Comin' back into you once I figured it out
You were right here all along
~~~~~~~~~~~~~~~~
Czasami mam ochotę tak po prostu uciec. Odciąć się od całego świata i nie przejmować się przyszłością. Albo zapomnieć o wydarzeniach z poprzedniego dnia i żyć tak, jakby się nigdy nic nie stało. Szkoda tylko, że wszystko czego zapragnę, przychodzi do mojego życia pod odwrotną postacią. Powinnam już chyba się przyzwyczaić, skoro za każdym razem jest praktycznie to samo...
- Wszystkiego Najlepszego Aniu! - krzyknęła entuzjastycznie Alice, kiedy weszłam do kuchni.
- Dziękuję. - odwzajemniłam jej lekki uścisk i dałam się nawet pocałować w czoło.
- Dustin tutaj przyjedzie? - zapytała z lekkim uśmiechem i zabrała się za przygotowanie śniadania.
- Um, chyba tak… - wzruszyłam ramionami, nie będąc do końca pewna przybycia chłopaka przed balem.
- To dobrze. Będę mogła mu złożyć osobiście życzenia.
To takie dziwne żyć w pełni świadomym o swoim bracie bliźniaku, który jest do tego najlepszym przyjacielem. Jednak po wczorajszym wieczorze nie wiem, jak mam go nazwać. Na samo wspomnienie jego słów, robiło mi się niedobrze, a widok smutnego Kendalla pojawiał się w mojej głowie, przez co miałam wyrzuty sumienia. Jego wzrok, zachowanie i ten wyraz twarzy, kiedy Dustin powiedział słowa, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Oczywiście, że kochałam Dustina, ale tylko i wyłącznie jako brata, którym był. Nie mogłam przecież darzyć go mocniejszym uczuciem. Ale nikt przecież nie wiedział o naszej więzi rodzinnej...
- Wszystko dobrze? - zapytała się kobieta, stawiając przede mną talerz z dwoma tostami.
- Chyba tak. - mam taką nadzieję...
Nie wiedziałam, jak dokładnie mam zinterpretować zachowanie Schmidta. W dalszym ciągu idziemy razem na ten bal, czy już się coś zmieniło? Dzwonienie na ten sam numer, gdzie za każdym razem włączała się poczta głosowa, było już chyba bez sensu, skoro do tej pory blondyn nie podniósł telefonu. Chciałam mu wszystko wyjaśnić. Od początku do końca. Łącznie ze skrywaną tajemnicą, która miała nie wychodzić poza mury naszych rodzin. Tylko, czy on w ogóle będzie chciał mnie wysłuchać?
Kiedy skończyłam jeść moje śniadanie, z korytarza mogłam usłyszeć typowe "Happy Birthday", a po chwili do pomieszczenia weszła Jade z Danielem, którzy trzymali malutki torcik z osiemnastoma zapalonymi i do tego kolorowymi świeczkami. Uśmiechnęłam się na widok moich prawnych opiekunów, którzy wyciągali wysokie dźwięki w urodzinowej piosence.
- Wszystkiego Najlepszego Kochanie! - krzyknęła entuzjastycznie kobieta i podstawiła ciasto pod mój nos. - Najpierw życzenie!
Życzenie? Czego można sobie życzyć, kiedy ma się osiemnaście lat? Dużo pieniędzy i czerwonego ferarri? Wyjazdu dookoła świata? Dobrych wyników na egzaminie i dostania się na studia? Życia długo i szczęśliwie? Skąd mam niby to wiedzieć, skoro osiemnaście lat kończę po raz pierwszy i ostatni. Popatrzyłam na dorosłych zebranych wokół mnie, a potem na kolorowy tort i w dalszym ciągu palące się świeczki. Czego mam sobie życzyć?
- No dalej Aniu! - odezwał się Daniel, a ja głośno westchnęłam.
Chcę...
Chciałabym...
...Jego...
I zdmuchnęłam świeczki.
*
Po raz kolejny wygładziłam delikatny materiał mojej sukienki, którą wybrała mi jeszcze Bridgit, kiedy leżała w szpitalu. Jej słowa co i rusz odbijają mi się echem po głowie, a uśmiech sam wkradał się na usta, na wspomnienie o tej kolorowej dziewczynie. "Będziesz wyglądać jak księżniczka z tych wszystkich dziecinnych bajek, a Twój książę już będzie na Ciebie czekać." Szkoda tylko, że książę, z którym miałam iść na ten bal, nie odzywa się do mnie od wczorajszego popołudnia. I nie miałam zielonego pojęcia, co miałam robić. To, że mnie wystawił, nie oznacza, że nie mogę iść na szkolną imprezę, prawda?
Przejrzałam się w lustrze i nie mogłam uwierzyć, że osoba którą widzę, jestem nią sama. Sukienka w kolorze pudrowego różu, z gorsetem bez ramiączek, który był cały w ponaszywanych cekinach, a sama spódnica, która sięgała aż do ziemi i wykonana była z tiulu, idealnie komponowała się z rozpuszczonymi włosami, które zostały lekko podkręcone. Do tego jasne i na szczęście, nie za wysokie szpilki, które okazały się być bardzo wygodne. Wyglądałam jak... Jak księżniczka. Na prawą rękę założyłam jeszcze czarną opaskę z jasnoróżowymi różami, która pasowała do całego wyglądu. Od razu się uśmiechnęłam patrząc na ozdobę znajdującą się na prawym nadgarstku, którą wybierałam razem z Kendallem. Tego samego koloru kwiaty powinien mieć włożone w kieszeń marynarki od garnituru, aby pokazać wszystkim, że przyszliśmy razem. Szkoda tylko, że tak się nie stanie...
Z łóżka zabrałam jeszcze moją malutką torebkę i wyszłam z mojego pokoju. U podnóża schodów mogłam wychwycić rozmowy moich domowników oraz Dustina, który zgodził się po mnie przyjechać. Nogi trzęsły mi się jak galarety, kiedy pokonywałam każdy następny stopień. A kiedy podniosłam głowę do góry, wiedziałam, że to nie był najlepszy pomysł. Wszystkie osoby zebrane na korytarzu wpatrywały się w moją osobę, a zachwyt w ich oczach, można było dostrzec z końca domu.
- Prześlicznie wyglądasz… - odezwała się Jade, która jako pierwsza do mnie podeszła i poprawiła moje włosy, które zakrywały odkryte ramiona i plecy. Odpowiedziałam jej tylko lekkim uśmiechem i podniosłam głowę na Dustina, który cały czas mi się przyglądał.
- Wszystkiego Najlepszego Braciszku. - powiedziałam cicho i objęłam go wokół szyi.
- Wszystkiego Najlepszego Siostrzyczko. - szepnął do mojego ucha i lekko pocałował w policzek.
- Stańcie tutaj. - odezwał się Daniel i wskazał na pustą ścianę. - Zrobię Wam zdjęcie.
Posłusznie ustawiliśmy się w odpowiednich miejscach i lekko uśmiechałam się do aparatu trzymanego przez Jade. W głowie pojawił mi się pewien komunikat, którego za nic na świecie nie potrafiłam wyrzucić z umysłu. To nie Dustin powinien stać w tym miejscu, a Kendall Schmidt, którego polubiłam chyba za bardzo, niż powinnam.
Podróż do szkoły minęła nam w luźnej atmosferze, gdzie ciszę przerywały piosenki puszczane w radio i nasze krótkie pogawędki, dotyczące szkolnej imprezy, na którą się wybieramy. Kto by pomyślał, że na moją pierwszą szkolną potańcówkę pójdę z własnym bratem... Daniel, który robił za naszego szofera, co i rusz opowiadał jak to on się bawił na takich szkolnych imprezach, gdzie podobno był królem parkietu. Za nic na świecie nie umiałam sobie wyobrazić mojego prawnego opiekuna, który wygina swoje ciało w rytm skocznej muzyki. Z pozoru wygląda na człowieka biznesu, który w swoim słowniku nie posiada słów takich jak "impreza", czy też "rozrywka". Ale ja wiem, że kiedy trzeba to i Daniel potrafi pokazać swoje drugie oblicze.
Wychodząc z samochodu poczułam chłodne powietrze, które przywitało się z moimi odkrytymi ramionami i zatrzęsło mnie z zimna.
- Cześć Wam! - przywitał się z nami Carlos, kiedy przekroczyliśmy próg szkoły. Już z korytarza można było usłyszeć głośną muzykę dobiegającą z głównej sali gimnastycznej. Przyjrzałam się mojemu przyjacielowi, który wyglądał znacznie lepiej niż bym przypuszczała. Nawet jego oczy nie wskazują na jakikolwiek smutek, tylko radość, a wręcz szczęście.
- Hej Carlos. - lekko przytuliłam chłopaka, który odwzajemnił mój uścisk z uśmiechem.
- Pięknie wyglądasz. - szepnął do mojego ucha, a ja poczułam jak na moje policzki wskakują lekkie rumieńce.
- Dziękuję. - odsuwamy się od siebie i w dalszym ciągu nie mogę uwierzyć, że ten sam Carlos Pena, który przez kilka dni nie chciał wyjść z domu, stoi tu teraz przede mną, szeroko uśmiechnięty i nie daje nikomu poznać, że jeszcze jakiś czas temu był w kompletnej rozsypce.
- A gdzie jest Kendall? - zapytał chłopak rozglądając się za plecami Dustina.
- On… - zaczęłam cicho i oblizałam ze zdenerwowania wargę. - Sądząc po jego wczorajszej reakcji, to chyba nie przyjdzie… - wyjaśniłam zmieszana.
- Co? Czemu? - dopytywał się chłopak, a ja jedynie mogłam wzruszyć ramionami.
- Wczoraj do mnie przyszedł na zajęcia i zauważył Dustina i… - urwałam w połowie zdania, nie wiedząc kompletnie jak wyjaśnić wczorajsze wydarzenie, które do miłych nie należało. - Poszedł sobie.
- Jaki to jest idiota… - głośno westchnął i wyciągnął swój telefon z kieszeni.
- Nie masz co próbować. Jego telefon jest wyłączony od wczorajszego wieczora. - uprzedziłam jego zamiary, na co fuknął sfrustrowany.
- Pojadę po niego, a Wy wchodźcie na salę. Przy stolikach kręcą się gdzieś James i Logan.
Kiwnęliśmy głowami i rozeszliśmy się w inne strony. Z każdym nowym krokiem skierowanym w stronę sali gimnastycznej, muzyka robiła się coraz głośniejsza, iż w ostateczności bałam się o moje bębenki uszne. Kiedy dotarliśmy do celu nie mogłam uwierzyć własnym oczom, jak zwykła przestrzeń, na co dzień używana do różnych ćwiczeń, zamieniła się w piękną salę balową ozdobioną kolorowymi kwiatami, których woń unosiła się w powietrzu. Przechodząc przez grupki ludzi, którzy postanowili uciąć sobie pogawędkę w przejściu, było mi strasznie niezręcznie, kiedy na swoim ciele czułam praktycznie wzrok każdej osoby, koło której przechodziłam. Wiedziałam, że się wyróżniam na tle innych dziewczyn, które miały zupełnie inne fasony sukienek od mojej.
- Nie przejmuj się nimi… - szepnął mi do ucha Dustin, którego od razu posłuchałam. Uniosłam wyżej głowę i pewnym krokiem zmierzałam w kierunku stolików, gdzie przy jednym z nich siedzieli James z Claudią, która przyszła na imprezę, jako osoba towarzysząca Maslowa.
- Hej śliczna! - krzyknął entuzjastycznie James. - Z której Ty się bajki urwałaś, co?
- Daruj sobie te marne teksty Maslow. - warknął mój brat. Zachichotałam pod nosem na jego komentarz i usiadłam na krzesełku obok moich przyjaciół. James jest na drugim miejscu na liście Dustina pod względem nielubianych osób. Na honorowym pierwszym miejscu oczywiście utrzymuje się Kendall Schmidt. Swoją drogą, to nie pogniewałabym się, gdyby się tutaj pojawił...
- James ma rację. - odezwała się Claudia. - Wyglądasz olśniewająco.
- Dziękuję. - czas przywitać się z nienawidzonym pomidorem na mojej twarzy… - Gdzie Logan? - zapytałam rozglądając się dookoła sali.
- Też chciałbym to wiedzieć… - mruknął James. - Jakieś półgodziny temu zostawił nas samych przy stoliku wyjaśniając, że musi z kimś porozmawiać.
- Czy tylko mi się wydaje, że ostatnio jest taki jakiś... Inny? - zapytał Dustin poprawiając się na krześle.
- Nie tylko Ty to zauważyłeś. - odpowiedziałam mu i sięgnęłam po czystą szklankę, do której nalałam sobie soku pomarańczowego. - Może z kimś się spotyka?
- Nie sądzę… - zaprzeczył Maslow.
- Żebyś się nie zdziwił. - odezwała się Claudia i wskazała głową na parkiet zapełniony uczniami, którzy tańczyli do kolejnej wolnej piosenki. Rozejrzałam się dokładnie po osobach i dopiero po jakieś chwili mogłam dostrzec Logana w towarzystwie niskiej czarnulki, ubraną w turkusową sukienkę, która idealnie pasowała do krawata Hendersona. I wszystko byłoby może normalne gdyby nie fakt, iż tą czarnulką jest sama Erin Sanders! Jedyna przyjaciółka Katelyn Tarver, która co i rusz śmiga mi przed oczami w długiej zielonej sukni, uszytej z zapewne drogiego aksamitu.
- Niech mnie diabli wezmą… - jęknął James, a ja jedynie szerzej się uśmiechnęłam. - Przecież to nie mogło się wydarzyć!
- Niby czemu? - zapytałam lekko poirytowana.
- Przecież to Erin! - syknął wskazując głową na tańczącą parę.
- No i co z tego! Jest taka sama jak inne dziewczyny.
- A niby skąd Ty to wiesz?!
- A dlaczego miałaby być inna?
- Bo może to przyjaciółka Katelyn Tarver? - uniósł brwi prychając pod nosem, a ja najchętniej przywaliłabym mu w ten pusty baniak.
- Ale to nie znaczy, że Erin jest taka sama jak Katelyn. - warknęłam krzyżując ręce na piersiach.
- Jeszcze zobaczymy… - głośno westchnął i upił łyka swojej coli. - Zatańczymy? - wyciągnął w moją stronę rękę, a ja otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia.
- Przed chwilą kłóciłeś się ze mną o głupotę, a teraz zapraszasz mnie do tańca? - zapytałam zdezorientowana jego zachowaniem, na co tamten jedynie wzruszył ramionami.
- Co w tym złego? - uśmiechnął się zadziornie, a ja jedynie wywróciłam oczami i chwyciłam go za dłoń. Kiedy byliśmy już na środku parkietu, zarzuciłam swoje ręce na jego karku, a po chwili poczułam ciepło rozchodzące się z tali przez całe ciało.
- Jesteś idiotą.. - powiedziałam szczerze, na co on jedynie wydął usta.
- Może. Ale to nie ja boję się wyznać komuś uczucia. - uśmiechnął się drwiąco, a w jego oczach mogłam dostrzec pewien błysk, który nie wróżył niczego dobrego.
- O czym Ty teraz mówisz? - zmarszczyłam nos, kompletnie nie rozumiejąc aluzji chłopaka.
- Możliwe, że uważasz mnie za jakiegoś głupka, którym i jestem, ale w jednym Cię zaskoczę. Mam dwoje oczu, które widzą znacznie więcej niż Ci się wydaje.
- Możesz jaśniej? Bo jak na razie to nie mogę niczego zrozumieć z Twojej gadki… - westchnęłam wywracając oczami.
- Kochasz go. - to raczej było stwierdzenie, niż pytanie. - Ale boisz się mu o tym powiedzieć. Tylko nie próbuj zaprzeczać, bo oboje wiemy, że jest tak jak mówię.
- James ja… - zaczęłam niepewnie i kiedy chciałam coś jeszcze powiedzieć, poczułam na ramieniu męską dłoń, którą od razu rozpoznałam.
- Przepraszam za spóźnienie, ale pojawiły się pewne komplikacje i… - wyjaśnił chrząkając i lekko zagryzł wargę. - Ktoś mi kiedyś powiedział, że najlepsi goście przybywają na samym końcu.
Nie wiem, ile bym się starała, ale nie mogłam zapanować nad moim szczęściem, które odzwierciedliło się na szerokim uśmiechu. Nie zdawałam sobie sprawy, jak jedna osoba może tak szybko zmienić mój humor. A Kendall był tego najlepszym przykładem. Wyglądał zbyt perfekcyjnie, jak na kogoś, kto niespecjalnie wie jak się ubrać na tego typu imprezy. Ale kiedy dostrzegłam różowe różyczki wystające z kieszeni marynarki garnituru, mogłam od razu powiedzieć, że wygląda perfekcyjnie. Nawet w tych potarganych włosach, które wyglądały, jakby kilka minut temu wyszły spod prysznica.
- Kendall… - zaczęłam cicho, w dalszym ciągu przypatrując się chłopakowi.
- To ja Was zostawię… - mruknął James i przeczesał swoje włosy. - My jeszcze nie skończyliśmy! - powiedział jeszcze w moją stronę i odszedł od nas.
- Pięknie wyglądasz. - przyznał od razu, a ja po raz kolejny poczułam rumieńce na moich policzkach. - Jak księżniczka. - dodał ciszej. A czy Ty będziesz moim księciem? - zapytała moja podświadomość.
- Dziękuję… - odezwałam się w końcu i schowałam kosmyk włosów za moje ucho, nie wiedząc co jeszcze mogłabym powiedzieć.
- Może wyjdziemy na dwór? - zaproponował lekko zmieszany. - Muszę... Znaczy się, chciałbym... Mam coś Ci ważnego do powiedzenia.
- Jasne.
Niepewnych swoich czynów, Kendall podał mi swoją dłoń, którą ochoczo przyjęłam i chciałam jak najszybciej się stąd wydostać. Teraz nie liczyło się nic, kiedy jest obok mnie. Możemy iść nawet do łazienki, czy też schowka na miotły, bo naprawdę nie robiło to dla mnie żadnego znaczenia! Ważne, żeby on był obok mnie i nigdy mnie nie opuścił.
Wyszliśmy tylnymi drzwiami na zewnątrz, gdzie powietrze było znacznie przyjemniejsze niż wcześniej. Kilku uczniów, tak samo jak my, postanowili odetchnąć świeżym powietrzem i zajmowali miejsca przy niskim murku. My poszliśmy w stronę tylnego dziedzińca, gdzie poustawiane były drewniane ławeczki i stoliki, ale nie zamierzaliśmy zajmować żadną z nich.
- Wczoraj… - zaczął cicho ze spuszczoną głową, a ja nie zamierzałam mu przerywać. - Miałem Ci coś bardzo ważnego powiedzieć, ale... Nie wiem, czy dalej mogę.
- W zależności, czy Ty chcesz, aby te słowa ujrzały światło dzienne. - odezwałam się w końcu, aby chociaż trochę go wesprzeć.
- Chcę. - powiedział od razu. - I to bardzo. - spojrzał na mnie niepewnie. Zatrzymał się niespodziewanie i stanął naprzeciwko mnie. - Wczoraj miałem Ci powiedzieć, jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Jak uwielbiam Twój uśmiech i to w jaki sposób się do mnie zwracasz. Jak cholernie za Tobą tęsknię, kiedy Cię przy mnie nie ma i jak cieszę się jak głupi, kiedy w końcu mogę z Tobą porozmawiać. Miałem Ci powiedzieć, jak słodko wyglądasz kiedy się rumienisz, a jeszcze lepiej kiedy jesteś zawstydzona. Chciałem Ci jakoś pokazać, jakie robią na mnie wrażenie Twoje pocałunki i Twój najmniejszy dotyk. - mówił bez przerwy wpatrzony tylko i wyłącznie w moje oczy, w których pojawiły się łzy wzruszenia. Jeszcze nigdy nie słyszałam takich słów, a już w szczególności od takiego chłopka, jakim był Kendall Schmidt. - Chciałem Ci zadać jedno pytanie, ale kiedy zobaczyłem Dustina… - od razu posmutniał, kiedy wypowiedział to imię, a moje serce lekko się zacisnęło. - Wiedziałem, że się spóźniłem. I nie wiem, co mam jeszcze Ci powiedzieć, jak tylko to, że będę czekał na Ciebie, dopóki będzie trzeba, a ja na pewno nie odpuszczę. Bo nigdy się nie poddam i nie będę skreślał moich marzeń.
I jak tu po takim czymś normalnie oddychać? Byłabym chyba kosmitką, gdyby te słowa nie zrobiły na mnie żadnego znaczenia. A było zupełnie inaczej... Każdy wyraz, który wyszedł z ust Kendalla, był jedynie rozżarzonym węglem, który dokładał do wielkiego pieca, jakim było moje serce. Ciepło rozchodziło się po każdej komórce organizmu, ale za nic na świecie nie potrafiła wrócić do swoich czynności sprzed kilku minut. Nie wiedziałam co powiedzieć, co zrobić, jak się zachować... Szok ogarnął całym moim ciałem i nie chciał mnie opuścić.
- Wiem, wygłupiłem się tylko… - powiedział cicho spuszczając głowę w dół. - Ty masz przecież Dustina, który pewnie mówi Ci takie rzeczy praktycznie codziennie. Przepraszam… - przeczesał swoje włosy i zrobił kilka kroków do tyłu. - Najlepiej będzie, jeżeli pójdziesz, ale ja… - urwał na chwilę i głośno wzdychając, odwrócił się plecami do mnie. - Nie chcę widzieć jak odchodzisz, więc policzę do dziesięciu, a Ciebie już nie będzie.
Zachciało mi się śmiać, kiedy to powiedział. Ale powstrzymałam chichot i zagryzłam wargę nie wiedząc, co mam zrobić. Odejść? Po tym co od niego usłyszałam? Nigdy w życiu!
- Dziesięć...
Tylko co mogę zrobić, aby zrozumiał, że mnie i Dustina nie łączą żadne relacje, poza przyjaźnią i oczywiście rodziną?
- Dziewięć... Osiem... Siedem...
Myśl Ania, myśl!
- Sześć...
A jeżeli to jest właśnie on? Ten, który powinien zostać w moim życiu na trochę dłużej?
- Pięć...
Ale jeżeli zostanie, to na pewno jedno z nas będzie musiało niedługo odejść. Zawsze tak jest, jeżeli kogoś obdarzę zbyt większym uczuciem, niż powinnam.
- Cztery...
Bridgit kochałam jak siostrę, ale ona mnie zostawiła jak psa.
- Trzy...
Moja mama też mnie zostawiła...
- Dwa...
Co jeśli i on ode mnie odejdzie?...
- Jeden.
... Nie pozwolę na to.
- Nigdzie się nie wybieram. - powiedziałam pewnie i uniosłam wyżej głowę.
Chłopak odwrócił się w moją stronę, a smutek i zaskoczenie wymalowane na jego twarzy, dało mi do racjonalnego myślenia. On też nie chce, żebym odchodziła... Mogłam nawet dostrzec mokre ślady na policzkach po łzach, które opuściły jego oczy.
- Ponieważ, to Ty jesteś tym pierwszy, który powiedział takie słowa. - tym razem to ja przejęłam inicjatywę w mówieniu. - To Ty jesteś tym pierwszym, który mnie pocałował. To Ty jesteś tym pierwszym, który zrobił to, co ze mną zrobił i wzbudził we mnie wcześniej nieznane mi uczucia.
Podeszłam kilka kroków bliżej, aby zapewnić nie tylko jego, ale przede wszystkim siebie, że nie ucieknę jak tchórz.
- To zawsze byłeś Ty. - zapewniłam go, łącząc nasze dłonie, najmocniej jak tylko mogłam.
- A Dustin? - zapytał cicho.
- On też jest dla mnie ważny. - wyjaśniłam bez żadnych ogródek. Nabrałam dużo powietrza w płuca i w końcu postanowiłam wyjawić kilka drobnych szczegółów. - Ale pod względem rodzinnym.
Kendall podniósł na mnie wzrok, który mówił mi, że niczego nie rozumie. Sama bym na jego miejscu nic nie zrozumiała...
- Dustin i ja jesteśmy rodzeństwem. Bliźniakami. - powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Jest moim bratem, którego kocham, ale tak jak powinno się kochać rodzinę.
- Ale... Co? - jego oddech stał się znacznie szybszy i mogłam dostrzec wiele myśli, które przelatywały przez jego głowę i miały odzwierciedlenie na zielonych oczach. Zrobiłam jeszcze jeden krok, iż staliśmy w bardzo małej odległości.
- Jutro pokarzę Ci wszystkie wyniki badań DNA i sam się przekonasz… - szepnęłam z lekkim uśmiechem.
- Ty i on… - jego wzrok był dosłownie wszędzie, ale ani na moment nie zatrzymał się na mojej osobie. Wiedziałam, że ta informacja lekko go zaskoczy, ale nie sądziłam, że może mieć aż takie efekty.
- Mhm… - mruknęłam zarzucając swoje ręce na karku chłopaka.
- To znaczy, że… - miałam wrażenie, jakbym mówił do siebie, ale ja z chęcią mogłabym posłuchać, co takiego sobie tam myśli w tej główce. W końcu na mnie spojrzał, ale tym razem oczy emanowały czystym szczęściem. - Jestem idiotą… - prychnął pod nosem.
- Nie mów tak o sobie. Skąd niby miałeś to wiedzieć?
- Zaskakujesz mnie na każdym kroku… - nachylił się nade mną i już myślałam, że mnie pocałuje, kiedy on zatrzymał się dosłownie kilka milimetrów ode mnie. - Wszystkiego Najlepszego Aniu.
I w końcu mogłam poczuć to niesamowite coś, które wypełniało mnie całą od środka. Było tego znacznie więcej. Więcej uczuć. Jakbyśmy nie widzieli świata poza sobą i zatrzymali się w miejscu. Szczerze mówiąc nie miałam nic przeciwko temu, aby tak było. Jeżeli jest on, mogę z nim iść nawet na koniec świata. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak moje życzenie szybko się spełniło. Mam tylko nadzieję, że będzie ono trwać o wiele dłużej niż każde inne.
I wszystko było piękne. Powietrze było czyste i pachnące, a wokół nas panowała noc, którą mogę zaliczyć do tych najprzyjemniejszych. Staliśmy na środku ścieżki, gdzie wokół nas piętrzyły się wysokie drzewa, a cicha muzyka, która dobiegała z wnętrza szkoły umilała nam czas. Byliśmy tylko my ubrani w balowe stroję, przygotowani do zabawy, która toczyła się obok nas. Jak w bajce...
~~~~
Justin Timberlake - Mirrors
____
Hej wszystkim! I jak? Zadowoleni z tego rozdziału, czy jeszcze nie? ;3
To raczej wszystko. Dziękuję bardzo wszystkim i widzimy się w środę!
(5 do końca.)