się z krzesła. - Dustin Belt się odnalazł! - krzyknął i wymienił krótki uścisk z chłopakiem.
- Mówiłam, że przyjdzie. - odezwała się czerwonowłosa dziewczyna.
- To była jedna z tych rzeczy, w które nikt nie chciał Ci uwierzyć. - odezwała się dziewczyna siedząca koło niej, z burzą loków na głowie, które wyglądały jakby były zamoczone w tęczy.
Każda osoba siedząca przy stoliku po kolei wstawała i witała się z Dustinem. Mogłam jedynie stwierdzić, że znają się bardzo dobrze, skoro wymieniają ze sobą aż tyle czułości. Ostatnią osobą, która podeszła do Dustina o dziwo był to o wiele starszy mężczyzna, niż reszta towarzystwa. Wszyscy mogli być w moim, no może trochę starszym wieku ode mnie, ale ten facet znacząco się wyróżniał.
- Dobrze Cię znowu widzieć Dustin. - odezwał się poważnym głosem i podał rękę chłopakowi.
- Ciebie również Stan. - uśmiechnął się szeroko. Wzrok niejakiego Stana odwrócił się na moją osobę i chyba była to pierwsza osoba, która zwróciła na mnie uwagę.
- Widzę, że nie przyszedłeś dzisiaj sam. - mruknął nadal patrząc w moją stronę.
- Właśnie chciałbym Wam kogoś przedstawić. - zwrócił się Dustin w stronę reszty osób i chwycił mnie za rękę, żebym podeszła bliżej. - To jest Ania. Moja przyjaciółka.
- Cześć Ania!
- Miło Cię poznać Aniu.
- Hej, fajnie, że wpadłaś!
- Jakaś Ty śliczna!
- Emm, cześć… - powiedziałam cicho, kiedy powitania w końcu doszły do końca. - Mi też Was miło poznać… - odparłam zmieszana.
- Siadajcie! - krzyknęła czerwonowłosa i zrobiła przysunęła się na kanapie. - Jestem Claudia Felicitas. - przedstawiła się od razu i przeczesała swoją czerwoną grzywkę. Rażący kolor włosów odzwierciedlał jej temperament i dobry humor. - Widzę, że jednak udało mi się trafić z rozmiarem ubrań. Po wyjaśnieniach Dustina trudno mi było ogarnąć, który będzie dla Ciebie najodpowiedniejszy.
- Um, dziękuję. Tylko nie rozumiem po co to… - powiedziałam zagryzając wargę ze zdenerwowania. Czułam jak wszyscy wręcz wywiercają we mnie dziury, co nie było ani przyjemne, ani komfortowe.
- Dustin nic jej nie powiedziałeś? - zapytała od razu Claudia, a Dustin pokręcił przecząco głową.
- Chciałem, żeby wszystkiego dowiedziała się tutaj. No i przy okazji miałem nadzieję, że nauczycie ją kroków.
Co takiego? O co tu w ogóle chodzi?
- W takim razie na co czekamy? - zapytała podekscytowana dziewczyna-tęcza, której jeszcze imienia nie poznałam. Wszystkie dziewczyny jak na zawołanie podniosły się od stolika i ruszyły w kierunku schodów.
- Chodź Aniu. Trzeba nauczyć Cię zasad! - krzyknęła czerwonowłosa i chwyciła mnie za rękę. Rzuciłam błagające spojrzenie w stronę Dustina, który jedynie mi pomachał na pożegnanie. Co za dupek! Nawet mi nie pomoże!
- Co to jest za miejsce? - zapytałam Claudii.
- Jedyny normalny klub, w którym można potańczyć. - usłyszałam za sobą głos jakieś blondynki.
- Dokładnie Under28. - wyjaśniła Claudia. - Klub bez alkoholu i niepotrzebnych używek jedynie dla tancerzy. - wyjaśniła popychając jakieś drzwi i zaraz znalazłyśmy się w dużej sali treningowej. Jestem ciekawa tylko jak wielki jest ten budynek, że mieści w sobie aż tyle pomieszczeń...
- Dustin kazał ubrać Cię tak samo jak on, a więc to oznacza, że będzie tańczyć w pojedynku. - odezwała się długowłosa szatynka. Spojrzałam na stroje dziewczyn, które różniły się jedynie kolorem koszulki od mojego.
- Patrzcie! Pamiętał nawet zasady! - krzyknęła jeszcze jedna i chwyciła za mój nadgarstek, na którym znajdowała się czerwona bandamka.
- Co ona oznacza? - zapytałam z ciekawości.
- Że jesteś z nim i pod jego ochroną. - odparła Claudia. - Jedyne zabezpieczenie dla ludzi, którzy chcą z tobą rywalizować. Masz bandamkę tego samego koloru co członek klubu - jesteś bezpieczna.
- Bezpieczna pod jakim kątem? - zmarszczyłam czoło nie rozumiejąc kompletnie o co chodzi dziewczynie.
- Nikt nie może rzucić Ci wyzwania, które zazwyczaj kończą się porażką. A jeżeli porażka, musi być kara.
- Kara?
- To stare zasady, których praktycznie nikt się nie stosuje. - usłyszałam za sobą głos poznanej mi Ellie. - Jedynie teraz chodzi o rywalizację i nic więcej. Dobra dziewczyny, czas najwyższy pokazać układ nowej! - klasnęła w dłonie, na co reszta zgromadzonych osób ustawiło się na odpowiedni miejscach. Razem ze mną wszystkich dziewczyn było dziesięć i każda wyglądała zupełnie inaczej. Dostrzegłam wiele kolorowych pasem u każdej z nich, co wyglądało jakby uciekły z planu jakiegoś kolorowego teledysku.
- Dustin mi powiedział, że szybko się uczysz. - odparła Claudia.
- Staram się… - powiedziałam cicho.
- A nauczysz się układu w dziesięć minut? - zapytała Ellie podchodząc do stereo.
Wystarczyło mi dokładnie osiem minut, żeby załapać o co w tym wszystkim chodzi. Układ składał się z trzech części. Polegał on na bitwie między dziewczynami, a chłopakami. Zrozumiałam, że to forma rozrywki, która umila im czas w przerwie między pogaduchami i tańczeniem na parkiecie do kawałków, które zapuszczał DJ. Sprawa była prosta: trzeba po prostu wygrać i nie brać na litość.
Kiedy wyszłyśmy z sali treningowej, nabyłam nowych znajomości. Dziewczyna-tęcza miała na imię Mia i miała przeuroczy śmiech, który od razu wszystkich zarażał. Kolejne dziewczyny to Diana, Lucy, Holly i jeszcze kilka innych, których już nie mogłam zapamiętać. Ale każda z nich była wspaniała. Uwielbiały rozmawiać. Dużo rozmawiać. A ja uwielbiałam słuchać.
Kiedy weszłyśmy z powrotem na główną salę, parkiet był całkowicie pusty, a dookoła niego zebrały się tłumy ludzi. Trzymając mocno rękę Claudii, aby nie zgubić się wśród tłoku, dotarłyśmy na nasze miejsce. Wzrokiem zaczęłam szukać Dustina, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec, więc po prostu pomyślałam, że był ze swoimi kumplami, z którymi miałyśmy mieć walkę.
- Panie i Panowie! - zaczął mówić do mikrofonu DJ i nagle wszelkie rozmowy ucichły i było słychać tylko głos chłopaka. - O to kolejna odsłona starcia pomiędzy najlepszymi! Nakazane jest wręcz patrzenie i podziwianie talentów, które stworzył Under28! - od razu można było usłyszeć piski i krzyki widzów, którzy nie mogli się doczekać starcia. Dziwiłam się, że jeszcze do tej pory nie uciekłam z tego miejsca gdzie pieprz rośnie. Ale musiał przyznać, że bardzo mi się tutaj podobało. - A więc... Zaczynamy! - strasznie mi się tutaj podobało.
Z głośników zaczęła lecieć piosenka, która nie miała nic wspólnego z tym kawałkiem, do którego wcześniej ćwiczyłyśmy. Improwizacja? Czas pokarze... Ustawiłam się w drugim rzędzie obok Claudii i Mii. Jakoś te dwie najbardziej wydawały mi się przyjazne...
Na przeciwko nas stanęła grupa chłopaków, z którymi wcześniej siedziałyśmy na mini piętrze. Teraz zobaczyłam idealne podobieństwo do naszych strojów. Tą samą koszulkę miała na sobie dziewczyna i chłopak, z którym później, jak mi wyjaśniła Claudia, będzie walczyć na solówki.
- Panie mają pierwszeństwo!
Kiedy muzyka zaczęła grać szybsze takty, zrozumiałam, że to jest znak na rozpoczęcie pierwszej części. Co i rusz odbywały się zmiany w szyku, co dawało idealne wrażenie przelewających się miedzy sobą kolorów. Ruchy były spontaniczne i przez każdą dziewczynę wykonane do stuprocentowej perfekcji. Oczywiście po drugiej stronie można było usłyszeć tradycyjne buczenie, ale kto się tym przejął?
- Czas na odpowiedź panów!
Zaczerpnęłam kilka głębszych wdechów, aby unormować przyspieszony oddech. Dopiero teraz mogłam przyznać, ze taniec jest najlepszym co mnie w życiu spotkało. Ta atmosfera między ludźmi, którzy czują dokładnie to samo co Ty, kiedy układasz ciało w idealny sposób, do taktów muzyki. Dlatego kocham to znowu robić. Kocham tańczyć.
Czas mijał, a runda trzecia właśnie dobiegała końca i muszę stwierdzić, że nie mam pojęcia kto był lepszy. Oczywiście układ dziewczyn, do których należałam był idealny, ale chłopaki też radzili sobie doskonale. Ciekawa jestem jak to się wszystko potoczy...
- Ale emocje! - krzyknął chłopak do mikrofonu.
- Która idzie o dychę, że będzie dogrywka? - zapytała chyba Diana.
- Wchodzę. - odezwała się Mia.
Pokręciłam rozbawiona głową i przeczesałam swoje włosy, które zapewne wyglądają teraz, jakby je piorun strzelił. Wychwyciłam spojrzenie Dustina, który stał dokładnie naprzeciwko mnie i podniósł swoją czapkę, a głowę lekko skinął w dół. Wywróciłam jedynie oczami na jego gest, na co tamten szerzej się uśmiechnął.
- Gdyby to ode mnie zależało, oczywiście wygrałyby dziewczyny. - odezwał się znowu DJ.
- Cały Max… - westchnęła Claudia, a ja zaśmiałam się pod nosem.
- Ca teraz będzie? - zapytałam się dziewczyny.
- Stan o wszystkim decyduje. Zazwyczaj jest dogrywka. - wzruszyła ramionami patrząc przed siebie.
- Na czym ona polega?
- Max koło swojego sprzętu ma szklaną kulę, w której są wrzucone pięć karteczek z napisanymi kolorami. - wtrąciła Mia. - Stan losuje i tańczy ta para, która ma na sobie te same koszulki.
Popatrzyłam na moją białą koszulkę i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, kto ma taką samą jak ja... Obiecuję, jak to wszystko się skończy, Dustin już nie żyje...
- Dogrywka. - usłyszałam głos starszego mężczyzny, który zaraz pojawił się koło Maxa. Wokół nas rozszalały się głośne okrzyki i oklaski, a mi zaczynało się kręcić w głowie od tego całego szumu i hałasu.
- Dycha dla mnie. - usłyszałam Dianę, a potem warknięcie Mii.
- Niech już losują! - krzyknęła podekscytowana Claudia i klasnęła wręcz w swoje dłonie.
Stanęłam na palcach, aby dokładnie zobaczyć co się dzieje. Młody chłopak w lokach wyciągnął spod stolika małą, szklaną kulę, w której znajdowały się karteczki. Wstrzymałam oddech, kiedy ręka Stana zanurzyła się w środku naczynia i zaczęła mieszać kartki. Po chwili wyciągnął jedną i spojrzał na publiczność z chciwym uśmiechem. Denerwująco powoli rozłożył wylosowaną kartkę, a ja myślałam że zaraz padnę z nerwów. Wyciągnął do góry rękę i zabrał mikrofon Maxowi.
- Białe!
Jedno słowo wystarczyło, abym w duchu upadła w ciemny dół i leciałam przez dłuższy czas, czekając abym w końcu dotarła do dna. Jednak ta chwila nie nastąpiła, a zamiast tego, zmieniłam kierunek lotu i kierowałam się w górę, zamiast w dół. A moje krzyki proszące o pomoc, zastąpiły jedynie wrzaski podekscytowanych zawodników i ludzi zebranych w klubie. Nie wiem nawet kiedy, a zostałam wypchnięta na sam środek, gdzie na przeciwko mnie stał uśmiechnięty od ucha Dustin.
- Zabiję Cię, kiedy to wszystko się skończy… - syknęłam w jego stronę, na co on jedynie parsknął śmiechem.
- Nie ma się co bać księżniczko. - puścił mi oczko i pogładził mnie po włosach.
- Hola! Hola! - krzyknął Max, który zaraz stanął miedzy nas i rozdzielił w możliwości długości swoich rąk.
- Spokojnie, przecież nic się nie dzieje. - zaczął od razu wyjaśniać Dustin, na co tamten zgromił go wzrokiem.
- To jest dogrywka Dustin. I Ty wiesz jakie zasady w niej obowiązują. - warknął lokwaty DJ.
- Jakie zasady? - zapytałam szybko.
- Trzy zasady. - pokazał mi przed nosem swoje palce. - Pierwsza: Don't touch. Druga: Don't say. I moja ulubiona, trzecia: Just dance.
Brzmi jak jakiś kodeks zakazów i nakazów, których trzeba się stosować, a kiedy złamie się któryś z nich, można porządnie oberwać...
- Zaczynamy!
Jazda na największym rollercosterze to pikuś, w porównaniu do tego, co teraz czułam. Stres był na tyle potworny, że zaczęły pocić mi się ręce i oddech stał się o wiele cięższy. Co mam robić? Przecież się nie wycofam! Nie w tej chwili! Mogłam to zrobić, zanim zaczęła się ta cała bitwa, a nie teraz kiedy stoję naprzeciwko czarnowłosego, który z pewnością wygra!
Okej Ania, uspokój się. Wdech... I wydech...
Otworzyłam w końcu oczy i byłem pełnej gotowości do walki. Może nie wygram z Dustinem. Możliwe, że w ten sposób moja drużyna przegra. Ale będę walczyć. Pokarzę co umiem. Pokarzę to co on mnie nauczył. I to czego jeszcze nie widział...
Wyłapałam początek piosenki Beggin w wykonaniu Madcon. Tłum zaczął szaleć, a w moich żyłach wrzała krew, która przypominała mi o moim zamiłowaniu. To jest właśnie to co uwielbiam robić. Nie powinnam mieć z tym żadnego problemu. Wystarczy wczuć się w rytm. Niech serce bije z tym samym uderzeniem co basy w głośnikach...
Najwidoczniej Dustin nie tracił czasu, bo od razu zaczął swój popisowy numer z czapką, który już wielokrotnie mi pokazywał. Może dla osoby stojącej obok te kroki były dosyć trudne do wykonania, ale gdyby zwolnić tępo ich wykonania może je zrobić praktycznie każdy. Ale ja nie będę jak "każdy".
Wywróciłam jedynie oczami i prychnęłam pod nosem, co nie uszło uwadze chłopakowi. Zatrzymał swoje ruchy i skrzyżował ręce na piersiach oczekując mojego ruchu. Zapewne chciał coś powiedzieć, ale jak to jedna zasada mówi "Don't speak". Trzeba więc trzymać język za zębami.
- Dawaj Ania! - krzyknęła Claudia za moimi plecami, co jedynie pobudziła moje kończyny. Wykonując zupełnie nowe ruchy, których wcześniej nawet ja nie widziałam, byłam wręcz godna podziwu, że moja ciało samo dostosowuje się do poszczególnych rytmów.

Tańcz sercem. Nie ciałem.

Głos Katheriny podziałał zdecydowanie zbyt dobrze. Nie mam pojęcia kim teraz byłam. Anną Covenant, która niegdyś tańczyła i uczyła się od matki, czy może Anią Smith - nową dziewczyną, która stawia nowe kroki na cienkim i kruchym lodzie.
Niektórzy mogą pomyśleć, że ja i Dustin tańczymy jakiś wspólny układ, gdyż bardzo często zdarzało się do bliskich spotkań z naszymi ciałami. Kiedy robiłam wygięcie w pół, Belt dokładnie przeleciał nad moim ciałem i na prawdę nie wiele brakowało, abyśmy się nie dotknęli. Kolejną sytuacją był ślizg chłopaka wykonany na jednej nodze, akurat kiedy ja robiłam obrót z wyciągniętą prawą nogą do góry. Wyglądało to tak, jakbyśmy chcieli się dotknąć, ale jesteśmy jak dwa magnesy z tymi samymi biegunami.
Przejścia między następnymi piosenkami przechodziły wręcz niezauważalnie. Miałam wrażenie, że tańczymy już chyba trzeci kawałek, a ja nadal nie miałam dosyć. Zbyt dużo adrenaliny wlało się w moją krew, żeby teraz tak szybko zaprzestać swoje poczynania. Czułam, że mogę jeszcze wygrać. Nawet z Dustinem.
- I uwaga ostatnia piosenka! - krzyknął Max do mikrofonu.
Zaskoczył mnie kiedy z szybkich, prawie klubowych kawałków zszedł na powolny i wymagający użycia swojego seksapilu Blurred Lines. Zdecydowanie przydałby mi się teraz buty na wysokim obcasie. Postanowiłam nie co poirytować chłopaka tańczącego naprzeciwko mnie i kiedy przechodziłam koło niego, oczywiście stawiając kroki jak najbardziej kokieteryjnie, zabrałam czapkę z głowy Dustina i wróciłam na swoje pole.
- Auć! Niegrzecznie! - krzyknął Max.
Odwróciłam się przez ramię i zobaczyłam wyraz twarzy mojego rywala. Był nie co zaskoczony, jak i zdziwiony całą sytuacją, ale zaraz wrócił do swoich ruchów. Teraz pokażę mu coś, czego nauczyłam się jako dziecko. Tylko, że wtedy miałam w ręku czarny melonik, a nie zwykłą bejsbolówkę, ale chyba to nie robi różnicy. Wyciągnęłam prawą rękę do przodu i starałam się utrzymać w miejscu czapkę, a sama wykonywałam co raz to różniejsze ruchy. Moje rozpuszczone włosy jedynie ułatwiały mi sprawę w co i rusz je poprawiając, aby to chociaż trochę wyglądało na ponętne zachowanie. Co chwila do moich uszu dochodziły gwizdy ze strony męskiej, ale też i głośne okrzyki ze strony damskiej.
Kiedy piosenka się skończyła, ostatnim moim ruchem było założenie czapki na swoją głowę i złapanie się pod boki. Adrenalina nadal nie chciała opuszczać moich żył, a świadomość tego, że zatańczyłam dobrze, działała wręcz kojąco na moje myśli i oddech, który stopniowo się unormował.
- To jest chyba moje. - usłyszałam Dustina, który zdjął swoją czapkę z mojej głowy i założył na swoją. Zaśmialiśmy się obydwoje i chłopak objął mnie swoim ramieniem, po czym pocałował mnie w głowę. - Uwielbiam Cię. - szepnął mi prosto do ucha, a ja szerzej się uśmiechnęłam.
- Nawet jeśli się okaże, że z Tobą wygrałam? - zapytałam unosząc brew.
- Nie rozpędzaj się tak bardzo. Może i byłaś dobra, ale to nie znaczy, że mnie pokonałaś.
- Jasne… - mruknęłam pod nosem, na co tamten mocniej mnie objął.
Staliśmy na środku parkietu i czekaliśmy aż w końcu ktoś rozstrzyganie naszą walkę. Nie powiem, byłam dosyć zmęczona, ale z chęcią potańczyłabym sobie jeszcze, żeby zetrzeć z nosa Dustina tą pewność siebie. W końcu między nami stanął Stan i złapał moją i Dustina rękę. Popatrzył to na mnie to na tamtego i znowu na mnie. Szeroko się uśmiechnął i poczułam jak podnosi moją dłoń do góry, przez co znowu było słychać piski dziewczyn.
Czyli jednak mi się udało. Pokonałam Dustina... Ja pierdzielę... Pokonałam Dustina!
- Wygrywają dziewczyny! - powiedział DJ do mikrofonu. - Lepiej zapamiętać dzisiejszą datę. A teraz? Bawimy się!
Wokół mnie rozszalał się szum i byłam wdzięczna osobie, która wyciągnęła mnie z tłumu bawiących się ludzi. Wszystkie światła zgasły i zostały tylko neonowe lampki, które dodały idealnej atmosferze do dalszej zabawy. W końcu mogłam zobaczyć, iż ową osobą, która wyciągnęła mnie z tłumu był sam Dustin, który zatrzymał się dopiero wtedy, kiedy weszliśmy na mini piętro.
- Gratuluję wygranej Panno Smith. - odezwał się cicho i pocałował wierzch mojej dłoni, którą nadal trzymał.
- Dziękuję Panie Belt. - lekko dygnęłam i oblizałam wargi, który lekko mi zaschły. - Panu również zasługują się brawa uznania, za tak efektowny występ.
- I tak pokonałaś go numerem z czapkę, Anno. - usłyszałam za sobą głos starszego mężczyzny. Od razu zagryzłam mocniej wargę, żeby nie wybuchnąć napadem zdenerwowania, za to, że użył mojego pełnego imienia. Jednak dopiero po chwili przypomniałam sobie, że przecież nikomu się tak nie przedstawiłam. Więc skąd wie, jakie mam imię?
- Dziękuję. - powiedziałam cicho przyglądając się Stanowi. Nigdy go wcześniej nie widziałam, co do tego byłam pewna. Jego krótkie, miedziane włosy odejmowały mu nie co lat, ale zmarszczki na czole zdradzały, że nie był pierwszej młodości.
- Jesteś strasznie podobna do swojej matki. - odezwał się znowu z lekkim uśmiechem. - Te same ruchy, ten sam styl tańczenia i nawet masz jej medalion. - pokazał palcem na moją szyję, a ja od razu złapałam w swoje palce malutką przywieszkę. - Idealna kopia Katheriny.
- Kim jesteś? - zapytałam robiąc dwa kroki do przodu.
- To ona nauczyła Cię tego triku z czapką. - ciągnął dalej. - Mam nagranie, na którym Twoja matka wykonuje te same ruchy, co ty kilka minut temu. Kto by pomyślał, że córka samej Katheriny Covenant zaszczyci swoją obecnością w takim miejscu jak Under28...
- Skąd znasz moją matkę? - zapytałam poważnie, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się odpowiedzi.
- Raczej powinnaś zapytać, kto nie znał Twojej matki. - zaśmiał się drwiąco, co jedynie jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. - Wiem co Ci się stało Aniu. Wiem więcej, niż Ci się wydaje.
- Nie rozumiem...
- Twoje oczy są tego samego koloru, co nienawidzonego przez Ciebie człowieka… - jego wyraz twarzy od razu się zmienia, a po moich plecach przechodzi zimny dreszcz. Na wspomnienie o moim ojcu mam ochotę przywalić mu w mordę, ale w porę zatrzymuje mnie Dustin, który od razu pojawił się przy mnie i obejmuje moją talię. Stan spojrzał na nas i znowu złowieszczo się uśmiechnął. Pokręcił jeszcze głową i głośno westchnął, a na samym końcu podniósł wzrok do góry. - Boże, widzisz i sam wszystko wiesz, ale nic nie zdziałasz...
- Możesz odpowiedzieć na moje pytania? - zapytałam ostro. - Skąd mnie znasz? Skąd znasz Katherine? I... Kim Ty do cholery jesteś?
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. - zaczął grzebać coś w kieszeniach swojej kurtki i spodniach, co i rusz wyciągając różne kartki, aż w końcu wyciągnął jedną w moją stronę. - Mam nadzieję, że zgłosiłeś Was do zawodów pod koniec lutego? - zapytał Dustina, na co tamten kiwnął głową. - W pierwszy weekend następnego miesiąca są jeszcze jedne zawody. Wystartujcie w nich, jako rozgrzewka przed tym co Was później czeka.
Spojrzałam na zieloną kartkę, gdzie zamieszczone były informacje na temat zawodów tanecznych. Nie byłam co do nich przekonana. A już na pewno nie byłam przekonana do tego faceta, który wzbudzał we mnie zbyt dużo emocji jak i pytań. Byłam bardzo ciekawa skąd o mnie tyle wie?
- Do zobaczenia niebawem Aniu. - powiedział Stan i odepchnął się od barierki. Minął mnie i Dustina, zrobił kilka kroków do przodu i znowu się do mnie odwrócił. - Jeszcze jedno... Pozdrów ode mnie Alice.

*

- Ty idioto! Jak mogłeś?! - krzyknął Kendall prosto w twarz Dustina, a ja jedynie wywróciłam oczami. - Jaki mieliśmy plan do cholery?
No i skończyło się dobre zachowanie względem siebie tej dwójki.
- Przecież była tam ze mną! Nic jej się nie stało, jak widzisz! - czarnowłosy nie dawał za wygraną i również nie szczędził sobie ostrych słów.
Może mi ktoś przypomnieć, kiedy mówiłam o dobrych kontaktach? Mam ochotę cofnąć się w czasie i ugryźć się w język, kiedy miałam wypowiedzieć te słowa.
- No i co z tego?! Byłeś tam sam!
- I moi znajomi, którym ufam o wiele bardziej niż Tobie!
No to już jest lekka przesada. Popatrzyłam błagającym spojrzeniem w stronę Jamesa, który jedynie wzruszył ramionami. Carlos i Logan również byli bezbronni, a Bridgit jedynie głośno westchnęła i dalej piłowała swoje paznokcie. Czy tylko ja mam ochotę przywalić jednemu i drugiemu, żeby w końcu się uspokoili? Te ich kłótnie są w ogóle nie potrzebne, a już nie wspomnę na temat czego się kłócą.
Wyczekująco spojrzałam na zegarek, a widząc jak mała wskazówka zbliża się do piątki, postanowiłam w końcu interweniować. Może wszyscy mają to gdzieś, ale ja już nie mam ochoty dłużej przysłuchiwać się ostrym komentarzom ze strony Schmidta, jak i Belta.
- Jeżeli w tej chwili się nie zamkniecie, obiecuję, że Was zaraz zaknebluję. - warknęłam podnosząc się z kanapy. - Kendall wychodzimy. - powiedziałam w stronę blondyna, na co od razu wszyscy spojrzeli w stronę zegarka.
- Jest dopiero piąta! - krzyknął zdesperowany Dustin. - Macie jeszcze godzinę.
- Nie mam ochoty słuchać przez te sześćdziesiąt minut kolejnych przymiotników, których do tej pory jeszcze nie miałam okazji usłyszeć.
- Przynajmniej są z tego jakieś korzyści. - powiedział James rozkładając swoje nogi na krześle. - Nauczysz się kilku nowych słówek, które na pewno przydadzą Ci się w przyszłości.
- Dzięki za pomoc. - mruknęłam w jego stronę.
- Nie ma sprawy. - puścił mi oczko i znowu zabrał się za pałaszowanie swoich lodów z plastikowego kubeczka.
- Ty. - wskazałam palcem na Dustina. - Zostajesz, a Ty - pokazałam na Kendalla. - Wychodzisz.
Nie czekając na dalsze komentarze opuściłam pokój Logana, rzucając po drodze jeszcze nieme "cześć". W holu założyłam szybko buty i narzuciłam na siebie kurtkę, a czapkę założyłam już na dworze. Wyszłam z posiadłości Państwa Henderson i zaczęłam bezcelowo kopać w zaspy śniegu, które znajdowały się na krawężnikach chodników. Słysząc dźwięk zamykanych drzwi wzięłam garść białego puchu i uformowałam go w kulkę, którą od razu wycisnęłam w stronę chłopaka. Idealnie trafiłam w jego ramię, a widząc zaskoczoną minę blondyna od razu się odwróciłam tyłem do niego.
- A to za co? - zapytał głośno i zaraz stanął koło mnie.
- Za to, że jesteś takim dupkiem… - mruknęłam pod nosem, nadal na niego nie patrząc. - Wy na prawdę nie możecie wytrzymać nawet tygodnia bez kłótni? - zapytałam ostro.
- To miej do niego pretensje, że robi wszystko żeby mnie wkurzyć. - obronił się szybko. - Ja nie mam takich durnych pomysłów jak wypad do klubu, gdzie na każdym kroku może ktoś Ci zrobić krzywdę.
- Ale tam byli jego znajomi, którzy byli na prawdę w porządku! - krzyknęłam wymachując rękoma. - I to był klub tylko i wyłącznie dla tancerzy, którzy potrafią się bawić bez potrzebnych używek, jak alkohol, czy dopalacze.
- Nazwałbym to raczej klubem dla abstynentów...
Posłałam mu groźne spojrzenie, na co on jedynie wywrócił oczami. Otworzył przede mną drzwi do samochodu i zaprosił gestem ręki, żebym weszła do środka. Obeszłam pojazd dookoła i już miałam usiąść, kiedy Kendall złapał mnie za łokieć.
- Zrozum, zrobię wszystko żebyś była bezpieczna. - powiedział cicho patrząc prosto w moje oczy.
- Jestem bezpieczna. - szepnęłam i usiadłam na miejscu pasażera. Schmidt zamknął za mną drzwi i zaraz pojawił się obok mnie odpalając silnik i skierował samochód w stronę mojego domu. W czasie drogi nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. W radio leciały kolejne znane mi kawałki i nawet nie zauważyłam kiedy, a zaczęłam uderzać rytm muzyki na oparciu. Kiedy przejeżdżaliśmy obok parku do głowy wpadł mi pewien pomysł.
- Zatrzymaj się tutaj. - powiedziałam cicho.
- Co? Po co? - zapytał zaskoczony.
- Po prostu się zatrzymaj.
Kendall głośno westchnął i zaparkował na pustym miejscu, naprzeciwko kawiarni. Nie czekając na chłopka wyszłam z samochodu i udałam się w stronę wejścia parku. Ciemność, jaka nas ogarniała może i byłaby straszna, gdybym była tutaj sama. Ale kiedy poczułam obecność blondyna za swoimi plecami, cały strach minął. Za to przyszły wspomnienia sprzed kilku miesięcy.
- Ostatni raz tutaj byłem kiedy… - zaczął cicho mówić, a ja odwróciłam się w jego stronę. - Kiedy rozmawialiśmy ze sobą o Twoich zeznaniach u dyrektora.
- Taaa... Ja też… - szepnęła i lekko się uśmiechnęłam.
- Minęło tylko kilka miesięcy… - ciągnął dalej, a ja nie zamierzałam mu przerywać. - Pamiętam jak byłem na Ciebie wkurzony. - zaśmiał się pod nosem. - Bo powiedziałaś zupełnie co innego, niż miałaś. Nawrzeszczałem na Ciebie. - spuścił głowę w dół. - Głupio się czuję, kiedy o tym mówię.
- Co jeszcze pamiętasz? - zapytałam chcąc wiedzieć, jaki był wtedy punkt jego widzenia. Kiedy jeszcze był tym starym Kendallem.
- Padało. Byłem bardzo zdenerwowany, że nie chciałaś mi nic powiedzieć w szkole, tylko wyciągnęłaś mnie na dwór, gdzie strasznie lało. - zachichotał pod nosem i wskazał drewnianą ławeczkę, żeby na niej usiąść. Zajęliśmy miejsca koło siebie, a Kendall objął mnie ramieniem i przysunął jeszcze bliżej siebie, iż w ostateczności moja głowa spoczywała na jego ramieniu. - Krzyczałem na Ciebie. Nie umiałem opanować moich nerwów. A kiedy powiedziałaś mi, jaką wersję wydarzeń opowiedziałaś dyrektorowi, myślałem, że Cię uderzę.
- Chciałeś to zrobić? - zapytałam z ciekawości.
- Nie. - zaprzeczył szybko. - To był taki impuls. Sprzeciwiłaś się mi i uważałem, że powinnaś za to dostać. Ale szybko się opamiętałem, bo przecież jesteś dziewczyną. A ja mam swoje zasady i nie biję płci przeciwnej, jak i tej pięknej. No chyba, że jest to Katelyn Tarver, to wtedy jest inna sprawa.
Głośno się zaśmiałam z komentarza chłopaka, który zaraz do mnie dołączył. Park o tej porze był całkowicie opustoszały, a z nieba zaczęły spadać pojedyncze płatki śniegu, przypominające o swoim istnieniu. W tym momencie marzyłam tylko o tym, żeby czas się zatrzymał i nigdy nie ruszał. Tutaj, w park, na tej drewnianej ławeczce, obok wspaniałego chłopaka, który nie może pojąć, że zasługuje na wszystko co jest najlepsze.
- Nadal jestem ciekaw, dlaczego zmieniłaś swoje zeznania… - powiedział cicho.
- Katelyn groziła, że zrobi coś Dustinowi, albo Bridgit. - powiedziałam od razu. - Wtedy myślałam, że nie byłaby do tego zdolna, ale trochę się przestraszyłam. Wolałam nie ryzykować.
- No tak... Bo przecież Ty dla Dustina to swoje życie nawet oddasz… - westchnął teatralnie, na co dźgnęłam go w żebra.
- Tak samo jak on dla mnie. - powiedziałam stanowczo.
- Och uroczo. Wręcz się wzruszyłem. - pociągnął głośno nosem, na co jedynie wywróciłam oczami.
- Głupek… - mruknęłam pod nosem.
- Pamiętam jeszcze co mi powiedziałaś. - zmienił temat, a ja zaczęłam się zastanawiać o czym on mówi. Zaskoczona odsunęłam się od niego i spojrzałam pytającym spojrzeniem.
- Co Ci powiedziałam?
- Dokładnie to brzmiało: Boisz się przyznać, że jednak coś czujesz. - odparł patrząc przed siebie. Totalnie mnie tym zaskoczył. Nie wyobrażałam sobie, że ktokolwiek zacytuje moje słowa, które wypowiedziałam prawie pół roku temu!
- Jestem pełna podziwu… - przyznałam się wydymając usta.
- To były pierwsze słowa, które wziąłem sobie do serca. Byłem zaskoczony, że osoba, która znała mnie w tak bardzo krótkim czasie zauważyła z czym mam problem. Przeczytałaś mnie jak z otwartej księgi. - spojrzał w końcu na mnie i lekko się uśmiechnął. - Wtedy zrozumiałem, że nie jesteś taka zła, jak mi się wydawało.
- Och, dziękuję. - powiedziałam z słodkim uśmiechem. Kendall znowu się zaśmiał i głośno wypuścił powietrze, ze swoich ust.
- Ale jak na to wszystko patrzę z drugiej strony… - zaczął mówić i podciągnął się na ławce, siedząc teraz wyprostowanym. - Gdybyś powiedziała co innego w gabinecie dyrektora, nie spędziłabyś ze mną czasu w sobotę, kiedy wykonywaliśmy prace społeczne. - uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Fajnie się wtedy bawiłem. - przyznał szczerze. - Dopóki nie zadzwonił Dustin...
- Czy chociaż raz kiedy ze sobą rozmawiamy, możesz o nim nie wspominać? - zapytałam, marszcząc czoło. - Porozmawiajmy o takich rzeczach, które nie zmieniają Twojego dobrego humoru. - wzruszyłam lekko ramionami.
- Racja. - kiwnął głową i znowu na mnie spojrzał. - Na przykład, kiedy uratowałem Cię w basenie.
- Jedyne co pamiętam to upadek i to kiedy okrywałeś mnie ręcznikiem. Miedzy tymi wydarzeniami mam totalną pustkę. - powiedziałam wykrzywiając usta w grymasie.
- Mam Ci powiedzieć co wtedy się wydarzyło? - zapytał z błyskiem oku, którego nie mogła rozgryźć. - Kiedy Katelyn Cię wrzuciła od razu wszedłem na halę i zacząłem się na nią wydzierać. - zabrał od razu głos. - I... Cóż... Tak jakby o Tobie zapomnieliśmy… - powiedział ponuro, a ja szerzej otworzyłam oczy z rozbawienia. - Dopiero Erin nas doprowadziła do porządku i kiedy zobaczyłem jak swobodnie pływasz na dnie basenu od razu po Ciebie wskoczyłem.
- Mój Ty bohaterze. - powiedziałam słodko i potargałam włosy chłopaka.
- Czekaj, to jeszcze nie wszystko! Wyciągnąłem Cię z wody no i nie oddychałaś… - urwał na moment i zawiesił wzrok na moich ustach, a dopiero po chwili spojrzał w moje oczy. - Wykonałem masarz serca. - powiedział poważnie, ale nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Wiedziałam o tym doskonale co zrobił. - Albo jak wolisz, metoda "usta usta". - dodał z uśmiechem.
Zmieszana odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku, aby chłopak nie mógł dostrzec śladów rumieńców na policzkach, które pewnie od razu zagościły na mojej skórze. Wiem co zrobił, ale dopiero teraz uświadomiłam sobie, że jeszcze wtedy byliśmy wrogami, a teraz... O matko...
- Mogę od razu przyznać, że to był najgorszy pocałunek w całej mojej karierze zawodowej. - powiedział szczerze, a ja szybko się odwróciłam.
- Ciekawe dlaczego, skoro byłam nieprzytomna! - podniosłam głos lekko poirytowana, a po zażenowaniu nie było ani śladu.
- Nie podobało mi się ze względu, na Twoje zimne usta. - wyjaśnił mrużąc oczy. - Były jakby pozbawione życia. W tamtej chwili na prawdę się bałem, że Ty... No wiesz… - urwał niespodziewanie, a ja oblizałam usta ze zdenerwowania. - Ale wracając do pocałunku… - dodał szybko rozbawiony, a ja znowu wywróciłam oczami. - Nabierzesz praktyki i będzie dobrze.
- Błagam Cię, skończmy ten temat. - jęknęłam opierając się plecami o ławkę.
- Ja rozumiem, że jest Ci trudno mówić o takich typu rzeczach, ale na prawdę uważam, że jak nabierzesz wprawy będziesz cał...
- Kendall! - krzyknęłam na chłopaka chowając twarz w dłoniach, na co tamten jedynie zaczął się głośno śmiać. - Jesteś okropny… - przyznałam surowo.
- Ale chyba nie na tyle, żeby od razu zamykać oczy na mój widok. - przyciągnął mnie do siebie i mocniej objął ramieniem. - Jest mi o wiele cieplej, kiedy siedzisz koło mnie. - przyznał szczerze, a ja znowu wywróciłam oczami.
- Jak chcesz możemy już jechać.
- Właściwie... Dlaczego kazałaś, abym się tutaj zatrzymał?
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Tak jakoś... Pomyślałam, że przyda nam się trochę wolności od chemii. - odparłam szczerze.
- Będziemy o jedną lekcję do tyłu Panno Smith. - jego poważny ton, był na prawdę aż za bardzo zabawny, żebym mogła powstrzymać cichy chichot.
- Właściwie to dwie… - mruknęłam przypominając sobie o jutrzejszym dniu. - Jutro jadę na zakupy z Jade i Bridgit.
W jakim celu na razie nie będę mówić. Wiadomość, że w sobotę idę na wesele, na którym jedynie znam moich prawnych opiekunów, nie jest odpowiednia do naszych nastrojów. Kendall może się wkurzyć...
- No i co zrobimy z tym fantem? - zapytał wzdychając.
- Nie wiem. Ale możemy teraz iść na gorącą czekoladę, żeby się nie co rozgrzać. - przyznałam marszcząc nos.
- Jestem absolutnie za.

*

Zmęczona ciągłym chodzeniem opadłam na jedną z beżowych kanap i marzyłam tylko i wyłącznie o kojącym śnie, którego ostatnio mi brakuje. Szum dochodzący z wnętrza sklepu jest nie do wytrzymania, a do tego głośne rozmowy moich towarzyszek, które na pewno nie uszły uwadze żadnemu z pracowników tego sklepu. Jestem chyba jedyną dziewczyną, która nienawidzi zakupów. Ale najwyraźniej ani Bridgit, ani Jade kompletnie się tym nie przejęły i zaciągnęły mnie do kolejnego już sklepu poszukując idealnej sukienki na sobotę. Moje argumenty nie zdawały się kompletnie na nic, a ja jestem jedynie ciekawa po jaką cholerę mi tyle ciuchów w mojej garderobie, skoro i tak Jade woli kupić mi jeszcze jedną sukienkę, bo jak uważa, nie mam takiej która pasowałby na tą okazję.
Z drugiej strony nie dziwię się takiemu zapału, jaki darzy ta kobieta do tej uroczystości. Jest jedną z współorganizatorek tej imprezy i znając kolorystykę wnętrza sali, chciałaby aby i nasze stroje idealnie współgrały z wystrojem. A jako, że Bridgit ma podobno idealny gust, więc moja przyjaciółka również złapała się na popołudniową wycieczkę do centrum handlowego.
- Byłby prościej gdybyś nam pomogła. - odezwała się Mendler przechodząc obok mnie.
- Wiesz dobrze, że ja się na tym kompletnie nie znam… - westchnęłam głośno.
- A co powiecie na tą? - zapytała Jade, która stanęła koło nas z blado różową kreacją, z wielką kokardą zawiązaną w pasie.
- To jeszcze nie to, ale jesteśmy blisko. - stwierdziła Bridgit. Oczywiście moje zdanie kompletnie się tutaj nie liczyło. Jak dla mnie ta sukienka była zbyt dziewczęca, mało atrakcyjna i na pewno źle bym się w niej czuła.
- A ta? - tym razem to Bridgit wyciągnęła z wieszaka kieckę w stylu "cukierkowa baletnica".
- Sama sobie ją załóż… - mruknęłam pod nosem, na co Jade się zaśmiała.
Podniosłam się z miękkiej kanapy i ruszyłam w stronę wieszaków, będąc i tak stuprocentowo pewna, że niczego tutaj nie znajdę. Tak już jest od dokładnie dwóch godzin i... Czterdziestu dwóch minut. Tylko dlaczego akurat znajdujemy się w jednym z największych domów towarowych w Los Angeles? Z utęsknieniem spojrzałam na wyświetlacz telefonu, a widząc pustą skrzynkę odbiorczą głośno westchnęłam. W sumie, czego mogłam się spodziewać? Dustin prowadzi zajęcia, Logan zapewne się uczy, Carlos ogląda mecz, a Kendall... A Kendall do tej pory nie podał mi swojego numeru. Muszę zapamiętać, żeby przy najbliższym spotkaniu poprosić go, żeby wpisał mi się do kontaktów.
Znowu zmarnowałyśmy kolejne pół godziny w jednym sklepie, ale przynajmniej Jade znalazła dla siebie kreację, z czego jestem w połowie szczęśliwa. Bo z drugiej strony wiem, że czeka mnie kolejne męczące godziny w poszukiwaniu czegoś dla mnie. Śliwkowa sukienka Jade, na jednym ramieniu, sięgająca prawie do kolan idealnie komponowała się z jej cerą, jak i kolorem włosów. W przerwie między kolejnymi sklepami odzieżowymi postanowiłyśmy zawitać do obuwniczego, gdzie według Bridgit tam znajdziemy nie tylko buty dla mojej prawnej opiekunki, ale też i inspiracje do dalszych zakupów. Oglądając to co raz wyższe obcasy poszczególnych butów, chciałam złapać się za głowę. Jak można chodzić w takim cholerstwie? Przecież to jest udręka dla nóg! Ale czego się nie zrobi, dla wyeksponowanie nóg i tyłka?
- Wydaje mi się, że te będą najodpowiedniejsze do tej sukienki. - usłyszałam głos Bridgit, która stała nad kobietą i przymierzała czarne szpilki. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jak wspaniale się dogadują pod względem zakupów. - A Ty Aniu? Co o nich sądzisz?
- Są idealne. - powiedziałam szczerze.
- I bardzo wygodne. - skomentowała Jade.
- O mój Boże… - jęknęła długowłosa wpatrzona przed siebie. Spojrzałam w tamtą stronę co ona, ale niczego specjalnego nie mogłam dostrzec.
- Co się stało? - zapytałam zaniepokojona.
- Bierzemy te buty i wychodzimy. - zażądała dziewczyna. Popatrzyłam pytającym spojrzeniem na kobietę, która jedynie wzruszyła ramionami, ale posłusznie wstała i podeszła do kasy. Zapłaciła za swój nowy nabytek i wyszłyśmy ze sklepu. Bridgit szła przed nami prowadząc nas do kolejnego sklepu odzieżowego, który znajdował się dokładnie naprzeciwko poprzedniego miejsca, w którym byłyśmy.
- Mówiłam Wam, że mam dobry wzrok. - powiedziała, kiedy podeszła do wieszaka i ściągnęła pierwszą rzecz jaka się na nim znajdowała. Owym ubraniem była sukienka w kolorze pudrowego różu bez ramiączek i bardzo dopasowana. Przyznam się, że wyglądała całkiem ładnie, ale nie dla mnie.
- Do przymierzalni. - powiedziała poważnym tonem Mendler i wcisnęła w moje ręce materiał.
Tak, miała rację, sukienka była przepiękna. Ale ja nie mogłam w niej wyglądać dobrze. Na samą myśl o odkrytych ramionach przeszywa mnie dreszcz i nie umiem nic z tym zrobić. Kiedy zamknięto mnie w małym pomieszczeniu, głośno westchnęłam i przejrzałam się w lustrze, a potem zawiesiłam wzrok na wieszaku. To się nie może udać. Po prostu nie może...
Ściągając z siebie kolejne warstwy ubrań, robiło mi się co raz zimniej i jedynie o czym marzyłam to o ciepłym kubku herbaty i schowaniu się pod kołdrą. Zostając w samej bieliźnie naciągnęłam na siebie delikatny materiał i z małą trudnością zapięłam z tyłu suwak. Kiedy odwróciłam się w stronę lustra, nie wierzyłam własnym oczom.
- I jak? - zapukała Bridgit, a ja jedynie w odpowiedzi otworzyłam drzwi do przymierzalni, w których stanęły dwie sylwetki.
- Nie wydaje mi się, żeby… - zaczęłam, ale szybko zostałam uciszona przez Jade.
- Wyglądasz prześlicznie. - powiedziała szczerze kobieta.
- Ale ramiona… - szepnęłam i pokazałam na część ciała.
- Faktycznie te kreski wyglądają okropnie, ale myślę, że coś się da z tym zrobić. - mruknęła Bridgit. - Myślę, że w końcu znalazłyśmy to czego szukałyśmy. Czekaj, zrobię Ci zdjęcie.
Odwróciłam się w jej trochę i lekko się uśmiechnęłam, a kiedy Bridgit opuściła telefon znowu wróciłam do poprzedniego wyrazu twarzy.
- Gdyby Schmidt Cię zobaczył nie byłabym pewna, czy przeżyłby chociaż przez pięć sekund. - zaśmiała się blondynka, na co rzuciłam jej gniewne spojrzenie.
- Kendall? - zapytała Jade. - A ja myślałam, że bardziej Dustin...
- Dustin swoją drogą. - dziewczyna machnęła ręką, a ja już wiedziałam, że nie zamierzała kończyć swoich teorii. - Ale Kendall musiałby się wtedy na serio zastanowić, czy dalej chce ciągnąć Waszą przyjaźń.
- To nawet nie jest przyjaźń… - w końcu się odezwałam, aby nie wyszły zbyt wczesne wnioski. - Jesteśmy po prostu dobrymi znajomymi.
- Jasne… - mruknęła Mendler. - Dobra, przebieraj się i zaraz wracamy do obuwniczego.
Jedyny plus wynikający ze znalezienie tej sukienki jest koniec szwendania się po sklepach i możliwość wczesnego powrotu do domu. Ale po słowach Bridgit byłam jeszcze bardziej nieobecna niż mogło się wydawać. Jakie relacje wiążą mnie z tym blondynem? To nie jest jeszcze przyjaźń... Porównując kontakty między mną, a Dustinem z relacjami pomiędzy Kendallem, są to w ogóle dwie inne sprawy. Albo po prostu ja tak chcę, żeby było? Nie chcę dopuścić nikogo do siebie, bo po prosu boję się, że ktoś mnie skrzywdzi?
Widzę jak stara się Dustin. Ten wypad do klubu w sobotę był strzałem w dziesiątkę. Mogłam w końcu odreagować, ale i przy okazji dobrze się bawić. Ale z drugiej strony jest Kendall. Ten zagubiony chłopiec w ciele prawie dorosłego mężczyzny. Do swojej przeszłości dopuścił tylko mnie, co nie jest ani trochę proste. Chciałabym mu pomóc. Żeby uwierzył, że nie jest złym człowiekiem. Trudno jest niestety walczyć samemu o dobrą część chłopaka.
Jeżeli miałabym wybierać, który jest lepszy od drugiego, po prostu wstrzymałabym się od głosu. Ale dochodzę do wniosku, że niedługo będę musiała odpowiedzieć na to pytanie. Wybierając jednego, zniszczę drugiego. To nie jest ani trochę proste...










~~~~
Jake Miller - Like Me




____

Postaram napisać szybko, krótko i na temat:

1. W tym rozdziale jak widzicie jest więcej tańca, co ostatnio trochę go zanikło przez ostatnie rozdziały. Ale obiecuję, że już zostało tylko kilka rozdziałów, aby w końcu dowiedzieć się całej prawdy i nareszcie wszystkie tajemnice zostaną rozwiązane! Ale i tak większość zostawię sobie na sam koniec ;3.

2. Dziękuję za Wasze komentarze i za miłe słowa jakie piszecie pod każdym postem. Jesteście niesamowici i po prostu kocham Was tak mocno, że nawet sobie tego nie wyobrażacie. ♥

Okej, to tak wszystko w skrócie. Pewnie znowu o czymś zapomniałam, jak to mam w zwyczaju, ale mniejsza o to...

A więc, życzę wszystkim udanego tygodnia (niestety u mnie nie będzie za miły, tak samo jak cały maj ;<) i do zobaczenia w następną niedzielę! :*

4 komentarze:

  1. Cudowny rozdział. Bardzo podobała mi się scena z tańcem. Kocham twoje opowiadania. Są niesamowite masz wielki talent. Zazdroszczę ci takiego. Też chciałabym potrafić tak pisać jak ty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pojedynek był swoetny, jal również dogrywka. Ania wszystko szybko załapała, no i dała popalić Dustinowi Na początku, wyglądało mi to na plan Kendalla.. A tutaj takie zaskoczenie :). Nie wiem co dalej pisać, bo rozdział świetny! Czekam na nastepny! ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! ;) Jakoś bardziej do ani pasuje mi kendall ;D Cieszę się, że taki długie ;) do następnego! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju ! Zapomniałabym skomentować ! A byłam pewna, że już to dawno zrobiłam! xd No cóż,
    Ten taniec był sptnckalgndlllxmdlsl ! Boski, świetny, meega ! Świetnie to opisałaś ! Nic dodać, nic ująć ! ;)
    Dustin strzelił w dziesiątkę tym pomysłem ! Punktujesz Belt ! ALE ! HOLA, HOLA, JESZCZE SCHMIDT ! ;D
    Nie spodziewałabym się po nim TAKICH czułości. To w tym parku *o* Awwwww ! Oni są świetni ! Już się tak nie kłócą, w sumie to prawie wcale, ale znając Ciebie - napewno coś kombinujesz :D
    Ania i sukienka ? o.O W końcu przełamała strach ! Chociaż nie do końca, bo narazie TYLKO ja kupiła, nie wiadomo czy ostatecznie ją ubierze na ten ... no ... Gdzie ona wgl idzie ? Zapomniałam o tym, czy nie było inf o tej 'imprezie' ? Idk xD I co to jest skoro Kendall może się wkurzyć??
    Tak wgl to można powiedzieć, że Bridgit 'kibicuje' Schmidt'owi, a Jade Belt'owi ! Bridgit popieram Cię! ANDALL TEAM !
    Ania będzie musiała wybrać jednego .. Hmmmmm, nie mam pojęcia, kto to będzie. Dustin to jej przyjaciel.. traktuje go jak brata (którym jest??), a Kendal to 'dobry znajomy' , z którym doskonale się dogaduje .. i trooooszku zachowuje jak para :D Czy tego wyboru dokona w następnym rozdziale ?? Oby !
    Ok, to do nn ! ;)

    OdpowiedzUsuń