But the loneliness will stay with me
And hold me till I fall asleep
~~~~~~~~
- Okej, na dzisiaj koniec. Dzięki bardzo za zajęcia. Jesteście świetni! - krzyknął Dustin i zaczął głośno klaskać w dłonie, a zanim zawtórowała gromadka dzieciaków, która otaczała jego siedzące ciało na podłodze. Po chwili wszyscy się podnieśli i zaczęli zbierać swoje rzeczy, a do mnie podbiegła Caroline.
- Podobało Ci się? - pyta zdyszana, na co ja się szeroko uśmiecham.
- Oczywiście. Zawsze mi się będzie podobać jak tańczysz. - mówię nadal się uśmiechając, a mała aż skacze z radości.
- Jak się przebiorę to pójdziemy do The Owl Cafe? - zapytała mnie z nadzieją. Już chciałam się zgodzić, ale przypomniały mi się uwagi Alice i Jade dotyczące powrotu do domu.
- Przykro mi, ale musimy iść do domu. Może następnym razem? - dodaję szybko widząc smutną minę dziewczynki.
- Obiecujesz? - pyta lekko przybita.
- Obiecuję. A teraz idź do szatni. Będę czekać na Ciebie na korytarzu.
Carla kiwnęła głową i pobiegła w stronę drzwi a ja ją odprowadziłam wzrokiem. W końcu podniosłam się z mojej siedzącej pozycji i złapałam moją torbę.
- Jesteś dla niej bardzo miła. - odzywa się Dustin, który cały czas stał na uboczu.
- Dlaczego miałabym nie być dla niej miła? - pytam unosząc brew.
- Nie chodzi mi o to. - kręci z rezygnacją głową, ale jego denerwujący uśmiech nadal nie schodzi z ust.
- A o co? - pytam.
- Jesteś miła tylko dla niej. Dla nikogo innego ze swojego otoczenia. - mówi dając nacisk na słowo "tylko".
- Skąd wiesz, że tylko dla niej? - pytam z drwiną.
- No i pewnie jeszcze dla rodziców. - dodaje Dustin.
Zamieram. Żebym ich kurwa jeszcze miała...
- Dlaczego nie możesz być taka na co dzień? - pyta pakując swoje rzeczy do torby i powoli kierujemy się w stronę drzwi studia.
- Jaka?
- Miła. Uprzejma. No i uśmiechnięta. - wymienia chłopak i zamyka salę na klucz.
- Nie mam powodów, żeby się uśmiechać. - kręcę głową. - Ani dla kogo.
- Ale dla Carly jesteś inna. - oświadcza.
- Bo wiem, że ona mnie nie skrzywdzi. - mówię nieco ciszej niż zamierzałam.
- Ja Ciebie też nie skrzywdzę. - odpowiada szybko, a ja prycham pod nosem.
- Skąd to wiesz? A może jutro wydrzesz się na mnie na korytarzu, tak jak dzisiaj? - pytam unosząc brew. - To tak samo jak w tańcu. Tworząc nowy układ nie wiesz jakie ruchy wykona Twoje ciało w danym momencie. Nie wiesz, gdzie postawisz stopę, gdzie wykonasz obrót, albo którą i na jaką wysokość podniesiesz rękę. Nikt nie jest pewny tego co może się wydarzyć, dlatego nie składaj obietnic, że tego nie zrobisz, skoro sam nie masz o tym pewności.
Niechętnie unoszę głowę i próbuję zrozumieć wyraz twarzy Dustina. Oczy były szeroko otwarte, jednak na ustach nie widniał ten sam szeroki uśmiech co kilka minut temu. Miał lekko rozchylone wargi, które zaraz złączył w jedną linię i znowu się uśmiechnął. Czy on nigdy nie przestaje się uśmiechać?
- Na tym właśnie polega zaufanie. - odpowiada patrząc się w moje oczy. - Musisz najpierw wiedzieć, że ufasz swojemu ciału. Kiedy będziesz na sto procent pewna, że Twoje ciało będzie z Tobą współpracować, możesz spokojnie zamknąć oczy i ponieść się chwili.
- To jest odpowiedź na mój przykład do tańca. A co powiesz na życie codzienne? - zadaję kolejne pytanie.
- To możemy przełożyć na inną rozmowę. Właśnie kilka sekund temu przeszłaś wspaniale przez pierwszy punkt mojej terapii. - uniósł do góry brwi, a ja parsknęłam śmiechem.
- Twojej terapii? A kim Ty niby jesteś? Jakimś terapeutą, czy może psychologiem? Ile Dustin Belt ma w sobie jeszcze oblicz? - pytam rozbawiona.
- Nie jest tego tak dużo... - mruczy pod nosem. - A co do terapii, to nazwałem ją "Jak otworzyć Anię, nie mając odpowiedniego klucza."
Przekręcam oczami.
- Zajmie Ci to całą wieczność. - odpowiadam przyspieszając nie co kroku.
- Może jednak nie. Punkt pierwszy właśnie został wykonany. - śmieje się pod nosem i zaraz jest u mojego boku.
- Skończ z tymi głupkowatymi uwagami i przestań się śmiać jak idiota. - warczę i w końcu wchodzimy na główny korytarz, gdzie rozstawione było rusztowanie i kilka młodych mężczyzn wymieniali między sobą zdania, ubrani w stroje robocze.
- Dyrektor klubu zarządził zmianę wyglądu. Mam nadzieję, że na lepszą. - odpowiada Dustin na moje niewypowiedziane pytanie. Nie zwracając na niego uwagi kieruję się w stronę Caroline, która rozmawiała z koleżanką z grupy. Podchodzę do niej i na moje usta przyczepiam udawany uśmiech.
- Gotowa? - pytam Carly.
- Możemy chwilę poczekać? Nie chcę żeby Eliz czekała sama na mamę. - pyta z nadzieję.
- Jasne, nie ma sprawy. - odpowiadam grzecznie. - A gdzie mieszka Eliz? To może ją kawałek odprowadzimy?
- Nie trzeba. Moja mama dzisiaj miała trochę później przyjechać, a nie chcę sama czekać. - odpowiada cichym głosem blondyneczka, a ja kiwam głową i siadam na jednym z wielu krzesełek znajdujących się na tym korytarzu. Dostrzegam Dustina, który rozmawia z jakąś kobietą siedzącą w małym pomieszczeniu i zaraz idzie w moją stronę i siada obok mnie.
- Na kogo czekamy? - pyta oczywiście z uśmiechem.
- Nie czekamy, tylko czekam. - poprawiam go na co on chichocze. - Na mamę Eliz. Nie chcę, żeby sama siedziała w tym budynku.
- No to poczekam z Wami. - odpowiada jak gdyby nigdy nic i rozkłada się na krześle a ja spoglądam na niego. Wywracam oczami, a on zaczyna się śmiać.
- Z czego się śmiejesz? - pytam groźnie.
- Fajnie wyglądasz jak przekręcasz oczami. - znowu chichocze, a ja aż kipię z złości.
Postanawiam nie zwracać na niego uwagi i skupić się na czymś innym. Jednak za każdym razem, kiedy próbowałam myśleć o czymś innym, w głowie miałam twarz Dustina. Jego rysy twarzy, włosy, uśmiech. To wszystko było dla mnie dziwnie znajome. Jedynie oczy, które nie pasowały do osoby, do której upodabniałam chłopaka. Spojrzałam na jego dłoń, a potem na moją. Kolor skóry miał praktycznie taką samą jak ja, ale moja była trochę jaśniejsza. Powód był prosty. Geny moich rodziców trochę się zmieszały i mam połowę cery mojej mamy, a drugą ojca. Jednak wszyscy mówili, że jestem bardzo podobna do Katherine, jedynie oczy mam...
- Mama! - usłyszałam krzyk małej Eliz w stronę długowłosej blondynki na szpilkach. Ubrana jest w białą koszulę z falbanami wciśniętą w granatową spódnicę, sięgającą jej prawie do kolan. Zapewne kobieta biznesu.
- Kochanie, tak bardzo Cię przepraszam. - blondynka mocno przytuliła swoje dziecko, a ja z zazdrością przypatrywałam się tej dwójce. Wszystko bym oddała za jeden uściska mojej mamy. Za jedno "kochanie" i jedno "kocham Cię" wydobyte z jej ust. - Dziękuję, że zostaliście z moją córką. - powiedziała tym razem w naszą stronę, nadal tuląc do siebie dziewczynkę.
- Polecamy się na przyszłość. - odpowiada Dustin, który stał już na nogach. Kiedy on się podniósł?
- Widzę, że szykuje się mały remont. - mówi kobieta i pokazuje ręką na robotników i rozstawione rusztowanie.
- Zmiana wyglądu naszego studia. - uśmiecha się uprzejmie i również rozgląda się po korytarzu.
- Ale zajęcia będą nadal się odbywać? - pyta z nadzieją w głosie.
- Tak, oczywiście. Jeżeli coś się zmieni dam o tym znać.
- Jeszcze raz bardzo dziękuję i do zobaczenia jutro. - żegna się z nim uściskiem dłoni a mała Eliz macha do nas swoją rączką i wychodzą z korytarza.
- Możemy już iść. - oznajmia Caroline, a ja uśmiecham się do niej i podnoszę się z mojego siedzenia. Przerzucam torbę przez moje ramię i odwracam się w stronę Dustina.
- Do jutra Dustin. - mówi Carla i podchodzi do niego przybijając "żółwika".
- Ale ja idę z Wami. - oznajmia ni z tego ni z owego, a ja otwieram szerzej oczy. - Nie chcę żebyście same szły o tak późnej porze. - mówi w moją stronę, a ja już zaczynam rozumieć o co mu chodzi.
- Nic nam się nie stanie. - oznajmiam i poprawiam torbę.
- Wolałbym jednak wiedzieć, że wróciłyście całe i zdrowe do domu. - oświadcza poważnym tonem i już wiem, że nie ma ochoty się o to kłócić. - Gdzie mieszkacie? - zadaje pytanie.
- Daleko. - mruczę pod nosem.
- W North Hollywood. - mówi mała, a ja wywracam oczami, na co tamten chichocze.
- Tak się składa, że mam po drodze. - uśmiecha się i kładzie swoją rękę na ramieniu Carly i prowadzi ją w stronę wyjścia, a ja nadal stoję w miejscu. - Aniu, idziesz? - odwraca się w moją stronę, a ja głośno wzdycham.
Kiedy przechodziliśmy przez Bel Air nie odezwałam się ani jednym słowem. Nawet nie przysłuchiwałam się rozmowie Dustina z Caroline. Chciałam po prostu wrócić do domu w spokoju i ciszy, która nie dana mi była przez cały dzień. Jednak moi towarzysze mieli inne zamiary, a w szczególności Dustin.
- Chciałbym Cię przeprosić, Aniu... - odzywa się cicho i spuszcza głowę, a ja aż stanęłam w miejscu.
Zamarłam. No tego to się nie spodziewałam.
- Przeprosić? - powtórzyłam.
Dustin odwrócił się w moją stronę, a za nim Caroline patrząca to na mnie to na Dustina.
- Za to, że nakrzyczałem na Ciebie na korytarzu. - mruknął pod nosem i podrapał się z tyłu głowy, a ja szerzej otworzyłam oczy.
- Czekaj, czy ja dobrze zrozumiałam? Chcesz mnie przeprosić, za Twój wybuch agresji na mnie, kiedy ja kilka minut wcześniej wygarnęłam wszystko Katelyn? - zapytałam upewniając się.
- No tak... - odpowiedział cicho i podniósł wzrok na mnie. - Co w tym takiego dziwnego? - zapytał lekko marszcząc nos.
- Nic, tylko... - zaczęłam kręcić głową z niedowierzania. - Nie spodziewałam się tego po Tobie. - odpowiedziałam również cicho i w końcu ruszyłam kilka kroków do przodu. Dustin parsknął śmiechem, ale zaraz złapał rękę Carli i udaliśmy się w stronę North Hollywood.
- Długo się znacie? - zapytała ni z tego ni z owego dziewczynka, a ja popatrzyłam na nią pytającym wzrokiem. - No Ty i Dustin. - przewróciła teatralnie oczami, a ja aż zachichotałam pod nosem. Widać, że co raz więcej czasu przebywa w moim towarzystwie.
- Kilka dni. - odpowiedział Belt.
- Zachowujecie się, jakbyście znali się od kilku lat. - odpowiedziała cicho i kopnęła leżący przed nią kamyk.
- Dlaczego tak sądzisz? - tym razem to ja zadałam pytanie.
- Podobnie się zachowujecie. - wzruszyła ramionami. - No i obydwoje śmiesznie marszczycie nos. - dodała ze śmiechem.
Popatrzyłam na chłopaka, który dusił w sobie wybuch śmiechu, ale w ogóle nie dał po sobie tego poznać. Za to jak zwykle szeroko się uśmiechnął i mrugnął do mnie okiem.
- Gdzie Ty w ogóle mieszkasz? - zapytałam aby rozluźnić trochę atmosferę.
- Na Victory Blvd odpowiedział patrząc przed siebie. - Nie jest Wam zimno? - tym razem to on zmienił temat.
- Zimno nie, ale nogi trochę bolą. - odezwała się Carla i głośno przy tym westchnęła.
- Zaraz będziemy w domu. - powiedziałam aby dodać dziewczynce otuchy i poklepałam ją po ramieniu. - Macie jakieś zawody taneczne?
- Pod koniec września. - odpowiedział chłopak. - Tańczy cała grupa i muszę wybrać co najwyżej 5 osób, które będą tańczyć solówki. - wypuścił głośno powietrze i zaczął kręcić głową. - Tylko nie wiem jak to będzie z naszym studiem. Panuje teraz remont i możliwe, że nie będziemy mogli skorzystać z naszej sali, albo jakiejkolwiek innej.
- Jak to? - zapytała przejęta Carla. - Nie będzie zajęć?
- Do tego na pewno nie dopuszczę. - uśmiechnął się. - Zajęcia grupowe będą się odbywać normalnie, ale z osobami które będą tańczyć solówki na zawodach, będę musiał popracować indywidualnie. Między innymi z Tobą. - powiedział i objął ją swoją ręką, a Caroline wręcz podskoczyła ze szczęścia i zaczęła głośno krzyczeć.
- Nie przesadzasz trochę? - pytam unosząc jedną brew.
- Nie rozumiem, o co Ci chodzi...
- Te dzieci mają dopiero 8 lat, a traktujesz ich jak jakiś zawodowych tancerzy, którzy nie widzą świata po za tańcem. - odrzekłam przechodząc przez opustoszałe ulice.
- Bo tak jest. - chłopak wzruszył ramionami, a ja prycham pod nosem.
- Nie rób z nich maszyny do trenowania nowych układów. Taniec ma być zabawą, czymś co odrywa nas od codziennego życia. A nie ideą w życiu. - ciągnęłam dalej swój wykład i dopiero po jakieś chwili uświadomiłam sobie, że za dużo powiedziałam. Na szczęście dotarliśmy już na North Hollywood.
- Do jutra Dustin! - Carla pożegnała się z chłopakiem i ruszyła w stronę wejścia do posesji Smithów. Chciałam zrobić to samo, ale tamten mnie oczywiście zatrzymał.
- Zaczekaj! - krzyknął i podszedł kilka kroków do przodu. - Skąd to wszystko wiesz? - zapytał, a ja zmrużyłam oczy.
- Wiem, o czym?
- O tańcu - odpowiedział poważnym tonem. - Musiałaś mieć z nim coś związanego, skoro tak dużo o nim wiesz. Musiałaś kiedyś tańczyć. - dodał z uśmiechem.
- To nie jest Twój zasrany interes Dustin. - warknęłam i odwróciłam się na pięcie. - Dzięki za odprowadzenie. - krzyknęłam oschle i ruszyłam w stronę wejścia do domu.
Pośpiesznym krokiem pokonałam dystans dzielący mnie do drzwi wejściowych po brukowej kostce. Kiedy przeszłam dwa schodki odwróciłam się jeszcze w stronę bramy, gdzie nadal stał uśmiechnięty Dustin. Pomachał mi i widziałam jak zanosi się śmiechem, a ja weszłam w końcu do domu.
W holu ściągnęłam buty i powiesiłam kurtkę na wieszak. Chwyciłam torbę i weszłam w głąb korytarza, gdzie Caroline bawiła się piłką z psem.
- Głodna? - usłyszałam za sobą głos Alice i szybko odwróciłam się w jej stronę.
- Nie, dziękuję. - obdarzyłam ją lekkim uśmiechem, na co ona głośno westchnęła.
- Widzę, że Twoja fryzura trzyma się przez cały dzień. - pokazuje ręką na czubek mojej głowy, gdzie moje włosy zostały spięte w bardzo mocnego koka.
- Tak, dziękuję za to. I nie miałabym nic przeciwko gdybyś jutro mnie też tak uczesała.
- Nie ma sprawy.
- Gdzie jest Jade i Daniel? - pytam cicho.
- Pan Smith jest w swoim gabinecie, a Pani Smith chyba w pracowni.
- Maluje? - pytam zaskoczona.
- Przymierza się do tego.
- Hm, ciekawe co z tego wyniknie... - mruknęłam pod nosem i spojrzałam przed siebie. - Sprawdzałaś może, czy Caroline odrobiła wszystkie lekcje? - zapytałam nadal patrząc na bawiącą się dziewczynkę.
- Tak. Nawet z wyprzedzeniem. - zaśmiała się cicho.
- Dzisiaj jej rodzice przyjadą? - zadałam kolejne pytanie, a gospodyni pokręciła przecząco głową.
- Podobno mają być jutro. Tak przynajmniej Pani Smith mówiła.
Skinęłam tylko głową i najpierw skierowałam się w stronę gabinetu Daniela. Przeszłam obok schodów i zatrzymałam się na środku korytarza. Cholera, które to były drzwi? Po lewej stronie jest biblioteka, za nią żółty pokój, w którym ćwiczy Jade jogę. Trzecie drzwi prowadzą do mieszkania Alice. Odwróciłam głowę w prawą stronę i podniosłam moją rękę i wskazywałam po kolei drzwi.
- Galeria Jade, studio fotograficzne Jade, sala muzyczna... - mruczałam pod nosem. - Gabinet Daniela. - wskazałam na ostatnie drzwi i ruszyłam w tamtym kierunku. Ten dom jest tak ogromny, że sama nie wiem gdzie i co się znajduje. Jednak moim zdaniem parter jest największy. Oprócz tych pokoi, które przed chwilą wymieniłam jest tutaj jeszcze ogromny salon, dosyć spora kuchnia, obok niej spiżarnia no i jeszcze jadalnia. I to wszystko znajduje się na jednym piętrze, a oprócz parteru są jeszcze dwa piętra no i na dole jest piwnica. O ile piwnicą można ją nazwać...
- Hej Daniel! - przywitałam się z mężczyzną wchodząc do jego gabinetu. Ściany były pomalowane na ciemną zieleń, ale ciemno-brązowe meble sprawiały, że pokój był o wiele przytulniejszy niż mogło się wydawać.
- Witaj Aniu. - uśmiechnął się do mnie i wskazał na stojący fotel na przeciwko jego biurka. Dokładnie rozejrzałam się pomieszczeniu.
- Zrobiłeś przemeblowanie? - zapytałam siadając na wygodnym fotelu.
- Trochę. - odparł i schował swoje dokumenty do biurka. - Co w szkole? - zapytał i ściągnął okulary z nosa. Wzruszyłam ramionami.
- Chyba dobrze. - odparłam i lekko się uśmiechnęłam. - A u Ciebie w pracy?
- Nie jest najlepiej... - głośno westchnął i przetarł swoje oczy. - Co raz częściej znajdujemy osoby w już starszym wieku, a przecież nie wszyscy chcą słuchać wysokich tonacji dźwięku, albo niskich. Wolą usłyszeć młody głos. Młody głos należący do młodej osoby... - odparł i rozłożył się na krześle.
- Po prostu potrzebujecie osób w wieku mniej niż... 30 lat? - zapytałam upewniając się.
- A najlepiej osoby w wieku 19, może 20 lat. - kiwnął głową.
- Może mogłabym Ci jakoś w tym pomóc?
- Nie chcę Cię urazić, ale chyba nie będziesz mogła... - Daniel podniósł się z krzesła i podszedł do dużego okna.
- A YouTube? - zapytałam unosząc brew. - Pełno ludzi dodaje filmiki jak śpiewają, albo grają na jakiś instrumentach... - mówię wzruszając ramionami. - Wystarczy tylko dobrze poszukać.
- Tak wiem, szukaliśmy. Kilka osób znaleźliśmy, ale nie chcą rozmawiać. - powiedział smutny.
- Na pewno coś wymyślicie. - odpowiadam i podnoszę się z krzesła. - Pójdę do Jade. - wyjaśniam i wyszłam z gabinetu.
Przeszłam do końca korytarza i skręciłam w prawo, gdzie był kolejny korytarz prowadzący do salonu i schody na dół. Powoli pokonałam kilka stopni i zapaliłam światło na korytarzu. Tak samo jak na górze i tu jest pełno różnych pomieszczeń. Jest siłownia, małe studio nagraniowe Daniela, oczywiście piwinica i spiżarka na różnego rodzaju weków no i pracownia Jade. Otworzyłam metalowe drzwi i weszłam do środka, gdzie panowały egipskie ciemności.
- Jade jesteś tu? - zapytałam a mój głos rozniósł się po całym pokoju odpowiadając na moje pytanie tym samym głosem, jednak nie co ciszej. - Jade? - powtórzyłam imię kobiety, jednak nikt mi nie odpowiedział. Zamknęłam za sobą drzwi i rozpaliłam światło w pracowni. Pełno sztalug, puszek z farbami, gazet, pędzli i innych przyborów warlało się po podłodze, stołach i półkach.
- Jade! Gdzie Ty jesteś? - podniosłam nie co głos i w końcu dotarłam na środek pomieszczenia, gdzie stała moja prawna opiekunka. Na uszach założone miała duże słuchawki, a oczy zasłonięte były przepaską, która służyła do snu. Spojrzałam na płótno, na którym widniał zarys obrazu gór. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. Jak ona to robi? Nic nie widzi i nie słyszy, a maluje lepiej ode mnie nawet wtedy kiedy na prawdę się staram. Podeszłam bliżej Jade i zsunęłam jej słuchawki, przez co tamta szybko się odwróciła w moją stronę i zdjęła przepaskę.
- Ach, to Ty Aniu. Wystraszyłaś mnie. - powiedziała z uśmiechem.
- Wołałam Cię, ale Ty mnie nie słyszałaś. - wyjaśniam. - Co Ty robisz? - pytam patrząc na jej obraz.
- Pewien eksperyment i jak na razie mi wychodzi. - odpowiedziała i aż z radości klasnęła w dłonie widząc co jej talent wyprawia na płótnie.
- A na czym dokładnie polega ten eksperyment?
- Jakieś... - spojrzała na swój zegarek. - 2,5 godziny temu przypatrywałam się trzem obrazom. Jeden przedstawiał las, drugi góry, a trzeci niebo. Po 15 minutach przyszłam tutaj, zrobiłam sobie paletę barw, założyłam słuchawki i zasłoniłam oczy. Chciałam sprawdzić swoją pamięć nie tylko do farb, jakie wylałam na paletę, ale też do obrazów. Byłam ciekawa co z tego połączenia wyjdzie i jak widać, efekty są chyba dobre. - odpowiedziała wskazując na płótno.
- Dobre? Jade to jest rewelacyjne! - podnoszę głos zaskoczona jej komentarzem. - Ale skoro zasłoniłaś oczy, to dlaczego zgasiłaś światło? - zadałam kolejne pytanie.
- Musiałam się wyciszyć. Wewnętrznie jak i zewnętrznie. - odpowiada i siada na krześle. - Nawet to dobrze wygląda. - mruczy przypatrując się swojemu dziełu.
- Ktoś tu ma niską samoocenę... - mówię w jej stronę.
- Owszem, ale tą osobą nie jestem ja. - mruga słodko oczami, a mi od razu przypomina się mina Katelyn. Pokręciłam głową, aby szybko wyrzucić ją ze swoich myśli. - W październiku jest moja wystawa. - mówi cicho bawiąc się palcami.
- To chyba dobrze, nie? - pytam z uśmiechem. - A wystawa będzie dotyczyć Twoich obrazów, czy zdjęć?
- I tego i tego. - odpowiada szeptem.
- Nie cieszysz się? - pytam lekko zdezorienotowana.
- Bardzo się cieszę. Nawet nie wiesz jak. - od razu podnosi głos.
- No to o co chodzi?
- Boję się, że coś się nie uda... - spuściła głowę, ale zaraz znowu ją podniosła. - No dobra, dosyć marudzenia, trzeba się wziąć do roboty. - i znowu na jej ustach zagościł promienny uśmiech.
- W takim układzie nie będę Ci przeszkadzać. - podniosłam się z krzesła i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Jakbyś mogła, to zgaś światło! - usłyszałam za sobą prośbę Jade, którą zaraz wykonałam i zamknęłam za sobą drzwi. Od razu poszłam na górę do swojego pokoju, w którym było dosyć duszno. Uchyliłam okno balkonowe i usiadłam na łóżku po drodze zabierając laptopa. Ułożyłam się wygodnie na poduszkach i w końcu miałam czas na chwilę wytchnienia w mojej przestrzeni osobistej.
Spojrzałam jeszcze na pozytywkę, która od niedzielnego wieczoru stoi nie naruszona. Podniosłam jeden kącik ust do góry przypominając sobie mile spędzone chwile z mamą. Wspólne tańczenie, robienie posiłków, odrabianie lekcji. Z pozoru to zwykłe, codzienne czynności, które nie mają żadnego znaczenia. Jeszcze kilka lat temu nigdy nie powiedziałabym, że będę wspominać robienie zwykłego ciasta czekoladowego, czy wspólne wypady na basen. Małe wspomnienia dotyczące tej jednej osoby, mogą się okazać jedynym lekarstwem na tęsknotę. Często zastanawiam się, co by było gdyby... No właśnie. Gdyby co? Gdyby mama żyła? Gdyby nie zachorowała?
Pewnie teraz siedzielibyśmy we trójkę na kanapie i oglądalibyśmy bajki Disney'a, albo grali w Monopoly, albo w Scrabble. Zwykły wieczór normalnej rodziniy. Ile bym dała, żeby mieć chodź jeden taki? Żeby spędzić z nią chodź jedną minutę? Może dwie. Ewentualnie, wieczność...
*2 dni później*
- Nie zapomnijcie tylko o niebieskich balonach! - krzyknęła Katelyn. - Ale najważniejsze są czerwone. Niebieskie możecie dodać na tej ścianie, jednak nie za dużo. - znowu krzyknęła na całą salę. - Nie obijać się! Brać się do roboty!
Popatrzyłam na szpilkę którą właśnie trzymałam w ręku i zamknęłam jedno oko, a rękę z ostrym narzędziem wyciągnęłam do przodu. Naprowadziłam ostrze na głowę Katelyn i jednym ruchem wbiłam ją w jej ładną twarzyczkę. Opuściłam rękę, jednak dziewczynie nic się nie stało i nadal stała na środku sali gimnastycznej i wydawała polecenia. Mam bardzo bujną wyobraźnię.
- Blisko było. - usłyszałam dobrze znany mi głos. - Jednak ja bym wziął jeszcze takich 100 szpilek.
- Mi wystarczy jedna. Ale taka bardzo duża... - mruknęłam. Odwróciłam się w stronę dużej tablicy i przypięłam moim "narzędziem zbrodni doskonałej" czerwoną różyczkę zrobioną z delikatnego materiału.
- Nie rozumiem Cię... - znowu się odezwał a ja przewróciłam oczami.
- Znowu? - zapytałam i przypięłam kolejną różyczkę. Tym razem niebieską. Dustin znowu się zaśmiał.
- Nawet nie wiesz jak trudno Cię zrozumieć...
- Przykro mi, że nie jestem łatwa i nie rozpowiadam na prawo i lewo historię mojego życia. - westchnęłam teatralnie i tym razem do tablicy zaczęłam przyczepiać dużą czerwoną wstęgę. Już mi się zaczyna robić nie dobrze od tego czerwonego.
- Nie rozumiem, dlaczego tak wszystko łatwo przyjmujesz na siebie, to co Tarver Ci robi. Myślisz, że nie widzę jak chowasz te małe żółte karteczki z napisem ile dni Ci zostało do opuszczenia szkoły? - zapytał poważnie, a ja przestraszona w końcu odwróciłam się w jego stronę. - To nie jest już zwykłe dokuczanie Aniu. To jest szantaż. Upokorzenie. Naruszenie Twojej prywatności. A Ty to tak z łatwością przyjmujesz i nawet jej się nie odgryziesz?
- Pan Belt i Pani Smith. To nie jest czas na pogawędki. Jeżeli aż tak bardzo zależy Wam na rozmowie to umówcie się po lekcjach, a nie w trakcie. - usłyszałam donośny głos Katelyn, a zaraz po nim wybuch śmiechu wszystkich osób znajdujących się w tym samym pomieszczeniu. Nie zwracając na to uwagi wróciłam do mojego poprzedniego zadania i w końcu udało mi się przypiąć całą czerwoną wstęgę.
- Nie wiem, czy wiesz Katelyn, ale od nadmiaru śmiechu mogą szybciej zrobić Ci się zmarszczki. - odezwał się Dustin. - I chyba widzę tutaj jedną nad nosem. - wskazał palcem na swoje czoło i postukał w nie kilka razy. Tym razem to i ja zaczęłam się śmiać, a za mną zawtórowali wszyscy zebrani. Spojrzałam na blondynkę, która wstrzymała oddech i znowu zrobiła się cała czerwona. Nie minęła nawet minuta, a już opuściła salę gimnastyczną.
- Uważaj, bo teraz ona będzie kazała Ci opuścić szkołę w przeciągu 2 tygodni. - powiedziałam w stronę Dustina wydymając przy tym usta.
- To może pójdę pakować swoje rzeczy, bo nie wiem czy zdążę. - powiedział z udawanym przejęciem, po czym znowu zachichotał. - Widzisz, to wcale nie jest takie trudne wyprowadzić Katelyn Tarver z równowagi.
- Wiem o tym doskonale. Ale nie będę tego robić. - odpowiedziałam wchodząc na krzesło. - Podaj mi tą koronę. - wskazałam palcem na zrobioną z papieru ozdobę do głowy.
- Dlaczego?
- Chciałabym traktować ludzi, tak jak oni traktują mnie, ale sumienie mi na to nie pozwala. - mówię przypinając pierwszą szpilkę. - Kiedy byłam mała, nauczyłam się jednej ważnej rzeczy.
- Mianowicie? - dopytywał się Dustin.
- Być sobą. W każdym celu i o każdej porze dnia. Nie zmieniać się na minutę, kiedy rozmawiam z jakąś osobą.
- Ale ta nauka chyba poszła na spacer. - skomentował i podał mi pudełko ze szpilkami, a ja zmarszczyłam czoło.
- O co Ci chodzi? - zapytałam zdezorientowana.
- Nie jesteś teraz sobą. Jesteś kimś innym, a ja z chęcią poznam jaka jest prawdziwa Ania.
- To jest prawdziwa Ania. - warczę w jego stronę. Zaczęłam być lekko zdenerwowana, ale nie tylko na chłopaka. Ale też i na siebie.
- O nie. To jest Twoja maska, którą nie chcesz zdjąć, bo boisz się jak inni zareagują.
Nie wytrzymałam. Zeszłam z krzesła i stanęłam na przeciwko chłopaka, który jak zwykle głupio się uśmiechał.
- Jeżeli coś Ci nie pasuje, to nie musisz dotrzymywać mi towarzystwa. Może masz rację, że ukrywam swoje prawdziwe oblicze. Ale powód nie jest taki, jaki Ci się wydaje. - znowu warknęłam. Złapałam uchwyt torby i szybkim krokiem opuściłam salę gimnastyczną.
Nie minęło nawet 5 minut, a ja już byłam w drodze do domu. Jak zwykle ze łzami w oczach. I jak zwykle musiałam przyznać komuś rację, kiedy ja niechętnie przyjmowałam ją do swojej świadomości.
~~~~
____
Witam Was z rozdziałem 7! I jak? Podoba się? Mam nadzieję, że tak, bo dosyć trudno mi się go pisało ;/
Dustin chce pomóc Ani, ale ta cały czas go odtrąca, a po za tym kończy jej się czas na opuszczenie szkoły. Jak myślicie, co będzie dalej? Ania się podda? Czy będzie walczyć z Panią Tarver?
Czekam na Wasze odpowiedzi w komentarzach ;)
Chciałabym po raz kolejny podziękować za te wszystkie miłe słowa jakie otrzymuję ;) Nie spodziewałam się, że pod poprzednim rozdzałem będzie aż tyle komentarzy! ;O Nie sądziłam nawet, że Wam się spodoba i byłam dosyć wkurzona na siebie, że musiałam coś takiego opublikować, ale jednak Wam się podobało, dzięki czemu kamień spadł mi z serca :)
Super rozdział! Myślę, że Ania tak łatwo się nie podda. Czekam z niecierpliwością na nn.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Domi.
Jejuuuu *____* Ubóstwiam to opowiadanie! fajnie, że Dustin chce pomóc Ani i wiem, że ona się nie podda ;) Czekam na kolejny z wielką niecierpliwością ;D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D Tylko raz piszesz w czasie przeszłym, a raz w czasie teraźniejszym. ONI SĄ RODZEŃSTWEM, JA TO WIEM, JA TO CZUJĘ! Tylko, czy mam rację? Okaże się... Za mało Kendalla, w ogóle ZERO Kendalla i jego paczki. Zostań optymistką i pisz HAPPY!
OdpowiedzUsuńPozdro :**** Czekam na następny rozdział ♥
Rozdział jak zawsze genialny. Wydaje mi się, że oni są rodzeństwem. Jedyne do czego mogę się przyczepić to to, że nie było Kendalla w rozdziale. Powodzenia w pisaniu dalej !!!
OdpowiedzUsuńJejku, ale mi się podoba to jak Dustin chcę pomóc Ani. Mam nadzieję, że mu się uda i w ogóle.
OdpowiedzUsuńA Ania moim zdaniem będzie walczyć, raczej się nie podda.
Życzę dużo weny i nie mogę się doczekać następnego rozdziału :*
PS: Brakowało mi Kendalla :(
Fajny rozdział :) Czy tylko mi się wydaje, ze Dustin i Ania mogą być rodzeństwem?
OdpowiedzUsuńRacja... to by sie nawet zgadzało... Xd no ale pożyjemy, zobaczymy :)
UsuńO MY CARROTS!!! To jest cudowne *.* pisz dalej
OdpowiedzUsuńHahaha dobre <3
Usuńi żeby nie było OMC jest moje ;))
UsuńWiesz że lubię Twojego bloga, no i wszystkie rozdziały są świetne :)). Zastanowił mnie fragment w którym Ania opisuję wygląd swój i Dustina, w wyjątkowo podobny sposób.. Może to Rodzina? To mnie zastanawia ;]. Aniu.. Walcz z Panią Tarver , nie pozwól jej wygrać !
OdpowiedzUsuńGenialne <3. czekam na następny :).
Zajebiste! Szybciutko następny proszę! No i weny życzę Aniu!
OdpowiedzUsuńmasz wielki talent i wyobraźnię!;*
Wróciłam! Wiem, opuściłam jeden komentarz i za to baaaardzo przepraszam
OdpowiedzUsuńCzy Ania się podda? Nie, nie podda się :)
Myślę, że Ania i Dustin są rodziną.....Co ja mówię? Ja nie myślę, ja to wiem!
Wspaniały rozdział, jak zwykle <3
@JamezLove12
Jeju, jeju to jest genialne<3 Kocham Twojego bloga:*
OdpowiedzUsuń.Świetny ! Dawaj następny i rób zapasy, bo ci się skończą ;p /O.
OdpowiedzUsuńG.E.N.I.A.L.N.E.
OdpowiedzUsuńE.
N.
I.
A.
L.
N.
E.
!!!!!!!
BOŻE, KOBIETO TY MASZ TAKI TALENT!!!!!!!!! Juz sie nie mogę doczekać kolejnej części! Czekam z niecierpliwością!!! OMG!
ojej. ale fajny. zajebiste jest to jak Dustin się nie poddaje i chce się z nią przyjaźnić po mimo tego, że Ania go odpycha.no niech ona w końcu powie Dustinowi o tym co przeszła. ♥
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością na następny.
Monika.
Mysle ze Ania bd silna i nie da sie zmiazdzyc jak robala skoro przeszla w zyciu. Piszesz swietnie. Rob tak zawsze. Super rozdzial :)
OdpowiedzUsuńKocham to!!! Kocham Ciebie i Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńRozdział Wspaniały!!!
Czekam na następny!!!
Pozdrawiam,
super. Ide czytać kolejny
OdpowiedzUsuń