niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 45 "Jest sobą. To wystarczy."

For you I'd be
Runnin a thousand miles
Just get you where you are
~~~~~~~~~~~~~~~~


- Mieliśmy ogólnie przyjechać wczoraj… - zaczął Carlos. - Ale Bridgit miała konsultacje z lekarzem. - dokończył cicho.
Od razu popatrzyłam na dziewczynę, która jedynie wzruszyła niewinnie ramionami. Jej zachowanie i sam styl bycia znacznie różnił się od tego, jaki miała na co dzień. Była bardziej przygaszona niż zazwyczaj i rzadziej się odzywała. Coś musiało leżeć na rzeczy i musiałam jak najszybciej się o tym dowiedzieć.
- Gdzie śpicie? - zapytała Claudia, która już na samym wejściu dała się polubić przez resztę przyjaciół.
- W jakimś hotelu, piętnaście minut drogi stąd. - wyjaśnił Logan i odpisał już na kolejnego SMS-a, który przyszedł mu kilka sekund temu.
- Zostaw ten telefon! - krzyknął Maslow i sięgnął ręką przed siebie, aby zabrać urządzenie z rąk Logana, na co tamten zrobił szybki unik i schował komórkę pod stół.
- Odwal się ode mnie. - warknął w jego stronę, na co parsknęłam śmiechem. Jeszcze nigdy nie widziałam, aby Logan był taki zdenerwowany!
- Co u lekarza? - zmieniłam temat chcąc jak najszybciej dowiedzieć się co ze zdrowiem dziewczyny.
- Nic poważnego. - powiedziała zbyt szybko, jak na nią. - Po prostu zwykła rozmowa i tyle.
Popatrzyłam niepewnie po chłopakach i tylko Carlos miał spuszczoną głowę w dół, jakby wiedział coś więcej. Chyba będę musiała przycisnąć go do ściany...
- Cześć młodzieży! - do salonu wkroczył szczęśliwy Stan, który trzymał w ręku plik kartek. Zaraz za nim wszedł Dustin i oparł się o drzwi. - Mam kilka nowych informacji. - zaczął od razu na wstępie, a ja wywróciłam oczami. - Godzina trzecia z minutami jesteśmy w centrum handlowym, gdzie zorganizowany jest flash mob. Chyba nie muszę przypominać na czym on polega. Poszczególni uczestnicy turnieju mają wyznaczone miejsce i godzinę, w której wykonują swój występ. Może być to totalna improwizacja, czysty spontan, ale musi zaciekawić widzów. Para, która zainteresuje najwięcej ludzi, wygrywa zadanie. - przekręcił następną kartkę i zaczął czytać kolejne punkty dotyczące dzisiejszego dnia. - Godzina szósta piętnaście, występ na głównej hali z drugim układem. W Waszym przypadku jest to cha-cha. Godzina ósma, krótkie przedstawienie uczestników i dwuminutowe wywiady. O godzinie dziesiątej macie nagrać Wasz filmik. - zakończył z uśmiechem i klasnął w dłonie. - Dzień pełen wrażeń i dobrze by było, gdybyście zaczęli się do niego przygotowywać.
- Na czym ma polegać ten flash mob? - zapytał zaciekawiony Dustin.
- Idziecie jak gdyby nigdy nic do centrum, gdzie każdego dnia przechodzi tłum ludzi. Punktualnie o godzinie trzeciej siedem macie stanąć na wyznaczonym miejscu, gdzie przygotowany będzie już dla Was sprzęt do grania. Oczywiście obok Was będą też inni tancerzy, którzy tak samo jak Wy, będą chcieli zrobić wszystko, aby zaciekawić widzów. Waszym zadaniem jest, aby uzbierać wokół siebie największe zbiorowisko.
- Czyli innymi słowy, musie zrobić show. - skomentowała Claudia.
- Akurat o tej samej godzinie będą występować Wasi rywale, czyli Aiden i Ava. - dodał mężczyzna z grymasem na ustach. - Ale moje zdanie na ich temat jest takie: jeżeli zatańczą w tym samym stylu co wczoraj, nie mają żadnej szansy. Kompletnie niczym nie zaskoczyli. Ich występy zawsze opierają się na tym samym, czyli kamiennej twarzy, braku emocji i wyćwiczeniu układu na blachę.
- W zależności kto będzie oceniał występy. - ponownie odezwała się czerwonowłosa. - Wiesz doskonale, że rodzice tych bliźniaków zrobią wszystko, aby ich dzieci były najlepsze. I zapłacą każdą cenę.
- Wiem o tym. Ale myślę, że nastąpił w końcu czas, kiedy perfekcyjne rodzeństwo, perfekcyjnych rodziców, popadnie w klęskę.
- Nikomu to się jeszcze nie udało. - trzymała swojego dziewczyna. - Oczywiście będę wspierać Anię i Dustina, ale od czasu kiedy Katherine Covenant zmarła, nikomu nie udało im się pokonać. Gdyby tylko miała chociaż jedno dziecko, które w pełni odziedziczyło po niej talent, byłoby już z górki. Ale to nie jest możliwe!
Zachciało mi się śmiać z jej użaleń. Chciałabym jej powiedzieć, że jednak słynna Katherine Covenant urodziła dwójkę dzieci, którzy również jak ich matka tańczą, ale to nie jest możliwe. Lista osób wiedzących o naszych więzach rodzinnych musi być jak najkrótsza.
- Jestem pewien, że w tym roku się to zmieni… - mruknął Stan zerkając wymownie na mnie i Dustina. - A teraz? Do roboty! Musicie wymyślić coś ciekawego i oryginalnego, aby zaciekawić ludzi.
- Zróbmy popis kulinarny. - odezwał się pierwszy James.
- James, oni mają tańczyć, a nie gotować… - westchnęła Bridgit. - Chłopaki niech zagrają coś na gitarach, Logan będzie śpiewać, a Ania i Dustin będą do tego tańczyć.
- Odpada. - zaprzeczył Henderson. - To ma być coś energicznego i chwytające ludzi do tańca, a nie coś smętnego.
- Do kiedy mamy czas? - zapytałam Stana.
- O godzinie drugiej chciałbym zobaczyć Wasz układ. No chyba, że zdecydujecie się na improwizację, to wtedy inna sprawa. Ale będziecie zbyt dużo ryzykować. - wyjaśnił drapiąc się po zaroście.
- Będziemy gotowi na drugą. - zapewniłam go, na co kiwnął głową i wyszedł z naszego pokoju. - Mam pewien pomysł.


*


Centrum handlowe w południe było zapełnione aż po brzegi. Organizatorzy turnieju na prawdę się postarali, aby zebrać wokół siebie jak największe zbiorowisko. Flash mob w niedzielę i to w jednym z głównych domów towarowych w mieście było strzałem w dziesiątkę, aby zachęcić do oglądania dalszych rozgrywek turnieju. Kurczowo trzymałam dużą torbę pożyczoną od Bridgit, którą przewiesiłam sobie przez jedno ramię. Obawiałam się, że nasz pomysł może nie wypaść, ale starałam się odpędzić tą myśl. Długa spódnica zakupiona dzisiejszego dnia, nie była ani trochę wygodna w chodzeniu i tylko ciekawość mnie zżerała jak można w takim cholerstwie chodzić. Obok mnie kroczyły Claudia i Bridgit i jak na złości, obie były ubrane w wygodne spodnie, kiedy ja musiałam męczyć się z jakąś kiecką. Niepewnie odwróciłam się do tyłu, gdzie w dalszym ciągu kilka metrów za nami szedł John, z ukrytą kamerą podpiętą do jednego z guzików swojej koszuli. Lekko uśmiechnęłam się do niego i z powrotem odwróciłam się do przodu.
- Która jest godzina? - zapytałam Bridgit.
- Pięć po trzeciej. - powiadomiła mnie, a ja zaczerpnęłam więcej powietrza, wiedząc, że zaraz wszystko się zacznie. Zdjęłam torebkę z  ramienia i przełożyłam ją do dłoni, aby swobodnie wisiała w powietrzu. Skręciłyśmy już w kolejną alejkę ze sklepami i poczułam mocne szarpnięcie za prawą rękę, po czym mój bagaż został mi wyrwany przez chłopaka ubranego na czarno, a za nim biegło jeszcze dwóch.
- Złodziej! - krzyknęłam z paniką. - Łapcie go! Ukradł mi torebkę!
Mój histeryczny głos dobiegł do każdej osoby, która znajdowała się obok mnie i chcąc nie chcąc musieli zwrócić na mnie uwagę. Razem z dziewczynami pobiegłyśmy za trójką chłopaków, którzy kierowali się w stronę wyjścia, gdzie znajdował się ogromny plac z fontanną. Podniosłam lekko spódnicę do góry, aby ułatwić sobie pogoń, ale to i tak było zbyt trudne. W końcu udało mi się dobiec do złodzieja torebek i złapałam za moją własność, aby wyrwać mu ją z dłoni.
- Oddawaj to! - krzyknęłam na niego i mocniej pociągnęłam za bagaż. Torebka wypadła mu z dłoni i trafiła prosto w moje ręce, przy okazji niefortunnie zaczepiając o cienki materiał spódnicy, która od razu się podarła. Z udawanym zaskoczeniem próbowałam jakoś utrzymać tkaninę na wysokości pasa, ale to i tak nic nie podziałało, aby zakryć czarne leginsy, które miałam na sobie.
- Nie dość, że kradnie to i ubrania niszczy! - krzyknęła Claudia i zaczęła okładać chłopaka pięściami. Rozejrzałam się wokół siebie i dostrzegłam niewielkie zbiorowisko, które z wielkim zaciekawieniem patrzyło na dalszy ciąg wydarzeń. Szczerze mówiąc zachciało mi się śmiać, gdyż jeszcze nie zaczęliśmy tańczyć, a już spora część ludzi została poruszona.
Nawiązałam kontakt wzrokowy z Bridgit, która zza jakiegoś kwiatka wyciągnęła przenośny magnetofon z dużymi głośnikami i kiwnęła głową na znak gotowości. Zerwałam z siebie resztki spódnicy, której nie polubiłam już od pierwszego założenia i rzuciłam ją za siebie tak samo jak torebkę. Rozpięłam jeszcze koszulę i zawiązałam ją szybko wokół pasa i zostałam w samej białej bluzce na krótki rękaw. Pewnym korkiem podeszłam do chłopaka, który w dalszym ciągu odbierał wyzwiska i uderzenia od czerwonowłosej, którą jednym ruchem odciągnęłam od porywacza.
Zerwałam z jego twarzy czarną bandamkę, którą przewiązał sobie wokół szyi i tak samo jak moje rzeczy znalazła miejsce na podłodze, również tego samego koloru czapka. Czarnowłosy chłopak popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem, a kiedy usłyszeliśmy pierwsze takty wybranej przez nas piosenki od razu zabraliśmy się do wymyślonego na szybko układu. Takiego obrotu sprawy nie spodziewała się żadna osoba, która nadal stała wokół nas i z wymalowaną ciekawością oglądała nasz występ. Tłum przybywał, a ja i Dustin dalej tańczyliśmy z wymalowanym uśmiechem na twarzy. Równomierne klaskanie w dłonie naszych widzów jeszcze bardziej nas pobudzał do przechodzenia do kolejnych figur. Nigdy nie sądziłam, że tak łatwo można wzbudzić czyjeś zainteresowanie.
Kiedy piosenka dobiegła końca zakończyliśmy nasz występ w jednej pozie i czekaliśmy na dalsze wydarzenia. Rozejrzałam się wokół siebie i z wrażenia otworzyłam szerzej oczy. Byliśmy otoczeni przez kilkanaście ludzi, którzy w dalszym ciągu klaskali i krzyczeli słowa uznania. Nasz występ oglądali również osoby, które stały na pierwszym, jak i drugim piętrze centrum handlowego. Takiego zainteresowania kompletnie się nie spodziewałam.
Do akcji wkroczyli James z Bridgit, którzy częstowali publiczność zrobionymi przez nich ciasteczkami z czekoladą, do których przyczepione były karteczki z naszymi nazwiskami i stroną internetową, na której można głosować na naszą dwójkę. Jak na kilka godzin uwinęli się dosyć szybko z pięcioma tacami smakołyków, które zrobił sam Maslow wedle jego przepisu. Za to Logan i Carlos usiedli na jednej z ławeczek i zaczęli cicho przygrywać melodię na gitarach, które zabrali ze sobą, aby jeszcze bardziej rozluźnić atmosferę. Wśród ludzi dostrzegłam sylwetkę Stana, który uniósł dwa kciuki do góry i szeroko się uśmiechnął.
Pierwsze zadanie wypadło nam chyba dobrze i miałam tylko nadzieję, że nasz wieczorny występ przyniesie same dobre opinie. Cholernie obawiałam się naszego pokazu ze względu na styl oraz konkurencje. Nie chciałam stracić zaufania tych wszystkich ludzi, którzy stawiali na nas wysoką cenę.
Kiedy wróciliśmy do naszego pokoju od razu zaczęliśmy przygotowywać się do wieczornego show. Włosami oraz samym makijażem zajęła się Claudia, która obiecała zrobić mnie na bóstwo. Ja jedynie chciałam czuć się dobrze. Jednak widząc czarną sukienkę z praktycznie gołymi plecami, wiedziałam już, że na pewno nie będę mogła swobodnie się poruszać. Do tego czarne, na szczęście, nie za wysokie szpilki i odrobina biżuterii, która według Claudii jest wręcz wskazana.
- Wszystko z tobą dobrze, Bridgit? - zapytałam dziewczyny, która od kilku minut zaczęła dziwnie się zachowywać. Drżące ręce próbowała ukryć w kieszeniach, ale i tak było je widać, a nierównomierny oddech był na tyle głośny, że zaczęłam się niepokoić o przyjaciółkę.
- Tak, jest dobrze. - powiedziała od razu. - Muszę... Muszę iść do Carlosa. - powiedziała szybko i wyszła z mojej sypialni, a ja pytającym wzrokiem popatrzyłam na Claudię.
- Mnie się nie pytaj! - odparła szybko i zawinęła kolejne pasmo moich włosów na lokówce. - Sama chciałabym wiedzieć co się dzieje.
Zaczęłam obawiać się o blondynkę. Jej zachowanie nie było normalne, wręcz bardzo dziwne. Czy to ma coś wspólnego z jej wczorajszą wizytą u lekarza? Muszę jak najszybciej z nią, albo z Carlosem o tym porozmawiać. Wiedziałam doskonale, że jej czas pomału dobiega końca. Jest już koniec lutego, a Bridgit sama powiedziała, że zostało jej dwa miesiące życia...
Kiedy w końcu czerwonowłosa skończyła działać z kosmetykami, ubrałam się w moją sukienkę i założyłam przeklęte buty których znienawidziłam już po pierwszych minutach, kiedy je założyłam. Razem z dziewczyną weszłyśmy do salonu, gdzie byli już praktycznie wszyscy, zwarci i gotowi do ostatniego punktu tego dnia. Zaskoczona popatrzyłam na Dustina, który ubrany był w czarne spodnie od garnituru i włożoną w nie białą koszulę, a na wierzch ciemne szelki. Do tego rozwiązana czarna mucha, która sprawiała wrażenie typowego gangstera. Jego włosy, które zazwyczaj były postawione do góry, były wręcz przylizane do tyłu, a zapach żelu od razu doszedł do moich nozdrzy.
- Kto by pomyślał, że możesz tak dobrze wyglądać w szelkach… - skomentowała Claudia i obeszła go dookoła, na co zachichotałam pod nosem.
- Wszyscy gotowi? - zapytał Stan, który ja zwykle musi być punktualny co do minuty. Z niechęcią kiwnęłam głową i głośno westchnęłam. - A więc, zapraszam do cha-chy.


~*~


Powinienem dostać chyba po mordzie za moje szczeniackie zachowanie. Jak mogłem przepuścić taką okazję? Jak zwykle musiałem zachować się jak zwykły dupek i palant jednocześnie i nie liczyć się z innymi. Bo moja duma była w tamtym momencie najważniejsza! Ile bym dał, żeby cofnąć czas i odpowiedzieć inaczej na ostatni telefon Jamesa jaki dostałem w niedzielę rano...
Nie sądziłem, że po wyjeździe reszty przyjaciół będę czuć aż taką pustkę. Nie mogłem ruszyć się z domu, a już na pewno nie miałem ochoty na chodzenie do szkoły. Bałem się, że będę czuć się na tyle samotnie, że nie wytrzymam psychicznie i sobie coś zrobię. Teraz w sumie nie jest lepiej...
Skończyłem właśnie oglądać kolejny filmik, jaki nagrali Ania i Dustin i byłem prawie szczęśliwy. Prawie, bo nie mogłem poczuć tej adrenaliny jaką czują oni przed każdym występem. Chciałem tam być i móc ich wspierać, mówić, że wszystko będzie dobrze, że dadzą radę i pokonają wszystkich. Ale zamiast tego jestem tu, w moim pokoju, w którym spędziłem już czwarty dzień.
Ich występy powalają na łopatki. Nigdy nie sądziłem, że można aż tak bardzo dobrze współpracować w jednej dziedzinie. Swoje ruchy znają praktycznie na wylot, do tego dochodzi jeszcze idealnie dobrana muzyka, czy też efekty świetlne. Sama cha-cha do piosenki Fergie była niesamowitym widowiskiem. Tak samo jak ich break dance i popisowe solówki w hip-hop'ie. Nigdy wcześniej nie widziałem ich wspólnych występów i teraz mogłem stwierdzić, że cholernie tego żałuję. Oczywiście mogłem się upierać dalej przy swoim, że Dustin od czasu do czasu dotykał Anię zbyt intymnie, czy też ich twarze dzieliło stanowczo za mało centymetrów, przez co stawałem się od razu nerwowy.
Spoglądając na praktycznie spakowaną torbę, w dalszym ciągu stałem przed oknem i patrzyłem, jak deszcz obmywa wszystko wokół siebie. Nawet biały puch, który kilka dni temu był nie do zniesienia. Ale w dzień wyjazdu Ani byłem po raz pierwszy szczęśliwy, że malutkie płatki śniegu opadały na złączone ciała naszej dwójki podczas magicznego i niepowtarzalnego pocałunku. Uśmiechnąłem się pod nosem i delikatnie przetarłem palcem po dolnej wardze. Zrobiłbym wszystko, aby jeszcze raz poczuć to dziwne "coś" rozchodzące się w moim ciele.
- Jedź do niej. - usłyszałem za sobą głos, którego najmniej się spodziewałem. Odwróciłem się szybko, aby na pewno się upewnić, że przed chwilą wypowiedziane słowa należą do tej osoby.
- Co? - mruknąłem zdziwiony.
- Mówię, żebyś do niej pojechał. - powtórzył stanowczo. Niepewnym krokiem ojciec wszedł do mojego pokoju i zaczął się rozglądać wokół siebie. Nie dziwię się jego ciekawości, gdyż od dwóch lat nie przebywał w tym pomieszczeniu. Usiadł na krześle stojącym obok biurka i skrzyżował ręce na ramionach.
- Słyszałem jak rozmawiałeś z matką. Mówiłeś wtedy o tej Annie, prawda?
Od razu szerzej otworzyłem oczy i zacząłem się zastanawiać ile z naszej rozmowy usłyszał mężczyzna? Oczywiście moja matka nie wiedziała wszystkiego, ale w większości. Z pewnością nie ma pojęcia o naszym pocałunku, czy też nie zna dokładnych relacji między nami. Po prostu zna pobieżną sytuację i to jej wystarczało, aby udzielić mi kilku rad.
- Ania. - poprawiłem ojca. - Nie lubi jak się do niej mówi pełnym imieniem… - wyjaśniłem od razu, widząc zaskoczenie wymalowane na twarzy ojca.
- Tak czy inaczej, powinieneś do niej pojechać. - westchnął głośno i podrapał się po głowie.
- To za bardzo skomplikowane...
- Nie jestem dobry w doradzaniu w takich sprawach, ale… - urwał na moment i poprawił się na krześle. - Jeżeli zależy Ci na niej, to zrób wszystko, aby Cię zbyt szybko nie zapomniała.
- Gdyby to było takie proste, jak mówisz… - westchnąłem i usiadłem na łóżku. - Ona jest inna, niż wszystkie dziewczyny. Jest… - przerwałem, nie wiedząc jakich słów użyć.
„Na pewno nie Twoja” odezwał się ten drugi głos, któremu musiałem przyznać rację.
- Jest sobą. To wystarczy. - dokończył za mnie mój ojciec i lekko się uśmiechnął.
- Nie wiem, czy będzie chciała mnie widzieć.
- Jak nie pojedziesz, to się nie dowiesz. - wzruszył ramionami i wydął dolną wargę. - Gdybyś nie chciał o nią walczyć, nie byłbyś spakowany już od soboty. - wskazał na moją torbę, która w dalszym ciągu stała koło łóżka gotowa, aby ją zapiąć. Tata miał rację, gdyby mnie ona nie obchodziła, nie zastanawiałbym się, co teraz robi, czy o czym myśli.
- Co ona z nami zrobiła… - powiedział pod nosem i cicho się zaśmiał. - Będę musiał chyba jej podziękować, za to wszystko.
- Nami? - zapytałem zdziwiony.
- Kiedy u nas była i Ty musiałeś pomóc w czymś mamie, ucinałem z nią sobie krótkie pogawędki, dzięki którym siedzę teraz tutaj i normalnie z Tobą rozmawiam. - oblizał wargi i kontynuował swoją wypowiedź. - Jest bardzo młoda, a wie o wiele więcej o życiu niż dorosły człowiek. Mam wrażenie, że musiała wiele przejść, skoro doradza w każdej sprawie.
- Jak każdy, ma pewną przeszłość, z którą próbuje walczyć. - odparłem cicho nie będąc pewny, czy mogę coś więcej powiedzieć.
- Wiesz czego mnie nauczyła? - zapytał zaraz i oparł swoje łokcie o kolana, a ja podniosłem głowę z ciekawości. - Że należy szybko działać, zanim zaczniemy myśleć o negatywnych skutkach naszych decyzji.
Uśmiechnąłem się pod nosem z dwóch powodów. Pierwszy: że te słowa były absolutną prawdą i drugi: bo kolejny raz Ania powaliła na łopatki swoją prawdziwą sentencją. Dosłownie chwila mi zajęła, zanim pewnie chwyciłem moją torbę i przerzuciłem ją przez ramię. Usłyszałem cichy chichot obok siebie, ale jakoś nie zamierzałem się tym przejąć. Ważniejsza była teraz kilkugodzinna podróż, którą miałem zamiar poświęcić na dokładnym przemyśleniu, co takiego mam powiedzieć dziewczynie. Przystanąłem jeszcze w drzwiach i wolno się odwróciłem w stronę mężczyzny, który w dalszym ciągu zajmował miejsce na krześle.
- Dzięki… - mruknąłem. - Tato… - dodałem szeptem. Poczułem taką wewnętrzną ulgę, jakby za tymi słowami kryło się coś jeszcze. Możliwe, że przebaczenie, ale nie byłem do końca pewny.
- Podziękuj Anię ode mnie.
Kiwnąłem głową i ruszyłem biegiem w stronę wyjścia z domu, po drodze zahaczając jeszcze o kuchnię, z której zabrałem dużą butelkę wody. Prowiant postanowiłem zakupić na jakieś stacji benzynowej, aby teraz nie tracić czasu i jak najszybciej wyruszyć w drogę. Do bagażnika samochodu wsadziłem mój mały bagaż i zaraz odpaliłem silnik, który od razu zaczął ze mną współpracować. Drogę znałem niemal na pamięć, gdyż praktycznie codziennie oglądałem przeróżne trasy jak najszybszego dojazdu do miejsca. Czytałem wiadomości dotyczące ruchy na drogach, oglądałem prognozę pogody, aby uniknąć złych warunków atmosferycznych, czy nawet obliczałem czas mojej drogi. Byłem przygotowany jak nigdy dotąd. Miałem tylko nadzieję, że moja droga nie okaże się przebytą na marne i będę mógł na spokojnie porozmawiać z Anią. O ile ta w ogóle będzie chciała mnie słuchać...
To chyba była najgorsza moja obawa. Mam jej tak wiele do powiedzenia i wyjaśnienia, ale boję się, że wyciągnie swoje wnioski stanowczo za szybko, kiedy ja jeszcze nie zacznę mówić. Kolejną sprawą będzie mój wybuch agresji, kiedy zobaczę Dustina. Niech chłopak lepiej się trzyma jak najdalej od Smith i ode mnie, żeby przypadkiem nie dostał po mordzie.
Godziny mijały, tak samo jak kolejne samochody, które nie szczędziły sobie większej prędkości. Szczerze mówiąc, to ja również zaliczałem się do tej grupy kierowców, która zapewne gdzieś się śpieszyły. Spojrzałem zdenerwowanym wzrokiem na zegarek, mając nadzieję, że zdążę na ostatnie występy finałowe. Widząc ogromny napis z nazwą miejscowości, poczułem lekką ulgę. W końcu dotarłem do celu i teraz trzeba było jedynie znaleźć główny ośrodek całego turnieju. Przez chwilę zastanawiałem się, czy może nie lepiej by było gdybym zadzwonił do Jamesa, który zapewne gdzieś tam się kręci, ale bałem się, że może wygadać się innym i nici z mojej niespodzianki. O ile niespodzianką można to w ogóle nazwać...
Dokładnie o szóstej piętnaście wysiadłem z mojego samochodu zaparkowanego kilka metrów od hali, gdzie kręciło się strasznie dużo osób. Miałem lekkie trudności, aby dostać się do środka, ale po kilku próbach, w końcu udało mi się przecisnąć przez tłumy, jakie zagęściły się w samym wejściu. Kierując się za pomocą strzałek, wiszącymi na ścianach dotarłem do miejsca, w którym mogli przebywać uczestnicy wraz ze swoimi rodzinami, czy przyjaciółmi. Oczywiście na mojej drodze musiał stanąć jeden z tych ochroniarzy, którzy nie są zbyt mili.
- A Ty gdzie się wybierasz? - zapytał ostro, a ja miałem ochotę wywrócić oczami. No dobra, to teraz przydałoby się wymyślić drobne kłamstewko...
- Tam jest moja dziewczyna, która dzisiaj tańczy. - powiedziałem to co mi na język przyszło i w duchu przybiłem sobie piątkę.
- A Paris Hilton to moja żona. - prychnął pod nosem. Chciałem powiedzieć coś w stylu, że facet ma dobry gust, ale dałem już sobie spokój.
- Mówię prawdę. - powiedziałem poważnie. - Ania Smith to moja dziewczyna
- A gdzie Twój identyfikator?
Że co?
- Nie masz identyfikatora, nie mogę Cię wpuścić.
Pierdolony fiut...
- Kendall?
Odwróciłem się szybko i kamień spadł mi z serca. Widząc zadziwioną blondynkę i koło niej kroczącego mojego przyjaciela, który kurczowo trzymał ją za rękę, odetchnąłem z ulgą. Wiedziałem już, że teraz musi się udać.
- Co Ty tutaj robisz? - zapytała Bridgit i wolnym krokiem podeszła do mnie, po czym również delikatnie i dosyć krótko mnie objęła. - Wiedziałam, że przyjedziesz. - szepnęła do mojego ucha, zanim się odsunęła. Tym razem mocnym uściskiem przywitał mnie Carlos, który poklepał mnie jeszcze po plecach i czułem, jak szeroko się uśmiecha.
- Kiedy przyjechałeś? - zapytał chłopak.
- Jakieś dwadzieścia minut temu. - zaśmiałem się pod nosem, na co obydwoje otworzyli szerzej oczy. - Wiadomo już kto wygrał?
- Zostały jeszcze ostatnie finałowe. - wyjaśniała Mendler. - Zdążyłeś w samą porę. - dodała rozbawiona, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
- Ale za to jestem cholernie zmęczony… - westchnąłem ziewając, jakby potwierdzić mój stan. - Pomożecie mi się tam dostać? - zapytałem cicho wskazując głową na korytarz, który w dalszym ciągu pilnował ten gburowaty i o mało zabawnym poczuciu humoru ochroniarz.
- Nie masz identyfikatora. - mruknął Pena pokazując przywieszoną na smyczy jakąś plakietkę.
- Jakbym miał to bym nie prosił chyba o pomoc. - mruknąłem wywracając oczami.
- Poczekaj sekundę. - Carlos odszedł od nas i podszedł do tamtego faceta, tłumacząc mu jakieś rozmaite rzeczy.
- Trzeba było tak od razu! - usłyszałem jego głośny głos i ochroniarz gdzieś zniknął.
- Co mu powiedziałeś? - zapytała Bridgit.
- Że Kendall jest moim przyrodnim bratem, który mógł dopiero teraz przyjechać na występ swojej dziewczyny. - wzruszył ramionami i lekko się uśmiechnął.
- A jak ja mu mówiłem, że jestem chłopakiem Ani, to nie chciał mnie wpuścić! - prychnąłem zdenerwowany.
- Wiesz ilu tu już takich gości przyszło? - dziewczyna się zaśmiała, ale nie trwało to zbyt długo, gdyż za chwilę dostała ataku kaszlu. Wszystko byłoby może i normalne, gdyby nie wypluwała ze swoich ust skrzepy krwi, na białą chusteczkę, którą trzymał Carlos.
- Już, już... Spokojnie… - mówił cicho chłopak i gładził ją po plecach. Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia i nie mogłem uwierzyć, w to co właśnie widzę. Kiedy Bridgit w końcu się wyprostowała, oblizała swoje wargi i popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem.
- Co Ci lekarz powiedział? - zapytałem szybko, przypominając sobie o wizycie dziewczyny, przez którą przesunięto wyjazd na turniej.
- Nie jest już zbyt dobrze. - powiedziała bez ogródek. - Czasu mam coraz mniej… - dodała szeptem i spojrzała od razu na Carlosa, który spuścił wzrok.
- Konkrety? - dopytywałem się.
- Bardzo mało. - szepnęła zamykając oczy. - Powinnam teraz leżeć w szpitalu, ale ubłagałam lekarza, aby wstrzymana się z tym jeszcze przez kilka dni. Musiałam tutaj przyjechać i kibicować Ani i Dustinowi. - powiedziała z lekkim uśmiechem. - No i przekonałam ich, że będę pod bardzo dobrą opieką. - dodała gładząc ramie Carlosa, na co tamten podniósł głowę i odwzajemnił jej uśmiech. - Wracam do Los Angeles i od razu kładą mnie do szpitala, gdzie przeleżę już do końca.
- Panie Schmidt! - usłyszałem za sobą wołanie ochroniarza. Podszedłem do niego, a on wręczył mi zieloną smycz, do której podpięta była plastikowa plakietka z moim imieniem. - Mam nadzieję, że występy będą się podobać. - powiedział z przyklejonym uśmiechem.
Co za człowiek?! Najpierw traktuje mnie jak śmiecia, a kiedy mam to gówno założone na szyi, jest dla mnie miły i nawet się uśmiecha! Może mi nawet kawę zaproponować, bo tym to nie pogardziłbym...
- Chodźmy już. Zaraz zaczną się występy. - odezwał się Carlos i razem z Bridgit poszli przodem, kierując mnie przez zawiłe korytarze, zapełnione mnóstwem ludzi. Przechodziliśmy koło kilkunastu drzwi, gdzie każde z nich były podpisane imieniem i nazwiskiem uczestnika, jego grupą i jakimiś innymi liczbami. Zdziwiłem się, kiedy przeszliśmy obok drzwi z podpisanymi imionami naszych przyjaciół i nie zatrzymaliśmy się, tylko dalej szliśmy. Nie odzywałem się, gdyż Carlos i Bridgit wiedzą chyba lepiej, gdzie mamy iść.
Dotarliśmy do wielkiej auli, z której przechodziło się już na halę, gdzie odbywały się pokazy taneczne innych uczestników. Przeszliśmy na sam początek pomieszczenia i dostrzegłem resztę przyjaciół, którzy rozmawiali ze sobą, kompletnie nie zwracając na nic uwagi.
W końcu i ją zobaczyłem. Po tak długim czasie, który był chyba dla mnie najgorszą udręką, mogłem nacieszyć się widokiem uśmiechniętej brunetki, która kompletnie nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności. Nie miałem pojęcia co miałem robić. Dotychczasowe scenariusze naszej rozmowy legły w gruzach, zostawiając po sobie nikomu nie potrzebny kurz, unoszący się w powietrzu i przeszkadzający w oddychaniu.
Stałem w bezpiecznej odległości, aby nie przeszkadzać nikomu, ale też mieć dobry widok na wszystko. Koło dziewczyny oczywiście stał Dustin i obejmował brunetkę ramieniem, bardzo blisko przyciągając ją do swojego ciała. Nie miałem pojęcia, co to może znaczyć, ale i tak byłem już zazdrosny. Zrobiłem kilka kroków do przodu i chciałem już przerwać ich miłą pogawędkę, kiedy z głośników wydobył się kobiecy głos informujący o występie Ani i Dustina. Każdy przytulił zawodników na szczęście i szeptali jakieś słowa do ich uszu. Podszedłem jeszcze bliżej, aby również życzyć powodzenia, ale nim zdołałem przejść niezauważalnie, Ania podniosła głowę do góry i napotkała moje spojrzenie.
Była całkowicie oszołomiona moim widokiem i lekko rozchyliła wargi, a oczy rozszerzyła do granic możliwości. Mrugała kilkakrotnie swoimi powiekami, jakby chciała się upewnić, że to co widzi nie jest snem, czy też jawą, a jedynie rzeczywistością.
- Kendall… - powiedziała na tyle cicho, że nikt nie mógł jej usłyszeć i na tyle głośno, aby moje uszy mogły uchwycić każdą literkę. Uśmiechnąłem się lekko i chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale brunetka została pociągnięta w stronę głównej hali, w dalszym ciągu nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego. Jednak kiedy nie mogła mnie już dostrzec odwróciła wzrok i w dalszym ciągu pozwalała, aby Dustin prowadził ją na scenę.
- Zastanawia mnie tylko jedno… - usłyszałem obok siebie głos Jamesa. - Jesteś na tyle głupi, żeby przyjść przed samym jej występem, żeby ją zdezorientować, czy na tyle mądry, że w końcu zdałeś sobie sprawę, że ta dziewczyna nie jest Ci obojętna? - zapytał patrząc się przed siebie i oczekiwał mojej odpowiedzi.
- Na tyle głupi, żeby powiedzieć, że w końcu zmądrzałem, bo zdałem sobie sprawę, że zależy mi na niej. - odpowiedziałem szczerze i poszedłem z Loganem, który kierował się w stronę trybun, aby zająć miejsca na widowni.





~~~~
Justin Bieber - Somebody To Love



____


Piosenka w flash mob - Pharrell Williams - Happy
Piosenka w cha-chy - Fergie - A Little Party Never Killed Nobody


Witajcie kochani! Co tam ciekawego słychać? Jak się miewacie i co porabiacie? :)
*-*


Co myślicie o rozdziale? Nie wiem, czy będzie aż tak bardzo się Wam podobać, bo pisałam ten rozdział kilka dni temu, kiedy leżałam w szpitalu. Musiałam jakoś zapełnić nudę, ale na wenę (a raczej jej brak) niestety musiałam po marudzić xd


Mam kilka informacji które muszę tutaj napisać…


Jest możliwość dzięki Crazy Penguin ściągnięcia Heffron Drive do Polski! Jeżeli posiadacie Twitter i chcecie pomóc nam spełnić nasze marzenia proszę piszcie do Crazy Pengiun takie hastagi ##WeNeedHDInPoland lub #ChcemyKoncertHeffronDriveWPolsce w fandomach siła ♥ Pomóżcie nam spełnić nasze marzenia <3




+


Zapraszam na pierwszy polski profil na Twitterze poświęcony zespołowi Heffron Drive.
Dopiero zaczynam także liczę na każde follow xx @HeffronDrivePL




To już raczej wszystko. Dziękuję, że jesteście i... Do zobaczenia w środę! ♥ ♥ ♥

4 komentarze:

  1. Cudowny rozdział. Cieszę się że kendall w końcu zrozumiał że zależy mu na Ani i przyjechał na jej występ. Ania była bardzo zaskoczona ale na pewno też zadowoloba, że blondyn przyjechał. Jestem ciekawa co brigiet powiedział lekarz. Nie mogę się doczekać kolejnego. Czekam z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu Kendall się przyznał, że coś czuję do Ani! Świetna by była z Nich para, no i Ania może w końcu mu powie, że jest siostrą Dustina. Biedna Bridgit, no przecież Carlos się załamie jak Ona odejdzie. Coś ich chyba łączy, albo są już razem. A rozdział świetny! Oby do następnego! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. TAK !!! KEDALL, W KOŃCU ZROZUMIAŁEŚ, ŻE CZUJESZ COŚ DO ANI ! JEJ
    Nie spodziewałam się, że ojciec Schmidt'a mu doradzi ... wgl,że się odezwie ! Myślałam, że to nigdy nie nastąpi . I oczywiście to zasługa Ani ! Ciekawe, co takiego mu powiedziała .. Hmmm ...
    Carlos i Bridgit ? Czyżby oni byli razem ? :D A myślałam, że będzie z Jamesem. Pena taki troskliwy, kochany .. Weź nie uśmiercaj Mendler ! Lubię ją ! To jej ostatnie dni .. jejku ... to się przecież nie może tak skończyć.. będzie happy, prawda ?
    Ania chyyyyba odwzajemnia uczucia do Kenda .. widać.
    Dustin jak zawsze przerywa! Ugh ! No weź no! Chcę wiedzieć co takiego Schmidt jej powie, lub co zrobi .... Aj ! Chcę już nn !
    Szybko !
    Czekam ! Xx
    P.S. TEAM ANDALL !!! <3

    OdpowiedzUsuń