niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 47 "Nie chcę się żegnać."

Don't let me go
Cause I'm tired of feeling alone
~~~~~~~~~~~~~~



Na samym początku wydawało mi się, że to będzie doskonały pomysł. Ale kiedy siedziałam w mojej sypialni i rozmyślałam w co mam się ubrać, od razu zmieniłam zdanie. To był najgłupszy pomysł, jaki kiedykolwiek wymyśliłam. Teoretycznie to Claudia pierwsza zaczęła ten temat i założę się, że gdyby nie powiedziała przypadkiem o tej imprezie, żyłabym w świadomości, że nic takiego się nie wydarzyło!
Głośno westchnęłam i ponownie wywróciłam oczami, kiedy usłyszałam jak Dustin ponownie wyśpiewuje te słynne serenady pod prysznicem. Nie mam pojęcia jakbym wytrzymała z nim pod jednym dachem i to w dodatku z jedną łazienką. Jeżeli kiedykolwiek zdecydujemy się zamieszkać razem, muszą być dwie łazienki - taki jest mój warunek.
Po kolejnym namyśle w końcu założyłam na siebie parę czarnych leginsów i bluzkę zapinaną z przodu na guziczki w kolorze ciemnej zieleni. Przeczesując palcami moje jeszcze wilgotne włosy, wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę mini salonu, gdzie przebywała Bridgit z Carlosem, którzy oglądali jakiś film na laptopie i do tego przez słuchawki, także nie miałam szansy wychwycić ani jednego dźwięku. Chłopak jak gdyby nigdy nic miał oplecioną rękę na ramieniu blondynki, która swoją głowę oparła o jego ramię. Ich relacje są typową zagadką, którą nikt nie potrafi odgadnąć.
- Jak będą wkładać moją trumnę do grobu, to chciałabym aby ta piosenka leciała w tle… - usłyszałam mruknięcie Bridgit, która chyba nie zdawała sobie sprawy, że ktoś oprócz ich dwójki znajduje się w pokoju.
- I co może jeszcze mam załatwić, aby na dużym ekranie puścili ten film? - Carlos zaśmiał się pod nosem, próbując jakoś złagodzić sytuację.
- Carlos, ja mówię serio...
- Ja też. - wzruszył ramionami i mocniej ją do siebie przycisnął. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jak ta dwójka świetnie się ze sobą dogaduje. Mam nadzieję, że między nimi jest tylko i wyłącznie przyjaźń, bo jeżeli wyszłoby coś więcej... Jedno z nich nie podniesie się po utracie tego drugiego...
- Wiesz co? Już czasami sobie myślę, jak to wszystko będzie wyglądać… - ciągnęła dalej dziewczyna. - Będzie to jeden z tych cieplejszych dni, kiedy wyjdzie słońce. Zaczną kwitnąć wcześniej kwiaty, a w powietrzu unosić się będzie ich woń oraz zapach ziemi po deszczu. - mówiła wpatrzona w siebie, a ja razem z nią wybiegałam w przyszłość. - Moje trumna będzie czarna, a na wierzch kładzione będą kontrastujące z nią białe róże.
- A wiesz co ja myślę? - odezwał się Carlos. - Że taki dzień na pewno nie nadejdzie. - powiedział od razu, a ja lekko się uśmiechnęłam. Cieszę się, że jest ktoś taki, kto utrzymuje Bridgit przy zdrowych zmysłach. - Będziemy żyć długo i szczęśliwie. - dodał mocniej ją obejmując.
Chciałabym wierzyć w to, co powiedział chłopak, ale nadzwyczajnie na świecie nie potrafię. Wiem, że prędzej czy późnej dziewczyna odejdzie i nikt nie będzie potrafił jej zatrzymać. Boję się tylko, że nie zdążę się z nią pożegnać i odejdzie zbyt szybko. Ale nigdy przecież nie wiadomo, kiedy trzeba się pożegnać.
- Rozmawiałaś już z Anią? - zapytał cicho Carlos, a ja zmarszczyłam czoło. Bridgit głośno westchnęła i pokręciła przecząco głową.
- Jeszcze nie. Nie chcę zabierać jej radości związanej z wygraniem turnieju. - powiedziała cicho. - Wiem, ile ją kosztowała ta wygrana i nie chcę ją teraz niczym martwić.
Czym ma mnie niby martwić? Co mi jeszcze nie powiedziała, o czym wie Carlos?
- Obiecaj mi, że z nią o tym porozmawiasz. - odparł poważnie wpatrzony w jej oczy.
- Obiecuję. - zapewniła go kładąc rękę na jego policzku.
Usłyszałam jak drzwi od łazienki się otwierają, przez co wycofałam się do tyłu, aby nikt nie spostrzegł, że przysłuchiwałam się rozmowie przyjaciół.
- Następnym razem weź ze sobą dłuższą płytę, bo już Ci się repertuar powtarzał. - powiedział od razu Carlos, przez co zaśmiałam się pod nosem.
- Następnym razem zainwestuj sobie w słuchawki, to nie będziesz mnie słyszeć. - odpowiedział mu Dustin, wyraźnie czymś zdenerwowany.
- Miałem! I nadal Cię słyszałem! - krzyknął za nim Carlos, kiedy ten zamknął się w swoim pokoju. Postanowiłam w końcu wyjść z mojej kryjówki i usiąść obok leniuchów, którzy od czasu zakończenia turnieju nie zrobili kompletnie nic. Tak samo jak reszta przyjaciół, którzy ulotnili się do swojego hotelu. Mieliśmy wszyscy razem się spotkać dopiero w klubie.
- Gadałaś z Kendallem? - zapytała od razu Bridgit, a ja musiałam się dużo postarać, żeby nie wygadać się o naszym już drugim pocałunku.
- Tylko przez chwilę. - mruknęłam pod nosem spuszczając głowę w dół.
- Dustin w ogóle wie, że Schmidt przyjechał? - zapytała Bridgit Carlosa, który jedynie wzruszył ramionami.
- Słyszałem jak Logan coś tam mu wspomina, ale czy wziął to na serio, to tego Ci nie powiem...
Jeżeli Dustin nie ma pojęcia o przyjeździe Kendalla, to ta impreza może się źle dla nas wszystkich zakończyć.
- Możemy już iść! - krzyknął Dustin wychodząc ze swoje pokoju. Podnieśliśmy się z siedzenia i skierowaliśmy się w stronę wyjścia, wcześniej zakładając na nasze ramiona okrycia wierzchnie. Wychodząc na dwór od razu doszedł do nas podmuch zimnego powietrza, ale później zrobiło się już znacznie cieplej. Pogoda w końcu ustępowała i ujemne temperatury nareszcie nas opuściły, a o śniegu już nikt nie miał prawa wspomnieć. Chłodna i mroźna zima poszła w zapomnienie przez każdego obywatela. Nasz spacer do klubu trwał około piętnastu minut i zaraz staliśmy pod średniej wielkości budynkiem, pod którym stała już dosyć sporych wielkości kolejka. Wyjęliśmy nasze identyfikatory i od razu pokazaliśmy ochroniarzom, którzy bez względnych pytań wpuścili nas do środka. Nasze kurtki zostawiliśmy w szatni i weszliśmy do głównej sali.
Unosząca się w środku woń alkoholu, mocnych perfum oraz ludzkiego potu, była ostrą mieszaniną, która źle podziałała na moje nozdrza. Od razu zaczęło mi się kręcić w głowie i moje dotychczasowe zdanie na temat takich miejsc, uległo zmianie. Szłam za Dustinem, który dostał namiary, w którym miejscu siedzą nasi przyjaciele.
Ogólnie wystrój klubu był dosyć oryginalny i bardzo funkcjonalny. Każda wolna przestrzeń została pomyślnie wykorzystana, a elementy dekoracji idealnie komponowały się z oświetleniem, czy też kolorystyką. Weszliśmy po metalowych schodach, gdzie poustawiane były stoliki zapełnione różnymi ludźmi, których miałam okazję poznać. Niektórzy z nich stawali od stołu i osobiście gratulowali nam zwycięstwa oraz proponowali wspólnego drinka, ale za każdym razem odmawialiśmy. Po kilku minutach w końcu dotarliśmy do jednego z największych stolików, przy którym siedzieli praktycznie wszyscy. Był też Stan, który wybuchł głośnym śmiechem, jak się spostrzegłam, przez Kendalla, który mu coś opowiadał. Tak, Kendall też tu jest. I bardzo się cieszę z tego powodu.
- No dłużej, to już nie dało się iść? - zapytał rozbawiony James i przysunął się na kanapie, aby zrobić nam miejsce.
- Dustin utonął w łazience. - odpowiedział Carlos i usiadł obok Bridgit, którą co i rusz pytał, czy wszystko jest okej.
- Kendall… - zaczął nieśmiało mój brat i spojrzał na chłopaka. Spojrzałam na niego proszącym wzrokiem, na co wywrócił oczami. - Jak miło Cię widzieć. - powiedział z nieszczerym uśmiechem, a ja odetchnęłam ulgą i w duchu podziękowałam mu za posłuszność. - Znowu… - dodał cicho, na co dostał po ramieniu.
- Ciebie również. - odpowiedział mu chłopka i lekko się podniósł z siedzenia, aby podać Dustinowi rękę. Po bardzo jak dla mnie niekomfortowej sytuacji wszyscy wygodnie zajęliśmy miejsca i zaczęliśmy żwawą rozmowę, na błahe tematy, które przychodziły nam na język. W tle grała klubowa muzyka, która umilała nam czas między dyskutowaniem, a piciem alkoholu. W dalszym ciągu zostawałam przy mojej coli z lodem, przez co inni robili sobie ze mnie żarty, z których też się śmiałam. Ale na szczęście nie byłam jedyną osobą, która dzisiaj nie posmakowała alkoholu. Do mojego grona dołączyła Bridgit i po części Carlos, który wypił tylko jednego drinka i to też z dużym oporem. Obejmował blondynkę na tyle mocno, żeby każdy kto przechodził obok nas wiedział, że Bridgit należy do niego. Tylko, czy tak jest na prawdę?
- Chciałbym wznieść toast. - odezwał się Stan i podniósł swoją szklankę. - Za naszych zwycięzców i przyszłych finalistów mistrzostw świata, które odbędą się w Barcelonie. - powiedział donośnie i wymienił porozumiewawcze spojrzenie między mną, a moim bratem. - Za Anię i Dustina!
- Za Anię i Dustina! - krzyknęli wszyscy i opróżnili swoje szklanki, gdzie w każdej z nich, znajdował się inny alkohol.
- Kiedy jest ten wyjazd? - zapytał Logan, który jako pierwszy wypił duszkiem swój napój.
- Finały tego turniej i mistrzostwa świata odbywają się na początku wakacji. - odpowiedział od razu.
- Ile taki wyjazd będzie trwać? - tym razem to ja zadałam pytanie.
- Około dwóch tygodni. Tak mi się wydaje. - wydął wargi i przeczesał swoje włosy. - Ale nie zapominajmy jeszcze o stypendium na Broadway Dance Center! - krzyknął entuzjastycznie. - Jest to chyba marzenie każdego tancerza, nie uważacie?
- Brzmi bardzo ciekawie. - odparł James, który do tej pory w ogóle się nie odzywał.
- A jeszcze ciekawiej wygląda… - dodał mężczyzna z uśmiechem, a ja nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Czy to jest ten surowy i poważny mężczyzna, który zawsze postawi na swoim? Bo mi się wydaje, że chyba ktoś go podmienił...
- Wyniki z egzaminów też będą się wliczać? - zapytał Dustin.
- Raczej nie. - Stan od razu pokręcił głową. - Tutaj liczy się talent, a nie to, czy znasz dokładną liczbę pi.
- A tym razem to na ile wyjadą? - odezwał się Kendall, który tępo wpatrywał się w swoją szklankę.
- Myślę, że jeżeli ktoś przyjedzie do Nowego Jorku, to już tak prędko nie będzie chciał stamtąd wyjechać. - zaśmiał się pod nosem. - Coś około dwóch, może trzech lat. - wyjaśnił po chwili, a mi rzednie mina. Trzy lata poza Los Angeles? To nie jest możliwe...
- Muszę się przejść. - powiedziałam cicho i podniosłam się od stołu.
- Wszystko w porządku? - zapytał Dustin łapiąc za moją dłoń, aby przytrzymać mnie, za nim odejdę.
- Tak, tak. Po prostu muszę się przewietrzyć… - machnęłam drugą ręką, na co tamten jedynie kiwnął głową i powoli wypuścił palce z uścisku. Wolnym krokiem zeszłam po schodach i opuściłam główną salę, docierając do szatni, z której odebrałam moją kurtkę. Nie zapinając suwaka, wyszłam bocznymi drzwiami i odetchnęłam ulgą, kiedy dotarły do mnie podmuchy świeżego powietrza. Tego właśnie było mi trzeba. Chwila orzeźwienia i będę mogła znowu normalnie funkcjonować. O ile nie dojdą kolejne nowe informacje na temat mojej przyszłości.
Nie podoba mi się, że ktoś za mnie decyduję, co będę robić za kilka miesięcy. To jest moje życie i nie zamierzam zapraszać do niego obcych ludzi, którzy pobrudzą mój nowy dywanik w salonie. Ogólnie to dosyć dziwnie wygląda, bo nie mam pojęcia co będę robić jutro, a ktoś inny za mnie wie, gdzie będę za dwa miesiące. Nigdy nie powiedziałabym, że będę robiła karierę jako tancerka. Kilka lat wcześniej nie sądziłam, że przeżyję następny dzień, a tutaj proszę! Na swojej drodze spotykam co raz to nowsze problemy, z którymi niestety muszę się jakoś uporać, ale czasami się zastanawiam, czy nie lepiej by było rzucić to wszystko w cholerę i uciec jak najdalej stąd.
Zbyt dużo się teraz dzieje, żebym mogła normalnie funkcjonować. Nowe wiadomości przychodzą tak z dnia na dzień, bez żadnego uprzedzenia i naprawdę długo mi się schodzi, żebym mogła się do nich przystosować. Przykładem może być informacja o moim bracie bliźniaku, z którym przyjaźnię się już od kilku miesięcy. Przecież przez kilka dni nie było ze mną kontaktu, bo po prostu byłam świadoma tego, że to przeze mnie zostaliśmy rozdzieleni. Może jako niemowlę nie miałam na to żadnego wpływu, ale i tak czuję się winna.
Kolejną sprawą jest Bridgit, która coś przede mną ukrywa. Nie mam pojęcia, czemu nie chce mi wszystkiego powiedzieć. Może jest jeszcze dla niej nadzieja, ale nie chce nikomu mówić, bo boi się, że wszystkich zawiedzie? A może jest już na tyle źle, że czas na ostatnie słowa?
Pożegnanie zawsze kojarzyło mi się z końcem. Jeżeli się żegnamy, to tak jakbyśmy coś w swoim życiu zakończyli i o tym zapominali. A ja nie chcę zapominać Bridgit. Nie chcę się żegnać. Zbyt szybko upadnę na samo dno, żeby można by było mnie podnieść.
- Nie powinnaś siedzieć sama. - usłyszałam obok siebie głos Kendalla, który jak zwykle pojawia się znikąd. On zna jakąś czarną magię, że tak się bezszelestnie porusza, czy to już z moim słuchem jest na tyle niedobrze, żeby nie słyszeć ludzkich kroków?
- Przyzwyczajenie robi swoje. - wzruszyłam ramionami i głośno westchnęłam.
- Przecież już nie jesteś samotna. - chłopak lekko się oburzył, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
- Teraz nie, ale kiedyś byłam...
- Przestań grzebać w przeszłości. - podszedł do mnie jeszcze bliżej i oparł swoje łokcie o murek, przy którym stałam.
- I kto to mówi? - zakpiłam wywracając oczami i od razu pożałowałam moich słów. - Przepraszam… - mruknęłam po chwili spuszczając głowę w dół.
- Nie masz za co. Właściwie to masz rację. - podrapał się po czole i stanął do mnie przodem, ale ja w dalszym ciągu uparcie patrzyłam się przed siebie. - Nie umiem żyć pełnią szczęścia, pamiętając, że ktoś kiedyś przeze mnie cierpiał.
- No to jest nas dwoje...
Zapanowała cisza, którą żadne z nas nie chciało przerwać. Nie potrzebowaliśmy słów, żeby się zrozumieć. One były zbyteczne w tej chwili, a nawet i mogły mieć negatywny skutek. Jeżeli nie mówimy, to nie znaczy, że nic nie wiemy. Może być zupełnie odwrotnie, jak to było w naszym przypadku. My używaliśmy tej ciszy, która rozpływała się między nami zabierając od nas emocje, którymi chcemy się podzielić. I kiedy lekko się odwróciłam w stronę chłopaka, nie musiałam długo czekać, żebym mogła poczuć ciepło rozchodzące się po całym ciele, które docierało do każdego zimnego zakamarka, dzięki silnym ramionom Kendalla. Trzymał mnie na tyle mocno, ale też i delikatnie, jakby bał się, że mogę odejść, ale też, że mogę się rozpaść. Tworzyliśmy coś w rodzaju jedności mieszanki uczuć, których nie potrafiliśmy rozerwać. Byliśmy jak magnesy - tak różne, a jednak mocno przyciągające ku sobie.
Chciałabym, aby cały ból jaki Kendall nosi w sobie, pozbył się i żył jedynie dobrymi chwilami. Za bardzo cierpiał, jako mały chłopiec, żeby mógł teraz zrozumieć, czym jest szczęście. Jest taki zagubiony i często wydaje się być osamotniony. I chociaż będzie przebywać wśród swoich najlepszych przyjaciół, to i tak będzie sam. Bo nikt go nie rozumie na tyle, żeby można było mu pomóc.
- Możesz mi złożyć kolejną obietnicę? - zapytał cicho i lekko się ode mnie odsunął.
- W zależności, czego ona będzie dotyczyła. - wzruszyłam delikatnie ramionami i lekko się uśmiechnęłam.
- Obiecaj mi, że nigdy nie odejdziesz. - powiedział stanowczo, a ja otworzyłam szerzej oczy.
- Kendall, ja… - zaczęłam niepewnie. - Wiesz, że nie mogę Ci tego obiecać, bo tak się nie stanie. Kiedyś będę musiała odejść.
- Wiem o tym. - jego poważny ton lekko mnie zaskoczył. - Po prostu chcę teraz żyć w świadomości, że ktoś przy mnie zawsze będzie.
W jego oczach mogłam dostrzec smutek, który ani na moment nie pokarze na zewnątrz. Wszystko co złe, dusi w sobie jak najgłębiej i nie chce wyrzucić tego na wierzch. Ja natomiast wiem, że niedługo to wszystko będzie miał swój upust i mam tylko nadzieję, że wtedy będę jeszcze obok.
- Obiecuję, że nigdy nie odejdę. - powiedziałam stanowczo i wraz z wypowiedzeniem tego na głos, poczułam ogromne ukłucie w sercu. Bo w tej chwili wiedziałam, że go okłamuję, a świadomość, że on też o tym wie, boli jeszcze bardziej, niż się tego spodziewałam.
- Ania! Kendall! - za nami krzyczała Claudia, która szybko do nas podbiegła. Speszeni jej obecnością odsunęliśmy się trochę od siebie, utrzymując bezpieczny dystans. - Musicie wrócić do środka! - powiedziała szybko, a ja zmarszczyłam brwi.
- Co się stało? - zapytałam zbita z tropu.
- Bridgit, ona… - urwała nabierając powietrza do płuc. - Straciła przytomność. - dokończyła zdenerwowana.
Jasna cholera...
Popatrzyłam na chłopaka, który również miał zdezorientowaną minę co ja. Puściliśmy się biegiem do środka klubu, w którym było już znacznie ciszej niż poprzednio. Słysząc zdenerwowany głos Dustina, który rozmawiał przez telefon, mogłam stwierdzić, że dzwoni po karetkę. Na środku parkietu leżała dziewczyna i na prawdę można było ją porównać do trupa. Jej blada cera idealnie zlewała się z jasnymi włosami i w innych okolicznościach mogłam powiedzieć, że wyglądała zjawiskowo. Nad nią pochylony był Logan ze Stanem, a Carlos został odciągnięty od Jamesa, który próbował czegoś się dowiedzieć. Wokół całego zdarzenia utworzyło się spore zbiorowisko ludzi, którzy bacznie obserwowali poczynania moich przyjaciół.
- Co się stało? - zapytałam Carlosa, który w dalszym ciągu trzymał się za głowę i mamrotał coś pod nosem.
- Nie mam pojęcia! - odpowiedział za niego James. - Wiem tylko, że tańczyli, a co było dalej to chyba nikt nie wie.
- Pocałowałem ją. - szepnął cicho Carlos, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia. - Pocałowałem ją i... Ona mnie też, a potem... A potem ona... Upadła… - dokończył szlochając.
- Stary, Twój nieświeży oddech powalił dziewczynę z nóg! - zaśmiał się James. - Wiesz, że przed wypadem na imprezę to się zęby myje?
- James! - skarciłam chłopaka, na co tamten wzruszył ramionami.
Dalsze wydarzenia śmignęły mi przed oczami, niczym kilkuminutowy film. Najpierw przyjechała karetka, a trzech lekarzy zaczęło badać dziewczynę i robić z nami krótkie wywiady dotyczące jej zdrowia. Dopiero na samym końcu, Carlos wspomniał o jej chorobie. "Ona ma złośliwy nowotwór serca." - jego słowa w dalszym ciągu odbijają się echem po mojej głowie.
Razem w karetce pojechał z nimi Stan, który był jedynym dorosłym w naszym towarzystwie. A my wszyscy zabraliśmy się dwoma taksówkami, które zamówił Logan i szczerze mówiąc mogłam po raz pierwszy usłyszeć, jego zdenerwowany ton głosu skierowany do urządzenia elektronicznego.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, nie mogliśmy nic zrobić, jak jedynie czekać. I tylko czekać. Każdy z nas był kłębkiem nerwów, z którymi radziliśmy sobie na przeróżne sposoby. Jednak to własnie mi przypadło zadanie poinformowania Panią Mendler o stanie jej córki. O dziwo przyjęła to dosyć spokojnie i na wieść o przywiezieniu córki do szpitala, powiedziała jedynie: "Dziękuję Ci Aniu." i się rozłączyła. O nic więcej nie pytała, jakby wiedziała doskonale co ma zaraz nastąpić. Czy tylko ja, w dalszym stopniu żyję w świadomości, że Bridgit ma się dobrze i niedługo ją wypuszczą? Czy jest coś o czym ja nie wiem?
"Ta noc zostanie Wam w pamięci na długie lata!" - przypomniał mi się entuzjastyczny głos Claudii, kiedy dowiedziała się o zmianie planów na ten wieczór i o zgodzeniu się pójścia na imprezę. Wcześniej kompletnie olałam te słowa, a teraz, kiedy siedzę na jednym z plastikowych krzesełek i modlę się o kilka cennych minut dla mojej przyjaciółki, zdałam sobie sprawę, że jednak ten wieczór będę rozpamiętywać jeszcze przez kilka lat mojego życia. O ile wcześniej nie skoczę z mostu, który mijaliśmy w czasie drogi.
Paradoks dzisiejszych wydarzeń jest dosyć zabawny. Wiem co będę robić za trzy lata, ale nie interesuje mnie co będzie się dziać jutro. I to jest właśnie najgorszy mój błąd. Bo powinnam myśleć o bliskiej przyszłości, niż wychodzić na daleki czas, który jest bardzo odległy.
Dzisiaj, to pojęcie względne. Mogę powiedzieć, że dzisiaj umyłam zęby, jak każdego innego dnia, czy też jadłam wyśmienity obiad, bądź słuchałam fajnej piosenki. A jutro też będę myć zęby i możliwe, że też zjem smaczny obiad, tak samo mogę słuchać tej samej piosenki, co wczoraj. Ale mogę powiedzieć też, że dzisiaj mogłam jeszcze porozmawiać z bardzo ważną osobą w moim życiu. Bo jutro nie wiem, czy będę mogła jeszcze zrobić to samo co dzisiaj...







~~~~
Harry Styles- Don't Let Me Go







____

Hello everyone! :)

Wiem doskonale, że rozdziały są coraz krótsze, ale nie mogę na to nic poradzić. Dodawane są dwa razy w tygodniu, przez co ich długość musi być nieco skrócona. Ale wydaje mi się, że lepiej się czyta takie króciutkie, niż nie wiadomo jakie olbrzymy.

Tak w ogóle, to podobają Wam się nowe rozdziały? Może czegoś brakuje, o czym ja kompletnie zapomniałam? Potrzebne są jakieś zmiany? Proszę Was, żebyście napisali wszystko co Wam się nie podoba, a ja postaram się dokonać kilku zmian.

To w sumie tyle. Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze i miłe słowa, jakie od Was dostaję :) To dużo dla mnie znaczy, a w szczególności, kiedy mam tak niską samoocenę... Bardzo, ale to bardzo Wam dziękuję! ♥

Mogę Wam jeszcze zdradzić, że następne rozdziały są moimi ulubionymi ;>

środa, 27 maja 2015

Rozdział 46 "Zawiodłam wszystkich."

Everything is new to me
You know I can't fight the feeling
~~~~~~~~~~~~~~~~


Starałam się myśleć chodź przez chwilę racjonalnie i skupić się na tańcu, ale za każdym razem, kiedy przez przypadek spoglądałam w tamtą stronę widziałam tylko i wyłącznie Jego.
„Przyjechał” - powtarzałam sobie cały czas w głowie i na prawdę dużo mnie to kosztowało, aby się nie uśmiechnąć. Nie mogłam teraz sobie pozwolić, na żadną inną rzecz, oprócz ostatniego występu w duetach, od którego zależy, kto wygra. „A jednak przyjechał!”
Próbowałam zrobić wszystko, aby w naszym tańcu pokazać wszystko to co czułam, kiedy mnie całował, kiedy mnie zawiódł, bo nie przyjechał z resztą przyjaciół i mój smutek, kiedy się do mnie nie odzywał i teraz, kiedy jak gdyby nigdy nic przychodzi na nasz występ, który swoją drogą dobiega końca.
Kluczowa pozycja naszego układu znajduje się na ziemi, kiedy obydwoje jesteśmy do siebie mocno przytuleni, jakbyśmy bali się, że mogą nas rozdzielić. W pewnym sensie nawiązaliśmy to do naszej przeszłości, kiedy przez dziewięć miesięcy znajdowaliśmy się blisko siebie, a potem tak nagle nas rozdzielili.
Głośne brawa, które zaraz do mnie dotarły, były już chyba rutyną w naszych występach. Zdobyliśmy już naszych pierwszych fanów, którzy nie przepuszczali żadnego naszego występu i stosowali wszelkie próby, aby móc przez chwilę z nami porozmawiać. Nie powiem, że nie, ale naprawdę mi to schlebiało i byłam bardzo szczęśliwa z tego powodu. W końcu ktoś docenia nasz trud i ciężką pracę włożoną w każdy ruch układu.
Po krótkich ukłonach w stronę publiczności, biegiem zeszliśmy ze sceny i od razu zostaliśmy okryci naszymi bluzami, przez Stana i Claudię, która dostała uprawnienia pomocnika trenera.
- Byliście rewelacyjni! - krzyknęła podekscytowana dziewczyna i podała mi butelkę wody, z której pociągnęłam kilka łyków płynu.
- Teraz biegiem do szatni. Za chwilę macie solówki i nie wyobrażam sobie, żebyście je przegrali. - powiedział stanowczo mężczyzna. - Dustin, jesteś pierwszy. Tańczysz za jakieś dziesięć minut, a Ania ma nieco dłuższą przerwę, bo swój występ masz dopiero za pół godziny, jako ostatni. Idźcie się przebrać i Dustina widzę za pięć minut u swojego boku!
Kiwnęliśmy głowami na znak zrozumienia i pokierowaliśmy się w stronę korytarza, w którym znajdowały się garderoby uczestników. Chłopak od razu przebrał się z szarych ubrań, w których przed chwilą występował i założył odpowiedni strój do swojego układu. W ostatniej chwili zrezygnował z jazzu i zdecydował się na hip-hop, w którym, jego zdaniem, zdecydowanie lepiej się czuje.
- Trzymaj za mnie kciuki siostra! - krzyknął kiedy zakładał swojego buta, a ja parsknęłam śmiechem.
- Co najwyżej możesz dostać ode mnie kopniaka na szczęście. - powiedziałam rozbawiona i klepnęłam jego tyłek, który specjalnie wypiął.
- Dobre to niż nic. - wzruszył ramionami i szybko się podniósł z podłogi. Pocałował mnie jeszcze w policzek i wybiegł z pomieszczenia, jakby się coś paliło. Zachichotałam pod nosem i z głośnym westchnięciem opadłam na kanapę, poprawiając przy okazji niesforne kosmyki włosów, które wyszły z luźno zawiązanego kucyka u dołu głowy. Również przebrałam się na mój występ i z powrotem usiadłam na moim poprzednim miejscu powoli pijąc wodę. Słysząc jak ktoś z hukiem otwiera drzwi, byłam praktycznie pewna, że znowu Dustin czegoś nie wziął.
- Co tym razem zapomniałeś? - zapytałam nie odwracając się do tyłu.
- Myślę, że to Ty o czymś zapomniałaś… - usłyszałam za sobą cichy, dziewczęcy głos, przez co od razu się odwróciłam. Pod drzwiami stał nie kto inny niż Ava z założonymi rękoma na piersiach. Byłam cholernie ciekawa co tym razem chce ode mnie. To już nie pierwsze nasze spotkanie, kiedy Ava po prostu mi groziła, ale zazwyczaj były to miejsca, gdzie kręciło się sporo ludzi, na przykład duży salon w naszym hotelu, czy też aula znajdująca się przed dużą halą. Często kończyło się to na krótkiej sprzeczce, ale nigdy nie dochodziło do rękoczynów. Za każdym razem jej zachowanie usprawiedliwiałam czystą zazdrością, ale teraz nie byłam pewna, czy już nie dzwonić do psychiatryka.
- Już wiem dlaczego wciąż jesteś najlepsza. - zaczęła podchodząc do mnie bliżej. - Czemu Cię tak wszyscy wychwalają i praktycznie cały czas o Tobie mówią.
- Może po prostu jestem dobra w tym co robię? - zapytałam nonszalancko. Nie mam pojęcia od kiedy wzięła się u mnie taka pewność siebie, ale zaczynało mi się to co raz bardziej podobać. Wiedziałam co potrafię i wiedziałam też, że byłam lepsza od innych. Nawet od Ava.
- Dlaczego ja na to wcześniej nie wpadłam? - zapytała samą siebie i zaczęła krążyć wokół mnie. Okej, co raz mniej mi się to podobało… - Mogłam od razu się domyślić, kiedy zobaczyłam Stana, ale byłam pewna, że po prostu znalazł sobie nową uczennicę. Ale kiedy dostrzegłam to… - stanęła na przeciwko mnie i chwyciła za mój medalion, a mi oddech uwiązł w gardle. - Byłam już na sto procent pewna.
- Nie rozumiem o co Ci chodzi… - powiedziałam cierpko, chcąc jak najszybciej zakończyć tą rozmowę. O ile to rozmową można było nazwać. - Tak w ogóle nie masz prawa tutaj wchodzić. Jest to szatnia moja i Dustina i mogą tutaj wchodzić jedynie my i nasi przyjaciele. Niestety Ty do nich nie należysz.
- Jesteś córką Katherine. - zaśmiała się pod nosem, nie przejmując się moją wcześniejszą wypowiedzią.
- Co takiego? - postanowiłam grać głupią, która nie ma kompletnie o niczym pojęcia.
- Musisz nią być. - dodała stanowczo.
- Ta rozmowa nie ma żadnego sensu, dlatego uważam żeby ją jak najszybciej skończyć. - zmieniłam szybko temat, aby nie drążyć sprawy z Katherine. - Za chwilę mam występ i chciałabym się do niego przygotować.
- Aż tak Ci śpieszna do wygranej? - zapytała z uśmiechem. - A co by było, gdyby się okazało, że Ania Smith nie wystąpi w finałach z powodu... Nieprzybycia na własny występ? - odeszła ode mnie kilka kroków i z kieszeni swoich spodni wyciągnęła metalowy klucz. - Widzimy się na dekoracji! - krzyknęła i zamknęła za sobą drzwi, a dźwięk przekręcającego klucz dobiegł do moich uszu.
- Ava, otwórz! - krzyknęłam, kiedy próbowałam otworzyć drzwi, ale ona ani drgnęły. - Ava, to nie jest śmieszne!
- Dla mnie bardzo! - usłyszałam po drugiej stronie jej głośny śmiech i odchodzące kroki. Zaczęłam mocno walić w powłokę, ale nic to nie pomagało. Mając nadzieję, że ktoś może mnie usłyszeć, zaczęłam najgłośniej krzyczeć, wołając o pomoc, jednak zdałam sobie sprawę, że przecież wszyscy są na hali i oglądają kolejne występy i to byłby cud, gdyby komuś wpadło do głowy, aby przejść się tym korytarzem.
Z kieszeni moich spodni wyciągnęłam telefon i zaczęłam wybierać numery przyjaciół, po kilka razy. Ani jeden się nie odezwał, przez co byłam jeszcze bardziej zdenerwowana. Chodziłam w tą i z powrotem, myśląc nad jakimś genialnym planem ucieczki z szatni. Moja głowa puchła, ręce drżały, a niechciane łzy znalazły już swoje miejsce w kącikach oczu. Zaczęłam się zastanawiać nad słowami Ava, która chyba jako jedyna doszukała się podobieństwa między mną, a moją biologiczną matką. Mam tylko nadzieję, że tylko ona odkryła mój sekret. Nawet nie chce mi się myśleć, co by było gdyby ktoś jeszcze się o tym dowiedział.
Zrezygnowana usiadłam pod ścianą i już nawet nie chciało mi się walczyć. Wiedziałam, że przegrałam, bez możliwości walki. Po prostu się poddałam. Mam tylko nadzieję, że przynajmniej Dustinowi uda się utrzeć nosa Aidenowi, który był jedynym zagrożeniem w finale.
- Ania? - usłyszałam za drzwiami męski głos, który na samym początku był bardzo trudny do zidentyfikowania. - Ania, jesteś tam?
Podbiegłam szybko do drzwi i zaczęłam w nie walić, aby osoba po drugiej stronie wiedziała, że tutaj jestem.
- Błagam, pomóż mi! - krzyknęłam zdesperowana. Ktoś próbował otworzyć drzwi klamką, ale tak jak się tego spodziewałam, nie przyniosło to żadnych efektów.
- Odsuń się jak najdalej. Spróbuję wyważyć drzwi. - głos, który najprawdopodobniej należał do Logana, podał mi kilka wskazówek, a ja na tyle ile było to możliwe odsunęłam się o powłoki. Zakryłam uszy i zacisnęłam oczy, kiedy po kilku minutach doszedł do mnie potworny hałas wyrywających się zamków z futryny. Stanęłam na równe nogi i otworzyłam powieki, aby jak najszybciej zobaczyć mojego wybawcę, którym nie był Logan.
- Kendall? - zapytałam cicho, nie dowierzając własnym oczom. Chłopak bez zbędnych słów szybko do mnie podszedł i mocno mnie do siebie przytulił, a ja w końcu odetchnęłam z ulgi. Właśnie tego mi brakowało przez kilka poprzednich dni. Wydawało mi się, że to właśnie jego ramiona sprawiały, że czułam się jak w domu. Bezpiecznie, ciepło, kojąco. Jego uścisk znacznie się różnił, od innych osób. On to robił prosto z serca, a nie szedł za impulsem wysłanym z mózgu. To była właśnie ogromna różnica między nim, a innymi. Kendall ogólnie nie jest jak inni. On... On jest innym od innych i to czyni go innym.
- Nigdy więcej mi tego nie rób. - szepnął do mojego ucha. Odsunął się ode mnie i położył swoje duże dłonie na wilgotnych policzkach po łzach, abym mogła na niego spojrzeć. - Obiecaj. - zarządził, a ja kiwnęłam nieśmiało głową. - Musisz to powiedzieć Ani. Muszę to od Ciebie usłyszeć.
- Obiecuję. - szepnęłam cicho. Ponownie zatopiliśmy się w swoich ramionach, a ja o wiele mocniej niż poprzednie, wczepiłam się w jego ciało. Byłam jak ta malutka koala, która najmocniej trzyma się swojej rodzicielki, która chce dotrzeć na najwyższą gałąź eukaliptusa. Ale porównanie Kendalla do misia koali, było wręcz niedorzeczne. Był jak biały anioł, który pod swoimi białymi skrzydłami trzyma małe dzieci, potrzebujące opieki. Ale Kendall nie miał białych, ale ciemnoszare skrzydła, które jedynie trzeba było oczyścić z ciemnych piórek. I to było właśnie moje zadanie.
- Musimy już iść. - powiedział po chwili i delikatnie odsunął się ode mnie. - Zaraz będzie Twój występ.
Nie wiem czemu, ale poczułam pewien zawód jego zachowaniem. Miałam wrażenie, jakby moje ciało było przygotowane zupełnie do czegoś innego, niż tylko zwykłego przytulenia. Chociaż, uścisk wykonany przez Kendalla zawsze będzie niezwykły, ale to i tak nie zmienia faktu, że wciąż czułam tą pustkę. Zrobiłam kilka kroków w miejscu, nie mając pojęcia jak mam się w tamtej chwili zachować i wręcz ze zdenerwowania zagryzłam moją wargę. Napotykając spojrzenie blondyna, który rzucił okiem na moje usta, zrobił dwa duże krok i ponownie znajdował się kilka centymetrów przede mną. Znaczenie bliżej niż uprzednio, ale z jakiegoś powodu, wcale mi to nie przeszkadzało. Dwoma palcami wyciągnął dolną część moich ust z pomiędzy zębów i lekko cmoknął wewnętrzną stronę wargi.
- Przestań mnie prowokować, bo następnym razem nie wytrzymam. - warknął przez zaciśnięte zęby, głośno przy tym oddychając. Zaciągnęłam się zapachem jego perfum i marzyłam tylko, żeby nigdy ich nie zmieniał, bo idealnie komponowały się z ostrym charakterkiem oraz ukrytą czułością, którą mogłam doświadczyć na własnej skórze. - I wtedy na pewno nie odpuszczę. - dodał z uśmiechem, a ja parsknęłam śmiechem, kręcąc głową z dezaprobatą. Jak zwykle w poważnych chwilach, potrafi gdzieniegdzie wpleść jeszcze bezpodstawny żart, który i tak nie ma nic wspólnego z tematem rozmowy. Ale wydaje mi się, że w tym tkwi urok Kendalla Schmidta.
Zaraz obydwoje pędem puściliśmy się w stronę głównej hali, gdzie za kilka minut powinnam wykonać swój ostatni, ale też i bardzo ważny występ. Powtarzając co i rusz "przepraszam" próbowaliśmy przecisnąć się przez tłum ludzi, jaki znajdował się w korytarzach. Ale i to nie przeszkadzało nam, aby szeroko się uśmiechać i nawet głośno śmiać. Dotarliśmy na miejsce praktycznie w ostatnich sekundach, w dalszym ciągu rozbawieni, jakbyśmy po drodze wstąpili do cyrku, gdzie nieudolni klauni próbowali swoich sił w przeciąganiu liny.
- A Ty gdzieś się podziewała? - zapytał od razu Stan, który był cały czerwony na twarzy. Nie mam pojęcia, czy to ma coś wspólnego z wyższą temperaturą panującą w całym budynku, czy też ze względu na zdenerwowania, ale od razu zachciało mi się jeszcze głośniej śmiać, kiedy jego wyraz twarzy na pewno nie należał do tych przyjemniejszych. Czy ja jestem jeszcze normalna? - Śmigaj mi na scenę, zanim się z Tobą policzę.
Chciałam powiedzieć, coś w stylu "Ajaj kapitanie!", ale doszłam do wniosku, że już i tak jestem na jego czarnej liście, to może lepiej zostać na tym jaśniejszym czarnym, niż przejść na ten ciemniejszy. Czy jest w ogóle taki kolor, jak jasny bądź ciemny czarny? Będę musiała o to zapytać Jade...
Słysząc moje imię, a zaraz po nim głośne okrzyki, wiedziałam, że pora na mój solowy i ostatni występ turnieju. Mina Ava, która otworzyła szeroko oczy jak i buzię ze zdziwienia, była nie do opisania. Jeżeli przegram, to jej wyraz twarzy będzie moją nagrodą pocieszenia za jej dziecinne i bezczelne zachowanie. Stojąc na środku sceny, tradycyjnie zgasły wszystkie światła i dopiero po chwili, kiedy zaczęła grać muzyka, padł na mnie blask jasnego reflektora, który miał mi towarzyszyć już do końca mojego występu. Wykonując każdy krok, idealnie wyćwiczony przeze mnie i dopracowany technicznie przez Dustina, który swoją drogą po raz kolejny zaginął w akcji i nie miałam pojęcia gdzie teraz jest, miałam wrażenie, że unoszę się powietrzu, a pod moimi stopami wydobywał się gęsty pył, który pozwalał mi na lewitowanie. Wiedziałam, że to wszystko jest wytworem mojej wyobraźni, która w tamtej chwili jak widać nie szwankowała, ale zwalałam to po części na spotkanie z Kendallem, które dodało mi malutkie skrzydła nadziei. Tańczyłam do ciszy i spokoju w moim umyśle, nie zwracając kompletnie uwagi na wszystko inne. Za każdym razem kiedy tańczyłam jazz, czułam jak jakaś dziwna siła przejmuje nade mną kontrolę i nie jestem w stanie jej powstrzymać. Wiele razy zastanawiałam się, co to takiego może być, ale dzisiaj już byłam pewna swoich spostrzeżeń. To z pewnością była Katherine.
Z ostatnią nutą melodii, zakończyłam swój występ i ponownie zgasły wszystkie światła, zostawiając mnie w kompletnej ciemności. Ale nie bałam się jej, jak zazwyczaj. Była to ciemność kojąca dla oczu, w której znalazła się pewność, że zaraz będzie jasno i nie będę miała czego się obawiać. W dalszym ciągu słyszałam tylko i wyłącznie odgłos bijącego mojego serca, które uderzało z niesamowitą szybkością. Dopiero po jakimś czasie, kiedy przez moje zamknięte powieki odczuwałam błysk kolorowych reflektorów, dotarły też okrzyki i głośne oklaski, które dobiegały praktycznie z każdej strony. Powoli podniosłam się z ziemi i wykonałam ukłon w stronę stoika jurorów, którzy również bili głośne brawa, a później odwróciłam się w stronę publiczności, do której pomachałam dwoma rękoma i w podskokach ruszyłam w kierunku zejścia z parkietu. Od razu zostałam okryta szarą bluzą Dustina, który jako pierwszy pojawił się przy moim boku i długo nie musiałam czekać, kiedy poczuję jego silne ramiona oplatające moją sylwetkę. Z szerokim uśmiechem odwzajemniłam mocny uścisk i trwaliśmy tam, dopóki chłopak nie został odsunięty wręcz siłą od reszty przyjaciół, którzy tak samo jak mój brat mocno mnie wyściskali.
- Gratulacje Aniu. - usłyszałam w końcu Stana, kiedy prawie wszyscy mi pogratulowali. Prawie, ponieważ nie widziałam tego, przez którego to wszystko na tej scenie robiłam z o wiele głębszym uczuciem, niż zazwyczaj. - Byłaś najlepsza! - krzyknął podekscytowane, przez co Claudia parsknęła śmiechem.
- Już się tak nie ekscytuj, tylko daj dziewczynie odzipnąć. - powiedziała rozbawiona i pociągnęła mnie za rękę w stronę wyjścia z hali.
- Marzy mi się gorąca kąpiel i dużo piany. - powiedziałam wyczerpana.
- Będziesz miała jeszcze okazję, żeby poleżeć w wannie. - odparła wywracając oczami. Doszłyśmy do naszej szatni, przy której stał jakiś mężczyzna, ubrany w czarny uniform, ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach. - Dzięki Ted, możesz już iść. - dziewczyna uśmiechnęła się do niego, na co kiwnął głową i odszedł w innym kierunku, a my weszłyśmy do środka.
- Kto to był? - zapytałam zaciekawiona.
- Jeden z tych, co stoją na recepcji. Przed Twoim występem przyszłam tutaj do szatni po butelkę wody i zobaczyłam, że zamki się rozwaliły przez wyważone drzwi. - podeszła do ogromnego wieszaka i zaczęła przebierać w kolorowych pokrowcach. -  Poprosiłam go, aby przez chwilę popilnował nam szatni, mając na uwadze poprzednie próby włamania przez Ava i Aidena. Ale za cholerę nie mam pojęcie, kto to zrobił. - machnęła w górę ręce, a ja zachichotałam pod nosem.
- Przed występem przyszła tutaj Ava i zamknęła mnie na klucz. - wyjaśniłam czerwonowłosej, która podała mi komplet ubrań, przeznaczony na końcową dekorację. - W porę przyszedł Kendall. - dodałam ciszej, ale i tak Claudia to usłyszała. Nie znała dokładnych relacji między mną, a Panem Schmidtem, ale starałam się jej powiedzieć jedynie kluczowe momenty w naszej znajomości. Oprócz jednego momentu, który wydarzył się kilka dni temu...
- To on to zrobił? - zapytała z wyrzutem wskazując na drzwi, a ja nieśmiało kiwnęła głową. - Silny jest. - wydęła usta i pokiwała kilka razy głową, a ja głośno się zaśmiałam. - Swoją drogą, to gdzie on teraz jest?
- Nie mam pojęcia… - mruknęłam, a mój humor od razu się zmienił. Gdzie jesteś Kendall?
- Może poszedł do łazienki? Tak czy inaczej przebieraj się szybko, bo zaraz musimy lecieć, a ja jeszcze muszę Ci włosy zrobić.
Wszystkie następne czynności, jakie miała zrobić, wykonało tylko i wyłącznie moje ciało. Bo dusza i umysł były zupełnie gdzie indziej. Nie mogłam ani przez chwilę wyrzucić obraz Kendalla z mojej głowy, bo tak czy inaczej za chwilę się tam pojawi. Zastanawiałam się, dlaczego nie przyjechał, tak jak inni w niedzielę. Tylko jak zwykle sam, jak samiec Alfa, który musi pokazać swoją władzę, pojawił się dopiero na samym końcu. W końcu to najlepsi goście przychodzą na końcu, czyż nie?
Po kilku minutach razem z Claudią opuściłyśmy szatnię i poszłyśmy na główną halę. Od razu po wejściu poczułam nadmiar gorącego powietrza, przez co zrobiło mi się duszno. Koło nas pojawił się mój brat, który w dalszym ciągu nie szczędził sobie gratulacji z mojego wspaniałego występu. Żałuję tylko, że nie mogłam zobaczyć jego solówki, ale i tak wiedziałam, że była najlepsza. Dostrzegłam naszych rywali, którzy pewni swojej wygranej odpowiadali na pytania dziennikarzy. Jakoś wcześniej nie widziałam żadnej osoby pracującą w tym zawodzie, a dzisiaj co i rusz przechodzi koło mnie kilkunastu ludzi z aparatami i notesami w rękach.
- Musimy usiąść tam. - Dustin wskazał głową na najniżej położone trybuny, znajdujące się po przeciwnej stronie. Kiwnęłam głową na znak zrozumienia i w trójkę udaliśmy się we wskazanym kierunku. Przechodząc obok obcych mi ludzi, często słyszałam nawoływania naszych imion, które dobiegały z góry. Podniosłam głowę i dostrzegłam grupkę ludzi, którzy jeszcze głośniej zaczęli się drzeć. Uśmiechnęłam się w ich stronę i machnęłam ręką, co od razu zaowocowało jeszcze głośniejszą reakcją.
- Pierwsi fani? - zaśmiała się Claudia, a ja wywróciłam oczami.
- To nie są fani. - zaprzeczyłam od razu. - To są... Wspieraki. - uniosłam dumnie głową z nowego pomysłu.
- Wspieraki? - prychnęła dziewczyna. - Błagam Cię, na jakiej Ty planecie żyjesz!
- Musicie teraz o tym rozmawiać? - odezwał się Dustin.
- A co Ty taki nie w humorze? - zapytała Claudia.
- Jestem zmęczony i jedynie czego chcę, to iść spać. - westchnął chłopak i przepuścił nas w wejściu na trybuny.
- Pójdziesz spać, ale dopiero jutro rano.
- Co? - odwróciłam się w jej stronę.
- Jest impreza dla zawodników i ich najbliższych. - wyjaśniła wzruszając ramionami. - I Wy też na niej będziecie. - zagroziła palcem i usiadła na wolnym miejscu obok Jamesa.
- Ja tam nigdzie nie idę. - mruknął Dustin.
- Ja tym bardziej.
Zajęliśmy miejsca obok Stana, który zaczął analizować każdy nasz występ i pokazywał na kartce poszczególne błędy, jakie zrobiliśmy. Jak na mój gust, było ich bardzo mało, ale zauważyłam, że Stanowi podoba się rola naszego trenera i po prostu chce wypaść jak najlepiej.
Minęło sporo czasu zanim organizatorzy turnieju wzięli się w końcu do kupy i zaczną wygłaszać tradycyjną mowę końcową. Przy okazji zaczęłam szukać wzrokiem chłopaka z potarganymi włosami, ale w naszym towarzystwie, ani w tym sektorze nie widziałam nikogo podobnego do Kendalla. Kiedy światła zostały lekko przygaszone, zakończyłam moje poszukiwania z negatywnym wynikiem. Gdzie go do cholery wcięło? Rozpłynął się w powietrzu, czy co?
- Nagrody są przyznawane za każdy styl tańca. - odezwał się nasz trener. - Czyli w dobrym wypadku możecie zdobyć w sumie osiem pucharów i medali.
- O ile państwo Sepherad dzień wcześniej nie zostali dłużej na kolacji u głównego sędziego. - mruknęła czerwonowłosa wydymając przy tym swoje wargi. - Marzy mi się, żeby w końcu utrzeć im nosa...
- Dlaczego Ty nie wystartowałaś w zawodach? - zapytałam z czystej ciekawości.
- Bo Claudię dobiegł kryzys wieku średniego. - wtrącił się Dustin, przez co dostał po głowie od dziewczyny.
- Kryzys to Ty możesz zaraz mieć ze swoim tyłkiem. - warknęła w jego stronę, a wszyscy przyjaciele, którzy przysłuchiwali się naszej rozmowie wybuchli głośnym śmiechem. Od razu zostaliśmy ucieszeni przez ludzi, którzy siedzieli obok nas. - Mam swoje zawody. - wyjaśniła wzruszając ramionami.
- Zawody w farbowaniu włosów? - zapytał James nadal rozbawiony.
- W przyprowadzaniu jak najwięcej idiotów. Możesz czuć się zaproszonym. - odparła ze słodkim uśmiechem. - Dustin, Ty tak samo. - dodała odwracając się w stronę mojego brata, który jedynie prychnął pod nosem.
- Na prawdę nie możecie usiedzieć w ciszy przez te pół godziny? - odezwał się w końcu Stan. - Zostawcie te swoje cięte riposty na później.
Odwróciłam się w stronę sceny, gdzie przyznawano nagrody za poszczególne style taneczne w solówkach i duetach. Na sam początek nagradzano tańce standardowe, czyli walc angielski, tango i foxtrot. Moim zdaniem, wygrali uczestnicy, którzy stanowczo na to zasługiwali. Na przykład Sally i Leo, którzy rewelacyjnie pokazali nowe oblicze tanga. Przyszedł czas na tańce latynoamerykańskie, gdzie możliwe jest zgarnięcie naszej pierwszej nagrody. Najpierw pasodoble, później samba i na samym końcu cha-cha.
- Złoty medal w tańcach latynoamerykańskich w kategorii cha-chy dostają… - starsza kobieta, która zasiadała jedno miejsce w stoliczku jury otworzyła kopertę i wyjęła z niej niebieską kartkę. - Aiden i Ava Sepherad! Gratulacje!
Poczułam coś w rodzaju lekkiego zawodu i wewnętrznej świadomości, że coś zrobiłam źle. Skoro nie wygraliśmy, to musiało coś pójść nie tak. Tylko co? Zawiodłam wszystkich. Zawiodłam Stana, Dustina, resztę przyjaciół, siebie. I moją matkę...
- Nie przejmuj się. - usłyszałam Stana. - To, że nie wygraliście w tej konkurencji, nie oznacza, że przegraliście już wszystkie. - uśmiechnął się do mnie i poklepał po ramieniu.
Jego słowa lekko mnie uspokoiły i od razu przestałam negatywnie myśleć. Możemy jeszcze coś zdobyć. Na pewno coś zdobędziemy. Musimy...
Minuty ciągnęły się jak guma do żucia, a kolejni tancerze dostawali swoje nagrody. Medali ubywało, tak samo jak bukiety z kwiatów i certyfikaty świadczące o wygranej w tym turnieju. W końcu kategorie doszły do stylów ulicznych, w których mamy szansę zgarnąć dwie nagrody.
- Złoty medal w tańcach ulicznych w kategorii breakdance dostają... Ania Smith i Dustin Belt!
Co proszę?
- Ania, rusz się! - krzyczała do mnie Bridgit. - Wygraliście!
Tak, wygraliśmy... O mój Boże, wygraliśmy!
Podniosłam się z krzesła i ślamazarnym krokiem próbowałam się przecisnąć przez innych uczestników, którzy w czasie drogi składali mi życzenia gratulacji. Kiedy w końcu udało mi się wyjść, dostrzegłam Dustina, który cierpliwie czekał na mnie, a ja bez chwili namysłu rzuciłam się prosto w jego ramiona. Ze splecionymi rękoma weszliśmy na duży podest i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jaki ten kompleks jest ogromny. Podeszliśmy do jakiegoś młodego mężczyzny, który od razu nam pogratulował i zawiesił na naszych szyjach złote krążki. Był to mój pierwszy medal, jaki dostałam od siedmiu lat. Wszystkie poprzednie zostawiłam w moim starym domu, schowane w zniszczonym pudełku po butach, które leżało pod łóżkiem. Ale i tak znajdowało się tylko trzy medale, jednak bardzo dużo dla mnie znaczące.
- A skoro Ania i Dustin już pojawili się na podium to mogą dostać kolejne medale za kolejny ich występ, czyli hip-hop. - powiedziała rudowłosa kobieta, która dumnym krokiem wkroczyła na podwyższenie. Dwa medale? No to są jakieś żarty!
Nie mogłam w to wszystko uwierzyć, dopóki nie poczułam ciężaru na mojej szyi. Wszystko działo się jak we śnie, a jutro ktoś będzie musiał mi pokazać nagranie z tej całej imprezy, żebym mogła w to wszystko uwierzyć. Po krótkich gratulacjach i słowach uznaniach zeszliśmy z podestu i z jeszcze szerszymi uśmiechami wróciliśmy na nasze miejsca, gdzie od razu zostaliśmy porwani w objęcia przez trójkę chłopaków i dwie dziewczyny. Stety, albo i niestety nie zagościliśmy długo w ich towarzystwie, bo za chwilę ponownie zostaliśmy wywołani do odbioru trzeciego medalu za jazz i jednocześnie dużego pucharu przyznawanego najlepszej parze turnieju. Emocje sięgają zenitu, a najlepsze w tym wszystkim jest to, że to dopiero połowa rozdania nagród, gdyż zostały jeszcze solówki.
Tak jak przewidywałam, najlepszy solistą okazał się być Dustin, który zgniótł konkurencje swoimi popisowymi numerami, których nie można pokonać. Mina Aidena, jak i jego siostry, czy też rodziców, była warta uwiecznienia. Dobrze, że w pogotowiu była Bridgit i jej aparat, który doskonale uchwycił rozpacz blondyna.
- Może jemu zanieść tego kurczaka? - zapytał Carlos, przypominając nam wszystkim wczorajsze wspólne gotowanie, które zakończyło się spaleniem mięsa w piekarniku i zadzwonienie po chińczyka.
Dustin został już na scenie, czekając cierpliwie na zwyciężczyni turnieju. Moje dłonie były zaciśnięte w dwie pięści i odsunięte jak najdalej ode mnie, abym nie mogła obgryzać paznokci ze zdenerwowania. Skarciłam siebie w myślach, za tak duży stres i niepewność, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że to przecież wina tych wszystkich organizatorów, którzy bawili się w najlepsze, aby trzymać mnie i inne tancerki w stanie wytrwałości.
- Ania Smith!
Zamknęłam powieki i schyliłam głowę w dół, jakby te dwa słowa były najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek usłyszałam. Czułam łzy szczęścia cisnące się pod moimi powiekami, ale próbowałam zrobić wszystko, aby nie uronić ani jednej. Ponownie wstałam z mojego miejsca i jak najszybciej próbowałam dotrzeć do podium i do Dustina, aby rzucić się w jego ramiona i podziękować mu za wszystko co dla mnie zrobił. Po części to jego zasługa za te wszystkie nagrody oraz słowa uznania. Mój kochany braciszek...
Dopiero po czterdziestu minutach mogliśmy w spokoju opuścić halę i przebrać się w naszej szatni. Przyczyn było wiele, a najgłówniejszą były zdjęcia robione przez dziennikarzy. Oprócz tego zrobiliśmy chyba ze trzy wywiady no i oczywiście na samym końcu musieliśmy podejść do naszych wspieraków, którzy również nie odpuścili sobie pamiątkowego zdjęcia, czy też autografu na białej kartce. Dustin mówi, że to kwestia czasu, kiedy będę podpisywać się na własnych zdjęciach.
Z pomocą dotarcia do szatni z tymi wszystkimi medalami i moim pierwszym pucharem przyszła Claudia, która szybko się zmyła aby dać mi chwilę na odzipnięcie. Na samym początku miała pójść ze mną Bridgit, ale schylając się po torbę treningową złapał ją silny ból głowy i musiała jak najszybciej wyjść na dwór, aby zaczerpnąć świeżego powietrza, a razem z nią poszedł Carlos, który bez żadnych wyjaśnień pomógł jej na wydostanie się z budynku. Miałam tylko nadzieję, że nie dzieje się z nią nic poważnego i to tylko i wyłącznie chwilowe złe samopoczucie.
- Można? - usłyszałam za sobą, kiedy wiązałam swoje buty. Szybko się odwróciłam i w pierwszej chwili moja mina rzednie, by zaraz zagościł na niej lekki uśmiech. Podniosłam się do pionu i podeszłam kilka kroków do przodu, aby mieć lepszy kontakt wzrokowy na mojego gościa.
- Gdzie przez cały ten czas byłeś? - zapytałam od razu, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się odpowiedzi.
- Siedziałem w jednym z sektorów. - odparł wzruszając ramionami.
- Nie widziałam Cię od mojego ostatniego występu i bałam się, że… - urwałam nie chcąc tego powiedzieć.
- Że wyjechałem? - dokończył za mnie, a ja spuściłam głowę w dół, wcześniej delikatnie kiwając głową. - Przejechałem kilka godzin, aby porozmawiać i co najważniejsze, zobaczyć się z Tobą i myślisz, że po tej krótkiej wymianie zdań przed Twoim występem wyjechałem? - zapytał rozbawiony. Po chwili mnie mocno do siebie przycisnął, akurat wtedy, kiedy w myślach prosiłam, aby to zrobił. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy aby na pewno Kendall nie czyta mi w myślach...
- Na prawdę przyjechałeś tutaj, aby mnie zobaczyć? - mruknęłam po chwili, kiedy jego uścisk minimalnie zmalał, jednak w dalszym ciągu trwaliśmy przy sobie.
- Tak powiedziałem? - zmarszczył czoło i zamrugał kilkakrotnie powiekami, a ja kiwnęłam lekko głową. - W takim układzie musiało tak być.
Zagryzłam moją wargę, aby nie uśmiechnąć się znacznie szerzej niż powinnam, ale i ten ruch, z jednej strony, nie był najlepszy. Ponieważ z drugiej, po raz kolejny poczułam na swoich wargach jego usta, które z każdą sekundą mocniej na mnie napierały. Był to zupełnie inny pocałunek, bardziej gwałtowniejszy i pełen emocji, jakie w nas buzowały, ale i tak cholernie mi się on podobał. Kiedy zabrakło nam tchu zaczęliśmy powoli, chociaż bardzo niechętnie odsuwać się od siebie. Kendall zagryzł moją wargę i głośno wypuścił powietrze, jakby był czymś sfrustrowany.
- Mówiłem Ci dzisiaj, że następnym razem nie wytrzymam. - mruknął nadal z zamkniętymi oczami i oparł swoje czoło o moje, głośno oddychając.
- Powinieneś nauczyć się samokontroli. - zaśmiałam się cicho, na co również odpowiedział cichym chichotem. Do głowy wleciała mi pewna myśl, która wcześniej wydawała mi się nierealna, ale teraz jest to chyba dobry pomysł. - Dzisiaj jest impreza dla zawodników i ich osób towarzyszących. - powiedziałam cicho.
- I co w związku z tym? - otworzył w końcu oczy i wyczekująco mi się przypatrywał.
- Może przyjedziesz? Będziemy mieć wtedy czas na porozmawianie… - ciągnęłam dalej, nie pewna swojej propozycji, ale kiedy chłopak kiwnął ochoczo głową przybiłam sobie piątkę za wyśmienity pomysł.
- Na ile zostajesz? - zapytałam po chwili.
- A na ile byś chciała?
Na zawsze.
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami i zamknęłam oczy, marząc aby ta chwila trwała wiecznie.










~~~~
One Direction- Right Now







____

Hej wszystkim!
Mogę od razu się przyznać, że ten rozdział strasznie szybko napisałam, bo zaledwie w 2 dni! ;o Wiem, że jest taki trochę nudny i w ogóle, ale z każdym następnym będzie się więcej działo.

Nie będę się dzisiaj rozpisywać, bo w sumie nie mam o czym. A nie! Jest jedna sprawa! Mianowicie.... Kendall i Ania znowu się pocałowali! *-* Hahaha xd

Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze, jakie od Was dostaję i w ogóle to wow! Bardzo Wam za to dziękuję :*

Do zobaczenia w niedzielę! :