I'm out of sight, I'm out of mind
I'll do it all for you in time
And out of all these things I've done
I think I love you better now
~~~~~~~~~~~~~~~~
Strach ma to do siebie, że przychodzi w najmniej oczekiwanych momentach. Nawet wtedy, kiedy czujemy się pewni, on i tak się pojawia. Można go podzielić na wiele gatunków. Strach przed śmiercią, przed utratą bliskich osób, strach przed zrobieniem czegoś głupiego, albo strach przed ważnym występem.
Niestety, rodzaj strachu, jaki ogarnął moje ciało, nie mogłam zaliczyć do żadnych z tych kategorii. Bo był to mój strach, którego nie potrafiłam pokonać. A najśmieszniejsze było to, przed czym się bałam.
Strach przed uczuciami.
- Słyszysz Aniu? - dłonie, które znam praktycznie na pamięć, obejmowały moje policzki, dając mi przy tym kojące ciepło, które rozchodziło się po całym ciele. - Kocham Cię. - szepnął prosto w moje wargi.
I co mogłam wtedy zrobić? Uciec, jak najdalej od niego? Czy może zostać i poddać się temu uczuciu, które również zawładnęło moim umysłem, stanem fizycznym, psychicznym, a nawet i duchowym. Jednak, czy na pewno to czułam? Czy to było właśnie to?
Miłość.
- I nie potrafię tego zmienić. - dodał jeszcze, wyczekująco patrząc się w moje oczy. I w tym momencie żałowałam, że nie mógł czytać w moich myślach. Dlaczego nie potrafię wypowiedzieć tak prostych słów? Dlaczego się boję?
Bo on Cię zostawi.
- Proszę powiedz coś… - jęknął prawie zrozpaczony, opierając swoje czoło o moje. Chciałam mu obniżyć cierpienia i w końcu powiedzieć to co chcę. Naprawdę jestem już aż takim tchórzem, że nie mogę wydusić z siebie ani jednego zdania?
- Proszę...
- Ja… - urwałam mrugając oczami, a nurtujące pytania przelatywały mi przez głowę. I chyba robiły to specjalnie, aby odwrócić uwagę od najważniejszego momentu w moim życiu. - Ja… - wszystkie za i przeciw posegregowane są w odpowiednich segregatorach i mogłam tylko ignorować ten przeciw, który był o wiele obszerniejszy od tego za. - Kocham Cię.
Miałam wrażenie, jakby ogromna lawina zsunęła się po moim sercu, dając mu wolność bicia we własnym tempie. I moja bujna wyobraźnia dała się we znaki, kiedy wokół nas mogłam dostrzec złote fajerwerki, które tworzyły piękne obrazy z poszczególnych punktów. Znowu to czułam.
Magia.
- Powtórz to. - odezwał się poważnie i zaczął głośniej oddychać.
- Kocham Cię Kendall. - powiedziałam pewniej i w końcu podniosłam na niego wzrok. Jasne iskierki tańczyły w błękitnym oceanie pełnym uczuć i emocji, o których nie miałam pojęcia. Ale było też coś dla mnie. Co należało do mnie. Coś, co świadczyło o tym, że jest mój.
Szczęście.
I pierwsze co mi przyszło do głowy, to pytanie, czy jest coś wyżej od nieba? Bo właśnie tam zabrał mnie chłopak, który ponownie sprawił, aby przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, zabierając mój umysł jak najdalej od rzeczywistości. Słodkie pocałunki, którymi obdarowywał mnie Kendall znacznie różniły się od tych, które już wcześniej mogłam doznać. Było coś, co ciągnęło mnie jeszcze bardziej do niego sprawiając, że czułam się inaczej. Było czegoś więcej. Znacznie więcej.
Uczucia.
- Proszę, obiecaj mi, że już nigdy mnie nie zostawisz… - powiedział cicho, kiedy odsunęliśmy się od siebie, na minimalną odległość. Jakbyśmy wciąż byli połączeni, ale jednak oddzieleni.
Czemu on każe mi robić tak trudne rzeczy? Mogę obiecać, że pójdę jutro do sklepu i kupię co tylko chce, albo obiecać, że zrobię dobrą kolację i będziemy siedzieć przed telewizorem, oglądając jakieś denne komedie, które i tak nas nie będą interesować. Mogę mu obiecać cokolwiek! Tylko nie to, że nigdy go nie zostawię. Bo psychicznie nigdy do tego nie dojdzie. Bardziej obawiam się o stan fizyczny... Nie mogłam złożyć kolejnej obietnicy, której i tak wiem, że nie dotrzymam! Szkoda tylko, że on nie ma o niczym pojęcia...
- Obiecuję, że Cię teraz nie zostawię. - nie mam pojęcia, czy dostrzegł różnicę w tych słowach i tylko mogłam się modlić, aby na razie jej nie zauważył.
- Ja chcę, żebyś nigdy mnie nie zostawiła. - upierał się przy swoim i odgarnął kosmyk włosów, który opadł na moją twarz. - A nie teraz.
I co mogłam zrobić? Przecież nie mogę tego zrobić! I nie mogę mu też powiedzieć o tej istotnej sprawie, która zamieszkuje moja myśli już od dłuższego czasu.
Patrzył się na mnie wyczekująco i szukał odpowiedzi w moich oczach, ale tylko ja wiedziałam, że jej tam nie znajdzie. Aby przerwać tą niezręczną ciszę, tym razem to ja postanowiłam złączyć nasze wargi, które idealnie do siebie pasowały. Jakby były stworzone tylko i wyłącznie dla siebie.
- Kocham Cię. - powiedział już po raz kolejny, jakby chciał nie tylko mnie o tym zapewnić, ale też i siebie.
- Ja Ciebie też. - odpowiedziałam szczerze, na co zmarszczył brwi.
- Nie powtarzaj moich uczuć. - mruknął niezadowolony. - Musisz też powiedzieć, co do mnie czujesz.
- Przecież powiedziałam. - odparłam rozbawiona.
- No nie. - pokręcił głową i zaczął sunąć palcami po moim policzku. - Ty powiedziałaś to samo co ja. A chcę, żebyś powiedziała to co Ty chcesz powiedzieć.
- Zbyt dużo rzeczy wymagasz. - parsknęłam śmiechem i zagryzłam lekko wargę.
- Powtórzmy to co było przed chwilą. Ale teraz masz dobrze powiedzieć. - rozkazał mi z groźną miną i nie czekając na moją odpowiedź, ponownie poczułam jego usta na swoich, które wprowadzały mnie w kompletne osłupienie. Jak do cholery można tak dobrze całować?!
- Kocham Cię. - szepnął patrząc w moje oczy.
- Kocham Cię.
*
- Powiedzieć Ci coś? - zaczęłam cicho, nie będąc pewna, czy aby na pewno powinnam mówić takie rzeczy.
- W zależności, co to będzie. - odpowiedział i lekko uścisnął moją dłoń, która idealnie pasowała do jego. - Mam się bać?
- Raczej będziesz się śmiał… - powiedziałam szczerze i spuściłam głowę w dół, lekko zawstydzona.
- W takim układzie z chęcią posłucham. - zaśmiał się pod nosem, a ja trzepnęłam lekko go w ramię. - Radzę Ci się pośpieszyć, bo zaraz będzie padać deszcz. - popatrzył w niebo i przez chwilę zawiesił tam wzrok.
- Bo... Kiedy były moje urodziny, przyszedł Daniel z Jade i trzymali tort urodzinowy, nie wiedziałam czego sobie życzyć i… - urwałam na moment i stanęłam na chodniku, zmuszając Kendalla, aby również się zatrzymał. - I zażyczyłam sobie Ciebie.
Zaskoczenie na jego twarzy było wręcz widoczne już po kilku sekundach, ale tak samo szybko jak się pojawiło, to zaraz zniknęło, ustępując miejsca czystej euforii.
- To teraz módl się tylko, aby Twoje życzenie, które wypowiedziałaś na głos, się spełniło i miało swój efekt na długi czas.
Przybliżył swoją twarz do mojej i w chwili, kiedy miał złączyć nasze usta, wokół nas rozległ się dźwięk uderzającego pioruna, przez co przestraszona odskoczyłam od chłopaka z głośnym piskiem. Szybko rozejrzałam się wokół siebie i oceniłam sytuację, w jakiej się znajdowaliśmy. I była bardzo dobra, dopóki z nieba nie zaczął padać mocny deszcz, który od razu zostawił mokre ślady na moich ubraniach, włosach i skórze.
- Czyli mamy to odebrać za jakiś znak? - krzyknął głośno chłopak, próbując zagłuszyć szumiący wiatr, który przywitał się z liśćmi drzew.
- Chodźmy stąd! - krzyknęłam przestraszona i złapałam jego rękę.
- Boisz się burzy? - zapytał rozbawiony zatrzymując mnie na środku ulicy.
- Kendall proszę Cię! - miałam wrażenie, że mówię do ściany, bo ten idiota w dalszym ciągu stał i głupkowato się uśmiechał. - Zimno mi jest… - pociągnęłam nosem i otarłam krople wody z czoła, które spadały z moich mokrych włosów. Ubrania miałam już całkowicie przesiąknięte wodą i można było je dosłownie wyżymać. Chłopak przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, łapiąc mocno moje dłonie w swoje i naprawdę nie miałam pojęcia, o co mu chodziło...
- Zawsze chciałem to zrobić. - powiedział cicho, a ja zmarszczyłam brwi ze zdziwienia. I zanim mogłam coś powiedzieć, po raz kolejny tego dnia poczułam jego gorące usta na moich, które od razu opowiedziały na każde spotkanie naszych warg. Już nie umiałam nad tym panować, a o odepchnięciu chłopaka od siebie nie było mowy. Po prostu ciało i umysł były już na tyle przyzwyczajone, że wiedziały dokładnie co i kiedy miały robić. Często zaskakiwałam samą siebie moją determinacją oraz braku wstydu za moje zachowanie. Co z tego, że właśnie staliśmy na środku ulicy, gdzie wokół nas panowała okropna ulewa, ale właśnie te wszystkie czynniki sprawiły, że ten pocałunek był jednym z tych najlepszych. Iskry, które za każdym razem się pojawiają, były teraz o wiele większe niż wcześniej i wydawało mi się, że rozchodziły się nie tylko po naszych ciałach, ale też i wokół nas, tworząc tak jakby wielką kopułę.
Kopułę miłości.
- Teraz możemy iść. - odezwał się głęboko oddychając.
Z szerokimi uśmiechami puściliśmy się biegiem w stronę mojego domu, który wydawał się teraz znacznie dalej, niż powinien być. Ale z drugiej strony wcale mi to nie przeszkadzało. Byłam szczęśliwa, bo w końcu znalazłam osobę, z którą chcę dzielić się każdym najmniejszym szczegółem mojego życia. Chcę widzieć jak się uśmiecha dzięki mnie i jak jest szczęśliwy. Chcę być przy nim już na zawsze. Tylko nie wiem czy tak się stanie...
- Można by Was wsadzić do suszarki! - krzyknęła Alice, kiedy przekroczyliśmy próg mojego domu. - A byłam wręcz pewna, że spotka Was ta ulewa… - dodała jeszcze odchodząc od naszej dwójki i skierowała się w stronę jednego z pokoju znajdującego się w holu i zaraz z niego wyszła niosąc w rękach bliżej nieokreślone mi materiały. - Proszę, to dla Pana. - wręczyła Kendallowi czyste ubrania, należące zapewne do Daniela. - Pan Smith robił ostatnio porządki w swojej garderobie i prosił, abym zrobiła coś z jego starymi rzeczami, w które się już nie mieści. Masz szczęście, że postanowiłam je uprać i uprasować.
- Dziękuję bardzo. - odpowiedział zmieszany chłopak i ukradkiem na mnie spojrzał.
- Wiesz gdzie jest łazienka. - mruknęła jeszcze pod nosem i wycofała się do salonu.
- Nafaszerowaliście ją przeterminowanymi oliwkami, czy jak? - zapytał zdziwiony i od razu dostał ode mnie w ramię. - No co? Tylko się pytam… - wzruszył niewinnie ramionami, a ja wywróciłam oczami.
- Idź się przebierz. - mruknęłam pod nosem i sama skierowałam się do swojego pokoju.
Jeżeli ktoś, powiedziałby mi pół roku temu, że zakocham się w chłopaku, który najpierw mocno mnie ranił i był bezwzględnym dupkiem, po prostu bym go wyśmiała! To niesamowite jak ludzkie spostrzeżenia i myśli, zmieniają się z minuty na minutę i to ze względu na towarzystwo w jakim się znajduje. Czy to źle? Nie wiem... Ale wiem jedno - jeżeli miałabym się cofnąć do przeszłości, to zrobiłabym dokładnie to samo i nic bym nie zmieniała. Niektóre rzeczy po prostu musiały się stać, aby teraz mogło być lepiej. Czy śmierć Bridgit też musiała mieć w tym jakieś znaczenie? Czy nie bylibyśmy bardziej szczęśliwi, gdyby nasza kolorowa przyjaciółka była razem z nami? Może i tak... A może to właśnie dzięki Bridgit, która zajmuje miejsce na jednej chmurce, stało się to co się stało. Może to teraz ona pociąga za nasze sznurki i dokładnie wie, co i kiedy ma się wydarzyć?
- Nad czym tak myśli moja dziewczyna? - najpierw poczułam silne ramiona, które oplotły moją talię i dopiero później mogłam dostrzec sylwetkę chłopaka, który przytulił się do moich pleców, jakby od tego zależało jego życie. Nasze postacie odbijały się w wielkim lustrze zamieszczonym w garderobie, w której o dziwo był porządek. I jakby w zwolnionym tempie, mój mózg powtórzył słowa Kendalla, akcentując każdy wyraz.
Moja. Dziewczyna.
- No dowiem się, czy nie? - zachichotał pod nosem, lekko całując moje odsłonięte ramię, przez luźną koszulkę, którą niedawno założyłam. Odwróciłam się w jego stronę i po raz pierwszy moje oczy spotkały się z widokiem prawdziwie szczęśliwego Kendalla Schmidta. Energia tryskała z każdej cząstki ciała, ale to zielone oczy były jej źródłem.
- Twoja? - zapytałam cicho, w dalszym ciągu uporczywie wpatrując się w tęczówki chłopaka.
- Mhm. - kiwnął głową i bliżej się do mnie przysunął. - A co w tym dziwnego?
- Nie, nic… - wyjaśniłam szybko i spuściłam głowę, wstydząc się tego, co miałam za chwilę powiedzieć. - Nie przypominam sobie, żebyśmy ustalali kto kogo jest...
- Myślałem, że o tym już wiesz, kiedy powiedziałem Ci, że Cię kocham… - powiedział z uśmiechem i nagle się ode mnie odsunął, czym lekko mnie zawiódł. - Skoro chcesz, to mogę zadać to pytanie, stojąc u Ciebie w garderobie, kiedy jestem ubrany w zwykłe dresy Twojego ojczyma, lub poczekać do jutra, kiedy to zabiorę Cię na długi spacer i w ostatniej chwili staniemy na tle zachodzącego słońca, obydwoje nie wiedząc czego się spodziewać. - zachichotałam cicho, kiedy razem z wypowiedzeniem ostatnich słów, lekko wywrócił oczami. - Twój wybór.
- Jako że ani Ty, ani ja nie jesteśmy normalni, to wybiorę opcję numer jeden.
- Okej. - kiwnął głową i odsunął się jeszcze dalej ode mnie. W ostatniej chwili delikatnie chwycił moje dłonie i popatrzył się prosto w moje oczy. - Bardziej oficjalnie, czy po młodzieżowemu? - zapytał jeszcze, a ja parsknęłam śmiechem.
- To już nie ode mnie zależy. - wzruszyłam ramionami.
- Wiesz, ćwiczyłem sobie wiele opcji przed lustrem i jakoś żadna mi nie pasowała. - usta ułożył w lekki grymas i zmarszczył śmiesznie nos.
- Ćwiczyłeś przed lustrem? - zapytałam zaskoczona.
- I to wiele razy! Ale wiesz, głupio mi się mówiło to wszystko, co miałaś Ty usłyszeć, do samego siebie...
- Już dużo słyszałam i to czego nie powiedziałeś, mogę się po prostu domyślić.
- Dobra, teraz mi nie przerywaj. - zarządził poważnie i teatralnie odchrząknął chrypę z gardła. - Czy zgadzasz się być moją dziewczyną, której chcę ofiarować każdą minutę mojego życia i kochać takiego głupka jak ja i być kochanym przeze mnie?
I chociaż byłam świadoma tych słów, to i tak zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Nigdy nie sądziłam, że Kendall może być tak dobrym w wyrażaniu swoich uczuć! A pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu, wmawiał nie tylko mi, ale i przede wszystkim sobie, że ich nie ma i nie zasługuje na szczęście i miłość...
- Twoje milczenie można odebrać na wiele sposobów i nie pogniewałbym się, gdybyś w końcu uspokoiła moje myśli… - przerwał moje wywody, patrząc na mnie wyczekująco.
- Przepraszam, a jakie było pytanie? - powiedziałam z cwanym uśmiechem, zarzucając swoje ręce na karku chłopaka.
- Nie zmusisz mnie, abym powiedział to jeszcze raz… - mruknął niezadowolony pod nosem.
- Skąd wiesz? - specjalnie zagryzłam wargę, czym zdenerwowałam go jeszcze bardziej.
- Proszę… - jęknął błagalnie i nie mogłam już dalej brnąć w tą grę.
- Oczywiście, że się zgadzam. - i od razu, kiedy wypowiedziałam te słowa, poczułam te idealne wargi, napierające na moje. Czułam, jakby całkowicie oplótł moje ciało, a to za sprawą rąk, które czułam wszędzie. Były w moich wilgotnych włosach, na szyi, ramionach, plecach, a nawet i pośladkach i potem znowu wróciły do wędrówki z samego dołu do góry. I zaledwie przez chwilę pomyślałam o mojej fobii przed dotykiem, która zniknęła znacznie szybciej, niż mi się wydawało. Ten czas, kiedy bałam się ludzi, był dla mnie tak odległy, że mogłam go uznać do starej historii.
- Jesteś moja. - szepnął w moje usta, kiedy odsunęliśmy się od siebie, aby przez chwilę zaczerpnąć powietrzem.
- Twoja. - potwierdziłam szczerze.
- Na zawsze.
- Na zawsze.
I poczułam w sercu nagłe ukłucie, które przypomniało mi o znaczeniu tego słowa.
*
"Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro?" - jak to jest możliwe, że wszystkie sentencje znalezione praktycznie przypadkiem, idealnie pasują do życia codziennego?! Pan Bosmans powinien dostać złoty medal, za przepowiedzenie przyszłości...
To wręcz zaskakujące, jak zmienia się reszta życia, pod wpływem niektórych podjętych decyzji, jakie zapadły w kilka minut. I przeglądając moją przeszłość, to praktycznie zawsze tak było. Za każdym razem, kiedy stało się coś ważnego, mój sposób myślenia uległ zmianie, a o zachowaniu już nie wspomnę. Myślę, że nie tylko ja mam z tym problem. A może to wcale nie jest problem? Może trzeba to odbierać w kontekście pozytywnym?
Podobno, szczęśliwi czasu nie liczą. Czy ja jestem szczęśliwa, skoro straciłam rachubę czasu? Mam wspaniałego chłopaka, który troszczy się o mnie i obdarowuje mnie taką miłością, jaką jeszcze nigdy w życiu nie dostałam. To niesamowite, jak chłopak, który przez dłuższy czas odcinał się od świata, wyszedł na słońce i nareszcie jest szczęśliwy. I nigdy nie zapomnę momentu, kiedy któregoś dnia, kiedy byłam u niego, położył przede mną drewnianą skrzynkę z rzeczami, które jedynie pomagały w szybkiej śmierci. Te przedmioty był wręcz dla mnie przerażające i nigdy nie przypuszczałam, że ktoś taki jak Kendall, może je trzymać. W tamtej chwili prosiłam go, aby jak najszybciej się tego pozbył. Świadomość, że mój chłopak, trzyma w swoim pokoju ułatwienia do spotkania się z naszymi zmarłymi bliskimi, była przerażająca. Jeszcze tego samego dnia, pojechaliśmy na wybrzeże Los Angeles, gdzie udaliśmy się na najwyższy klif. Nie sądziłam, że widok wpadającej skrzynki do wody, która odpływała z falami, będzie najlepszym ze wszystkich.
Jest jeszcze mój kochany braciszek, który na wieść naszego związku, nie był zbytnio szczęśliwy. Pierwsze co zrobił to podszedł do Kendalla i obiecał mu, że jeżeli chociaż raz będę przez niego płakać, to może szykować sobie trumnę. Za każdym razem, kiedy spotykamy się w większym gronie, w jego oczach mogłam zawsze dostrzec pewną złość, skierowaną do Schmidta, który zawsze zajmował miejsce obok mnie. Próbowałam wielokrotnie mu wytłumaczyć, że nie ma o co się martwić i że Kendall jest zupełnie innym chłopakiem, niż mu się wydaje. Dustin jest jednak na tyle uparty, że dalej będzie trzymać swoje zdania.
No i jakbym mogła nie wspomnieć o reszcie naszych przyjaciół? Widok uśmiechniętego Carlosa można było porównać do lejącej się czekolady po słodkich owocach lata, które swoją drogą zbliżało się wielkimi krokami. Nie sądziłam, że Pena może tak szybko się podnieść z utraty kogoś bliskiego. Mi zajęło to pięć lat, zanim pogodziłam się ze śmiercią matki...
Był jeszcze James, który uwielbiał nabijać się ze wszystkiego, co spotka na swojej drodze. Zazwyczaj naśmiewa się z Kendalla, który od razu się czerwienił i chował się za moimi plecami, mrucząc w stronę Maslowa, aby się zamknął.
I nigdy nie zapomnę min moich przyjaciół, kiedy dowiedzieli się o mnie i o Dustinie. Wraz z ujawnieniem naszego związku z Kendallem musiałam wyjaśnić kwestię z moim bratem. I nie tylko to... Nadal mam w pamięci widok zapłakanego Carlosa, kiedy usłyszał dwa słowa wydobyte z moich ust. Nikt się chyba tego nie spodziewał i nigdy nie zastanawiali się nad moją fobią. Po prostu była i już. Wiedzieli, że zostałam adoptowana przez Jade i Daniela, ale też nie mieli pojęcia jakim cudem trafiłam do Domu Dziecka. Zdziwiłam się, że żaden z nich nie miał pretensji, ani nie robił wyrzutów o trzymaniu w tajemnicy tego wszystkiego. "To nie ma znaczenia, kiedy dowiedzieliśmy się prawdy. Ważne, że poznaliśmy ją całą." - powiedział Logan, kiedy skończyliśmy nasze wyjaśnienia.
Do naszego grona dołączyła też Claudia, która w wolnych chwilach przychodziła do mnie i rozmawiałyśmy jak typowe przyjaciółki. I za każdym razem, kiedy o wszystkim plotkowałyśmy, dochodziłam do wniosku, że brakuje mi Bridgit. Ale wiem, że cząstka tej dziewczyny została ukryta w ciele każdego z moich przyjaciół...
I największym zaskoczeniem był Logan, który też był szczęśliwy, dzięki drugiej osobie, którą okazała się Erin Sanders. Na samym początku wszyscy odnosili się do niej z lekkim dystansem, spowodowanym przez znajomości Erin, która do tej pory ich nie zakończyła. Nadal była jedyną przyjaciółką Katelyn, po której słuch zaginął w szkole, od kiedy największą sensacją był związek Kendalla ze mną. Tarver odsunęła się na boczny plan, ale chyba jej to nie przeszkadzało, sądząc po zachowaniu w stosunku do nas. Ani razu nie wpadłam pod jej nogi, czy też nie miałam z nią bliskich spotkań. Kendall co i rusz powtarza, że ona po prostu coś knuje i tylko czeka na odpowiedni moment, aby nas zaskoczyć. Za każdym razem kiedy to mówi, czochram jego włosy i powtarzam, że naoglądał się zbyt wiele filmów kryminalnych.
Jednak kiedy na dzisiejszym treningu dostałam telefon od Logana z prośbą o jak najszybszym spotkaniu się z powodu omówienia kilku bardzo ważnych spraw, lekko się przestraszyłam. Jeszcze nigdy w jego głosie nie wyczuwałam tyle zdenerwowania, ile teraz przelał na naszą rozmowę. Był czymś zestresowany i tylko ciekawość mnie zżerała czym...
- Zanim pojedziecie, musimy ustalić kilka kwestii. - odezwał się Stan, kiedy zamierzałam już wychodzić z sali.
- O co chodzi? - zapytał Dustin, krzyżując ręce na piersiach.
- Turniej, na który mieliście pojechać na początku wakacji, został odwołany. - wyjaśnił bez okazywania emocji. - A jako, że zajęliście pierwsze miejsce na półfinałach, automatycznie przechodzicie na pierwsze miejsce w klasyfikacji ogólnej.
- Na mistrzostwach świata? - odezwał się znowu Belt.
- Dokładnie. - mężczyzna kiwnął głową i oblizał swoje usta. - Mistrzostwa odbędą się tak jak miały, czyli również na początku wakacji. Jednak dzisiaj dostałem dosyć ważny telefon, informujący o tym, że musicie przyjechać znacznie wcześniej, niż miało być to ustalone.
- Co takiego? - zmarszczyłam brwi ze zdziwienia.
- Dostaliście propozycję wystąpienia w teledysku Rity Ory, która wydaje nowy singiel. Teledysk do tego numeru, chciała nagrać na wybrzeżu Costa del Sol. Potrzebuje młodych i co najważniejsze, zdolnych tancerzy.
- I że niby my mamy wystąpić w jej klipie? - otworzyłam szerzej usta z zaskoczenia. To nie dzieje się naprawdę...
- Jeżeli się zgodzicie oczywiście. Ale wydaje mi się, że decyzja nie będzie trudna do podjęcia. - uśmiechnął się pod nosem. - Kończycie nagrywać teledysk i zaczynają się mistrzostwa świata. Czyli zostajecie około dwa tygodnie na wakacjach w gorącej Hiszpanii.
- Brzmi bardzo kusząco. - zaśmiał się Dustin.
- Jeżeli się zgodzicie, musicie być świadomi, że nasz wyjazd zostanie przesunięty o kilka dni do przodu. - dodał jeszcze poważnie.
- Czyli ile?
- Myślę, że w przyszłym tygodniu musielibyśmy już wyjechać. I od tego wyjazdu może liczyć się dalsza kariera.
- Co masz przez to na myśli? - zadałam kolejne pytanie.
- Jeżeli wyjdziemy teraz ze Los Angeles, to będziecie mogli tu przyjechać dopiero za kilka ładnych miesięcy...
Czyli nadszedł ten czas, kiedy w końcu muszę zadecydować, co z moją przyszłością. Jeszcze dwa miesiące temu nie miałam z tym żadnego problemu! Wiedziałam że wyjadę z Dustinem do New York, gdzie obydwoje zaczniemy naukę tańca w Broadway Dance Center. Ale dwa miesiące temu nie wiedziałam, że w późniejszym czasie będę miała obok siebie wspaniałego chłopaka, który nie chce w ogóle słyszeć o jakimkolwiek wyjeździe.
- I co robimy? - zapytał się Dustin, kiedy jechaliśmy w stronę domu Kendalla, gdzie mieliśmy się wszyscy spotkać.
- Nie mam zielonego pojęcia… - głośno westchnęłam i przetarłam czoło swoją ręką.
- Jeżeli pojedziemy teraz, możemy wrócić dopiero na święta i to też na kilka dni.
- Wiem o tym, Dustin. - zapewniłam go, kiwając głową. - I właśnie to przeraża mnie najbardziej.
Chłopak zaparkował samochód po drugiej stronie domu, do którego od razu weszliśmy, wcześniej dzwoniąc dzwonkiem i witając się z Panią Schmidt. Poszliśmy do ogrodu, gdzie na trawniku ustawiony był biały, okrągły stół, wokół którego siedzieli już wszyscy nasi przyjaciele, oprócz Claudii, która nie mogła przyjechać.
- Hej kochanie. - przywitał się ze mną Kendall, lekkim całusem w usta. - Jak minął Ci dzień?
- Całkiem dobrze. - odpowiedziałam z uśmiechem, a zdenerwowanie od razu opuściło moje ciało. - A Tobie?
- Nie chciałbym Wam przeszkadzać, ale mamy kilka spraw do obgadania. - odezwał się Logan, który popatrzył wyczekująco na Erin.
- Chodzi o Katelyn. - powiedziała od razu, a ja zmarszczyłam brwi.
- A co z nią ma być? - prychnął James, nalewając sobie soku do szklanki.
- Ona coś szykuje i to bardzo ważnego. - wyjaśniła szybko. - Ma to coś wspólnego z Deranem.
Deran? To ten, który próbował mnie skrzywdzić podczas wieczorku filmowego?
- I nie tylko z nim. - popatrzyła się na Kendalla, który wzmocnił uścisk na mojej tali. - Kontaktowała się jeszcze z Davem.
- Co?! - Krzyknął zaskoczony blondyn.
- To ten od Franka? - zapytał James, zjadając kanapkę z żółtym serem.
- Oni coś knują, wiem to. - dodała jeszcze cicho. I miałam właśnie zapytać, o co im wszystkim chodzi, kiedy przerwał mi dzwonek telefonu Kendalla.
- To są jakieś żarty… - mruknął pod nosem i odchodząc na bok odebrał połączenie.
- Skąd Ty to wszystko wiesz? - zapytałam Erin, siadając na wolnym krześle.
- Jestem jej przyjaciółką. - wzruszyła ramionami. - A to, że nie potrafi cicho rozmawiać przez telefon, jest już jej problemem.
Zachichotałam pod nosem z jej komentarza i sama nalałam sobie soku jabłkowego. Popatrzyłam się w stronę Kendalla, który stał jak kołek z grobową miną. Przełknęłam szybko słodką ciecz i już chciałam się podnieść z krzesła, kiedy chłopak w końcu się ruszył i stanął obok nas.
- Frank wyszedł z więzienia. - powiedział poważnie. - Wpłacono za niego kaucję.
- Co takiego?! - odezwał się Carlos, ale wzrok Schmidta utknął na mojej osobie.
- I nie tylko za niego. - dodał cicho. - Na wolności jest też Mark Covenant.
~~~~
Ed Sheeran- Lego Hause
____
Przepraszam za usterki! Nie miałam internetu dlatego rozdział nie mógł pojawić się wcześniej.
(3 do końca.)
Genialny rozdział. W końcu oni są parą. O Boże ktoś wplacil kalcje za franka?! Podejrzewam że to kaytlyn. Ona coś knuje. Chce się zemścić na kendallu i ani. A ten drugi facet to ojciec ani? Boże tyle się dzieje. Nie mogę się doczekać kolejnego.
OdpowiedzUsuńFrank, Dave.. To nie wróży nic dobrego. Zaczynam się bać o Anię i jej związek z Kendallem, po Katelyn można się spodziewać wszystkiego. Ale wiadomość, że oficjalnie są parą pociesza mnie bardziej! :). Świetny rozdział. Czekam na następny! :).
OdpowiedzUsuńO Jezu !!! Co ta Katelyn knuje ?! Frank na wolności ?! Do tego jeszcze ojciec Ani ?! To na 100% sprawka Tarver !! Razem coś kombinują!!! Kendall ratuj ją!!!
OdpowiedzUsuńKocham ! <3 Czekam na kolejny !!!!
JA SIĘ PYTAM COOOOO ?!?!
OdpowiedzUsuńJak to Frank i Mark Covenant wyszli ?!?! Napewno chcą zrobić coś Ani !! Kendall, Dustin i reszta! Nie dopuście do tego !!
Ale z Katelyn sucz !! Ugh ! Co za !!
O mój Boże ! Ale się porobiłoooo !!!
No bie mg normalnego koma napisać !! Ci Ty zrb ze mną? ? :D
Ok, kończę, bo nie zdążę dodać !
P.S sorki , że tak późno :)
Do nn !! Już niedługo !! :*** Xx !
Omg kocham! Czekam nie cierpliwie na kolejny! <333
OdpowiedzUsuń