środa, 8 lipca 2015

Rozdział 58 "O czym tym razem nie wiem?"

When you go away
I count the steps that you take
~~~~~~~~~~~~~~~~


- Myślisz, że będzie chciał się zemścić? - zapytała niepewnie moja dziewczyna, zajmując miejsce w rogu łóżka z podkulonymi nogami, aż pod sam czubek nosa.
- W zależności kogo masz na myśli. - parsknąłem śmiechem ze zdenerwowania i ponownie zacząłem kręcić się po moim pokoju. Ale nawet i te kroki nie pozwalały na chwilę uspokojenia. - Nie wiem jak Twój ociec, ale Frank z pewnością będzie chciał mnie dopaść...
- Kto za nich zapłacił?
Zatrzymałem się na środku pokoju i popatrzyłem na nią ze współczuciem. Od kiedy powiedziałem przerażającą informację, ani na moment na mnie nie spojrzała i nie miałem pojęcia czym to było spowodowane. Bała się mnie? Ale czemu! Co ja takiego jej zrobiłem?
- Pamiętasz może nasz… - urwałem na chwilę i zaśmiałem się pod nosem. - Właściwie to Twój wypadek samochodowy. - poprawiłem się, przypominając sobie tamten dzień, kiedy myślałem, że ją straciłem. Kiedy poznałem część prawdy o jej przeszłości, a ona była jedną nogą w grobie. Do tej pory nie potrafię sobie wybaczyć, że przeze mnie znalazła się pod ostrzałem Franka… - Wtedy, co zostałaś porwana przed dziedzińcem szkoły.
- Pamiętam… - mruknęła i mogłem zobaczyć, jak przez jej głowę przechodzą wspomnienia. Jezu, była tak łatwa do odczytania… - Było ich trzech, ale złapano tylko dwóch...
- Frank i Shoan. - odpowiedziałem. - Ten trzeci to Dave i to właśnie on wpłacił za nich kasę. Swoją drogą, jestem bardzo ciekawy skąd mieli aż tyle forsy, żeby zapłacić za trzy osoby… - mruknąłem pod nosem i podrapałem się po głowie.
- Dlaczego wzięli też jego? - zapytała łamiącym głosem. Przez chwilę nie wiedziałem kogo ma na myśli, ale zajęło mi to dosłownie dwie sekundy, żeby przypomnieć sobie o nienawidzonej, przez Anię, osobie. I w sumie nie tylko przez nią...
- Nie mam pojęcia… - odparłem szczerze. - Tak bardzo Cię przepraszam, Aniu… - szepnąłem zrozpaczony i usiadłem obok dziewczyny lekko ją do siebie tuląc. W dalszym ciągu jej ciało drżało, jakby było jej zimno, ale to nie jest możliwe, żeby w połowie czerwca było komuś chłodno!
- Wszystko jest w porządku… - mruknęła pod nosem i wtuliła się w moje ramię. - W końcu nadszedł ten czas, kiedy trzeba znowu się martwić. I tak długo żyliśmy jak w bajce, gdzie wszystko było tak jak chcieliśmy. - czułem jak się uśmiecha i nie wiem ile bym się starał, ale też musiałem podnieść kąciki ust do góry, na wspomnienie tych pięknych chwil, spędzonych razem.
- Nie pozwolę Cię znowu skrzywdzić… - powiedziałem stanowczo i pocałowałem ją w włosy. - Już nigdy.
I chociaż byliśmy tak różni i dzieliło nas więcej niż łączyło, to jednak w jakimś sensie byliśmy tacy sami. Obydwoje rozpamiętujemy przeszłość, która co i rusz puka do naszych drzwi, ale mając zmienione zamki, jesteśmy pewni, że nie uda jej się wtargnąć do naszego mieszkania. Ale i ja i Ania zapomnieliśmy o otwartych oknach na parterze...
- Kocham Cię. - wyznałem zaciągając się zapachem perfum brunetki.
- Kocham Cię. - odpowiedziała i ucałowała wierzch mojej dłoni, która zapleciona była wokół jej ramion.
- Nigdy Cię nie zostawię. - zapewniłem ją.
- Zbyt wiele obiecujesz...

*

Określenie: "wszystko co dobre, kiedyś musi się skończyć." pasowało wręcz idealnie, do zaistniałej sytuacji. Ile bym dał, żeby chociaż na moment wrócić do poprzednich dni, kiedy niczym nie musieliśmy się martwić i byliśmy po prostu szczęśliwi. Po odebraniu telefonu od Kevina, który należał do jednych z tych małolatów, którzy wykonywali każde polecenie Franka, wiedziałem już, że coś musiało się stać. Nie sądziłem jednak, że to będzie coś, aż tak poważnego!
Nie miałem pojęcia jak mogłem pomóc Ani. A widok przesiadującej dziewczyny, praktycznie cały czas w swoim pokoju, był okropny dla mojego serca. Była smutna, ale próbowała to ukryć za jedną z tych wielu masek, jakie posiadała. Chyba już zapomniała, że odkryłem miejsce przetrzymywania tych wszystkich zakryć twarzy i dokładnie przejrzałem każdą, aby zapamiętać, która i na jaką okazję się nadaje.
Wiem, że się bała. Ale ja nic nie mogłem z tym zrobić! Nie było nawet mowy o tym, żeby pójść na spacer, a o kinie już nie wspomnę! Jedynie z domu wychodziła do szkoły i na trening, na który szła nadzwyczaj ochoczo. Później przyjeżdżałem po nią i jechaliśmy z powrotem do domu, gdzie tam spędzaliśmy resztę czasu.
Erin dzień w dzień ostrzegała mnie przed Katelyn, która już kolejny raz nie pojawiła się w szkole. Niektórzy usprawiedliwiali jej nieobecność końcem roku szkolnego, ale moim zdaniem jest to coś o wiele poważniejszego... Jeżeli nie będzie mnie przy Ani, kiedy Katelyn jej coś zrobi, nie wybaczę sobie tego. Obiecałem sobie, że już nigdy nie pozwolę, aby ktoś skrzywdził moją dziewczynę.
Jadąc do studia tanecznego, miałem nadzieję, że dzisiaj Ania będzie miała lepszy humor, niż każdego dnia. Nadal w głowie mam wyraz jej twarzy, kiedy dowiedziała się, że jej ojciec jest na wolności... Wystarczyło tylko na nią spojrzeć, aby wiedzieć, że nie darzy tego człowieka pozytywnymi emocjami.
- Wszystko jasne? - usłyszałem głos Stana, który rozmawiał z rodzeństwem. Stanąłem niepewnie w drzwiach, aby nie przerywać im rozmowy, ale też co nieco usłyszeć. - Podjęliście słuszną decyzję. - pochwalił ich z wymalowanym na ustach szerokim uśmiechem. - Wasz talent w końcu będzie doceniony przez wielu znanych choreografów.
Zmarszczyłem brwi ze zdziwienia i oparłem się o futrynę drzwi, chcąc jak najwięcej usłyszeć.
- Wylatujemy w czwartek. I radzę spakować dodatkową parę krótkich spodenek! - zaśmiał się cicho i przeczesał swoje włosy. - To już jest zupełnie inny klimat i przez jakiś czas możecie nie czuć się zbyt dobrze, ale nie powinno to trwać długo. Wiecie, strefy czasowe i tak dalej...
- Jakieś ograniczenie, co do bagażu? - zapytał Dustin i odstał od razu od Ani po ramieniu. - No co? - zapytał z uśmiechem. - Na Twoim miejscu bym się upewnił.
- Ale nie jesteś na moim miejscu. - mruknęła pod nosem i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Mam tylko nadzieję, że nie pozabijacie się tam… - dodał jeszcze Stan. - Wiem, że jesteście rodzeństwem i jak każde inne, lubicie sobie dogryzać, ale tam będziecie musieli trzymać się razem i jedno drugiego wspierać.
- Jasna sprawa! - zaśmiał się Belt i objął ramieniem swoją siostrę. Nadal czułem pewną zazdrość, która do tej pory nie opuściła mojego umysłu.
- O ósmej wieczorem macie samolot. Nie spóźnijcie się… - pogroził jeszcze palcem i zaczął kierować się w stronę wyjścia przy okazji, natrafiając na moje zdezorientowane spojrzenie. W głowie powtarzałem sobie kilka słów, jakie mogłem usłyszeć z ich rozmowy. Wylot. Samolot. Czwartek. Strefy czasowe. Bagaż.
A co w tym wszystkim chodzi?!
- Cześć Kendall. - przywitał się ze mną Stan i wyciągnął w moją stronę rękę, którą mocno uścisnąłem rzucając w jego stronę srogie spojrzenie, które zignorował. Nic więcej nie mówiąc, wyminął mnie i zostawił w towarzystwie rodzeństwa, którzy bacznie mi się przyglądali. Ale w oczach Ani, mogłem dostrzec zupełnie inne uczucia. Strach. Ona się Ciebie boi.
- Czekam w samochodzie. - powiedziałem tylko i również opuściłem salę treningową, zmierzając w kierunku wyjścia. Siadając na miejscu kierowcy, głośno westchnąłem i przetarłem rękoma moją twarz, a potem włosy, które jak zwykle wyglądały, jakby w nie piorun strzelił. Głowa zaczynała pomału pulsować od nadmiaru myśli, które schodziły na słowa wypowiedziane przez Stana. Znowu o czymś nie wiem? Czy coś mi umknęło w pamięci? Nie, pamiętałbym przecież o jakimś wyjeździe Ani. Musiałem zachować spokój, nie mogłem wybuchnąć złością, która i tak już przejęła większość mojego ciała. Nie mogłem pozwolić na to, aby Ania się mnie bała.
Za chwilę drzwi od strony pasażera się otworzyły i obok mnie usiadła moja dziewczyna. Jeszcze moja... Bez słowa zapięła pas bezpieczeństwa i wygodnie ułożyła się w fotelu, a ja w tym czasie odpaliłem silniki i skierowałem się do domu Ani. Jeszcze nigdy nie czułem się tak niezręcznie w jej obecności. Nie wiedziałem co mogłem powiedzieć, aby nie wtoczyć żadnej kłótni. Postanowiłem zaczekać, aż dojedziemy do domu brunetki, gdzie tam wszystko mi na spokojnie wyjaśni. Na spokojnie? W co Ty wierzysz Schmidt!
- Pan i Pani Smith mają jakieś spotkanie biznesowe i wrócą dopiero wieczorem. - powiedziała od razu Alice, kiedy przekroczyliśmy próg domu Ani. - Caroline jest u koleżanki, a ja idę na spotkanie kółka robótek ręcznych i odbiorę ją, jak będę wracać. Za dwie godziny jesteśmy z powrotem. - i wyszła. Zero pytań, zero rozmowy. Po prostu, przekazała informację i sobie poszła.
- Napijesz się czegoś? - zapytała niepewnie i to były pierwsze słowa, jakie skierowała w moją stronę od czasu wyjścia ze studia tanecznego. Pokręciłem przecząco głową, na co dziewczyna głośno westchnęła. Nic nie mówiąc, pokonaliśmy dobrze znane mi schody i skierowaliśmy się w stronę fioletowego pokoju. Powietrze wokół nas było gęste, a rosnące napięcie między nami, rosło z każdą sekundą przebytą w ciszy. Ania bez słowa wyszła na swój balkon, a ja zrezygnowany usiadłem na jej łóżku i schowałem twarz w moje dłonie, opierając się o kolana. Nie wiedziałem, czy chciałem w ogóle znać prawdę, bo razem z nią przyjdzie na pewno złość, rozczarowanie i smutek. Usłyszałem ciche kroki Ani, która stanęła przy samych drzwiach od balkonu i oparła się o futrynę.
- O czym tym razem nie wiem? - odezwałem się w końcu, patrząc przed siebie. Nie mogłem w stanie spojrzeć na brunetkę, która emanowała tylko i wyłącznie swoim smutkiem.
- W czwartek wyjeżdżam z Dustinem do Hiszpanii. - odpowiedziała od razu. W jej głosie mogłem wyczuć zrezygnowanie i całkowite poddanie się. Nie będzie walczyć? To nie jest w jej stylu...
- Na ile? - zadałem kolejne pytanie.
- Ponad dwa tygodnie.
- Zamierzałaś mi o tym powiedzieć?
- Nie.
Pierwszy sztylet trafił prosto w moje serce. I byłem tylko ciekaw ile ma takich w swoim zapasie.
- Od jak dawna wiesz o wyjeździe? - byłem nadzwyczajnie spokojny jak na taką rozmowę. Na razie...
- Od ponad tygodnia. - jej bezinteresowny ton głos, był wręcz odrażający. Jeszcze nigdy nie odzywała się do mnie w taki sposób!
- Mogę chociaż wiedzieć, czemu mi nic nie powiedziałaś? - odwróciłem się w końcu w jej stronę i musiałem wręcz zagryźć wargę, aby nie wydobyć z siebie żadnego niepotrzebnego dźwięku. Jej długie włosy zasłaniały jej połowę twarzy, która i tak nie ukazywała niczego innego jak obojętność na to, co się wokół niej dzieje.
- Tak było lepiej… - wzruszyła niewinnie ramionami, a ja miałem ochotę parsknąć śmiechem. - Byłeś szczęśliwy, a ja nie chciałam Ci tego szczęścia zabierać.
- Kiedy w końcu zrozumiesz, że to Ty jesteś moim szczęściem? - zapytałem głośniej, niż zamierzałem i podniosłem się z łóżka, zajmując miejsce dokładnie naprzeciwko niej. - Jesteś wszystkim czego potrzebuję, a Ty tak po prostu chcesz wyjechać bez słowa?
- Przeze mnie wszyscy jesteście w niebezpieczeństwie… - mruknęła pod nosem.
- O czym Ty mówisz? - zmarszczyłem ze zdenerwowania brwi i tylko mogłem poczuć, jak spokój i opanowanie ulatują z mojego umysłu, jak powietrze z przebitej piłki plażowej.
- Nie chcę, aby komuś coś się stało z mojej winy. - powiedziała stanowczo i w końcu podniosła głowę do góry. W jej oczach dostrzegłem złość i determinację, co nie wróżyło niczego dobrego.
- Chodzi Ci o Franka?
- Nie zauważyłeś tego, że od kiedy pojawiłam się na Waszej drodze, wszystko idzie nie tak jak powinno? - machała na wszystkie strony swoimi rękoma, jakby to miało chociaż trochę jej pomóc. - Powrót Franka, Katelyn, gwałty, morderstwa, zniszczenie Waszej przyjaźni, śmierć Bridgit… - zaczęła wszystko wyliczać na palcach, a ja z niedowierzaniem pokręciłem głową. Jak mogła te wszystkie rzeczy wymienić pod jej nazwiskiem?
- Czy nasz związek też zaliczasz do nie tak jak powinno? - zapytałem cicho i po raz pierwszy dzisiaj na mnie spojrzała.
- Kendall...
- Odpowiedz na moje pytanie. - zażądałem.
- Ja… - zająknęła się, a mi już nie trzeba było więcej do wyjaśnienia.
- Wiesz, to zabawne, bo ja traktowałem nas na poważnie i planowałem naszą wspólną przyszłość, a Ty od samego początku zakładasz, że nie jesteśmy tak jak powinno być. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby, próbując w minimalny sposób wyrzucić swoją złość.
- To nie tak… - szepnęła zdesperowana.
- A niby jak?! - krzyknąłem głośno, nie panując już nad sobą. - Po raz kolejny nic nie powiedziałaś mi o Twoim wyjeździe i zaczynam myśleć, że te wycieczki pełnią funkcję ucieczki od problemów! - odsunąłem się od niej i miałem tak wielką ochotę coś zepsuć, że z ledwością mogłem się pohamować. - Ja też jestem Twoim problemem?
- Robię to dla Was wszystkich i...
- A pomyślałaś przez chwilę tylko o naszej dwójce? - przerwałem jej w połowie zdania. - Pomyślałaś o mnie, co czułbym, gdybyś bez słowa opuściła Los Angeles, zostawiając mnie na pastwę losu? Czy Tobie tak trudno pojąć, że Cię kocham i nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie?! A może to Dustin Cię namówił na ten wyjazd! - wiedziałem, że stąpam po kruchym lodzie, ale nie zamierzałem przestać gadać. - Może tak naprawdę to nie jesteście rodzeństwem i wrabiasz mnie w nie wiadomo co, a tak naprawdę to jesteś z nim?!
- Wyjdź… - powiedziała cicho.
- Co? - prychnąłem pod nosem nie wierząc, co takiego powiedziała.
- Wyjdź stąd… - powtórzyła nieco głośniej.
- Nie zrobisz tego… - zaśmiałem się cicho i postawiłem jeden krok w jej stronę.
- Powiedziałam, żebyś stąd wyszedł! - krzyknęła na cały głos, a mi aż włosy na plecach stanęły dęba. Jej twarz była cała czerwona z nerwów i nie mogła w żaden sposób zapanować nad drżeniem rąk. Zaczęła głośno oddychać, a w oczach pojawiły się łzy.
- Popełniasz błąd… - powiedziałem jeszcze i posłusznie wyszedłem z jej pokoju, a później z domu.
Wiedziałem, że przesadziłem, ale na litość boską! Jest (a może i już nie?) moją dziewczyną i chyba mam prawo wiedzieć o tym cholernym wyjeździe na obcy kontynent! Przecież to nic trudnego, powiedzieć chociaż jedno słowo!
Kolejny raz mnie okłamała i straciła moje zaufanie. Nie miałem pojęcia, czy nie powtórzy się to za jakiś czas, kiedy znowu dowiem się o czymśkolwiek kilka dni przed tym wydarzeniem. Nie rozumiałem, dlaczego tak postąpiła? Bała się mnie? A może po prostu nie traktuje nas tak poważnie jak ja?
I nawet nie potrafię się na nią gniewać! Co ta miłość robi z człowiekiem...

*

Samotność ma to do siebie, że dopada człowieka w najmniej oczekiwanym momencie. I nawet kiedy będziemy otoczeni ludźmi, z którymi mamy kontakt praktycznie codziennie, to i tak będziemy sami. Bo jesteśmy sami, bez tej osoby, która jako jedyna pozwoliła na inne myślenie. Ale co mogłem poradzić na to, że właśnie ta osoba, która była powodem mojego uśmiechu i szczęścia, była też powodem smutku i cierpienia?
I dzisiaj przekraczając próg szkoły, nie wiedziałem, czego mogłem się spodziewać. Jak będziemy się zachowywać, czy w ogóle będziemy ze sobą rozmawiać... Jednak te wszystkie pytania wyleciały mi z głowy, kiedy Carlos powiedział...
- Dzisiaj nie będzie Ani i Dustina.
- Dlaczego? - zapytał James.
- Nie wiem. Dustin wysłał mi SMS-a z wiadomością, że ich nie będzie. - wzruszył ramionami i napił się swojej wody z butelki.
I wszystkie moje pozytywne myśli poszły sobie na spacer, zostawiając mnie jak zwykle z pesymistycznym podejściem do świata. Nie wiem już na kogo byłem bardziej wkurzony. Czy bardziej na siebie, czy na Anię. Tak czy inaczej, byłem bardzo zdenerwowany i lepiej było dla innych trzymać się ode mnie z daleka.
Kiedy wróciłem do domu, miałem nadzieję na poważną rozmowę z moim ojcem, u którego miałem się doradzić, ale jak zwykle kiedy go potrzebowałem, jego nigdzie nie było. Biała kartka przyczepiona do lodówki, informowała o dużych zakupach rodziców, na które wybrali się poza miasto. Zdenerwowany, wyrzuciłem kartkę do śmieci i pognałem do swojego pokoju, gdzie zamierzałem się zaszyć do końca dnia. I chociaż wczoraj dużo myślałem na temat mojego związku z Anią Smith, to i tak dzisiaj zamierzałem przeznaczyć kolejne kilka godzin na wspominaniu tych wszystkich wspólnych chwil. Te ostatnie tygodnie uświadomiły mi, że jednak w prawdziwym życiu historia z bajek się powtarza. Byliśmy nierozłączni i już na pierwszy rzut oka było widać, że jesteśmy razem. I byłem cholernie zazdrosny, kiedy na przerwach w szkole, do Ani podchodzili inni uczniowie, a w szczególności osobniki mojej płci, którzy nie szczędzili sobie komplementów na jej osobę. Jednak ona zawsze szukała mnie wzrokiem po korytarzu, tak jakby szukała pewnej pomocy, wsparcia. Czy to już jest nasz ostateczny koniec? Tak szybko mamy o sobie zapomnieć?
Dzwonek telefonu wybudził mnie z przemyśleń i kiedy spojrzałem na zegarek, nie mogłem uwierzyć, że jest już przed ósmą. Wygrzebałem nadal dzwoniący telefon z kieszeni i wręcz zamarłem widząc imię osoby, która próbowała nawiązać ze mną kontakt. Głośno przełknąłem ślinę i w ostatnim momencie nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Tak? - mój głos niespodziewanie zadrżał, przez co skarciłem siebie w myślach.
- No nareszcie! Już myślałem, że nie odbierzesz! - jego głos już na zawsze będzie wywoływać dreszcze na całym ciele.
- Czego chcesz? - zapytałem od razu.
- A gdzie kultura, Schmidt? Nie zapytasz się, co u mnie słychać? Jak się czuję?
- Akurat to mnie nie obchodzi… - warknąłem głośno i zacząłem się zastanawiać, dlaczego do cholery odebrałem ten pieprzony telefon?
- Mam Ci tyle do powiedzenia… - teatralnie westchnął, a ja wywróciłem oczami. - Może opowiem Ci wszystko, kiedy się spotkamy?
- Nigdy to nie nastąpi… - odparłem poważnie, na co po drugiej stronie usłyszałem głośny śmiech.
- Jesteś pewny? - zapytał i mogłem być pewny, że na jego ustach gości ten cwany uśmiech. - To teraz posłuchaj uważnie.
Usłyszałem odgłosy rozrywanej taśmy klejącej, a potem cichy jęk bólu, który był mi dziwnie znany...
- No kochaniutka, znowu się spotykamy… - znowu się głośno zaśmiał, a ja stanąłem na równe nogi. - Jest taka piękna, niewinna i prawie czysta! Szkoda, że już ktoś mnie uprzedził, bo z chęcią zdjąłbym z niej tą cnotę.
- Nie… - szepnąłem cicho i przyłożyłem drugą rękę do ust.
- No ślicznotko, powiedz coś.
- Kendall… - jej głos. Jej smutny i zmęczony głos. Jezu, co ona z nim robi w jednym pomieszczeniu?!
- Taka niewinna...
- Tylko ją tkniesz, a...
- A co mi zrobisz? - przerwał mi w połowie zdania. - Jeżeli aż tak bardzo Ci na niej zależy, to sam po nią przyjedź!
- Zabiję Cię. - syknąłem do słuchawki, na co tamten znowu się głośno zaśmiał.
- Czekam z niecierpliwością!
- Gdzie Ty kurwa jesteś?! - jedną ręką zacząłem się szybko ubierać i z szybkością światła wybiegłem z domu, nie interesując się, czy aby na pewno dobrze go zamknąłem.
- Tam, gdzie wszystko się zaczęło, i gdzie wszystko się zakończy. - powiedział rozbawiony i przerwał połączenie. Pierwsze miejsce jakie przychodzi mi do głowy jest tam, gdzie najchętniej nie przyjeżdżałbym do końca życia.
Stare magazyny.










~~~~
Avril Lavigne - When You're Gone










____

Drama time! xd

Hej wszystkim! Tęskniliście?


(2 do końca.)

5 komentarzy:

  1. O ! Mój ! Boże ! :O
    JAK ?! CZEMU ?! CO ?!
    O Boże..
    JAK TO WGL MOŻLIWE ?! JAK ONI JĄ ?! CZEMY NIKT ... AJ jenyyyy...
    Przecież Frank ją .. A jak jest tam jeszcze Covenant ?! Jezuuu ...
    No nie potrafię nic napisać ..
    ..
    Jeżeli chodzi o tę pierwszą część to .. Kendall miał rację.. Może i powiedział za dużo, ale nadal trzymam jego stronę. Nie rozumiem Ani .. Czm mu nie powiedziała ? Chciała tak po prostu wyjechać do Hiszpanii na .. nawet sama nie wie ile ?? No nie .. Db,że Schmidt posłuchał.
    ..
    Wracając to drugiej części to ..
    CZM ANIA BYŁA SAMA ?! JAK ONI JA PORWALI ?! CO JEJ ZROBILI I CO CHCĄ ZROBIĆ ?!
    Przecież jak Kendall tam pojedzie to .. wiadomo, że przeciwników na 100% bd więcej ! To jest do przewidzenia ! A jeśli zrobią coś Kendall'owi ? Jezus !!!!
    Tam się wszystko zaczęło i tam się wszystko SKOŃCZY?!! Schmidt ! Zrób coś! Jak nie to Frank cb ... , a Anie ... !!!
    Ja nadal jestem w szoku... Nie zasnę szybko..
    Chcę już te cholerną niedzielę ! Do nn ! Xx !

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boże! Co za rozdzial! Tyle się dzieję! Kendall trochę za dużo powiedział. Mógł się ugryźć w język. Ale nie rozumiem Ani.czemu mu nie powiedziała? Mam nadzieję że ani i kendallowi się nic Nie stanie. Jak frank mógł porwać brunetke? Nie znoszę go. Może to kaytlyn stoi za tym wszystkim? Może chciała się na nich zemścić i to jest jej plan? Nie mogę się doczekać czekam na nexta. : )

    OdpowiedzUsuń
  3. Już 2? To się nie może tak skończyć, albo się skończy.. Ale to by było smutne :(. Katelyn i ekipa.. grr. Idiotka! Nie lubię jej. Kendall ratuj Anię! Świetny rozdział! Czekam na następny! :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Ekstra!!!! <3 Jestem ciekawa jak rozwinie się sytuacja!!! ;))) nie mogę się doczekać następnego rozdziału!!! ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ekstra!!!! <3 Jestem ciekawa jak rozwinie się sytuacja!!! ;))) nie mogę się doczekać następnego rozdziału!!! ;D

    OdpowiedzUsuń