niedziela, 5 października 2014

Rozdział 10 "Bardzo łatwo potrafisz kogoś zdenerwować."

Yesterday is history.
Tomorrow's a mystery.
~~~~~~~~


- Na pewno wszystko dobrze? Strasznie blado wyglądasz. - mówi Jade i otwiera przede mną drzwi.
- Jest w porządku. Tylko w głowie mi się kręci. - mruczę pod nosem i pakuję się na siedzenie samochodu.
- Powinnaś zostać w szpitalu i odpocząć. - głośno wzdycha i siada koło mnie. Zapala silnik i powoli wyjeżdżamy z parkingu.
Opieram swoją bolącą głowę o szybę i zamykam oczy. Nadal nie mogę uwierzyć co się stało kilka godzin temu. Katelyn, Kendall... Potrzebuję spokoju. Nie mogę o nich myśleć. To zbyt uciążliwe dla mojego mózgu, który niedawno dostał lekkiego wstrząsu.
- Możesz mi dokładniej powiedzieć co się wydarzyło? Bo z tego co lekarze powiedzieli, nic nie mogłam zrozumieć. - pyta mnie kobieta, kiedy stajemy na pierwszych światłach.
- A co Ci powiedzieli?
- Że wpadłaś do basenu, gdzie pływałaś tam przez co najmniej 2 minuty bez oddechu i jakiś chłopak po Ciebie wskoczył i Cię uratował. - mówi trochę głośniej, niż powinna. Ale zdenerwowanie jednak brało w górę.
- Jade, proszę. Ciszej... - szepczę i marszczę z rozdrażnienia brwi.
- Przepraszam. - mówi szeptem i rusza, znowu jedziemy ulicami Los Angeles. - Podobno kiedy wyciągnięto Cię z wody, nie oddychałaś. - dodaje szeptem i skręca w lewo.
- Możemy porozmawiać o tym później? Na razie nie mam ochoty o tym mówić.
Jade kiwa głową i w końcu w samochodzie panuje głucha cisza, a ja przymykam oczy. Jestem potwornie zmęczona, źle się czuję, boli mnie głowa i nic mi się nie chce. Lekarze chcieli, abym została pod obserwacją, ale ja się nie zgodziłam. Nie chciałam spędzać czasu w tak paskudnym miejscu, pozbawionego szczęścia i nadziei. Na własne żądanie opuściłam szpital i wcale nie żałuję. Marzę jedynie o cieplutkim łóżku i śnie.
Po niecałych 5 minutach, w końcu docieramy do domu, a ja szybko opuszczam samochód i wchodzę do mieszkania. Nic nie mówiąc kieruję się w stronę mojego pokoju i zamykam drzwi, a moje ciało od razu rzuca się na stos poduszek. Ściągam buty i szybko chowam się pod puchową kołdrą, za którą tęskniłam przez cały dzień.
I nie wiadomo ile bym się postarała, to i tak moje myśli zaczęły krążyć wokół, tego co miało miejsce na szkolnej pływalni. Mocniej zacisnęłam powieki, kiedy moje ciało zaczęło przypominać sobie, jak było pokryte taflą wody. Nie miałam nawet najmniejszych szans, aby wydostać się na zewnątrz. Od razu czułam, że przegrałam z żywiołem, którego panicznie się boję.
Przekręciłam się na drugi bok i pociągnęłam nosem, w którym zebrała się duża dawka kataru, spowodowanego przez cieknące łzy po moich policzkach. Ich też nie mogłam już dłużej powstrzymać. Próbując sobie cokolwiek przypomnieć, moja głowa zamienia się w wielką, cykającą bombę, która tylko czeka na wybuch eksplozji. Jedyne co mogę sobie przypomnieć, to nachylający się nade mną Kendall Schmidt. Jego oddech czułam wszędzie. A dzielące nas milimetry nie były komfortowe. Bardziej przytłaczające.
"Wpadła do basenu i przebywała w nim około 3-4 minut. Kiedy ją wyciągnąłem, nie oddychała." - jak echo w moim mózgu rozchodziły się 2 zdania wypowiedziane przez Kendalla. "Kiedy ją wyciągnąłem..." Kiedy mnie wyciągnął... On mnie wyciągnął... Z basenu... Wyciągnął... Musiał mnie dotknąć. I to nie jednorazowo. Ale i kilka. Odruchowo zaplotłam ręce wokół ramion i szyi, a kolana podkurczyłam jeszcze bardzie pod brodę, tak, że teraz byłam małą kulką, zawiniętą w ciepłą pierzynę. Gdyby nie fakt, że byłam nieprzytomna, na pewno wyrywałabym mu się i krzyczała na całe gardło, żeby mnie zostawił i żeby mnie nie dotykał.
"Wykonał masaż serca." Tym razem w głowie pojawił się Dustin z dobitnym głosem, który słyszałam tuż nad moim uchem. Masaż serca składa się z 30 uścisków klatki piersiowej i...
- O nie... - jęknęłam nie co głośniej. Podniosłam prawą dłoń i koniuszkami palców przejechałam po dolnej i górnej wardze ust. Około 3 godzin temu usta Schmidta dotykały moich. Kręcę głową z niedowierzaniem, rozumiejąc to co pozwoliłam zrobić. Zapewne gdyby nie on, już bym nie żyła. Ale to nie zmienia faktu, że on…, że ja…, że my…, że jego i że moje... Ehhh, to bez sensu.
Podnoszę się z łóżka szybciej niż powinnam, co od razu dało znać mocnemu zawrotowi głowy. Kiedy uczucie kręcenia się na karuzeli minęło, wyszłam z mojego pokoju i powoli skierowałam się do kuchni, gdzie spotkałam Alice.
- Wszystko dobrze? - pyta mnie z troską. Siadam na krześle barowym i chowam głowę w dłonie.
- Chciałabym, żeby tak było... - mruczę pod nosem.
- Miałam do Ciebie zaraz zajrzeć, ale skoro sama przyszłaś... - stawia na przeciwko mnie kolorową filiżankę ozdobioną w polne kwiaty, z której unosiła się gorąca para. - Proszę. Wypij to, a trochę poczujesz się lepiej. - zapewniła mnie i miło się uśmiechnęła. Kiedy chciała usiąść na krzesełku, po domu rozniósł się donośny dźwięk dzwonka, oznajmiającego nowego gościa.
- A kogo to niesie o tej porze? - słyszę jak Alice zadaje pytanie pod nosem, a ja cicho chichoczę. Biorę jeden łyk napoju i od razu żałuję mojej decyzji. Nie dość, że smak był obrzydliwy, to jeszcze ciecz oparzyła mój język. Obrzydlistwo! Odstawiam na bok filiżankę i kieruję się w stronę holu, aby zobaczyć kto przyszedł.
-... Chyba dobrze. Przed chwilą wyszła od siebie z pokoju. Mam ją zawołać?
- Nie, nie. Nie trzeba. Wystarczy jak Pani przekaże jej moje pozdrowienia i... Miłego wypoczynku.
- No dobrze. Jak Pan sobie życzy, Panie Schmidt.
Schmidt?! Tutaj?! A co on jeszcze chce ode mnie do cholery?! Wycofuję się z powrotem do kuchni i przysłuchuję się dalszej części rozmowy.
- ...Na pewno mam jej nie wołać? - pyta gosposia.
- Na pewno. Miłego wieczoru życzę.
Usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi i stanęłam w holu.
- Twój kolega ze szkoły przyszedł, zapytać się czy wszystko z Tobą w porządku. - powiedziała w moją stronę Alice. - Chyba Kendall Schmidt, jak się nie mylę.
- Tak, to on... - mówię pod nosem. - To on mnie uratował... - dodaję i drapię się po głowię.
- Bardzo miły chłopak. - mówi z uśmiechem, a ja wywracam oczami.
- Z pozoru. - bardziej mówię do siebie i wracam do kuchni, gdzie z powrotem zajmuję miejsce przy stołku barowym. Bawiąc się łyżeczką, znajdującą się w kolorowej filiżance, zastanawiam się po jaką cholerę przyszedł tutaj Kendall. Chciał sprawdzić, czy się dobrze czuję? Przecież to bez sensu... Przez 2 tygodnie cały czas mnie obrażał i robił wszystko, aby mnie upokorzyć, a dzisiaj? Nie dość, że mnie uratował (za co jestem mu wdzięczna), to jeszcze tutaj przyszedł. A tak w ogóle, to skąd on wie gdzie mieszkam?
Kolejny raz słyszę dzwonek do drzwi, ale ja nadal siedzę na swoim miejscu.
- Aniu, mogłabyś otworzyć? - pyta mnie ze spiżarni Alice.
- Jasne. - odpowiadam i udaję się do drzwi wejściowych, gdzie przekręcam zamek i otwieram drzwi.
- Ania! - słyszę piskliwy głos Caroline, która na mój widok aż skacze z radości i chciała mnie przytulić, ale w ostatniej chwili znowu się powstrzymała, a ja poczułam się niezręcznie. - Cieszę się, że Cię widzę. - mówi cicho i wchodzi do środka. Odprowadzam ją wzrokiem, po czym znowu patrzę się na ganek, gdzie stał uśmiechnięty Dustin.
- Zaoferowałem się, żeby ją odprowadzić. - mówi wymachując ręką. - Hej... - wita się cicho i uśmiecha się ciepło.
- Hej - odpowiadam i opieram się o futrynę drzwi. - Dzięki...
- Jak się czujesz? - pyta z troską i robi jeden krok do przodu.
- Nie najgorzej, chociaż trochę mnie boli głowa... - odpowiadam mrużąc oczy. - Dlaczego nie poszedłeś na bal? - pytam od razu.
- Miałem zajęcia. - wzrusza ramionami. - Z resztą, nie miałem w ogóle chęci na jakieś potańcówki.
- I mówi to chłopak, który jest instruktorem tańca? - pytam po czym parskam śmiechem, a Dustin za mną zawtórował. - Może wejdziesz? - pytam zachęcająco otwierając szerzej drzwi.
- Nie będę przeszkadzał? - pyta niepewnie. Wzruszam ramionami.
- Jeżeli będziesz, to przecież Cię wyrzucę. - odpowiadam jak gdyby nigdy nic, na co ona znowu zaczyna się śmiać.
- Uwielbiam Twoje poczucie humoru. - mówi nadal szeroko się uśmiechając, a ja robię mu miejsce, aby mógł wejść. Ściąga buty w holu i spogląda na mnie pytającym wzrokiem.
- Zapraszam do środka. - mówię oficjalnym głosem i unoszę rękę.
- Panie mają pierwszeństwo. - kłania się lekko, a ja wywracam oczami i przechodzę obok niego. Z salonu słychać było różne dialogi z bajek, co mogło oznaczać, że Caroline zajęła na wieczór pilota.
- Ktoś oprócz Ciebie i Carly jest jeszcze w domu? - pyta cicho Dustin.
- Tylko gosposia, Alice. Chodź, zapoznam Cię z nią.
Kierujemy się w stronę kuchni, gdzie Alice właśnie myła brudne naczynia, a na blacie kuchennym dostrzegam rozstawione produkty pszenne. Ciekawa jestem co zamierza robić o tej godzinie.
- Alice? - wołam ją cicho, na co kobieta odwraca się z talerzem w ręku i spogląda na mnie pytającym wzrokiem, a kiedy dostrzega Dustina, rzednie jej mina a na policzkach robi się blada. Wypuszcza nie umyty talerz z rąk i dopiero, kiedy porcelana wita się z podłogą w postaci głośnego trzasku w końcu wraca do rzeczywistości.
- O jejku, przepraszam Was. Niezdara ze mnie. - tłumaczy się i zaczyna zbierać duże kawałki szkła.
- Pomogę Pani. - odzywa się Dustin. Szybko podchodzi do kobiety i kuca na przeciwko niej.
- Nie trzeba... - mówi z przejęciem kobieta i szybko wyrzuca pozostałości po talerzu do śmieci.
- Alice, coś się stało? - pytam z troską.
- Nic się nie stało... Dlaczego sądzisz, że miało by się coś stać. - odpowiada szybko i zaciąga swoje kosmyki włosów za ucho.
- Jesteś zdenerwowana. - oświadczam i podchodzę bliżej kobiety.
- Ja? Wydaje Ci się... - odpowiada a jej oddech jest znacznie przyśpieszony i płytki. Zamyka na chwilę oczy i bierze długie wdechy, po czym znowu otwiera powieki i spogląda to na mnie to na Dustina, ale już z uśmiechem na ustach.
- To jest Dustin Belt. Chodzimy razem do szkoły i uczy Caroline tańczyć. - w końcu się otrząsam i przedstawiam mojego gościa.
- Miło mi Cię poznać, Dustinie. - oświadcza z uśmiechem, ale to nie jest szczery uśmiech Alice. - Zrobić Wam coś do jedzenia? - szybko pyta.
- Nie trzeba... - odpowiada Dustin.
- Jakbyś mogła to kilka kanapek dla Dustina. - mówię, nie zwracając uwagi na chłopaka. - I gorąca herbata na rozgrzanie. - dodaję.
- Zaraz Wam przyniosę. - kiwa głową i znika w spiżarni, a ja wychodzę z kuchni, a zaraz za mną Dustin.
- Masz bardzo duży dom. - przyznaje rozglądając się po wnętrzu. - I bardzo ładny. - dodaje.
- Jak dla mnie, zdecydowanie za duży. - mówię marszcząc czoło i kieruję się w stronę schodów, gdzie wchodzę na pierwsze piętro. Kiedy jesteśmy przed moim pokojem, otwieram szerzej drzwi i wskazuję ręką, aby chłopak mógł wejść, jednak on powtarza mój gest.
- Mówiłem już, że Panie mają pierwszeństwo. - powtarza się i chytrze się uśmiecha, a ja wywracam oczami.
- Bardzo łatwo potrafisz kogoś zdenerwować. - odpowiadam i wchodzę do środka. Siadam na moim łóżku i przyglądam się Dustinowi, który rozgląda się po pokoju. Swoją torbę kładzie na podłodze i podchodzi do komody ze zdjęciami.
- To ty? - pyta podnosząc jedną ramkę z fotografią. Kiwam głową na znak odpowiedzi. - Słodka byłaś. - mówi i zaraz chichocze pod nosem. - Teraz w sumie też, ale wcześniej chyba słodsza.
- Przyszedłeś tutaj, żeby oceniać czy byłam słodka teraz, czy wcześniej? - pytam unosząc brew, a on siada na obrotowym krześle przy biurku.
- Jak udało Ci się sprowokować do tego stopnia Katelyn, że wrzuciła Cię do basenu? - pyta od razu krzyżując ręce na piersiach. Wzruszam ramionami.
- To chyba jest mój urok osobisty. - odpowiadam.
- A ja myślę, że to dar do pakowania się w kłopoty. - podnosi się z krzesła i podchodzi do łóżka, gdzie wygodnie się rozkłada. - Hm, bardzo wygodne. - stwierdza, a ja po raz kolejny wywracam oczami. Na swojej twarzy czuję uderzenie poduszki, którą trzymał Dustin w ręku.
- A to za co? - pytam lekko poirytowana.
- Jeszcze raz wywrócisz oczami, to dostaniesz o wiele mocniej. - ostrzega mnie i kładzie poduszkę na swoje miejsce.
- Miałeś mi coś pokazać. - zmieniam temat.
- Tak, wiem o tym. Ale raczej nie mam ochoty robić demolki w Twoim pokoju. - odpowiada wydymając usta. Unoszę ze zdziwienia brew, nie rozumiejąc konkretnie o co mu chodzi, ale on nawet nie zwraca na moją pytającą minę.
- Możesz jaśniej? - pytam w końcu, a on zmienia pozycję na łóżku, tak, że teraz siedzi w siadzie skrzyżnym na przeciwko mnie.
- Chciałem, żebyś oceniła mój nowy układ. - mówi jak gdyby nigdy nic.
- Ja? A co ja mam do Twojego układu?
- Po prostu zależy mi na Twojej ocenie. - wzrusza ramionami. Słysząc ciche pukanie do moich drzwi odpowiadam głośnym "Proszę" i zaraz w środku pojawia się Alice ze srebrną tacą.
- Kanapki i herbata, tak jak prosiłaś. - uśmiecha się w moją stronę i stawia tacę na białym stoliku. - Dla Ciebie też zrobiłam herbatę, a obok swojej filiżanki masz tabletki przeciwbólowe na głowę.
- Dziękuję Alice. - uśmiecham się do niej i po chwili kobieta wychodzi z pokoju.
- Mam dla Ciebie pewną propozycję. - odzywa się Dustin podnosząc się i przenosi stolik bliżej łóżka. - I bardzo mi zależy, żebyś się zgodziła. - dodaje. Bierze kanapkę z dużego talerza i powoli ją je.
- Jaką? - pytam zniecierpliwiona.
- Chciałbym, żebyś pomogła mi w przygotowaniu grupy do konkursu.
Zamieram. Mam pomóc? W tańcu? To nie jest przypadkiem za wcześnie, aby znowu się w to pakować? Czy jestem gotowa na kolejną dawkę wspomnień?
- Więc? - odzywa się chłopak patrząc na mnie wyczekująco.
- Niby w czym mam Ci pomóc. Nie znam się dobrze na tańcu, tak jak Ty. - próbuję robienia z siebie głupiej idiotki, jednak nie mam pojęcia czy przyniesie ona jakikolwiek rezultat.
- Potrzebuję kogoś z zewnątrz. Często tacy ludzie mają dużo do powiedzenia w sprawie układów, które wymyślam.
- Nie wystarcza Ci po prostu, że będę siedzieć w sali i czekać na Carle, aż skończy ćwiczyć? - pytam i popijam moją herbatę.
- Ale od czasu do czasu mogłabyś się odezwać. - wzrusza ramionami.
- Niech Ci będzie... - mruczę pod nosem i łykam dwie tabletki. Mam nadzieje, że chociaż one pomogą mi w normalnym funkcjonowaniu.
Przez godzinę siedzieliśmy u mnie w pokoju i rozmawialiśmy o błahych sprawach. W rzeczywistości wyglądało to tak, że Dustin cały czas gadał a ja tylko z zainteresowaniem słuchałam. Dużo się o nim dowiedziałam jak na jedną godzinę. Między innymi, że ma 3 młodsze siostry, jego ojciec jest stolarzem, a matka pracuje w miejskiej bibliotece. Później dołączyła do naszej rozmowy Jade, która w końcu wróciła z pracy. Okazało się, że ojciec Dustina naprawia sztalugi dla Jade, co było dla mnie ogromnym szokiem.
Nie miałam pojęcia, że tak dobrze będę się z kimś dogadywać po za środowiskiem domowym. Ale Dustin jest zupełnie inny, niż mi się wydawało. Uśmiech z jego twarzy praktycznie nigdy nie znika, no dopiero wtedy kiedy jest bardzo smutny, albo ma jakiś problem. Jest szczery i otwarty na wszelkie propozycje związane z czymkolwiek.
Po jego wyjściu z domu, nadal miałam mętlik w głowie dotyczące jego osoby. Między innymi, jego wygląd który co raz bardziej kogoś mi przypomina! W głowie mam obraz jego twarzy, jednak bez oczu. Oczy są dla mnie zagadką do rozwiązania tajemnicy. Jego zachowanie, sposób mówienia i w to w jaki sposób się uśmiecha. To wszystko łączy się w jedną całość przypominającą kogoś bardzo ważnego. Ale nie wiem ile bym się wysiliła to nie przypomnę sobie osoby podobnej do Dustina.
Następnego dnia obudziłam się około 10.00. Jade pozwoliła mi zostać dzisiaj w domu, ale jutro mam iść do szkoły. Głowa nadal potwornie boli i żadne środki przeciwbólowe nie zwalczają tego potwornego uścisku. Do tego okropny sen, który przypomniał mi dosłownie wszystko to co wydarzyło się dzień wcześniej. Kłótnia, upadek, utrata przytomności. Jednak w śnie byłam osobą przypatrującą się temu zdarzeniu. Kucałam nad swoim ciałem i mówiłam, że wszystko jest dobrze. To było tak realistyczne, iż gdyby nie fakt, że byłam ofiarą tego wypadku, mogłabym przyznać, że byłam jednym ze świadków.
Cały dzień spędziłam w moim pokoju, leżąc w łóżku, z laptopem na kolanach i czytając różne informacje z dnia. Nie miałam na nic ochoty, a do tego byłam sama w domu. Jade i Daniel pojechali do pracy, Caroline jest w szkole, a Alice poszła z Roky'im na spacer. Szczerze mówić po raz pierwszy jestem sama w domu, co trochę jest dla mnie przerażające. Próbując odgonić dziwne myśli z mojej głowy, poszłam do biblioteki z której wyszłam w ręku trzymając szwedzki kryminał. Nim zdążyłam przeczytać chodź jedną stronę, po domu rozchodzi się dźwięk dzwonka. Niechętnie wygrzebuję się z ciepłej pościeli i na tyle ile mogę szybko schodzę po schodach i przekręcam zamek w drzwiach.
- Hej Aniu. - od razu wita mnie uśmiechnięta buzia Dustina, a ja patrzę na niego zszokowana.
- Cześć. Co Ty tu robisz? - pytam od razu.
- Pomyślałem, że będziesz chciała nadrobić zaległości z dzisiejszego dnia, więc przyniosłem Ci lekcje. - odpowiada i wzrusza ramionami, a ja szerzej otwieram drzwi. Moje stopy zawitały zimne powietrze, przez co od razu zatrzęsłam się z zimna. Kiedy chłopak wszedł do środka, ja szybko sprawdziłam mój wygląd w dużym lustrze wiszącym w holu. Czarne leginsy, duża szara bluza i do tego kolorowe skarpetki i nie uczesane włosy. Jednym słowem: koszmar.
- Ktoś jest w domu oprócz Ciebie? - pyta cicho Dustin, na co kręcę głową.
- A gdyby ktoś był, to byś poszedł? - pytam unosząc brew i idę w stronę kuchni. Wstawiam wodę na herbatę, a z górnej szafki wyciągam wafelki czekoladowe i żelki.
- Nie. - mówi szybko i siada na krześle barowym. - Nie boisz się sama siedzieć w tak dużym domu? - pyta z zaciekawieniem, a ja zalewam herbatę.
- Próbuję o tym nie myśleć. Zrobić Ci coś konkretnego do jedzenia, czy może poczęstujesz się ciastem owocowym zrobionym wczoraj przez Alice? - pytam, stawiając dwie filiżanki, cytrynę i cukier na tacy.
- Ciasto wystarczy. - odpowiada z uśmiechem, a ja idę do spiżarni, gdzie ukrajam dwa kawałki przysmaku Alice.
- Chodźmy na górę. - oświadczam, kiedy wszystko znajduje się już na tacy i wychodzimy z kuchni.
- Jak się w ogóle czujesz? - pyta z przejęciem i otwiera przede mną drzwi do mojego pokoju.
- Bywało lepiej. - mruczę i stawiam tacę na stole. Dustin siada na łóżku i zaczął wyjmować ze swojej torby zeszyty i kilka podręczników.
- Miałem trudności w zdobyciu zeszytu od matmy, ale jakoś dałem radę. - mówi dumny i na potwierdzenie podnosi jakiś kolorowy zeszyt. - Alexa kazała Cię pozdrowić.
- Vega? - pytam unosząc brew i siadam obok niego.
- Tak. I w ogóle wszyscy czekają aż przyjdziesz do szkoły. - mówi cicho i drapie się po głowie.
- Dlaczego?
- Chodzi o to, że nie wszyscy wierzą w prawdziwą wersję wydarzeń, tego co się wczoraj stało. - mówi cierpko i słodzi swoją herbatę, po czym delikatnie miesza. - Katelyn zaczęła wymyślać jakieś niestworzone historie.
Patrzę na niego pytająco, na co on głośno wzdycha i upija łyk gorącej cieczy.
- Weź swoje zeszyty i przepisuj lekcje, a ja w tym czasie będę Ci wszystko mówił.
Kiwam głową na znak zgody i podchodzę do biurka z którego wyciągam zeszyty z dzisiejszymi lekcjami. Siadam z powrotem na łóżku i zaczynam przepisywanie angielskiego.
- Wczoraj, jak karetka przyjechała po Ciebie, ktoś od razu poszedł do dyrektora i zaczął wszystko opowiadać. Podobno Gilles był tak wstrząśnięty, że od razu kazał do siebie wezwać Katelyn. Ta zrobiła minę niewiniątka i owinęła go wokół palca, tak, że Gilles myśli, że to Kendall wrzucił Cię do basenu.
Z wrażenia aż wypada mi długopis z ręki i otwieram szerzej oczy.
- Jak to Kendall? Przecież on mnie chyba uratował! - podnoszę głos zdenerwowana. Dustin wypuszcza głośno powietrze i bierze mój zeszyt od matematyki i otwiera zeszyt Alexy i sam zaczyna przepisywać przykłady.
- Kiedy Katelyn wyszła z gabinetu dyrektora, była cała zapłakana i zaczęła każdemu opowiadać jakieś zmyślone historie o tym, jak to Ty jej groziłaś i usiłowałaś ją wrzucić do basenu, ale w porę zjawił się Pan Schmidt, który ze złości popchnął Cię do wody, a potem pokłócił się z naszą biedną Katelyn. Kiedy blondi zauważyła, że od dłuższego czasu jesteś pod wodą, kazała Kendallowi aby Ciebie wyciągnął, ale ten podobno tylko ją wyśmiał i dopiero po jakimś czasie w końcu wskoczył do wody i Cię z niej wyciągnął. - mówił zdenerwowanym głosem. - I wszystko wychodzi na to, że winny jest Kendalla a Katelyn nadal zostaje bez winy. - głośno wzdycha i upija kolejny łyk herbaty. - Na domiar tego, Tarver została wczoraj królową balu i podobno była bardzo smutna z powodu, iż nie pojawiłaś się na imprezie.
Zaśmiałam się z sarkazmem, a Dustin nadal ciągnął swoją wypowiedź.
- Dzisiaj dyrektor brał każdego na dywanik, kto wczoraj widział co się stało i słuchał jego wersję wydarzeń. Ale oczywiście wpływy naszej Katelyn są jednak bardzo znaczne na uczniów University of California i wyszło na to, że ponad połowa świadków mówi bezgłośnie, że to Kendall popchnął Ciebie do basenu. Jedynie kumple Schmidta, sam Kendall i ja mieliśmy inną wersję wydarzeń. Gilles chce wyrządzić karę, ale jeszcze nie wie czy dla Kendalla czy dla Katelyn i czeka aż pojawisz się w szkole i usłyszy Twoją wersję wydarzeń.
- To jakieś istne szaleństwo... - stwierdzam unosząc brwi. - Ona jest jakaś nienormalna! - krzyczę wymachując rękami i od razu tego żałuję. Ból w skroniach znacznie się powiększył i dał o sobie znać w postaci silnemu pulsowaniu.
- Nie powinnaś się denerwować... - stwierdza smutno.
- Jak mam się nie denerwować? - syczę w jego stronę i podnoszę się z łóżka. Podchodzę do biurka, na którym leży opakowanie środków przeciwbólowych. Połykam jedną tabletkę i popijam gorzką herbatą.
- Wiesz co jest najdziwniejsze w tej sprawie? - pyta unosząc rękę z długopisem, a ja kręcę głową. - To, że kiedy przyszedłem na halę po Ciebie, w środku była tylko Katelyn, pływający Kendall, Ty w wodzie i...
- Erin. - kończę za niego. - To ona jest głównym świadkiem. - dodaję po cichu.
- A według większości świadków tego wydarzenia... - mówi cierpko robiąc w powietrzu nawias. - Widzieli dokładnie jak Kendall wrzuca Cię do basenu.
- Trochę to bez sensu. - mówię siadając na łóżku.
- Bez sensu? To jest totalny idiotyzm ze strony Katelyn! - krzyczy Dustin i wywraca oczami.
- Nie chodzi mi o to...
- A o co? - pyta zdziwiony.
- Katelyn i Kendall podobno grają w jednym zespole. - stwierdzam, patrząc przed siebie gestykulując moimi rękami. - To dlaczego Katelyn chce udupić Schmidta i składa zeznania przeciwko niemu? - pytam spoglądając na Dustina.
- O tym nie pomyślałem... - odpowiada kiwając głową. - W sumie, nie miała na kogo zrzucić winę. - dodaje po chwili. - Sama by się nie przyznała, a gdyby powiedziała, że to Erin, nikt by jej nie uwierzył. Sanders jest stanowczo za łagodna, żeby zrobić coś takiego. Jedną osobą w pobliżu był Kendall.
- W sumie... - stwierdzam wydymając usta. - Jednak moje zeznania nic nie pomogą. - mruczę pod nosem i zamykam zeszyt od angielskiego.
- Będziesz jutro? - pyta szybko i podaje mi zeszyt od matmy. - Myślę, że chyba ładnie przepisałem. - oświadcza z uśmiechem.
- Nie mam zamiaru siedzieć tutaj sama, kiedy w szkole tyle się dzieje beze mnie. - mówię kręcą głową i biorę zeszyt. - Hm, bardzo ładnie Panie Belt. Ale nie musiałeś się tak starać, żeby upodobnić się do mojego pisma.
- Ale ja wcale się nie starałem. To jest moje pismo. - oświadcza marszcząc brwi i otwiera podręcznik od chemii.
- Bardzo podobne do mojego... - mruczę spoglądając to na kartki z matematyki i z angielskiego.


~~~~


____
Witam i kłaniam się nisko ;) Rozdział 10 za nami i mam nadzieję, że wrażenia są raczej dobre ;>

9 komentarzy:

  1. G
    E
    N
    I
    A
    L
    N
    Y
    !
    !
    !
    Jeju dziewczyno ;) Co kolejny to lepszy ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. ŚWIETNE!!! Kurczę, tyle się dzieje! Ja pizgam, jacy idioci w tej szkole, a dyrektor na razie największy! Potwierdziłaś nieoficjalnie, że są rodzeństwem! NO BO SĄ!!! Dustin i Ania to rodzeństwo xD
    Ech... Nie byli, nie widzieli, a uwierzyli, ale to nie biblia (której nie przeczytam nigdy, a nigdy!) o bogu, Jezusie i tamtych 4 co nie widzieli, uwierzyli, nie znali, a napisali całą historię.... KIT.
    Podejrzewam, że niedługo się wyda, a Dustin jest taki kochany ♥, Kendall też, bo ją uratował ♥
    Dobra to chyba tyle ode mnie.... Za 4 dni 11 rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeny co tu sie dzieje. Ania musi wracac do szkoly powiedziec jak bylo. Katelyn nie moze to ujsc na sucho. Wspanialy rozdzial :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu, oni na bank są rodzeństwem. Katelyn to taka suka, jak ona może zrzucać winę na Kendalla ? Zabiję ją chyba (tylko tą z opowiadanie, bo w realu lubię ją). Czekam na powrót Ani do szkoły. /Gwiazda1900 z aska

    OdpowiedzUsuń
  5. GENIALNY! Mam coraz większe podejrzenia, że Dustin i Ania to rodzeństwo. Podobne pismo i reszta rzeczy. Hmm to jest podejrzane. :)
    Rozdział, jak zwykle mega ciekawy i wciągający.
    Kocham.

    OdpowiedzUsuń
  6. Masz ogromny talent, nie zmarnuj go ;) Twoje opowiadanie jest naj naj naj naj....lepsze na całym świecie ;* Szybciutko dodawaj następny ;p

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże oni się za fajnie dogadują na rodzinę!!!!!
    Hmm ciekawe co ukrywa Alice O_o
    Rozdział boskiii.
    Pozdrawiam :*
    Albo byli przyjaciółmi w dzieciństwie i mieli inne nazwiska, bo przenieśli ich do osobnych domów dziecka dlatego się nie poznali? Nie wiem...

    Monika.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlaczego Katelyn jest taka wredna, mogłaby trochę odpuścić Ani. A Erin to też taka idiotka, zamiast się postawić Katelyn to się jej słucha we wszystkim, no a Ona po Niej jeździ.. Tylko Nią pomiata.. Jak się ma władzę w szkole, to na pewno nikt nie będzie zeznawał na dobro Ani.. Gdyby to było tylko gdzieś nagrane, wtedy Pannie Tarver by się dostało. Oj chciałabym to przeczytać.. Genialny rozdział. Coraz bardziej Dustin mnie interesuje pod względem, podobieństwa do Ani, no i ta reakcja Alice.. To jest podejrzane :).
    Rozdział świetny ! Czekam na następny ♥ .

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak widzę podejrzenia, które miałam od opublikowania bohaterów potwierdzają się. Ania i Dustin są rodzeństwem.
    Stwierdzam, że nie powinnaś zamieszać tego bloga, bo piszesz genialnie. Może kiedyś zostaną tylko najwiernejsi czytelnicy, ale warto czytać dla samej przyjemniści☺

    OdpowiedzUsuń