środa, 20 maja 2015

Rozdział 44 "Gotowa, jeśli i ty jesteś gotów."

I'm walking round with just one shoe
I'm a half a heart without you
I'm half the man, at best
With half an arrow in my chest
I miss everything we do
I'm a half a heart without you
~~~~~~~~~~~~~~



- Pocałowałem ją… - szepnąłem na tyle cicho, że nawet ja nie byłem w stanie to usłyszeć z powodu zagłuszających myśli, które cały czas kłębiły mi się w głowie. Ale moje przypuszczenia co do tego, że chłopaki tego nie usłyszeli poszły w zapomnienie, kiedy skomentowali to jedynie głośnym "To super!" i przybili sobie piątki. Cieszyli się z tego o wiele bardziej niż ja, co było dziwnym zjawiskiem.
- Bridgit miała rację. - odezwał się Carlos wyjmując swoją komórkę ze spodni.
- Z czym? - zapytałem marszcząc brwi.
- Że pojedziesz do Ani. - wzruszył jedynie ramionami i wrócił do pisania na telefonie.
- Ale nikt nie przypuszczał, że się pocałujecie. - dodał James. - I... Nie odepchnęła Cię? - zdziwił się, na co jedynie pokręciłem przecząco głową. - Wow...
- Taaa… - mruknąłem lekko poirytowany. - Szkoda tylko, że kiedy chciałem zrobić coś jeszcze, przyszedł Dustin… - wywróciłem oczami od razu wymawiając jego imię.
- Widział Was? - zapytał Logan.
- Nie mam pojęcia i jakoś mnie to nie obchodzi… - prychnąłem pod nosem.
- Bridgit cieszy się razem z nami. - odezwał się Carlos, wpatrzony w telefon. - I napisała, że też przypuszczała, że kiedyś to nastąpi.
- Ta dziewczyna widzi więcej niż przeciętny człowiek… - odparł Logan kręcąc głową w niedowierzaniem.
- Pyta się jeszcze, czy jedziesz z nami w niedzielę. - przerwał mu znowu Pena.
- W niedzielę? A to nie mieliście jechać jutro? - zapytałem zdziwiony.
- Mendler ma jutro konsultacje z lekarzem, czy coś w tym rodzaju. Zadzwonili do niej około szóstej i prosili o przybycie na oddział. - wyjaśnił James.
- Jedzie o drugiej. - dodał Carlos.
- A skąd Ty to wszystko wiesz? - prychnął Logan, który nadal trzymał nos w laptopie Jamesa.
- Bo byłem przy jej rozmowie i zaoferowałem jej podwózkę. - powiedział dumny niczym paw, a ja otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia. - No co? Po co ma pchać się autobusem skoro mogę ją zawieść?
Popatrzyłem wymownie na Logana i obydwoje skierowaliśmy wzrok na Jamesa, który wydawał się być kompletnie nie poruszony tą informacją i jedynie wzruszył ramionami.
- To co? Jedziesz?
- Ja… - urwałem, nie wiedząc co powiedzieć. Chciałem powiedzieć inaczej niż zamierzałem, ale to i tak nie miałoby sensu. - Nie. - odparłem.
- Co? Czemu! - jako pierwszy zareagował Maslow, który zgromił mnie swoim spojrzeniem.
- Wydaje mi się, że ona nie będzie chciała mnie widzieć. - odparłem wymijająco, zupełnie odbiegając od prawdy.
- Zaraz, chwila. Ja tutaj czegoś nie rozumiem. - zaczął Logan odrywając się od laptopa. - Skoro ją pocałowałeś, a na dodatek ona to odwzajemniła, czyli... Musiało coś między Wami być.
- Co miało niby być? - uniosłem ze zdziwienia głowę.
- No nie wiem, może uczucie? - odparł z ironią.
- Nic nie było. - uciąłem krótko.
- Nic? - Henderson zmarszczył nos. - Nic, a nic?
- No przecież mówię, że nic! - krzyknąłem głośno. - Po prostu się całowaliśmy i już.
- Nie chcę nic mówić, ale od tak sobie to Ty dziewczyn nie całujesz. - odezwał się James.
- To skoro to nic dla Ciebie nie znaczyło, to równie dobrze może nic nie znaczyć niedzielny wyjazd. - zauważył Carlos.
- Nigdzie nie jadę. - warknąłem pod nosem, a James cicho się zaśmiał pod nosem. - Z czego się śmiejesz?
- Z Ciebie. - wzruszył ramionami i upił łyka coli z butelki.
- A co jest takiego we mnie śmiesznego?
- Że się boisz. I dodam jeszcze, że znowu.
Wiedziałem doskonale o czym mówi Maslow. I tak samo on również wiedział, że to wszystko sprowadza do jednego punktu w moim życiu, do którego nie mam ochoty wracać.
- Kendall, posłuchaj… - zaczął poważnie, siadając na przeciwko mnie. - Ania, to nie Lucy. Nie powinieneś ich w ogóle do siebie porównywać.
Zgromiłem go wzrokiem, kiedy wspomniał imię dziewczyny, z którą... Z którą było zupełnie inaczej niż z Anią. Ale zacznijmy od tego, że przecież nie jestem z Anią, a z Lucy... To było zupełnie co innego. Wtedy jeszcze ja byłem inny.
- Wiem, że się boisz Kendall. - znowu się odezwał, a ja już nie miałem siły, żeby zaprzeczyć. Bo po co mam to robić, skoro mówił prawdę? Absolutną prawdę...
Szczerze mówiąc to myślałem, że już o tym dawno zapomniałem. Ale kiedy tylko wspomniano jej imię, od razu poczułem pewną pustkę, którą próbowałem ukryć przez dłuższy czas. Ktoś może powiedzieć, że to była zwykła szczeniacka miłość, którą musi każdy doświadczyć. Jednak każdy potwierdzi, że pierwszej miłości się nie zapomina. Zwłaszcza wtedy, kiedy ona odeszła. I nie tylko uczuciem, którym darzyliśmy siebie nawzajem. Ale też i ciałem, jak i duchem. Po prostu sobie poszła. Zostawiła mnie samego, bez żadnego wsparcia, czy też opieki. Po prostu zniknęła...
To nie było sprawiedliwe z jej strony. Ale wybaczyłem jej. Dużo minęło czasu, za nim to nastąpiło. Tyle samo ile przystosowanie się do samotności, z którą witałem się za każdym razem, kiedy otwierałem powieki. Nie chcę, czuć się tak samo, jak kilka lat temu. Nie zdołam się podnieść po kolejnej utracie.
- Ufasz jej. - stwierdził Carlos. - Z tego co wiem, to złożyła Ci pewną obietnicę.
- Lucy też ją składała… - szepnąłem wpatrując się przed siebie. Zacząłem przypominać sobie te wszystkie wspólnie spędzone popołudnia. Jej szczery uśmiech i błyszczące oczy. Jej podejście do życia... Przypomniałem sobie, kim ja byłem, kiedy jeszcze ona była ze mną.
- Ale nikt tego nie przewidział, że może umrzeć… - w końcu powiedział to Logan, na co wszyscy odwrócili się w jego stronę i zgromili go wzrokiem. Wiedzieli doskonale, że w mojej obecności nie można wspominać o śmierci brunetki. - Kendall... Nie możesz pozwolić, aby przeszłość wkradła Ci się teraz do życia i zmieniła całe Twoje nastawienie. To co było, minęło i nie możesz tego wiecznie rozpamiętywać. Każdy z nas ciężko przeżył jej śmierć i wiemy o tym doskonale, że Tobie jest najtrudniej.
- Powtórzę to jeszcze raz: Ania, to nie Lucy. - westchnął James i przeczesał swoje włosy. - Nie porównasz ich do siebie, bo nie masz do tego żadnej podstawy. Obie się różnią i Ty o tym wiesz doskonale.
I znowu miał rację. Ale nie mogę nic z tym zrobić. To jest taka wewnętrzna blokada, której nie umiem przełamać. A może już to zrobiłem, kiedy pocałowałem Anię? Swoją drogą, to był najlepszy moment naszej znajomości, jaki do tej pory mi się przytrafił. Mając jej obraz w głowie, lekko się uśmiechnąłem, zdając sobie sprawę, jak ją zaskoczyłem. Chciałbym to poczuć jeszcze raz. Te iskry, tą magię, ten smak, ten świat... Jej świat.
- Zobaczcie co znalazłem. - odezwał się Logan i odwrócił w naszą stronę laptopa. - To jest główna strona tego całego turniej, na który pojechali Ania i Dustin. - wyjaśnił szybko. - Każdy uczestnik turnieju od razu na wejściu dostaje zadanie, polegające na nagrywaniu codziennie filmików, coś jak prowadzenie pamiętnika.
- Hm, brzmi ciekawie. - mruknął Carlos i przybliżył się do monitora.
- Wszyscy mają oddzielne konta na YouTube. - ciągnął dalej chłopak. - Jakieś siedem minut temu dodali pierwszy filmik. Oglądamy?
- No pewnie! - krzyknął Maslow. Sprawa z Lucy na razie została odłożona na boczny tor, z czego byłem zadowolony. Nie miałem ochoty rozmawiać o mojej byłej dziewczynie, która zmarła z powodu krwiaka mózgu. Usiadłem obok Carlosa, który zaopiekował się już paczką chipsów, znalezionych w kuchni Jamesa.
Logan włączył film i rozsiadł się wygodnie na fotelu, dając nam widok na cały ekran. Na samym początku pokazała się krótka reklama turnieju, a później zdjęcia naszych przyjaciół i ich imiona.
- Cześć wszystkim! - usłyszeliśmy w głośnikach cichy i zmęczony głos Ani, która leniwie machnęła ręką do monitora. Leżała na brzuchu, na jakieś jasnej pościeli i podpierała się łokciami. - Ja jestem Ania, a Dustin jest aktualnie w łazience i bierze prysznic. - wyjaśniła od razu i przeczesała sterczące włosy, które wyszły z kucyka. Na sobie miała jakąś czarną luźną koszulkę z czerwonym nadrukiem. Na wierzchu znajdował się dobrze znany mi medalion, z którym nie rozstawała się już od dłuższego czasu. Dostrzegłem, że obok małego wizerunku mapy świata znajdowała się jeszcze jedna przywieszka w kształcie skrzydła jakiegoś ptaka, czy coś w tym rodzaju. - Z tego co zrozumiałam jesteśmy w oddziale szóstym grupie F, uczestnicy dwunaści. I jeżeli mam być szczera to kompletnie nie wiem o co w tym wszystkim chodzi… - zachichotała pod nosem, a w oddali można było usłyszeć męski głos śpiewający jaką piosenkę, na co dziewczyna odwróciła się do tyłu.-  Przestań śpiewać, Dustin! - krzyknęła i z powrotem odwróciła się w stronę kamerki. - Zaczynając od początku, to przyjechaliśmy dokładnie pół godziny temu i od razu kazano nam nagrywać jakiś filmik. Nasza podróż trwała dosyć długo i dlatego jestem potwornie zmęczona, a jutro już pierwszy występ.
- Mówiłem Ci, żebyś poczekała na mnie, za nim będziesz nagrywać… - za ściany wyszedł Dustin opleciony jedynie ręcznikiem wokół bioder. Kropelki wody spływały po jego ciele, a w oczy od razu rzucił mi się naszyjnik zawieszony na jego gołej klatce piersiowej z tą samą przywieszką, jaką ma Ania. Poczułem lekkie ukłucie w sercu i nie wiedząc czemu od razu obudziła się w moim ciele złość, której nie mogłem opanować.
- Nie żeby coś, ale na prawdę mógłbyś się ubrać. - mruknęła dziewczyna lustrując jego ciało od góry do dołu. Ani trochę mi się to nie podobało. Przecież oni są tam tylko we dwoje, w jednym pokoju z jedną łazienką! Dlaczego ja o tym wcześniej nie pomyślałem?
- Nie żeby coś… - powtórzył jej słowa i usadowił się koło niej, w dalszym ciągu z odkrytym torsem. - Ale mogłabyś mi oddać moją koszulkę, bo właśnie tą zamierzałem przeznaczyć do spania.
Dziewczyna wyprostowała się lekko i popatrzyła na czarny materiał i jedynie wzruszyła ramionami.
- Wydaje mi się, że będziesz musiał się z nią pożegnać, bo już ją polubiłam… - odparła bez żadnych emocji.
- A mi się wydaje, że chyba będziesz musiała ją ściągnąć… - powiedział poważnie i zmarszczył brwi.
- Ale że tutaj? - zapytała chytrze i lekko się uśmiechnęła. Zachichotała pod nosem i wróciła wzrokiem do kamerki. - Wracając do tematu… - odchrząknęła chrypę i słodko się uśmiechnęła. - Teoretycznie te filmiki mają na celu odpowiadaniu na pytania zadane przez innych, ale że jest to nasze pierwsze spotkanie, także pytań nie mamy żadnych.
- Możecie je pisać na naszym koncie, albo na głównej stronie turnieju, gdzie jest specjalna zakładka na tego typu rzeczy. - dodał chłopak.
- Będziemy już kończyć, bo ja jestem zmęczona, a Dustin idzie się ubrać. - wskazała palcem na Belta, który jedynie wywrócił oczami. - Żegnamy się z Wami i do zobaczenia już jutro!
Na sam koniec pomachali jeszcze ręką i wyłączyli kamerkę, zostawiając ekran zupełnie czarny. Wpatrzony przed siebie, nie mogłem oswoić się z milionami myślami, które zaśmiecały mój umysł. W ogóle nie dała po sobie poznać, że jakieś kilka godzin temu staliśmy na środku chodnika i się całowaliśmy. Tak łatwo o tym zapomniała? W sumie, miała do tego powody... Najpierw jak zwykle musieliśmy się pokłócić, a teraz siedzi w jednym pokoju razem z półnagim Dustinem i Bóg jedyny wie, co oni tam wyprawiają.
Ale Ania przecież nie jest taka! Prawda?
- Widać, że się świetnie bawią… - mruknął Carlos.
- Kendall...? - zaczął niepewnie James, a ja pokręciłem jedynie głową, po czym schowałem ją w dłoniach.
- Wybrała jego… - mruknąłem cicho. Nie wiem czemu, ale te słowa zabolały mnie bardziej, kiedy wypowiedziałem je na głos, niż mówiłem je w myślach. To okropne uczucie zostać odrzuconym, przez osobę, na której cholernie mi zależy.
- To nie jest jeszcze nic pewne. - od razu odezwał się Logan. - Są przyjaciółmi i...
- Nie. - przerwałem mu. - Ona i tak zawsze wybierze Dustina.
- Przepraszam, że to powiem ale ma do tego absolutne prawo. - odparł Maslow. Podniosłem szybko głowę i spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. - To Dustin był zawsze tam, gdzie Ania go potrzebowała. Był tym pierwszym.
- Ale to nie znaczy, że ostatnim. - w mojej obronie stanął Carlos, za co byłem mu od razu wdzięczny. - Bridgit też tak uważa. - dodał jeszcze wzruszając ramionami.
- Co takiego? - zapytał James. - Kiedy Ci to niby powiedziała?
- Czy to ważne? - zapytał marszcząc brwi. - Wracając do tematu, to Bridgit za każdym razem mówi, że między Anią, a Dustinem nie będzie nigdy coś więcej oprócz przyjaźni. I ja jestem tego samego zdania.
- Czy po tym, co przed chwilą zobaczyłeś, nadal tak uważasz? - zapytałem z wyrzutem.
- Tak. - odpowiedział pewnie i podniósł głowę do góry.
- Przyjaźń damsko-męska nie istnieje. - Maslow głośno westchnął i opadł na swoje łózko. - Tak po za tym, to Kendall musi sam sobie odpowiedź na pytanie, co czuje do Ani.
Wszyscy spojrzeli na mnie wyczekująco, a ja zacisnąłem mocniej wargi ze zdenerwowania. Na to pytanie próbowałem sobie odpowiedzieć, przez dwa tygodnie i nadal nie znam odpowiedzi. To o wiele bardziej skomplikowane, niż by się mogło wydawać. Co może czuć osoba, która przez dwa i pół roku nie umiała się przyznać, że ma uczucia do drugiej osoby? Nie ma nienawiści, ani złości. Jest tylko... No właśnie, co to jest?
- Widzisz? Sam nie umiesz odpowiedzieć na to pytanie… - powiedział od niechcenia i zaczął mruczeć coś pod nosem.
- Może by tak trochę wsparcia jednak byś mu okazał? - warknął Carlos.
- A co mam mu powiedzieć? - krzyknął James. - Że Ania to gorąca laska, ale niestety pochodząca z wyższej półki? Powinniście się najpierw zastanowić, za nim coś beznadziejnego wymyślicie.
- W takim układzie co proponujesz? - odezwał się w końcu Henderson.
- Niech Kendall pojedzie z nami na te zawody i pokaże Smith, że coś tam do niej czuje.
- Nic do niej nie mam! - zaprzeczyłem od razu.
- Jasne. A pocałowałeś ją, bo ma ładne oczy. - prychnął Maslow.
- Ona ma ładne oczy… - mruknąłem pod nosem.
- No trzymajcie mnie, bo zaraz nie wytrzymam! - podniósł do góry ręce i wywrócił oczami.
Od samego początku wiedziałem doskonale, że przybycie do Jamesa nie było najlepszym pomysłem. Mogłem jechać do domu, do parku, urządzić sobie przejażdżkę po całym Los Angeles, ale nie! Ja głupi musiałem przyjechać do przyjaciela który okazał się jedynie większym powodem do zastanowienia. Doskonale wiedziałem, że muszę przemyśleć wszystkie "za" i "przeciw" wyjazdu. Ale jeżeli Ania, na prawdę zapomniała o pocałunku, to chyba jest to znak, żeby po prostu dać sobie spokój i odpuścić.
- Im więcej będziesz myślał, tym jeszcze bardziej nie będziesz nic wiedział. - odezwał się Logan.
- Ja już nie wiem co mam robić… - westchnąłem i przeczesałem moje włosy. Dlaczego uczucia muszą być aż tak bardzo skomplikowane? Nigdy nie zrozumiem fenomenu w tym wszystkim...
- Nie poddawaj się zbyt szybko. Długą drogę przebyłeś, żeby wrócić do starego Kendalla i chyba nie muszę przypominać, dzięki komu się zmieniłeś… - ciągnął dalej Logan. - Daj sobie szansę. Zaufaj najpierw sobie.
Zaufać sobie? Czy to jest możliwe? A jeżeli... Nie, przecież, ja nie odejdę, ani nic z tych rzeczy. Może Logan ma rację? Ale walczyć o swoje zaufanie jest o wiele cięższe niż by się mogło wydawać.
Wracając późnym wieczorem do domu, nie miałem nawet ochoty na wyjaśnienia mojej mamie, gdzie się podziewałem. Jutro wszystko jej powiem i może ona będzie wiedzieć co z tym fantem zrobić. Leżąc w łóżku ani na moment nie zmrużyłem oka. Nie mogłem w ogóle myśleć o śnie, a co dopiero oddać się do krainy Morfeusza. To wszystko było zbyt pomieszane, żeby mogło w ogóle istnieć. Odkrywałem i przykrywałem się moją kołdrą, która nie dawała mi tego ciepła, którym mógłbym się ogrzać. Patrzyłem przez okno na ciemne niebo i kontrastujące z nim okrągły księżyc, który dzisiaj zaszczycił nas w całej swojej okazałości. Myślałem o tym, jak dobrze by było ponownie usnąć wtulonym do drobnego ciała dziewczyny, która pachniała brzoskwiniami i czymś jeszcze, ale tego zapachu jeszcze nie potrafiłem zidentyfikować.
Potrzebuję mojej dziennej dawki narkotyku. Potrzebuję tego zapachu i smaku. Poczucia bycia komuś potrzebnym. Potrzebuję tego widoku, aby moje oczy znowu mogły wypełnić się stuprocentowym szczęściem. Potrzebuję jej.
- Potrzebuję Cię, Aniu… - szepnąłem nadal wpatrzony w jasny księżyc.


~*~


Nie mam pojęcia, czy to przez stres, czy może przez wydarzenia, jakie spotkały mnie w przeciągu tych kilku godzin, ale na prawdę nie wiem ile bym się starała, to i tak nie mogłam usnąć. Wierciłam się, jak małe dziecko, przekręcałam z boku na bok do tego wstawałam chyba z dziesięć razy i przechodziłam w tą i z powrotem, żeby potem znowu się położyć i znowu cierpieć na brak snu. Około trzeciej nad ranem odwiedziłam małą kuchnię, która była zamieszczona w jednym pomieszczeniu razem z jadalnią i skromnym salonem. Nalałam sobie do szklanki wody i próbowałam jakoś ułożyć wszystkie kłębiące się myśli w mojej głowie. I powiem szczerze, że to było o wiele trudniejsze niż przebiegnięcie maratonu.
- Nie mogę spać przez Ciebie… - usłyszałam zaspany głos Dustina, który stanął w drzwiach. Zmrużył delikatnie oczy, kiedy dotarło do niego jasne światło padające z lampy, zawieszonej na suficie.
- Przepraszam, chciałam się tylko napić wody. - wyjaśniłam szybko.
- Nie chodzi o to. - zaprzeczył od razu. - Od kilku godzin słyszę jak się kręcisz po swoim pokoju. Coś się dzieje? - zapytał z troską i pogładził mnie po ramieniu. Jeszcze nigdy nie miałam od czynienia z zaspanym Dustinem, ale muszę przyznać, że wygląda bardzo uroczo w potarganych włosach i lekkich workach pod oczami.
- Nie mogę spać… - wyjaśniłam wzdychając i odstawiłam szklankę do zlewu.
- Ktoś o Tobie myśli. - powiedział rozbawiony. - I tym razem to nie jestem ja! - zaprzeczył szybko, a ja parsknęłam śmiechem.
Czy jeżeli ja teraz myślę o Nim, to on też nie może spać?
- Pójdę już. - mruknęłam i wyminęłam chłopaka, kierując się do mojego pokoju.
- Aniu? - usłyszałam jeszcze za sobą. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - W razie czego, to moje łóżko pomieści naszą dwójkę.
- To, że jesteśmy rodzeństwem, nie oznacza, że od razu będę z Tobą spać. - odpowiedziałam rozbawiona, na co on pokręcił jedynie głową z aprobatą.
- Dobranoc siostra. - uśmiechnął się jeszcze, a ja nie mogłam nic innego zrobić, jak odwzajemnić jego dobry humor lekkim podniesieniem do góry kącików ust.
- Dobranoc braciszku.
Ponownie tej nocy ułożyłam się na poduszce, która już chyba miała mnie dosyć. Odwróciłam się w stronę okna i przyglądałam się pełni księżyca, który świecił o wiele jaśniej niż do tej pory. Jego blask docierał nawet do moich policzków, które delikatnie muskał swoim światłem, jakby chciał mi przekazać jakąś wiadomość. Niestety wróżką nie jestem, a gdybym była, pierwsze co bym zrobiła to cofnęłabym się w czasie do tej chwili kiedy ja...
Kiedy On...
Kiedy my...
Kiedy to...
Och...
Opuszkami palców dotknęła moich warg, jakby dla pewności, że nic mi się nie śniło i mój pierwszy pocałunek przeżyłam właśnie z Nim... Było tak dobrze, tak... Inaczej.
Nadal nie mogłam uwierzyć, że to zrobiłam. Pozwoliłam zbliżyć się do siebie przez najbardziej intymny sposób, jaki jest to możliwy. Pozwoliłam Mu, aby poczuł wszystko to, co we mnie wrzało. A teraz wiedziałam czemu nie mogłam usnąć. Po prostu... Brakowało mi jego bliskości.
- Potrzebuję Cię Kendall… - szepnęłam i zamknęłam oczy nadal czując na sobie dotyk smugi światła księżyca.


*


Kolejna dawka kofeiny, jaką wlałam w siebie dzisiejszego poranka nie dawała żadnych rezultatów. Trzy godziny snu dały się we znaki, już w pierwszych minutach przebytych w łazience, kiedy to z ledwością myłam zęby. Nawet najnowsze wiadomości, jakie do nas doszły nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Marzyłam tylko o kilkugodzinnym śnie, a najlepiej w swoim łóżku w Los Angeles. Jeżeli Dustin mówił prawdę, to zabiję tego, kto cały czas o mnie myślał. „A jeśli to Kendall?” - zapytała moja podświadomość, która chyba lepiej zareagowała na dwie kawy niż ja. Jeżeli to Kendall to... Nie, to na pewno nie on. Po co niby miał o mnie myśleć? „Ty o nim myślałaś...”. Ugh, zamknij się!
-... Zaraz ktoś przyjedzie z Waszymi strojami, także nie musicie się martwić… - ciągnął dalej Stan, którego słuchałam jednym uchem, a drugim wszystko wylatywało. Nasza rozmowa sprzed tygodnia, odeszła w zapomnienie i utrzymujemy doskonałe relacje między sobą. Stan jest tak jakby naszym trenerem, co jest absolutnie oszustwem, gdyż ja i Dustin sami układaliśmy swoje występy i nikt nam w tym nie pomagał. Jako, że ani ja, ani mój brat (w dalszym ciągu brzmi to dla mnie dziwnie) nie jesteśmy pełnoletni, musimy mieć swojego opiekuna.
- Stroje to nie jest najważniejsza rzecz… - odparł Dustin. - Dawno nie ćwiczyliśmy tego układu i boję się, że coś może nie wyjść.
- Najważniejsze jest, aby wygrać pierwszy i ostatni występ. Te dwa między nimi są jedynie dodatkiem. - wyjaśnił mężczyzna upijając swoją cytrynową herbatę z szklanki. - Widziałem Wasz wczorajszy filmik. Bardzo... Kontrowersyjny - zaśmiał się pod nosem.
- Nie muszą przecież wiedzieć, że jesteśmy rodzeństwem. Mamy zachowywać się tak, jak na co dzień. - wzruszyłam ramionami i rozpięłam suwak mojej szarej bluzy.
- Czyli na co dzień Dustin wychodzi przed Tobą prawie nagi, a Ty masz na sobie jego koszulkę? - zapytał Stan.
- Właśnie! - krzyknął chłopak i wskazał na mnie palcem. - Wisisz mi za ciuchy.
- Chciałbyś. Mogę Ci oddać moje. - parsknęłam śmiechem. - Taki mamy podobno plan. - zwróciłam się do naszego opiekuna. - Mamy zrobić coś, co ma zachęcić widzów do oglądania.
- Masz rację. Ale dzisiaj musicie się trochę postarać. Może... Wspólne gotowanie? Macie dużo miejsca w kuchni, także spokojnie zmieścicie się tam we dwójkę.
- To jest myśl… - mruknął czarnowłosy, a ja już wiem czym zakończy się nasze gotowanie. Muszę dopilnować, aby ani mąka, czy jajka nie znalazły się na wyciągnięciu ręki chłopaka.
- Występy trochę zostały przesunięte i zamiast o jedenastej tańczycie o piątej. - poinformował nas jeszcze Stan. - Wiem, że to duża różnica czasu, ale tym lepiej dla nas. Po południu będzie więcej widzów. Zyskacie fanów, na czym nam zależy. Nie muszę chyba przypominać, że gracie o wielką stawkę.
- Właściwie, to.. - zaczęłam niepewnie. - Co jest nagrodą?
- Jeżeli wygramy cały turniej mamy prostą drogę do przejścia do ogólnych finałów. Zyskamy punkty, które mogą być bardzo cenne. - odpowiedział od razu Dustin.
- To jest informacja dla uczestników. - przerwał mu od razu Stan. - Jako trener znam o wiele szerszą listę nagród. - uśmiechnął się pod nosem. - Finały rozgrywają się w Barcelonie, a oprócz tego macie szansę wzięcia udziału w mistrzostwach świata, które też tam się odbędą. - otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. Wyjazd do Europy? Jak ja w życiu nie opuściłam Ameryki! - Ale to nie wszystko. Jest jeszcze możliwość zagrania w teledyskach przeróżnych piosenkarzy, czy też wyjazdy razem z nimi w trasy koncertowe. No i oczywiście po skończeniu szkoły macie szansę na dostanie się do Broadway Dance Center w Nowym Jorku.
- Wow… - szepnęłam zaskoczona.
- Gracie o dużą stawkę. Jeżeli chcecie coś osiągnąć, to musicie się postarać.
Usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi, na co każdy z nas popatrzył zdziwionym wzrokiem. Nikt się nie spodziewał żadnych gości, ani obsługi hotelu. Dustin podniósł się z krzesła i wyszedł z pomieszczenia. Nasłuchiwałam jakiś dźwięków, aby móc cokolwiek usłyszeć, ale oprócz śmiechu mojego brata nic więcej nie mogłam wyróżnić.
- Patrzcie kto nas odwiedził! - krzyknął szczęśliwy wchodząc do salonu, a zaraz za nią czerwonowłosa dziewczyna.
- Claudia! - krzyknęłam zaskoczona i podbiegłam do dziewczyny, aby móc się z nią przywitać. Wymieniłyśmy się krótkimi pocałunkami w policzek i mocnymi uściskami. - Co Ty tutaj robisz? - zapytałam zaskoczona.
- Dostałam informację o zmianie regulaminu zawodów i zamiast rumby, macie tańczyć cha-che. - wyjaśniła podnosząc do góry dwa zielone pokrowce. - No i chyba ktoś musi zająć się Waszym makijażem.
- Nawet nie próbuj podejść do mnie z tym całym świństwem! - Dustin podniósł przed siebie ręce w celu obrony, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- Zostawię Was samych. A ja pójdę porozmawiać z innymi trenerami. Może uda mi się wyciągnąć jakieś nowości z konkurencji. - zaśmiał się Stan i wyszedł z naszego pokoju.
- Konkurencja konkurencją, ale już zdążyłam się natknąć na naszych bliźniaków… - warknęła dziewczyna i opadła na wcześniej zajmowane przez Stana krzesło.
- Na kogo? - zapytałam zdziwiona.
- Aiden i Ava są tutaj. - powiedziała czerwonowłosa w stronę Dustina, na co on jedynie wywrócił oczami. - I chyba są już nieźle napaleni na wygraną.
- Wiesz może w jakich stylach będą tańczyć? - zapytał chłopak.
- Niestety tak. - mruknęła dziewczyna i podziękowała za herbatę, którą postawiłam jej, aby mogła trochę się odprężyć. - W tych samych co Wy.
- Co takiego? - zapytał zaskoczony. - We wszystkich?
- Mieli też tańczyć rumbę, ale regulamin zawodów tak samo jak Wam, nie pozwolił na ten występ i również zamienili ją na cha-che.
- To szuje… - warknął Dustin, a ja nadal nie wiedziałam o co im chodzi. - Skąd to wszystko wiesz?
- Spotkałam w windzie ich kumpla, który również dowoził im stroje. Idiota nie potrafi trzymać języka za zębami… - zaśmiała się pod nosem.
- Kim są Aiden i Ava? - zapytałam w końcu.
- Bliźniaki, którzy myślą, że wszystko im wolno… - warknęła Claudia, a ja i Dustin popatrzyliśmy na siebie, wymieniając ze sobą porozumiewawcze spojrzenie. My też jesteśmy bliźniakami, ale nie zachowujemy się jak rozwydrzone dzieciaki. Dorastaliśmy w oddzielnych rodzinach i każde z nas ma oddzielną historię. To czyni nas właśnie wyjątkowym rodzeństwem.
- Spotykamy ich praktycznie na każdych zawodach. - dodał chłopak. - Ani razu nie zdarzyło się, aby oni przegrali.
- Są aż tak dobrzy? - zmarszczyłam brwi.
- Raczej mają zbyt dobre konta w banku i znajomości. - zakpiła Claudia. - Ich rodzice to niezłe fuchy w biznesie. Znają sporo ludzi, którzy siedzą w branży tanecznej i dzięki temu za każdym razem są najlepsi.
- Sami kiedyś też tańczyli. Razem i osobno. - dodał Dustin. - Jedna osoba mogła ich tylko znieść na porażkę. - wyciągnął rękę i pokazał jeden palec.
- Kto? - zadałam kolejne pytanie, a widząc moją ciekawość Dustin jedynie szerzej się uśmiechnął.
- Katherine Covenant. - wyjaśniła za niego czerwonowłosa, a ja szerzej otworzyłam oczy. - Jedyna tancerka, która potrafiła zmiażdżyć Państwa Sepherad. Szkoda tylko, że po sobie nie zostawiła żadnego potomka, który mógłby pokazać tamtym gdzie raki zimują...
Znowu popatrzyłam na Dustina i lekko się uśmiechnęłam. Szkoda tylko, że Claudia nie ma pojęcia o bliźniakach, które urodziła Kath...
- Ale dosyć gadania. Z tego co mi wiadomo musicie powtórzyć jutrzejszy układ, bo dzisiejszy macie wyćwiczony do perfekcji. - klasnęła energicznie w dłonie. - No ruchy! Na co czekacie!
Wiedziałam już, że nasz cel został zmieniony. Już nie mieliśmy tylko wygrać, ale też utrzeć nosa niejakiemu Aidenowi i jego siostrze Ava. Zaczęłam w końcu wierzyć, że talent Katherine płynie również w mojej, jak i Dustina krwi i uda nam się pokonać bliźniaków.
Kilka godzin tańczenia w butach na obcasach dało się we znaki i już nie mogłam się doczekać kiedy będę mogła włożyć stopy w wygodne air maxy. Nasza cha-cha nie była aż tak zła, jak nam się wydawało. Musieliśmy jedynie przećwiczyć sam początek, który za każdym razem wychodził nam zupełnie inaczej. Ale wszystko jednak okazało się dokładnie dograne i idealnie komponowało się z muzyką. O godzinie trzeciej zaczęliśmy powoli przygotowywać się do naszego pierwszego występu. Poczynając od przećwiczenia układu po uprasowanie naszych strojów, które zdecydowanie wolałam od przeklętej spódnicy. Claudia zajęła się moją fryzurą, która polegała jedynie na wyprostowaniu włosów i spięciu ich w idealnego kucyka na czubku głowy.
Wchodząc na ogromną halę, gdzie odbywały się wszystkie pokazy taneczne, poczułam lekki stres. Przecież ostatnim razem kiedy tańczyłam przed tak wielką publicznością, miało miejsce jakieś osiem lat temu! Ale ani przez moment nie zapomniałam, jakie to wspaniałe uczucie dzieląc się z widzami swoim talentem i miłością do każdego ruchu wykonanego w jednej sekundzie muzyki. Zostaliśmy skierowani na tyły sceny, gdzie przygotowywali się wszyscy uczestnicy do swoich występów.
- To oni. - szepnął Dustin do mojego ucha i wskazał głową na chłopaka i dziewczynę o idealnych blond włosach. Byli w tym samym wzroście i mieli strasznie jasną karnację skóry, jakby urwali się z Syberii.
- Są identyczni… - mruknęłam zaskoczona.
- Bliźnięta doskonałe… - warknął chłopak, na co zachichotałam pod nosem.
- My też jesteśmy bliźniakami. - odwróciłam się w jego stronę i zarzuciłam ręce na jego szyi. - Może nie identyczni, ale na swój sposób podobni.
- Masz rację. - kiwnął głową. - Ale wiesz co my mamy, a czego oni nie?
- Co takiego?
- Naszą miłość. - szepnął do mojego ucha i mocniej mnie objął.
Tak, Dustin miał rację. Nie byliśmy zwykłym rodzeństwem. My byliśmy inni, jedyni w swoim rodzaju. I nikt nam tego nie zabierze.
Kilka minut spędzonych na ciągłym kręceniu się tam i z powrotem było wręcz koszmarem. Zawodników ubywało i nim się spostrzegłam zostaliśmy tylko my i perfekcyjne rodzeństwo, którzy za chwilę mieli mieć swój występ. Wszystkie pokazy oglądaliśmy na płaskim ekranie wiszącym na ścianie. Zawodnicy utrzymywali wysoki poziom, ale za każdym razem, kiedy ktoś kończył tańczyć, Dustin powtarzał, że my i tak jesteśmy lepsi. Jego pewność działała w dwie strony. Pod względem negatywnym, mogło się okazać, że wcale nie jesteśmy tak lepsi od innych, a pod pozytywnym, działało to dla mnie kojąco i uspokajająco.
- Gotowa? - zapytał po chwili.
- Gotowa, jeśli i Ty jesteś gotów. - uśmiechnęłam się i potargałam jego włosy.
Skierowaliśmy się w stronę wejścia na główną scenę, gdzie aktualnie swój występ kończyli Aiden i Ava. Od razu skreśliłam ich pod względem doboru muzyki. Kawałek był zbyt wolny na ich szybkie i równe ruchy. Do tego ich biały strój, który niczym nie różnił się od koloru skóry, który już wcześniej zdążyłam skomentować. Kolejnym minusem były ich twarze, które nie wyrażały żadnych emocji. Byli jak porcelanowe lalki, które do swoich ubranek mają przyczepione sznureczki, za które pociągają liczni choreografowie, którzy stali zaraz obok nas i obgryzali paznokcie ze zdenerwowania. Każdy z nich w ręku trzymał po jednym ręczniku, butelce z wodą i parą oczywiście białych butów na płaskiej podeszwie.
- Dziękujemy bardzo! - rozszedł się głos mężczyzny, kiedy muzyka ucichła. - Na scenę prosimy teraz parę z oddziału szóstego, z grupy F, uczestników dwunastych, czyli... Ani Smith i Dustin Belt!
- Pokażmy kto tak na prawdę umie tańczyć. - powiedziałam do Dustina, który jedynie parsknął śmiechem i złapał mnie za rękę. Wraz z naszym pierwszym krokiem zgasły wszystkie światła, co dało tajemniczy efekt. Oświetlenia pilnował Stan, który znał doskonale ludzi siedzących w tych wszystkich malutkich pokoikach, dzięki czemu mieliśmy większą przewagę. Gra świateł odgrywa bardzo ważną rolę w każdym naszym występie.
Stanęliśmy na środku parkietu, a ja korzystając z okazji rozejrzałam się po całych trybunach, które zapierały dech w piersiach. Stan miał zdecydowanie rację, co do liczby widzów. Każde miejsce było praktycznie zajęte i większość ludzi trzymało w swoich dłoniach urządzenia z włączoną lampą błyskową.
Słysząc pierwsze takty muzyki i czując na sobie smugę światła skierowane prosto na mnie, do póki kobieca solówka nie doszła do końca, wykonywałam doskonale wyćwiczone ruchy, którym przyglądał mi się Dustin, jednak jego nie było widać. W tym momencie to ja była w centrum uwagi i nic po za mną się nie znaczyło. Stres zniknął, a uczucie szczęścia i euforii zapanowały całkowicie mój organizm. Krew płynęła dokładnie z tą samą siłą, jaką uderzały basy w ogromnym nagłośnieniu. Przechodząc z jednej figury do drugiej straciłam wręcz rachubę czasu i nim się spostrzegłam nasz układ dochodził końca. Kolorowe światła, które zmieniały się niezależnie od naszej woli, ale idealnie dopasowywały się do dźwięków muzyki, zostawiły po sobie promienie i na nowo zawitała ciemność. Dochodzące do moich uszu krzyki, były jak zbawienie dla cierpiącego. Jeżeli publiczności się podobało, to znaczy, że odwaliliśmy kawał dobrej roboty i nikt nie mógł nam tego odebrać. Kiedy światło padło prosto na nas, chwyciliśmy się za ręce i ukłoniliśmy się na cztery strony trybun, na których w dalszym ciągu słyszane były okrzyki.
- Świetna robota! - krzyknął Stan, który podszedł do nas od razu po zejściu ze sceny. - Publiczności się podobało, tak samo jak jury. - zaczął nam gratulować, a ja praktycznie nic nie słyszałam, jedynie próbowałam unormować mój szybki oddech, który do tej pory był przyśpieszony.
Dalsze wydarzenia do końca dnia minęły zaskakująco szybko. Najpierw zgarnęliśmy ogromną ilość pochwał oraz słów uznania, następnie jak najszybciej przetransportowaliśmy się do naszego hotelu i pierwsze co zrobiłam to oczywiście zajęłam łazienkę przed Dustinem. I gdyby nie fakt, że musieliśmy jeszcze nagrać relacje z całego dnia, mogłam już spokojnie położyć się spać.
Owy filmik trwał o wiele dłużej, gdyż pytań było znacznie więcej, niż byśmy się tego spodziewali. Tak jak powiedział Stan, postanowiliśmy wszystko nagrać w kuchni, kiedy przygotowujemy dla siebie posiłek. Oczywiście nie obyło się bez głupich żartów, czy też śmiesznych komentarzy. Na szczęście Dustin podarował już sobie bitwy na jedzenie i kulturalnie, na ile było to możliwe, robiliśmy sobie kolację i odpowiadaliśmy na pytania.
- Ostatnie pytanie na dzisiaj jest niestety od anonimowego konta, ale również na nie odpowiemy. - mówi Dustin wpatrzony w kamerkę, którą trzymała Claudia, a kątem oka patrzył na laptopa postawionego na stole, gdzie znajdowały się wszystkie komentarze. - A więc, pytanie brzmi: Czy jesteście parą?
Po usłyszeniu ostatniego słowa, miałam ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem i na prawdę dużo mnie to kosztowało, aby powstrzymać napad rozbawienia, ale przypomniały mi się słowa Stana: Mamy zrobić wszystko, aby zaciekawić widzów.
- A na kogo Waszym zdaniem wyglądamy? - zapytałam z cwanym uśmiechem i popatrzyłam na Dustina, który już chyba zrozumiał o co mi chodzi. Podszedł do mnie znacznie bliżej i objął mnie ramieniem.
- Hm, dobre pytanie… - powiedział wpatrzony w moje oczy, po czym znowu odwrócił się przodem do Claudii. - To już koniec na dzisiaj i dziękujemy bardzo za każde pytanie. Jutro dzień drugi zawodów, także trzymajcie za nas kciuki! Życzymy dobrej nocy i widzimy się jutro wieczorem! - pomachaliśmy jeszcze do kamery, którą dziewczyna zaraz wyłączyła.
- Wy to robicie specjalnie, no nie? - zapytała rozbawiona, a ja jedyne kiwnęłam głową.
- Przepraszam Was, ale ja już jestem potwornie zmęczona… - zaczęłam niepewnie pocierając ręką czoło.
- Jasne! Nie ma sprawy! - krzyknęła od razu czerwonowłosa. - Idź odpocznij. Miałaś przecież ciężki dzień.
- Dzięki… - uśmiechnęłam się jeszcze i na pożegnanie pomachałam ręką.
Od razu opadłam na moje łóżko i nakryłam się puchową kołdrą. Mam tylko nadzieję, że dzisiaj w nocy, nikt nie będzie o mnie myślał i da mi porządnie się wyspać.
Kiedy zamknęłam oczy wydawało mi się, że trwało zaledwie kilka minut, za nim ponownie je otworzyłam. Ale tym razem to nie z własnej woli musiałam w końcu podnieść powieki, ale z powodu jakiegoś ciężaru, który położył się na moje ciało.
- Belt, złaź ze mnie… - mruknęłam niezadowolona.
- Z tego co mi wiadomo mam inaczej na nazwisko, ale Belt też brzmi seksownie… - usłyszałam czyjś chichot, na co od razu zerwałam się z pościeli.
- Carlos?! Co Ty tutaj robisz? - zapytałam zaskoczona i przytuliłam do siebie przyjaciela, który w dalszym ciągu się śmiał.
- A my to co? - w drzwiach stanął James i Logan, a obok nich Bridgit, która machnęła w moją stronę ręką.
Odrzuciłam kołdrę na bok i w dwóch krokach pokonałam dystans dzielący mnie od trójki przyjaciół, którym od razu rzuciłam się w ramiona.
- Czemu nic nie powiedzieliście? - zapytałam, kiedy przywitałam się z każdym.
- To miała być taka niespodzianka. - wyjaśniła z uśmiechem blondynka, stojąca najdalej.
Popatrzyłam jeszcze w stronę drzwi, ale nie znalazłam już nikogo. Poczułam lekki ból, jakby ktoś wbijał mi kilkanaście malutkich i ostrych szpileczek w serce. To było coś okropnego. Gorszego od upokorzenia.
- Nie przyjechał… - wyjaśniła cicho Bridgit. - Przykro mi. - dodała szeptem.
Moja dusza upadła na kolana i zaniosła się ogromnym szlochem. Czego ja się w ogóle spodziewałam? Że przyjedzie i mnie znowu pocałuje? Że będzie słodki, miły i potulny jak baranek? Przecież to Kendall Schmidt, który swojej pieprzonej dumy nie może nigdzie schować. Szkoda tylko, że nie wiedział, jak bardzo mnie zranił zostawiając mnie tutaj samą. Znowu.







~~~~
One Direction- Half a Heart









____


Piosenka do której tańczyli Ania i Dustin - Black Eyed Peas - Missing You

Hej wszystkim! Wracam do Was z nowym rozdziałem, niestety trochę nudnym, ale wydaje mi się, że cholernie długim...
Kolejne rozdziały niestety nie będą już takie długie, jak to było do tej pory. Nie wyrobię się po prostu z pisaniem takich olbrzymów xd



To w sumie tyle. Dziękuję bardzo i widzimy się w niedzielę! :*

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Ale Ty mnie Schmidt wkurzasz ! Grr ! Mówisz jedno, robisz drugie. Kochasz ją! Skumaj, no !
      Ania i Dustin wymiatają ! Muszą wygrać te zawody ! Muszą !
      Fajny pomysł z tymi filmikami ;) Dustin w samym ręczniku XD Tak Kendall, Bóg wie co oni tam robią .. Tylko jest jedno ale ... TO RODZEŃSTWO ! Jezu ! Belt, Smith ! Powiedzcie im prawdę, a nie podpuszczacie.
      Myślę, że Schmidt zadał te pytanie :) Napewno !
      Szkoda mi Ani .. miała nadzieję, że ON przyjedzie, a tu co ? Nic.
      Mam przeczucie, że dotrze pod koniec zawodów lub w nn !
      Czekam :* !
      Xx !

      Usuń
  2. Super rozdział!!!
    -"Kasia"

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział! Była dziewczyna kendall zmarła? Ciekawe. Szkoda że blondyn nie przyjechał. Myślę że to Schmidt wysłał anonimową wiadomość bo chciał się dowiedzieć co ich łączy. Z niecierpliwością czekam na kolejny. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Szkoda mi Kendalla. Mam nadzieję że wszystko sobie wyjaśnią.
    Nominacja do LBA
    http://kiedy-zostajesz-sam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wielka szkoda, że Kendall nie przyjechał.. Och. Życie to nie bajka, ale szara rzeczywistośc. Może jeszcze wszystko wyjedzie na prostą. Długi rozdział, :) dużo się działo, ale i tak świetny rozdział. Ania i Kendall ppowinni porozmawiać o swoich uczuciach! Świetny rozdział, czekam na następny! :).

    OdpowiedzUsuń