niedziela, 26 października 2014

Rozdział 14 "Boję się, że każdy dotyk może boleć."

Don’t even hesitate, just let it escalate
I want to see you go up
~~~~~~~~


- Dzwoniła Pani Greta. - oświadczyła Alice, kiedy przekroczyłam próg domu. - Pytała co u Ciebie i czy mogłabyś ją odwiedzić, bo trochę się za Tobą stęskniła. - dodała z uśmiechem.
- Nie tylko ona. - zachichotałam i weszłam do kuchni.
- Jak w szkole? - pyta, wstawiając wodę na herbatę.
- Hm, całkiem dobrze.
Pomijając fakt, że Panna Katelyn Tarver pojawiła się w szkole...
- Dzisiaj nie musisz zaprowadzać Caroline na zajęcia. - powiedziała zaparzając herbaty. - Pani Lucy ją odbiera ze szkoły, a potem razem z Panem Mattem wyjeżdżają na weekend do dziadków.
- No to fajnie. Przynajmniej spędzą razem czas. - uśmiechnęłam się i wzięłam łyka gorącej herbaty.
Czyli mam całe wolne popołudnie? I co ja będę robić?
- Pójdę do siebie. - mówię w stronę gosposi, która zabrała się za krojenie warzyw na sałatkę. Kiwnęła głową i uśmiechnęła się lekko. Zabrałam swoją herbatę i mozolnym krokiem poszłam w stronę mojego pokoju. Odstawiłam herbatę na szawce nocnej, a torbę z książkami rzuciłam obok biurka. Nie miałam ochoty zabierać się za lekcje, a w szczególności teraz, kiedy jestem wręcz wykończona.
Dzisiejszy dzień nie należał do tych mile spędzonych w szkole. Z resztą, który był? Byłam pod odstrzałem z dwóch stron. Po lewej, Pana Tarver, a po prawej Pan Schmidt. Jedna jak i druga strona wręcz rywalizowała ze sobą, co zrobić aby mnie upokorzyć. Już wolałam jak grali w jednym zespole. Ich atak był dosyć mocnym, jak na moją tarczę emocjonalną, ale nie poddałam się. No i Dustin był cały czas obok mnie. Uśmiechnęłam się na myśl o tym chłopaku. Pieprzony optymista. Zabawny, pieprzony optymista.
- Cóż za oryginalne połączenie. - pochwaliłam samą siebie.
Muszę przyznać, że go polubiłam. Nawet bardzo. Ale wciąż nie mogę uwierzyć, jak to się stało? Jak ja mogłam kogoś polubić, kogo kompletnie nie znam? W sumie, Jade i Daniela też nie znałam i minęło kilka miesięcy zanim im zaufałam. A Dustin? Wystarczyły zaledwie 3 tygodnie i już dogadujemy się ze sobą, jakbyśmy znali się od lat. Chcąc nie chcąc, muszę przyznać, że dobrze czuję się w jego obecności. Nie boję się. Przynajmniej na razie.
Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Spojrzałam od razu na zegarek i biegiem pognałam do kuchni.
- Alice, o której będzie obiad? - zapytałam szybko.
- Jak Pani i Pan Smith wrócą. Czyli za jakieś półtorej godziny. - powiedziała mieszając coś w garnku. - A co? Głodna jesteś?
Półtorej godziny? Nie zdążę.
- W sumie, to tak. - skłamałam.
- Mogę Ci zrobić coś na szybko. - odparła zaglądając do lodówki. - Hm, na przykład...
- Zostało jeszcze z wczoraj spaghetti? - zapytałam przerywając jej.
- Dla Ciebie akurat starczy. - wyjęła z lodówki srebrny garnek. - Odgrzać Ci?
- Jakbyś mogła.
- Za 10 minut będziesz miała obiad.
10 minut? Teraz na pewno zdążę.
Uśmiecham się jeszcze do niej i wychodzę z kuchni. Swoje kroki skierowałam do salonu, gdzie na kanapie drzemał Roky. Dobrze, że nie ma Jade, która od razu dałaby popalić temu pieskowi. Usiadłam obok niego, przez co przerwał swój sen i kiedy mnie zobaczył od razu zaczął mnie lizać po twarzy, a ja chichotałam jak głupia. W końcu pies się uspokoił i wygodnie ułożył się na moich kolanach, a ja włączyłam telewizor. Skacząc po kanałach znalazłam stację muzyczną, gdzie leciała akurat piosenka The Black Eyed Peas - Where Is The Love. Odłożyłam pilot, a za stołu zabrałam dzisiejszą gazetę. Nie pisali nic takiego, co by przykuło moją uwagę. Głośno westchnęłam i odłożyłam prasę.
- Aniu! Obiad gotowy! - krzyknęła Alice z kuchni. Wyłączyłam telewizor i spojrzałam na psa, który nie miał najmniejszej ochoty podnieść się z miejsca. Parsknęłam śmiechem i delikatnie przeniosłam go na miejsce obok. W odpowiedzi usłyszałam ciche warczenie, a ja pokręciłam głową.
- Nie ma tak dobrze. - powiedziałam w jego stronę i poszłam do kuchni, w której wręcz kotłowały się zapachy przeróżnych pyszności. Między innymi moje spaghetti, które stało na blacie czekające aż ktoś je zje.
- Wybierasz się gdzieś? - pyta Alice, a ja spoglądam na nią zdziwiona. Skąd ona do cholery to wie? Czyta mi w myślach, czy co?
- Em, zamierzałam się przejść. - powiedziałam zbita z tropu.
- Sama? - dopytuje się. Kuźwa...
- Umm... Nie wiem jeszcze...
- Nie powinnaś sama wychodzić. Wiesz, że jeszcze nie złapali tego... - urwała. A więc to o to chodzi... Kompletnie zapomniałam.
- Może z Dustinem, jeszcze nie wiem. - odzywam się po dłuższej chwili, a Alice spina się i wstrzymuje oddech. - Coś nie tak? - pytam unosząc brew.
- Nie... Wszystko w porządku... - kręci głową i wraca do kuchni. - Dobrze się z nim dogadujesz... - stwierdza cicho.
- Lubię go. - stwierdzam, nie musząc nawet kłamać. Gratulacje dla mnie! - Dobrze się czuję w jego towarzystwie. - dodaję, widząc jak Alice nadal ma poważną minę.
- To dobrze. Cieszę się. - mruczy, nadal nie spoglądając w moją stronę.
- Coś ukrywasz... - mówię cierpko, na co tamta szybko się odwraca. - O co chodzi?
- Co ukrywam? - pyta zdezorientowana.
- Ty mi to powiedz. Za każdym razem, kiedy mówię o Dustinie, zachowujesz się tak jakoś dziwnie. Już nie wspomnę o tym jak potłukłaś talerz, kiedy po raz pierwszy go zobaczyłaś...
- Potłukłam talerz? Taaak, ale... Po prostu wyślizgnął mi się z ręki... - zaczęła się jąkać. - Chcesz coś do picia? - zmienia szybko temat.
- Nie dziękuję. - odpowiadam, wiedząc, że ta rozmowa została zakończona. Przynajmniej ona tak myśli. Muszę się dowiedzieć, co ona takiego wie, że nie chce mi powiedzieć. I to w dodatku ma związek z Dustinem. Ciekawe...
Kiedy skończyłam jeść, poszłam do swojego pokoju jedynie po telefon, klucze i trochę drobnych na wszelki wypadek. W holu ubrałam moje czerwone Conversy, a na ramiona czarną kurtkę. Pożegnałam się z Alice i wyszłam z domu, zakładając na głowę kaptur. Skierowałam się w dobrze znanym mi kierunku, co chwila odwracając się i sprawdzając czy ktoś przypadkiem za mną nie idzie. Ostrożności nigdy za wiele. Po 15 minutach w końcu doszłam do celu.
- Witaj Aniu. - przywitała mnie Gwen siedząca jak zawsze w tym samym miejscu. - Dustin nie przekazał Ci wiadomości, że zajęcia są odwołane? - pyta cicho.
Odwołane? Ale jak?
- Nic mi o tym nie wiadomo... - mruknęłam.
- Kilka dzieciaków jest chorych i bez sensu prowadzić zajęcia dla 7 osób. - powiedziała głośno wzdychając. - Ale jak chcesz, to możesz iść do sali. Dustin przyszedł jakieś 30 minut temu i nie widziałam żeby wychodził.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do niej i posłusznie poszłam w stronę dobrze znanej mi sali. Stanęłam w miejscu, kiedy dotarłam do dużego korytarza, w którym na szczęście nie było nikogo. Rozejrzałam się dookoła oglądając wszystkie Jej zdjęcia.
- Cześć mamo. - powiedziałam cicho i starłam pojedynczą łzę spływającą po moim policzku. Mój wzrok skierowany był na dużą fototapetę, a obok niej zamieszczone dobrze znane mi daty: 11.06.1970r. i 13.12.2006r. Zamknęłam oczy i spuściłam głowę. Wzięłam kilka głębokich wdechów i poszłam przed siebie. Delikatnie otworzyłam drzwi do sali i tak jak się tego spodziewałam, Dustin poruszał się w rytmie delikatnej muzyki, granej na pianinie. Zdałam sobie sprawę, że po raz kolejny przeszkadzam mu w tańcu. No cóż... Mam po prostu wyśmienite wyczucie czasu.

Jego układ zupełnie różnił się od wczorajszego. Tamten był porywczy i bardzo przemyślany. Dzisiejsze ruchy przypominały kroki delikatnego elfa. Miał zamknięte oczy, przez co wydawał się bardziej tajemniczy. Połączenie słodkiej gry na pianinie, subtelne ruchy Dustina i otoczka wokół niego dały obraz pewnej historii, jaką przedstawiało jego ciało. Założę się, że on nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, jak dosłownie przekazuje swoje emocje w każdym tańcu. No chyba że, widzę to tylko ja. Dziewczyna która kiedyś też miała do czynienia z tańcem. I muszę to teraz przyznać, że chciałabym do tego wrócić. Tak. Chciałabym zacząć znowu tańczyć. Jednak wiem, że nie mogę. Może i ciało będzie się wręcz rwać do zrobienia chociaż półobrotu, ale psychika nie będzie mogła zrobić nawet jednego kroku. A tak bardzo bym chciała...
- Nowy układ? - pytam chłopaka, kiedy muzyka ucichła. Szybko odwrócił się w moją stronę, a na jego twarzy zobaczyłem lekkie zdenerwowanie i strach, później zaś radość i szczęście... - Hej...
- Cześć, co Ty tu robisz? - pyta podchodząc do mnie, a jego uśmiech stał się jeszcze szerszy niż był. O ile to możliwe...
- Tak jakoś... - mruknęłam wzruszając ramionami.
- Zajęcia są odwołane. Nie doszła wiadomość? - pyta niepewnie i podszedł do stereo zapewne go wyłączyć, kiedy kolejny utwór rozchodził się po sali.
- Nie wyłączaj. - mówię szybko, widząc zamiary chłopaka. - Możesz przyciszyć, ale nie wyłączaj.
Dustin spojrzał na mnie zdziwiony, a na jego twarzy zagościł wielki znak zapytania. Szczerze sama się zdziwiłam swojej prośby.
- Dowiedziałam się dopiero jak weszłam do studia. Gwen mi powiedziała. - wyjaśniłam wchodząc głębiej do sali. Ściągnęłam moją kurtkę i buty, które położyłam pod ścianą. - A Carla i tak pojechała do dziadków i pomyślałam...
- Że przyjdę i zobaczę swojego kolegę, bo nie widziała go dopiero kilka godzin a już się za nim stęskniłam. - przerwał mi Dustin i po chwili wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. - Sorry, ale nie mogłem się powstrzymać.
- Coś w tym rodzaju. - powiedziałam nadal chichocząc.
- Mam do Ciebie mnóstwo pytań, a to jest idealna okazja żeby Ci je zadać, ale nie wiem czy będziesz skłonna do rozmowy... - powiedział przeczesując swoje włosy.
- W zależności, jakie to będą pytania. - wzruszam ramionami i siadam pod lustrem opierając się o zimne szkło. - A jak na razie mam dobry humor, także podpowiem Ci żebyś tego nie zmarnował.
Dustin znowu zaczął się śmiać, ale zaraz siedział naprzeciwko mnie z nogami wyciągniętymi do przodu i zaczął się mi przyglądać, kiwając głową to w lewą stronę, to w prawą i z powrotem w lewą. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc dokładnie co on robi.
- Jaki jest Twój ulubiony kolor? - wypalił od razu, a ja parsknęłam śmiechem.
- To są te Twoje pytania? - zapytałam zdziwiona.
- Między innymi. Ale chciałem zacząć od czegoś prostego. - wzrusza ramionami i pokazał swoje białe zęby w lekkim uśmiechu.
- Fioletowy i zielony. - odpowiadam bez namysłu.
- Co robisz, kiedy masz wolny czas? - kolejne pytanie, a ja zaczynam się czuć jak na przesłuchaniu. A to dopiero początek. Ale nie chciałam mu przerywać. Ufam mu. Tak, dobrze zrozumieliście. Ufam temu chłopakowi bez skrupułów, z którym nie da się nudzić.
- Emm, zazwyczaj czytam. Ewentualnie opiekuję się roślinami. Lubię też słuchać muzyki. - odpowiadam na kolejne pytanie.
- Mam Cię ostrzegać kiedy będą trudniejsze pytania? - zachichotał.
- Mam się bać? - zmarszczyłam nos. - Jakbyś mógł. - oddaję.
- Raczej nie, ale właśnie wchodzimy o jeden stopień wyżej. - znowu się zaśmiał. Jejku, czy on na serio nigdy nie przestanie się śmiać? - Od jak dawna nie tańczyłaś?
- Od 7 lat. - od razu odpowiadam.
- Co kiedyś tańczyłaś?
- Emm... Wszystko? - spinam swoje mięśnie i nie wiem czemu ale moje usta wygięły się w lekkim uśmiechu. Założę się, że to sprawka Dustina, który nawet na chwilę nie zmienił swojego wyrazu twarzy. - Mogę powiedzieć, że byłam... Bardzo wszechstronna.
- Uwaga, poziom trzeci. - ostrzegł mnie, a ja wywróciłam oczami. - Czy chciałabyś jeszcze tańczyć?
Na to pytanie odpowiedziałam sobie jak patrzyłam na Ciebie...
- Chyba tak... - powiedziałam cicho, bojąc się własnej odpowiedzi.
- Uwaga, poziom bardzo wysoki. - znowu mnie ostrzegł. - Czy spróbujesz teraz wykonać wręcz banalny układ?
Sztywnieję. Teraz? Tutaj? Co?!
Mina mi rzednie, oddech staje się szybszy a serce zamiast walić zwykłe "BUM PUM... BUM PUM... BUM PUM..." wali mniej więcej tak: "BUMBUMBUBMBUBMBUBM". I zaczynam się obawiać, że po tej serii "BUM" może być zaraz długie "PIII...".
- W porządku? - do rzeczywistości przywraca mnie głos Dustina, który lekko się nade mną pochylił.
- Nie wiem, czy dam radę... - szepczę ze spuszczoną głową.
- Aniu, nie robiłbym tego gdybym nie uważał, że to Ci nie pomorze. Ale myślę, że to jest idealny pomysł, żebyś w końcu mogła przestać udawać kogoś, kim tak na prawdę nie jesteś.
W głowie pojawił mi się obraz tańczącego Dustina przed paroma minutami. Był taki prawdziwy w tym co robił. Wyrażał wszystko to co chciał... Zazdrościłam mu tego, że nie bał się okazywać uczyć i emocji w przeciągu tych 4 minut.
Spojrzałam najpierw na niego, a potem na pustą salę za nim. Potem znowu na niego. A później nie wiedząc co robię, podniosłam się na równe nogi. Widziałam jak Dustin się uśmiecha. Będzie miał satysfakcję z tego, że mi pomógł, przez co najmniej kilka następnych miesięcy. Dziwiłam się, że w końcu pozwoliłam sobie pomóc. Co on ze mną wyprawiał?
- Nie wiem... Co mam robić... - zaczęłam się jąkać. Usłyszałam, że Dustin podgłośnił stereo, z którego cały czas leciała wolna melodia grająca na pianinie.
- Możesz mnie złapać za ręce. Jeśli chcesz. - odpowiedział stojąc przede mną. Spojrzałam na jego wyciągnięte dłonie.
Dotknąć... Czy ja będę w stanie sama go dotknąć? Jego ciała? Czy będzie bolało?
- Mogę zadać jeszcze jedno pytanie? - zapytał cicho chłopak, a ja w odpowiedzi kiwnęłam głową. - Dlaczego boisz się kontaktu fizycznego? Widziałem wiele razy, jak Carla chciała Cię przytulić, ale w ostatniej chwili wycofywałaś się. A o tym, że ktoś Cię dotknie niechcący w szkole już nie wspomnę...
- Boję się, że każdy dotyk może boleć... - głośno westchnęłam zamykając oczy. - Ale błagam... Nie pytaj już dlaczego... - dodałam szeptem i czułam jak spod powiek wylatują nieszczęsne łzy.
- Nie płacz... - szepnął. - Chciałbym zetrzeć te łzy, ale wiem, że Ty tego nie chcesz... - powiedział cicho.
- Nie to, że nie chcę. - otworzyłam oczy i spojrzałam na jego zdezorientowaną minę. - Po prostu się boję... - szepnęłam.
Dustin głośno westchnął i spuścił głowę. Założę się, że zastanawia się co by tu zrobić. A ja stałam i cały czas płakałam, chociaż nie wiem dlaczego.
Chcę do mamy...
- Możesz podnieść swoją dłoń? - zapytał cicho i znowu czułam jego obecność kilka centymetrów przede mną. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Po prostu podnieś swoją lewą rękę i rozłóż dłoń.
Powoli podnosiłam swoją rękę, tak aby moje niezgrabne palce były na wysokości mojego ramienia. Widziałam jak Dustin się spina i zaciska mocniej usta. Co on chce zrobić?
- Jeżeli nie będziesz chciała, po prostu opuść rękę. Ale zapewniam Cię, że to nie będzie bolało. - usłyszałam nad sobą jego zachrypnięty głos, kompletnie nie rozumiejąc co on zamierza zrobić. Po chwili odsunął się kawałek i również zaczął podnosić swoją rękę, tylko, że prawą. Nasze dłonie były na tej samej wysokości, jednak dzieliła je dosyć spora odległość, którą Dustin stopniowo zmniejszał, co chwila patrząc się na mnie i upewniając, że jeszcze nie uciekłam gdzie pieprz rośnie.
Nagle poczuła dziwne ciepło. A później wręcz nawet gorąco, rozpływające się od jednego palca, aż po całe ciało. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia, przypatrując się naszym dłoniom, które nie dość, że się dotykały, to jeszcze były identycznej wielkości. Praktycznie takie same. Widziałam, że Dustin również się temu przypatruje, a ja wciąż stałam osłupiała.
- I co? - zapytał szeptem. - Boli?
- Nie. - pokręciłam przecząco głową. - Nie boli... Wręcz... Jest mi dobrze. I dziwnie ciepło. - mówię również szeptem, a przez moje ostatnie zdanie, Dustin w końcu się uśmiechnął. I ja także.
- Jest okej? - upewnił się, a ja kiwnęłam głową. - W takim układzie daj drugą rękę.
Nie myślałam długo, aby tego nie zrobić. Jednak powolnymi ruchami, tak samo jak wcześniej zbliżaliśmy do siebie swoje dłonie. W końcu ponownie poczułam to dziwne ciepło, rozpływające się po wszystkich organach. Uśmiechnęłam się patrząc na tą dziwną sytuację. Stoję na środku sali, razem z Dustinem w odległości może pół metra i napieramy na siebie swoimi dłoniami, a mnie to nic a nic nie boli. Zaczęłam kręcić głową z niedowierzaniem.

- Zrobimy jeszcze jeden eksperyment. - szepnął Dustin i czekałam na jego ruch, bojąc się co on może zrobić. Czułam jak jego palce rozsuwają się, poszerzając w ten sposób odległość między każdym z nich. Po chwili lekko się oderwał od mojej dłoni i przesunął ją w lewą stronę, tak, że jego palce były pomiędzy moimi. To samo zrobił z drugą dłonią i zaraz lekko zacisnął place na moich kostkach. Zrobiłam identycznie co on i tym razem staliśmy ze splecionymi dłoniami, uśmiechając się do siebie szeroko.
- Boli? - zapytał również cicho co wcześniej.
- Nie. - mówię wręcz zaskoczona tym faktem.
- Nie każdy dotyk boli. - odparł chłopak. - Nie każdy dotyk jest zły. - dodał. - I Ty o tym musisz wiedzieć. Musisz wiedzieć też, że poprzez dotyk często wyrażamy co czujemy. - tłumaczył mi, tak jak małemu dziecku. - Często tęsknotę, jak również i radość.
- A Ty, co teraz wyrażasz? - pytam nie zastanawiając się nad własnym pytaniem.
- Troskę. Wsparcie. I szczęście. - zaczął wyliczać. - A Ty?
- Podziękowanie. - uśmiechnęłam się nadal patrząc na nasze splecione palce. Coś niesamowitego. Ja, Ania Smith, stoi koło obcej osoby, którą praktycznie rzecz biorąc nie znam, ale mam splecione z nią dłonie i nic mnie to nie boli!
Poczułam jak ręce Dustina lekko zaczęły się kołysać i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że wokół nas rozbrzmiewa nadal muzyka. Przyłączyłam się do chłopaka zataczając półokręgi w powietrzu chichocząc przy tym co nie miara. Nasze stopy oderwały się od ziemi i zaczęły wędrówkę wokół stóp drugiego towarzysza. Wyszło tak, że tańczyliśmy w kółko, jak małe dzieci, a największą moją obawą było to, że zaraz ktoś wpadnie do sali i zobaczy nas w tej nieco dziwnej sytuacji, jak dla mnie.

- Podoba Ci się? - kolejne pytanie.
- Nawet bardzo. - odparłam szczerząc się jak głupia.
- A zrobimy obrocik?
- A nie puścisz mnie?
- Jeżeli będziesz tego chciała...
Zachichotałam pod nosem. Oderwałam jedną rękę i posłusznie wykonałam jeden pełen obrót, wciąż trzymając się za drugą rękę Dustina. Po chwili ponownie poczułam jak ściska moją wolną dłoń, a przez moje ciało przeszła kolejna fala ciepła. I dziwię się, że to nie był dreszcz, ale raczej porażenie prądem.
Prawda była taka a nie inna: Dustin potrafi mi pomóc. Wie jak. I wie też, że ja tej pomocy od niego oczekuję. Ale mu tego nie powiem...




~~~~


____

Witam wszystkich bardzo serdecznie c; Rozdział 14 za nami i mam nadzieję, że nie zawiodłam Was akcją ;)
Wiem, że nie ma Kendalla i niestety muszę przyznać, że przez najbliższe kilka rozdziałów niestety nie pojawi się, gdyż zajmiemy się przeszłością Ani ;> Oczywiście nie całą, ale po części będzie odkryta, także mam nadzieję, że nie będziecie się denerwować ;>

Chciałabym jeszcze przeprosić za nieliczne błędy, które możliwe że, pojawiają się praktycznie w każdym rozdziale... Kochani, nie mam pojęcia co się dzieje, ale blogger zamienia każde dobrze napisane słowo na błędne... Wielokrotnie próbowałam coś z tym zrobić, niestety bez skutków... Mam nadzieję, że niedługo to wszystko minie i w końcu nie będzie widać błędów ortograficznych jak i interpunkcyjnych.

Jeszcze raz bardzo za to przepraszam...

niedziela, 19 października 2014

Rozdział 13 "Co on takiego skrywa przed światem, że nie dopuszcza nikogo do przeszłości?"

Nothing lasts forever.
Nothing stays the same.
~~~~~~~~


- Dlaczego wszyscy są tacy drętwi? - zapytałem nie co głośniej niż zamierzałem, przez co kilku ciekawskich uczniów odwróciło się w moją stronę. Chłopaki spojrzeli najpierw na mnie, a później na siebie.
- Myślę, że nie na co dzień chodzi się w ciemnych okularach, kiedy na dworze nie widać nawet grama słońca... - mruknął Carlos popijając sok.
- To moja sprawa jak się ubieram. - powiedziałem wzruszając ramionami.
- Myślę, że to nie ma związku z Tobą, ale z Rebeccą... - powiedział szeptem Logan.
- Rebeccą Black? A co jej? - ponownie zadałem pytanie.
- Nic nie wiesz? - zdziwił się James.
- O czym?
Henderson głośno westchnął i zaczął czegoś szukać w swoim plecaku. Po chwili na stole leżała dzisiejsza gazeta, z przerażającym głównym tytułem.
- O to co się z nią stało... - odparł Logan.
Odłożyłem swoją kanapkę z powrotem na tacę i drżącymi rękami wziąłem gazetę.
- "Kolejna ofiara gwałtu. Seryjny gwałciciel, czy zwykły zbieg okoliczności?" - przeczytałem pod nosem główny temat prasy. Pośpiesznie przekręciłem kilka kartek i zabrałem się za dalsze czytanie - "Rebecca B. (17l.) kolejna uczennica University of California i kolejna ofiara napadu gwałciciela." - przerwałem czytanie i złożyłem gazetę. Nie mam zamiaru zadręczać się tą sprawą, akurat wtedy kiedy mam tysiące innych na głowie.
- A tak w ogóle to co z Charlottą? - pyta Carlos.
- Dobre pytanie... - mruczę i zabieram się z powrotem za jedzenie kanapki.
- Podobno starzy zapisali ją do psychologa. Dziewczyna w ogóle nie mówi i jest zamknięta w sobie... - mówi cicho Logan. - I nie sądzę, żeby wróciła do szkoły. Przynajmniej teraz. - dodaje po chwili.
- Oby szybko znaleźli tego dupka. - odzywa się James.
Też mam taką nadzieję. Nie rozumiem, jak w ogóle można coś takiego zrobić? Jednego dnia zniszczyć całe życie młodej dziewczyny. Nie mam pojęcia co one czują, ale myślę, że to nie jest tylko ból fizyczny, ale i psychiczny. Jak po tym można w ogóle żyć? A później założyć rodzinę? Strach przed puszczeniem swojej córki samej do szkoły, byłby chyba nie do wytrzymania każdego dnia, dla tych matek. Coś potwornego.
- Widzieliście dzisiaj Katelyn? - zapytał James. Podnoszę na nich wzrok i widzę jak każdy z nich kiwa przecząco głową.
- A Erin jest? - pytam.
- Tak, miałem razem z nią zajęcia ze sztuki. - odzywa się Logan.
- Może Pani Tarver boi się Kendalla? - pyta Carlos, na co wybuchamy śmiechem.
- Kto wie... - odpowiadam, kiedy uspokajamy swoje oddechy. - Ale nie może się przecież ukrywać w nieskończoność. I nie sądzę, żeby przepisała się do innej szkoły. Prędzej zrobiłaby to Panna Smith. - mówię ponuro patrząc się przed siebie, gdzie kilka stolików dalej siedzi Ania.
- Dlaczego nie powiedziała prawdy? - pyta Logan, również spoglądając na rozmawiającą brunetkę z Dustinem. W jego obecności jest zupełnie inną osobą. Czasami się nawet uśmiecha, co nigdy przedtem nie widziałem. Na przykład teraz chichocze zapewne z jakiegoś dowcipu Dustina. Wywracam oczami, kiedy tamta wręcz dusi w sobie śmiech zakrywając buzię dłonią.
- Katelyn musiała coś jej napisać. - odpowiadam nadal patrząc przed siebie. Nienawidzę tej dziewczyny. Z całego serca jej nienawidzę. Między innymi za to, co powiedziała wczoraj w parku. Za to, że powiedziała prawdę, kiedy ja nie chcę jej słuchać.
- Ona się uśmiecha. - stwierdza Carlos. Ma rację. Jej usta wyginają się w szerokim i szczerym uśmiechu.
- Znalazła sobie dobre towarzystwo, to dlaczego miałaby się nie uśmiechać? - mówi James, przeczesując swoje włosy. Dobre towarzystwo. Phiii, też mi coś. Dustin Belt i dobre towarzystwo, to jak Katelyn Tarver i bycie miłym. No, idealne połączenie. Wywracam oczami i popijam swoją wodę.
- Nie zaprzeczaj. Świetnie się ze sobą dogadują. - odparł Logan zwracając się w moją stronę.
- I co w związku z tym? - pytam ostro. - Nie obchodzi mnie to z kim ona gada i czy się uśmiecha, czy może płacze. Chociaż zdecydowanie wolę jak płacze i do tego z mojego powodu. - prycham pod nosem i krzyżuję ręce na piersiach. - Czy my na serio nie mamy o niczym ważniejszym do pogadania, tylko o Ani Smith i Dustinie Belcie?
Tamci milkną i wiem doskonale że temat tamtej dwójki jest zakończony. Przynajmniej na dzisiaj. Wiem o tym doskonale, że będzie on się ciągnął przez najbliższy rok.
W głowie pojawia się wczorajsze pytanie Ani:


Po co mnie uratowałeś?!


Dlaczego ją uratowałem? Dlaczego postąpiłem tak, a nie inaczej? Co mną ciągnęło, że wskoczyłem do chlorowanej wody, skoro mógłbym stać i patrzeć się jak ta tonie pod taflą zimnej wody? Co się ze mną dzieje? Co ona ze mną robi?
Przerwa pomału dobiega końca, a my opuszczamy stołówkę. Wyrzucam z głowy poprzednie pytania. Nie mam ochoty, ani czasu przejmować się tą dziwną dziewczyną. Ale i tak wiem, że kiedyś będę musiał odpowiedzieć sobie na te pytania. Kiedyś. Ale nie dzisiaj.
Razem z Jamesem idziemy do sali chemicznej, którą przeklinam już 3 rok. Nienawidzę chemii. Nie umiem chemii. I nie mam zamiaru się jej uczyć.
- Pan Schmidt. Nic nowego... - mówi rudowłosa kobieta, kiedy oddaje mój test, pisany tydzień temu. Tak jak się tego spodziewałem, na samej górze czerwonym długopisem znajdowała się moja naganna ocena - F. - Proszę Cię, abyś został na 5 minut po lekcjach. Muszę z Tobą porozmawiać.
Wywracam oczami, ale nic nie mówię. Znowu się zaczyna. Kolejny rok z rzędu będę użerać się z tą babką, która będzie mi grozić, że nie przepuści mnie do następnej klasy.
- Panna Smith? - zadaje pytanie nauczycielka i kiedy dostrzega brunetkę uśmiecha się szeroko. - Gratulacje, najlepszy wynik w klasie. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
Ponownie wywracam oczami. Czy jest coś, co ta dziewczyna nie umie? A no fakt, zapomniałem. Pływać. Prycham pod nosem, kiedy sobie o tym pomyślę.
- Jak zauważyliście oceny są różne, ale i tak jestem zadowolona z Waszych wyników. - mówi klaszcząc w ręce. - No może nie wszystkich. - dodaje cicho spoglądając oczywiście na mnie. Uśmiecham się słodko, na co ta wzdycha i wraca do prowadzenia dalszej części lekcji. Nie mogę się skupić na tym co się dzieje. Moje myśli były totalnie zawładnięte wszystkim innym, ale na pewno nie chemią.
- Panie Schmidt! Zapraszam do mnie! - krzyczy kobieta, kiedy próbuję dyskretnie opuścić salę po dzwonku. Zatrzymuję się w pół kroku i zaciskam ręce w pięści. Po chwili odwracam się do niej z przyklejonym na ustach głupim uśmiechem, który dostaje każdy kogo nie chcę widzieć, ale nie mam zamiaru tego okazywać.
- Nie mam zamiaru się z Panem męczyć, przez kolejny rok. - oświadcza od razu zdejmując swój biały kitel.
- Ja z Panią też. - oświadczam, nie przejmując się konsekwencjami tego co powiedziałem. Jednak rudowłosa nauczycielka nie przejmuje się moim zdaniem. Chyba się już przyzwyczaiła. Z resztą, nie dziwię się. Ta kobieta nigdy nie miała ze mną łatwo i teraz też jej nie dam wygrać.
- Wiem, że to jest głupie prosić Cię po raz setny, o to byś przykładał się do nauki.
- Ma Pani absolutną rację. To jest bardzo głupie. - zaciskam usta w wąską linię, tak aby stłumić w sobie chichot, który za wszelką cenę chcę się wydostać.
- W tym roku nie będę Ci grozić, że zostawię Cię w tej samej klasie, bo to kompletnie Cię nie interesuje. - ciągnie dalej.
- Nareszcie Pani zrozumiała... - wzdycham teatralnie, ale to po raz kolejny ignoruje mój komentarz.
- Rozmawiałam na Twój temat z wieloma osobami, między innymi z Twoim trenerem. - nie podnosząc na mnie wzroku ciągnie swoją wypowiedź, a ja zaczynam robić się lekko zdenerwowany. - Jeżeli będziesz opuszczać się w nauce, nie tylko z chemii, ale też z innych przedmiotów możesz zostać wyrzuconym z drużyny.
Zamieram. Z wrażenia aż opieram się plecami o ławkę stojącą za mną. Ona nie mówi chyba poważnie. Jak to "wyrzucić"? Mnie? Nie mają takiego prawa! Jestem kapitanem drużyny! To ja odpowiadam za tą gromadę chłopaków! Gdyby nie ja, już dawno byśmy opadli na dno!
- To jest jakiś żart? - pytam zdenerwowany. - Może mi Pani pokazać, gdzie są ukryte kamery, żebym mógł pozdrowić rodziców?
- Masz czas do końca pierwszego semestru. To zależy od Ciebie. - kobieta kręci głową i wychodzi z sali, zostawiając mnie samego z kłębiącymi się myślami.

~*~


- Dustin mówił, że już dzisiaj będzie koniec remontu. - oświadcza z dumą w głosie Carla, kiedy wchodzimy do Dance Studio.
- To świetnie. - odpowiadam i uśmiecham się w jej stronę. Kiwam głową w stronę Gwen, która siedziała w recepcji. Dziewczyna jest ode mnie kilka lat starsza i miałam okazję z nią kilka razy pogadać. Jest bardzo sympatyczna, miła i bardzo otwarta na nowe znajomości.
Przechodzimy przez główny hol i kierujemy się w stronę dużego korytarza. Rozstaję się z Caroline w poczekalni, gdzie ona biegnie w stronę szatni, a ja udaję się w stronę sali tanecznej. Wszystkie ściany były zakryte szarą folią i nie mogłam dostrzec nowego wyrazu ścian. Głośno wzdycham i po chwili niepewnym ruchem otwieram szerzej drzwi, z których wydobywają się wolnej muzyki jazzowej. Wychylam głowę do środka, a później resztę ciała i z uwagą przyglądam się jak Dustin wykonuje swój układ. Nie zauważa chyba mojej obecności, bo tańczy dalej, tak jakby świat po za nim i tą sale wcale nie istniał. Z podziwem przyglądałam się jak jego mięśnie wykonują ogromną pracę podczas wysokich podskoków, czy obrotów. Był idealny w tym co robił. Doskonale wczuwał się w słowa mężczyzny śpiewającego o smutku, żalu i tęsknoty za swoją ukochaną.
Chęć podejścia bliżej jest znacznie większa, niż mogłaby mi się wydawać. Jednak nie chcę naruszać przestrzeni osobistej chłopaka. To jest jego czas, kiedy może pokazać co czuje, myśli. To jest piękne widząc, jak jego drogą do szczęścia okazują się zwykłe stawianie kroków do przodu, tyłu, w bok a może i nawet w górę. Jego ruchy może dla niego nowo poznanymi krokami, jednak ja już to gdzieś widziałam. Znam te ruchy. Te podnoszenia rąk i układanie palców w prawą, a nie w lewą stronę. To wszystko jest dziwnie dla mnie znajome. Wręcz przerażające.
- Długo już stoisz? - pyta uśmiechnięty chłopak, na co ja speszona odwracam wzrok.
- Jakąś chwilę. - mówię szeptem i pewnym krokiem wchodzę do środka.
- Podobało Ci się? - pyta mnie, w między czasie wyłączając stereo.
- To było... - urywam i znowu spuszczam głowę w dół. - Piękne. - kończę niepewnie i ukradkiem patrzę na jego reakcję.
- Cieszę się, że Ci się podobało. - oznajmia i szeroko się uśmiecha. Kieruję się w stronę mojego stałego miejsca, ale Dustin szybko mnie dogonił chwytając za moją dłoń.
- O nie, nie, nie. Dzisiaj jesteś drugim trenerem tańca. - mówi ciągnąc w swoją stronę. Chichoczę pod nosem i dopiero po jakieś chwili dostrzegam, że jego dłoń dalej trzyma moją w dosyć mocnym uścisku. Patrzę to na nasze splecione dłonie, to na oczy Dustina, który stał zdezorientowany. Po chwili przytomnieje i delikatnie zabiera swoją dłoń.
- Przepraszam. - bąka pod nosem i ze zdenerwowania przeczesuje swoje czarne włosy. Podnoszę rękę lekko do góry i okręcam ją na wszystkie strony. Nic. Zero bólu. Zero jakiegokolwiek cierpienia. Zero wspomnień.
- Jest.... Jest w porządku. - jąkam się próbując rozluźnić nie co atmosferę. - To gdzie są te dzieciaki? Gdybym była głównym trenerem, dałabym im porządną naganę, że spóźniają się na zajęcia.
Dustin zaczyna się głośno śmiać i już wiem, że nie będzie wypominał tego incydentu. To nie jest jego wina, że nie lubię jak ktoś mnie dotyka. Strach stwarza pewną blokadę, która uwalnia złe myśli dotyczące minimalnego dotyku. Boję się, że to może boleć, że dotknie mnie mocniej niż tego chcę i czy w ogóle będę w stanie znieść poczucia na swoim ciele inne. To nie jest łatwe. Jednak z każdym dniem wiem, że idę o jeden krok do przodu. Mogę spokojnie złapać rękę kogoś z domowników, ale nikogo innego. Teraz jak się również okazuje mogę i Dustina.
- Okej kochani, musimy brać się ostro do roboty, bo zawody zbliżają się wielkimi krokami. - mówi Dustin do gromadki dzieci, która pojawiła się po jakiś 15 minutach. - Chciałbym Wam przedstawić moją przyjaciółkę, Anię. - pokazuje na mnie ręką, a ja macham nieśmiało. - To jest Wasz drugi trener i proszę zachowywać się stosownie. - mówi poważnym tonem, a ja cicho chichoczę, przez co skupiam na sobie wzrok większości dzieci.
- Po prostu traktujcie mnie jak Waszą koleżankę, zgoda? - pytam z uśmiechem, na co w odpowiedzi dostaję kilka kiwnięć głowami.
- Proszę Pani! - mały chłopczyk podnosi rękę, a ja znowu chichoczę.
- Żadna proszę Pani, tylko Ania. Okej? - pytam chichocząc i spoglądam na Dustina, który przygląda mi się z zaciekawieniem.
- Tańczysz może hip-hop Aniu? - odzywa się ten sam chłopczyk, a mi rzednie mina. Nerwowo oblizuję usta i ponownie patrzę na Dustina. Kurwa, no pomóż mi chociaż raz!
- Myślę, że to nie jest czas na rozmowy. Jeżeli chcecie wygrać, to musicie dużo ćwiczyć, prawda? - zmieniam szybko temat. Wypuszczam głośno powietrze, czując ulgę, że na razie nie będę musiała wracać do tego tematu. Gromadka dzieciaków szybko stanęła na równe nogi i zaczęła się rozciągać. Stanęłam na przeciwko Dustina i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Czemu się nie odezwałeś? - pytam go ostro.
- Bo sam byłem ciekaw odpowiedzi. - wzrusza ramionami jak gdyby nigdy nic.
- Rozmawialiśmy na ten temat i nie chcę do tego wracać...
- Nie Aniu. To Ty rozmawiałaś. - mówi przez zaciśnięte usta i robi jeden krok do przodu. - Jeżeli mamy ze sobą pracować, to zależy mi na zaufaniu i szczerości. A jak na razie nie dostaję ani jednego ani drugiego.
- To po co tu w ogóle jestem? Wiedziałeś doskonale na co się piszesz, proponując mi pomoc w prowadzeniu grupy. Ja tańczyłam. A z tego co wiem, to jest czas przeszły.
- W każdej chwili możemy zmienić go na teraźniejszy. - uśmiecha się drwiąco i wymija mnie.
Zaciskam mocniej zęby jak i powieki. W myślach odliczam od 10 w dół i próbuję się uspokoić. Czy on na serio nie może zrozumieć, że ja już nigdy, ale to przenigdy nie będę tańczyć?! Bardzo bym chciała, ale nie mogę! Cena jaką musiałabym zapłacić za wykonanie jednego obrotu, jest większa niż mógłby sobie nawet to wyobrazić.
Z resztą, skąd on może o tym wiedzieć? Wychował się w idealnej rodzinie i w idealnych warunkach i ma idealnie poukładane życie. Proszę Państwa, o to Idealny Dustin Belt! We własnej osobie! Do nabycia w bardzo okazyjnej cenie!
Ugh, ogarnij się Ania....
Zajęcia trwają już od ponad godziny i muszę przyznać, że całkiem dobrze mi idzie w roli "pomocnicy trenera". Daję kilka wskazówek, co do ustawienia, czy nawet zauważam drobne szczegóły w synchronizacji. Często Dustin przez to się denerwował, ale co na to poradzić. Chciał pomocy, to przecież ją ma. Jednak w sprawie niektórych pomysłów do zmiany układu nie przypadły mu do gustu i po prostu mnie zbywał. W sumie, to może nie powinnam aż tak bardzo się wtrącać. To jest jego zespół i to on tu rządzi. Ehh, już sama nie wiem co mam robić.
- Dzięki kochani. Z takim tempem na pewno uda nam się przygotować do zawodów. Do zobaczenia jutro. - krzyknął Dustin i tradycyjnie zaczął bić brawo. Po kilku minutach na sali ponownie zostaliśmy tylko we dwójkę i już tak bardzo mi to nie przeszkadza. Zauważyłam, że co raz częściej zostaję sam na sam z tym denerwującym chłopakiem, ale wiem, że nic mi nie zrobi. On chce mi pomóc. Tylko, że ja nie mam ochoty przyjmować jego pomocy.
- I jak? Podobało Ci się w roli trenera? - pyta z uśmiechem, pakując swoje rzeczy do czarnej torby.
- Nie było aż tak źle... - prycham pod nosem. - Przypominam, że miałeś mi coś pokazać.
- Tak wiem o tym. Ale myślę, że teraz jest za późno i Carla będzie się niecierpliwić. - bierze pęk kluczy i wychodzimy z sali, po drodze gasząc światło. - Co robisz w sobotę? - pyta ni z tego ni z owego. Otwieram szerzej oczy.
- Słucham? - pytam zbita z tropu.
- Pytałem, co robisz w sobotę? - ponownie zadaje pytanie. Wiem do cholery co powiedziałeś, tylko chciałam się upewnić, czy wiesz o co pytasz!
- Umm, nie wiem jeszcze. A co? - jąkam się lekko zestresowana.
- Chciałabyś może ze mną gdzieś jechać? - pyta niepewnie.
- W zależności gdzie.
- To będzie taka niespodzianka. I pokarzę Ci coś, co obiecywałem już w poniedziałek - uśmiecha się szeroko i spuszcza głowę w dół. - To co?
- No niech Ci będzie.
Chłopak podnosi głowę i widzę jak jego oczy wręcz tańczą z radości. Chichoczę pod nosem i przyśpieszam nie co kroku. Kiedy wchodzimy do poczekalni w środku było dosyć sporo ludzi. Między innymi rodzice dzieciaków, budowlańcy i facet w ciemnej marynarce, który rozmawiał z jednym robotnikiem.
- Co tu się dzieje? - pytam cicho chłopaka.
- Chyba będą pokazywać nowy wystrój. - mówi również cicho. Idziemy w stronę Caroline, która patrzy się przed siebie z szeroko otwartymi oczami.
- Patrz jaka długa zasłona. - pokazuje palcem na czerwoną kurtynę zasłaniającą główną ścianę. Ciekawa jestem ile czasu potrzebowali aby ją zawiesić. Przecież kiedy tu przychodziłam były same folie, a teraz, jak to określiła mała, długa czerwona zasłona.
- To jest dyrektor studia. - szepcze w moją stronę Dustin pokazując wzrokiem na faceta w ciemnej marynarce. Zaczął dziękować robotnikom i podszedł do złotego sznura, którym zrzucił kurtynę, a mnie aż serce stanęło.
- "Podczas każdego tańca, któremu oddajemy się z radością, umysł traci swoją zdolność kontroli, a ciałem zaczyna kierować serce." - przeczytał dyrektor na głos, napis namalowany białą farbą na jasno fioletowym tle. Obok niego była duża, czarno biała fototapeta przedstawiająca bardzo znaną mi kobietę. - Katherine Cross. - dodał z uśmiechem.
Mój oddech lekko się przyśpieszył, a serce walić tak głośno, że miałam wrażenie, że wszyscy go słyszą. Po chwili wszystkie ściany zostały odsłonięte, a ja z wrażenia usiadłam na krześle.
- Wszystko w porządku? - zapytał mnie Dustin, który pochylił się w moją stronę. Przytaknęłam tylko, nie mogąc nic więcej zrobić. Szok zawładnął całym moim ciałem. Dopiero po jakiś kilku minutach, w końcu podniosłam się z siedzenia i zaczęłam rozglądać się po całym korytarzu. Wszędzie wisiały Jej zdjęcia. Katherine uśmiechnięta, Katherine poważna, Katherine zdziwiona i wiele innych jeszcze oblicz Katherin. Moje oczy wypełniły się łzami, ale za wszelką cenę starałam się, aby nie ujrzały światła dziennego. Dlaczego Ona? Dlaczego Jej zdjęcia wisiały praktycznie na każdej ścianie?
- "To zabawne jak z dni na dzień nic się nie zmienia, a kiedy obejrzysz się wstecz, wszystko wydaje się inne." - przeczytał Dustin stojący za mną. - To jeden z moich ulubionych cytatów. - oświadczył z dumą w głosie.
Popatrzyłam na niego przez chwilę, a potem skierowałam swój wzrok przed siebie. Tym razem ściana była biała, ozdobiona jednym dużym zdjęciem zrobionym podczas obrotu, a obok niego był zamieszczony przeczytany przez Dustina cytat.
- Wspaniała kobieta. - westchnął głośno chłopak. - Pełna optymizmu i energii. Jako dziecko, wielokrotnie oglądałem jej występy i wciąż nie mogę się nadziwić, jak swobodnie poruszała się po scenie.
Każde słowo, wypowiedziane przez Dustina, było wypełnione stu procentową prawdą. Wiedziałam doskonale jaka była Katherine Cross. Sama mam takie nazwisko. Ale już go nie używam.
- Jednak jak zwykle coś musiało stanąć na drodze. - ciągnął dalej.
Jezu, Dustin wiem! Wiem o tym doskonale! Sama siedziałam przy niej w szpitalu, kiedy ona ostatnimi siłami próbowała oddychać! Nie musisz mi tego mówić! No ale przecież, skąd Ty o tym możesz wiedzieć, że ja wiem....
- Rak wyssał z niej całe szczęście.
Zamknij się! W tej chwili!
- Pamiętam jak przeczytałem artykuł w gazecie, o tym, że nie żyje. Na pierwszej stronie widniały zdjęcia z pogrzebu. Przyszło wiele ludzi. I wszyscy byli smutni, bo stracili żywego anioła.
To też pamiętam. Było bardzo dużo ludzi. Z tego co mówili mi w szkole. Bo ja... Ja nie byłam na pogrzebie... On mi nie pozwolił, żebym poszła...
- I chociaż miałem zaledwie 10 lat, to płakałem.
Żebyś Ty wiedział ile ja płakałam. I nadal płaczę. I chyba zaraz to też zrobię, jeżeli nie zamkniesz tej swojej mordy.
- Pytałaś się mnie, czemu tańczę. Odpowiedź znajdziesz w tej kobiecie. - uśmiechnął się blado i spojrzał w dół. - To ona mi pokazała, że warto walczyć do końca. Że mam się nie poddawać. Bo ona tego nie zrobiła.
Ta "ona" to jest moja matka. Moja kochana mama, za którą niewyobrażalnie tęsknie. Spoglądając na zdjęcie już nie mogłam powstrzymać łez. Nie mogłam patrzeć na jej roześmianą twarz, kiedy ja tak cholernie za nią tęskniłam. Nie mam pojęcia, czy Ona o tym wie, czy nie. Bo gdyby wiedziała, nie zostawiałaby mnie samej. Tak się przecież nie robi...
- Skąd o niej tak dużo wiesz? - w końcu odzyskuję zdolność do mówienia i od razu żałuję mojej decyzji. Mój głos był lekko zachrypnięty, przez co tamten odwrócił się w moją stronę i spojrzał się w zapłakane oczy.
- Szukałem wszędzie. Chciałem o niej wiedzieć wszystko. Musiałem przecież znać informacje o osobie, która pokazała mi drogę w życiu.
Przynajmniej Tobie, bo mi już nie zdążyła.
- Najdziwniejsze jest to, że nic nie wiadomo o jej rodzinie... - dążył temat, a ja zesztywniałam. - Miała męża, to na pewno. Ale nie wiadomo gdzie on teraz jest. Wiele razy widziałem zdjęcia z jakąś dziewczynką, ale nigdy nie było mówione kim ona jest. Może córką? A jeśli tak, to co z nią się stało?
Stoi przed Tobą, głąbie...
- W sumie, jak tak patrząc na to zdjęcie. - pokazał palcem na kolorową fotografię na ścianie obok. - Mógłbym przyznać, że jesteś do niej podobna. - uśmiecha się szeroko. - No popatrz tylko.
- Yyy... Wydaje Ci się. - kręcę głową i oddalam się szybko. Cholera, cholera, cholera! I co teraz?!
- Praktycznie ten sam kolor włosów. - ciągnął Dustin. - I ten uśmiech. - zachichotał. - Jedynie oczy...
- Możemy już iść? - pytam zdenerwowana zapinając swoją kurtkę. - Jestem zmęczona.
Chłopak popatrzył jeszcze przez chwilę na zdjęcie i po chwili, która wydawała się wiecznością, skinął głową. Spojrzałam na Caroline, grzecznie siedzącą na wysokim krześle i machała nóżkami, które wisiały w powietrzu. Pokazałam jej, że już wychodzimy na co ona posłusznie zsunneła się z krzesła i skierowała się w stronę wyjścia.
Droga powrotna mijała w licznych rozmowach, dotyczące układu dzieciaków. Dustin co chwile mówił mi nowe pomysł, a ja tylko przytakiwałam, ewentualnie poprawiałam. W głowie nadal miałam obraz wystroju wnętrza Dance Studio. Dlaczego motywem przewodnim wzięli właśnie Ją? Kim Ona była, że aż Dustin się Nią zachwyca? Nagle sobie o czymś przypomniałam.
- Na zajęciach przedstawiłeś mnie jako swoją przyjaciółkę. - wypaliłam od razu.
- No i? - zapytał niepewnie Dustin. - Nie jest tak?
- Bardziej bym określiła koleżanka. - przechyliłam głowę wydymając usta, a Dustin głośno westchnął.
- Okej, podkreślę to na następnych zajęciach.


Po kilku minutach w końcu doszliśmy do domu. Pożegnaliśmy się z chłopakiem i razem z Carlą skierowałyśmy się w stronę jasno oświetlonego budynku.
Powitania z Jade i Danielem minęły dosyć szybko, tak samo jak i kolacja przy której nie obyło się bez rozmowy na temat Rebecchi. To już kolejna, skrzywdzona dziewczyna, a sprawca nadal jest na wolności. Nie wierzę w przypadki, dlatego sądzę, że te dwa ataki były dokonane przez tego samego gnojka, który nieźle się bawi robiąc policję w bambuko. Ciekawa jestem tylko na jak długo...
Po skończonej kolacji udałam się do swojego pokoju, który lekko ogarnęłam z walających się książek i ubrań. Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam odprężającą kąpiel i po 30 minutach leżałam już w łóżku z laptopem na nogach i telefonem, który zabrzęczał informując o nowej wiadomości. Zmarszczyłam brwi, dziwiąc się, że ktoś wysłał mi SMS-a.





Uśmiechnęłam się pod nosem. Kompletnie zapomniałam, że Dustin ma mój numer. Od razu zabrałam się za napisanie odpowiedzi.





Położyłam telefon na szafce nocnej i ponownie zatopiłam nos w laptopie, gdzie oglądałam zdjęcia z Jesiennego Balu. Muszę przyznać, że Katelyn w długiej, śliwkowej sukni wyglądała całkiem dobrze. Nic dziwnego, że została królową balu.
Nagle przypomniałam sobie osobę, która niechętnie jest widziana w mojej głowie. Nie trudno jest zgadnąć o kogo chodzi... Zastanawia mnie tylko, kto mu to zrobił? Dlaczego przyszedł dzisiaj z zaczerwienionym policzkiem? Już nie wspomnę o okularach przeciw słonecznych, które zasłaniały pewnie duże limo.
Dlaczego tak się zachowuje? Dlaczego jest chamski, arogancki i... Zimny? Co on takiego skrywa przed światem, że nie dopuszcza nikogo do przeszłości?
Parsknęłam śmiechem. W sumie kogoś mi on przypomina i to bardzo dobrze. Przecież każdy ma tajemnice, nie? I nie każdy chce, aby zostały one ujawnione.
Prawda Aniu?



~~~~




____
Jejuuu, tak bardzo chciałabym Wam podziękować za wszystkie miłe słowa jakie od Was dostaję ;* Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak to wpływa na to co piszę, bo wiem, że mam dla kogo ;3 Takich czytelników jak Wy mogą mi zazdrościć inne blogi ;>
Bardzo, bardzo, bardzo, ale to bardzoooooo Wam dziękuję! ;********

Rozdział jest dla mojej przyjaciółki, która męczy mnie już od tygodnia, że chce dedykację. Tak Paulina, to dla Ciebie ;*