czwartek, 2 października 2014

Rozdział 9 "Zawsze byłam sama, więc teraz też tak będzie."

Hands are silent
Voice is numb
Try to scream out my lungs
But it makes this harder
And the tears stream down my face
~~~~~~~~


- Pożałujesz, że się urodziłaś! To przez ciebie Ona nie żyje! Rozumiesz?! Przez Ciebie!
Widziałam jak jego ręka podnosi się wysoko do góry, a potem czułam ją na swoim policzku. Oszołomiona zrobiłam kilka kroków do tyłu, po czym upadłam na zimną posadzkę w kuchni i potarłam zaczerwienione miejsce na mojej twarzy ręką. Z oczu zaczęły płynąć łzy bólu i strachu.
- Nienawidzę Cię! - znowu krzyknął i tym razem poczułam jak jego noga zgniata moje żebra, a ja z trudnością łapałam oddech. - Nienawidzę Cię. - szepnął i potrząsnął moim ramionami do przodu i do tyło. Przód, tył. I znowu przód. I znowu tył. Myślałam, że znowu będzie do przodu, jednak było już tylko co raz bardziej do tyłu, aż w końcu moja głowa z hukiem uderza o podłogę. Nie mogę się podnieść. Nie mogę złapać oddechu. Nie mogę żyć.


Cała spocona podnoszę się z łóżka i zaczęłam głęboko oddychać. Rozejrzałam się dookoła siebie. Byłam w domu. W swoim pokoju. W łóżku. Nie w obecności tego bydlaka. Potarłam moje czoło i znowu padłam na poduszki. Kolejny koszmar. Kolejny, w którym w roli głównej jest On. To nie było wspomnienie, tylko moja wyobraźnia, której nie umiałam trzymać pod kontrolą. Jednak muszę przyznać, że sny w których umieram, są najlepszymi, jakie kiedykolwiek miałam.
Przekręciłam się na drugi bok i zapaliłam nocną lampkę. Jej światło od razu mnie otumanił, jednak po chwili w końcu się przyzwyczaiłam. Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie obok. 03.15. Zostało mi jeszcze 3 godziny snu, a później znowu będę musiała się obudzić. Podniosłam się z materaca i wyszłam z mojego pokoju. Po cichu stawiałam kroki na marmurowej podłodze i skierowałam się do kuchni. Nalałam sobie wody do szklanki i usiadłam na krześle barowym.
Skoro miałam dzisiaj koszmar, to musi coś się stać. Ostatnim razem kiedy miałam zły sen, następnego dnia wpadłam na Katelyn Tarver, a jeszcze później próbowała mi obciąć włosy. Coś się stanie. Z Katelyn Tarver w roli głównej. W końcu, to właśnie dzisiaj miną 2 tygodnie mojej nauki w University of California. Jestem bardzo ciekawa co na dzisiaj Królowa Blondynek ma w zanadrzu. Wypiłam do końca wodę i odstawiłam szklankę do zlewu. Ponownie cichaczem pokonałam schody i już po chwili byłam z powrotem w moim pokoju. Zgasiłam lampkę i próbowałam usnąć.


*


- A co to za autokar? - pyta mnie Jade wskazując na duży pojazd stojący na szkolnym parkingu.
- Dzisiaj są zawody pływackie i pewnie zawodnicy z innych szkół przyjechali. - odpowiadam i odpinam pas.
- A Ty umiesz pływać Aniu? - pyta mnie Caroline siedząca na tylnych kanapach samochodu.
- Nie. I nie zamierzam się uczyć. - odpowiadam cicho i aż przeszywają mnie dreszcze na myśl o wodzie.
- A ja umiem. - odpowiada dumnie, a ja uśmiecham się pod nosem.
- Dobra, leć już bo się spóźnisz. - pogania mnie Jade.
- Miłego dnia w pracy i w szkole. - mówię i wychodzę z audi.
Zamykam drzwi i zakładam kaptur od bluzy na głowę, gdyż zaczęło lekko popadywać. Szybkim krokiem skierowałam się w stronę wejścia do szkoły. Kiedy dotarłam do mojej szafki, oczywiście spotkałam opierającego się o metalowe drzwiczki czarnowłosego chłopaka.
- Cześć Aniu. - przywitał się cicho i odwrócił się w moją stronę.
Nic nie odpowiadając otwieram szafkę, z której wypada mała, żółta karteczka. Nim zdążyłam po nią kucnąć, wiadomość od Katelyn znalazła się w ręku Dustina.
- Możesz mi to oddać? - pytam szorstko i wyciągam w jego stronę rękę. Ten patrzy się na mnie niepewnie i po chwili wahania w końcu oddaje karteczkę.
- Nie powinnaś dzisiaj przychodzić. - mówi znowu przyciszonym głosem.
Mrużę oczy i spoglądam na karteczkę.


KONIEC TWOJEGO ŻYCIA SUKO. ~K.


Wzdrygnęłam się, a po moich plecach przeszły ciarki.
- Tylko mi nie mów, że to Cię w ogóle nie ruszyło. - znowu się odezwał. Spojrzałam na niego. Wyglądał zupełnie inaczej, niż na codzień. Na jego ustach nie gościł ten szeroki uśmiech, który rozpoznam nawet z końca korytarza, a nawet i jego oczy nie mają tego błysku. Coś jest nie tak...
- Co Ci jest? - pytam, nie zwracając na jego poprzednią uwagę.
- A co mi ma być? - pyta lekko zdziwiony.
- Jesteś smutny. - stwierdzam i wzruszam ramionami. Chowam kurtkę do szafki i wyjmuję podręczniki na pierwsze 2 lekcje. Zamykam szafkę i odchodzę kilka kroków od chłopaka, nawet nie odwracając się w jego stronę. Po co, skoro i tak pójdzie za mną, jak to robi od tygodnia.
- Po czym to stwierdzasz? - kolejny raz zadaje pytanie.
- Zawsze witasz mnie z szerokim uśmiechem przyklejonym na Twoją buzię. A dzisiaj z grymasem. Czyli, coś musiało się stać...
- Po prostu... - zaczyna się jąkać. - Jest mi głupio... - mówi w końcu i drapie się po karku.
- Z powodu? - nie daję za wygraną i chcąc jak najwięcej się dowiedzieć.
Dustin głośno wzdycha i podnosi głowę do góry. Przeczesuje swoimi palcami włosy i z powrotem opuszcza ręce wokół swojej talii.
- Z powodu tego, co powiedziałem w piątek. Aniu, ja na prawdę przepraszam, nie chciałem naciskać. Po prostu... - zaczął szybko mówić i wymachiwać przy tym na wszystkie strony swoimi rękami. - A do tego jeszcze, kiedy wychodziliśmy w piątek ze studia, nie odezwałaś się do mnie ani razu. Chcę Ci pomóc, na prawdę chcę Ci pomóc. - głośno wzdycha, kończąc swoją wypowiedź.
- Ale ja nie chcę Twojej pomocy. - mówię szeptem i niepewnie spoglądam na niego. - Nie chcę niczyjej pomocy. Poradzę sobie sama. Zawsze byłam sama, więc teraz też tak będzie.
Widziałam jak Dustin chce coś jeszcze powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymuje. Jego oczy nadal są pełne smutku, a głowa spuszczona była w dół, udając, że czubki jego butów są bardziej interesujące, niż nasza rozmowa. W końcu docieramy pod klasę, a ja odwracam się w jego stronę.
- Przeprosiny przyjęte. - mruczę pod nosem i wchodzę pewnym krokiem do sali.


*


- Jacob wychodzi na prowadzenie, jednak Jack nadal jest tuż za nim, a na trzecim miejscu walczy Martin i Rick. - mówi komentator do mikrofonu, a jego podekscytowany głos, odzwierciedla się na emocjach zebranych uczniów na trybunach, krzycząc co chwila jakieś męskie imię.
Wywracam oczami i spoglądam na basen, gdzie 6 chłopaków walczy o przejście do finału. Jestem bardzo ciekawa kto wygra. Walka o pierwsze 1 miejsce jest bardzo interesująca, zwłaszcza, że ja nigdy wcześniej nie oglądałam tego typu zawodów.
- I uwaga, zostały ostatnie 2 baseny! - krzyknął młody mężczyzna, a na hali zrobiło się o wiele głośniej niż przedtem. Pomału zaczynała boleć mnie głowa i chyba zdecydowanie wolę siedzieć na nudnej biologi niż przebywać w tym miejscu. Ale biologiczka uwielbia sport i nie wyobraża sobie ominąć zawody pływackie. Na szczęście jest to ostatnia lekcja i zaraz będę mogła iść do domu. Uśmiechnęłam się, wiedząc, że Katelyn nic nie może mi zrobić w szkole, a jeżeli będzie chciała skompromitować mnie na balu, będzie musiała obejść się ze smakiem, gdyż mnie na tej imprezie nie będzie.
- Pierwsze miejsce na pewno należy do Jacoba, ale walka o 2 cały czas trwa pomiędzy Martinem, a Jackiem. Marin, czy Jack?! Jack, czy Martin?! I uwaga już ostatnie centymetry i... Martin! - po raz kolejny wybuchły głośne krzyki i brawa. Spojrzałam na tory pływackie, gdzie dwóch chłopaków w białych czepkach gratulują sobie, a reszta zaczyna pomału opuszczać basen. Chwilę później, tory były puste, a do następnych półfinałów przygotowują się uczniowie z innych szkół.
- Ale emocje... - westchnął Dustin i usiadł na plastikowym krzesełku obok mnie. - Od tego kibicowania zaschło mi w ustach.
- Te zawody są odbywane co jaki czas? - pytam zaciekawiona.
- Co roku. Zawsze o tej samej porze. - odpowiedział i rozłożył się na krześle. - Dobra obejrzę półfinały, a później będą finały, dekoracja i pójdę po coś do picia.
Podskoczyłam na krześle, kiedy usłyszałam dźwięk pistoletu, oznajmiającego rozpoczęcie kolejnego wyścigu. Dustin parsknął śmiechem, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Od naszej porannej rozmowy Dustin diametralnie się zmienił. Znowu jest tym samym uśmiechniętym Dustinem, który robi sobie żarty z każdego, byle tylko rozluźnić poważną atmosferę. Przyznam się, że zdecydowanie wolę tego Dustina, niż smutnego i ponurego chłopaka.
- Zazdroszczę im. - powiedział po chwili ciszy. Swój wzrok skierowałam przed siebie, gdzie 6 chłopaków walczyli o miejsce do finału.
- Czego? - pytam marszcząc nos.
- Potrafią pływać. - wzrusza ramionami, jakby to była rzecz tak oczywista, że moje pytanie nie było w ogóle na miejscu.
- A Ty nie umiesz? - zapytałam upewniając się.
- Nie lubię wody. - oznajmia ze smutkiem w głosie.
- Ja też nie. - stwierdzam. Dustin odwraca się w moją stronę. - No co? - pytam, kiedy na jego twarzy widnieje zdziwienie. - Nie umiem pływać i nie zamierzam się uczyć.
- Ja też nie. - odpowiada i znowu kieruje wzrok na basen.
W końcu półfinał dobiegł końca i trzeba było tylko czekać 10 minut, aż finały w końcu się rozpoczną.
- Będziesz dzisiaj? - zapytał chłopak niepewnie.
- Gdzie? - pytam zdezorientowana.
- Na zajęciach.
- Aa, no będę. Dlaczego miałabym nie być? Carla by mnie zabiła, gdybym z nią nie poszła. - uśmiecham się pod nosem, kiedy do mojej głowy przychodzi obraz dziewczynki ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach i wydymająca usta.
- To dobrze. Pokarzę Ci coś. - mówi z uśmiechem.
- Mam się bać?
- Raczej to będzie należeć do przyjemnych rzeczy, także chyba nie.
- W takim układzie już nie mogę się doczekać. - uśmiecham się do niego przyjaźnie, a on odpowiada mi tym samym. I muszę znowu to zrobić i przyznać się, że jego uśmiech jest wręcz zniewalający. Może rozświetlić nawet najciemniejszą drogę o późnej porze dnia. Nie wiele ludzi dostaje taką cechę, a Dustin jest jednym wielkim szczęściarzem.
- Mogę się Ciebie o coś zapytać? - odezwał się po chwili.
- Zależy o co...
- O Ciebie. I chciałbym, żebyś odpowiedziała mi szczerze.
Przygryzłam wargę i zmieniłam moją pozycję na krzesełku, bojąc się o najgorsze. O co on może się zapytać? I czy ja będę w stanie odpowiedzieć na jego pytanie?
Wokół nas zrobiło się nieco głośniej, a to spowodowane było, przybyciem uczniów z kilku minutowej przerwy na finały, które miały się zaraz odbyć. Już widziałam, jak zawodnicy stoją na podestach i czekają na rozpoczęcie wyścigu.
- Czy Ty kiedyś tańczyłaś? - usłyszałam nad sobą głos Dustina, a mnie wmurowało w krzesełko.
- I o to finał tegorocznych zawodów pływackich! - krzyknął młody mężczyzna i w tym samym momencie wystrzelił strzał z pistoletu.
- Tak. - szepnęłam kiedy zrobiło się tak głośno, iż nie mam pojęcia czy chłopak w ogóle mnie usłyszał. Spojrzałam na basen, gdzie trwała zacięta rywalizacja. To na prowadzenie wychodził chłopak w czepku niebieskim, a potem czerwonym, a zaraz za nimi był biały czepek i doganiający go żółty. Kolejny raz rozbrzmiały głośne okrzyki imion zawodników, w tym w większości chłopaków z naszej szkoły.
- To już ostatni basen! - krzyknął mężczyzna.
- Dlaczego już nie tańczysz? - niewyraźnie słyszę kolejne pytanie Dustina, a mnie aż przechodzą ciarki.
- Chciałeś, żebym odpowiedziała na Twoje jedno pytanie. A z tego co pamiętam dostałeś na nie odpowiedź. - mówię przez zaciśnięte zęby.
- Pierwsze miejsce należy do Jacoba ze University of California! Gratulacje! - usłyszałam donośny głos i znowu odwróciłam głowę od mojego rozmówcy. Zaraz koło basenu szybko rozstawili podium z trzema miejscami, a koło niego malutki stolik, gdzie stały 3 małe puchary i oparte były o nie medale. Te zawody były aż tak ważne, że aż dostają tyle nagród? Nawet nie wiedziałam.
Dekoracja odbyła się po około 20 minutach i uczniowie zaczęli zbierać się do wyjścia, przez co zrobił się niezły korek.
- Ja pójdę tylko po coś do picia i zaraz przyjdę. Poczekaj na mnie. - nakazał mi Dustin, a ja przewróciłam oczami. Posłusznie zostałam na miejscu, a dookoła mnie zaczynało się robić o wiele ciszej i spokojniej. Nie zauważyłam kiedy, a wszyscy uczniowie opuścili halę i zapewne są już w drodze do domu. A Dustina nadal nie było, przez kolejne parę minut. Zdenerwowana w końcu podnoszę swoje cztery litery z trybun i kieruję się w stronę schodów. Powoli zrobiłam kilka kroków, kiedy przechodziłam obok basenu. Zbyt blisko, jak dla mnie.
- A dokąd Ty się wybierasz?
Odwróciłam się w stronę źródła głosu i spojrzałam przed siebie. Katelyn Tarver. We własnej osobie.


~*~


- I co? Miałem rację, że Jacob wygra! - krzyknął na cały głos James.
- I co w związku z tym? - zapytałem unosząc brew.
- To, że powinieneś się mnie słuchać, gdyż James Maslow zawsze ma racje. Powtarzam, zawsze.
Zacząłem kręcić głową z rozbawienia i potargałem włosy Jamesowi. Mozolnym krokiem zaczęliśmy przeciskiwać się pomiędzy uczniami, którzy tak samo jak my chcieliby opuścić ten szary budynek.
- Która jest godzina? - zapytał się mnie James.
Sięgnąłem po mój telefon do prawej kieszeni, ale go nie znalazłem. W lewej też go nie było i w tylnich też nie.
- Cholera... - mruknąłem do siebie, kiedy zacząłem grzebać w mojej bluzie. - Chyba telefon zostawiłem w szafce.
- To idź po niego, a ja poczekam na Ciebie przed szkołą.
Skinąłem głową i odwróciłem się w przeciwną stronę, niż chciałem iść. Z trudem zacząłem znowu przepychać się pomiędzy pierwszoklasistami. W końcu dotarłem do mojej szatni i stanąłem przed moją szafką. Przekręciłem odpowiednie liczby i drzwiczki się otworzyły. Tak jak myślałem, na górnej półce leżała moja komórka. Schowałem własność do kieszeni i zamknąłem z hukiem szafkę. Chciałem udać się do wyjścia, ale zatrzymały mnie krzyki dochodzące z hali pływackiej. Stanąłem w miejscu i przez chwilę zacząłem się przysłuchiwać. Dziwne... Kto jeszcze jest taki mądry, aby zostać na pływalni? Krzyki stały się o wiele donośniejsze niż wcześniej i bez chwili namysłu powoli skierowałem się do wejścia. Stanąłem niepewnie w progu i cicho otworzyłem szerzej drzwi, aby zobaczyć co się dzieje.
- Powinnaś się leczyć! - usłyszałem dobrze znany mi krzyk. Zaraz, chwila. To przecież Panna Smith, a na przeciwko niej stoi Katelyn, a dalej Erin.
- Ja? Ja się powinnam leczyć? Ostrzegałam. Dałam Ci szansę, a Ty idiotko jej nie wykorzystałaś... - syknęła i zrobiła jeden krok w jej stronę, a Ania cofnęła się. Była już prawie przy samej krawędzi basenu. Skrzyżowałem ręce na piersiach i oparłem się o futrynę. Z uśmiechem przypatrywałem się co takiego Katelyn ma zamiar zrobić. Czy posunie się o jeszcze jeden krok do przodu teraz, czy dopiero wieczorem.
- Dzięki Tobie, teoria o głupich blondynkach nadal jest prawdziwa. - warknęła Ania. Zachichotałem cicho pod nosem. Niechętnie, ale muszę jej przyznać rację.
- Jednak ja jestem kimś. A Ty parszywa gnido zginiesz nim mrugniesz okiem.
Katelyn wykonała jeszcze jedne krok do przodu, a brunetka już stała praktycznie przy samej krawędzi basenu.
- Kimś? To znaczy kim? Pustą lalką, która nie ma uczuć? Która mści się na kimś, kiedy tylko ta osoba nie wykona jej polecenia? Kimś, kim musi chodzić co chwila do łazienki i poprawić swoją tapetę, żeby ktoś przypadkiem nie zobaczył jej prawdziwej twarzy? Dla mnie jesteś nikim.
Ze zdziwienia podniosłem brwi i znowu muszę przyznać rację tamtej brunetce. 1-0 dla Pani Anny Smith. Spojrzałem na Katelyn, która zrobiła się czerwona na twarzy, a jej dłonie zacisnęły się w pięści. Gratulacje dla Panny Ani, która właśnie zdenerwowała Katelyn. Chyba tylko ona potrafi w tak krótkim czasie wyprowadzić ją z równowagi. No nawet ja nie umiem wkurzyć blondynkę, aż tak żeby kipiała ze złości.
- Pożałujesz. - usłyszałem szept Tarver, a po chwili głośne chlupnięcie. Szybko się otrząsnąłem i dopiero teraz uświadomiłem sobie co się stało.
- Pojebało Cię już kompletnie?! - krzyknąłem na cały głos wchodząc już na halę.
- O co Ci chodzi? - zapytała zdezorientowana.
- O co mi chodzi? O to jak się zachowujesz! Za każdym razem, kiedy ktoś Cię wkurzy, to będziesz wrzucać kogoś od tak sobie do basenu?! - zapytałem już na maksa wkurzony. Może i gram w tym samym zespole co ta jędza, ale ja znam granice. I chyba Katelyn będzie musiała się ich nauczyć.
- Odwal się ode mnie Schmidt! Nie będziesz mi mówił co mam robić, a co nie! - krzyknęła na mnie.
- Katelyn... - usłyszałem szept Erin, ale żadne z nas się nią nie zainteresowało.
- Będę robić co mi się podoba i nie zabronisz mi tego! To ja tu ustalam zasady, a nie Ty! - znowu krzyknęła.
- Katelyn... - Erin złapała za jej ramię i lekko pociągnęła do tyłu.
- Nie teraz! - warknęła w jej stronę i znowu się do mnie odwróciła.
- Ty ustalasz zasady? A niby gdzie one są?! Może dasz mi je do poczytania i może zobaczę tam punkt, w którym zapisane jest, że od tak sobie mogę wrzucić kogoś do basenu, kiedy tylko mi się podoba! - zacząłem wymachiwać rękami na wszystkie strony i już nawet nie panowałem nad swoim głosem, który był o wiele podniesiony niż przy normalnej kłótni.
- To jest moja szkoła i jak coś Ci się nie podoba, to możesz z niej wypierdalać! - pokazała palcem na drzwi wyjściowe, a ja parsknąłem śmiechem.
- Katelyn... - znowu odezwała się przyjaciółka blondynki.
- Nie widzisz, że rozmawiam?!
- Skoro to jest Twoja szkoła, to wsadź sobie ją w kieszeń! I nazwij ją "Patologiczna szkoła Katelyn Tarver"!
- Grabisz sobie Schmidt... - syknęła.
- Katelyn!
- Co Ty kurwa ode mnie chcesz?! - odwróciła się w stronę dziewczyny.
- Ania. - szepnęła tylko i pokazała na basen. - Ona się nie rusza...
Spojrzałem na wodę i aż zamarłem. Erin miała rację. Na samym dnie unosiło się bezwładne ciało brunetki i chyba nie udawała.
- O cholera... - odezwała się Katelyn.
Szybko zdjąłem swoje buty, skarpetki i bluzę, wyjąłem telefon z kieszeni i wszystko rzuciłem w jedno miejsce. Po chwili wskoczyłem do zimnej wody z głośnym pluskiem. Moje ubrania momentalnie przemiękły chlorowaną wodą. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po dnie. Parę metrów ode mnie pływała brunetka. Miała zamknięte oczy, a z buzi wypływały pojedyncze pęcherzyki powietrza. Wykonałem jeden płynny ruch rękami, a nogi zaczęły pracować w szybkim tempie. Kolejne mocne pchnięcie, a ja zaledwie zmniejszyłem dystans o pół metra. Moje mokre ubrania znacznie utrudniały pracę moich mięśni, ale nie poddawałem się. Co raz mniej miałem powietrza w płucach, ale kiedy spoglądałem na Anię, to uświadamiałem sobie, że przecież ona nie ma w cale! W końcu dotarłem do ciemnowłosej dziewczyny i złapałem ją w pasie.
- Ma ją! - usłyszałem czyjś krzyk z brzegu basenu, a ja zacząłem głębiej oddychać. Moja prawa ręka była zaciśnięta wokół nieprzytomnego ciała Ani, a lewa próbowała wykonać coś w rodzaju kręgów.
- Pomóżcie mi. - sapnąłem ze zmęczenia, kiedy dotarłem do krawędzi. Zaraz nade mną nachyliła się sylwetka Dustina, który nie mam pojęcia skąd się wziął, ale mniejsza z tym. Szybko wyszedłem z wody i kucnąłem obok Ani.
- Nie oddycha. - szepnąłem kiedy nachyliłem się nad nozdrzami dziewczyny. - Zadzwońcie po karetkę! - krzyknąłem. Ułożyłem jej ciało, aby mieć lepszy dostęp do klatki piersiowej i jej ust, a sam zacząłem wykonywać masaż serca.
- Raz, dwa, trzy... - zacząłem głośno odliczać uściski na mostku.
- Karetka już jedzie! - usłyszałem głos Logana.
- Dwadzieścia dziewięć, trzydzieści. - skończyłem odliczać. Nachyliłem się nad ustami dziewczyny i wdmuchnąłem jej powietrze zatykając nos. Dziwne uczucie, czując wargi nienawidzonej przeze mnie osoby na swoich. Ale nie pozwolę, aby umarła. Jeden wdech. I drugi.
- Raz, dwa, trzy, cztery... - znowu odliczanie moich uścisków. Co chwila spoglądałem na twarz brunetki. Nadal nic. Zero reakcji - No dalej! - krzyknąłem i zacząłem mocniej uciskać jej mostek. Kiedy wykonałem kolejne 30 uścisków, znowu nachyliłem się nad dziewczyną. Nazbierałem jak najwięcej powietrza i wdmuchnąłem prosto do jej jamy. Kiedy nachylałem się drugi raz, dziewczyna zaczęła prychać i wypluwać z siebie wodę. Odetchnąłem z ulgą i wytarłem swoje czoło.
- Przynieście suche ręczniki! - krzyknąłem w stronę tłumu ludzi, który znacznie się powiększył, niż kilka minut temu. Znowu odwróciłem wzrok na Anię, która łapczywie nabierała powietrza. Swoją dłoń wsunąłem pod jej głowę i trochę podniosłem ją do góry, aby nie dotykała zimnej posadzki podłogi.
- Trzymaj. - jakiś chłopak podał mi dwa duże, białe ręczniki. Rozłożyłem jeden i przykryłem mokre ciało Ani.
- Już jest dobrze. Jest w porządku. - szeptałem do niej i wycierałem jej ręce i nogi. Miała sine usta, które drgały pod wpływem zimna. Nie dziwię się, skoro pod wodą przebywała przez co najmniej 3 minuty.
- Zzz..oo..staaaw mmm....nniee. - mruknęła i pociągnęła głośno nosem. - Nnn..ie doty..ty..ty ka... kaj.
- Aniu, już jest w porządku. Kendall Cię uratował. - z drugiej strony klęknął Dustin i złapał dziewczynę za rękę.
- Zos...staw...wcie mm...mmni....e. - jej dygotająca warga utrudniała jej w wymowie i chociaż zrozumiałem co mówiła to i tak nie przestawałem jej osuszać.
- Uspokój się. - szepnąłem i wziąłem drugi ręcznik, który położyłem na głowę dziewczyny i lekko wycierałem jej włosy.
- Co się dzieje? - koło mnie zaraz pojawili się sanitariusze ubrani w czerwone stroje. Zaraz za nimi przyszli jeszcze dwaj, którzy ciągnęli nosze.
- Wpadła do basenu i przebywała w nim około 3-4 minut. - wyjaśniłem szybko odchodząc kawałek na bok. - Kiedy ją wyciągnąłem nie oddychała. - dodałem.
- Wykonał masaż serca. - powiedział jeszcze Dustin, nadal patrząc na dziewczynę.
Jeden mężczyzna spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął.
- Prawdopodobnie dzięki Tobie jeszcze żyje. - odezwała się lekarka. Wychyliłem się bardziej, żeby zobaczyć co jej robią. Ale zamiast tego przed oczami miałem coś białego.
- Masz. Ty też jesteś mokry. - powiedział James podając mi ręcznik.
- Dzięki. - mruknąłem i wtuliłem się w biały materiał.
- Co się dokładnie stało? - zapytał mnie przyjaciel.
- Katelyn. - szepnąłem i spojrzałem na mokre ciało Ani. Była wstrząśnięta i zdezorientowana. Nie wiedziała w ogóle co się dzieje, a jej ręce i nogi zaczęły lekko się trząść.
- Jest jeszcze w szoku. Zabieramy ją. - odezwała się kobieta i zaczęła pakować swoje rzeczy do apteczki. - Zawiadomcie rodziców.
- Gdzie jest w ogóle dyrektor? - zapytał kolejny facet.
- Żegna się z uczestnikami zawodów, które miały miejsce około 20 minut temu. - wyjaśnił James.
- Z Tobą wszystko w porządku? - zapytała mnie blondynka.
- Tak, jest okej. - kiwnąłem głową.
- Ta dziewczyna żyje dzięki Tobie. - dodał jeszcze jeden mężczyzna, który pchał nosze. Podniosłem tylko jeden kącik ust do góry, który zaraz znowu pojawił się na tym samym miejscu. Odprowadziłem ich wzrokiem i zaraz ich nie było, a na hali zaczęły się liczne rozmowy i komentarze, na temat tego co przed chwilą miało miejsce. Większość osób patrzyło się na mnie. Jedni z podziwem, inni z zdezorientowaniem. Rozejrzałem się dookoła i w końcu napotkałem wzrok blondynki.
- Zadowolona jesteś z siebie? - pytam groźnie.
- Bohater się znalazł... - mruknęła Katelyn i wyszła z hali, a zaraz za nią Erin.
- Niechętnie muszę to zrobić, ale stwierdzę rację Katelyn. - odezwał się James i objął mnie ramieniem. - Jesteś bohaterem. - powiedział głośniej, a ja wywróciłem oczami.
- Daruj sobie te sentymenty, okej?
Wziąłem swoje buty i bluzę w rękę i również opuściłem szkolną pływalnię. Skierowałem się w stronę szkolnych szatni i po raz drugi otworzyłem moją szafkę. W stercie ubrań, znalazłem jakąś białą koszulkę, którą zaraz założyłem na moje ciało. Przynajmniej górę moich ubrań mogłem zmienić, bo spodni to raczej żadnych nie znajdę.
- Możesz powiedzieć, jak to się stało, że Ania znalazła się na dnie basenu, a Ty jesteś cały mokry? - usłyszałem za sobą głos Carlosa, który opierał się o drzwi szatni. Koło niego stał Logan, a James siedział na jednej z ławek.
- Przyszedłem tutaj po telefon i kiedy chciałem już wyjść, usłyszałem krzyki dobiegające z basenu. Stanąłem w wejściu i przypatrywałem się jak Katelyn i Ania wymieniają się dosyć niemiłą wymianą słów. No i Katelyn w końcu popchnęła tamtą do wody.
- A dalej? - dopytywał się Logan.
- Podszedłem do Tarver i zaczęliśmy się kłócić. No i zapomnieliśmy o Ani... - wzruszyłem ramionami i zacząłem wycierać moje mokre włosy ręcznikiem. - Jako pierwsza zauważyła ją Erin, a ja wskoczyłem do wody żeby ją wyciągnąć.
- A potem było buzi buzi. - dodał James, przez co dostał ode mnie ręcznikiem.
- Jeśli już, to sztuczne oddychanie. - mruknąłem wkurzony i zacząłem zakładać skarpetki.
- Nazywaj to jak chcesz. I tak teraz wszyscy mówią, że się z nią całowałeś. - znieruchomiałem. Ja? Całowałem? Z Anią? Nie no błagam! - Ale opowiadaj, jak było?
Chłopaki zaczęli się głośno śmiać, a ja spiorunowałem ich wzrokiem. Nie zważając na zbyteczne komentarze Jamesa założyłem buty i zamknąłem szafkę.
- Ale tak po za tym, to zachowałeś się bardzo odpowiedzialnie. - powiedział w końcu Logan. - Na serio.
- Taaa, a przy okazji mam mokre spodnie. - mruczę pod nosem i nie zważając na resztę wyszedłem z szatni.
- A Ty dokąd? - zapytał za mną Carlos.
- Do domu. - odpowiedziałem na cały korytarz i ruszyłem w stronę wyjścia ze szkoły. Szkolny dziedziniec był zapełniony uczniami, jak i nauczycielami University of California. Stanąłem w miejscu i zacząłem przyglądać się otoczeniu, aby dostrzec coś, co zaciekawiło aż tylu ludzi.
- Co się dzieje? - zapytał mnie James, który zaraz pojawił się obok mnie.
- Nie mam pojęcia... - odpowiedziałem zdezorientowany.
Ruszyłem do przodu, a przede mną zaczęli rozsuwać się uczniowie dziwnie się na mnie przy tym patrząc. Nie miałem kompletnie pojęcia o co chodzi! W tłumie dostrzegłem Grega i jeszcze kilka osób z drużyny.
- Co to za zbiorowisko? - zapytałem podając rękę na przywitanie.
- Karetka przyjechała po Annę Smith. Nikt nic nie wie, ale wszyscy mówią, że to ma związek z Tobą. - odpowiada wzruszając ramionami.
- Katelyn wrzuciła Anię do basenu, a Kendall ją uratował. - wyjaśnił James.
- Na serio? - zapytał Noe. - Wszyscy mówią zupełnie co innego.
- Podobno to Ty wrzuciłeś ją do basenu, a potem Katelyn kazała Ci ją uratować, ale Ty nie chciałeś i po jakimś czasie w końcu uległeś. - wyjaśnił Greg, a ja aż otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia.
- Co takiego?! - zapytałem zdenerwowany.
- No tak słyszałem! - krzyknął Greg, a ja przeczesałem palcami włosy. Długo nie musiałem się zastanawiać, kto rozpowiedział tą plotkę. Suka.
- Będziecie na balu? - zapytał Noe.
- Nie mam zamiaru jeszcze dzisiaj oglądać Tej wiedźmy. - syknąłem.
- Ja miałem przyjść. Ale tylko i wyłącznie dlatego, że miało coś się dziać z Anią i Katelyn. A teraz, to już nie wiem... - odpowiedział James.
- Nie sądzę aby tamta się pojawiła. - komentuję, a James wzrusza ramionami. - Dobra spadam stąd. Do jutra. - podaję rękę chłopakom na pożegnanie i odchodzę w stronę parkingu. Kręcę z niedowierzaniem głową. Jeszcze się okaże, że ja wrzuciłem Pannę Smith specjalnie do basenu "Bo taki mam kaprys"!
- Jedziesz ze mną? - pytam Jamesa.
- Gdzie? - unosi brwi z zaskoczenia.
- Do szpitala. - odpowiadam, jakby to było oczywiste.
- Do szpitala?! Po jaką cholerę? - pyta wchodząc do samochodu.
- Muszę się dowiedzieć, czy wszystko z nią w porządku.
- Kendall, rozumiem, że chcesz ją zobaczyć, po tym jak się całowaliście, ale myślę, że nie powinieneś tam jechać.
- Ile razy mam mówić, że ja się z nią nie całowałem, tylko wpuszczałem moje powietrze żeby mogła oddychać?! - krzyknąłem na całe auto i z nerwów uderzyłem w kierownicę.
- Hej! Spokojnie! Dobra, rozumiem. Ocaliłeś jej życie, dzięki sztucznemu oddychaniu. Może być? - zapytał lekko poirytowany. - A jakie były jej wargi? - zapytał po kilku minutach ciszy, a później wybuchnął głośnym śmiechem.
- Zimne. - odpowiedziałem, kiedy przestał się śmiać, patrząc przed siebie. - Jak lód. - dodałem. Nie czekając na jego komentarz odpaliłem silnik i wyjechałem z terenu szkoły.
- Kendall, mówiłem na serio. Nie jedź teraz do niej. - mówi poważnym tonem. - Jedź do domu. Przebierz się. A potem pojedź do niej i po prostu zapytaj się czy jest wszystko z nią w porządku i już. Mogę nawet jechać z Tobą.
- W sumie masz rację... - zmieniłem kierunek i zamiast do szpitala, skierowałem samochód w stronę mojego domu.


~~~~

____
Siemanko! ;* Tak wiem, rozdział jest na prawdę długi i muszę chyba się przyznać, że wszystkie już takie będą xd Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza :)
I jak wrażenia po 9? Dobre? Złe? Piszcie i mówcie czy Wam się podoba, czy nie ;3

Spodziewaliście się w ogóle takiego obrotu akcji? I jak myślicie, czy Kendall zmieni stosunek do Ani czy nadal będzie taki sam?

17 komentarzy:

  1. Ojej ale się porobiło ;) co rozdział zaskakujesz oczywiście pozytywnie! Czekam na kolejny i mam nadzieję że Kendall zmieni się w stosunku do Ani :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. OŁ EM DŻI! Ekstra rozdział. Ania omsknęła sie o życie. Kendall ją ratuje. Zabić Katelyn, no zabić! Mnie jeszcze intryguje ten koszmar na poczatku. No ekstra :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co za suka z tej Katelyn! Dobrze, ze Kendall uratowal Anię. Mam nadzieje, ze ich stosunki sie polepsza:)czekam na nastepny;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezy, jak słodko*________*
    oooo nie, Katelyn już przegięła, no jak to czytałam to sama nię wczuwałam w tą rolę Kendalla i myślałam, że nie wiem co jej zrobię XD hahahahaah Kendall całował się z Anią, to było najsłodsze :3 mam nadzieję, że będzie więcej takich wątków:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział był po prostu słodki a jak Kendall całował Anię. Czekam na next. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zabiję tą krowę Katelyn (ale tylko w opowiadaniu, bo ją kocham♥) , ONI SIĘ NIE CAŁOWALI!!! Czekam na ten bal... Coś tam Dustin chciał pokazać... Kurczę, boję się.
    Dobra jest EXTRA, ale niech Kendall będzie nadal taki sam, lubię udrękę :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Katelyn to taka suka! Kendall zachował się naprawdę dobrze, aż się zdziwiłam. Teraz uznaję, że on nie jest złym chłopakiem, a jedynie pogubionym. Czekam na następny rozdział. /Gwiazda1900 z aska

    OdpowiedzUsuń
  8. Ania może mogłaby trochę wyluzować.. :). Katelyn.. Ech, Brak mi słów do jej osoby, po prostu szkoda mi literek żeby ją opisać. James i jego teoria o całowaniu, huhu. Dobre :). Może Kendall i Ania nie zostaną najlepszymi przyjaciółmi, ale ich stosunki się zmienią :). Czekam na następny :).

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział.
    Jakie szczęście, że Ani nic się nie stało.
    Katelyn grrrrr. Jak ja jej nienawidzę.
    Mało brakowało a zabiłaby Anię
    Dobra, już się uspokajam.
    Rozdział fenomenalny. Czekam na następny. :-)
    Kocham.

    OdpowiedzUsuń
  10. nie dlaczego w tym momencie
    ja nie mogę się doczekać niedzieli
    jezu a rozdział jest megggaaa xx

    OdpowiedzUsuń
  11. Spróbuje to określić hmmmm...
    Świetne
    Boskie
    Cudowne
    I wiele więcej, więcej komentów kochana życzę ;3

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział wspaniały! Od dawna nie było takiej akcji! R.E.W.E.L.A.C.J.A!!!!!!! A zachowanie Schmidta... Awwww... On jest taki kochany! Teraz już na pewno się zmieni! Będzie dla Ani miły i w ogóle! A Katelyn... CO. ZA. WREDNA. SUKA. Zabiłabym. Ale skupmy się na Ani i na Kendallu... ONI MUSZĄ BYĆ RAZEM! SĄ DLA SIEBIE STWORZENI! JAK JA ICH KOCHAM... <3 Chyba założę fanklub Ani i Kendalla ^^

    Monika.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten rozdział był tak świetny, że gdy go czytałam to cała się trzęsłam z podekscytowania! Na prawdę, nie kłamię! Mama aż myślała, że padaczki dostaję xd
    DZIĘKUJĘ!!!! JESTEŚ WSPANIAŁA! DZIĘKI TOBIE TEN DZIEŃ JEST JESZCZE LEPSZY! NIE MA SŁÓW, KTÓRYMI MOGŁABYM OPISAĆ SWOJA WDZIĘCZNOŚĆ! <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Wow, bardzo mnie zaskoczyłaś. W ogóle się nie spodziewałam czegoś takiego, zaskoczyłaś pozytywnie oczywiście. Cuuudooownyyy rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Boże to był afghjklvgyedfhhrfj!!!!!!
    Kocham takie akcje.
    Hm ciekawe gdzie się podział Dustin?
    Pozdrawiam i czekam ma next <3

    OdpowiedzUsuń