Don’t even hesitate, just let it escalate
I want to see you go up
~~~~~~~~
- Dzwoniła Pani Greta. - oświadczyła Alice, kiedy przekroczyłam próg domu. - Pytała co u Ciebie i czy mogłabyś ją odwiedzić, bo trochę się za Tobą stęskniła. - dodała z uśmiechem.
- Nie tylko ona. - zachichotałam i weszłam do kuchni.
- Jak w szkole? - pyta, wstawiając wodę na herbatę.
- Hm, całkiem dobrze.
Pomijając fakt, że Panna Katelyn Tarver pojawiła się w szkole...
- Dzisiaj nie musisz zaprowadzać Caroline na zajęcia. - powiedziała zaparzając herbaty. - Pani Lucy ją odbiera ze szkoły, a potem razem z Panem Mattem wyjeżdżają na weekend do dziadków.
- No to fajnie. Przynajmniej spędzą razem czas. - uśmiechnęłam się i wzięłam łyka gorącej herbaty.
Czyli mam całe wolne popołudnie? I co ja będę robić?
- Pójdę do siebie. - mówię w stronę gosposi, która zabrała się za krojenie warzyw na sałatkę. Kiwnęła głową i uśmiechnęła się lekko. Zabrałam swoją herbatę i mozolnym krokiem poszłam w stronę mojego pokoju. Odstawiłam herbatę na szawce nocnej, a torbę z książkami rzuciłam obok biurka. Nie miałam ochoty zabierać się za lekcje, a w szczególności teraz, kiedy jestem wręcz wykończona.
Dzisiejszy dzień nie należał do tych mile spędzonych w szkole. Z resztą, który był? Byłam pod odstrzałem z dwóch stron. Po lewej, Pana Tarver, a po prawej Pan Schmidt. Jedna jak i druga strona wręcz rywalizowała ze sobą, co zrobić aby mnie upokorzyć. Już wolałam jak grali w jednym zespole. Ich atak był dosyć mocnym, jak na moją tarczę emocjonalną, ale nie poddałam się. No i Dustin był cały czas obok mnie. Uśmiechnęłam się na myśl o tym chłopaku. Pieprzony optymista. Zabawny, pieprzony optymista.
- Cóż za oryginalne połączenie. - pochwaliłam samą siebie.
Muszę przyznać, że go polubiłam. Nawet bardzo. Ale wciąż nie mogę uwierzyć, jak to się stało? Jak ja mogłam kogoś polubić, kogo kompletnie nie znam? W sumie, Jade i Daniela też nie znałam i minęło kilka miesięcy zanim im zaufałam. A Dustin? Wystarczyły zaledwie 3 tygodnie i już dogadujemy się ze sobą, jakbyśmy znali się od lat. Chcąc nie chcąc, muszę przyznać, że dobrze czuję się w jego obecności. Nie boję się. Przynajmniej na razie.
Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Spojrzałam od razu na zegarek i biegiem pognałam do kuchni.
- Alice, o której będzie obiad? - zapytałam szybko.
- Jak Pani i Pan Smith wrócą. Czyli za jakieś półtorej godziny. - powiedziała mieszając coś w garnku. - A co? Głodna jesteś?
Półtorej godziny? Nie zdążę.
- W sumie, to tak. - skłamałam.
- Mogę Ci zrobić coś na szybko. - odparła zaglądając do lodówki. - Hm, na przykład...
- Zostało jeszcze z wczoraj spaghetti? - zapytałam przerywając jej.
- Dla Ciebie akurat starczy. - wyjęła z lodówki srebrny garnek. - Odgrzać Ci?
- Jakbyś mogła.
- Za 10 minut będziesz miała obiad.
10 minut? Teraz na pewno zdążę.
Uśmiecham się jeszcze do niej i wychodzę z kuchni. Swoje kroki skierowałam do salonu, gdzie na kanapie drzemał Roky. Dobrze, że nie ma Jade, która od razu dałaby popalić temu pieskowi. Usiadłam obok niego, przez co przerwał swój sen i kiedy mnie zobaczył od razu zaczął mnie lizać po twarzy, a ja chichotałam jak głupia. W końcu pies się uspokoił i wygodnie ułożył się na moich kolanach, a ja włączyłam telewizor. Skacząc po kanałach znalazłam stację muzyczną, gdzie leciała akurat piosenka The Black Eyed Peas - Where Is The Love. Odłożyłam pilot, a za stołu zabrałam dzisiejszą gazetę. Nie pisali nic takiego, co by przykuło moją uwagę. Głośno westchnęłam i odłożyłam prasę.
- Aniu! Obiad gotowy! - krzyknęła Alice z kuchni. Wyłączyłam telewizor i spojrzałam na psa, który nie miał najmniejszej ochoty podnieść się z miejsca. Parsknęłam śmiechem i delikatnie przeniosłam go na miejsce obok. W odpowiedzi usłyszałam ciche warczenie, a ja pokręciłam głową.
- Nie ma tak dobrze. - powiedziałam w jego stronę i poszłam do kuchni, w której wręcz kotłowały się zapachy przeróżnych pyszności. Między innymi moje spaghetti, które stało na blacie czekające aż ktoś je zje.
- Wybierasz się gdzieś? - pyta Alice, a ja spoglądam na nią zdziwiona. Skąd ona do cholery to wie? Czyta mi w myślach, czy co?
- Em, zamierzałam się przejść. - powiedziałam zbita z tropu.
- Sama? - dopytuje się. Kuźwa...
- Umm... Nie wiem jeszcze...
- Nie powinnaś sama wychodzić. Wiesz, że jeszcze nie złapali tego... - urwała. A więc to o to chodzi... Kompletnie zapomniałam.
- Może z Dustinem, jeszcze nie wiem. - odzywam się po dłuższej chwili, a Alice spina się i wstrzymuje oddech. - Coś nie tak? - pytam unosząc brew.
- Nie... Wszystko w porządku... - kręci głową i wraca do kuchni. - Dobrze się z nim dogadujesz... - stwierdza cicho.
- Lubię go. - stwierdzam, nie musząc nawet kłamać. Gratulacje dla mnie! - Dobrze się czuję w jego towarzystwie. - dodaję, widząc jak Alice nadal ma poważną minę.
- To dobrze. Cieszę się. - mruczy, nadal nie spoglądając w moją stronę.
- Coś ukrywasz... - mówię cierpko, na co tamta szybko się odwraca. - O co chodzi?
- Co ukrywam? - pyta zdezorientowana.
- Ty mi to powiedz. Za każdym razem, kiedy mówię o Dustinie, zachowujesz się tak jakoś dziwnie. Już nie wspomnę o tym jak potłukłaś talerz, kiedy po raz pierwszy go zobaczyłaś...
- Potłukłam talerz? Taaak, ale... Po prostu wyślizgnął mi się z ręki... - zaczęła się jąkać. - Chcesz coś do picia? - zmienia szybko temat.
- Nie dziękuję. - odpowiadam, wiedząc, że ta rozmowa została zakończona. Przynajmniej ona tak myśli. Muszę się dowiedzieć, co ona takiego wie, że nie chce mi powiedzieć. I to w dodatku ma związek z Dustinem. Ciekawe...
Kiedy skończyłam jeść, poszłam do swojego pokoju jedynie po telefon, klucze i trochę drobnych na wszelki wypadek. W holu ubrałam moje czerwone Conversy, a na ramiona czarną kurtkę. Pożegnałam się z Alice i wyszłam z domu, zakładając na głowę kaptur. Skierowałam się w dobrze znanym mi kierunku, co chwila odwracając się i sprawdzając czy ktoś przypadkiem za mną nie idzie. Ostrożności nigdy za wiele. Po 15 minutach w końcu doszłam do celu.
- Witaj Aniu. - przywitała mnie Gwen siedząca jak zawsze w tym samym miejscu. - Dustin nie przekazał Ci wiadomości, że zajęcia są odwołane? - pyta cicho.
Odwołane? Ale jak?
- Nic mi o tym nie wiadomo... - mruknęłam.
- Kilka dzieciaków jest chorych i bez sensu prowadzić zajęcia dla 7 osób. - powiedziała głośno wzdychając. - Ale jak chcesz, to możesz iść do sali. Dustin przyszedł jakieś 30 minut temu i nie widziałam żeby wychodził.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do niej i posłusznie poszłam w stronę dobrze znanej mi sali. Stanęłam w miejscu, kiedy dotarłam do dużego korytarza, w którym na szczęście nie było nikogo. Rozejrzałam się dookoła oglądając wszystkie Jej zdjęcia.
- Cześć mamo. - powiedziałam cicho i starłam pojedynczą łzę spływającą po moim policzku. Mój wzrok skierowany był na dużą fototapetę, a obok niej zamieszczone dobrze znane mi daty: 11.06.1970r. i 13.12.2006r. Zamknęłam oczy i spuściłam głowę. Wzięłam kilka głębokich wdechów i poszłam przed siebie. Delikatnie otworzyłam drzwi do sali i tak jak się tego spodziewałam, Dustin poruszał się w rytmie delikatnej muzyki, granej na pianinie. Zdałam sobie sprawę, że po raz kolejny przeszkadzam mu w tańcu. No cóż... Mam po prostu wyśmienite wyczucie czasu.
Jego układ zupełnie różnił się od wczorajszego. Tamten był porywczy i bardzo przemyślany. Dzisiejsze ruchy przypominały kroki delikatnego elfa. Miał zamknięte oczy, przez co wydawał się bardziej tajemniczy. Połączenie słodkiej gry na pianinie, subtelne ruchy Dustina i otoczka wokół niego dały obraz pewnej historii, jaką przedstawiało jego ciało. Założę się, że on nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, jak dosłownie przekazuje swoje emocje w każdym tańcu. No chyba że, widzę to tylko ja. Dziewczyna która kiedyś też miała do czynienia z tańcem. I muszę to teraz przyznać, że chciałabym do tego wrócić. Tak. Chciałabym zacząć znowu tańczyć. Jednak wiem, że nie mogę. Może i ciało będzie się wręcz rwać do zrobienia chociaż półobrotu, ale psychika nie będzie mogła zrobić nawet jednego kroku. A tak bardzo bym chciała...
- Nowy układ? - pytam chłopaka, kiedy muzyka ucichła. Szybko odwrócił się w moją stronę, a na jego twarzy zobaczyłem lekkie zdenerwowanie i strach, później zaś radość i szczęście... - Hej...
- Cześć, co Ty tu robisz? - pyta podchodząc do mnie, a jego uśmiech stał się jeszcze szerszy niż był. O ile to możliwe...
- Tak jakoś... - mruknęłam wzruszając ramionami.
- Zajęcia są odwołane. Nie doszła wiadomość? - pyta niepewnie i podszedł do stereo zapewne go wyłączyć, kiedy kolejny utwór rozchodził się po sali.
- Nie wyłączaj. - mówię szybko, widząc zamiary chłopaka. - Możesz przyciszyć, ale nie wyłączaj.
Dustin spojrzał na mnie zdziwiony, a na jego twarzy zagościł wielki znak zapytania. Szczerze sama się zdziwiłam swojej prośby.
- Dowiedziałam się dopiero jak weszłam do studia. Gwen mi powiedziała. - wyjaśniłam wchodząc głębiej do sali. Ściągnęłam moją kurtkę i buty, które położyłam pod ścianą. - A Carla i tak pojechała do dziadków i pomyślałam...
- Że przyjdę i zobaczę swojego kolegę, bo nie widziała go dopiero kilka godzin a już się za nim stęskniłam. - przerwał mi Dustin i po chwili wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. - Sorry, ale nie mogłem się powstrzymać.
- Coś w tym rodzaju. - powiedziałam nadal chichocząc.
- Mam do Ciebie mnóstwo pytań, a to jest idealna okazja żeby Ci je zadać, ale nie wiem czy będziesz skłonna do rozmowy... - powiedział przeczesując swoje włosy.
- W zależności, jakie to będą pytania. - wzruszam ramionami i siadam pod lustrem opierając się o zimne szkło. - A jak na razie mam dobry humor, także podpowiem Ci żebyś tego nie zmarnował.
Dustin znowu zaczął się śmiać, ale zaraz siedział naprzeciwko mnie z nogami wyciągniętymi do przodu i zaczął się mi przyglądać, kiwając głową to w lewą stronę, to w prawą i z powrotem w lewą. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc dokładnie co on robi.
- Jaki jest Twój ulubiony kolor? - wypalił od razu, a ja parsknęłam śmiechem.
- To są te Twoje pytania? - zapytałam zdziwiona.
- Między innymi. Ale chciałem zacząć od czegoś prostego. - wzrusza ramionami i pokazał swoje białe zęby w lekkim uśmiechu.
- Fioletowy i zielony. - odpowiadam bez namysłu.
- Co robisz, kiedy masz wolny czas? - kolejne pytanie, a ja zaczynam się czuć jak na przesłuchaniu. A to dopiero początek. Ale nie chciałam mu przerywać. Ufam mu. Tak, dobrze zrozumieliście. Ufam temu chłopakowi bez skrupułów, z którym nie da się nudzić.
- Emm, zazwyczaj czytam. Ewentualnie opiekuję się roślinami. Lubię też słuchać muzyki. - odpowiadam na kolejne pytanie.
- Mam Cię ostrzegać kiedy będą trudniejsze pytania? - zachichotał.
- Mam się bać? - zmarszczyłam nos. - Jakbyś mógł. - oddaję.
- Raczej nie, ale właśnie wchodzimy o jeden stopień wyżej. - znowu się zaśmiał. Jejku, czy on na serio nigdy nie przestanie się śmiać? - Od jak dawna nie tańczyłaś?
- Od 7 lat. - od razu odpowiadam.
- Co kiedyś tańczyłaś?
- Emm... Wszystko? - spinam swoje mięśnie i nie wiem czemu ale moje usta wygięły się w lekkim uśmiechu. Założę się, że to sprawka Dustina, który nawet na chwilę nie zmienił swojego wyrazu twarzy. - Mogę powiedzieć, że byłam... Bardzo wszechstronna.
- Uwaga, poziom trzeci. - ostrzegł mnie, a ja wywróciłam oczami. - Czy chciałabyś jeszcze tańczyć?
Na to pytanie odpowiedziałam sobie jak patrzyłam na Ciebie...
- Chyba tak... - powiedziałam cicho, bojąc się własnej odpowiedzi.
- Uwaga, poziom bardzo wysoki. - znowu mnie ostrzegł. - Czy spróbujesz teraz wykonać wręcz banalny układ?
Sztywnieję. Teraz? Tutaj? Co?!
Mina mi rzednie, oddech staje się szybszy a serce zamiast walić zwykłe "BUM PUM... BUM PUM... BUM PUM..." wali mniej więcej tak: "BUMBUMBUBMBUBMBUBM". I zaczynam się obawiać, że po tej serii "BUM" może być zaraz długie "PIII...".
- W porządku? - do rzeczywistości przywraca mnie głos Dustina, który lekko się nade mną pochylił.
- Nie wiem, czy dam radę... - szepczę ze spuszczoną głową.
- Aniu, nie robiłbym tego gdybym nie uważał, że to Ci nie pomorze. Ale myślę, że to jest idealny pomysł, żebyś w końcu mogła przestać udawać kogoś, kim tak na prawdę nie jesteś.
W głowie pojawił mi się obraz tańczącego Dustina przed paroma minutami. Był taki prawdziwy w tym co robił. Wyrażał wszystko to co chciał... Zazdrościłam mu tego, że nie bał się okazywać uczyć i emocji w przeciągu tych 4 minut.
Spojrzałam najpierw na niego, a potem na pustą salę za nim. Potem znowu na niego. A później nie wiedząc co robię, podniosłam się na równe nogi. Widziałam jak Dustin się uśmiecha. Będzie miał satysfakcję z tego, że mi pomógł, przez co najmniej kilka następnych miesięcy. Dziwiłam się, że w końcu pozwoliłam sobie pomóc. Co on ze mną wyprawiał?
- Nie wiem... Co mam robić... - zaczęłam się jąkać. Usłyszałam, że Dustin podgłośnił stereo, z którego cały czas leciała wolna melodia grająca na pianinie.
- Możesz mnie złapać za ręce. Jeśli chcesz. - odpowiedział stojąc przede mną. Spojrzałam na jego wyciągnięte dłonie.
Dotknąć... Czy ja będę w stanie sama go dotknąć? Jego ciała? Czy będzie bolało?
- Mogę zadać jeszcze jedno pytanie? - zapytał cicho chłopak, a ja w odpowiedzi kiwnęłam głową. - Dlaczego boisz się kontaktu fizycznego? Widziałem wiele razy, jak Carla chciała Cię przytulić, ale w ostatniej chwili wycofywałaś się. A o tym, że ktoś Cię dotknie niechcący w szkole już nie wspomnę...
- Boję się, że każdy dotyk może boleć... - głośno westchnęłam zamykając oczy. - Ale błagam... Nie pytaj już dlaczego... - dodałam szeptem i czułam jak spod powiek wylatują nieszczęsne łzy.
- Nie płacz... - szepnął. - Chciałbym zetrzeć te łzy, ale wiem, że Ty tego nie chcesz... - powiedział cicho.
- Nie to, że nie chcę. - otworzyłam oczy i spojrzałam na jego zdezorientowaną minę. - Po prostu się boję... - szepnęłam.
Dustin głośno westchnął i spuścił głowę. Założę się, że zastanawia się co by tu zrobić. A ja stałam i cały czas płakałam, chociaż nie wiem dlaczego.
Chcę do mamy...
- Możesz podnieść swoją dłoń? - zapytał cicho i znowu czułam jego obecność kilka centymetrów przede mną. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. - Po prostu podnieś swoją lewą rękę i rozłóż dłoń.
Powoli podnosiłam swoją rękę, tak aby moje niezgrabne palce były na wysokości mojego ramienia. Widziałam jak Dustin się spina i zaciska mocniej usta. Co on chce zrobić?
- Jeżeli nie będziesz chciała, po prostu opuść rękę. Ale zapewniam Cię, że to nie będzie bolało. - usłyszałam nad sobą jego zachrypnięty głos, kompletnie nie rozumiejąc co on zamierza zrobić. Po chwili odsunął się kawałek i również zaczął podnosić swoją rękę, tylko, że prawą. Nasze dłonie były na tej samej wysokości, jednak dzieliła je dosyć spora odległość, którą Dustin stopniowo zmniejszał, co chwila patrząc się na mnie i upewniając, że jeszcze nie uciekłam gdzie pieprz rośnie.
Nagle poczuła dziwne ciepło. A później wręcz nawet gorąco, rozpływające się od jednego palca, aż po całe ciało. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia, przypatrując się naszym dłoniom, które nie dość, że się dotykały, to jeszcze były identycznej wielkości. Praktycznie takie same. Widziałam, że Dustin również się temu przypatruje, a ja wciąż stałam osłupiała.
- I co? - zapytał szeptem. - Boli?
- Nie. - pokręciłam przecząco głową. - Nie boli... Wręcz... Jest mi dobrze. I dziwnie ciepło. - mówię również szeptem, a przez moje ostatnie zdanie, Dustin w końcu się uśmiechnął. I ja także.
- Jest okej? - upewnił się, a ja kiwnęłam głową. - W takim układzie daj drugą rękę.
Nie myślałam długo, aby tego nie zrobić. Jednak powolnymi ruchami, tak samo jak wcześniej zbliżaliśmy do siebie swoje dłonie. W końcu ponownie poczułam to dziwne ciepło, rozpływające się po wszystkich organach. Uśmiechnęłam się patrząc na tą dziwną sytuację. Stoję na środku sali, razem z Dustinem w odległości może pół metra i napieramy na siebie swoimi dłoniami, a mnie to nic a nic nie boli. Zaczęłam kręcić głową z niedowierzaniem.
- Zrobimy jeszcze jeden eksperyment. - szepnął Dustin i czekałam na jego ruch, bojąc się co on może zrobić. Czułam jak jego palce rozsuwają się, poszerzając w ten sposób odległość między każdym z nich. Po chwili lekko się oderwał od mojej dłoni i przesunął ją w lewą stronę, tak, że jego palce były pomiędzy moimi. To samo zrobił z drugą dłonią i zaraz lekko zacisnął place na moich kostkach. Zrobiłam identycznie co on i tym razem staliśmy ze splecionymi dłoniami, uśmiechając się do siebie szeroko.
- Boli? - zapytał również cicho co wcześniej.
- Nie. - mówię wręcz zaskoczona tym faktem.
- Nie każdy dotyk boli. - odparł chłopak. - Nie każdy dotyk jest zły. - dodał. - I Ty o tym musisz wiedzieć. Musisz wiedzieć też, że poprzez dotyk często wyrażamy co czujemy. - tłumaczył mi, tak jak małemu dziecku. - Często tęsknotę, jak również i radość.
- A Ty, co teraz wyrażasz? - pytam nie zastanawiając się nad własnym pytaniem.
- Troskę. Wsparcie. I szczęście. - zaczął wyliczać. - A Ty?
- Podziękowanie. - uśmiechnęłam się nadal patrząc na nasze splecione palce. Coś niesamowitego. Ja, Ania Smith, stoi koło obcej osoby, którą praktycznie rzecz biorąc nie znam, ale mam splecione z nią dłonie i nic mnie to nie boli!
Poczułam jak ręce Dustina lekko zaczęły się kołysać i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że wokół nas rozbrzmiewa nadal muzyka. Przyłączyłam się do chłopaka zataczając półokręgi w powietrzu chichocząc przy tym co nie miara. Nasze stopy oderwały się od ziemi i zaczęły wędrówkę wokół stóp drugiego towarzysza. Wyszło tak, że tańczyliśmy w kółko, jak małe dzieci, a największą moją obawą było to, że zaraz ktoś wpadnie do sali i zobaczy nas w tej nieco dziwnej sytuacji, jak dla mnie.
- Podoba Ci się? - kolejne pytanie.
- Nawet bardzo. - odparłam szczerząc się jak głupia.
- A zrobimy obrocik?
- A nie puścisz mnie?
- Jeżeli będziesz tego chciała...
Zachichotałam pod nosem. Oderwałam jedną rękę i posłusznie wykonałam jeden pełen obrót, wciąż trzymając się za drugą rękę Dustina. Po chwili ponownie poczułam jak ściska moją wolną dłoń, a przez moje ciało przeszła kolejna fala ciepła. I dziwię się, że to nie był dreszcz, ale raczej porażenie prądem.
Prawda była taka a nie inna: Dustin potrafi mi pomóc. Wie jak. I wie też, że ja tej pomocy od niego oczekuję. Ale mu tego nie powiem...
~~~~
____
Witam wszystkich bardzo serdecznie c; Rozdział 14 za nami i mam nadzieję, że nie zawiodłam Was akcją ;)
Wiem, że nie ma Kendalla i niestety muszę przyznać, że przez najbliższe kilka rozdziałów niestety nie pojawi się, gdyż zajmiemy się przeszłością Ani ;> Oczywiście nie całą, ale po części będzie odkryta, także mam nadzieję, że nie będziecie się denerwować ;>
Chciałabym jeszcze przeprosić za nieliczne błędy, które możliwe że, pojawiają się praktycznie w każdym rozdziale... Kochani, nie mam pojęcia co się dzieje, ale blogger zamienia każde dobrze napisane słowo na błędne... Wielokrotnie próbowałam coś z tym zrobić, niestety bez skutków... Mam nadzieję, że niedługo to wszystko minie i w końcu nie będzie widać błędów ortograficznych jak i interpunkcyjnych.
Jeszcze raz bardzo za to przepraszam...