środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 50 "Nie mów tego, czego nie masz na myśli."

Well you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeżeli zadałbym pytanie "Czym jest szczęście?" zwykłym przechodniom w centrum miasta, dostałbym na pewno wiele odpowiedzi. Dla niektórych jest to po prostu słoneczny dzień, a dla drugich dowiedzenie się o wyzdrowieniu bliskiej osoby. Tak naprawdę, to nie ma jednoznacznej definicji szczęścia. Każdy z nas odczuwa to zupełnie inaczej i w tym tkwi fenomen różnorodności. Mogą dwie osoby patrzeć na tą samą rzecz i każdy ujrzy zupełnie coś innego.
Jaka jest definicja mojego szczęścia? Widok uśmiechniętej osoby, która odmieniła moje życie. Jest to chyba najlepsze, co mogło mnie spotkać. Zmiany zawsze przyjdą trudno, to było wiadome. Ale jeżeli jest ktoś obok Ciebie, kto Cię wspiera i wierzy, że się uda, jest zupełnie inaczej. Mam wrażenie, jakbym mógł zrobić wszystko, czego tak na prawdę nie jestem w stanie zrobić.
Jednak najgorszą rzeczą jest krytyka, z którą nie jesteśmy w stanie się pogodzić. Staramy się, aby wyszło wszystko dobrze. I tak niby jest, ale tylko i wyłącznie naszym zdaniem, bo zawsze znajdzie się ktoś kto podetnie Ci skrzydła.
Nigdy nie zrozumiem tych ludzi, którzy oceniają czyjąś sztukę. Rozumiem, postawić opinię, ale nie dawać stopnie, czy też jakieś punkty za wyobraźnię artysty. Każdy postrzega świat w zupełnie innych kolorach. I naprawdę rzadko się zdarza, aby ludzie doszli do porozumienia w tym temacie.
Dlatego między innymi nie lubiłem chodzić na tego typu imprezy. Pełno nadąsanych przygłupów, którym nie podoba się chmurka zamieszczona nie w tym miejscu, co potrzeba. Dla mnie każdy obraz robił ogromne wrażenie, bo wiedziałem, że sam nie umiałbym namalować lepszych. Artystą trzeba się po prostu urodzić, a ja zostałem stworzony do niszczenia wszystkiego co dobre.
Wychodząc z pierwszej auli, w której powieszone było około dziesięciu obrazów, przeszedłem do następnego dużego pomieszczenia, z jedyną różnicą od poprzedniego, gdzie tutaj zamiast dużych płócien wywieszone były fotografie. Wypiłem do końca szampana z kieliszka, którego dostałem od razu na wejściu, ale oczywiście mogłem dopiero go upić po skończonej mowie Pani Jade Smith. Nie żeby coś, ale cholernie mi się to wszystko dłużyło. Do tego musiał jeszcze dołożyć swojego Pan Daniel, który zaprosił wszystkich gości na występ jego nowych, małych perełek, oczywiście dopiero po obejrzeniu całej wystawy.
Znalazłem wzrokiem moich rodziców, od których odizolowałem się już w pierwszej chwili przejścia przez próg muzeum. Od tamtej pory w dalszym ciągu przechadzałem się samotnie wśród dzieł sztuki i rozkapryszonych krytyków, którzy niestety też musieli się tutaj pojawić.
Przez cały ten czas próbowałem zwrócić na siebie uwagę Ani, która w dalszym ciągu nie odstępowała od swoich prawnych opiekunów. Nie miałem pojęcia, co mogłem jeszcze zrobić, jak tylko się modlić, aby w końcu spojrzała się na mnie w tym samym momencie co ja. Nie musiałem chyba przypominać, że wyglądała zjawiskowo w granatowej sukience, ale w jej spojrzeniu widziałem pewne zdenerwowanie, które za każdym razem się powiększało, kiedy spoglądała na telefon. Byłem pewny, że sprawdzała, czy nie dostała przypadkiem jakieś nowej wiadomości od Dustina, który został dzisiaj przy Bridgit.
A jeżeli wspomniałem już o tej dziewczynie to... W sumie, nie mam pojęcia, co mam powiedzieć. Dni pędziły stanowczo za szybko, a my nie mogliśmy robić nic, jak tylko oglądać cierpienie i ból, które nasilały się z każdą nową godziną. Dla nas wszystkich ten czas był bardzo cenny, a dla niej - koszmarem. Chciałem, aby w końcu to wszystko się skoczyło. Ale kiedy jednej nocy śnił mi się pogrzeb dziewczyny, wstałem z myślą, że nie dam umrzeć Mendler. Musi żyć. Dla nas. Dla Carlosa.
Zatrzymując się przy jednym zdjęciu i musiałem mrugnąć kilkakrotnie powiekami, aby upewnić się, że to co widzę jest tym, co chciałbym zobaczyć. Wiedziałem doskonale, że moment, w którym tańczę z Anią na weselu chrześnicy mojej mamy był uwieczniony, ale nie sądziłem, że może wyglądać tak samo pięknie na zdjęciu, jak w rzeczywistości. Nasza dwójka była ustawiona w centrum fotografii, a dookoła nas było lekko rozmyte tło, wyznaczając głównych bohaterów. Niebieskie światło, jakie padało z reflektorów, idealnie komponowało się ze strojem brunetki. Gdybym był kimś zupełnie innym, powiedziałbym, że to zdjęcie idealnie przedstawia uczucia dwojga ludzi względem siebie. Była to jak scena wyrwana z dobrego filmu, który z chęcią bym obejrzał.
- Nie chciałam, żeby Jade powiesiła tego zdjęcia… - usłyszałem za sobą smutny i przepełniony goryczą dziewczęcy głos, od którego od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Odwróciłem się w jej stronę i zrobiłbym wszystko, aby w końcu na mnie spojrzała, ale ta uparcie przyglądała się fotografii.
- Dlaczego? - zapytałem z ciekawości.
- Bo to jest nasze. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. - Nikt nie może zrozumieć tego zdjęcia, jeżeli nie był świadkiem lub uczestnikiem wydarzenia.
- Masz rację. - stwierdziłem kiwając głową. - Dlatego z chęcią poprosiłbym o odbitkę. - dodałem żartobliwie, na co ta w końcu się na mnie spojrzała. I niech mnie diabli wezmą, jeżeli nie przyznam, że jej wygląd nie zrobił na mnie wrażenia. Dlatego przyznaję się bez bicia - Ania wygląda fenomenalnie. Ale co mi po tym, jak i tak wyląduje w piekle.
- Przepraszam, że nie mogłam wcześniej do Ciebie podejść, ale...
- Przestań przepraszać. - przerwałem jej wypowiedź, będąc praktycznie pewny, że jeżeli zacznie mnie przepraszać, to nie skończy z tym do jutra. - Tęskniłem za Tobą… - przyznałem przechodząc do następnego zdjęcia, przypominając sobie kilka dni bez jej obecności. Chociaż widzieliśmy się w szpitalu, to nie było jakoś okazji, żeby przez chwilę porozmawiać.
- Ja też… - szepnęła spuszczając głowę w dół. - Ale sam rozumiesz… - westchnęła głęboko i uśmiechnęła się spoglądając na ścianę, gdzie wywieszone było siedem zdjęć. Na każdym z nich znalazła się Ania w towarzystwie nie tylko Dustina, czy też Bridgit, ale też i Carlosa i Logana. Sądząc po długości włosów Carlosa i jeszcze normalnym stanie Mendler, mogłem stwierdzić, że zdjęcia zostały wykonane dawno temu.
- Została mi już ostatnia książka… - przerwała moje myśli i zacisnęła mocniej wargi.
- Jak to jedna? - zapytałem zdziwiony. Ostatnio jak byłem u niej w biblioteczne widziałem jeszcze cały regał z pustymi książkami! A było to, jakieś dwa tygodnie temu...
- Daniel musiał zabrał wszystkie książki z ostatniej półki… - wyjaśniła cicho. - Akurat były to biografie różnych artystów, więc idealnie pasują do wystroju jego gabinetu.
- I nie zostawił ani jednej?
- Żadnej. - pokręciła przecząco głową. - Do tego dzisiaj miałam jeden z tych snów, które zawsze mi się śnią, kiedy wydarzy się coś złego.
- Co masz przez to na myśli? - zmarszczyłem czoło nie rozumiejąc jej wypowiedzi.
- W nocy, przed tym jak Katelyn popchnęła mnie do basenu, śniło mi się to najmniej ciekawe wspomnienie… - wygięła usta w grymasie, czym dała mi do świadomości, że nie chce o tym rozmawiać. - Za to dzisiaj śniła mi się matka. - ponownie zatrzymała się przy kolejnej wnęce, aby obejrzeć fotografie. Tym razem przedstawiała ona Dustina, Anię, Carlę i Panią Alice, którzy przebywali w kuchni Państwa Smith. Wszyscy czworo mieli na sobie białe fartuszki ubrudzone mąką i jajkami, a w rękach trzymali po dwie babeczki, które przyłożyli do oczu, robiąc przy tym głupie miny. Gdyby nie fakt, że pojawił się tutaj Dustin, mógłbym powiedzieć, że zdjęcie było rewelacyjne.
- To był dzień przed jej śmiercią… - dokończyła odwracając głowę.
- Myślisz, że… - urwałem, nie chcąc wypowiedzieć tych słów.
- Jeżeli mam się zagłębiać w symbolikę snów, to jestem absolutnie pewna, że to jeszcze nie dzisiaj. Sen urwał się w połowie rozmowy, czyli teoretycznie drugą połowę, czyli pożegnanie, będę miała kiedy indziej.
Nigdy jakoś nie wierzyłem w takie bajki. Ale kiedy Ania wyjaśniła mi o co chodziło z tym książkami i kwiatkami, zacząłem się coraz bardziej przyglądać Bridgit, która każdego dnia wyglądała co raz słabiej. W ostateczności musiałem uwierzyć w moc wkładania kwiatów między stronicami.
W ciszy oglądaliśmy kolejne zdjęcia, które oczywiście zasługiwały na medal. Jednak męczył mnie fakt, że Dustin pojawiał się dosyć często, kiedy ja byłem uchwycony tylko jeden raz. Bolało mnie to trochę, ale starałem się o tym nie myśleć, tylko przyjemnie spędzić czas.
Kiedy skończyliśmy oglądać, przeszliśmy do ostatniego pomieszczenia, w którym rozstawione były długie stoły z różnymi przysmakami oraz napojami. Stanęliśmy pod otwartym oknem, aby chociaż trochę nabrać powietrza i czekaliśmy na ostatni punkt tego wieczoru. Kiedy większość ludzi weszło do środka, zgaszono główne światło i zostawiono włączone reflektory przy małej scenie, na którą ktoś powolnym krokiem wchodził. Po chwili mogłem rozpoznać bardzo delikatne dźwięki wydobyte z gitary, ale nic nie można było dostrzec. Dopiero kiedy męski głos zaczął śpiewać, jasne światło padło na scenę, a ja otworzyłem szerzej oczy.
- To Logan? - zapytałem zaskoczony, a w odpowiedzi dostałem kiwnięcie głowy. - I Carlos?
- Tak. - potwierdziła cicho.
Miałem wiele pytań w mojej głowie, ale żadne z nich nie mogło opuścić moich ust. Szok dotarł do każdej najmniejszej komórki w moim ciele i nie mogłem nic z tym zrobić. Nigdy nie sądziłem, że spotkam ich w takim miejscu jak to, a do tego będą występować! Carlos siedział na małym taborecie i to właśnie on wydobywał te słodkie dźwięki z instrumentu, ale oprócz tego sam cicho śpiewał, pomagając Loganowi w wysokich dźwiękach.
- Co to za piosenka? - zadałem kolejne pytanie.
- Skinny Love. - mruknęła pod nosem. - Logan sam wybrał tą piosenkę.
- Czemu akurat ta?
- Powiedział mi, że chciałby nawiązać do Carlosa i Bridgit. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem i zaczęła mocno bić brawo, kiedy chłopaki skończyli swój występ. Zeszli ze sceny, żeby dać miejsce kolejnym artystą, którzy od razu zabrali się za śpiewanie. - Chcesz iść do nich? - zapytała wskazując głową na drugi koniec pomieszczenia.
- Jasne… - a przy okazji dowiem się, co jest tu grane. Nie miałem zielonego pojęcia, że Henderson tak dobrze śpiewa! A Carlos? Od dzisiaj słowo "gitara" będzie od razu mi się kojarzyć z tym chłopakiem. Dlaczego Ania o wszystkim wiedziała, a ja jak zwykle nic? To dziwne uczucie, kiedy zna się kogoś przez tyle lat, a poznajemy go dopiero po dłuższym czasie. Może po prostu nie zasługiwałem na to, aby ich lepiej poznać?
Z trudem wyszliśmy z zatłoczonej sali, ale w końcu udało nam się wyjść z pomieszczenia i w ciszy, która przerywana była jedynie stukotem obcasów Ani, przeszliśmy długim korytarzem. Mijaliśmy kilka drzwi, ale dopiero przed ostatnimi dziewczyna zatrzymała się i cicho zapukała w powłokę, cierpliwie czekając aż ktoś się odezwie. Zamiast tego, ktoś po drugiej stronie przekręcił klamkę i wyjrzał na korytarz, a widząc dobrze znane mi ciemne kosmyki Logana, chciałem od razu przejść do sedna sprawy.
- Ania! - krzyknął entuzjastycznie i porwał brunetkę w objęcia, na co ta cicho pisnęła. - To było niesamowite! Było tak cicho, a potem nagle... O jeju! - mówił jak szalony, na co tamta jedynie zaczęła cicho się śmiać.-  Dziękuję Ci bardzo! Tak wiele dla mnie zrobiłaś!
- To przecież nie ja, tylko Daniel… - odezwała się w końcu, nadal przytulona do chłopaka. Jeszcze nigdy nie widziałem, że Ania przytulała kogokolwiek oprócz Dustina i mnie. To był dosyć dziwny i rzadko spotykany widok dla moich oczu...
- Tak, wiem o tym. - ponownie się odezwał. - Ale to dzięki Tobie uwierzyłem w siebie. Dziękuję Ci bardzo.
- Nie masz za co, Logan. - odsunęła się w końcu od niego i niepewnie spojrzała na mnie, tak samo jak chłopak, który otworzył szerzej oczy.
- Kendall? - zapytał zaskoczony. - Co Ty tutaj robisz?
- Logan rusz ten tyłek! - usłyszeliśmy krzyk drugiego przyjaciela, który też zaraz wyszedł z pokoju. - Ania? - szepnął cicho i również padł w objęcia dziewczyny. Nie byłem do końca pewien, ale chyba usłyszałem cichy szloch Carlosa. - Dzwonił James. - powiedział cicho, kiedy odsunął się od Smith. - Jest coraz słabsza...
- Spokojnie Carlos. - pogłaskała go po plecach, aby dodać otuchy. - Zaraz wszyscy tam pojedziemy.
- Najpierw chciałbym, abyście wszystko mi wyjaśnili. - odezwałem się w końcu i popatrzyłem to na jednego, to na drugiego, omijając wzrokiem zaskoczoną Anię.
- Co chcesz wiedzieć? - zapytał wzdychając Logan. - Od kiedy śpiewam? Od kiedy Carlos gra na gitarze? Czy może to, że już od września jesteśmy dobrymi znajomymi?
Co takiego?
- Kendall… - zaczęła Ania, ale uciszyłem ją dłonią.
- Jak to od września? - zapytałem zbity z tropu. Zacisnąłem dłonie w pięści, przygotowany do zadania ataku. Tylko, czy naprawdę tego chciałem?
Żadne z nich nie odpowiedziało na moje pytanie, przez co jeszcze bardziej się zdenerwowałem. Zamiast coś powiedzieć, wszyscy wpatrywali się we mnie, jakbym był brudny na twarzy. No, prawie wszyscy, bo Ania spuściła głowę w dół i uparcie wpatrywała się w swoje splecione dłonie. Czułem się... Oszukany. I zawiedziony.
- Pod koniec września, Pan Smith znalazł moje covery na youtube. - odezwał się w końcu Henderson. - Zaproponował mi współpracę. Przychodziłem do niego praktycznie codziennie, aby móc pokazać się z jak najlepszej strony. Między przerwami… - urwał i spojrzał na brunetkę. - Ucinaliśmy sobie krótkie pogawędki, aż w końcu się zaprzyjaźniliśmy. Carlos dołączył do nas nieco później.
- Moja kuzynka chodzi do tej samej klasy co Carla i tak jakoś wyszło. - dodał Pena wzruszając ramionami.
Kiedy na nich patrzyłem, czułem lekkie obrzydzenie. Odezwała się we mnie ta gorsza strona, która wypełniła mnie praktycznie całego. Chciałem na nich krzyczeć. Powiedzieć im prosto w twarz, co o nich sądzę. Że nie chcę mieć takich kumpli, którzy okłamywali mnie przez kilkanaście miesięcy! Ale nie mogłem tego zrobić... Jakaś wewnętrzna blokada nie pozwoliła mi na to.
Ale zamiast zostać i dowiedzieć się, dlaczego tak postąpili, odwróciłem się na pięcie i szybkim krokiem poszedłem przed siebie, nie zwracając uwagi na wołania Ani. Zachowałem się jak tchórz, który bał się prawdy. Wychodząc z budynku, dopadło do mnie zimne i rześkie, wieczorne powietrze i od razu zatrzęsło mnie z zimna. Schodząc po kilkunastu schodach, nie myślałem racjonalnie i nawet nie chciałem tak myśleć.
- Schmidt! - dziewczęcy krzyk dobiegł do moich uszu i chcąc nie chcąc, musiałem się w końcu zatrzymać. Wywróciłem oczami i odwróciłem się w stronę brunetki, która stała przy samym wejściu. Miała odkryte ramiona, przez co jeszcze bardziej zrobiło mi się zimniej. - Przestań w końcu uciekać!
- Przestań w końcu mnie okłamywać. - odgryzłem się, wiedząc jak bardzo ją to zdenerwuje.
- Wiem, że to moja wina i wcale nie musisz mi o tym przypominać. - mówiła dalej, schodząc powoli po każdym stopniu. - Nie możemy o tym zapomnieć? Mamy inne zmartwienia...
- Mam zapomnieć, że byłem oszukiwany przez dwójkę moich najlepszych kumpli i przez dziewczynę, której zaufałem? - powiedziałem z niedowierzaniem. - Jesteś taka sama jak wszystkie, Ania.
- Nie mów tego, czego nie masz na myśli. - powiedziała spokojnie.
- Ale właśnie to mam na myśli! - krzyknąłem o wiele głośniej, niż zamierzałem. - Myślałem, że jesteś inna. Jak zwykle musiałem się pomylić… - odwróciłem się i zszedłem kilka schodów dalej.
- Myślisz, że ja to akceptowałam? - po jej tonie mogłem stwierdzić, że była już mocno zdenerwowana, co ja. - Że fajnie mi się żyło z świadomością, że rozbijam czyjąś przyjaźń? - wymachiwała rękoma na wszystkie strony, jakby to miało jej pomóc w wyładowaniu złości. - Oni też nie mieli łatwo! Musieli udawać kogoś, kim tak na prawdę nie byli, kiedy przebywali z Tobą. Bo musiałeś mieć samych twardzieli, którzy tak samo jak Ty nie mają uczuć!
- Nie przeginaj! - warknąłem i pogroziłem jej palcem.
- Bo co? Prawda boli, mam rację? - chamsko się zaśmiała i dalej ciągnęła swoją wypowiedź. - Byłeś zbyt zadufany w sobie, że nie zauważyłeś, że inni też mają jakieś problemy.
- Gdyby mieli jakieś kłopoty, to chyba by mi powiedzieli!
- I Ty w to wierzysz? - prychnęła pod nosem. - Jesteś aż takim egoistą, żeby nie zauważyć tak błahych rzeczy...
- Ty wcale nie jesteś lepsza! - zrobiłem kilka kroków w jej stronę, nie panując już nad złością, jaka we mnie buzowała. - Myślisz, że ktoś będzie się nad Tobą litować przez całe życie? Bo straciłaś matkę i zostałaś zgwałcona? Ludzi gówno to obchodzi, a ze mną na czele!
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy, w których zaraz pojawiły się łzy. O nie... Co ja wyprawiam? Przecież ja tak nie myślę! Dlaczego ja to w ogóle powiedziałem? Złość powoli opuszczała moje żyły, ale i tak już nic nie mogłem zrobić. Zrobiła kilka kroków do tyłu, jakby się mnie bała, a to... Bolało mnie najbardziej... Zachowywała się tak, jak na początku naszej znajomości. Uciekała ode mnie. Nie chciała mieć ze mną nic do czynienia. A tym raniła mnie jeszcze bardziej...
- Nie, Aniu.- chciałem jakoś to szybko naprawić, ale i tak wiedziałem, że jest już za późno. - Ja nie miałem tego na myśli!
- A niby co?! - krzyknęła z wyrzutem. Na jej policzkach znalazły się już mokre stróżki łez, które jak zwykle musiały pojawić się przeze mnie.
- Ja nie chciałem… - mamrotałem robiąc kolejne kroki w jej stronę, ale ona uparcie oddalała się ode mnie. - Aniu, ja przepraszam...
- Odpuść sobie. - mruknęła i szybko weszła na samą górę schodów.
- Aniu! Zaczekaj! - chciałem pobiec za nią, ale kiedy odwróciła się w moją stronę i zgromiła mnie wzrokiem, od razu wgniotło mnie w ziemię. - Nie zostawiaj mnie… - jęknąłem zrozpaczony.
- Sam tego chciałeś. - mruknęła z głośnym szlochem.
- Ja nie...
- Po co się tłumaczysz? - przerwała mi, mrużąc oczy. - Mi? Zgwałconej dziewczynie, która myśli, że będzie dostawała współczucie do końca życia?
- To nie miało tak zabrzmieć. - powiedziałem zdesperowany.
- A niby jak?! - krzyknęła jeszcze głośniej .- No proszę! Powiedz!
Otworzyłem usta, żeby wydobyć z siebie jakieś słowa wyjaśnienia, ale za cholerę nie umiałem złożyć sensownego zdania. Widok dziewczyny kiedy płacze, jest najgorszym co może być. Ale świadomość, że płacze przeze mnie jest jeszcze gorsza...
- Tak myślałam… - szepnęła po chwili. - Zasługujesz na wszystko co najgorsze, Schmidt.
I wtedy zniknęła. Odeszła z mojego pola widzenia, zostawiając mnie w kompletnym osłupieniu. Dlaczego choć raz nie umiem ugryźć się w język? Czemu muszę być aż tak popierdolony, żeby nie widzieć cierpienia, które ukrywa się za niektórymi słowami? Jeżeli zraniłem Anię, która nie zasługuje na takie traktowanie, to już na prawdę musiało być ze mną coś nie tak...
Jednak najgorsze było to, że mnie zostawiła. A obiecała, że nigdy tego nie zrobi... Chociaż, w tym momencie miała do tego absolutne prawo. I niestety, miała rację. Zasługuję na wszystko co najgorsze...


~*~


Zmęczenie, jakie dopadło mnie dzisiejszego poranka, było potworne i marzyłam jedynie, aby zostać w ciepłym łóżku. Jednak telefon jaki dzisiaj dostałam od matki Bridgit od razu mnie wybudził i zadziałał lepiej niż ogromna dawka kofeiny, jaką w siebie wlewałam już od kilku tygodni. Zapominając o wszystkim, co przytrafiło mi się poprzedniego dnia, chciałam jak najszybciej dotrzeć do szpitala i móc na własne oczy zobaczyć, to co próbowała mi Pani Mendler przekazać.
"To już jest koniec." - głos zapłakanej kobiety w dalszym ciągu odbijał się po mojej głowie, a ja nie mogłam w to uwierzyć. W czasie drogi do ośrodka zdrowia, ani słowem nie odezwałam się do Dustina, który również nie był w stanie powiedzieć niczego sensownego. Żadne słowa otuchy nie nadawały się na to, kiedy nasza przyjaciółka przeżywa właśnie swoje ostatnie godziny.
Wręcz wbiegliśmy na doskonale nam znany korytarz, a widząc wszystkich naszych znajomych, którzy stali pod salą Bridgit i mieli poważne miny, nie miałam pojęcia co mam zrobić. Wszyscy byli pogrążeni w swoich myślach, krążąc w tą i z powrotem, bez najmniejszego celu. Dostrzegłam też powód mojej nieprzespanej nocy, ale nie miałam chęci, ani siły, by zacząć z nim rozmawiać. Wiedziałam o tym doskonale, że nie chciał powiedzieć tego, co powiedział i byłam w stanie mu wybaczyć. Ale wspomnienia mają to do siebie, że za cholerę nie chcą wyjść z naszej głowy, pozostawiając po sobie ogromną bliznę.
Drzwi od sali się otworzyły, na co każdy zatrzymał się w miejscu i popatrzył w tamtą stronę. Na korytarz wyszła Pani Mendler, której oczy mogłam spokojnie porównać z fontanną, ale i tak dobrze się trzymała jak na takie wydarzenie.
- Chciała porozmawiać z każdym z Was. - odezwała się cicho i pociągnęła nosem. - Carlos? - zwróciła się do chłopaka, który wyglądał gorzej niż śmierć. Chociaż słowo "śmierć" w tym przypadku nabiera innego znaczenia. - Ciebie pierwszego.
Pena kiwnął głową i od razu skierował się w stronę sali dziewczyny. Zrezygnowana opadłam na krzesełko wyczekując najgorszego. W tym momencie czas igrał sobie z nami i chyba nieźle się bawił, widząc wszystkich załamanych. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Każda następna minuta przybliżała nas do czegoś, czego staraliśmy się i wierzyliśmy, że nas ominie. Ale kiedy wczoraj wieczorem, po nieprzyjemnie spędzonym wernisażu Jade, przyjechałam z chłopakami do szpitala i dostałam kolejny bukiet kwiatów, który później wkładałam już do ostatniej książki, wiedziałam, że to już jest koniec. Zamykając jej okładkę zaniosłam się głośnym płaczem nie wierząc, że to wszystko ma się tak skończyć.
Kolejne osoby wchodziły i wychodziły z sali i każda z nich, niczym nie różniła się od poprzedniej. Zapłakane oczy, zaczerwieniony nos i załamanie nerwowe. To tylko niektóre cechy, jakie można było wyróżnić w zachowaniu naszych znajomych. Po Carlosu wszedł Logan, później James, Claudia i pan "koszmarne zło". Jedynie Pena trzymał się najlepiej z nas wszystkich, co cholernie mnie dziwiło. Myślałam, że to właśnie on nie będzie mógł wytrzymać tej presji, ale się myliłam. Siedział na krzesełku wpatrzony tylko w jeden punkt, jakby miał go zbawić.
- Ania? Dustin? - usłyszałam zaraz głos Schmidta, który wyszedł z sali. - Chce Was widzieć obojga.
Podniosłam się z mojego miejsca i nie czekając na brata, weszłam do sali bez zbędnego pukania, mijając w drzwiach nienawidzonego przeze mnie wczoraj chłopaka. Za chwilę poczułam za sobą obecność Dustina, który zamknął za sobą drzwi i od razu usiadł przy łóżku.
Bridgit wyglądała okropnie. Na jej głowie pojawiły się fioletowe plamy i nie była już tak blada jak wcześniej. Ona była przezroczysta, jak woda. Można było dokładnie zobaczyć przebieg jej żył i tętnic. Sine plamy pod oczami i oczywiście ten lekki uśmiech, z którym nie rozstawała się od samego początku jej pobytu w tym miejscu.
- Cześć kochani. - powiedziała cicho i obdarzyła nas marnym uśmiechem. - Fajnie Was widzieć.
- Ciebie również. - szepnęłam i usiadłam z drugiej strony. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Zadanie pytania "jak się czujesz?" byłoby najgorszą wpadką w całym moim życiu. Więc, o czym można rozmawiać z umierającym człowiekiem?
- Ten, kto tego nie widzi, musi być na prawdę ślepy. - zaśmiała się mrużąc oczy, a ja zmarszczyłam ze zdziwienia brwi.
- O co Ci chodzi? - zapytał Dustin.
- O Was. - powiedziała i lekko wzruszyła ramionami. - Nie udawajcie głupich... Byłam tylko ciekawa kiedy zamierzaliście mi sami o tym powiedzieć. Chyba, że wstydzicie się swojego rodzeństwa, no to wtedy zrozumiem.
Zaskoczona popatrzyłam na Dustina, który również nie miał lepszej miny ode mnie. Ta dziewczyny widzi więcej niż przeciętny człowiek i w tym tkwi jej fenomen.
- Nikomu nie mówiliśmy… - odezwałam się w końcu.
- Wasza decyzja. - wydęła usta i znowu się lekko uśmiechnęła. - Spokojnie, nie powiem nikomu. Zabiorę swoją wiedzę do grobu.
Nie mogłam inaczej, jak tylko parsknąć śmiechem, by po chwili poczuć słone łzy spływające po policzkach. To niewiarygodne, jaki dystans i poczucie humoru ma ta dziewczyna. Będzie mi jej cholernie brakować...
- Musicie mi coś obiecać. - powiedziała stanowczo. - Ty Dustin, że będziesz opiekować się nią najlepiej jak potrafisz, ale też szanować jej decyzje i być zawsze kiedy będzie Cię potrzebować. I przestań być tak zazdrosny, bo i tak już jest Twoja.
- Oczywiście. - zaśmiał się chłopak i ucałował wierzch jej dłoni.
- A Ty Aniu… - zwróciła się do mnie. - Nie pozwól, aby Kendall znowu upadł na samo dno.
Byłam nieco zaskoczona, że do naszej rozmowy musiała wtrącić Schmidta. Miałam nadzieję, że ten temat będziemy omijać szerokim łukiem.
- Potrzebuje Cię. A Ty jego. - dodała zamykając oczy.
- Dobrze… - szepnęłam cicho.
- No, a teraz możecie dać mi w spokoju odejść. - westchnęła rozbawiona. - Chyba, że ktoś jest jeszcze na korytarzu?
- Nie Bridgit. - odezwał się Dustin. - Już ze wszystkimi rozmawiałaś.
- To dobrze. Jestem już potwornie zmęczona… - głośno ziewnęła i po raz ostatni na nas spojrzała. - Pozdrówcie swoje rodziny. I pamiętajcie - ja wcale nie odchodzę. Po prostu robię sobie dłuższe wakacje.
Znowu się zaśmiałam i podniosłam się z siedzenia, aby ucałować czoło przyjaciółki. Zostałam odciągnięta od niej wręcz siłą, przez Dustina, który powtarzał, że już na nią czas. A ja nie chciałam, żeby odchodziła. Dla mnie żadne pożegnanie nie będzie miało końca. Bo każde z nich, nie powinno w ogóle zaistnieć.
- Żegnaj Bridgit… - powiedziałam cicho i machnęłam jeszcze na pożegnanie ręką.
- Do zobaczenia za jakiś czas...
Nie mam pojęcia co działo się potem. Byłam jak w transie, z którego nie mogłam się obudzić. Pamiętam jedynie, jak Dustin pomógł mi usiąść na krześle i podał kubek wody, z którego upiłam tylko jeden łyk. Później wszystko działo się tak szybko, że nawet nie pamiętam kiedy, a kilka lekarzy wbiegło do sali dziewczyny, kiedy jej aparatura wydawała z siebie głośne dźwięki. A ja tylko siedziałam i patrzyłam na to wszystko, ale nie mogłam wydobyć z siebie ani jednej łzy. Nawet wtedy kiedy przyszedł do nas lekarz i powiedział jedynie "Przykro mi". Jak może być mu przykro, kiedy przed sekundą straciliśmy najważniejszą osobą na świecie? Kiedy odszedł od nas, nasz kolorowy anioł?
I najgorsze są te słowa, których nigdy nie wypowiem na głos: Ona odeszła. I nie wróci.











~~~~
Passenger - Let Her Go








____

Przyznam się bez bicia: Płakałam jak głupia pisząc drugą część tego rozdziału i nie mogłam się uspokoić przez dobre parę minut, kiedy napisałam cały. Ten rozdział wzbudził we mnie wiele emocji i mam tylko nadzieję, że chociaż w połowie czuliście to samo co ja.
Kłótnia między przyjaciółmi, potem Andalla, a na samym końcu Bridgit... Ale mogę zaliczyć ten rozdział do jednych z tych ulubionych na mojej liście. A jest ona bardzo krótka.


Już wiele razy wspominałam, że przy rozdziale 51 też płakałam i chyba teraz się domyślacie dlaczego. Te wydarzenia tak mocno mną wstrząsnęły, jakbym była jednym z głównych bohaterów! Chciałabym Was jeszcze z góry przeprosić, bo następny rozdział jest strasznie krótki (nawet nie wiem, czy połowa tego) i składa się praktycznie tylko z opisówki, czego Wy nienawidzicie. Ale proszę Was o jedno: Przeczytajcie go bardzo uważnie i na samym końcu przemyślcie kilka ważnych spraw...


Nie wiem jeszcze co mogę napisać... Chyba tylko "Dziękuję", za to, że ze mną jesteście. Kocham Was tak mocno, że nawet nie zdajecie sobie sprawy :) Także... Dziękuję ♥


A! No i zostało nam 10 rozdziałów do końca. Tak tylko przypominam ;3

(Chusteczki na nadzielę są? ;>)

ZAPRASZAM - IMAGINY (nowa zasada min. 10 komentarzy=nowy imagin.)

5 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział! Zresztą jak zawsze. Szczerze mówiąc płakałam ale tylko trochę ( bo jechałam w autobusie i nie chciałam zwracać na siebie uwagi). Jest mi bardzo smutno, ze brigiet odeszła. Naprawdę ją polubiłam. Trudno uwierzyć, ze je już nie ma. No cóż ale zawsze będzie w naszych sercach. A Kendalla to już kompletnie pogieło! Jak mógł takie coś powiedzieć Ani?! Czy on chociaż raz nie potrafi ugryźć się w język?! Nie raz to on mnie wkurza ale tylko wtedy kiedy pojawia się jego inna strona. Ale wracając do brigiet. Spostrzegawcza jest. Nikt inny nie domyślił się, ze Ania i dustin są rodzeństwem. Tylko ona. Czekam na kolejnego. Mam nadzieję że Kendall przeprosi Anię i się pogodzą. Ania teraz potrzebuje wsparcia po stracie przyjaciółki, a Kendall potrzebuje pomocy by znów nie był tym starym kendallem. Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  2. Pożegnanie z Bridgit było piękne, naprawdę przyznam się bez bicia, wyruszyłam się i to bardzo. Andall to naprawdę świetna para, niech się wszyscy dowiedzą, że to rodzeństwo! Będzie prościej, i to jak. Carlos da radę a rany szybko się zagoją. Genialny rozdział! Oby do następnego! :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej ! Super blog ! Kocham go ! <3 Dlaczego kończysz tę historię?? Uwielbiam ją! Nie chcę się z nią rozstawać!

    OdpowiedzUsuń
  4. I Kendall dowiedział się TEGO w najgorszy sposób .. Ehhh .. Ale czm tak zareagował ?! Jak on mógł coś takiego powiedzieć Ani ?! Ugh ! Wkurza mnie on !
    Bridgit .. odeszła.. Czm ?? Lubiłam ją.. :/ Szkoda .. Szkoda mi jej, Ani, chłopaków.. Muszą dać sb jakoś radę .
    Kendall jaki zazdrosny o zwykłe zdjęcia ! XD On kocha Anię ! Niech jej to w końcu powie, a nie się czai :D
    Mendler jest/była naprawdę spostrzegawcza ! Tylko ona zorientowała się, że Belt i Smith to rodzeństwo. :) Gratulacje Mendler !
    Powiedziała bardzo mądre słowa .. Ania nie może zostawić Schmidt'a .. Nie !
    23:56 a ja koma XD . A myślałam ,że wcześniej dodałam ! :D
    Ok, czekam na nn !
    Xx !

    OdpowiedzUsuń