czwartek, 11 września 2014

Rozdział 3 "Ty masz prawo mieć swoje zdanie. A ja mam prawo mieć je w dupie."


Ouch I have lost myself again
Lost myself and I am nowhere to be found,
Yeah I think that I might break
I've lost myself again and I feel unsafe
~~~~~~

Żałosne. I myślała, że ja się przestraszę? Pokręciłam głową i wrzuciłam karteczkę gdzieś na półkę, na której od razu porozstawiałam książki, które na razie są zbyteczne. Wyjęłam plan lekcji i spojrzałam co mam pierwsze. Zajęcia ze sztuki, sala C34, 2 piętro. Zamknęłam szafkę i posłusznie udałam się na drugie piętro. W końcu odnalazłam odpowiednią salę i weszłam do środka, gdzie przebywało już kilku uczniów. Zlustrowałam pomieszczenie wzrokiem i odetchnęłam z ulgą. Na razie żadnej osoby, którą poznałam, lub która stanęła mi wczoraj na drodze. Klasa była bardzo duża. Na samym początku znajdowały się 4 rzędy ławek, a na końcu tyle samo sztalug, przygotowanych do pracy. Zajęłam miejsce w ostatniej ławce i czekałam na rozpoczęcie lekcji. Do klasy zaczęli wchodzić uczniowie, a między innymi chłopak o kruczo czarnych włosach, który jak się wczoraj dowiedziałam, miał na imię Dustin. Rozejrzał się po całej klasie, ale swój wzrok zostawił na mnie, szeroko się przy tym uśmiechając. Byłam wręcz pewna, że zajmie jedną z dwóch sąsiednich obok mnie, pustych ławek i wcale się nie myliłam.
- Hej. - przywitał się uprzejmie i usiadł w ławce po mojej lewej stronie.
- Cześć. - odpowiadam prawie bezgłośnie i nawet na niego nie spojrzałam.
Widziałam, że Dustin chciał coś jeszcze powiedzieć, ale właśnie zadzwonił dzwonek i do klasy zaczęli zbierać się inni uczniowie, a za nimi starsza kobieta w kwadratowych okularach. Miała mocno zgarbione plecy, przez co jej ruchy były strasznie wolne, a w dłoniach trzymała stos starych książek i zżółkniętych kartek. Już miała otworzyć usta, żeby coś powiedzieć, ale drzwi do sali po raz kolejny się otworzyły. Podniosłam głowę do góry i przekręciłam oczami widząc jak Kendall i jego kolega, który chyba ma na imię James, przemierzali całą salę i usiedli w dwóch ostatnich ławkach, obok mnie. Usłyszałam parsknięcie śmiechu Dustina, przez co odwróciłam się w jego stronę. On przedrzeźniał mnie pokazując moją reakcję na wchodzące osoby. Powtórzyłam mój ruch i odwróciłam głowę w stronę nauczycielki, która czekała, aż wszyscy usiądą na swoich miejscach.
- Dzień Dobry wszystkim. Witam Was na zajęciach ze sztuki. - rozpoczęła swoją mowę starsza kobieta i oparła się o blat biurka. - Mnie już znacie z poprzednich klas, więc nie będę Was przynudzać na temat mojej osoby. Nasze lekcje będą składać się z dwóch części. - wyciągnęła swoją dłoń i pokazała dwa palce. - W pierwszej będziemy zajmować się historią sztuki, w tym roku akurat przypada nam średniowiecze i oświecenie. W drugiej części lekcji, przejdziemy do praktyki. I jako, że dzisiaj jest pierwsza lekcja i wiem, że jesteście jeszcze zmęczeni po wakacjach, także zapraszam was do sztalug. - gestem ręki wskazała na stojące na końcu klasy drewniane podpory. - No już, ruszać się.
Głośno westchnęłam i tak jak większość osób, udałam się na koniec pomieszczenia. Znowu zajęłam ostatnie miejsce, koło mnie zaraz pojawił się Dustin, a z drugiej strony Kendall. Świetnie.
- Każdy ma jedno narzędzie przy swoim stanowisku. Jedni mają ołówek, drudzy jeden kolor farby, a trzeci kredkę. Poprzez to jedno narzędzie stwórzcie coś, co ma dla Was ogromne znaczenie. Bądź coś, co kompletnie nie ma sensu. Chcę Was poznać. Poprzez jeden kolor i jedno narzędzie. Bierzcie się do pracy, macie czas do końca lekcji. - uśmiecha się i zajmuje miejsce w swoim biurku uzupełniając jakieś dokumenty. Spojrzałam na swoje narzędzie jakim okazał się być węgiel do rysowania. Niepewnie ujęłam je w dłoń i od razu tego pożałował, gdyż moja prawa dłoń zrobiła się cała czarna.
- Żeby się nie pobrudzić, załóż sobie fartuch. - szepnął w moją stronę Dustin i pokazał na białą tkaninę przewieszoną przez drewnianą podpórkę.
- Dzięki. - mruknęłam i założyłam na siebie fartuch. Spojrzałam na Dustina, który od razu wziął się za malowanie. Szczęściarz, dostał ołówek, a ja jakiś cholerny węgiel. Odwróciłam głowę w prawą stronę i ukradkiem spojrzałam na Kendalla, który tak samo jak ja stał przed płótnem nie wiedząc co narysować, a w ręku trzymał czerwoną kredkę. Głośno westchnęłam i spojrzałam na sztalugę. Coś, co ma dla mnie ogromne znaczenie? Szczerze? Nic. Niepewnym ruchem zaczęłam rysować obraz, który przelotnie utkwił mi w głowie.
- No dobra, kończymy już. - po pół godzinie usłyszeliśmy głos nauczycielki, która podeszła do nas bliżej i zaczęła oglądać nasze poczynania. Na moich ustach zagościł grymas, gdyż bardzo spodobało mi się rysowanie, chociaż pewnie wyglądam jakbym właśnie wyszła z kopalni węgla. Wytarłam ręce w fartuszek, który odłożyłam na miejsce i zaraz koło mnie pojawiła się staruszka.
- Baletnica? Dlaczego akurat baletnica? - pyta mnie z zaciekawieniem. Wzruszyłam ramionami, niezdolna do odpowiedzenia. W sumie to sama nie wiem, dlaczego akurat narysowałam baletnicę. - Ty jesteś Ania Smith?
- Tak, ale skąd...
- Bardzo ładne. Rysowałaś kiedyś węglem? - przerywa mi, mrużąc oczy.
- Nie. - kręcę głową
- Jednak poradziłaś sobie z nim jak zawodowca. Nie wiem, czy ja bym umiała tak ukazać ciało tańczącej kobiety. Zadziwiający jest fakt, że ona nie ma twarzy, przez co obraz nabiera tajemniczości. Bardzo dobra praca. Szkoda tylko, że nie zdążyłaś dokończyć. - Głośno wzdycha i uśmiecha się do mnie promiennie. Odchodzi od mojego stanowiska i kieruje się w stronę Dustina, który z zaciekawieniem patrzy się na moją pracę.
- A pan panie Belt, dlaczego narysował pan nakryty stół? - pyta z rozbawieniem.
- Chciałem pokazać coś, co kojarzy mi się z rodziną. No i pomyślałem, że stół przy którym zasiadają wszyscy członkowie i spożywają ten sam posiłek jest idealnym wyjściem. - odpowiada drapiąc się po głowie. Spoglądam na jego obraz i przyznam szczerze, że chociaż narysował tylko jeden duży stół, to jednak zrobił to bardzo ładnie. Uchwycił wszystkie szczegóły, nawet zagniecenia na obrusie, czy rysy na talerzach. Jednak tak samo jak mój obraz, również nie był skończony.
- Hm, o tym nie pomyślałam. Dobry pomysł, panie Belt. - chwali go z uznaniem i klepie po ramieniu. - Szkoda tylko, że tak samo jak panna Smith, obraz nie jest skończony.
Uchwytuję spojrzenie Dustina, który mówi "Nie jestem taki zły, jak ci się wydaje". Prychnęłam pod nosem i wywróciłam oczami na co Dustin zachichotał pod nosem. Nauczycielka jeszcze raz spojrzała na obraz Dustina, a potem wzrok przeniosła na moją czarną baletnicę. Uśmiecha się do nas szeroko i podchodzi do stanowiska Kendalla. Odwróciłam głowę w jego stronę i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że cały czas stał za mną opierając się o ścianę i przypatruje się mojej pracy. Spiorunowałam go wzrokiem, na co szyderczo się uśmiechnął. Dupek.
- Po raz kolejny pan się spóźnił, panie Schmidt. - starsza kobieta krzyżuje ręce na piersiach i wydyma usta. Wyglądało to komicznie, zważając na fakt, że rozmawia z 17-nastolatkiem.
- Zaspałem. - wzrusza ramionami i podchodzi do niej. Kładzie lewą rękę na sercu, a prawą podnosi do góry. - Obiecuję, że to się nigdy więcej nie zdarzy, pani Contry.
- Trzymam cię za słowo. - grozi palcem i podchodzi bliżej sztalugi. - No ale, pomimo twojego porannego wybryku, mogę stwierdzić, że bardzo mi się podoba to co narysowałeś. - widać, że chichocze pod nosem, a ja kręcę głową z nie dowierzaniem. Przybieram pozycję taką samą jak wcześniej Schmidt, dzięki czemu mam doskonały widok na prace w moim rzędzie. Stół Belta, moja baletnica, dalej była...
- To jest ławka w szatni, na której leżą rzeczy do football'u. - wyjaśnia Kendall pani Contry i wyciąga rękę w stronę płótna. - Tutaj jest kask i piłka. Tutaj zarysy stroju i ochraniaczy, a pod ławką miały leżeć buty.
- Widzę Kendall, widzę. Świetnie poradziłeś sobie z czerwoną kredką. I szczerze mówiąc bardzo mi się podoba.
Kendall kiwa głową i odchodzi, aby nauczycielka mogła przejść do następnej pracy. Dopiero teraz zorientowałam się, że w naszym rzędzie był jeszcze James. Wychylam głowę, aby zobaczyć co takiego narysował. Poprzez niebieską farbę ukazał, chyba jakąś kawiarenkę, ale nie jestem pewna.
- Urth Caffe? Dlaczego akurat tą kawiarnię pan uwiecznił na płótnie? - pyta zaskoczona. Byłam bardzo ciekawa odpowiedzi, ale James strasznie cicho mówił i nie mogłam nic usłyszeć.
- Ubrudziłaś się na policzku. - słyszę za sobą cichy głos Dustina. Szybko odwracam się w jego stronę i pokazuje na swój prawy policzek. Dotykam palcami po skórze, która faktycznie jest brudna. - Nie rozmazuj tego. Proszę. - wyciąga w moją stronę paczkę chusteczek i czeka na reakcję.
- Dzięki. - mruczę pod nosem i niechętnie biorę jedną. Małymi ruchami próbuję zetrzeć węgiel, ale w sumie nie wiedziałam jak bardzo jestem brudna i trudno mi było stwierdzić, czy powinnam jeszcze się wycierać.
- Pomogę ci. - ponownie odzywa się Dustin i podchodzi do mnie bliżej, bierze nową chusteczkę i już chciał mnie dotknąć, kiedy ja w ostatniej chwili odsuwam się od niego.
- Nie dotykaj mnie. - syczę w jego stronę i robię jeszcze jeden krok do tyłu.
- Przecież nie zrobię ci krzywdy. Chcę jedynie ci pomóc, bo sama sobie nie poradzisz. - uśmiecha się i robi jeden krok do przodu, ale w odpowiedzi ja robię kolejny do tyłu. Wzdycha ciężko, ale nic więcej nie mówi. W końcu mam okazję bacznie mu się przyjrzeć. Czarne włosy sterczące na każdą stronę, brązowe oczy pokryte są gęstymi rzęsami, delikatne rysy twarzy, ciemne usta i lekki zarost na twarzy. Strasznie mi kogoś przypominał, ale nie mogę sobie uświadomić kogo.
- W Waszym rzędzie nikt nie dokończył pracy. Jestem trochę zmartwiona tym faktem, bo na prawdę mieliście świetne pomysły na Wasze prace. I chciałabym abyście je skończyli i to najlepiej dzisiaj. Proszę Was, abyście zostali po lekcjach na dodatkowych zajęciach ze sztuki. - uśmiecha się do nas promiennie i kieruje się w stronę reszty klasy. - I te osoby, przy których byłam i powiedziałam, że chciałabym zobaczyć końcowy efekt, również zapraszam na dzisiejszą dodatkową lekcję. Mam nadzieję, że przyjdziecie. A teraz proszę posprzątać na swoim stanowisku.
Że niby co? Mam zostać? Cholera, a już myślałam, że wcześniej wrócę do domu. Posłusznie sprzątam dookoła siebie, w między czasie wycieram swoją brudną plamę na policzku. Po raz ostatni patrzę na moją baletnicę. Jest zatrzymana w pół obrocie, bez jednej ręki, która powinna być nad głową i zgiętej nogi. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat zdecydowałam się na tańczącą kobietę. Może to wczorajsza rozmowa z Alice, albo wieczorne kręcenie pozytywką od mamy? Nie wiem.
- Proszę pani? - niepewnie podchodzę do biurka i wyciągam w stronę nauczycielki kartkę od pani Jenkis. Spogląda na mnie niepewnie, a potem bierze ode mnie kartkę i posłusznie ją podpisuje.
- Jeszcze raz chciałabym się dowiedzieć, dlaczego akurat baletnica? - pyta z szerokim uśmiechem. - Tańczysz balet?
- Nie, nie. - odpowiadam szybko, zdezorientowana jej pytaniem. - Sama nie wiem czemu... - wzruszam ramionami.
- Ale jednak musisz mieć coś związane z tańcem. - szepcze w moją stronę i podpiera swoją głowę rękoma.
- Dlaczego tak pani sądzi? - pytam niepewnie.
- Bo tylko osoba, która doświadczyła czegoś na własnej skórze, potrafi tak doskonale to uchwycić na papierze. - mówi nieco głośniej i kiedy kończy, akurat zadzwonił dzwonek oznajmujący koniec lekcji. - Mam nadzieję, że przyjdziesz dzisiaj, aby dokończyć pracę. - kończy rozmowę i zabiera się za pisanie po jakiś kartkach.
Zdezorientowana wychodzę z klasy i kieruję się prosto do damskiej toalety. Co jak co, ale pani Contry zna się na ludziach. Kieruję się w stronę damskich toalet i w pewnej chwili łapie mnie strach związany z Katelyn. Szybko kręcę głową wyrzucając tą niespokojną myśl, na temat pani Tarver, która może być w łazience. Wchodzę do pomieszczenia, w którym znajduje się jedynie jedna osoba. Bridgit.
Nie podnosząc na nią wzroku podchodzę do umywalki i przyglądam się w lustrze. Jasna cholera, ale się ubrudziłam tym węglem. Przekręcam kurek z wodą i pośpiesznie próbuję umyć czarną plamę. Widzę jak Bridgit uśmiecha się do mnie przyjaźnie, ale ja nie umiem odpowiedzieć jej tym samym. Za to podnoszę delikatnie jeden kącik ust do góry, który zaraz opada na swoje poprzednie miejsce. Dziewczyna nic nie mówi i po chwili wychodzi z łazienki. Po kilku minutach w końcu mogę opuścić pomieszczenie i kieruję się na 1 piętro, gdzie mam teraz matematykę. I to jest chyba jedyny przedmiot, na którym nie ma nikogo, kogo poznałam. Jestem sama i kilku nieznanych mi uczniów.
Po godzinnym wykładzie nudnego matematyka w końcu mogłam opuścić salę i zeszłam na parter. Skierowałam się do mojej szafki, z której wyciągnęłam podręczniki do chemii, angielskiego i języka hiszpańskiego.
Wchodzę do sali chemicznej, która jest w rodzaju laboratorium, a nie zwykłej klasy. Białe stanowiska do pracy, przy każdym postawione są probówki i inne przedmioty. Zaskoczona otwieram szerzej oczy i zajmuję stanowisko stojące w drugim rzędzie i czekając na dzwonek. Do klasy nagle wpada młoda kobieta w rudych włosach i od razu ubiera się w biały kitel. Obdarza mnie i kilka innych osób siedzących w pomieszczeniu, szerokim uśmiechem. Niechętnie podnoszę się z krzesła i podchodzę do biurka. Podaje kartkę, aby nauczycielka mogła ją podpisać i bez zbędnych rozmów znowu idę do swojej ławki. Zadzwonił dzwonek i klasa już jest cała zapełniona. Słysząc znajomy chichot odwracam się niepewnie i gorzko tego żałuję. Kendall Schmidt i James Maslow. Znowu. Razem. Na tej samej lekcji. Wzdycham ciężko i odwracam głowę w stronę tablicy przy której stoi kobieta, prowadząca swój monolog na temat, co nas czeka w tym roku. Czując na sobie przeszywający wzrok innych osób siedzących za mną, nie czuję się zbytnio komfortowo i nie mogłam skupić się na tym co mówi rudowłosa nauczycielka. To był zdecydowanie głupi pomysł usiąść w drugiej ławce.
- No dobra, a teraz zrobimy kilka doświadczeń. Zaraz rozdam Wam kartkę, na której opisane są wszystkie doświadczenia, jakie chciałabym, żebyście zrobili. Dobierzcie się w pary i bierzcie się do roboty.
W pary? O nie.
- Może będziemy razem pracować? - słyszę zachrypnięty głos. Odwracam głowę i kieruję wzrok na piwne oczy przeszywające moje zielone. - Jestem Tom. - przedstawia się i wyciąga w moją stronę rękę.
- Ania. Jasne. - odpowiadam na poprzednie pytanie i przyglądam się chłopakowi. Jasno brązowe włosy opadają mu na czoło. Piwne oczy i szeroki uśmiech, który wręcz jest zaraźliwy. Ale nie umiem go odwzajemnić.
Po chwili dostajemy kartkę z zadaniami i razem ją czytamy. Nie mija nawet 5 minut, a już poradziliśmy sobie z pierwszym poleceniem. Mogę przyznać, że to wszystko było dosyć banalne. Wystarczy uważnie przeczytać no i wszystko się wie. Razem z Tomem świetnie się dogadywałam, ale tylko w sprawie chemii. Kilka razy próbował mnie zagadać na inny temat, ale ja jednak wolałam utrzymać między nami dystans.
- Świetnie sobie poradziliście. I to przed czasem. - chwali nas chemiczka, kiedy skończyliśmy już wszystkie zadania. - Coś czuję, że będzie nam się dobrze ze sobą współpracować. Jesteście wolni. Możecie opuścić klasę.
Pakuję wszystkie książki do torby i nie zwracając na nikogo, idę w kierunku drzwi, po drodze rzucam badawcze spojrzenie ostatniej ławce. Kręcę głową z nie dowierzaniem, zdając sobie sprawę, że oni męczą się dopiero nad drugim zadaniem. Wychodzę na korytarz i idę w stronę dziedzińca szkoły, gdzie siadam tam na jednej ławce. Przypomniało mi się, że muszę zadzwonić do Jade, aby przyjechała po mnie później. Wyciągam mój Black Berry i wykręcam do niej numer. Odbiera już po 2 sygnale.
- Aniu, coś się stało? - pyta szybko. Chyba zdziwiła się, że do niej zadzwoniłam.
- Emm, mogłabyś przyjechać po mnie o 16.00? Zostaję na dodatkowych zajęciach ze sztuki. - pytam niepewnie.
- Hm, to będzie trochę trudne do zrobienia, ale postaram się. Mogę spóźnić się kilka minut. Co najwyżej pół godziny.
- Okej, nie ma sprawy. To do zobaczenia.
- Pa Aniu.
Rozłączyłam się i schowałam telefon. To była dopiero 3 lekcja, a już mam dosyć. Z chęcią uciekłabym z tej szkoły i pobiegła tam, gdzie nogi by mnie poniosły. Jednak na razie muszę iść na język angielski.

*

Nareszcie lunch. Umieram wręcz z głodu. Kolejne lekcje minęły w dosyć spokojnej atmosferze. Jedynie na angielskim, gdzie pani Katelyn Tarver zaczęła swoją przemowę na temat książek jakie powinniśmy czytać jako lektury szkolne, a jakie nie. Widać było, że pan Colpes był nieźle zdezorientowany. Jednak ocknął się w porę i pomimo uwag Katelyn zapisał nam lektury jakie powinniśmy opracować przez 3 klasę.
Wchodząc do stołówki dostaję lekkiego szoku. Pomieszczenie jest ogromne, zapełnione kilkunastoma stołami, przy których siedzą uczniowie i spożywają posiłek. Stojąc w kolejce próbuję znaleźć jakieś wolne miejsca, jednak moje poszukiwania zostały przerwane przez kobiecy głos, stojącej za ladą z jedzeniem.
- Co Ci podać cukiereczku? - pyta z uśmiechem i aż zachciało mi się śmiać z jej powitania.
- Mmm, coś lekkiego i zdrowego. - mówię i próbuję się uśmiechnąć i chyba mi się udaje. Widzę jak kobieta rozgląda się wokół personelu, zapewne po to, żeby nikt jej nie zauważył.
- Spotkamy się na końcu lady. Nic stąd nie bierz. Jedynie sok pomarańczowy. - uśmiecha się i zaraz jej nie było. Otwieram szerzej oczy i robię co mi karze. Kiedy docieram na sam koniec lady, na mojej tacy gości sałatka zrobiona z sałaty, papryki, kukurydzy i kilku innych warzyw, zapakowana w plastikowy pojemnik.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakować. - mruga do mnie po czym odchodzi i idzie w stronę kolejnych uczniów. Odchodzę od lady i po raz kolejny zaczynam moje poszukiwania wolnego miejsca. Jak się okazuje to nie było takie trudne. Kieruję swoje kroki w stronę stołu stojącego w rogu pomieszczenia i zajmuję miejsce. Otwieram pojemnik i rozkoszuję się przepyszną sałatką. Mogłaby się równać z Alice. Rozkoszuję się jedzeniem i próbuję chodź na moment zapomnieć o otoczeniu w jakim się znajduję. W pewnym momencie cała stołówka milknie, a ja nie mam zielonego pojęcia dlaczego. Odwracam głowę i już wiem co było tego powodem.
- Zajęłaś nasz stolik. - oświadcza Katelyn stojąca nade mną.
- Ja niczego nie zajęłam. Był pusty, więc usiadłam. - wzruszam ramionami.
- Ale to jest nasz stolik. - warczy i kieruje wzrok na osoby znajdujące się za nią. Koło niej stoi Erin, a obok niej chyba Carlos i tamten drugi z ich paczki. Nie widzę ani Jamesa ani Kendalla.
- A jest podpisany? - pytam z drwiną w głosie. Widzę jak to pytanie ją dezorientuje, a ja mam ochotę śmiać się na całą salę. - Jeżeli pokarzesz mi na nim swoje nazwisko, wtedy przyznam, że to jest Wasz stolik. W przeciwnym razie, nie mam pojęcia do czego schodzi ta zbędna wymiana zdań.
Widzę jak złość buzuje w jej oczach, a jej usta mocno się zaciskają. Uśmiecham się drwiąco. Tak jest! 1:0 dla mnie! Jej usta już się otworzyły, aby coś powiedzieć, ale zanim zdążyła wypowiedzieć chodź jedno słowo, zostaje wyprzedzona przez kogoś innego.
- Odejdź stąd Katelyn i daj jej spokój. - odwracam głowę. Do mojego stolika dosiada się zaraz Dustin i Bridgit. Jak zwykle w pogotowiu. Przewracam oczami. Czy chociaż raz, mogę sama zakończyć moją dyskusję z Katelyn, czy już zawsze będą mi się wpieprzać?! Tamta mruga szybko oczami i znowu piorunuje mnie spojrzeniem.
- Moim zdaniem powinnaś trochę bardziej uważać na to co robisz. - syczy w moją stronę.
- Wiesz co Katelyn? - podnoszę się z krzesła, tak, że teraz jesteśmy na tym samym poziomie. - Ty masz prawo mieć swoje zdanie. A ja mam prawo mieć je w dupie.
Po pomieszczeniu rozbrzmiewa głośne "uuu" i nie mam pojęcia czy to dlatego, że przeciwstawiłam się Katelyn, czy też z innego powodu.
Uśmiecham się triumfująco, a moja podświadomość dostaje właśnie medal i staje na pierwszym podium. Blondi patrzy na mnie groźnie, a jej wzrok wyraźnie mówi, że nie da za wygraną.
- Katelyn, chodźmy stąd... - słyszę cichutki szept Erin, która ciągnie swoją przyjaciółkę na początek sali, gdzie zwolnił się jeden stolik. Za nimi idzie reszta paczki i dopiero teraz dostrzegam pana Schmidta i Maslowa, którzy są bardzo rozbawieni tą całą sytuacją. Siadam z powrotem na moim krześle, ale mój wzrok nadal kieruje się w stronę Katelyn, która również się na mnie patrzy. Przez cały ten czas, na stołówce nadal było cicho, a uczniowie spoglądali to na mnie, to na Katelyn.
- Co się tak gapicie?! Nie macie nic lepszego do roboty?! - wydziera się na całe pomieszczenie, po czym od razu ciszę zastępują dosyć głośne rozmowy.
- Pytam się po raz kolejny. Czy ty kompletnie oszalałaś?! - z moich obserwacji wyrywa mnie głos Bridgit. Niechętnie odwracam się w jej stronę i marszczę brwi.
- Jeżeli usiedliście tutaj tylko po to, aby dać mi kazania, na temat co mi wolno a czego nie, to możecie stąd odejść. - syczę w jej stronę, a następnie kieruję wzrok na Dustina. Cholera, strasznie mi kogoś przypomina! Ale nie wiem ile bym się wysiliła, to i tak sobie nie przypomnę kogo.
Bridgit głośno wzdycha i również kieruje wzrok na chłopaka.
- Nic nie powiesz? - pyta go, a w jej głosie można wyczuć lekkie zdziwienie. Dustin wzrusza ramionami i bierze się za jedzenie swojego lunchu. Uśmiecham się pod nosem i również ponownie zaczynam delektować się moją sałatką.

~*~

- O co w ogóle poszło? - zapytał rozbawiony Maslow.
- Nie widzisz, co ta małpa zrobiła?! - Katelyn podniosła głos i zaczęła wymachiwać rękoma. - Ta mała, wręcz wkurwiająca i do tego bezczelna dziwka, zajęła nasz stolik!
- Nie jest mała. Jesteście w tym samym wzroście. - stwierdza Logan, przez co parskam śmiechem.
- Ciebie to bawi Schmidt? - pyta z drwiną w głosie.
- Owszem. - odpowiadam i biorę gryza kanapki. Tamta zaczęła kręcić z nie dowierzaniem głową i również zaczęła jeść. Czasami się zastanawiam dlaczego Katelyn i ta jej przyjaciółka należą do naszej paczki. Nic mnie, ani któregoś z moich kumpli nie łączy z panią Tarver, czy panią Sanders. Chociaż mogę przyznać, że zdecydowanie wolę towarzystwo tej Erin, od Katelyn.
- Ale tak szczerze mówiąc, to moim zdaniem ta cała Ania, powinna dostać ogromny puchar. - stwierdza Logan i popija wodę.
- O czym ty teraz mówisz? - pyta Carlos, oczywiście z zapchaną buzią.
- Powiedz mi, kto w przeciągu ostatnich 3 lat postawił się naszej koleżance. - wyczuwając sarkazm Logana w ostatnich dwóch słowach, znowu parskam śmiechem a zaraz zawtórował za mną Maslow. Tamta patrzy na mnie z dezorientacją, na co znowu wybucham śmiechem.
- Nie wiem... - mówi Carlos, drapiąc się po głowie.
- Bo nikogo takiego nie było, głupku. - warczy Katelyn krzyżując ręce na piersiach, a ja znowu wybucham śmiechem. - Przestań się śmiać. To nie jest w ogóle śmieszne. - znowu warczy.
- Uuu, kotek warczy i zaraz pokarze pazurki. - komentuje James. Tym razem wszyscy się śmiejemy, nawet Erin, ale zaraz przestaje kiedy Katelyn piorunuje ją wzrokiem.
Wywracam oczami i znowu biorę się za jedzenie, ale co chwila przerywa mi w tym James udając kota. Dostaje ode mnie sójkę w bok, na znak żeby przestał.
- W ogóle, to jak ona ma na nazwisko? - pyta Carlos.
- Smith. Anna Smith. - odpowiada Katelyn i widzę jak to imię mówi z trudnościami. - Kolejna osoba, która jest pod ostrzałem Katelyn Tarver.
- Wyluzuj... - mówię i wywracam oczami. Dziewczyna mocno kopie mnie w kostkę, na co syczę z bólu. - Oszalałaś?! - krzyczę i łapię się w bolące miejsce.
- Ups, przepraszam. Następnym razem weź swoje nogi spod mojego krzesła. - uśmiecha się słodko.
- Następnym razem nie siadaj na przeciwko mnie. - syczę i posłusznie zabieram nogi.
- Smith? - naszą wymianę zdań przerywa Logan.
- Z tego co mi się wydaje jest córką tej całej fotografki Jade Smith. - mówi James.
- A jej mąż to Daniel Smith? - Henderson zadaje kolejne pytanie.
- Tsa, a on chyba pracuje w... - znowu odpowiada James, ale Logan mu przerywa.
- W wytwórni muzycznej Music Jobs. - mówi z zachwyceniem. Spoglądam na niego pytającym wzrokiem. - No co? Podobno bardzo wymagający w swoim fachu.
- A ty to wiesz...? - zadaję pytanie.
- Emm, obiło mi się o uszy. - szybko odpowiada. Wiem, że kłamie, ale nie mam ochoty dalej dążyć ten temat.
- Oni mieli córkę? - pyta zaskoczona Erin, która do tej pory się nie odzywała.
- A co to za pytanie? - pyta Katelyn zaskoczona.
- No bo mieszkają tutaj już od dłuższego czasu i jakoś nigdy ich nie widziałam w towarzystwie jakiegoś dziecka, albo coś w tym rodzaju. - kręci głową.
- Może wywieźli ją na Syberię bo mieli jej dosyć i teraz wróciła... - stwierdza Tarver, na co wywracam oczami.
- A opaliła się pod bryłą lodu. - komentuje James. Spoglądam na niego pytającym wzrokiem. - Nie widzisz jaką ma cerę?
- Może to rodzinne? - pytam z drwiną.
- Nie przypominam sobie kogoś o takim nazwisku w szkole podstawowej... - blondynka nadal dąży temat.
- Może Daniel Smith miał brata, który miał córkę i ten brat zginął i Daniel musiał się nią zająć? - pyta Carlos i widać, że jest lekko poirytowany. Patrzę na niego zdziwiony. - Co się tak patrzysz?
Kręcę głową nadal zdumiony propozycją Carlosa. Może on ma rację?
- A nasza kicia nad czym tak rozmyśla, że się wcale nie odzywa? - pyta rozbawiony James.
- Zastanawiam się jak zemścić się na tej małej jędzy... - syczy, a jej wzrok skierowany jest na stolik na końcu sali. Również odwracam głowę i widzę jak Ania podnosi się z krzesła, a jej spojrzenie skierowane jest prosto na nas. Odwracam głowę i przypatruję się Katelyn, która rozgląda się po całej sali.
- Kendall, mógłbyś wziąć swoje nogi? Chcę wyjść, a ty mi w tym przeszkadzasz. - prosi Katelyn i znowu się słodko uśmiecha.
Przekręcam oczami i wyjmuję nogi na zewnątrz, o które zaraz ktoś się potyka. Szybko odwracam głowę i widzę jak jakiś pierwszoklasista ląduje na ziemi, a jego taca i jej zawartość na brunetce, która kilka minut temu siedziała przy (jak to Katelyn powiedziała) naszym stoliku. O cholera. Dopiero teraz zrozumiałem co takiego zrobiłem. Na sali po raz kolejny rozbrzmiała głucha cisza. Spojrzałem na Tarver, która uśmiechała się szeroko. Znowu odwracam głowę i patrzę na Anię. Jej koszula była cała w sosie pomidorowym i w długich kluskach. Patrzy z nie dowierzaniem na swoje ubranie, a potem na Katelyn. Otrząsa się i szybko kieruje się w stronę wyjścia.
- 13 dni kochanie! - krzyczy za nią blondynka.
- Rozumiem, że już nie chcesz wyjść? - pytam przez zaciśnięte zęby, a jej reakcja nadal mnie irytuje.
- Już nie. Możesz schować nogi. - mruga powiekami i popija swoją wodę.
- Nie wiem jak ty, ale ja będę musiał spędzić jej towarzystwo przez co najmniej godzinę. - znowu mam zaciśnięte zęby.
- Oh, na pewno ci podziękuje za ubrudzone ciuchy. A tak poza tym, nie podobała mi się ta koszula.
Znowu kręcę głową. Ta dziewczyna, ta wredna dziewczyna z każdą minutą zaczyna mnie irytować. Czując wibracje w telefonie, bez słowa opuściłem stołówkę. Odkładam tacę i kieruję się w stronę łazienki. Spoglądam na telefon i głośno przełykam ślinę.
- Co jest? - pytam szorstko.
- To co zawsze Schmidt. - słyszę zachrypnięty głos Franka.
- Powiedziałem już. Nie mam kasy i nie mam zamiaru wrócić do tego gówna! - krzyczę do komórki i nie zwracam uwagi, no to czy ktoś oprócz mnie jest w łazience.
- Nie dotrzymujesz umowy Schmidt. A odsetki rosną w górę.
- Oddam wszystko, ale jak będę miał. Na razie daj mi spokój.
- Niech ci będzie. Ale moja propozycja jest taka: Jeżeli nie oddasz kasy, nie tylko ty tego pożałujesz. Będą ofiary. Liczne.
- Jeżeli zrobisz coś mojej rodzinie, albo przyjaciołom, to...
- To co Schmidt? Co mi zrobisz? Chyba nic... Streszczaj się.
W słuchawce słyszę dźwięk urwanego połączenia. Cholera jasna! Jeszcze tego mi brakowało.
- Co jest? - słyszę za sobą głos Jamesa i szybko się odwracam. - Frank?
- Taa... Mam się pośpieszyć... - warczę.
- Masz się pośpieszyć? A co mu się wzięło na jakieś sentymenty?
- To nie jest teraz ważne! - krzyczę i uderzam pięścią w drzwiczki od kabiny. - Nie będę miał tyle hajsu nawet jeśli... - urywam kiedy słyszę otwierające się drzwi od łazienki. Szybko wychodzę z pomieszczenia, a za mną zaraz Maslow.
- Trzeba coś skombinować. - mówi James kiedy wychodzimy na korytarz.
- Na prawdę świetny pomysł Maslow! Sam bym na to nie wpadł! - uśmiecham się drwiąco i kręcę głową. - Sorry, ale ponosi mnie już to wszystko.
- Damy radę. - klepie mnie po ramieniu i już jest mi o wiele lepiej. Właśnie tego potrzebowałem. Słowa otuchy i wsparcia bliskich. Głośno wzdycham i udaję się na fizykę.

~*~

Cholera jasna! Jeszcze tego mi brakowało! Pieprzona pani Tarver i jej "Widzi mi się". Do tego jeszcze ten popierdolony Kendall Schmidt! Pojebane towarzystwo.
Szybko wychodzę ze stołówki i udaję się do łazienki. Próbuję zmyć brudną plamę, ale na marne. Kuźwa i co teraz? Do łazienki zaraz wpada Bridgit, a za nią Dustin.
- Myślałam, że to jest damska toaleta. - komentuję, kiedy chłopak opiera się o futrynę drzwi.
- Masz teraz za swoje... - mówi zdenerwowana blondynka i próbowała zmyć plamę z koszuli. Nadaremnie. - Czy ty chociaż raz nie możesz ugryźć się w język?
Wyrywam się z jej rąk i sama próbuję zaprać plamę.
- Masz coś pod spodem? - pyta nagle Dustin. Kiwam głową. - Zdejmij to. Chodź bez koszuli.
Nieruchomieję. Że co proszę? Mam przez następne 3 godziny chodzić z odkrytymi ramionami? O nie! Nie ma takiej opcji!
- Już wolę chodzić w brudnych ubraniach. - syczę i odchodzę od umywalki. Chłopak głośno wzdycha ale nic nie mówi. Rozpina swoją bluzę i mi ją podaje.
- Co ty robisz? - pytam zdziwiona.
- Daję ci moją bluzę. Później mi ją oddasz. - wzrusza ramionami i rzuca mi nakrycie, po czym wychodzi z łazienki. Pomału zaczynam rozpinać guziki od koszuli i odwracam się tyłem do lustra, aby nie patrzeć na swoje odkryte ramiona. Ściągam koszulę i z prędkością światła zakładam czarną bluzę Dustina. Zapinam suwak do połowy i w końcu spoglądam do lustra. Nie wyglądałam aż tak źle. Jest troszkę za duża, ale to minimalna różnica co do mojego rozmiaru. Spoglądam na Bridgit, która przypatruje mi się uważnie.
- Dlaczego nie chciałaś zostać w tej czarnej bokserce? Przecież nie jest aż tak zimno. - wzrusza ramionami.
- Bo nie chcę. I już. - szybko odpowiadam i poprawiam jeszcze moje włosy. Spoglądam na nią wyczekująco i po chwili opuszczamy łazienkę. Niepewnie rozglądam się na korytarzu i pewniej stawiam kroki w stronę mojej szafki, a za mną idzie Dustin z Bridgit.
- Będziecie teraz tak za mną łazić? - pytam drwiąco. - Spokojnie, nie zamierzam już wpadać na zły humorek pani Tarver.
Obydwoje jak na zawołanie głośno wypuścili powietrze.
- Dzisiaj dam już sobie spokój. - dodaję i odchodzę w stronę sali od geografii.

*

- Bierzcie się do roboty. Chciałabym dzisiaj zobaczyć jeszcze skończone prace. - aż z podniecenia klaszcze w dłonie pani Contry i opiera się o blat biurka. Głośno wzdycham i ubieram swój poranny fartuszek, po czym biorę do ręki mały kawałek węgla i biorę się za dłoń baletnicy.
- Co ty masz całą garderobę w twojej szafce? - słyszę drwiący głos Kendalla z mojej prawej strony.
- Oczywiście. - mówię i wywracam oczami. Słyszę jak Dustin próbuje powstrzymać się od śmiechu.
- A ta bluza to ze śmietnika czy z szafy Twojego ojca? - po raz kolejny słyszę pytanie Kendalla.
- Nawet jeśli to co?
- Nic. Po prostu do twarzy ci z takim ubiorem. - widzę jak chichocze pod nosem, a mnie krew odpływa z twarzy.
- Wiesz co jeszcze mam w mojej szafce? - pytam nadal patrząc na moje płótno.
- Zaskocz mnie. - głośno wzdycha i widzę jak temperuje swoją kredkę.
- Knedel do ust. Idealnie będzie pasować do twojej buzi, abyś w końcu mógł się zamknąć. - syczę i piorunuję go wzrokiem. Dustin parsknął śmiechem, a zaraz zanim zawtórował James, który zapewne również przysłuchuje się naszej rozmowie. O ile to rozmową można nazwać.
Kendall już nic nie mówi, tylko zabiera się za rysowanie, a ja szeroko się uśmiecham. Moja podświadomość dostaje kolejny złoty medal i teraz wykonuje taniec szczęścia na środku stadionu, wypełnionego kibicami.
Po pół godzinie moja baletnica jest już prawie gotowa. Zostało mi tylko tło, na które nie mam pomysłu. Odchodzę kawałek do tyłu i opieram się o ścianę. Spoglądam na sztalugę Dustina. Jest strasznie skupiony w tym co robi i nawet nie zauważył jak mu się przyglądam. Jego obraz, zapierał dech w piersiach. Niby to tylko nakryty stół, ale cholernie ładny. Odwracam głowę i kręcę oczami, kiedy widzę, że Kendall bacznie mi się przypatruje.
- Nie masz się gdzie patrzeć? - pytam lekko poirytowana.
- Mam, ale wolę patrzeć się na kogoś, kto nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo jest denerwujący.
- Nawzajem panie Schmidt.
Prycha pod nosem i spogląda na moją pracę. Widzę jak otwiera szerzej oczy, ale zaraz z powrotem patrzy się na mnie z tym samym, irytującym spojrzeniem. Nie zwracając na niego patrzę na jego obraz. Tak samo jak mój, jest prawie skończony. Jemu natomiast zostały do narysowania kafelki podłogi.
Podchodzę do mojego stanowiska pracy i znowu ujmuję w dłonie węgiel. Kładę go na płótnie i przeciągam w dół, tak, że zostaje smuga czarnej masy. Przechylam głowę i ponawiam swoją czynność, aż w końcu cały obraz jest gotowy. Zadowolona ze swojego efektu zaczęłam sprzątać dookoła siebie i zdjęłam z siebie fartuszek.
- Bardzo ładne. Rysujesz zawodowo? - pyta mnie Dustin, nadal patrząc na swoją pracę.
- Nie, ale mam artystę w domu. - wzruszam ramionami i kładę fartuszek na swoim miejscu. - A ty? - pytam i w końcu odwraca się w moją stronę.
- Nie, ale lubię od czasu do czasu sobie pomazać. - uśmiecha się promiennie.
- Właśnie widać. - pokazuję ręką na jego dzieło.
- Długo będziecie sobie jeszcze prawić komplementy, czy w końcu się zamkniecie? - pyta nas Kendall i widzę, że podpisuje swoją pracę. Właśnie, podpis! Szybko biorę węgiel i kucam przed sztalugą.
- Nie zapomnij jak masz na imię, Anno. - słyszę głos Kendalla nad moich uchem i aż przeszywa mnie dreszcz, kiedy jego oddech wyczuwam na mojej szyi. Nieruchomieję.
- Jeżeli w tej chwili nie odsuniesz się ode mnie, moja świerzbiąca ręka przywita się z twoim jeszcze bladym policzkiem. - mówię przez zaciśnięte zęby, na co on tylko się śmieje.
- Jesteś bardzo agresywna, Anno Smith. - chichocze pod nosem i dotyka mojego ramienia, a ja znowu nieruchomieję.
- Zabierz. Rękę. Z. Mojego. Ramienia. - mówię każdy wyraz, na tyle głośno i na tyle wyraźnie, że nawet pani Contry na pewno to słyszała.
- A jeśli nie, to co mi zrobisz? - pyta, a jego ręka z ramienia przechodzi dalej do szyi i pleców, a ja już kipię ze złości. W ekspresowym tempie podnoszę się i biorę jego rękę. Wykręcam tak, że nie może się ruszyć i słyszę jak syczy z bólu.
- Następnym razem będzie o wiele gorzej. - warczę i puszczam go, a on robi kilka kroków w tył i masuje sobie dłoń.
- Powinni Cię zamknąć w szpitalu psychiatrycznym. - syczy w moją stronę a ja unoszę brwi.
- A ty przypadkiem stamtąd nie uciekłeś? - pytam drwiąco i ponownie pochylam się nad pracą. Chwilę się zastanawiam po czym podpisuję swoją pracę. Anna Smith.
Uśmiecham się i kieruję wzrok na pani Contry, która idzie już w moim kierunku. Uśmiecha się widząc moją skończoną pracę i bierze się pod boki.
- Bardzo, ale to bardzo mi się to podoba. Możesz już iść. Dziękuję, że przyszłaś i dokończyłaś swoją pracę.
W odpowiedzi uśmiecham się do niej i biorę swoje rzeczy po czym bez słowa opuszczam klasę. Idę do szafki i wyjmuję swoją brudną koszulę. Głośno wzdycham i opuszczam szkolny budynek. Spoglądam na telefon. Dopiero jest 15.53, czyli będę musiała poczekać sobie kilka minut na Jade. Siadam na ławce i czekam na moją prawną opiekunkę.
- Jeszcze nie masz dosyć szkoły na dzisiaj? - słyszę pytanie Dustina, który przysiada się do mnie na ławce.
- Czekam na moją... - urywam. No i co ja mam teraz powiedzieć? - Oddam ci bluzę. - szybko zmieniam temat i rozpinam suwak, po czym ściągam nakrycie i podaję chłopakowi. - Dziękuję.
- Nie ma za co. - uśmiecha się i bierze ode mnie swoją własność. Szybko zakładam moją koszulę, ale jej nie zapinam.
- Co ty masz na łopatce? - pyta mnie, a jego głos lekko drży.
- Nic. - szybko odpowiadam i siadam z powrotem na ławce. Cholera, zauważył moją bliznę. Przeszywa mnie dreszcz na wspomnienie z kilku lat.
- Jesteś...-  zaczyna, ale urywa kiedy ze szkoły wychodzą dwie sylwetki i kierują się w stronę wyjścia.
- Do zobaczenia jutro Anna! - krzyczy w moją stron blondyn, na co wyciągam prawą rękę i pokazuję środkowy palec.
- Inna. - kończy Dustin patrząc przed siebie.
- Niektórym to przeszkadza. - mówię i spuszczam głowę w dół.
- To, że jesteś inna nie czyni cię gorszą. Czyni cię wyjątkową, a jeżeli inni tego nie zrozumieją, to znaczy że są tandetną kopią. - mówi wzdychając i odkręca głowę w moją stronę.
- Ty też jesteś inny. - mówię i przeczesuję swoje włosy.
- Mam taką nadzieję. - uśmiecha się i chichocze pod nosem. Po raz kolejny dzisiaj bacznie mu się przyglądam. Te włosy, ten uśmiech, te oczy... - Dlaczego mi się przyglądasz? - pyta nadal rozbawiony.
- Strasznie mi kogoś przypominasz. - mruczę pod nosem.
Nagle słyszę znajomy dźwięk klaksonu samochodu. Wychylam się i widzę, że samochód Jade parkuje na krawężniku.
- Muszę już iść. Dziękuję za bluzę. - biorę torbę i przerzucam ją przez ramię, po czym wstaję z ławki, a on za mną.
- Odprowadzę cię.
- Nie musisz. - znowu przeczesuję włosy. - To do jutra.
Odkręcam się i kieruję się w stronę bramy, a potem samochodu Jade, do którego szybko wchodzę.
- Nowy znajomy? - pyta mnie i kieruje wzrok na Dustina, nadal stojącego na szkolnym dziedzińcu i bacznie mi się przygląda.
- Raczej koleś, który lubi wpieprzać się w nieswoje sprawy. - komentuję, a Jade zaczyna się śmiać. - Proszę cię, jedźmy do domu. Jestem potwornie zmęczona.
- Jasne.
Wyglądam jeszcze raz przez okno i widzę jak Dustin szeroko się uśmiecha w moją stronę, a ja nadal nie mogę przypomnieć sobie do kogo on jest podobny.

~~~~

____
Mamy rozdział 3! I jak się podoba? Mam nadzieję, że nie pogniewacie się jeżeli rozdziały będą dosyć długie? Po prostu nie mam pojęcia kiedy skończyć pisać! o.o Hahahha, no ale pomińmy to ;> Wiem, że jeszcze nic nie wiecie na temat głównej bohaterki, ale obiecuję, że to niedługo się zmieni ;3 Tak, za jakieś 10 rozdziałów... Nie no żartuję! Ale myślę, że coś koło tego, będę Was trzymać w niepewności ;) Mam nadzieję, że dotrwacie i nie opuścicie mnie :)
A takie mam pytanie, czy w ogóle podoba wam się fabuła? Wiem, że pewnie większość z was myślało, że będzie Big Time Rush w nowym opowiadaniu, ale chciałam spróbować coś nowego i mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie z tego powodu ;<
Jeszcze mała informacja: Po lewej stronie bloga macie dokładnie rozpisane kiedy i jaki rozdział będzie dodany, także na pytanie "kiedy następny?" odpowiedź znajdziecie właśnie tam ;)
No i nie chcę was błagać o komentarze ani nic tym podobne, ale na prawdę miło by było gdybyście zostawili jakiś ślad po sobie :) Nawet nie wiecie ile jeden komentarz daje mi radochy, bo wiem, że ktoś to czyta i mam dla kogo pisać :)

13 komentarzy:

  1. DZIEWCZYNO JESTEM CI CHOLERNIE WDZIĘCZNA ZA DŁUGIE (aczkolwiek dla mnie i tak za krótkie) ROZDZIAŁY! Wspaniale się czyta! Masz ogromny talent! Nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć... Po prostu dawaj szybko czwartą część! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dopisać, że jesteś moją inspiracją <3 :D

      Usuń
  2. Jak ja mam się gniewać za to, że rozdziały są DOSYĆ DŁUGIE? No jak? To bardzo dobrze, że nie wiesz kiedy przestać, a twoje opowiadanie jest cudowne. Wiem jak komentarze cieszą autorów, dlatego zawsze pozostawiam ślad po sobie. Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział, rozdziały są długi (i dobrze :D), ale mi tu zawiało trochę Violettą.... Proszę nie pisz w czasie teraźniejszym tylko przeszłym, bo wtedy się lepiej czyta :D
    To tyle ode mnie, czekam na nn :3

    Pozdro :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Czekam na nn.
    Pozdrawiam, Domi.

    OdpowiedzUsuń
  5. No, no no. Ania dała popalić! Super rozdział i fabuła i ohhh... super!
    Nie wiem, czemu ale wydaje mi się, że Dustin jest jakąś rodziną Ani....cóż. Dowiem się później :)
    Pozdrawiam
    @JamezLove12 <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest zajebisty! Na serio ty masz jakiś dar od Boga<3 Kocham te twoje pisadła <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Weź jakie to piękne *,*
    Ale jeszcze trochę się nagłówkuje zanim poznam historię Ani. Jestem ciekawa skąd ma tą bliznę
    Czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdziały są naprawdę świetne ;). Może trochę długie, ale przynajmniej jest co czytać <3. Ania naprawdę dała popalić Pani Tarver ;# . Ach.. Jest świetna ! :). Genialny rozdział <3.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja się ciesze że nie ma tu BTR bo już tyle jest tych opowiadań z nimi że głowa mała. Myślę że to dobry pomysł aby przedstawić ich jako normalnych nastolatków.

    Monika.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest wspaniały, czekam na kolejne rozdziały ;))
    Masz talent dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń
  11. co tam że czytam to drugi raz i tak się jaram xx

    OdpowiedzUsuń
  12. Dustin pewnie się zakochał w Ani :>
    A rozdział super!

    OdpowiedzUsuń