czwartek, 18 września 2014

Rozdział 5 "Jesteś inna niż wszyscy."

There are many things that I would like to say to you
But I don't know how
~~~~~~~~


- Jestem! - krzyczę, kiedy w końcu docieram do posiadłości Smithów.
Ściągam buty i moją bluzę, którą wieszam na haczyku. Pociągam za uchwyt od torby i wchodzę do kuchni, gdzie najprawdopodobniej przebywa Alice. I wcale się nie myliłam.
- Ania!
Uśmiecham się słysząc ten słodki głos Caroline, która siedzi na krześle przy blacie i przypatruje się jak Alice przygotowuje swoje popisowe ciasteczka.
- Cześć Caroline! - witam się z małą i uśmiecham szeroko. - Hej Alice.
- Witaj Aniu. Jak minął dzień? - pyta nadal patrząc na zapełnioną blachę jeszcze nie upieczonych ciasteczek.
- Całkiem dobrze. - wzruszam ramionami.
- Głodna?
- Em, nie. Napiję się tylko soku.
Podchodzę do lodówki i wyciągam z niej karton soku pomarańczowego. Zerkam na drzwi od lodówki, do której przyczepiona jest na magnes dosyć spora kartka.
- Co to? - pytam i biorę do ręki zapisaną kartkę. Poznaję staranne pismo Jade i kilka dopisów Daniela.
- To jest plan tygodnia Caroline. Tak dla ułatwienia. - mówi Alice wkładając ciasteczka do piekarnika. - No dobra, a teraz idziemy do jadalni i odrabiamy lekcje. - mówi stanowczo Alice klaszcząc przy tym w dłonie.
Caroline zajęczała głośno, na co zaczęłam chichotać pod nosem i znowu spojrzałam na kartkę.
- Co to są za zajęcia o 17.30? - pytam i biorę kolejny łyk soku.
- Taneczne. - mówi podekscytowana dziewczynka.
- Tańczysz? - pytam zdziwiona, na co ona kiwa głową i w ramach odpowiedzi stanęła na środku kuchni i zaczęła wykonywać kilka ruchów z hip-hopu.
- Będziesz mogła ją zaprowadzić? - pyta mnie Alice.
- A gdzie ma te zajęcia?
- W Bel Air. - odpowiada po chwili.
- Dosyć daleko... - mruczę pod nosem. - Ale z chęcią się przejdę. - dodaję i odstawiam szklankę do zlewu. - Ile trwają te zajęcia? - pytam tym razem Caroline.
- To zależy. Ale zazwyczaj około godziny. - wzrusza ramionami.
- No dobra, to chodź pomogę Ci w lekcjach, a w między czasie ja swoje odrobię.
Caroline tanecznym krokiem wychodzi z kuchni, a ja parskam śmiechem.
- Przypomina mi kogoś... - szepcze Alice i wstawia jakieś garnki na kuchence.
- Mi też... - mruczę i głośno wzdycham. - I to bardzo znaną mi osobę... - dodaję po chwili.
- Ta osoba może przecież wrócić. - mówi i spogląda na mnie.
- Nie sądzę... - kręcę głową, na co tamta głośno wypuszcza powietrze, a mi coś się przypomina. - Alice? Będziesz mogła mnie jutro uczesać do szkoły? - pytam niepewnie.
- Oczywiście, tylko mogę wiedzieć dlaczego?
- Myślę, że nie spodoba Ci się ten powód... - kręcę głową i cierpko się uśmiecham.
- Coś w szkole, prawda? - od razu pyta.
- To nie jest teraz ważne. Idę odrobić lekcje.
I bez żadnych wyjaśnień wychodzę z kuchni i siadam do stołu w jadalni, gdzie rozłożyła już swoje podręczniki Caroline.
- Pomóc Ci w czymś? - pytam i wyciągam moje książki i zeszyty.
- Nie, poradzę sobie. A Tobie pomóc? - pyta z uśmiechem, na co parskam śmiechem.
- Jeżeli umiesz obliczać wyrażenia arytmetyczne, to owszem. - uśmiecham się do niej, a jej rzednie mina.
- Co to są wyrażenia artymatematyczne? - pyta mnie marszcząc swoje małe czoło.
- Arytmetyczne. - poprawiam ją. - To takie długie działanie, które trzeba obliczyć. - wyjaśniam w najprostszy sposób.
- To już wolę swoje mnożenie. - kręci głową, a ja cichutko chichoczę pod nosem.
Przez kolejne pół godziny nie odzywamy się do siebie, każda z nas była pochłonięta swoimi lekcjami. Kiedy skończyłam odrabiać chemię, Caroline właśnie pakowała książki do swojego tornistra.
- Obiad będzie za kilka minut. - mówi Alice wnosząc do jadalni czyste talerze.
- Pójdę zanieść swoje rzeczy. - oświadczam i odchodzę od stołu i kiedy jestem w holu, ktoś dzwoni. Niechętnie wracam się w stronę wejścia i otwieram drzwi.
- Cześć Aniu. - wita mnie Jade i wchodzi do domu z wielką torbą na kółkach. - Ja tylko na chwilę. To są rzeczy Caroline, które dała mi Lucy. Zaprowadź małą do zielonego pokoju. To będzie jej tymczasowa sypialnia, gdyż może się tak okazać, że Caroline będzie musiała u nas nocować. - głośno wzdycha i stawia torbę w holu. - Ja już muszę uciekać, mam jeszcze jedną sesję i to dziwne, że udało mi się wyrwać z pracy chociaż na 10 minut. - kręci z niedowierzaniem głową. - Wrócę na kolację. Do zobaczenia wieczorem! - krzyczy i już jej nie ma.
- Kto to? - pyta gospodyni wynurzając się z kuchni.
- To Jade. Przywiozła rzeczy małej. - odpowiadam i biorę uchwyt torby. - Caroline! - krzyczę na cały głos i po chwili dziewczynka zjawia się koło mnie. - Chodź pokarzę Ci Twój pokój.
- Mój pokój? - pyta zaskoczona.
- A co Ty myślałaś, że będziesz spać w salonie? - pytam rozbawiona, na co Caroline zaczyna się śmiać. - Idź pierwsza. Na górę, a potem skręć w lewo.
Kiwa głową i wbiega szybko po schodach, a ja ciągnę za sobą torbę. Nie powiem, była dosyć ciężka. Kiedy docieram na piętro, Caroline stoi na środku korytarza i czeka na mnie.
- Drugie drzwi na prawo. - kieruję ją, na co ona otwiera odpowiednie drzwi i stoi w wejściu.
- Jejku... Ale śliczny! - piszczy z radości i szybko wbiega do środka. Stawiam torbę na środku pokoju i przypatruję się jak Caroline biega po swoim pokoju. Tak na prawdę, jest to pokój gościnny, ale nazywamy go zielonym, ponieważ ściany tego pomieszczenia są pomalowane na jasny kolor tej barwy. Nie zawiera dużo mebli. Jedynie duże, białe łóżko z ogromną ilością poduszek i baldachimem, białe biurko, kilka półek na książki, stolik nocny, biała kanapa i dwie szafy, gdyż to jest jedyna sypialnia w tym domu, która nie ma garderoby, ale oczywiście ma łazienkę. Z tego co mi wiadomo ten dom wybudowano na specjalne wymagania Jade. Kręcę głową na samą myśl o tym.
- Podoba się? - pytam i kucam przed torbą rozpinając jej suwak.
- Jest wspaniały! Lepszy od mojego, tylko, że troszeczkę mniejszy. - dodaje nieco ciszej i zaraz wskakuje na łóżko.
- Lepiej pomóż mi rozpakować Twoje rzeczy. - mówię do niej z uśmiechem i wyjmuję pierwszą kupkę ubrań.
- Ania! Caroline! Chodźcie na obiad! - z dołu słychać krzyki Alice, a ja wywracam oczami.
- Jak zwykle w odpowiednim momencie... - wzdycham. - Chodź Caroline. - wołam małą, która dalej skakała po łóżku.
- Możesz do mnie mówić Carla? - pyta mnie niepewnie.
- Jasne, nie ma sprawy. - uśmiecham się i biorę ją za rączkę.
- Mam za długie imię. - stwierdza cicho, kiedy schodzimy po schodach.
- Nie martw się, ja za to mam nie ładne. - dodaję jej otuchy, widząc jej smutną minę.
- Na serio? A ja myślałam, że Ania to ładne imię...- mówi marszcząc brwi.
- To jest zdrobnienie od Anny. - mówię cierpko. - Jednak wolę Ania, ewentualnie Ann. - dodaję.
- Dlaczego? - pyta szybko.
- Może kiedyś Ci powiem... A teraz chodź idziemy jeść, bo zaraz będziemy musiały iść na te Twoje zajęcia. - szybko zmieniam temat i chyba mi się udaje bo mała kiwa głową.
Kiedy weszłyśmy do kuchni Alice właśnie nakładała na nasze talerze gulasz. Uśmiechnęła się do nas promiennie i weszła do kuchni, a my usiadłyśmy do stołu.
- Co się stało, że Pani Smith przyszła? - pyta mnie Alice kiedy znowu pojawiła się w jadalni i usiadła na przeciwko mnie pijąc herbatę.
- Przywiozła rzeczy Caroline. Będzie spać w zielonym pokoju.
- To ja je rozpakuję, a Wy jedzcie. - znowu się uśmiecha i zaraz jej nie było.
- Aniu, mogę się coś Ciebie zapytać? - niepewnie odzywa się mała.
- Pewnie, co chcesz wiedzieć?
- Jak byłaś w moim wieku, to co robiłaś?
- Nie rozumiem... - kręcę głową.
- No bo, niektórzy śpiewali, inni występowali w jakiś przedstawieniach, ja tańczę, a Ty co robiłaś?
- Chodzi Ci o to co robiłam w wolnym czasie? - upewniam się na co kiwa głową. Głośno wzdycham. - Ja też tańczyłam. - wzruszam ramionami i zaczynam dłubać w talerzu.
- Na prawdę? - pyta zaskoczona. - A co?
- Wszystkiego po trochu... - mówię szeptem.
- A zatańczysz coś dla mnie? - zadaje szybko kolejne pytanie i aż zaczyna klaskać w dłonie.
- Nie. - mówię stanowczo i widząc jej smutną minę szybko się poprawiam. - Dawno tego nie robiłam...
- Dus mówi, że jeżeli się kiedyś tańczyło to to zostaje. W duszy, w ciele i w sercu. - otwieram szerzej usta, kiedy dziewczynka wypowiada takie słowa.
- Kim jest Dus? - pytam i biorę ostatni już kęs.
- Dus prowadzi zajęcia taneczne. - mówi i uśmiecha się szeroko.
- I pozwala Wam mówić do siebie po imieniu? - pytam ją marszcząc czoło.
- To nie jest jego imię. I on jest strasznie młody. - odstawia swój talerz i popija herbatę.
- Zbieramy się? - pytam na co kiwa głową i w podskokach opuszcza kuchnię.
Głośno wzdycham i zabieram nasze talerze do kuchni. Ta mała dziewczynka o ślicznych, długich włoskach jest bardzo bystra jak na swój wiek. Na pewno będzie bardzo inteligentną kobietą. Uśmiecham się na samą myśl o tym. Wstawiam naczynia do zlewu i dokładnie je myję, wspominając kiedy ja miałam 7 lat.


- Boję się mamo.
- Czego córeczko? Przecież nie musisz niczego się obawiać!
- A jak oni będą się śmiać? Albo im się nie będzie podobać?
- To wtedy kupimy dla nich po dwie pary okularów, aby mogli dokładnie zobaczyć, jak moja córka jest wspaniała. Ale myślę, że nie będziemy musieli wydawać na to pieniędzy.
- Dlaczego?
- Bo oni sami Ci powiedzą, że jesteś rewelacyjna.
- Ale są lepsi ode mnie...
- Jeżeli tak sądzisz, to na pewno nigdy niczego nie wygrasz. Pamiętaj, taniec powstaje w sercu, a rodzi się w całym Twoim ciele.


- Aniu, co Ty wyprawiasz?
Przestraszona aż podskakuję w miejscu i szybko odkręcam głowę.
- Alice, znowu mnie przestraszyłaś... - wypuszczam głośno powietrze i zakręcam gorącą wodę, którą dopiero teraz poczułam.
- Wszystko w porządku? - pyta zatroskanym głosem.
- Nie wiem... - kręcę głową i chciałam coś jeszcze powiedzieć, kiedy do kuchni wbiegła roześmiana Caroline.
- Idziemy? - pyta zakładając swój płaszczyk na ramiona, a na to malutki plecaczek.
- Tak, poczekaj tylko pójdę jeszcze na chwilę do siebie.
Ze swojego pokoju wzięłam telefon, słuchawki i kilka drobnych. W holu założyłam białe Conversy i moją niebieską bluzę. Pożegnałyśmy się z Alice i wyszłyśmy z domu kierując się w kierunku Bel Air.
- Od jak dawna tańczysz? - pytam Carle.
- Chyba 4 lata. - liczy na swoich malutkich paluszkach, a ja uśmiecham się pod nosem. - A Ty? - pyta szybko.
- Ja już nie tańczę. - kręcę głową.
- A ile lat tańczyłaś?
- Odkąd pamiętam. Chyba od razu po tym jak nauczyłam się chodzić. - uśmiecham się, a Caroline zaczyna się śmiać.
- Dlaczego przestałaś tańczyć? - i to jest kolejne pytanie, które znajduje się na mojej liście zatytułowanej: "Odpowiadając na te pytania, możesz szybko zalać się łzami, bądź ucieknąć gdzie pieprz rośnie."
- Nie chcę o tym mówić. - szepczę i mocniej ściskam dłoń dziewczynki, na co ona głośno wzdycha.
- Jesteś inna niż wszyscy. - mówi po kilku minutach ciszy.
- Nie rozumiem... - kręcę głową.
- Nie musisz. Na razie... - szepcze.
Otwieram szerzej oczy ze zdziwienia, po czym znowu kręcę głową. Jesteśmy w Bel Air.
- Gdzie dokładnie masz te zajęcia? - pytam szybko.
- Jeszcze kawałek. - mówi i słyszę w jej głosie odrobinę smutku, tylko nie mam pojęcia czym jest to spowodowane.
W pewnym momencie Caroline kieruje mnie w stronę dosyć sporego budynku z napisem Dance Studio. Otwieram przed nią drzwi i wchodzimy do środka. Znajdujemy się w recepcji, gdzie siedzi młoda dziewczyna z blond włosami spiętymi w wysoki kucyk.
- Dzień Dobry Gwen. - wita się Caroline i macha do dziewczyny.
- Witaj Carla. Miło Cię widzieć. - uśmiecha się do nas promiennie i zapisuje coś w dokumentach, a mała prowadzi mnie w jeden korytarz. W końcu docieramy do dużego holu gdzie stoi kilka krzeseł, stół i automaty do kawy.
- Mam tu na Ciebie zaczekać? - pytam dziewczynkę.
- Tylko parę minut. Ja się pójdę przebrać do szatni i pójdziesz ze mną na salę.
- Nie wiem czy mnie wpuszczą...
- Zapytam Dusa. - uśmiecha się i biegnie w stronę szatni dla dziewczynek. Nie mija nawet 5 minut, a Caroline wychodzi z niej ubrana w czarne leginsy i czarną koszulkę, a na nogach ma białe trampki.
- Pomożesz mi z włosami? - pyta z rękoma u góry, próbując zawiązać kucyk.
- Co mam Ci z nich zrobić? - pytam i przeczesuję palcami jej włosy.
- Najlepiej mocnego koka.
Po chwili jej włosy są mocno zawiązane, na co w podzięce dostaje szeroki uśmiech. Bierze mnie za rękę i kieruje w stronę następnego korytarza, gdzie wchodzi przez otwarte drzwi, z których dochodzą głośne śmiechy. Caroline puszcza moją rękę i biegnie w stronę grupki dzieci. Z tego co mi się udało zauważyć to otaczają jakiegoś chłopaka, ale nie mogę powiedzieć jak on wygląda. Rozglądam się po sali. Białe ściany, a na jednej z nich są powieszone lustra. Drewniana podłoga i mocno rażące lampy.
- Hej Carla! Dawno się nie widzieliśmy! - słyszę donośny głos młodego chłopaka, który wita się z moją podopieczną. Zaraz, chwila! Ja znam ten głos! Wychylam głowę, aby coś zobaczyć ale nie udaje mi się. Wszędzie biegały dzieci, a Caroline akurat swoimi rękami zasłaniała twarz chłopaka. Widzę jak coś do niego mówi na co on kiwa głową i również coś mówi. Po chwili stawia ją na ziemi, a dziewczynka bierze jego rękę i prowadzi w moją stronę, przez co chłopak odkręca się, a ja otwieram szerzej oczy.
- To jest właśnie Ania. - przedstawiła mnie Carla.
- A my to się chyba znamy. Cześć Aniu, miło Cię widzieć. - uśmiecha się i podaje mi swoją dłoń.
- Mi Ciebie również, Dustin. - podaję delikatnie rękę i szybko ją zabieram, aby jak najkrócej utrzymać kontakt z jego dłonią.
- Carla zacznij się rozciągać, zaraz zaczynamy. - zbywa ją grzecznie chłopak, na co dziewczynka w podskokach odchodzi od nas.
- Ty tańczysz? - pytam zaskoczona.
- W przeciwnym wypadku mnie tu nie było. - wzrusza ramionami i szeroko się uśmiecha. - A Ty? Robisz za opiekunkę do dziecka?
- Pomagam przyjaciołom rodziny. - odpowiadam cierpko i krzyżuję ręce na piersiach. - Nie było Cię w szkole. - mówię już nieco ciszej.
- Musiałem pomóc ojcu. - drapie się po głowie. - Ale i tak wiem co się działo. - dodaje po chwili. - Wiem co się stało w środę na angielskim i dlaczego nie przyszłaś w czwartek do szkoły. I wiem, że Katelyn zmoczyła Twoje ubrania, a dzisiaj chciała Ci obciąć włosy.
- Proszę, nie przypominaj mi tego. - podnoszę rękę w geście, aby przestał mówić.
- Wiesz, że powinnaś to zgłosić? To już nie jest zabawne. To już jest naruszanie Twojej prywatności. - mówi poważnie.
- Daję sobie radę sama. Na razie nie chcę aby ktoś się o tym dowiedział, także masz trzymać buzię na kłódkę. A po za tym, jeżeli bym to zgłosiła dałabym Katelyn satysfakcję, że się boję.
- A nie jest tak? - pyta unosząc brew.
- Nie. A powinnam się bać kogoś, kto nie ma na kim się wyżyć? Nie mam zamiaru się poddawać. Nie chcę, aby cieszyła się, że przegrałam. Ani ona, ani Kendall.
- Jesteś odważna. Nigdy przedtem nie widziałem, aby ktoś tak walczył o swoje. Podoba mi się to. - uśmiecha się, a ja wywracam oczami.
- Wydaje Ci się.
- Nie lubisz przyjmować komplementów, co nie?
- Przez kilka lat dostawałam tylko krytykę i nie jestem przyzwyczajona do komplementów. - warczę po czym gryzę się w język. Cholera, za dużo powiedziałam.
Dustin otworzył szerzej oczy i zmienił swoją pozycję, jakby oczekiwał na dalszy rozwój akcji.
- Możesz trochę więcej wyjaśnić, bo jak na razie nic nie rozumiem? - pyta lekko zszokowany.
- Nic więcej nie powiem. - syczę i odwracam głowę, przeczesując włosy.
- Porozmawiamy po zajęciach, bo teraz sama widzisz, że dzieci na mnie czekają. - uśmiecha się i odwraca głowę w stronę sali, gdzie biegają słodkie maluchy. - Jakbyś mogła, usiądź tam pod lustrem. - pokazuje palcem na miejsce i uśmiecha się do mnie grzecznie, na co ja kiwam głową.
Przysiadam w koncie i ściągam moją bluzę, którą kładę na ziemi obok mnie. Muszę przemyśleć kilka spraw. Między innymi, skąd on u licha wie co się działo przez te wszystkie dni kiedy go nie było? Może Bridgit mu powiedziała? Ale jej też nie widziałam przez te wszystkie dni. Sprawa druga: Co on tu do jasnej cholery robi? I jeszcze jedna: Dustin tańczy?!
- Okej dzieciaki, wszyscy rozgrzani? - pyta z uśmiechem na co słychać głośne "Tak". - No to na sam początek nasz podstawowy układ.
Podchodzi do magnetofonu i włącza jakąś szybką piosenkę. Podnosi się i staje na środku sali.
- Uwaga! 5, 6... 5, 6, 7 i! - odlicza i za chwilę zaczyna się ruszać w rytm hip-hopowej piosenki. Cholera, dobry jest. Nawet bardzo. I chociaż ten układ był wręcz banalny to jego ruchy... On miał w sobie to coś. Coś, co ja też kiedyś miałam.
- Uwaga, teraz obrót! - krzyczy nadal patrząc w lustro. Spojrzałam na Caroline, która świetnie sobie radziła. Chyba zauważyła, że się na nią patrzę bo delikatnie podniosła swoją rękę i pomachała delikatnie, na co szeroko się uśmiechnęłam. Znowu spojrzałam na Dustina, który również mi się przypatrywał, a jego uśmiech był jeszcze szerszy niż zazwyczaj. Niezręcznie się poczułam i odwróciłam głowę w stronę innych dzieci i usłyszałam chichot Belta. Zaczęłam się przypatrywać każdemu dziecku i muszę stwierdzić, że nieźle sobie radzili. Ruchy były strasznie równe, że aż miło było patrzeć.
- Super! - krzyczy Dustin i szybko podbiega aby włączyć pauzę. - Jesteście świetni! - krzyczy i klaszcze w dłonie. Podbiega do mnie zgrzana Caroline.
- Podobało Ci się? - pyta podekscytowana.
- Oczywiście! To było na prawdę super. - mówię z uśmiechem na co dziewczynka piszczy szczęśliwa i wyciągnęła w moją stronę ręce, aby się przytulić, ale szybko je opuściła, a jej mina znacznie posmutniała.
- To ja już pójdę. - szepnęła i wróciła do reszty dzieci, a ja głośno westchnęłam. Spojrzałam na Dustina, który cały czas przypatrywał się tej dziwnej sytuacji. Spiorunowałam go wzrokiem, na co zaczął kręcić głową i wrócił do prowadzenia zajęć. Na prawdę bardzo dobrze sobie radził. W tańcu i w dogadywaniu się z dzieciakami. Widać, że to lubi. I to nawet bardzo.
- Okej, zostało nam 15 minut. Tyle powinno wystarczyć na Wasze popisowe występy. - krzyknął na całą salę i usiadł koło magnetofonu. - Kto pierwszy?
Na środek sali od razu przybiegła malutka blondyneczka z szerokim uśmiechem.
- Olivia? Doskonale. Pamiętaj, to serce tańczy, nie głowa. - powiedział spokojnie i najpierw pokazał na swoją pierś, a potem na głowę. Olivia kiwnęła i znowu się uśmiechnęła. Dustin puścił pierwszy lepszy kawałek, do którego mała zaczęła tańczyć, zapewne nowe dla niej kroki. Pamiętam doskonale, że jako dziecko uwielbiałam solówki. Mogłam wtedy pokazać to co czuję, to czego nie mogłam pokazać w zwykłym układzie, który był wyszlifowany ze wszystkich niedoskonałości.
- Okej, kto następny? - z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Dustina, który zapraszał kolejne osoby na środek sali, gdzie pokazywali swoje umiejętności. Jako ostatnia podeszła Caroline i to co robiła ze swoim ciałem, było rewelacyjne. Idealne przystopowanie ruchu i dynamiczne podniesienie. Niesamowite.
- Super Carla! - krzyknął Dustin i wyłączył muzykę, a na sali rozbrzmiały tradycyjne brawa. - Robicie ogromne postępy i jestem z Was na prawdę dumny. - uśmiecha się szeroko. - Na dzisiaj to wszystko, widzimy się jutro.
Podniosłam się z mojego miejsca i zrobiłam kilka kroków w miejscu widząc, jak Dustin podchodzi w moją stronę oczywiście z tradycyjnym szerokim uśmiechem. Ale Caroline było o wiele szybsza i to właśnie ona mnie pierwsza dopada.
- I jak? I jak? Podobało Ci się? - pyta szybko, na co chichoczę pod nosem.
- Byłaś świetna! - klepię ją po głowie i kątem oka dostrzegam Dustina, który stoi i oczekuje aż będziemy mogli porozmawiać. - Carla idź się przebierz, a później pójdziemy na jakieś ciastko, zgoda? - pytam zachęcająco, na co ona kiwa szybko głową i wybiega z sali. Reszta dzieci również już poszła, co nie wróży nic dobrego przebywając sam na sam z Panem Beltem w jednym pomieszczeniu.
- Jesteś... - urywam i zamykam usta. - Na prawdę dobry. - mówię po kilku minutach, na co on parska śmiechem.
- Miło mi to słyszeć. - uśmiecha się.
- Od jak dawna tańczysz? - pytam z zaciekawieniem i przeczesuję włosy. Dustin wzrusza ramionami i kręci głową.
- Nie pamiętam, kiedy to wszystko się zaczęło. - uśmiecha się i robi kilka kroków do tyłu, po czym szybko podbiega do magnetofonu i włącza jakąś wolną piosenkę.
- A w jakich stylach gustujesz? - pytam nieco głośniej, gdyż muszę przekrzykiwać słodkie słowa kobiety, która śpiewa o nieszczęśliwej miłości.
- Każdy. - odpowiada i odwraca się w moją stronę. Unoszę brew ze zdziwienia.
- Cha- cha? - pytam rozbawiona. Kiwa głową i w odpowiedzi przybiera odpowiednią postawę i wykonuje krok chassé.
- Odstaw. Dostaw i odstaw. - mówi spokojnie i wzrusza ramionami.
- Quickstep. - mówię szybko i krzyżuję ręce na ramionach. Ten parsknął śmiechem i już myślałam, że nic nie zrobi, a on zaczął wykonywać podskoki oraz kicki. Otworzyłam szerzej oczy, na co zaczął się śmiać.
- Breakdance. - mówię stanowczo.
- Z tańców towarzyskich przechodzisz na styl uliczny? - pyta rozbawiony, po czym wykonuje Footwork. O cholera, niezły jest. - Jakieś jeszcze życzenia? - pyta szybko.
- Hip- hop. - wydymam usta.
- Przecież już widziałaś! - gestykuluje ręką.
- Kroki dla dzieci? - pytam marszcząc brwi. Nie musiałam czekać długo a chłopak zrobił Shemrrok i Cris Cros. Do głowy przychodzi mi pewien pomysł.
- Jeżeli pokarzesz mi podstawowe kroki tanga, wtedy Ci uwierzę, że jesteś wszechstronny. - uśmiecham się drwiąco.
- Z tego co mi wiadomo do tanga trzeba dwojga. - mówi i wyciąga w moją stronę rękę.
- W takim układzie znajdź sobie partnerkę. - prycham i odkręcam się na pięcie, po czym wychodzę z sali zostawiając za plecami zszokowanego Belta.
- Do zobaczenia jutro w szkole! - słyszę za sobą głos chłopaka i przyspieszam kroku. W końcu docieram do holu, w którym czeka na mnie Caroline.
- Co tak długo? - pyta mnie zniecierpliwiona.
- Twój nauczyciel chciał mi pokazać, że umie tańczyć. - uśmiecham się i biorę ją za rączkę, po czym kierujemy się w stronę wyjścia.
- Ale przecież on umie tańczyć... - mruczy Carla. - A tak w ogóle to skąd się znacie? - pyta mnie lekko poirytowana.
- Ze szkoły. - odpowiadam i wchodzimy do recepcji, gdzie nadal siedzi Gwen.
- Do widzenia. - żegnam się, a mała macha ręką do blondynki, na co ona odpowiada jej tym samym. Kiedy wyszłyśmy na dwór od razu uderzyło w nas dosyć chłodne powietrze. Spojrzałam na telefon.
- Jest 18.53. Idziemy do domu, czy na ciastko i gorącą czekoladę? - pytam Caroline.
- Gorąca czekolada! - piszczy z radości i podskakuje w miejscu.
- Tak też właśnie myślałam. Ale musimy się trochę pośpieszyć. Nie mam ochoty słuchać kazań Jade, Daniela i Alice na temat wczesnego powrotu do domu. - mówię poważnym tonem. Dziewczynka chichocze pod nosem i łapie mnie za rękę.
Po około 7 minutach jesteśmy już w The Owl Cafe. Wchodząc do środka od razu do naszych nozdrzy dotarł zapach świeżej kawy. Rozejrzałam się po lokalu. Niewielkie pomieszczenie, przytulnie urządzone jest prawie puste. Jest tutaj jedynie jakiś starszy Pan czytający dziennik sportowy, dwie młode kobiety, które zapewne wymieniają się miedzy sobą najnowszymi ploteczkami i para zakochańców, którzy zajęli sobie stolik w najcichszym miejscu.
- Wybierz jakiś stolik, a ja zamówię dla nas czekoladę. - szepczę w stronę Carly, na co ona kiwa głową i odchodzi ode mnie, a ja podchodzę do lady.
- Witam, co podać? - pyta mnie młody chłopak ubrany w czerwony fartuch. Kiedy podnosi na mnie wzrok, jego oczy znacznie się powiększyły, a uśmiech stał się jeszcze szerszy. Jego włosy były potargane na wszystkie strony, a oczy świeciły jak dwa szafiry.
- Poproszę dwie gorące czekolady i dwie muffinki waniliowe. - odpowiadam łagodnie.
- Okeeej. - zapisuje coś na kartce. - Dla kogo mają być czekolady? - pyta wyczekująco.
- Carla i Ania.
- Coś jeszcze? - zadaje kolejne pytanie zapisując imiona na kartce.
- Nie, to wszystko.
- To będzie 9,50 dolarów. - spogląda na mnie i widzę jak bacznie mi się przygląda, co nie jest ani fajne, ani komfortowe. Pośpiesznie wyciągam odpowiednią sumę i podaję chłopakowi. - Przyniosę zamówienie do stolika. - i znowu się uśmiecha, a ja kiwam tylko głową.
Odchodzę od lady i rozglądam się po lokalu w poszukiwaniu małej. Zajęła miejsce przy oknie, przez które bacznie wyglądała.
- Co tak wyglądasz? - pytam i ściągam moją bluzę.
- Ktoś cały czas się na mnie patrzy. - szepcze w moją stronę, ale nie podnosi głowy.
- Gdzie? - pytam rozbawiona.
- No tam stoją jacyś ludzie i się cały czas patrzą. - pokazuje głową na grupkę nastolatków stojących przy samochodzie.
- Nie zwracaj na nich uwagi. - mówię łagodnie. Po chwili do naszego stolika podchodzi ten sam chłopak który mnie obsługiwał.
- Proszę bardzo. Dwie gorące czekolady i dwie muffinki. - mówi przyjaźnie i stawia na naszym stoliku dwa duże kubki i talerzyki na których leżą wypieki.
- Ale śliczne! - krzyczy podekscytowana Caroline, kiedy bierze swoją czekoladę. - Pan to zrobił? - pyta zaciekawiona. Spoglądam do kubka i otwieram szerzej oczy.
- Tak. - i znowu się szeroko uśmiecha. - Cieszę się, że Ci się podoba Carlo. - mówi w jej stronę po czym odwraca się i mruga do mnie okiem po czym odchodzi od naszego stolika.
- Możesz zrobić zdjęcie? Proszę, proszę, proszę! - pyta proszącym głosem dziewczynka.
- No jasne. - odpowiadam i biorę jej kubek w moją stronę i wyciągam telefon. Odwracam się jeszcze w stronę lady, gdzie chłopak obdarza mnie słodkim uśmiechem. Spoglądam na nasz kubki, gdzie na samym wierzchu ze śmietanki wylane były nasze imiona, a dookoła nich różne gwiazdki.
- Ciekawe, czy tak dobrze smakuje jak wygląda. - mówię nieco głośniej wiedząc, że brunet to usłyszy. Caroline chichocze i bierze się za swoją muffinkę. Upijam jeden łyk i muszę stwierdzić, że była rewelacyjna. Chciałam się znowu odwrócić w stronę lady, ale słysząc dźwięk dzwonka, oznajmującego nowych klientów, dałam sobie spokój.
- Aniu. Oni tu weszli. - szepcze w moją stronę dziewczynka.
- Kto? - pytam zaskoczona.
- Ci co cały czas się na mnie patrzyli. - mówi patrząc się na wejście. Delikatnie odwracam głowę i od razu tego pożałowałam. Cholera!
- Posłuchaj mnie uważnie. Dopijamy czekoladę, ubieramy się i szybko stąd wychodzimy, jasne? - pytam nachylając się nad stołem. Mała kiwa głową.
- Ale Aniu, kto to jest? - pyta znowu szeptem.
- Nikt ważny. - kręcę głową i pakuję swoje rzeczy do kieszeni spodni. Biorę ostatni łyk czekolady i spoglądam wyczekująco na Caroline, która nadal przypatruje się osobą, które weszły do kawiarni.
- Aniu, oni się patrzą na Ciebie. - mówi cicho.
- Skończyłaś? - pytam i pokazuję na jej kubek.
- Tak.
- To ubieraj się i wychodzimy.
Zakładam swoją bluzę i zapinam się pod samą szyję. To samo robi Carla ze swoim płaszczykiem. Delikatnie odsuwam swoje krzesło i wyciągam rękę w stronę dziewczynki. Ujmuje ją, a ja ją szybko ciągnę w stronę wyjścia. Zbiegamy po schodkach i szybkim krokiem kierujemy się w stronę domu. Słońce już dawno zaszło za chmurami i robi się co raz ciemniej, a delikatny podmuch wiatru wcale nie umila czasu.
Co oni tutaj robili? I o tej porze? W sumie, oni mogli zadać to samo pytanie dotyczące mojej osoby. Odkręcam głowę, aby zobaczyć czy przypadkiem nas nie śledzą. Widzę jednak jak ktoś opuszcza kawiarnię, ale nie dostrzegam kto to taki. Przyspieszam kroku.
- Nie bój się. Jestem tu. - mówię ciepło do dziewczynki i mocniej chwytam jej dłoń. Widzę jak odkręca się co chwila za siebie.
- Aniu... Ktoś za nami idzie... - mówi prawie płacząc.
- Nie oglądaj się. - mówię szorstko.
Wbiegamy na jedną z ulic i zaraz jesteśmy na naszej ulicy. Niepewnie odkręcam się za siebie, ale nikogo nie dostrzegam. Wypuszczam głośno powietrze i trochę zwalniam kroku. W końcu docieramy do domu.
- Mam powiedzieć Alice, że ktoś nas gonił? - pyta zdyszana dziewczynka.
- Oszczędźmy jej kilka szczegółów z naszego powrotu, okej?
Kiwa głową. Otwieram drzwi i wchodzimy do środka. Rozbieramy się w holu i wchodzimy w głąb domu. Z salonu słyszę rozmowy Jade i Daniela. Niepewnym krokiem wchodzę do środka, a za mną Caroline.
- O jesteście już! - krzyczy szczęśliwa Jade. - Zaczynałam się o Was martwić.
- Wstąpiłyśmy do The Owl Cafe. - wyjaśniam cicho.
- Obejrzymy jakiś film? - pyta Daniel i podnosi się z kanapy.
- Tak! - piszczy szczęśliwa Caroline i już wiem, że nic nie powie na temat naszego powrotu.
- Nie obrazicie się jeżeli nie będę Wam towarzyszyć przy seansie? Jestem trochę zmęczona, a jutro muszę rano wstać... - pytam niepewnie.
- Jasne, że nie. - odpowiada Daniel. - Jeśli jesteś zmęczona to nie będziemy Cię trzymać. - uśmiecha się do mnie przyjaźnie.
- No to dobranoc... - szepczę i wychodzę z salonu.
Wchodzę do mojego pokoju i padam na łóżko. Rany, co za dzień. Niepowodzona próba obcięcia mi włosów, dziwne spotkanie z Dustinem, a na samym końcu nieprzyjemni goście w The Owl Cafe. Na szczęście szybko zdołałyśmy wyjść, zanim doszło do kompromitujących sytuacji.
Podnoszę się z materaca i kieruję się w stronę łazienki, gdzie biorę gorący prysznic, mając nadzieję, że chodź trochę umyje mnie z brudnego życia. Przebieram się w piżamę i myję zęby, a później czeszę włosy. Wychodzę z łazienki i od razu wchodzę do łóżka. Nastawiłam budzik, zgaszam lampkę i nie zważając na wczesną godzinę, próbuję usnąć.


*


- Dzień Dobry wszystkim. - witam się wchodząc do jadalni.
- Hej Aniu i jak? Wyspałaś się? - pyta mnie Daniel, wynurzając głowę zza porannej gazety.
- Tak, dziękuję.
- Cześć Aniu! - wita mnie Caroline, która wbiegła do pomieszczenia i usiadła naprzeciwko mnie.
- A z nami to się nie przywitasz? - pyta z uśmiechem Jade.
- Cześć ciociu, cześć wujku! - krzyczy głośno i macha nogami pod stołem. Do pokoju wchodzi Alice z ogromną tacą, na której stoi talerz z dwoma kanapkami, drugi talerz z czterema tostami, kawą i herbatą. Podaje mi talerz z kanapkami, na co dziękuję uśmiechem.
- Dziękujemy Alice. - mówi grzecznie Daniel i odkłada gazetę. Patrzę na nią kątem oka, ale z zaciekawieniem biorę ją do ręki.
- "Atak gwałciciela na siedemnastolatce w pobliżu Bunker Hill." - czytam na głos. Spoglądam na Jade i Daniela, którym rzednie mina, a ja zabieram się za dalsze czytanie. - "Wczorajszego wieczoru między godziną 19.00 a 20.00 zgwałcono młodą uczennicę University of California - Charlotta M. (17 lat.). Dziewczyna jest w ciężkim stanie i na razie przebywa w szpitalu. Sprawca nadal jest na wolności, ale miejscowa policja rozpoczęła poszukiwania..."
- Nie czytaj dalej. - prosi mnie Jade i patrzy na mnie ze współczuciem.
- Ta dziewczyna jest ode mnie ze szkoły... - szepczę i odkładam gazetę.
- Nie myśl o tym. - mruczy Daniel i zabiera szybko gazetę, a ja patrzę cały czas przed siebie. - Znajdą tego gnojka, nim mrugniesz okiem.
Szybko kręcę głową i zabieram się za jedzenie moich kanapek. Jednak myśli wciąż błądzą wokół artykułu. A co jeśli to właśnie on wczoraj nas śledził? Ale dał sobie spokój i poszedł dalej? I zgwałcił niewinną Charlottę?
- Aniu! - krzyczy Daniel, a ja aż opuszczam kanapkę . - Przestań o tym myśleć. Alice pytała się Ciebie coś. - dodaje pod nosem. Odkręcam się w stronę drzwi do kuchni, gdzie stoi gosposia.
- Wczoraj prosiłaś mnie, abym Cię dzisiaj uczesała. Nadal chcesz? - pyta oczekująco.
- Tak, oczywiście. - podnoszę się z krzesła i idę w jej stronę.
- Chodźmy może do Ciebie. - szepcze, a ja kiwam głową. Wchodzimy po schodach i docieramy do mojej sypialni. Podaję moją szczotkę Alice i siadam na łóżku.
- Co mam Ci zrobić? - pyta rozczesując mi włosy.
- Najlepiej koka, który się nie rozwali i nie będę musiała go poprawiać. - odpowiadam i głośno wzdycham.
- Coś Cię męczy... Możesz mi przecież powiedzieć... - mówi zachęcająco.
- Ten artykuł w gazecie. - szepczę.
- Aniu, nie martw się. Złapią tego, kto uczynił takie świństwo.
- To nie chodzi o to. Wczoraj jak wracałyśmy z Caroline z The Owl Cafe ktoś za nami szedł. Śledził nas. Boję się, że to mógł być ten człowiek, który później... - urywam, a Alice zamiera.
- Dlaczego nic wczoraj nie powiedziałaś? - pyta i zabiera się za ponowne czesanie.
- Nie chciałam Was zamartwiać... - mruczę i bawię się palcami.
- Aniu... Musisz nam o wszystkim mówić. O tym co się dzieje w szkole tak samo. Dlaczego wczoraj przyszłaś do domu z zapłakanymi oczami, a do tego chcesz abym Cię dzisiaj uczesała?
- Ja wczoraj nie płakałam. - mówię zaskoczona. Myślałam, że nie będzie widać śladu łez, które wylewałam w czasie drogi powrotnej.
- Przede mną nic nie ukryjesz Aniu. Pamiętaj o tym. Ale jak będziesz chciała, to zaczniesz mówić, tylko żeby nie okazało się, że jest za późno. Okej, Twoje włosy są gotowe.
Dotykam mojego koka i odwracam się w jej stronę.
- Dziękuję Alice. - uśmiecham się do niej. Z dołu usłyszałam wołanie Jade. Głośno westchnęłam i sięgnęłam po moją torbę. Obejrzałam się jeszcze raz w lustrze i muszę stwierdzić, że nawet dobrze wyglądałam.
- Uważaj na siebie. - ostrzega mnie Alice.
- Jak zawsze.
Kręci głową i wypuszcza mnie pierwszą z pokoju. W holu dostrzegam Caroline, która siedzi na krześle i zawiązuje swoje buty. Ja zakładam moje białe Conversy, a na wierzch zakładam jesienną kurtkę, którą zostawiam rozpiętą. Wychodzimy z domu i wsiadamy do samochodu Jade, która wykonuje już jeden ze swoich służbowych telefonów. Po kilku minutach w końcu się rozłącza i odpala silnik. Przez całą drogę, żadne z nas nie odezwało się ani jednym słowem. Wszyscy byli pogrążeni we własnych myślach. W końcu Jade zaparkowała przy University of California, a ja opuściłam samochód żegnając się z Caroline i moją prawną opiekunką.
Szybko przemierzam pusty dziedziniec szkoły, co może być spowodowane pochmurną pogodą. Kiedy wchodzę na korytarz widzę jak ktoś opiera się przy mojej szafce i długo nie musiałam się zastanawiać kim był ten "ktoś".
- Cześć Aniu. - wita się ze mną szerokim uśmiechem i odchodzi od mojej szafki.
- Hej Dustin.
Otwieram szafkę, z której od razu wylatuje mała, żółta karteczka.


6 DNI.


Szybko wrzucam karteczkę do środka, aby Dustin nie mógł jej zobaczyć. Wieszam moją kurtkę i biorę podręczniki od chemii.
- Co u Ciebie słychać? - pyta i drapie się po głowie.
- To samo co wczoraj. - zamykam szafkę.
- No właśnie wczoraj... - mruczy pod nosem. - Cieszę się, że wczoraj przyszłaś na zajęcia. I mam nadzieję, że będziesz też i dzisiaj.
- Raczej tak, muszę Caroline odprowadzić. - wzruszam ramionami i pakuję książki do torby.
- No to fajnie... Emm, mogę się Ciebie o coś zapytać?
- Co chcesz wiedzieć?
- Skąd znasz te wszystkie tańce, które wczoraj Ci pokazywałem? - pyta zaskoczony.
- Każdy chyba wie jakie są tańce towarzyskie i jakie są podstawowe kroki. - znowu wzruszam ramionami.
- Nie wiem czy tak każdy...
- Czy coś jeszcze? Trochę się śpieszę. - próbuję go zbyć, ale ten uśmiecha się drwiąco.
- Przecież mamy teraz razem zajęcia ze sztuki. - uśmiecha się drwiąco.
Wywracam oczami.
- Myślę, że nie powiedziałaś mi prawdy. - znowu zaczyna rozmowę.
- A ja myślę, że jesteś bardzo ciekawski.
Dustin parska śmiechem. Przechodzimy właśnie obok sekretariatu, z którego dochodziły głośne kłótnie. Drzwi były otwarte więc wszystko było słychać.
- To Wy jesteście za nią odpowiedzialni! - krzyczy starszy mężczyzna.
- Proszę Pana! To była godzina 19.00 a lekcje kończą się o 15.00! W tym czasie to Państwo są odpowiedzialni za córkę, a nie szkoła! - krzyczy dyrektor Gilles. - Na prawdę bardzo nam przykro z powodu Charlotty, ale to nie jest nasza wina!
- To pewnie są rodzice Charlotty. - szepcze Dustin i szybko przechodzimy obok sekretariatu, aby nikt nas nie widział. - Szkoda dziewczyny.
- Tak, wiem. Czytałam poranną gazetę. - odpowiadam i spuszczam głowę w dół.
- Ja też. Na początku się przestraszyłem, bo przecież Ty byłaś wczoraj i... - urywa, a ja spoglądam na niego wyczekująco. - Ale potem doszedłem do wniosku, że Wy wyszłyście wczoraj wcześniej ze studia no i później było napisane imię. Także... - znowu zaczął drapać się po głowie.
- Myślałeś, że to ja? - pytam unosząc brew.
- Na samym początku. - szepcze.
- Wczoraj jak wyszłyśmy z zajęć poszłyśmy jeszcze do kawiarni, z której wyszłyśmy po jakiś pół godzinach i faktycznie, ktoś nas gonił. - odpowiadam cicho i patrzę gdziekolwiek, byleby nie na Dustina. - Jednak zdążyłyśmy uciec. - dodaję szybko. W końcu zbieram się na odwagę i spoglądam na Dustina, który ma szeroko otwarte oczy. Bez słowa wymijam go i pierwsza wchodzę do klasy C34.


~~~~


____
Hej wszystkim! Piąteczka za nami i mam nadzieję, że się podoba ;) Akcja idzie o jeden stopień do góry i pomału odkrywam przeszłość Ani, jednak nie całą ;3 Podoba Wam się to co piszę, czy może macie jakieś uwagi? Czekam na opinie w komentarzach :) No i mam nadzieję, że nikomu nie przeszkadza to, że rozdziały są meeeeeeega długie xd

19 komentarzy:

  1. Rewelacyjny rozdział.
    Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  2. G.E.N.I.A.L.N.E.!!!!!! Matko dlaczego tak długo trzeba czekać na kolejny rozdział?! (W sumie to dobrze bo kiedy już w końcu jest to jestem taka happy, że aż rodzice mnie podejrzewają o nie wiadomo co xd) Bardzo mi sie podoba to, że tak powolutku odkrywasz jej przeszłość, ale jest to też mega denerwujące xd Tak bardzo chciałabym już wszystko wiedzieć, ale nie byłoby to wtedy już takie ekscytujące :3 Pisz dalej i to szyyyyyyyyybkooooooooo!!!!

    Monika.

    OdpowiedzUsuń
  3. Brakowało mi trochę Kendalla w tym rozdziale, mam nadzieję że będzie w następnym.
    Cieszę się, że są takie długie rozdziały i dodawane są na bieżąco.
    Dodawaj szybko następną część :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Prosze niech Ania bedzie z Dustinem on tak sie o nia martwi i wg. PROSZE!!!
    A poza tym swietny rozdzial :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zwykle cudowny rozdział *-*
    Kurczę, mam podejrzenia, że ten ten gościu będzie chciał zgwałcić Anię, a Kendall ją uratuje czy coś takiego....
    W niedziele następny *-*
    Jejciu, ale się ciesze! Czekam na następny :)
    @JamezLove12

    OdpowiedzUsuń
  6. Per-fect! ♥
    Ma nam przeszkadzać, że za długie? Długie są najlepsze.

    OdpowiedzUsuń
  7. awww.. jak słodko
    rodział jak zwykle dłuuugi
    and i'm so happy :)x

    OdpowiedzUsuń
  8. Daaaaalej szybko bo zwariuje;* kocham to

    OdpowiedzUsuń
  9. No ja sie wlasnie mega ciesze ze sa takie dlugie. Wiesz co po prostu very happy ze kliknelam w to opowiadanie, jest inne, i naprawde bardzo ciekawe kocham je a twoja wyobraznie i styl pisanie sa swietne . Zycze ci 100 komentarzy :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Mega długie i dobrze w końcu mi się spodobało, bo czuję Violettę, ale to nic. Świetnie że wprowadziłaś Caroline. Brak Kendalla, Jamesa i Logana, ale po za tym świetnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś czuję że Dus jest jej bratem i się cieszę że jest go aż tak dużo :D Uwielbiam go tzn. KOCHAM GO!

      Usuń
  11. Uwielbiam uwielbiam uwielbiam!!! Rozdział jest po prostu cnxdgnfgndf ;)
    Super, że takie długie rozdziały ;D Dodawaj kolejny, bo zwariuje

    OdpowiedzUsuń
  12. Jezusmaria przeciez to jest cudowne!
    Czekam na niedziele...
    Wieeelki, wieeeelki talent i wyobraźnia

    OdpowiedzUsuń
  13. Jej Ge-Nial-Ny rozdział! Pisz szybko następny. Jestem mega ciekawa co się stanie dalej i kto zgwałcił tą dziewczynę. Bidulka.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak zawsze fantastyczny! <3 pisz jak najwięcej <3!

    OdpowiedzUsuń
  15. Jakie to jest cudowne *,*
    Tylko nadal nie wiem kogo na cmentarzu "odwiedzał" Schmidt.
    Czekam ^^

    OdpowiedzUsuń
  16. SZYBKO DALEJ !!!!! I nie są meeeeeeeeega długie :D ...dla mnie mogą być dłuższe :D

    OdpowiedzUsuń