środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 52 "Żałujesz."

My hands, your hands
Tied up like two ships drifting
Weightless, waves try to break it
~~~~~~~~~~~~~~~~


Od samego początku wiedziałem, że to będzie głupi pomysł. I mogłem być z siebie dumny, że to nie ja go wymyśliłem, tylko tamten przygłup, który chce zrobić wszystko, aby było perfekcyjnie. Szkoda tylko, że określenia "perfekcja" nie znajdzie ani w moim, ani w Ani słowniku.
Nie mam pojęcia, czego się tamten spodziewał. Że niby jak gdyby nigdy nic zabiorę dziewczynę, tylko i wyłącznie po to, aby zmniejszyć jej cierpienie? Od razu mogłem wywnioskować, że Dustin jeszcze nikogo ważnego wcześniej nie stracił. Nie można od tak zapomnieć o tym co było i zacząć żyć piękną przyszłością. Marzenie ściętej głowy...
Ale z drugiej strony było to jedyne wyjście, aby móc zostać we dwójkę i na spokojnie porozmawiać, bez strachu, że ktoś może zaraz nam przeszkodzić, jak to było do tej pory. Fakt, że jesteśmy w dalszym ciągu pokłóceni, wcale mi nie pomagał, a jedynie utrudniał. Do tego ten piekielny pogrzeb, który przyczynił się i do moich łez. Nadal nie mogłem uwierzyć, że ktoś taki jak Bridgit, po prostu odeszła. Co teraz będzie? Co z nami będzie?
Kątem oka spojrzałem na śpiącą dziewczynę, która zajmowała miejsce na drugim fotelu. Była totalnie załamana i do tego mocno zmęczona, skoro usnęła już na początku drogi. Zastanawiałem się, czy Państwo Smith nie mieli nic przeciwko temu, aby zabrać Anię w zupełnie obce dla niej miejsce. No i jak udało się Dustinowi niepostrzeżenie spakować jej torbę? W dalszym ciągu mnie to zastanawia...
Za oknami mojego samochodu panowała totalna ciemność, ale i to nie przeszkadzało mi, by w końcu dotrzeć do celu. Zaparkowałem samochód pod metalową, starą i do tego zardzewiałą bramą, którą opornie otworzyłem. Stary zamek w furtce zdecydowanie trzeba było w końcu wymienić, tak samo jak zawiasy w skrzydłach. Rzucane światło przez moje auto dawało niewielki widok na część podwórza, które kryje się za ogrodzeniem. Większość posiadłości mieści się nieco w głębi działki. Usiadłem z powrotem za kółkiem i wjechałem przez bramę, kierując się cały czas prosto. Zatrzymałem się dopiero po kilku metrach, przed starym drewnianym domkiem, który mieści w sobie więcej wspomnień, niż niejeden album rodzinny. Uśmiechnąłem się wręcz pod nosem widząc stare zadaszenie nad wejściem do budynku. Przyjazd do tego miejsca, był absolutnie najlepszym pomysłem i mogłem jedynie podziękować mojej mamie, która przypomniała mi o dawno nieodwiedzanej posiadłości.
Ponownie opuściłem samochód i razem z pękiem kluczy podszedłem do starych drzwi i bez problemu wsunąłem pierwszy klucz, którym przekręciłem w lewo, a słysząc znajome klikanie, odetchnąłem z ulgą. Jednak wyjaśnienia mamy dotyczące, który klucz jest od czego nie poszły na marne. W wejściu od razu zapaliłem światło, które zamrugało kilkakrotnie, żeby później delikatnie rozświetlić przedpokój. Wróciłem się do auta i otworzyłem drzwi od strony pasażera. Delikatnie odpiąłem pas bezpieczeństwa i wsunąłem ręce pod bezwładne ciało dziewczyny, która cały czas miała przymknięte powieki. Zamykając ze zbyt głośnym trzaskiem drzwiczki nogą, Ania zaczęła mruczeć coś pod nosem, ale nie zamierzałem się zagłębiać, co takiego powiedziała. Przetransportowałem ją do mieszkania, w którym było tak samo chłodno jak na zewnątrz. Skierowałem się od razu w stronę jednej z sypialń i położyłem stanowczo za lekką dziewczynę na materacu. Spojrzałem niepewnie na czarną sukienkę, która w dalszym stopniu opinała jej sylwetkę. Przydałoby się, żeby się przebrała...
Cichym krokiem wyszedłem z pokoju i ponownie udałem się do samochodu zabierając nasze bagaże. Kiedy wróciłem do sypialni, brunetka mrugała powiekami i przecierała swoją twarz dłonią. Przynajmniej nie musiałem jej budzić, co obniżyło się z ryzykiem dostania po mordzie. Chociaż w dalszym stopniu się tego obawiałem... Z regału wyciągnąłem foliowe torby, w których znajdowała się czysta kołdra oraz dwie poduszki i położyłem je na łóżku.
- Kendall? - zapytała cicho z chrypą w głosie. - Gdzie my jesteśmy?
- W bezpiecznym miejscu… - odpowiedziałem poważnie i kucnąłem obok bagażu dziewczyny, aby poszukać czegoś wygodnego, a zarazem ciepłego do spania. Udało mi się znaleźć parę ciepłych legginsów i grubszą koszulkę z długim rękawem oraz frotowe skarpety. Belt miał szczęście, że posłuchał moich rad i postanowił spakować dziewczynie kilka ciepłych ubrań. - Jest dosyć późno. Przebierz się w to i połóż się spać. Jutro porozmawiamy. - wyjaśniałem cicho, ale też i stanowczo, aby dziewczyna nie odebrała zbyt pochopnych wniosków. Nie czekając na jej odpowiedź, wyszedłem z jej dotychczasowej sypialni, którą wcześniej zawsze zajmowali moi rodzice i skierowałem się do kuchni, aby zobaczyć, czy wszystko jest na swoim miejscu, tak jak zostawiliśmy to wszystko kilka lat temu. Postanowiłem również się przebrać w wygodniejsze rzeczy niż przeklęty garnitur, który niestety przypominał o wydarzeniach sprzed kilku godzin, jakie miało miejsce na cmentarzu. W dalszym stopniu nie mogłem uwierzyć w to wszystko co się wydarzyło. Że ktoś taki, jak Bridgit Mendler, po prostu nas opuścił zostawiając po sobie garstkę kolorowych wspomnień. Szkoda, że one mają o wiele więcej kolorów niż nasza rzeczywistość...
Ubrany w szare dresy, wyszedłem na zewnątrz, aby zabrać nieco drewna do kominka, które znajdowało się w komórce. W trakcie czwartego kursu, po kilka kawałków drzewa, zaczęły mi marznąć palce u stóp, co przyczyniło się do pozostania w domku i rozpoczęcia rozpalania w kominku. Siedząc na miękkim dywanie i rozżarzając drewno, które bardzo powoli się rozpalało, zacząłem przypominać sobie wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce w tym domku. Pierwsze wspólne wakacje i denerwujące pytania Kevina, który musiał o wszystkim wiedzieć. Gdybym wcześniej wiedział, że za kilka lat miałem już żadnego nie usłyszeć, kazałbym mu gadać jak najwięcej i nagrać jego głos na magnetofonie, abym mógł spokojnie zasypiać w nocy. Ale prawda jest taka, że gdybyśmy znali swoją przyszłość, robilibyśmy dosłownie wszystko, aby ją zmienić.
Teraz mogę tylko żałować tych wszystkich złych słów, które wypowiedziałem w jego stronę podczas naszych kłótni. Chciałbym zamienić każde "nienawidzę Cię", na "potrzebuję Cię", albo "nie zostawiaj mnie".  Niestety swoje błędy widzimy dopiero po fakcie, kiedy już nie jesteśmy w stanie nic zrobić, a jedynie karcić się samego, za tak dziecinne zachowanie. Cóż, przecież i tak każdy dorosły jest dzieckiem, więc takie zachowanie nie powinno być im obce...
- Gdzie my jesteśmy? - usłyszałem za sobą cichy, ale i stanowczy głos dziewczyny. Minęły prawie trzy godziny od naszego przyjazdu, podczas których próbowałem rozpalić ogień w przeklętym komiku, aby choć trochę było cieplej. Wróciłem z powrotem okiem na płomień, który pomału rozpalał się coraz mocniej. Odstawiłem na bok metalowy pręt i podniosłem się z kolan.
- Powinnaś spać… - wyminąłem się od jej pytania, patrząc niepewnie na zegarek, który wskazywał godzinę drugą piętnaście.
- Ty też. - wzruszyła ramionami i usiadła na kanapie, oplatając swoje nogi ramionami. Wyjąłem z szafy dwa grube koce, którymi owinąłem dziewczynę.
- Zaraz zrobi się cieplej, ale na razie przykryj się tym… - odparłem lekko przytłoczony jej obecnością, nie wiedząc czego mam się spodziewać po jej zachowaniu. Żałowałem swoich słów, które wypowiedziałem przed budynkiem muzeum i naprawdę nie miałem ich na myśli. Nie rozumiałem tylko, dlaczego je wypowiedziałem, skoro wiedziałem doskonale, że ją to zrani...
- Coś potrzebujesz? - zapytałem niepewnie, a ona o dziwo kiwnęła głową.
- Odpowiedzi na moje pytania. - patrzyła się na tańczące języki ognia w kominku, które nabierały w końcu na sile.
- Dostaniesz na każde z nich, ale jutro. Teoretycznie to dzisiaj rano. - westchnąłem głośno i przeczesałem swoje włosy. Może ona nie była zmęczona, ale ja w przeciwieństwie do niej, siedziałem za kółkiem przez prawie trzy godziny, a przez następne trzy próbowałem rozpalić ogień, aby było nam nieco cieplej.
- Rozumiem. - mruknęła pod nosem. Bez żadnego słowa opuściła salon i skierowała się w stronę sypialni, zamykając za sobą drzwi. Jej dystans, do mojej osoby, był wyczuwalny już z dużej odległości i byłbym idiotą, gdybym nie wiedział z jakiego powodu się tak zachowuje. Popatrzyłem jeszcze raz w stronę kominka i poszedłem do drugiej sypialni, znajdującej się naprzeciwko Ani. Pokój różnił się jedynie podwójnymi łóżkami, które ustawione były z jednej i z drugiej strony pomieszczenia. Wybrałem to większe i znajdujące się pod oknem, które szczelnie było zamknięte. Położyłem się na materacu, wcześniej wyjmując z dużej szafy taką samą foliową torbę, w której znajdowała się kolejna kołdra i oczywiście gruby koc. Tych przykryć było tutaj pod dostatkiem i za każdym razem, kiedy przyjeżdżaliśmy z rodzicami do tego miejsca, mama zawsze zabierała jeden z domu, bo nie wierzyła ani mi, ani ojcu, kiedy próbowaliśmy jej wytłumaczyć, że jest tutaj ich wystarczająco dużo. Przykryłem się pościelą i odkręciłem się w stronę okna, za którym niebo przybrało jednego z tych ciemniejszych odcieni granatu i można było dostrzec niewielkie, jasne punkciki przerywające monotonię koloru. I pomyśleć tylko, że to była pierwsza noc, kiedy usypiałem ze świadomością, że już nigdy nie zobaczę dziewczyny o długich blond włosach.


*


To miejsce ma to do siebie, że nie wiadomo o której kładziesz się spać, to i tak wstaniesz kilka minut po szóstej rano. Tak przynajmniej było w moim przypadku i za każdym razem kiedy tutaj przyjeżdżałem, cholernie mnie to denerwowało. Z głośnym westchnięciem podniosłem się z materaca i rozciągnąłem swoje ręce, głęboko przy tym ziewając. Wyszedłem z pokoju przecierając twarz i rozejrzałem się po całej przestrzeni, która była całkowicie opustoszała. Niepewnym krokiem wróciłem z powrotem do korytarza, gdzie znajdowały się pokoje i delikatnie zapukałem w drzwi od sypialni Ani. Nie słysząc odpowiedzi, przekręciłem klamkę i zajrzałem do środka. Dziewczyna w dalszym ciągu spała, okryta kołdrą i kocem, który jej wczoraj dałem. Jej potargane włosy kaskadami opadały na twarz oraz poduszkę, przez co lekko się uśmiechnąłem. Wyszedłem z pokoju i postanowiłem wziąć prysznic, póki Panna Smith śpi, a łazienka jest do dyspozycji.
Po półgodzinie byłem już orzeźwiony i w pełni ubrany. Zabierając kluczyki do samochodu, wyszedłem na zewnątrz, gdzie rześkie powietrze od razu przywitało się z moją podrażnioną skórą na policzkach. Wyjechałem z posiadłości, kierując się w stronę centrum miasta, zostawiając za sobą gęstą mgłę, która nie opuszczała mnie w czasie drogi przez kilka dobrych minut.
Główna ulica była stanowczo za spokojna, jak na to miasteczko ale usprawiedliwiłem to wczesną godziną, gdzie większość mieszkańców, pewnie jeszcze smacznie śpi. Szkoda tylko, że ja do tych osób nie należę... Zaparkowałem samochód przed doskonale znanym mi sklepie i od razu do niego wszedłem. Złoty dzwoneczek, który zawieszony był przy drzwiach, dał sygnał dla innych o pojawieniu się nowego klienta. Za ladą pojawiła się czarnoskóra kobieta w siwych włosach, która przecierała swoje okrągłe okulary.
- Dzień Dobry Pani Pill. - przywitałem się z szerokim uśmiechem. Zaskoczenie wymalowane na twarzy staruszki wzrosło jeszcze bardziej, kiedy założyła swoje szkła korekcyjne na nos.
- Niech mnie ktoś uszczypnie, bo sama nie uwierzę… - powiedziała poważnie, zanim zakryła swoje usta dłoniami i wydobyła z nich głośny śmiech. - Kendall! - krzyknęła głośno i na tyle szybko ile mogła, podeszła do mnie, mocno obejmując. Musiałem się schylić, aby kobieta miała dostęp do mojego czoła, które kilkakrotnie ucałowała. I miałem szczęście, że przyszedłem jeszcze wcześnie i zdążyłem, zanim staruszka pomalowała swoje usta nieznośną i obrzydliwie klejącą pomadką.
- Ben! - krzyknęła w stronę zaplecza. - Rusz ten swój stary tyłek i zobacz kto nas odwiedził! - jej skrzeczący głos, który nawet przez te kilka lat się nie zmienił, w dalszym stopniu mnie śmieszył. A w szczególności, kiedy odzywa się tak do swojego męża. - Ależ Ty urósł! - poklepała mnie po ramionach. - Już dorosły z Ciebie facet!
- Jeszcze nie, ale niewiele mi do tego brakuje. - odezwałem się w końcu.
- Czego ode mnie chcesz parszywa kobieto? - do sklepu wkroczył staruszek, który wycierał swoją mokrą twarz ręcznikiem.
- Jeden z Twoich synów Cię odwiedził, a Ty nawet nie potrafisz doprowadzić się do porządku… - westchnęła kobieta łapiąc się pod boki i pokręciła z dezaprobatą głową. Na słowa "jeden z Twoich synów" od razu się uśmiechnąłem i poczułem kojące ciepło w okolicy serca.
- O matko przenajświętsza… - otworzył szeroko oczy i buzię ze zdziwienia i musiał zamrugać kilkakrotnie powiekami, aby upewnić się, że tutaj stoję. Nie mogłem się nie dziwić, skoro małżeństwo nie widziało mnie już kilka ładnych lat. - Synu… - szepnął mi do ucha, kiedy również przywitał mnie dosyć mocnym uściskiem, co jego żona.
- Jak się Pan miewa? - zapytałem z uprzejmości, kiedy Pan Pill odsunął się ode mnie.
- Ty nie pytaj się o mnie tylko opowiadaj co u Ciebie! - krzyknął rozbawiony i poczochrał mi włosy. - Przyjechałeś sam? - zmarszczył brwi ze zdziwienia.
- Tak jakoś wyszło. - wzruszyłem ramionami. - Muszę zrobić zakupy, bo lodówka jest pusta i nie mam co na śniadanie zrobić. - wyjaśniłem szybko.
- O to się nie martw! - klasnęła w swoje dłonie Pani Margaret. - Wezmę co będzie Ci potrzebne, a Ty siadaj i opowiadaj. - spod lady wyjęła mały taboret, a sama zaczęła krążyć po swoim sklepie, który kompletnie nic się nie zmienił odkąd byłem tutaj ostatnim razem. W dalszym ciągu są tutaj tylko trzy duże regały, na których piętrzyły się produkty spożywcze. Oprócz tego była tutaj jeszcze sporej wielkości lodówka, gdzie leżały wszelkiego rodzaju wędlin, mięsa i nabiały. Ale dla każdego dziecka najlepszą częścią tego sklepu była półka ze słodyczami, która specjalnie stała za ladą.
Pani Pill wzięła jeden koszyk i zaczęła kręcić się między regałami, co i rusz sięgając po nowe produkty. Miałem do niej pełne zaufanie i wiedziałem, że pakuje tylko i wyłącznie zdrowe oraz moje ulubione jedzenie. Nie bez powodu nazywają mnie swoim synem. Sami niestety nie mieli dzieci, a ja byłem ich taką pociechą przez całe wakacje, kiedy dzień w dzień przyjeżdżałem tutaj na rowerze, po świeży chleb i standardowe landrynki, które znikały w przeciągu jednego dnia.
Szybko skarciłem siebie w duchu, za używanie liczby pojedynczej w moich myślach. Przecież nie byłem tylko ja, ale też i mój brat...
- Na ile się zatrzymaliście? - zapytał starszy mężczyzna. Przyjechaliśmy? A skąd on... Och... On pewnie myśli, że przyjechaliśmy tutaj wszyscy razem. Całą rodziną...
- Właściwie to przyjechałem sam z pewnym gościem… - odpowiedziałem niepewnie drapiąc się po szyi. - Rodzice zostali w domu.
- Ale dlaczego? - tym razem odezwała się zaskoczona Pani Margaret, która na chwilę wyjrzała zza regału, żeby później znowu się tam schować.
- Musiałem odpocząć, a przyjazd tutaj był jedynym pomysłem, jaki mi przyszedł do głowy.
- I bardzo dobrze zrobiłeś, mój synu… - odezwał się Pan Pill. - Co tam słychać u rodziców?
- Ojciec dalej prowadzi warsztat, a mama szuka jakieś pracy. - wyjaśniłem szybko.
- A jak się miewa mój młodszy synek? - zapytała szeroko uśmiechnięta kobieta, która stanęła za ladą z pełnym koszykiem. - W dalszym ciągu jest taki roztrzepany, czy już nieco zmądrzał?
- No bez przesady! - krzyknął jej mąż. - Przecież on nie ma już pięciu lat, tylko... Czekaj, niech pomyślę...
- Osiemnaście Ty staruchu! - trzepnęła go po głowie. Cała ta sytuacja mogłaby być nawet przyjemna, gdyby nie temat naszej rozmowy. - Skleroza nie boli.
- Dajże mi już spokój! Szkołę skończyłem pięćdziesiąt lat temu i mogę mieć pewne zaniki. - tłumaczył się oburzony i potarł swoją łysinę. - Wracając do tematu… - odwrócił się w moją stronę z szerokim uśmiechem. - Co takiego interesuje młodego Schmidta?
- Kevin... No cóż… - nie mogłem wypowiedzieć tego jednego słowa, które ściska moje gardło. - On nie żyje… - w końcu udało mi się wysilić i wypowiedziałem na głos to jedno i potworne zdanie. Niepewnym wzrokiem popatrzyłem na stare małżeństwo, które tak jak się tego spodziewałem, wręcz zdębiało. Pani Margaret upuściła na ziemię pudełko z herbatą, a uśmiech Pana Bena zniknął stanowczo za szybko.
- Jak to? - w końcu odezwała się kobieta, której od razu pociekły łzy.
- Zmarł ponad trzy lata temu… - wyjaśniłem cicho. Zaskakuje było moje zachowanie i ton głosu, jakim mówiłem tą informację. Był taki dziwny... W porównaniu ze wcześniejszym moim zachowaniem, kiedy to wybuchałem gniewem słysząc to jedno pytanie, dzisiaj było znacznie lepiej. Może po prostu pogodziłem się z jego śmiercią? Nie, nie mogłem tego zrobić... Albo smutek, jaki opanował moje ciało przez tyle lat zmienił się co do osoby i teraz kiedy będę mówił o śmierci Bridgit, będę czuć to samo co kilka lat wcześniej, kiedy mówiłem o śmierci Kevina?
Dalsza rozmowa z Państwem Pill nie odbywała się już w tak dobrej atmosferze, co na początku. Obydwoje byli zszokowani tą informacją, a ja nie chciałem im psuć humoru na cały dzień. Postanowiłem zapłacić szybko za zakupy, do których dołożyłem jeszcze kilka innych rzeczy, o których nawet nie pomyślała kobieta. Wracając do domku, było już o wiele cieplej niż godzinę temu. Zegarek wskazywał kilka minut po siódmej i tylko modliłem się, aby Ania w dalszym ciągu spała i nie obudziła się pod moją nieobecnością.
Wjechałem na posiadłość i postawiłem samochód pod lekkim zadaszeniem, który odgrywał rolę małego garażu. Dwie duże papierowe torby, były o wiele cięższe niż mi się na początku wydawało. Z trudnością doczłapałem się do wejścia domu i jeszcze większym problemem było dla mnie otworzenie drzwi jedną ręką. Po chwili w końcu mogłem przekroczyć próg domostwa, w którym w dalszym ciągu panowała cisza i spokój. Odetchnąłem z ulgą, kiedy postawiłem zakupy na blacie i od razu zabrałem się za ich rozpakowywanie.
Kiedy wszystkie produkty znalazły swoje miejsce, postanowiłem przygotować jakieś śniadanie, aby dziewczyna od razu mogła złapać coś na ząb. Po tym co mówił mi Dustin, nadal byłem lekko wstrząśnięty i w dalszym ciągu nie mogłem uwierzyć, że przez te kilka dni, od kiedy zmarła Bridgit, Ania praktycznie nic nie jadła. Musiałem zrobić coś, co skłoniłoby ją do ponownego prowadzenia zdrowego trybu życia. To był jeden z wielu punktów do wykonania na mojej liście, którą dokładnie omówił mi Dustin przed wyjazdem.
Stawiając na stole talerze z jajecznicą, usłyszałem skrzypienie podłogi w przedpokoju. Długo nie musiałem czekać, aż naprzeciwko mnie pojawi się dziewczyna, w dalszym ciągu ubrana w ciuchy, które dałem jej wczoraj.
- Właśnie miałem zamiar Cię obudzić. - zacząłem mówić, aby nie dać krępującej ciszy dotrzeć do naszej dwójki. - Śniadanie gotowe i zaraz podam herbatę. Chyba, że chcesz kawy?
Pokręciła przecząco głową i usiadła do stołu bez żadnego słowa. W duchu głośno westchnąłem i wiedziałem, że zapowiada się ciekawy poranek.
- Dobrze spałaś? Nie było Ci zimno? - dopytywałem się wstawiając wodę na herbatę.
- Trochę… - szepnęła zaciskając wargę. - Gdzie my jesteśmy?
- Na obrzeżach Wichity. - wyjaśniłem od razu.
- Czyj to dom? - zadała kolejne pytanie, a ja wiedziałem doskonale, że dziewczyna dopiero się rozkręca.
- Dokładnie moich rodziców, którzy wykupili go kilka lat temu. Przyjeżdżaliśmy tutaj w każde wakacje, dopóki i nie zmarł Kevin. - po raz kolejny wypowiedzenie tych słów na głos, przyszło stanowczo za lekko.
- Długo spałam?
- Przez całą naszą jazdę. A potem przebudziłaś się na chwilę, ale kazałem Ci z powrotem iść spać. Byłaś wycieńczona… - postawiłem przed nią kolorowy kubek i usiadłem naprzeciwko niej. - Smacznego. - powiedziałem w jej stronę i nie czekając na jej reakcję, sam zabrałem się za jedzenie. Zwiększony apetyt było kolejną wadą przebywania w tym miejscu.
Tak jak się tego spodziewałem, Ania nawet nie popatrzyła na jedzenie, a jedynie przyglądała się widokowi za oknem. Nie mam pojęcia, co będę musiał zrobić, aby zmusić ją do spożywania posiłków, ale już rozumiem co miał na myśli Dustin mówiąc, że jej zachowanie można było porównać do pięciolatka, który na wszystko mówił "nie". To i tak był postęp, że wypiła chociaż pół kubka herbaty! Coś czuję, że te kilka dni, jakie spędzimy w swoim towarzystwie, nie będą należeć do tych udanych.
Kiedy skończyłem jeść, podniosłem się od stołu zabierając swój pusty talerz oraz praktycznie nieruszony. Posprzątałem wszystkie produkty, pozmywałem naczynia i nawet umyłem blaty, a Ania w dalszym ciągu zajmowała swoje miejsce na krześle. Postanowiłem zalecić się do rad Dustina i przez kilka najbliższych godzin kompletnie ją ignorować. Wyszedłem na dwór i skosiłem zarośniętą trawę, starą kosiarką, którą znalazłem w schowku na drewno. Kolejną rzeczą jaką wykonałem, było rąbanie większych kawałków drewna na opał.
Około południa postanowiłem przygotować obiad, który składał się ze steków usmażonych na patelni. Nie było sensu robić ich więcej jak tylko dwa, ale i tak wiedziałem, że Ania nawet nie spojrzy się na talerz. Przez cały dzień widziałem tylko jak poszła do łazienki, gdzie się wykąpała i przebrała w czyste ciuchy. Usiadła na kanapie przed kominkiem i tam siedziała do wieczora. Nawet nie zareagowała kiedy wołałem ją na obiad, a później na kolację. W samotności spożywałem posiłek, co denerwowało mnie jeszcze bardziej. Nie miałem pojęcia co miałem robić, a bezczynne siedzenie było najgorszym pomysłem.
Kiedy w końcu rozpaliłem ogień w kominku udałem się do kuchni i otworzyłem lodówkę. Spojrzałem najpierw na drzwiczki, a potem na Anię i z głośnym westchnięciem wyjąłem dwie puszki kupionego przeze mnie piwa.
"Masz zrobić wszystko, aby przestała w końcu trzeźwo myśleć." - słowa Dustina krążyły po mojej głowie już od dłuższego czasu. Skoro dostałem od niego pozwolenie, to dlaczego miałbym tego nie wykorzystać? Wróciłem do salonu siadając koło dziewczyny i postawiłem na stoliku dwa piwa, które zaraz otworzyłem i podałem jedno Ani. Popatrzyła się na mnie zdziwionym spojrzeniem, a dezorientacja była wymalowana na jej twarzy.
- Trzymaj. - zachęciłem ją. - No chyba, że wolisz ze szklanki.
Bez słowa chwyciła puszkę i upiła jeden spory łyk. No jak na początkującą, idzie jej całkiem nieźle!
- Czemu mnie tutaj zabrałeś? - zapytała od razu. Nie sądziłem, że rozplątanie jej języka pójdzie aż tak łatwo...
- To nie był mój pomysł. - wyjaśniłem od razu, na co zmarszczyła brwi. - Dustin prosił mnie, abym zabrał Cię, jak najdalej od Los Angeles, abyś mogła odpocząć. Wichita było jednym z tych najlepszych propozycji.
- Ile tutaj zostaniemy?
- Tyle, ile będzie trzeba. - wzruszyłem ramionami i napiłem się alkoholu. To samo uczyniła brunetka, tylko, że o wiele chętniej ode mnie. Nigdy nie sądziłem, że dziewczynie może aż tak posmakować napój chmielowy. Po kilku minutach pusta puszka po piwie Ani wylądowała na podłodze, a ja z zaskoczeniem przyglądałem się dziewczynie. Idzie o wiele lepiej, niż przypuszczałem.
- W lodówce masz jeszcze jedno, jak chcesz. - zachęciłem ją, upijając ostatni łyk z mojego napoju. Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna od razu zerwała się z kanapy i udała się w stronę pomieszczenia, z którego wróciła z dwoma nowymi puszkami. Od razu jedno otworzyła i zaczęła łapczywie pić.
- Radzę Ci zwolnić, bo nie skończy się to dla Ciebie dobrze… - ostrzegłem ją, kiedy odstawiła połowę upitego piwa. Usiadła w siadzie skrzyżnym naprzeciwko mnie i zaczęła oblizywać swoje wargi językiem. Nie mam pojęcia, czy robiła to specjalnie, czy może alkohol zbyt szybko wlał się do jej żył, ale ten ruch był cholernie pociągający.
- Tak bardzo Cię nienawidzę… - odezwała się w końcu, a ja nie zamierzałem jej przerywać. Byłem bardzo ciekawy dalszego rozwoju wydarzeń. - Ale tak samo jak Cię nie znoszę, cholernie mnie do Ciebie ciągnie… - mówiła dalej, bawiąc się swoimi palcami. Czyżby alkohol znacznie szybciej na nią podział, niż mi się wydawało?
- Nie powinnaś już więcej pić… - odparłem poważnie, ale i ja zaczynałem czuć skutki po pierwszym piwie. Bo drugie, w dalszym stopniu było jeszcze prawie pełne. No, może trzy czwarte...
- I za to… - nie przejęła się tym, że jej przerwałem, tylko dalej ciągnęła swoją myśl. - Nienawidzę Cię jeszcze bardziej.
Nie miałem pojęcia jak niby mam zinterpretować jej słowa. Mam się poczuć urażony? Zdenerwowany? Zrozpaczony? Czy może rozbawiony i lekko poirytowany? Jaki miała w tym wszystkim cel, aby wypowiedzieć te słowa na głos?
- Co takiego chodzi Ci po tej główce? - zapytałem marszcząc brwi.
- Po prostu staram się w końcu zrozumieć to, co do Ciebie czuję… - odpowiedziała, bawiąc się swoją dolną wargą.
- I doszłaś do jakiegoś wniosku? - dopytywałem się.
- Owszem. - kiwnęła głową i przysunęła się bliżej mnie. Na tyle blisko, żebym mógł poczuć jej słodkie perfumy i zapach alkoholu. - Że mam ochotę Cię pocałować… - powiedziała wpatrzona w moje usta, a potem podniosła wzrok na oczy. - Ale nie zrobię tego.
- Czemu? - prawie jęknąłem z tego powodu.
- Bo poczekam, aż Ty to zrobisz pierwszy. - ponownie usiadła na swoim poprzednim miejscu i zaczęła gryźć swój palec. - Ale oczywiście przed tym, chciałabym usłyszeć jakieś przeprosiny.
No tak. Nie zapomniała o tym incydencie sprzed kilku dni. Słowa jakie skierowałem w jej stronę, bolą mnie aż do dzisiaj i nawet nie wiem, co czuje brunetka... Nawet nie chcę wiedzieć.
- Tak dla jasności… - odezwała się znowu. - Ja już Ci dawno wybaczyłam. - uśmiechnęła się szeroko i wyprostowała swoje nogi. - Po prostu chcę usłyszeć od Ciebie te słowa.
- Zachowałem się jak cham… - mruknąłem pod nosem i spuściłem głowę w dół. Wstydziłem się tego, jak się w stosunku do niej odezwałem. Nie zasługiwała na takie traktowanie, a w szczególności w takim czasie...
- Mów dalej. - zachęciła mnie i sięgnęła po swoją puszkę piwa.
- Byłem zdenerwowany. - tłumaczyłem się nie tylko przed nią, ale też i przed samym sobą. - Kumple, którzy byli ze mną za każdym razem, przez wiele lat, po prostu mnie okłamywali. Poczułem się jak jakiś wyrzutek. Byłem tym najgorszym...
Z każdym moim słowem, dziewczyna przysuwała się co raz bliżej do mnie, co niestety mnie lekko dekoncentrowało. A kiedy jej dłoń znalazła się w moich włosach, myślałem, że oszaleję.
- Nie przerywaj… - szepnęła mi do ucha w dalszym ciągu przeczesując moje kosmyki.
- Musiałem gdzieś wyrzucić moją złość. - machałem rękoma, aby jakoś pomóc sobie w tłumaczeniu. - A, że Ty byłaś najbliżej...
Odwróciłem się w jej stronę i spotkałem się z wyczekującym spojrzeniem, który wywiercał już ogromną dziurę w moich źrenicach.
- Przepraszam Cię Aniu… - szepnąłem zrezygnowany. - Tak bardzo Cię przepraszam...
- Nie myślałeś, żeby w inny sposób wyładować swoją złość? - zapytała wydymając usta.
- Niby jak?
- Zamiast na mnie krzyczeć… - przysunęła się jeszcze bliżej, iż w ostateczności siedziała okrakiem na moich kolanach. - Po prostu mnie pocałuj.
- Co? - otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia. To na pewno nie powiedziała Ania Smith, która przez tak długi czas nie pozwalała nikomu, aby do niej podejść i naruszyć jej przestrzeń osobistą. Ale właśnie ta Ania Smith siedziała na moich kolanach i Bóg jedyny wie, co teraz chodzi po jej głowie.
- Więcej z Tobą nie piję. - pokręciłem głową i nie czekając na dalsze słowa dziewczyny, przywarłem do jej warg, a moje dłonie ułożyłem na plecach dziewczyny. Nasze usta nie mogły znaleźć wspólnego rytmu, za sprawą dominacji, którą każdy z nas chciał przejąć. Jeszcze nigdy nie widziałem tej strony Ani. Ja nawet nie przypuszczałem, że taką ma! Ale podobała mi się ona o wiele bardziej od tamtej cichej i delikatnej. Jej ręce przemieszczały się z góry na dół, od moich włosów, po szyję i ramiona i z powrotem na włosy. Nie chciałem się nawet od niej oderwać, żeby zaczerpnąć powietrza. Ona nim była. Ona była tym wszystkim, czego potrzebowałem. To ona wystarczała mi do przeżycia. Nic więcej.
Dopiero po kilku minutach odsunęliśmy się od siebie na dalszą odległość, niż jeden centymetr. Lekko opuchnięte usta Ani od razu zwróciły moją uwagę i musiałem długo ze sobą walczyć, aby nie rzucić się ponownie na jej drobne ciało. Nasze ciężkie oddechy były jedynym dźwiękiem, który nas otaczał i dopiero po chwili dotarł jeszcze do mnie odgłos pękania drewna, które paliło się w dalszym ciągu w kominku.
- Żałujesz? - zapytała cicho, w dalszym stopniu z zamkniętymi oczami.
- Co takiego? - próbowałem jakoś unormować mój szybki oddech, który już od dłuższego czasu nie mogłem uspokoić.
- Czy żałujesz, że mnie poznałeś?
- Nie. - zaprzeczyłem od razu. Niby jak miałbym coś takiego żałować? Byłbym chyba idiotą, gdybym powiedział inaczej...
- Czy żałujesz swoich wszystkich słów, jakie do mnie skierowałeś? - zadała kolejne pytanie i w końcu otworzyła powieki i wyczekująco na mnie spojrzała.
- Tych pod muzeum? Oczywiście, że tak.
- A jakich nie żałujesz?
- Na pewno nie tych, które zaraz powiem… - poprawiłem się na kanapie i złapałem za ręce dziewczyny, która zmarszczyła brwi ze zdziwienia. Czy był na to odpowiedni moment? Jasne, że nie! Ale kiedy niby ma taki nastąpić?
- Aniu, ja… - ale zanim mogłem coś jeszcze powiedzieć, jej wskazujący palec wylądował na moich wargach, perfidnie przerywając coś, co leży mi na sercu już od dłuższego czasu.
- Więc ich nie mów. - szepnęła schylając się nade mną. - Bo prędzej, czy później będziesz ich żałować.
- Nie będę. - zaprzeczyłem od razu, na co ta lekko się uśmiechnęła.
- Nie masz do tego pewności.
- Ale musisz coś wiedzieć. - upierałem się przy swoim, chcąc szybko zacząć swoją mowę.
- Nic nie muszę. - odparła i szybko zeszła z moich kolan.
Czy mnie to zabolało?
Z pewnością tak.
Czy czułem się przytłoczony i oszołomiony?
Oczywiście.
Czy się poddałem?
Nigdy.
- Dlaczego nie chcesz mnie wysłuchać? - zapytałem z wyrzutem i również stanąłem na równe nogi. - Dlaczego nie możesz na chwilę dać mi coś do powiedzenia?
- Cały czas to robię. - wzruszyła ramionami i zaczęła oglądać zdjęcia postawione na regale. - I dlatego boję się, że znowu dam Ci zbyt wiele czasu na Twoje słowa, które mogą mnie zranić.
A więc, to o to chodziło...
- Nie chcę już Cię ranić… - powiedziałem pod nosem, na co tamta szybko się do mnie odwróciła.
- Nie chcesz? - zmarszczyła czoło. - Wiesz, to dziwne, bo nikt tego nie chce, a i tak to robi. - prychnęła pod nosem i pokręciła głową.
- Nie skreślaj mnie tak szybko. - miałem wrażenie, że zaraz się przed nią rozpłaczę. Myśl, że może mnie opuścić, dobijała mnie najbardziej.
- Sam to robisz. - mruknęła i odwróciła się do mnie tyłem. - A ja za każdy razem ponownie wpisuję Cię na listę.
To chyba było dobrze... Miałem nadzieję, bo dzięki temu zdaniu od razu przeszło mi przez głowę, że jednak coś dla niej znaczę...
- Nie chce mi się już gadać… - westchnęła i odwróciła się przodem do mnie. - Chodźmy już spać.
- Okej… - kiwnąłem głową.
- Ale śpimy razem. - zagroziła mi palcem, a ja zaskoczony szerzej otworzyłem oczy. - Nie chcę znowu zmarznąć.










~~~~
One Direction- Strong








____


Hej kochani :)

Wiem, że rozdział nie jest rewelacyjny i na pewno nie jest taki, jaki sobie wyobrażaliście, ale nie mogłam inaczej go rozegrać. Na pewno nie spodziewaliście się takiego zachowania Ani xd


Nie będę się znowu rozpisywać, bo w sumie nie mam o czym. Ostatnio w ogóle mi nie idzie pisanie i mam nadzieje, że ten brak weny szybko minie.


Dziękuję bardzo za Wasze komentarze. I przepraszam, jeżeli nie odpisuje na nie na czas, ale staram się jak mogę.

(8 do końca)

4 komentarze:

  1. Cudowny rozdział. Z resztą jak zawsze. Nie spodziewałam się takiego zachowania po Ani. Zresztą Kendall też. Jak to tylko 8 do końca? To nie możliwe, że ta wspaniała historia powoli się kończy. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boże ! Ale się szczerzyłam czytając ten rozdział ! (Oczywiście chodzi mi o te drugą część) :D
    Ale fajnie, że Kendall i Ania bd w końcu mieli trochę czasu dla sb. Porozmawiają szczerze, spędzą razem czas! :D
    Ale ci Pill'owie są fajni ! Polubiłam ich ! Dziwne, że nic nie wiedzieli o śmierci Kevina.
    Schmidt'a musiało nie być w Wichita kupę lat! Bardzo dobrze, że zabrał tu Anię :) Ten wyjazd zapowiada się baaaaardzo ciekawie *u* :D
    Btw, Dustin radził Kendallowi ? To oni normalnie rozmawiają ! :D Świetnie!
    Pijana Ania ! XD O Boże ! Kend, coś Ty zrobił ? :D Spiłeś dziewczynę XD Ja myślałam, że Ania wypije i co najwyżej zaśnie u Kenda na kolanach, a Ta co ? :D Zaczęła go całować ! A Schmidt z grzeczności nie odmówił ! O jejku, kocham ten rozdział !
    Smith ! Czm nie dałaś mu dokończyć ?! On zapewne chciał powiedzieć, że cię kocha !
    Chociaż wolałabym, żeby wyznała jej to kiedy wytrzeźwieje ;)
    Ja nie wierzę, że to ta Ania! XD Chcę spać razem ze Schmidt'em ? Proszę ! Tylko ciekawe jak zareaguje rano!
    Niecierpliwie czekam na nn !
    Xx !

    OdpowiedzUsuń
  3. wow.. :d. Zachowanie Ani, jest naprawdę szokujące, ale pozytywnie. Cicha woda z naszej Ani, ale czy rano będzie w pełni świadoma tego co zrobiła wieczorem. I to było to ważne pytanie, czy da w końcu szansę powiedzenia Kendallowi co On czuję? Świetny rozdział! Oby do następnego! :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny!! Czyżby Ania kochała kendalla? ;D <3

    OdpowiedzUsuń