niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 33 "I jemu też ufasz?"

But she has no idea, no idea
That I’m even here, I’m even here
She has no idea, no idea
I’m standing here, I’m standing here
Standing here
~~~~~~~~


Przekręcając się z jednego boku na drugi, próbowałam chodź trochę jeszcze pospać, ale jak widać mój organizm miał zupełnie inne plany. Nie mam pojęcia czym to było spowodowane, ale już od około dwóch godzin nie robię nic innego jak leżę bezczynnie w moim łóżku i czekam na sen, albo na budzik. Spoglądając na zegarek głośno wzdycham, ale w końcu podnoszę się spod ciepłej pierzyny. Jest dopiero parę minut przed szóstą, a ja już idę w kierunku łazienki. Nie dość, że jeszcze późno poszłam spać, to jeszcze musiałam wcześniej się obudzić. Coś czuję, że poranne śniadanie będzie się składać z mocnej kawy, aby przetrwać cały dzień, który nie zapowiadał się być dobrym.
Nie mam pojęcia, jak mam się odpłacić Jade za ten idiotyczny pomysł... Ale patrząc na to z drugiej strony, w pewnym sensie pomogę Kendallowi. Jednak zdecydowanie wolałabym mu oddać pieniądze za uszkodzony samochód... Ale i tak uważam, że to był idiotyczny pomysł!
- Dzień Dobry Alice… - przywitałam się z kobietą, która właśnie przygotowywała śniadanie.
- Aniu? A co Ty tak wcześnie? Jest dopiero wpół do siódmej! - zdziwiła się kobieta i zaczęła mi się przyglądać, kiedy usiadłam na krześle barowym.
- Nie mogłam spać… - mruknęłam pod nosem. - Zrobisz mi kawy?
Po raz kolejny gospodyni popatrzyła się na mnie z wielkim zdziwieniem, po czym podeszła do ekspresu i zaparzyła dla mnie napój.
- Na pewno wszystko dobrze? - zapytała z przejęciem stawiając naprzeciwko mnie filiżankę. - Nigdy nie piłaś kawy...
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - odparłam wzruszając ramionami.
Alice zajęła się dalszym gotowaniem, a ja opierając głowę na ręku i popijając gorącą kawę, zaczęłam się zastanawiać jak łagodnie powiedzieć Dustinowi o moim nowym wcieleniu. Nigdy nie przypuszczałam, że będę kogoś uczyć i to w dodatku chemii, a jakby nie było tego mało to jeszcze Kendalla Schmidta. Przecież Dustin mnie zabije! No dobra, może trochę przesadziłam... Ale na pewno się wkurzy. Do tego to nie mam wątpliwości.
- Cześć Aniu! - przywitała mnie Caroline jak zawsze promiennym uśmiechem. Czy ona kiedkolwiek przestaje się uśmiechać?
- Cześć Mała. - próbowałam ukryć ślady zmęczenia za moją codzienną maską, ale i ta nawet nie chciała ze mną współpracować. Czyżby mój talent aktorski właśnie się wyczerpał?
- Nowa fryzura? - zapytała ciągnąc zaczepnie za mój zapleciony warkocz.
- Tylko na dzisiaj.
- Dlaczego nie chodzisz w rozpuszczonych włosach? - zapytała prawie z wyrzutem i ugryzła swoją kanapkę, którą podała jej Alice. Nawet nie zauważyła kiedy przede mną pojawiły się 2 grzanki posmarowane dżemem truskawkowym.
- Długo by opowiadać… - mruknęłam przecierając twarz i zabrałam się za jedzenie śniadania.
Wspomnienia z wrześniowego dnia, kiedy to Katelyn Tarver chciała mi obciąć włosy przeleciało mi przez głowę i tak samo szybko jak się tam pojawiło, tak samo je od siebie odepchnęłam. Nie mam zamiaru martwić się jeszcze panną Tarver. Już i tak mam zbyt dużo zmartwień jak na jeden poranek.
Zaraz w jadalni można było usłyszeć głosy Jade i Daniela, którzy zapewne rozmawiali na temat dzisiejszego dnia w pracy. Żałowałam kiedy nie mogłam uwiecznić ich min, kiedy poprosiłam Jade, aby zawiozła mnie dzisiaj do szkoły. Czy byłam gotowa na rozmowę z Dustinem? Oczywiście, że nie!
Kiedy wsiadałam do samochodu kobiety wysłałam Dustinowi krótkiego SMS-a, żeby nie przyjeżdżał dzisiaj po mnie. Nie czekając na odpowiedź chłopaka, schowałam telefon do torby i głośno westchnęłam.
- Pokłóciłaś się z Dustinem? - zapytała Jade.
- Trochę. - wzruszyłam ramionami zaczęłam wyglądać przez okno.
- Nie zapomnij, że dzisiaj przychodzi ten chłopak. Kendall, prawda? - zapytała marszcząc brwi.
Jak mogłam o tym zapomnieć? No jak? Myślę o tym od kiedy otworzyłam powieki i to wszystko Twoja wina!
- Tak, wiem.
Na szczęście zadzwonił telefon Jade, który musiała odebrać, a ja odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej ją miałam z głowy na jakieś kilka minut. Czerwony samochód zaraz zaparkował przed budynkiem szkoły, a ja zaczęłam przeklinać w duchu. Jeszcze nigdy nie bałam się do niej pójść, jak dzisiaj. Ciarki przechodziły po całym moim ciele, a moja perfidna świadomość jeszcze bardziej dobijała mnie, co i rusz mówiąc, że będzie ciężko.
Pożegnałam się z kobietą i opuszczając jej samochód poprawiłam szalik, który owijał i chronił szyję przed mrozem.
Dzisiaj o dziwo nie padało, za co byłam bardzo wdzięczna Matce Naturze. Jednak mrorząca wszystkie moje organy ujemna temperatura, nie była już tak łaskawa, żeby chodź trochę przybliżyła się do zera, zamiast oddalała. Pokonując dystans dzielący mnie do wejścia zdążyłam już zamarznąć trzy razy i trzydzieści trzy razy po wyklinać ślizgą nawierzchnię.
Głośno westchnęłam, kiedy przekroczyłam próg szkoły, a widok uśmiechniętych od ucha do ucha uczniów, jeszcze bardziej działał mi na nerwy. Po prostu... Też bym chciała się tak uśmiechnąć, ale nadchodzące wydarzenia jedynie pogarszały mój humor, stan psychiczny, fizyczny a nawet i duchowy. Przechodząc przez korytarz nie zwracałam na nic uwagę, poza czubkami moich butów, które były oblepione w śniegu. Kiedy podniosłam głowę, od razu pożałowałam, że wcześniej nie zwróciłam uwagi na osoby znajdujące się na korytarzu. A w szczególności, na to jedną, która opierała się koło mojej szafki. Normalnie, jakbym miała Deja Vu...
- Hej… - przywitał się cicho i obdarzył mnie krótkim uśmiechem. Ten mały gest pozwolił, aby moje serce dostało kapitulacji i zaczęło bić jeszcze mocniej. Potargane na wszystkie strony świata włosy, iskierki w zielonych oczach i słodki, ale i niewinny uśmiech. Ideał dla każdej dziewczyny... Ale nie wszyscy wiedzą, że pod tą grubą skorupą perfekcji, znajduje się malutki, bezbronny chłopiec szukający odrobiny światła nadziei w ciemnej piwnicy.
- Cześć. - również lekko się uśmiechnęłam i otworzyłam moją szafkę, w której schowałam ciepłe okrycie.
- Gdzie Dustin? - zapytał lekko zdenerwowany.
- Nie wiem. Przyjechałam dzisiaj z Jade. - wzruszyłam ramionami. Widząc plan lekcji, który przyczepiłam sobie na drzwiczki szafki, zaczęłam wyciągać potrzebne podręczniki, które znajdowały się w posiadaniu moich rąk.
- Z mojego powodu? - zapytał niepewnie i wziął ode mnie stertę książek, które już nie mieściły mi się na dłoni.
- Dlaczego z Twojego? - podniosłam jedną brew i zamknęłam szafkę. Zaczęłam pakować podręczniki, które chłopak mi podawał.
- Wczoraj pokłóciliście się przeze mnie. - powiedział oblizując przy tym wargi.
- Tak, masz rację. - wzruszyłam ramionami. - Ale uważam, że Dustin stanowczo przesadza i w tej sytuacji będę stać po Twojej stronie.
- N-na-naprawdę? - zająknął się nie dowierzając. Chrząknął kilka razy, aby poprawić swoje struny głosowe. - Nie musisz tego robić.
- Ale chcę. - powiedziałam stanowczo i odeszłam od szafki, a chłopak za mną. - Dlaczego dzisiaj nie masz już kul? - zapytałam z wyrzutem.
- Noga nie boli mnie już tak bardzo, a stabilizator wystarcza. Ale i tak nie mogę ćwiczyć na treningu. Mam zwolnienie do końca stycznia. - powiedział przygaszonym głosem. Piłka musiała być dla niego bardzo ważna skoro aż tak bardzo go boli, że nie będzie mógł ćwiczyć.
Tak Ania i to wszystko Twoja wina...
Słysząc znajome głosy przyjaciół delikatnie odwróciłam się za siebie i głośno westchnęłam. Jeżeli Dustin i Bridgit zobaczą, że rozmawiam z Schmidtem, mogę na dobre pożegnać się z dobrym humorem.
- Powinieneś już iść… - szepnęłam w stronę chłopaka i niepewnie podniosłam na niego wzrok.
- Wstydzisz się mnie? - zapytał czym kompletnie zbił mnie z tropu. Otworzyłam szerzej oczy i zamrugałam kilkakrotnie.
- Po prostu, nie mam ochoty być świadkiem kolejnej bezsensownej kłótni. - pokręciłam głową z niedowierzania na jego komentarz. - I tak zobaczymy się popołudniu… - dodałam ciszej.
- No tak... To, o której mam przyjechać? - zapytał zaciskając wargi.
- O piątej. - odparłam szybko i nerwowo odwróciłam się za siebie. Oby Dustin nas nie zobaczył...
- Będziemy mogli wtedy na spokojnie porozmawiać?
- Jeżeli nie będziesz się na mnie wydzierał… - wydęłam usta z rozbawienia. - Myślę, że tak.
Kendall zachichotał cicho pod nosem, przez co i ja się uśmiechnęłam. Nawet nie chcę wiedzieć, ile osób przygląda się naszej rozmowie. Jestem pewna, że na następnej przerwie usłyszę szereg plotek, o tym jak to flirtuję z Kendallem.
- Obiecuję, że nie będę się wydzierał na Anie Smith. - położył prawą rękę na sercu, a lewą podniósł do góry, przez co zachciało mi się jeszcze bardziej śmiać. Zmrużył oczy, jakby się nad czymś zastanawiał i z powrotem spojrzał się na mnie. - Na razie przez jeden dzień. - dodał po chwili.
- To i tak duże postępy. - powiedziałam z uśmiechem. - Idź już… - szepnęłam.
- Bo zaraz wielki, czarny i groźny smok o imieniu Dustin mnie pożre… - wywrócił oczami, a ja parsknęłam śmiechem. - Zdecydowanie wolę wpaść pod samochód, niż zostać zjedzonym przez tego potwora. - zmarszczył brwi i znowu się uśmiechnął.
- Kendall… - jęknęłam z rozbawienia.
- Dobra, dobra, już idę. - podniósł ręce do góry w geście obronnym, a ja się zaczęłam zastanawiać czy to jest ten sam Kendall Schmidt? Czy może ktoś go podmienił? - To... Do zobaczenia o piątej. - wyciągnął w moją stronę dłoń, czym totalnie mnie zaskoczył. - Może się nie spóźnię...
- Do zobaczenia o piątej. - podałam mu moją rękę i lekko ją uścisnął, a przeszywające ciepło jakie dostało się do mojego ciała, zaczęło rozchodzić się po całym organizmie.
- Ania! - znajomy głos za moimi plecami lekko mnie przestraszył i wręcz podskoczyłam w duchu. Byłam pewna, że następne minuty nie będą już tak dobrze spędzone jak w towarzystwie Kendalla.
- Może jednak zostanę? - zapytał niepewnie blondyn, a ja przecząco pokręciłam głową.
- To jedynie pogorszy sytuację. Idź i nie zwracaj na mnie dzisiaj uwagi.
- Przykro mi, ale nie jestem w stanie tego zrobić. - wzruszył ramionami, a ja głośno westchnęłam.
- Idź już. - powiedziałam stanowczo i odwróciłam się do niego plecami. Tak jak się tego spodziewałam, Belt i Mendler szli w moją stronę, a grymas na twarzy chłopaka mógł jedynie świadczyć o tym, że widział jak rozmawiałam z Kendallem. Czy on na serio nie może się ogarnąć?
- Hej słońce! - przywitała mnie Bridgit i pocałowała mój policzek.
- Hej. - powiedziałam cicho i popatrzyłam się na Dustina, który zawiesił wzrok nad moim ramieniem. Odwróciłam się w tamtą stronę, a widok uśmiechniętego od ucha do ucha Kendalla rozczulił moja serce. Albo on to robił specjalnie, ale na prawdę ma dobry humor. Żeby tylko nie stracił go do końca dnia...
- O czym rozmawialiście? - zapytał surowym tonem, że aż mi ciarki przeszły.
Zaczynam się zastanawiać, czy aby Dustin nie zamienił się miejscami z Kendallem. Tamten jest strasznie miły, zabawny i nawet się uśmiecha, a Dustin? Gburowaty, zazdrosny i do tego strasznie denerwujący...
- Ciebie również miło widzieć. - warknęłam w jego stronę i skrzyżowałam ręce na piersiach. - O Tobie. - dodałam z chytrym uśmiechem.
- Powiedziałem Ci coś na jego temat… - głośno westchnął i przeczesał palcami swoje włosy.
- Ja również. - wzruszyłam ramionami.
- Możecie się uspokoić? - wtrąciła się Bridgit. - Albo… - machnęła ręką zirytowana i odeszła kilka kroków dalej. - Dajcie znać jak skończycie się kłócić.
Jasnowłosa odeszła od nas i skierowała się w stronę Alexy, która stała kilka metrów od nas i jak zwykle przyglądała się całej scenie. Ta dziewczyna albo ma wszczepiony nadajnik i może być wszędzie, gdzie tylko coś się dzieje, albo po prostu ma niezłe wyczucie czasu.
- Widzisz co robisz… - mruknął Belt. - Takie są skutki zadawani się z Kendallem. Stajesz się taka jak on.
- Nie znasz go i nie masz prawa go oceniać. - warknęłam przez zaciśnięte zęby, a poziom adrenaliny wzrastał z każdą sekundą, rozmowy z Dustinem.
- A Ty go niby znasz? - zapytał z drwiną.
- I tu Cię zaskoczę, bo wiem o nim o wiele więcej w przeciągu tych czterech miesięcy, niż Ty, kiedy znasz go już 3 rok jak i nie dłużej !- krzyknęłam nieco głośniej niż zamierzałam, przez co zwróciłam na siebie uwagę kilku uczniów.
- I jemu też ufasz? - zapytał niedowierzając.
- W jakimś stopniu, na pewno tak. - odparłam szybko. Odwróciłam się na pięcie i chciałam zrobić krok do przodu, kiedy przypomniałam sobie o najważniejszym. - A i w związku z tym, że mam zwolnienie i nie mogę ćwiczyć, nie będę przychodzić na zajęcia, a ten czas poświęcę na dawaniu korepetycji Kendallowi z chemii.
Nie widząc nawet jego reakcji odeszłam do niego i skierowałam się w stronę klasy Pani Contry, gdzie miałam mieć zajęcia ze sztuki.


~*~


Jeżeli mam być szczery, to miałem wielkiego banana przyklejonego na ustach, kiedy widziałem kłótnię Dustina i Ani. W jakimś najdrobniejszym stopniu miałem satysfakcję, że tym razem to nie ja jestem powodem jej złości.
Tak jest Schmidt! Możesz być z siebie dumny.
- Z czego się cieszysz? - zapytał mnie Maslow. Przywitał się ze mną uściskiem dłoni i zaraz przeczesał swoje włosy.
- Belt wkurza Anię. - odparłem nadal z uśmiechem.
- I co w związku z tym? - podniósł jedną brew, a ja głośno westchnąłem.
- W pewnym sensie zmieniłem nastawienie do tej dziewczyny. Nie jest taka zła, jak się wydawało… - powiedziałem cicho, aby nikt nie usłyszał.
- Wow… - James zdziwił się moim komentarzem i lekko się ode mnie odsunął. - Jesteś pewny, że nie dostałeś w głowę kiedy miałeś wypadek?
- Przestań się nabijać Maslow. - warknąłem na niego, na co tamten cicho zachichotał pod nosem. - Mówię poważnie.
- Ja też. - dodał wzruszając ramionami.
- Siema chłopaki. - słysząc rozradowany głos Carlosa od razu podniosłem głowę do góry. Szeroki uśmiech na twarzy Carlosa jak i Logana gościł już od dłuższego czasu i nie miałem pojęcia, czym jest to spowodowane. Jeżeli mam być szczery, to ja też się uśmiecham. Ale mój uśmiech był rodzajem satysfakcji, że jednak nie jestem najgorszy.
Belt spada na drugi plan i już nie będzie mógł pomóc Pannie Smith! Och, jaka szkoda...
- Jak po wczorajszym zebraniu? - zapytał Maslow Carlosa.
- Nawet nie było aż tak źle! - krzyknął uradowany chłopak. - A co najdziwniejsze, mama jest ze mnie dumna za dobre oceny z angielskiego.
Zaśmialiśmy się wszyscy razem i słysząc dzwonek na lekcje, każdy rozszedł się w swoją stronę. Razem z Jamesem weszliśmy do klasy mojej ulubionej nauczycielki, jaka była Pani Contry. Uwielbiałem tą starszą kobietę i mam nadzieję, że z wzajemnością.
Widząc minę Ani, miałem ochotę zaśmiać się cicho, ale jednak się powstrzymałem. Jej kamienny wyraz twarzy nie mówił kompletnie niczego, ale założę się, że w głowie ma miliony myśli, których nie może się pozbyć. Kiedy podniosła na mnie wzrok, lekko się uśmiechnąłem na co odpowiedziała tym samym i ponownie wróciła do swojego poprzedniego wyrazu twarzy. Słysząc chrząknięcie Dustina odwróciłem się w jego stronę, na co zgromił mnie wzrokiem. Wyrwałem kartkę z mojego zeszytu i zgniotłam ją w kulkę, po czym odchyliłem się z krzesłem do tyłu i uderzyłem papierową piłeczką chłopaka w głowę, na co od razu się do mnie odwrócił.
- Prawda boli frajerze, co nie? - szepnąłem w jego stronę i parsknąłem śmiechem.
- Nie przeszkadzam Panie Schmidt? - zapytała z początku sali staruszka.
- Oczywiście, że nie. - powiedziałem słodko się uśmiechając. - Może dalej Pani opowiadać o… - spojrzałem na tablicę, gdzie widniały rysunki i jakieś napisy. - O średniowiecznych stylach architektury. - dodałem po chwili.
Nauczycielka jedynie pokręciła głową i podniosła jakąś grubą książkę z jej biurka. Sądząc po jej okładce musiała być bardzo stara.
- Następnym razem dostaniesz tym i to prosto w głowę. - powiedziała poważnym tonem, na co większość klasy parsknęła śmiechem, łącznie z dziewczyną siedzącą rząd obok mnie. - A teraz Wasza ulubiona część lekcji, czyli zapraszam do sztalug kochani. - zwróciła się do reszty klasy.
Podniosłem się z krzesła stanąłem przy moim stałym miejscu. Obok Jamesa i Ani. I chociaż na samym początku ten układ trochę mi nie pasował, to teraz zrobiłbym wszystko aby zostać w tym miejscu.
- Waszym zadaniem jest narysować coś, co Wam się kojarzy ze średniowieczem. - nauczycielka klasnęła w dłonie, jakby jej pomysł był najlepszym ze wszystkich dotychczas. - Na pewno jest coś takiego, co od razu Wam wpadnie do głowy. Może być to jakiś średniowieczny zamek, bądź walka rycerzy. Cokolwiek.
Pierwsze co od razu mi przyszło do głowy? Drewniane dyby, w których uwieziony jest Dustin... Taaa, to może być ciekawe!
Od razu zabrałem się za szkicowanie mojego artystycznego dzieła i sam uśmiechałem się pod nosem z mojego pomysłu. Ciekaw jestem jego miny, kiedy zobaczy swoją podobiznę uwięzionego pomiędzy drewnianymi belkami. No i oczywiście będę stać tam ja, z szerokim uśmiechem na ustach i triumfem na twarzy. Od razu będzie widać, kto jest na górze i kto kogo ma się słuchać.
Ukosem spojrzałem na sztalugę po mojej prawej stronie, gdzie stał James i nakładał już na swoje płótno farbę. Z tego co zdołałem zobaczyć narysował jakiegoś rycerza na koniu z podniesionym w górze mieczem. Cóż, co do wyobraźni Jamesa nie mam żadnych zastrzeżeń. On tak samo jak ja lubi sobie od czasu do czasu pofantazjować, a lekcje ze sztuki dają mu idealne warunki, aby wyrzucić wszystko z siebie.
Spojrzałem się w lewą stronę, gdzie brunetka właśnie odkładała ołówek i gumkę do ścierania. Odsunąłem się kilka kroków do tyłu i widząc szkic dziewczyny lekko się uśmiechnąłem.
- A Ty nie masz co robić? - zapytała cicho dziewczyna, nawet na mnie nie spoglądając.
- Przeszkadzam Ci? - zapytałem z chytrym uśmiechem. Widząc jak Dustin rzuca badawcze spojrzenia w naszą stronę jeszcze bardziej pobudziło mnie, aby dać mu w kość. Podszedłem bliżej obrazu dziewczyny i ułożyłem usta w mały dziubek.
- Hm, ciekawy pomysł. - zmieniłem tonację głosu, aby udać kogoś kto ma jakikolwiek potencjał o sztuce. - I świetnie wykonany.
- To tylko szkic. - wywróciła oczami i lekko zacisnęła usta.
- To Ci się właśnie kojarzy ze średniowieczem? - zapytałem rozbawiony.
- Między innymi… - wzruszyła ramionami. - Każda mała dziewczynka marzyła kiedyś, aż spotka swojego księcia na białym koniu… - dodała po chwili.
Jej rysunek przedstawiał pewną historię, albo urwaną scenę jakby z filmu. To niewiarygodne jak łatwo uchwyciła wszystkie szczegóły związane z tą epoką. Na środku płótna znajdował się koń, na którym siedział rycerz w zbroi. Obok niego stała kobieta ubrana w długą suknię z wyciągniętą dłonią do góry, w której trzymała chusteczkę. Nie rozumiałem dokładnie co przez to chciała pokazać, ale sam pomysł był o wiele lepszy od mojego. Ale mój sto razy śmieszniejszy. Chciałbym zobaczyć minę Ani, kiedy zobaczy kogo uchwyciłem na moim płótnie. A może by tak narysować jeszcze jedną postać? Aby pokazać, że to co kiedyś należało do chłopaka, co raz bardziej zbliża się do mnie? Nie myśląc ani minut dłużej wziąłem ołówek i szybko narysowałem kobiecą postać stojącą z drugiej strony dyb.
Kiedy zadzwonił dzwonek, po raz pierwszy nie chciałem wyjść na przerwę. Byłem zbyt podekscytowany żeby zakończyć rysowanie w takim momencie. Skanując mój obraz uśmiechnąłem się szeroko i nie mogłem wyjść z podziwu. Tak, Kendall Schmidt ma jednak talent.
- Czy to… - zaczęła rozbawionym głosem Ania, a kiedy kiwnąłem głową otworzyłem szerzej oczy. - A podobno to ja mam bujną wyobraźnię… - mruknęła pod nosem.
- Jak widać, wszystkiego można się po mnie spodziewać. - powiedizałem z dumą w głosie.
- Ten kto ma ochotę, może dzisiaj przyjść na dodatkowe zajęcia i skończyć swoje prace! - krzyknęła nauczycielka z początku sali.
Zostać dzisiaj po lekcjach? Czemu nie! I tak nie mam nic lepszego do roboty. No oprócz korepetycji z Anią, ale to dopiero o piątej.
- Zostajesz dzisiaj? - zapytałem brunetkę pakując swoje rzeczy do plecaka.
- Raczej tak. - kiwnęła głową i chwyciła swoją torbę. Widziałem jak zerka na stanowisko Dustina, który szybko opuścił klasę zanim skończył dzwonić dzwonek. Chyba go troszeczkę wkurzyłem... Z resztą, on cały czas jest na mnie wkurzony i nie zrobi mi to żadnej różnicy jeżeli będzie bardziej, albo mniej. Teraz najważniejsze jest, aby nie stracić dobrego kontaktu z ciemnowłosą.
- Pomóc? - zapytałem dziewczynę, która z zaciśniętymi usta przerzucając swoją torbę przez ramię. Po jakiego grzyba ona nosi aż tyle książek? I tak z większości w ogóle nie korzystamy, to po co ma się męczyć?
- Poradzę sobie. - mruknęła i wyminęła mnie kierując się w stronę wyjścia z klasy.
- Co ty do niej masz? - zapytał Maslow sprzątając wokół siebie.
- Co mam mieć do niej? - uniosłem jedną powiekę ze zdziwienia. James podniósł na mnie wzrok i widząc, że jest już gotowy opuściliśmy klasę.
- Martwisz się o nią, pomagasz. To nie jest w Twoim stylu. A już nie wspomnę, jak zachowywałeś się w stosunku do niej na początku roku szkolnego. Nie znam takiego Kendalla.
- Szczerze mówiąc ja też nie… - szepnąłem. - Ale to właśnie ona go ujawniła. Powoli wracam do siebie z przed kilku lat, kiedy...
- Ona wie? - zapytał zaskoczony przerywając mi w pół zdania.
- Wszystko. - odparłem, a widząc zaskoczenie w oczach przyjaciela lekko mnie rozbawił. - No co? W szpitalu trochę rozmawialiśmy ze sobą i tak wyszło...
- Nic mi o tym nie mówiłeś. - powiedział zaskoczony. - Czyli mam zrozumieć, że Anna Smith nie jest już naszym wrogiem.
- Jeśli już to Ania. - poprawiłem go, na co tamten szeroko otworzył oczy ze zdziwienia. - Nie lubi jak mówi się do niej pełnym imieniem. - wyjaśniłem wzruszając ramionami.
- A wiesz to niby skąd?
- No już Ci mówiłem, że rozmawialiśmy ze sobą w szpitalu. - wywróciłem oczami. Czy to jest aż takie trudne do zrozumienia?
Weszliśmy na drugie piętro, gdzie mieliśmy teraz matematykę i zacząłem lustrować przestrzeń. Pierwszoklasiści ustawiali się w grupkach i rozmawiali na różne tematy, głośno przy tym się śmiejąc. Niektórzy zajmowali miejsca na ławkach, inni pod ścianami, a reszta siedząc na niskich parapetach przy oknie. Zauważyłem temat naszej rozmowy i w duchu szeroko się uśmiechnąłem. No tak, dzisiaj wtorek, a ona ma teraz hiszpański. Nie żeby coś, że nam jej plan albo coś... Po prostu kiedyś jako jej dręczyciel, musiałem wiedzieć gdzie i kiedy ma jaką lekcje. No i czasami pomagał mi przy tym Maslow.
Dziewczyna siedziała pod oknem i rozmawiała z Robertem Devine z pierwszej klasy. Jeżeli mam być szczery to coraz częściej ich ze sobą widziałem. I w pewnym sensie to moja zasługa, bo to był ten koleś który potknął się o moje nogi i wyrzucił cały lunch na brunetkę. Wydawało mi się, jakby to było jakieś 3 lata temu, a to dopiero minęły cztery miesiące. I w ciągu tych czterech miesięcy zmieniłem totalne nastawienie do Ani. Może i nie do końca, ale jakieś postępy są.
Wychwyciła moje spojrzenie i lekko się uśmiechnęła w moją stronę, kiedy akurat poczułam jak ktoś wręcz się na mnie rzuca i molestuje moje wargi. Dosłownie! Nie musiałem długo się zastanawiać, nad moim napastnikiem.
- Cześć słońce. - przywitała mnie słodkim głosem Katelyn. Jej blond kosmyki muskały twarz, a oczy lustrowały moje ciało. - Nie podoba mi się ta blizna na czole. - skomentowała i delikatnie dotknęła czerwonej rysy nad brwiami, przez co zasyczałem z bólu. - I pomyśleć, że to wszystko przez tą zdzirę.
- Jest na pewno lepsza od Ciebie. - skomentował Maslow z uśmiechem.
Dziewczyna odsunęła się ode mnie i spiorunowała wzrokiem Jamesa, a ja dostrzegłem zakłopotane spojrzenie dziewczyny, która szybko wróciła do rozmowy z Robertem. Musiała widzieć jak Katelyn wpija we mnie swoje pomalowane usta...
- Niby w czym? - zapytała marszcząc czoło. - W robieniu sobie pośmieliwska? To z pewnością.
- Ale zdobyła lepszą reputację od Ciebie w przeciągu kilku miesięcy, kiedy ty starasz się o nią już trzeci rok. - usłyszałem głos Carlosa, który stał zaraz obok nas z Loganem. W ogóle nie zwróciłem uwagi, kiedy pojawili się koło naszego boku. A komentarz Carlosa był z pewnością trafny jak i prawdziwy.
Nasz głośny śmiech rozszedł się po całym korytarzu i po raz kolejny wyczułem na sobie wzrok brunetki. Jej wargi ułożyły się w prostą linię, a czy były smutne.
Nie martw się Ania, to nie z Ciebie się śmiejemy. Tylko z tej głupiej blondynki, która jest moją dziewczyną już od trzech tygodni...
Kolejne godziny były dla mnie totalną udręką. Wykłady nudnych nauczycieli ciągnęły się jak biała guma do żucia, którą miałem teraz w buzi. Z upragnieniem czekałem na tą ostatnią godzinę, kiedy będę mógł w końcu dokończyć moje dzieło. A może też, żeby ponownie pogadać z Anią? Nie... To na pewno nie to. Nie zapomnijmy, że jestem Kendall Schmidt. Chłopak bez uczuć i nieliczący się ze zdaniem innych. Agresywny i arogancki.
A może to jedna z tych moich masek? Może prawdziwy Kendall jest gdzieś tam głęboko schowany? Tylko boi się pokazać swoją prawdziwą stronę? Prawdziwą, którą może każdy skrzywdzić. Czy ona też ją skrzywdzi? Już raz byłem taki... Nawet mi się podobało. I wtedy Ania się uśmiechała. Ale tak szczerze. Tak prawdziwie. Nie jak na co dzień, kiedy jej usta wyginają się w szerokim łuku, a oczy wręcz proszą, żeby w końcu mogły wypuścić na świat swoje łzy. Ona obdarzyła mnie tym szczerym uśmiechem. I dzisiaj też to zauważyłem. I chciałbym myśleć, że tylko ja jestem tą osobą która to widzi. Ale obraz czarnowłosego od razu wita w mojej głowie, a ja mam ochotę tylko i wyłącznie wywrócić oczami. No i przywalić mu w mordę. Ale o tym to chyba nie muszę wspominać, co nie?
- Widzieliście wczoraj rodziców Ani na zebraniu? - zapytała Katelyn.
- Tak, moi rodzice zamienili z nimi kilka słów. - oświadczył Logan tak jakby z dumą w głosie i wziął kolejny gryz kanapki.
Spojrzałem na moją tacę z jedzeniem, które niepotrzebnie sobie wpakowałem. W ogóle nie jestem głodny i nie mam nawet chęci na to patrzeć. Co i rusz podnoszę wzrok przed siebie, gdzie siedzi brunetka z Alexą, a jej oczy znowu są smutne. Już od kilku godzin nie wyrażają nic po za goryczą. Jestem ciekaw tylko dlaczego?
- Będziesz to jadł? - zapytał mnie Carlos, a ja przecząco pokręciłem głową i podałem tacę chłopakowi. - Dzięki. - uśmiechnął się ciepło i zabrał się za jedzenie.
- Kendall co Ci? - zapytał Henderson. - Od kilku godzin jesteś strasznie rozkojarzony.
- Mam dużo spraw do przemyślenia. - odparłem cicho.
- Po co niby Twoi rodzice gadali z nimi? - zapytała Tarver.
- Moja mama też z nimi gadała. - postanowiłem obronić chłopaka, przed bezprawnym oskarżeniem.
- Co takiego? - zapytał tym razem Maslow.
- Spotkaliśmy się w sali chemicznej. - powiedziałem wymijająco. Mogłem trzymać język za zębami, a nie teraz muszę się im tłumaczyć.
- O czym rozmawialiście? - kolejne pytanie padło ze strony blondynki, a ja wywróciłem oczami.
- Uratowałem życie ich córki, więc chyba to nie dziwne, że zaczęli rozmawiać z moją mamą. - warknąłem zdenerwowany. Trochę dziwnie się czułem, kiedy wypowiadałem słowa "ich córki". Przecież nie łączą ich żadne więzły rodzinne!
Carlos i Logan wymienili ze sobą dziwne spojrzenia, a potem szybko Logan złapał za telefon i zaczął coś na nim pisać. James nadal jadł swój lunch, a Katelyn wystukiwała palcami w stolik oczekując dalszego rozwinięcia akcji. A Erin oczywiście siedziała jak ta mysz kościelna i nawet ani razu się nie odezwała. Ta dziewczyna nie zasługuje na taką przyjaciółkę, jaka była Katelyn.
- No i pomogą mi w podciągnięciu ocen z chemii. - dodałem od niechcenia i wzruszyłem ramionami.
- Niby jak? - dziewczyna prychnęła pod nosem.
- Mam korki u Ani.
I gdybym miał tylko aparat w ręku mógłbym zrobić setki tysięcy zdjęć. Miny moich towarzyszy były nie do opisania. Dlaczego wcześniej nie pomyślałem, żeby wyjąć telefonu? To zdjęcie ustawiłbym sobie na tapecie i za każdym razem śmiałbym się jak głupi z niego.
Czerwone plamy na szyi Katelyn od razu mówiły, że jest mocno wkurwiona. Wypadnięty widelec Carlosa z ręki, która nadal była w górze i szeroko otwarta buzia pełna jedzenia. Logan upuścił telefon na podłogę, James otworzył szeroko buzię i nie mam pojęcia, czy to było spowodowane moim wyznaniem, czy może tym, że właśnie miał ugryźć swojego hamburgera, a Erin w końcu odwróciła się w moją stronę, a jej oczy wyglądały jakby miały zaraz wyjść z orbit.
Widzisz Schmidt? Jak Ty szybko potrafisz zaskakiwać ludzi?
Na moje szczęście zadzwonił dzwonek i nie czekając na resztę szybko wyszedłem ze stołówki, zanim mogli cokolwiek powiedzieć. Przed oczami śmignęła mi postać zdenerwowanego Dustina, który chyba swoją złość wywołał na głośnym zamknięciu szafki, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały myślałem, że zaraz do mnie podejdzie i udusi mnie własnoręcznie. Jeżeli mam być szczery, to chyba po raz pierwszy widziałem, aż TAK wkurzonego chłopaka. I jeżeli mam być po raz kolejny szczery, to ja byłem z siebie zadowolony. Bo Dustin był wkurzony na mnie... Przez to, że zadaję się z Anią...
Po lekcji biologii, na której pisałem jakiś test z gadów i płazów, z szerokim uśmiechem udałem się do sali Pani Contry, gdzie już pojawiło się kilku uczniów. W tym Maslow, który od razu zabrał się za kończenie swojego rycerza.
- Ty na serio z tymi korkami? - zapytał się od razu, kiedy pojawiłem się koło niego.
- Tak, a co?- odparłem unosząc brew.
- Nie poznaję Cię Schmidt… - mruknął zdziwiony.
Odpowiedziałbym mu coś jeszcze, ale słysząc głos ciemnowłosej, która przywitała się ze starszą panią oderwałem się od rozmowy z Jamesem i zwróciłem głowę ku górze. Chciałem jakoś zagadać, ale jej mrożące spojrzenie w moją stronę od razu zamknęło moje usta. O co może jej do cholery chodzić? Rano była w perfekcyjnym humorze, a teraz? Zupełnie jak ja...
- Czy tylko mi się wydaje, czy na serio tutaj jest Dustin? - zapytał Maslow po kilku minutach bazgrania na płótnie. - A koło niego stoisz Ty.
- Nie wydaje Ci się. - odparłem wydymając usta.
- A ta dziewczyna? - zapytał ciszej, a ja głośno westchnąłem. Tak Maslow, przechytrzyłeś mnie… - Nie mówisz poważnie...
- Ja nic jeszcze nie powiedziałem.
Dyskretnie spojrzałem w lewą stronę, gdzie dziewczyna zajęta była swoim rysunkiem. Zdziwiłem się, kiedy zauważyłem, że nie ma Dustina. A co oznacza - poziom wkurzenia osiągnął już chyba swój szczyt.
- Jaki lubisz kolor? - zapytałem Anię podchodząc do niej bliżej.
- A po co Ci to do wiadomości? - uniosła brwi ze zdziwienia i nawet przez chwilę nie spojrzała się na mnie.
- Muszę pokolorować Twoją sukienkę, ale nie wiem na jaki kolor. - wzruszyłem ramionami.
- Może być jasny fiolet. - odparła bez emocji i dopiero później zrozumiała sens moich słów. - Jak to moją sukienkę?
Widziałem, jak chciała się wychylić, żeby zobaczyć mój obraz, ale stanąłem tak, że nie była w stanie niczego zobaczyć.
- Niech będzie i jasny fiolet. - powiedziałem z uśmiechem i zabrałem się za dalsze malowanie.
Kiedy skończyłem swoje dzieło, byłem nie tylko dumny ale i rozbawiony. Jestem ciekaw miny Dustina, kiedy zobaczy gdzie zajmuje miejsce w mojej pracy. Najwidoczniej byłem tak pochłonięty swoją pracą, że nawet nie zauważyłem, kiedy zostałem sam w pracowni razem z Panią Contry. Szybko opuściłem klasę żegnając się ze staruszką i wyszedłem ze szkoły, wcześniej zabierając kurtkę z szafki.
Na zegarku wskazywała godzina czwarta popołudniu, a co oznacza mam tylko godzinę, żeby przyszykować się do spotkania z Anią i moją ukochaną chemią. Szybko zaparkowałem samochód pod moim domem i wbiegając do środka od razu skierowałem się do kuchni, gdzie mama z uśmiechem na ustach czytała gazetę. Przygotowany przez nią wcześniej obiad szybko zjadłem, w między czasie słysząc jak to zawsze muszę się gdzieś spóźnić, nawet do takiej porządnej dziewczyny jak Anna Smith. Już nawet nie poprawiałem jej imienia, bo nie miałem ochoty na dyskutowanie na ten temat. Szybko się ogarnąłem i parę minut przed godziną piątą z pełnym żołądkiem wyjechałem ponownie na ulice Los Angeles.
Nie miałem pojęcia, czego mogę się spodziewać po dziewczynie. Tak bardzo chciałbym zobaczyć jej szeroki uśmiech i te szczęśliwe oczy, a nie pogrążone w smutku. Dotarłszy pod dom z numerem 15 było już parę minut po piątej. Przechodząc przez brukową kostkę jak zawsze zadziwiałem się wyglądem małego ogródka przed jasnym domem. Dłużej nie myśląc zadzwoniłem dzwonkiem i wstrzymałem oddech, kiedy po kilku minutach usłyszałem przekręcanie zamka. Serce zaczęło bić sto razy mocniej. a ręce zaczęły mi się pocić. Jeszcze nigdy nie byłem aż tak zdenerwowany!
W co ja się do cholery wpakowałem?







~~~~
Big Time Rush - No Idea








____
Od razu na wstępie: jeżeli ktoś nie wie jak wyglądają dyby, mała podpowiedź:



Nie wiem, jak Wy ale ja trochę się śmiałam z mojego pomysłu xd


No i jeszcze taka mała informacja: w poprzednim tygodniu miałam rekordową liczbę wyświetleń. Licznik w ciągu jednego dnia wynosił aż 1050 wyświetleń! Jestem pod ogromnym wrażeniem i wciąż nie mogę w to uwierzyć! To wszystko dzięki Wam, kochani! Jesteście niesamowici i kocham Was najmocniej na świecie! A może uda Wam się pobić ten wynik? Trzymam za Was kciuki!

No i przepraszam za błędy, jakie występują w tym rozdziale. Sprawdzałam go na szybko i nie wiem nawet jak on wygląda, także mam nadzieję, że mnie zrozumiecie.

8 komentarzy:

  1. Świetny pomysł z tymi dybami . Nie zauważyłam żadnych błędów . Czekam na nnastępny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też bym wybrała dyby :) Zero błędów tylko kilka literówek :) Np. "Jej wargi ułożyły się w prostą linię, a czy były smutne.".
    Supereściaściaściniusiński rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny pomysł, nie mam nic do Dustina ale to był naprawdę świetny pomysł :). Kendall ma bardzo wielką fantazję, no i pomysł spodobał się Ani ;). Kiedy Katelyn się odczepi, od Kendalla.. Już mam jej trochę dosyć, może w końcu zrozumie żeby się nie wpieprza w swoje sprawy. Nie będę już pisała, bo nie wiem co mam pisać. Ale napiszę że bardzo fajny rozdział! ;D. Pozdrawiam, czekam na następny rozdział ;D.

    OdpowiedzUsuń
  4. WoW on się w niej zakochał! <3 Kochammmmmm <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu kocham twoje opowiadanie xdd Ten pomysł był G-E-N-I-A-L-N-Y ! Hoho, Dustin w dybach... ciekawe, ciekawe nie powiem :D
    zapraszam do siebie: http://love-is-always-need.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahah, Dustin w dybach ;D
    Ughh, kiedy Katelyn się odwali ?! Czy ona nie rozumie, że Kendall jej nie chce ?! Chociaż on sam nie rb nic,żeby tak pomyślała. Mógłby ją odepchnąć, wygarnąć jej, a nie ! Wkurzasz mnie Kend !
    Dustin, ogar !!! Czy Ty nie rozumieć, że Ania nie być twoja ? Nie ? Zajefajnie ! Drugi, wpisany na listę 'Niekumający, Nierozumiejący Normalnych Poleceń'. Team Ania !! Stawiaj mu się! Masz rację !
    Kendall, chyba wiem co się dzieję ..
    PODOBA CI SIĘ ANIA !!! ZABUJAŁEŚ SIĘ !!! Aaaa ! Jdosncpwkxjjslcjkk !
    Dawaj tu nn ! xx.

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział(jak zawsze z resztą) Ten pomysł Kendalla z dybami - najlepszy haha
    Czekam na moment kiedy Katelyn odczepi się od Kendalla, strasznie mnie wkurza
    Czekam na następny x

    OdpowiedzUsuń