Hands are silent
Voice is numb
Try to scream out my lungs
But it makes this harder
And the tears stream down my face
~~~~~~~~
- Pożałujesz, że się urodziłaś! To przez ciebie Ona nie żyje! Rozumiesz?! Przez Ciebie!
Widziałam jak jego ręka podnosi się wysoko do góry, a potem czułam ją na swoim policzku. Oszołomiona zrobiłam kilka kroków do tyłu, po czym upadłam na zimną posadzkę w kuchni i potarłam zaczerwienione miejsce na mojej twarzy ręką. Z oczu zaczęły płynąć łzy bólu i strachu.
- Nienawidzę Cię! - znowu krzyknął i tym razem poczułam jak jego noga zgniata moje żebra, a ja z trudnością łapałam oddech. - Nienawidzę Cię. - szepnął i potrząsnął moim ramionami do przodu i do tyło. Przód, tył. I znowu przód. I znowu tył. Myślałam, że znowu będzie do przodu, jednak było już tylko co raz bardziej do tyłu, aż w końcu moja głowa z hukiem uderza o podłogę. Nie mogę się podnieść. Nie mogę złapać oddechu. Nie mogę żyć.
Cała spocona podnoszę się z łóżka i zaczęłam głęboko oddychać. Rozejrzałam się dookoła siebie. Byłam w domu. W swoim pokoju. W łóżku. Nie w obecności tego bydlaka. Potarłam moje czoło i znowu padłam na poduszki. Kolejny koszmar. Kolejny, w którym w roli głównej jest On. To nie było wspomnienie, tylko moja wyobraźnia, której nie umiałam trzymać pod kontrolą. Jednak muszę przyznać, że sny w których umieram, są najlepszymi, jakie kiedykolwiek miałam.
Przekręciłam się na drugi bok i zapaliłam nocną lampkę. Jej światło od razu mnie otumanił, jednak po chwili w końcu się przyzwyczaiłam. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie obok. 03.15. Zostało mi jeszcze 3 godziny snu, a później znowu będę musiała się obudzić. Podniosłam się z materaca i wyszłam z mojego pokoju. Po cichu stawiałam kroki na marmurowej podłodze i skierowałam się do kuchni. Nalałam sobie wody do szklanki i usiadłam na krześle barowym.
Skoro miałam dzisiaj koszmar, to musi coś się stać. Ostatnim razem kiedy miałam zły sen, następnego dnia wpadłam na Katelyn Tarver, a jeszcze później próbowała mi obciąć włosy. Coś się stanie. Z Katelyn Tarver w roli głównej. W końcu, to właśnie dzisiaj miną 2 tygodnie mojej nauki w University of California. Jestem bardzo ciekawa co na dzisiaj Królowa Blondynek ma w zanadrzu. Wypiłam do końca wodę i odstawiłam szklankę do zlewu. Ponownie cichaczem pokonałam schody i już po chwili byłam z powrotem w moim pokoju. Zgasiłam lampkę i próbowałam usnąć.
*
- A co to za autokar? - pyta mnie Jade wskazując na duży pojazd stojący na szkolnym parkingu.
- Dzisiaj są zawody pływackie i pewnie zawodnicy z innych szkół przyjechali. - odpowiadam i odpinam pas.
- A Ty umiesz pływać Aniu? - pyta mnie Caroline siedząca na tylnych kanapach samochodu.
- Nie. I nie zamierzam się uczyć. - odpowiadam cicho i aż przeszywają mnie dreszcze na myśl o wodzie.
- A ja umiem. - odpowiada dumnie, a ja uśmiecham się pod nosem.
- Dobra, leć już bo się spóźnisz. - pogania mnie Jade.
- Miłego dnia w pracy i w szkole. - mówię i wychodzę z audi.
Zamykam drzwi i zakładam kaptur od bluzy na głowę, gdyż zaczęło lekko popadywać. Szybkim krokiem skierowałam się w stronę wejścia do szkoły. Kiedy dotarłam do mojej szafki, oczywiście spotkałam opierającego się o metalowe drzwiczki czarnowłosego chłopaka.
- Cześć Aniu. - przywitał się cicho i odwrócił się w moją stronę.
Nic nie odpowiadając otwieram szafkę, z której wypada mała, żółta karteczka. Nim zdążyłam po nią kucnąć, wiadomość od Katelyn znalazła się w ręku Dustina.
- Możesz mi to oddać? - pytam szorstko i wyciągam w jego stronę rękę. Ten patrzy się na mnie niepewnie i po chwili wahania w końcu oddaje karteczkę.
- Nie powinnaś dzisiaj przychodzić. - mówi znowu przyciszonym głosem.
Mrużę oczy i spoglądam na karteczkę.
KONIEC TWOJEGO ŻYCIA SUKO. ~K.
Wzdrygnęłam się, a po moich plecach przeszły ciarki.
- Tylko mi nie mów, że to Cię w ogóle nie ruszyło. - znowu się odezwał. Spojrzałam na niego. Wyglądał zupełnie inaczej, niż na codzień. Na jego ustach nie gościł ten szeroki uśmiech, który rozpoznam nawet z końca korytarza, a nawet i jego oczy nie mają tego błysku. Coś jest nie tak...
- Co Ci jest? - pytam, nie zwracając na jego poprzednią uwagę.
- A co mi ma być? - pyta lekko zdziwiony.
- Jesteś smutny. - stwierdzam i wzruszam ramionami. Chowam kurtkę do szafki i wyjmuję podręczniki na pierwsze 2 lekcje. Zamykam szafkę i odchodzę kilka kroków od chłopaka, nawet nie odwracając się w jego stronę. Po co, skoro i tak pójdzie za mną, jak to robi od tygodnia.
- Po czym to stwierdzasz? - kolejny raz zadaje pytanie.
- Zawsze witasz mnie z szerokim uśmiechem przyklejonym na Twoją buzię. A dzisiaj z grymasem. Czyli, coś musiało się stać...
- Po prostu... - zaczyna się jąkać. - Jest mi głupio... - mówi w końcu i drapie się po karku.
- Z powodu? - nie daję za wygraną i chcąc jak najwięcej się dowiedzieć.
Dustin głośno wzdycha i podnosi głowę do góry. Przeczesuje swoimi palcami włosy i z powrotem opuszcza ręce wokół swojej talii.
- Z powodu tego, co powiedziałem w piątek. Aniu, ja na prawdę przepraszam, nie chciałem naciskać. Po prostu... - zaczął szybko mówić i wymachiwać przy tym na wszystkie strony swoimi rękami. - A do tego jeszcze, kiedy wychodziliśmy w piątek ze studia, nie odezwałaś się do mnie ani razu. Chcę Ci pomóc, na prawdę chcę Ci pomóc. - głośno wzdycha, kończąc swoją wypowiedź.
- Ale ja nie chcę Twojej pomocy. - mówię szeptem i niepewnie spoglądam na niego. - Nie chcę niczyjej pomocy. Poradzę sobie sama. Zawsze byłam sama, więc teraz też tak będzie.
Widziałam jak Dustin chce coś jeszcze powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymuje. Jego oczy nadal są pełne smutku, a głowa spuszczona była w dół, udając, że czubki jego butów są bardziej interesujące, niż nasza rozmowa. W końcu docieramy pod klasę, a ja odwracam się w jego stronę.
- Przeprosiny przyjęte. - mruczę pod nosem i wchodzę pewnym krokiem do sali.
*
- Jacob wychodzi na prowadzenie, jednak Jack nadal jest tuż za nim, a na trzecim miejscu walczy Martin i Rick. - mówi komentator do mikrofonu, a jego podekscytowany głos, odzwierciedla się na emocjach zebranych uczniów na trybunach, krzycząc co chwila jakieś męskie imię.
Wywracam oczami i spoglądam na basen, gdzie 6 chłopaków walczy o przejście do finału. Jestem bardzo ciekawa kto wygra. Walka o pierwsze 1 miejsce jest bardzo interesująca, zwłaszcza, że ja nigdy wcześniej nie oglądałam tego typu zawodów.
- I uwaga, zostały ostatnie 2 baseny! - krzyknął młody mężczyzna, a na hali zrobiło się o wiele głośniej niż przedtem. Pomału zaczynała boleć mnie głowa i chyba zdecydowanie wolę siedzieć na nudnej biologi niż przebywać w tym miejscu. Ale biologiczka uwielbia sport i nie wyobraża sobie ominąć zawody pływackie. Na szczęście jest to ostatnia lekcja i zaraz będę mogła iść do domu. Uśmiechnęłam się, wiedząc, że Katelyn nic nie może mi zrobić w szkole, a jeżeli będzie chciała skompromitować mnie na balu, będzie musiała obejść się ze smakiem, gdyż mnie na tej imprezie nie będzie.
- Pierwsze miejsce na pewno należy do Jacoba, ale walka o 2 cały czas trwa pomiędzy Martinem, a Jackiem. Marin, czy Jack?! Jack, czy Martin?! I uwaga już ostatnie centymetry i... Martin! - po raz kolejny wybuchły głośne krzyki i brawa. Spojrzałam na tory pływackie, gdzie dwóch chłopaków w białych czepkach gratulują sobie, a reszta zaczyna pomału opuszczać basen. Chwilę później, tory były puste, a do następnych półfinałów przygotowują się uczniowie z innych szkół.
- Ale emocje... - westchnął Dustin i usiadł na plastikowym krzesełku obok mnie. - Od tego kibicowania zaschło mi w ustach.
- Te zawody są odbywane co jaki czas? - pytam zaciekawiona.
- Co roku. Zawsze o tej samej porze. - odpowiedział i rozłożył się na krześle. - Dobra obejrzę półfinały, a później będą finały, dekoracja i pójdę po coś do picia.
Podskoczyłam na krześle, kiedy usłyszałam dźwięk pistoletu, oznajmiającego rozpoczęcie kolejnego wyścigu. Dustin parsknął śmiechem, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Od naszej porannej rozmowy Dustin diametralnie się zmienił. Znowu jest tym samym uśmiechniętym Dustinem, który robi sobie żarty z każdego, byle tylko rozluźnić poważną atmosferę. Przyznam się, że zdecydowanie wolę tego Dustina, niż smutnego i ponurego chłopaka.
- Zazdroszczę im. - powiedział po chwili ciszy. Swój wzrok skierowałam przed siebie, gdzie 6 chłopaków walczyli o miejsce do finału.
- Czego? - pytam marszcząc nos.
- Potrafią pływać. - wzrusza ramionami, jakby to była rzecz tak oczywista, że moje pytanie nie było w ogóle na miejscu.
- A Ty nie umiesz? - zapytałam upewniając się.
- Nie lubię wody. - oznajmia ze smutkiem w głosie.
- Ja też nie. - stwierdzam. Dustin odwraca się w moją stronę. - No co? - pytam, kiedy na jego twarzy widnieje zdziwienie. - Nie umiem pływać i nie zamierzam się uczyć.
- Ja też nie. - odpowiada i znowu kieruje wzrok na basen.
W końcu półfinał dobiegł końca i trzeba było tylko czekać 10 minut, aż finały w końcu się rozpoczną.
- Będziesz dzisiaj? - zapytał chłopak niepewnie.
- Gdzie? - pytam zdezorientowana.
- Na zajęciach.
- Aa, no będę. Dlaczego miałabym nie być? Carla by mnie zabiła, gdybym z nią nie poszła. - uśmiecham się pod nosem, kiedy do mojej głowy przychodzi obraz dziewczynki ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach i wydymająca usta.
- To dobrze. Pokarzę Ci coś. - mówi z uśmiechem.
- Mam się bać?
- Raczej to będzie należeć do przyjemnych rzeczy, także chyba nie.
- W takim układzie już nie mogę się doczekać. - uśmiecham się do niego przyjaźnie, a on odpowiada mi tym samym. I muszę znowu to zrobić i przyznać się, że jego uśmiech jest wręcz zniewalający. Może rozświetlić nawet najciemniejszą drogę o późnej porze dnia. Nie wiele ludzi dostaje taką cechę, a Dustin jest jednym wielkim szczęściarzem.
- Mogę się Ciebie o coś zapytać? - odezwał się po chwili.
- Zależy o co...
- O Ciebie. I chciałbym, żebyś odpowiedziała mi szczerze.
Przygryzłam wargę i zmieniłam moją pozycję na krzesełku, bojąc się o najgorsze. O co on może się zapytać? I czy ja będę w stanie odpowiedzieć na jego pytanie?
Wokół nas zrobiło się nieco głośniej, a to spowodowane było, przybyciem uczniów z kilku minutowej przerwy na finały, które miały się zaraz odbyć. Już widziałam, jak zawodnicy stoją na podestach i czekają na rozpoczęcie wyścigu.
- Czy Ty kiedyś tańczyłaś? - usłyszałam nad sobą głos Dustina, a mnie wmurowało w krzesełko.
- I o to finał tegorocznych zawodów pływackich! - krzyknął młody mężczyzna i w tym samym momencie wystrzelił strzał z pistoletu.
- Tak. - szepnęłam kiedy zrobiło się tak głośno, iż nie mam pojęcia czy chłopak w ogóle mnie usłyszał. Spojrzałam na basen, gdzie trwała zacięta rywalizacja. To na prowadzenie wychodził chłopak w czepku niebieskim, a potem czerwonym, a zaraz za nimi był biały czepek i doganiający go żółty. Kolejny raz rozbrzmiały głośne okrzyki imion zawodników, w tym w większości chłopaków z naszej szkoły.
- To już ostatni basen! - krzyknął mężczyzna.
- Dlaczego już nie tańczysz? - niewyraźnie słyszę kolejne pytanie Dustina, a mnie aż przechodzą ciarki.
- Chciałeś, żebym odpowiedziała na Twoje jedno pytanie. A z tego co pamiętam dostałeś na nie odpowiedź. - mówię przez zaciśnięte zęby.
- Pierwsze miejsce należy do Jacoba ze University of California! Gratulacje! - usłyszałam donośny głos i znowu odwróciłam głowę od mojego rozmówcy. Zaraz koło basenu szybko rozstawili podium z trzema miejscami, a koło niego malutki stolik, gdzie stały 3 małe puchary i oparte były o nie medale. Te zawody były aż tak ważne, że aż dostają tyle nagród? Nawet nie wiedziałam.
Dekoracja odbyła się po około 20 minutach i uczniowie zaczęli zbierać się do wyjścia, przez co zrobił się niezły korek.
- Ja pójdę tylko po coś do picia i zaraz przyjdę. Poczekaj na mnie. - nakazał mi Dustin, a ja przewróciłam oczami. Posłusznie zostałam na miejscu, a dookoła mnie zaczynało się robić o wiele ciszej i spokojniej. Nie zauważyłam kiedy, a wszyscy uczniowie opuścili halę i zapewne są już w drodze do domu. A Dustina nadal nie było, przez kolejne parę minut. Zdenerwowana w końcu podnoszę swoje cztery litery z trybun i kieruję się w stronę schodów. Powoli zrobiłam kilka kroków, kiedy przechodziłam obok basenu. Zbyt blisko, jak dla mnie.
- A dokąd Ty się wybierasz?
Odwróciłam się w stronę źródła głosu i spojrzałam przed siebie. Katelyn Tarver. We własnej osobie.
~*~
- I co? Miałem rację, że Jacob wygra! - krzyknął na cały głos James.
- I co w związku z tym? - zapytałem unosząc brew.
- To, że powinieneś się mnie słuchać, gdyż James Maslow zawsze ma racje. Powtarzam, zawsze.
Zacząłem kręcić głową z rozbawienia i potargałem włosy Jamesowi. Mozolnym krokiem zaczęliśmy przeciskiwać się pomiędzy uczniami, którzy tak samo jak my chcieliby opuścić ten szary budynek.
- Która jest godzina? - zapytał się mnie James.
Sięgnąłem po mój telefon do prawej kieszeni, ale go nie znalazłem. W lewej też go nie było i w tylnich też nie.
- Cholera... - mruknąłem do siebie, kiedy zacząłem grzebać w mojej bluzie. - Chyba telefon zostawiłem w szafce.
- To idź po niego, a ja poczekam na Ciebie przed szkołą.
Skinąłem głową i odwróciłem się w przeciwną stronę, niż chciałem iść. Z trudem zacząłem znowu przepychać się pomiędzy pierwszoklasistami. W końcu dotarłem do mojej szatni i stanąłem przed moją szafką. Przekręciłem odpowiednie liczby i drzwiczki się otworzyły. Tak jak myślałem, na górnej półce leżała moja komórka. Schowałem własność do kieszeni i zamknąłem z hukiem szafkę. Chciałem udać się do wyjścia, ale zatrzymały mnie krzyki dochodzące z hali pływackiej. Stanąłem w miejscu i przez chwilę zacząłem się przysłuchiwać. Dziwne... Kto jeszcze jest taki mądry, aby zostać na pływalni? Krzyki stały się o wiele donośniejsze niż wcześniej i bez chwili namysłu powoli skierowałem się do wejścia. Stanąłem niepewnie w progu i cicho otworzyłem szerzej drzwi, aby zobaczyć co się dzieje.
- Powinnaś się leczyć! - usłyszałem dobrze znany mi krzyk. Zaraz, chwila. To przecież Panna Smith, a na przeciwko niej stoi Katelyn, a dalej Erin.
- Ja? Ja się powinnam leczyć? Ostrzegałam. Dałam Ci szansę, a Ty idiotko jej nie wykorzystałaś... - syknęła i zrobiła jeden krok w jej stronę, a Ania cofnęła się. Była już prawie przy samej krawędzi basenu. Skrzyżowałem ręce na piersiach i oparłem się o futrynę. Z uśmiechem przypatrywałem się co takiego Katelyn ma zamiar zrobić. Czy posunie się o jeszcze jeden krok do przodu teraz, czy dopiero wieczorem.
- Dzięki Tobie, teoria o głupich blondynkach nadal jest prawdziwa. - warknęła Ania. Zachichotałem cicho pod nosem. Niechętnie, ale muszę jej przyznać rację.
- Jednak ja jestem kimś. A Ty parszywa gnido zginiesz nim mrugniesz okiem.
Katelyn wykonała jeszcze jedne krok do przodu, a brunetka już stała praktycznie przy samej krawędzi basenu.
- Kimś? To znaczy kim? Pustą lalką, która nie ma uczuć? Która mści się na kimś, kiedy tylko ta osoba nie wykona jej polecenia? Kimś, kim musi chodzić co chwila do łazienki i poprawić swoją tapetę, żeby ktoś przypadkiem nie zobaczył jej prawdziwej twarzy? Dla mnie jesteś nikim.
Ze zdziwienia podniosłem brwi i znowu muszę przyznać rację tamtej brunetce. 1-0 dla Pani Anny Smith. Spojrzałem na Katelyn, która zrobiła się czerwona na twarzy, a jej dłonie zacisnęły się w pięści. Gratulacje dla Panny Ani, która właśnie zdenerwowała Katelyn. Chyba tylko ona potrafi w tak krótkim czasie wyprowadzić ją z równowagi. No nawet ja nie umiem wkurzyć blondynkę, aż tak żeby kipiała ze złości.
- Pożałujesz. - usłyszałem szept Tarver, a po chwili głośne chlupnięcie. Szybko się otrząsnąłem i dopiero teraz uświadomiłem sobie co się stało.
- Pojebało Cię już kompletnie?! - krzyknąłem na cały głos wchodząc już na halę.
- O co Ci chodzi? - zapytała zdezorientowana.
- O co mi chodzi? O to jak się zachowujesz! Za każdym razem, kiedy ktoś Cię wkurzy, to będziesz wrzucać kogoś od tak sobie do basenu?! - zapytałem już na maksa wkurzony. Może i gram w tym samym zespole co ta jędza, ale ja znam granice. I chyba Katelyn będzie musiała się ich nauczyć.
- Odwal się ode mnie Schmidt! Nie będziesz mi mówił co mam robić, a co nie! - krzyknęła na mnie.
- Katelyn... - usłyszałem szept Erin, ale żadne z nas się nią nie zainteresowało.
- Będę robić co mi się podoba i nie zabronisz mi tego! To ja tu ustalam zasady, a nie Ty! - znowu krzyknęła.
- Katelyn... - Erin złapała za jej ramię i lekko pociągnęła do tyłu.
- Nie teraz! - warknęła w jej stronę i znowu się do mnie odwróciła.
- Ty ustalasz zasady? A niby gdzie one są?! Może dasz mi je do poczytania i może zobaczę tam punkt, w którym zapisane jest, że od tak sobie mogę wrzucić kogoś do basenu, kiedy tylko mi się podoba! - zacząłem wymachiwać rękami na wszystkie strony i już nawet nie panowałem nad swoim głosem, który był o wiele podniesiony niż przy normalnej kłótni.
- To jest moja szkoła i jak coś Ci się nie podoba, to możesz z niej wypierdalać! - pokazała palcem na drzwi wyjściowe, a ja parsknąłem śmiechem.
- Katelyn... - znowu odezwała się przyjaciółka blondynki.
- Nie widzisz, że rozmawiam?!
- Skoro to jest Twoja szkoła, to wsadź sobie ją w kieszeń! I nazwij ją "Patologiczna szkoła Katelyn Tarver"!
- Grabisz sobie Schmidt... - syknęła.
- Katelyn!
- Co Ty kurwa ode mnie chcesz?! - odwróciła się w stronę dziewczyny.
- Ania. - szepnęła tylko i pokazała na basen. - Ona się nie rusza...
Spojrzałem na wodę i aż zamarłem. Erin miała rację. Na samym dnie unosiło się bezwładne ciało brunetki i chyba nie udawała.
- O cholera... - odezwała się Katelyn.
Szybko zdjąłem swoje buty, skarpetki i bluzę, wyjąłem telefon z kieszeni i wszystko rzuciłem w jedno miejsce. Po chwili wskoczyłem do zimnej wody z głośnym pluskiem. Moje ubrania momentalnie przemiękły chlorowaną wodą. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po dnie. Parę metrów ode mnie pływała brunetka. Miała zamknięte oczy, a z buzi wypływały pojedyncze pęcherzyki powietrza. Wykonałem jeden płynny ruch rękami, a nogi zaczęły pracować w szybkim tempie. Kolejne mocne pchnięcie, a ja zaledwie zmniejszyłem dystans o pół metra. Moje mokre ubrania znacznie utrudniały pracę moich mięśni, ale nie poddawałem się. Co raz mniej miałem powietrza w płucach, ale kiedy spoglądałem na Anię, to uświadamiałem sobie, że przecież ona nie ma w cale! W końcu dotarłem do ciemnowłosej dziewczyny i złapałem ją w pasie.
- Ma ją! - usłyszałem czyjś krzyk z brzegu basenu, a ja zacząłem głębiej oddychać. Moja prawa ręka była zaciśnięta wokół nieprzytomnego ciała Ani, a lewa próbowała wykonać coś w rodzaju kręgów.
- Pomóżcie mi. - sapnąłem ze zmęczenia, kiedy dotarłem do krawędzi. Zaraz nade mną nachyliła się sylwetka Dustina, który nie mam pojęcia skąd się wziął, ale mniejsza z tym. Szybko wyszedłem z wody i kucnąłem obok Ani.
- Nie oddycha. - szepnąłem kiedy nachyliłem się nad nozdrzami dziewczyny. - Zadzwońcie po karetkę! - krzyknąłem. Ułożyłem jej ciało, aby mieć lepszy dostęp do klatki piersiowej i jej ust, a sam zacząłem wykonywać masaż serca.
- Raz, dwa, trzy... - zacząłem głośno odliczać uściski na mostku.
- Karetka już jedzie! - usłyszałem głos Logana.
- Dwadzieścia dziewięć, trzydzieści. - skończyłem odliczać. Nachyliłem się nad ustami dziewczyny i wdmuchnąłem jej powietrze zatykając nos. Dziwne uczucie, czując wargi nienawidzonej przeze mnie osoby na swoich. Ale nie pozwolę, aby umarła. Jeden wdech. I drugi.
- Raz, dwa, trzy, cztery... - znowu odliczanie moich uścisków. Co chwila spoglądałem na twarz brunetki. Nadal nic. Zero reakcji - No dalej! - krzyknąłem i zacząłem mocniej uciskać jej mostek. Kiedy wykonałem kolejne 30 uścisków, znowu nachyliłem się nad dziewczyną. Nazbierałem jak najwięcej powietrza i wdmuchnąłem prosto do jej jamy. Kiedy nachylałem się drugi raz, dziewczyna zaczęła prychać i wypluwać z siebie wodę. Odetchnąłem z ulgą i wytarłem swoje czoło.
- Przynieście suche ręczniki! - krzyknąłem w stronę tłumu ludzi, który znacznie się powiększył, niż kilka minut temu. Znowu odwróciłem wzrok na Anię, która łapczywie nabierała powietrza. Swoją dłoń wsunąłem pod jej głowę i trochę podniosłem ją do góry, aby nie dotykała zimnej posadzki podłogi.
- Trzymaj. - jakiś chłopak podał mi dwa duże, białe ręczniki. Rozłożyłem jeden i przykryłem mokre ciało Ani.
- Już jest dobrze. Jest w porządku. - szeptałem do niej i wycierałem jej ręce i nogi. Miała sine usta, które drgały pod wpływem zimna. Nie dziwię się, skoro pod wodą przebywała przez co najmniej 3 minuty.
- Zzz..oo..staaaw mmm....nniee. - mruknęła i pociągnęła głośno nosem. - Nnn..ie doty..ty..ty ka... kaj.
- Aniu, już jest w porządku. Kendall Cię uratował. - z drugiej strony klęknął Dustin i złapał dziewczynę za rękę.
- Zos...staw...wcie mm...mmni....e. - jej dygotająca warga utrudniała jej w wymowie i chociaż zrozumiałem co mówiła to i tak nie przestawałem jej osuszać.
- Uspokój się. - szepnąłem i wziąłem drugi ręcznik, który położyłem na głowę dziewczyny i lekko wycierałem jej włosy.
- Co się dzieje? - koło mnie zaraz pojawili się sanitariusze ubrani w czerwone stroje. Zaraz za nimi przyszli jeszcze dwaj, którzy ciągnęli nosze.
- Wpadła do basenu i przebywała w nim około 3-4 minut. - wyjaśniłem szybko odchodząc kawałek na bok. - Kiedy ją wyciągnąłem nie oddychała. - dodałem.
- Wykonał masaż serca. - powiedział jeszcze Dustin, nadal patrząc na dziewczynę.
Jeden mężczyzna spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął.
- Prawdopodobnie dzięki Tobie jeszcze żyje. - odezwała się lekarka. Wychyliłem się bardziej, żeby zobaczyć co jej robią. Ale zamiast tego przed oczami miałem coś białego.
- Masz. Ty też jesteś mokry. - powiedział James podając mi ręcznik.
- Dzięki. - mruknąłem i wtuliłem się w biały materiał.
- Co się dokładnie stało? - zapytał mnie przyjaciel.
- Katelyn. - szepnąłem i spojrzałem na mokre ciało Ani. Była wstrząśnięta i zdezorientowana. Nie wiedziała w ogóle co się dzieje, a jej ręce i nogi zaczęły lekko się trząść.
- Jest jeszcze w szoku. Zabieramy ją. - odezwała się kobieta i zaczęła pakować swoje rzeczy do apteczki. - Zawiadomcie rodziców.
- Gdzie jest w ogóle dyrektor? - zapytał kolejny facet.
- Żegna się z uczestnikami zawodów, które miały miejsce około 20 minut temu. - wyjaśnił James.
- Z Tobą wszystko w porządku? - zapytała mnie blondynka.
- Tak, jest okej. - kiwnąłem głową.
- Ta dziewczyna żyje dzięki Tobie. - dodał jeszcze jeden mężczyzna, który pchał nosze. Podniosłem tylko jeden kącik ust do góry, który zaraz znowu pojawił się na tym samym miejscu. Odprowadziłem ich wzrokiem i zaraz ich nie było, a na hali zaczęły się liczne rozmowy i komentarze, na temat tego co przed chwilą miało miejsce. Większość osób patrzyło się na mnie. Jedni z podziwem, inni z zdezorientowaniem. Rozejrzałem się dookoła i w końcu napotkałem wzrok blondynki.
- Zadowolona jesteś z siebie? - pytam groźnie.
- Bohater się znalazł... - mruknęła Katelyn i wyszła z hali, a zaraz za nią Erin.
- Niechętnie muszę to zrobić, ale stwierdzę rację Katelyn. - odezwał się James i objął mnie ramieniem. - Jesteś bohaterem. - powiedział głośniej, a ja wywróciłem oczami.
- Daruj sobie te sentymenty, okej?
Wziąłem swoje buty i bluzę w rękę i również opuściłem szkolną pływalnię. Skierowałem się w stronę szkolnych szatni i po raz drugi otworzyłem moją szafkę. W stercie ubrań, znalazłem jakąś białą koszulkę, którą zaraz założyłem na moje ciało. Przynajmniej górę moich ubrań mogłem zmienić, bo spodni to raczej żadnych nie znajdę.
- Możesz powiedzieć, jak to się stało, że Ania znalazła się na dnie basenu, a Ty jesteś cały mokry? - usłyszałem za sobą głos Carlosa, który opierał się o drzwi szatni. Koło niego stał Logan, a James siedział na jednej z ławek.
- Przyszedłem tutaj po telefon i kiedy chciałem już wyjść, usłyszałem krzyki dobiegające z basenu. Stanąłem w wejściu i przypatrywałem się jak Katelyn i Ania wymieniają się dosyć niemiłą wymianą słów. No i Katelyn w końcu popchnęła tamtą do wody.
- A dalej? - dopytywał się Logan.
- Podszedłem do Tarver i zaczęliśmy się kłócić. No i zapomnieliśmy o Ani... - wzruszyłem ramionami i zacząłem wycierać moje mokre włosy ręcznikiem. - Jako pierwsza zauważyła ją Erin, a ja wskoczyłem do wody żeby ją wyciągnąć.
- A potem było buzi buzi. - dodał James, przez co dostał ode mnie ręcznikiem.
- Jeśli już, to sztuczne oddychanie. - mruknąłem wkurzony i zacząłem zakładać skarpetki.
- Nazywaj to jak chcesz. I tak teraz wszyscy mówią, że się z nią całowałeś. - znieruchomiałem. Ja? Całowałem? Z Anią? Nie no błagam! - Ale opowiadaj, jak było?
Chłopaki zaczęli się głośno śmiać, a ja spiorunowałem ich wzrokiem. Nie zważając na zbyteczne komentarze Jamesa założyłem buty i zamknąłem szafkę.
- Ale tak po za tym, to zachowałeś się bardzo odpowiedzialnie. - powiedział w końcu Logan. - Na serio.
- Taaa, a przy okazji mam mokre spodnie. - mruczę pod nosem i nie zważając na resztę wyszedłem z szatni.
- A Ty dokąd? - zapytał za mną Carlos.
- Do domu. - odpowiedziałem na cały korytarz i ruszyłem w stronę wyjścia ze szkoły. Szkolny dziedziniec był zapełniony uczniami, jak i nauczycielami University of California. Stanąłem w miejscu i zacząłem przyglądać się otoczeniu, aby dostrzec coś, co zaciekawiło aż tylu ludzi.
- Co się dzieje? - zapytał mnie James, który zaraz pojawił się obok mnie.
- Nie mam pojęcia... - odpowiedziałem zdezorientowany.
Ruszyłem do przodu, a przede mną zaczęli rozsuwać się uczniowie dziwnie się na mnie przy tym patrząc. Nie miałem kompletnie pojęcia o co chodzi! W tłumie dostrzegłem Grega i jeszcze kilka osób z drużyny.
- Co to za zbiorowisko? - zapytałem podając rękę na przywitanie.
- Karetka przyjechała po Annę Smith. Nikt nic nie wie, ale wszyscy mówią, że to ma związek z Tobą. - odpowiada wzruszając ramionami.
- Katelyn wrzuciła Anię do basenu, a Kendall ją uratował. - wyjaśnił James.
- Na serio? - zapytał Noe. - Wszyscy mówią zupełnie co innego.
- Podobno to Ty wrzuciłeś ją do basenu, a potem Katelyn kazała Ci ją uratować, ale Ty nie chciałeś i po jakimś czasie w końcu uległeś. - wyjaśnił Greg, a ja aż otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia.
- Co takiego?! - zapytałem zdenerwowany.
- No tak słyszałem! - krzyknął Greg, a ja przeczesałem palcami włosy. Długo nie musiałem się zastanawiać, kto rozpowiedział tą plotkę. Suka.
- Będziecie na balu? - zapytał Noe.
- Nie mam zamiaru jeszcze dzisiaj oglądać Tej wiedźmy. - syknąłem.
- Ja miałem przyjść. Ale tylko i wyłącznie dlatego, że miało coś się dziać z Anią i Katelyn. A teraz, to już nie wiem... - odpowiedział James.
- Nie sądzę aby tamta się pojawiła. - komentuję, a James wzrusza ramionami. - Dobra spadam stąd. Do jutra. - podaję rękę chłopakom na pożegnanie i odchodzę w stronę parkingu. Kręcę z niedowierzaniem głową. Jeszcze się okaże, że ja wrzuciłem Pannę Smith specjalnie do basenu "Bo taki mam kaprys"!
- Jedziesz ze mną? - pytam Jamesa.
- Gdzie? - unosi brwi z zaskoczenia.
- Do szpitala. - odpowiadam, jakby to było oczywiste.
- Do szpitala?! Po jaką cholerę? - pyta wchodząc do samochodu.
- Muszę się dowiedzieć, czy wszystko z nią w porządku.
- Kendall, rozumiem, że chcesz ją zobaczyć, po tym jak się całowaliście, ale myślę, że nie powinieneś tam jechać.
- Ile razy mam mówić, że ja się z nią nie całowałem, tylko wpuszczałem moje powietrze żeby mogła oddychać?! - krzyknąłem na całe auto i z nerwów uderzyłem w kierownicę.
- Hej! Spokojnie! Dobra, rozumiem. Ocaliłeś jej życie, dzięki sztucznemu oddychaniu. Może być? - zapytał lekko poirytowany. - A jakie były jej wargi? - zapytał po kilku minutach ciszy, a później wybuchnął głośnym śmiechem.
- Zimne. - odpowiedziałem, kiedy przestał się śmiać, patrząc przed siebie. - Jak lód. - dodałem. Nie czekając na jego komentarz odpaliłem silnik i wyjechałem z terenu szkoły.
- Kendall, mówiłem na serio. Nie jedź teraz do niej. - mówi poważnym tonem. - Jedź do domu. Przebierz się. A potem pojedź do niej i po prostu zapytaj się czy jest wszystko z nią w porządku i już. Mogę nawet jechać z Tobą.
- W sumie masz rację... - zmieniłem kierunek i zamiast do szpitala, skierowałem samochód w stronę mojego domu.
~~~~
____
Siemanko! ;* Tak wiem, rozdział jest na prawdę długi i muszę chyba się przyznać, że wszystkie już takie będą xd Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza :)
I jak wrażenia po 9? Dobre? Złe? Piszcie i mówcie czy Wam się podoba, czy nie ;3
Spodziewaliście się w ogóle takiego obrotu akcji? I jak myślicie, czy Kendall zmieni stosunek do Ani czy nadal będzie taki sam?
Ojej ale się porobiło ;) co rozdział zaskakujesz oczywiście pozytywnie! Czekam na kolejny i mam nadzieję że Kendall zmieni się w stosunku do Ani :D.
OdpowiedzUsuńOŁ EM DŻI! Ekstra rozdział. Ania omsknęła sie o życie. Kendall ją ratuje. Zabić Katelyn, no zabić! Mnie jeszcze intryguje ten koszmar na poczatku. No ekstra :)
OdpowiedzUsuńCo za suka z tej Katelyn! Dobrze, ze Kendall uratowal Anię. Mam nadzieje, ze ich stosunki sie polepsza:)czekam na nastepny;*
OdpowiedzUsuńJezy, jak słodko*________*
OdpowiedzUsuńoooo nie, Katelyn już przegięła, no jak to czytałam to sama nię wczuwałam w tą rolę Kendalla i myślałam, że nie wiem co jej zrobię XD hahahahaah Kendall całował się z Anią, to było najsłodsze :3 mam nadzieję, że będzie więcej takich wątków:D
Ten rozdział był po prostu słodki a jak Kendall całował Anię. Czekam na next. :D
OdpowiedzUsuńZabiję tą krowę Katelyn (ale tylko w opowiadaniu, bo ją kocham♥) , ONI SIĘ NIE CAŁOWALI!!! Czekam na ten bal... Coś tam Dustin chciał pokazać... Kurczę, boję się.
OdpowiedzUsuńDobra jest EXTRA, ale niech Kendall będzie nadal taki sam, lubię udrękę :3
Katelyn to taka suka! Kendall zachował się naprawdę dobrze, aż się zdziwiłam. Teraz uznaję, że on nie jest złym chłopakiem, a jedynie pogubionym. Czekam na następny rozdział. /Gwiazda1900 z aska
OdpowiedzUsuńAnia może mogłaby trochę wyluzować.. :). Katelyn.. Ech, Brak mi słów do jej osoby, po prostu szkoda mi literek żeby ją opisać. James i jego teoria o całowaniu, huhu. Dobre :). Może Kendall i Ania nie zostaną najlepszymi przyjaciółmi, ale ich stosunki się zmienią :). Czekam na następny :).
OdpowiedzUsuńSuper rozdział.
OdpowiedzUsuńJakie szczęście, że Ani nic się nie stało.
Katelyn grrrrr. Jak ja jej nienawidzę.
Mało brakowało a zabiłaby Anię
Dobra, już się uspokajam.
Rozdział fenomenalny. Czekam na następny. :-)
Kocham.
nie dlaczego w tym momencie
OdpowiedzUsuńja nie mogę się doczekać niedzieli
jezu a rozdział jest megggaaa xx
Spróbuje to określić hmmmm...
OdpowiedzUsuńŚwietne
Boskie
Cudowne
I wiele więcej, więcej komentów kochana życzę ;3
Rozdział wspaniały! Od dawna nie było takiej akcji! R.E.W.E.L.A.C.J.A!!!!!!! A zachowanie Schmidta... Awwww... On jest taki kochany! Teraz już na pewno się zmieni! Będzie dla Ani miły i w ogóle! A Katelyn... CO. ZA. WREDNA. SUKA. Zabiłabym. Ale skupmy się na Ani i na Kendallu... ONI MUSZĄ BYĆ RAZEM! SĄ DLA SIEBIE STWORZENI! JAK JA ICH KOCHAM... <3 Chyba założę fanklub Ani i Kendalla ^^
OdpowiedzUsuńMonika.
Ten rozdział był tak świetny, że gdy go czytałam to cała się trzęsłam z podekscytowania! Na prawdę, nie kłamię! Mama aż myślała, że padaczki dostaję xd
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ!!!! JESTEŚ WSPANIAŁA! DZIĘKI TOBIE TEN DZIEŃ JEST JESZCZE LEPSZY! NIE MA SŁÓW, KTÓRYMI MOGŁABYM OPISAĆ SWOJA WDZIĘCZNOŚĆ! <3
super ;D
OdpowiedzUsuńWow, bardzo mnie zaskoczyłaś. W ogóle się nie spodziewałam czegoś takiego, zaskoczyłaś pozytywnie oczywiście. Cuuudooownyyy rozdział <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny xoxo
UsuńBoże to był afghjklvgyedfhhrfj!!!!!!
OdpowiedzUsuńKocham takie akcje.
Hm ciekawe gdzie się podział Dustin?
Pozdrawiam i czekam ma next <3