_______________________________________________________________
WAŻNA INFORMACJA POD ROZDZIAŁEM! PROSZĘ PRZECZYTAĆ!
_______________________________________________________________
I pick the thoughts out of your mind
And fit the pieces into a puzzle
Everything I wanna say about you
Is more than enough
To write a novel.
~~~~~~~~
Weekend minął nadzwyczaj spokojnie. I jeżeli mam być szczera dosyć nudno... Czy już wspominałam, że nienawidzę leżeć bezczynnie i nic nie robić? Niestety moje czynności przez te 3 dni ograniczały się jedynie do robienia sobie herbaty i spisywania zaległości ze szkoły. Przynajmniej Dustin przychodził i odwiedzał mnie, bo gdyby nie on już dawno umarłabym z nudów...
W końcu nadszedł długo oczekiwany przeze mnie poniedziałek. Jade już nie miała żadnych argumentów, aby zabronić mi pójścia do szkoły. Chcąc nie chcąc w końcu musiała zaufać i mi i Dustinowi, który obiecał jej pilnować mnie w szkole, żeby znowu nie musiała mnie odbierać ze szpitala. Cóż, to chyba mój wrodzony talent, że musiałam wszędzie pakować się w kłopoty.
Kiedy Dustin zaparkował samochód pod budynkiem University Of California przeszedł mnie dziwny dreszcz. Ostatnim razem kiedy tutaj byłam nie zaliczam do udanych dni. Powody są chyba oczywiste i nie muszę się chyba tłumaczyć. Najbardziej zastanwiałam się czy tak samo jak Kendall, reszta osób, z którymi miałam zajęcia z psychologiem, skojarzyli fakty i poznali prawdę. Albo czy sam Schmidt nie wygadał się komukolwiek, chociażby Jamesowi. Nie mam pojęcia, co by było gdyby ktoś dowiedział by się o mojej przeszłości. Opcja wypisania ze szkoły nawet mi pasuje, ale przy okazji musiałabym wyjechać z miasta. Wolę jednak zostać przy optymistycznej stronie i myśleć, że blondyn nikomu nic nie powiedział.
Jestem ciekawa, czy tak samo jak ja i chłopak pojawi się dzisiaj w szkole. A jeżeli tak, to czy nadal mnie będzie ignorować jak to miał w zwyczaju, czy może będzie chciał mnie ośmieszyć?
- W porządku? - zapytał z przejęciem Dustin, kiedy nadal stałam przy jego samochodzie.
- Chciałabym, żeby tak było… - mruknęłam poprawiając czapkę na głowie.
Pogoda w Los Angeles nie zmieniała się już od kilku dni i nadal padał gęsty śnieg, który pokrywał piękno świata. Ujemna temperatura jedynie pogarsza sytuację, a z racji tego że jestem zwolenniczką gorąca i temperatury powyżej 20 stopni Celcjusza nie czułam się dobrze w tym zimnie.
- Będzie dobrze. - pocieszył mnie chłopak i złapał moją rękę. - Jeżeli oczywiście będziesz się mnie słuchać i nie zrobisz niczego głupiego. - dodał kiedy pokonaliśmy dziedziniec szkoły.
- Widzę, że żarty się Ciebie trzymają już od samego rana. - prychnęłam pod nosem, na co tamten cicho zachichotał.
Przechodząc przez zapełniony korytarz uczniów, którzy bacznie przyglądali się mojej osobie przeszywał mnie dreszcz. Byłam prawie pewna, że przez ten ostatni tydzień byłam głównym tematem rozmów każdego nastolatka. No bo niby kto inny jak nie Ania Smith została porwana przez jakiś narkomanów, którzy zastraszają Schmidta, który nie oddał kasy za towar jaki kupił, aby pochwalić się kolegom ze szkoły, przez co zginął jego brat? Za bardzo rozpędziłam się w myślach...
Swoją drogą, byłam bardzo ciekawa co dalej z tymi mężczyznami. Dustin coś mi wspominał, że od razu po tym, jak wyszli ze szpitala trafili do aresztu i czekają na rozprawę w sądzie. Wielokrotnie w moim domu gościli policjanci, którzy kazali abym pojawiła się na komisariacie, aby mogli mnie przesłuchać. Jednak za każdym razem, kiedy przychodzili, Alice była na tyle bezpośrednia, że wręcz wyrzucała ich z domu oświadczając, że jestem jeszcze zbyt słaba psychicznie i fizycznie, żeby mogli mnie przesłuchiwać. Niestety będę musiała zgłosić się na komisariat prędzej czy później i wtedy nie będzie już odwrotu. Ale najpierw muszę skontaktować się z Kendallem i zapytać się go, co mam powiedzieć a co nie. Mam trochę godności w sobie i nie będę na tyle bezczelna, żeby przy okazji wpakować Kendalla do poprawczaka za wcześniejsze handlowanie narkotykami. Jednak nie miałam ani chęci, ani siły żeby z nim porozmawiać. Nie mam ochoty się z nim kłócić. Obraził moją rodzinę. Rodzinę, której zawdzięczam życie. Rodzinę, która pokazała w którą drogę powinnam skręcić. Pokazali mój jeden kierunek.
- Pójdę się przebrać. Za 2 minuty jestem. - oświadczył chłopak, kiedy dotarliśmy do mojej szafki. Skinęłam tylko głową na znak, że zrozumiałam i zaraz tamtego nie było.
Głośno westchnęłam i zabrałam się za wpisywaniu kodu do szafki. Kiedy ostatnia liczba została wczytana, drzwi szafki otworzyły się i wyleciała z nich mała karteczka. W pierwszej chwili przestraszyłam się, przypominając sobie żółte liściki od Katelyn, na których zapisywane były dni, do końca opuszczenia przeze mnie szkoły. Szczerze mówiąc to wszystkie z nich gdzieś się walały na tyłach szafki, w której zdecydowanie muszę zrobić sobie porządek. Jednak tym razem, to nie była żółta karteczka, a zielona. Ten kolor od niedawna kojarzy mi się z jedną osobą, o której nie mam ochoty teraz myśleć.
Przerwa na lunch - biblioteka.
Musimy pogadać, nie sądzisz? K.S.
Jego charakterystyczne pismo mogłabym rozpoznać wszędzie. Zdziwił mnie fakt, że kiedy zobaczyłam kolor papieru, na którym zapisana była wiadomość od razu pomyślałam o nim i faktycznie to Kendall napisał do mnie wiadomość. To jakaś telepatia, czy co?
- Co tam masz? - za swoimi plecami głos Dustina. Szybko zgniotłam karteczkę i wrzuciłam ją do wnętrza szafki.
- Jakieś ogłoszenie w sprawie zaginionego psa. - szybko powiedziałam i ściągnęłam moją kurtkę i czapkę. Odwróciłam się w jego stronę, wcześniej zamykając szafkę i lekko się uśmiechnęłam. - Idziemy?
- Jasne.
Ponownie splótł nasze palce i skierowaliśmy się na pierwsze piętro, gdzie miałam mieć historię. Mrożące krew w żyłach spojrzenia były cholernie dekoncentrujące jak i mało przyjemne. Jestem ciekawa ile plotek powstało na temat wydarzeń z minionego tygodnia.
- Hej kochani! - rozchodzący się krzyk uśmiechniętej blondynki słyszany już był na początku korytarza, kiedy ta stała na samym końcu. Pomachałam jej ręką, a Bridgit już była w drodze, żeby się z nami przywitać. Martwiłam się o tą dziewczynę co raz bardziej. Jej wygląd stanowczo mówił, że jest z nią coś nie tak. Kilka razy próbowałam z nią na ten temat pogadać, ale ta tylko zbywała mnie i mówiła, że nic jej nie jest. Wiem, że kłamie. Co do tego jestem pewna. Zastanawiam się tylko, dlaczego nie może powiedzieć prawdy? Nie ufa mi? Nie ufa Dustinowi? Dlaczego nie chce sobie pomóc?
- Cześć Bridgit. - przywitałam dziewczynę całusem w policzek. Próbuję się przyzwyczaić co do naszych powitań, ale nadal jest mi ciężko. Ile bym dała, żeby w końcu przestać się bać i żyć jak normalna dziewczyna, bez strachu i niepewności co do tego, czy ktoś mi może zrobić krzywdę? Tak bardzo chciałabym cofnąć się w czasie... Może wtedy, kiedy On przyszedł... Może zdołałabym uciec?
- Jak samopoczucie? - zapytała od razu dziewczyna.
- Nie najgorsze. - odparłam zgodnie z prawdą. To tylko kwestia czasu, aż mój humor zmieni się diametralnie, za sprawą jednej osoby.
Dustin i Bridgit wciągnęli się w rozmowę co do świąt, a ja ze zdenerwowania zagryzłam wargę przypominając sobie o zielonej karteczce. Powinnam iść? A co jeśli Schmidt znowu się na mnie wydrze? Nie chcę go takiego widzieć... Jest wtedy taki... Nieobliczalny. Nie mam pojęcia do czego jest zdolny. Jego wybuchy agresji są nieprzewidywalne i wystarczy jedno złe słowo, a on od razu się rzuca. Trzeba coś z tym zrobić. Nie może się tak zachowywać. Powiedziałam, że mu pomogę i dotrzymam słowa. Obawiam się jedynie, że po naszej czwartkowej rozmowie w samochodzie (o ile to rozmową można nazwać...) nie będzie chciał mi ponownie zaufać. Ale jednak prosił o spotkanie! To wszystko jest za bardzo pogmatwane...
- Aniu? Wszystko dobrze? - zapytał jak zwykle troskliwym głosem Dustin.
Czy to jest normalne, że on dokładnie wie kiedy źle się czuję? Zaczynam się bać, że może czyta mi w myślach... Kto wie, do czego jest zdolny mój Anioł Stróż. W końcu to on jako jedyny zyskał moje zaufanie w 100 procentach. To on jako jedyny w tak krótkim czasie zmienił mnie w zupełnie inną osobę. A raczej przywrócił dawną Anię.
- Chyba tak. - zamrugałam kilkakrotnie powiekami, aby wyostrzyć obraz i spojrzałam się przed siebie, gdzie dostrzegłam sylwetkę Pana Kendalla. Jego blada twarz wyrażała zmęczenie, a poczochrane włosy dodawały mu uroku. Poruszał się o jednej kuli, za co byłam mu wdzięczna. Jeszcze przeze mnie musiał cierpieć... Rzucił w moją stronę jedno spojrzenie, a kiedy spostrzegł, że również mu się przyglądam lekko się uśmiechnął.
- Najlepiej będzie, jeżeli będziesz się dzisiaj trzymać od niego z daleka. - szepnął do mojego ucha Dustin, tak, że aż mi ciarki przeszły po plecach. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Przecież nie zabroni mi rozmawiać z osobami, którymi chcę! A czy chcę rozmawiać z Kendallem? O to jest pytanie...
Kiedy blondyn podniósł wzrok od razu zrobił groźną minę, a ja byłam pewna, że Dustin zrobił to samo. Tych dwoje stanowczo się nie lubią i nie mam zielonego pojęcia jaką dać wymówkę Dustinowi, żebym mogła przez jedną przerwę porozmawiać z Kendallem. To się chyba graniczy z cudem.
Kiedy zadzwonił dzwonek pożegnałam się z przyjaciółmi i udałam się do klasy historycznej i zajęłam moją ostatnią ławkę. Do sali zaczęli schodzić się uczniowie, a za nimi zaraz Pan Bloom, jak zwykle poprawiający swoje blond włosy. Na swoim ciele czułam przeszywający wzrok każdego kto siedział w tej ławce i nawet osoby, które zajmowały pierwsze ławki nie przeszkadzało im to, żeby aby mnie zobaczyć musiały wygiąć swoje ciało w odwrotną stronę. Jeżeli mam być szczera to przyzwyczaiłam się do tego. Od początku roku szkolnego byłam numerem jeden w prowadzących rozmowach. Najpierw tajemnicza brunetka, która postawiła się Katelyn Tarver, która w tej chwili weszła do klasy i również nie oszczędzała sobie dziwnych spojrzeń. W jej oczach było widać lekkie współczucie, co dla mnie wręcz było nowością.
- Witam Was wszystkich. - przywitał się nauczyciel. - Cieszę się, że w końcu jesteśmy wszyscy razem i chociaż z małymi kontuzjami, to jednak wszyscy obecni.
W ogóle Pan Bloom nie miał na myśli mnie i Kendalla...
- Zanim zaczniemy nowy temat, chciałbym powiedzieć kilka słów na temat co miało miejsce dokładnie tydzień temu.
To już równy tydzień od wypadku? Szybko to zleciało. W między czasie powiedziałam całą przeszłość Kendallowi, a on swoją mi i oczywiście musieliśmy się pokłócić. Chyba to już był standard w naszych relacjach. Zaraz, czy nas w ogóle łączą jakiekolwiek relacje?
- Na pewno większość z Was łącznie ze mną, zgodzi się, iż to co zrobił Pan Schmidt było bardzo odważnym czynem. Poświęcił swoje życie, żeby uratować jedną uczennicę, która również z nami siedzi.
Ta sytuacja była nie tylko krępująca jak i dziwna. On mówi tutaj o mnie.
I o Kendallu...
- Z mojej strony Panie Schmidt masz ogromny szacunek za Twoją odwagę oraz za zachowanie zimnej krwi w takiej chwili.
To musiałam i ja przyznać. No bo, która osoba rzuci się w pościg za szaleńcami, którzy gwałcili i zabijali dziewczyny tylko i wyłącznie z zemsty? No dobra, jest jeszcze Dustin, ale to zupełnie inna sprawa...
- Zrobiłem to, co uważałem za stosowne. - odparł chłopak wzruszając ramionami i rzucił mi pojedyncze spojrzenie. - I udowodniłem niektórym osobą, że jednak mam uczucia.
Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. A teraz to było nawiązanie do czego?
Pan Bloom, jakby zignorował odpowiedź Kendalla i wrócił do prowadzenia lekcji, a mnie aż przeszły ciarki. Co on chce przez to wszystko osiągnąć? Ten chłopak zaskakuje mnie na każdym kroku...
Minuty minęły bardzo szybko i nim się spostrzegłam zadzwonił dzwonek z czego odetchnęła z ulgą większa część klasy. Tak samo jak Pan Bloom, wcześniej oczywiście zapisał pracę domową na tablicy. Odsunęłam od siebie krzesło i powoli podniosłam się z siedzenia. Lekki ból przeszywał moje żebra, jak i obity nadgarstek, na którym znajdował się cholernie niewygodny stabilizator. Zacisnęłam mocniej wargi i powoli schyliłam się aby podnieść moją torbę z podłogi. Jednak czyjaś ręka szybko mnie uprzedziła a druga pomogła mi się ponownie wyprostować. Dobrze mi znane przechodzące przez ciało impulsy rozgrzewało moje serce, które od razu zaczęło szybciej pompować krew.
- Nie powinnaś się forsować.- usłyszałam jego niski głos i podał moją torbę.
- Dzięki… - mruknęłam pod nosem i spakowałam moje podręczniki.
- Może ja to wezmę? - zapytał niepewnie wyciągając rękę w stronę bagażu, ale ktoś go uprzedził.
- Ja się tym zajmę Schmidt. - warknął Dustin, który pojawił się w klasie w ogóle niezauważalnie. Jak on tu do cholery wszedł?
Oczy jednego jak i drugiego pociemniały i miały w sobie tyle jadu, ile jeszcze w życiu nie widziałam. Ta dwójka nie powinna się do siebie zbliżać w odległości jednego kilometra...
- Idź być pomocnym gdzieś indziej. - warknął Belt.
To nie jest dobry pomysł, żeby odzywać się takim tonem do już i tak, zdenerwowanego Kendalla.
- Wcale nie jesteś lepszy. Wszędzie się tylko wpieprzasz i tylko to najlepiej potrafisz… - odpowiedział tamten. Jeżeli w tej chwili nie zakończą tej miłej pogawędki, może się to skończyć na co najmniej podbitym oku.
- A Ty? - prychnął pod nosem Dustin. - Umiesz sprawy rozwiązać jedynie dania komuś po mordzie.
- Przestańcie. - stanęłam między nimi. Moje ręce służyły jako mur graniczny miedzy jedynie zdenerwowanym Dustinie, a już nabuzowanym Schmidtcie. - Kendall idź już. - szepnęłam w jego stronę.
Chłopak popatrzył się na mnie z lekkim zdziwieniem, a cała złość natychmiast odeszła mu z oczu. Zamiast niej pojawił się smutek i poczucie winy, które na pewno ciążyło na nim od dłuższego czasu. Zamrugał kilkakrotnie i zagryzając wargę odsunął się ode mnie.
- Nie zapomnij dzięki komu jeszcze tutaj stoi. - warknął jeszcze w stronę czarnowłosego.
- Dobrze pamiętam kto oddał jej krew. - odparł rozbawiony Dustin, na co skarciłam go wzrokiem.
- Zapomniałem, że przed Tobą trzeba się kłaniać i stopy całować. - teatralnie skłonił się na tyle nisko ile mógł, a ja miałam ochotę wywrócić oczami. Zachowywali się jak dzieci, którzy walczyli o zabawkę. Zaraz, ja nie jestem jakąś rzeczą do cholery!
- Kendall! - krzyknęłam w jego stronę nie chcąc dalej słuchać bezsensownych komentarzy.
- Supermen się znalazł… - prychnął pod nosem i wolnym krokiem wyszedł z sali historycznej.
- Odezwał się Batman. - warknął Dustin, kiedy tamten wyszedł, a ja uderzyłam go w ramię, na co zasyczał z bólu.
- Gorzej Ci? - zapytałam ostro.
- To bolało. - jęknął rozbawiony, na co dostał jeszcze raz w drugie ramię. - A to za co? - zapytał z wyrzutem.
- Za dziecinne zachowanie. - odparłam wkurzona i chwyciłam moją torbę.
- To on zaczął! - krzyknął za moimi plecami.
- On chciał tylko pomóc!
- Tak, a później znowu musiałbym Cię odwiedzać w szpitalu… - wywrócił oczami, a moja cierpliwość do niego zaczynała się kończyć. - Czy Ty nie widzisz kto to jest?
- Tak, widzę doskonale! To Kendall Schmidt, który uratował moje życie narażając swoje! I gdyby nie on, już dawno bym nie żyła i to już kolejny raz! - krzyknęłam unosząc swoje ręce ze zdenerwowania.
- Jeszcze go bronisz? Jego? - jego zdziwienie nie było na miejscu.
- I będę go bronić za każdym razem, kiedy będziesz go bezprawnie oskarżać!
Zdenerwowana wyszłam jak najszybciej z klasy, a widząc Schmidta zaledwie kilka centymetrów od drzwi wywróciłam tylko oczami.
- Aniu… - zaczął cicho, a ja głośno westchnęłam.
- Dajcie mi święty spokój… - warknęłam i szybko go wyminęłam.
Jeżeli on tam cały czas stał, to pewnie słyszał całą kłótnię przeprowadzoną z Dustinem... Czy ja na serio nie mogę spędzić chociaż jednego dnia w tej szkole, bez żadnych niemiłych niespodzianek?!
*
Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę na lunch, nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Nie miałam ochoty spędzać tej przerwy w towarzystwie Dustina, jak i Kendalla. Jeżeli miałbym wybrać tego pierwszego, liczyło się to z kolejną kłótnią i w tym przypadku na tle całej szkoły w stołówce. A jeżeli miałabym iść do biblioteki to... W sumie nie wiem czego się spodziewać. Ten chłopak zaskakuje mnie na każdym kroku, a jego humorki zmieniają się w ekspresowym tempie. Pozostaje mi jedynie siedzenie bezczynnie na korytarzu i czekanie na zbawienie.
Dziwnie się czuje, kiedy jestem pokłócona z Dustinem, jak i Kendallem. Chociaż z Kendallem praktycznie cały czas się kłócimy, ale tym raczej się nie przejmę. Gorszy jest fakt, że stanął na linii wroga z Dustinem, a poszło im jedynie o udzielenie mi pomocy. Czy tak już będzie cały czas? Jeden przez drugiego będzie się prześcigać, abym miała jak najlepiej? To jest bez sensu...
Obietnica złożona na cmentarzu przez Kendalla była na tyle prawdziwa, że już odzwierciedliła się na czynach. Jednak to zawsze czarnowłosy będzie na pierwszym miejscu. To jemu ufam i to on od samego początku chciał mi pomóc. Ale boli mnie fakt, że Dustin nie wie wszystkiego. Nie zna całej prawdy. I szczerze mówiąc to go czyni wyjątkowym. Ale jest też ten nieszczęsny blondyn, który postanowił się zmienić. To dziwne uczucie, że jestem jedyną osobą, która zna całą prawdę o wydarzeniach z kilku lat.
Ehh, to wszystko jest za bardzo pokręcone, a jeszcze bardziej bez sensu. Co ja mam takiego zrobić?
- Problemy?
Odwróciłam się w lewą stronę, gdzie siedziała Alexa. Hm, dawno tej dziewczyny nie widziałam w szkole. A może i była, tylko ja nie zwróciłam na nią uwagi? Z resztą, nie dziwię się, skoro na swojej drodze co chwila mam kłopoty z jedynym przyjacielem i byłym wrogiem.
- Powoli się przyzwyczajam. - mruknęłam, na co tamta cicho zachichotała.
- Co zrobiłaś z Kendallem? - zapytała prosto z mostu, a ja otworzyłam szerzej oczy.
- Nie rozumiem...
- Jest inny. - wzruszyła ramionami i spojrzała się na mnie z rozbawieniem. - To nie jest ten sam Kendall Schmidt, którego poznałam 3 lata temu. To jest zupełnie inny chłopak, który zmienił swoje zachowanie od Twojego wypadku.
- Tak, masz racje. Jest o wiele bardziej wkurzający niż wcześniej. - wydęłam usta z rozbawienia, na co tamta znowu parsknęła śmiechem.
- Może Ty tego nie widzisz, ale ja i reszta szkoły zwróciła na to uwagę. To już nie jest ten sam chłopak, który mroził każdego swoim wzrokiem i miał w dupie innych.
Pewnie teraz ma w dupie tylko Dustina...
- I co ja mam z tym wspólnego? - zapytałam poirytowana. - Może uderzył się w głowę i teraz wszystko widzi na odwrót?
- A może to Ty go uderzyłaś w głowę i w końcu udało Ci się wydobyć z niego jakieś uczucia i emocje?
Zagryzłam ze zdenerwowania wargę, a słowa Alexy odbijały się niczym echo. To nie może być prawda...
- Zastanów się nad tym. - powiedziała tylko i podniosła się z ziemi udając się w kierunku damskich toalet.
Odprowadziłam ją wzrokiem, a kiedy zniknęła z mojego pola widzenia, głośno westchnęłam i oparłam głowę o ścianę. Niech ten dzień już się po prostu skończy...
*
- Aniu! Bo się spóźnimy! - krzyk Daniela z dołu jeszcze bardziej mnie zdenerwował, a myśl, że kolejny raz muszę pojawić się w tej szkole była nie do zniesienia. Zabrałam mój telefon z szafki nocnej i posłusznie wyszłam z pokoju.
- Wiem, że jesteś zmęczona, ale musimy tam jechać. - westchnęła Jade, kiedy zakładałam buty.
Jestem zmęczona? Ja po prostu nie mam ochoty widzieć niektórych osób...
Bez żadnego słowa opuściłam mój dom i od razu skierowałam się w stronę garażu. Po chwili koło mnie stanęli Jade z Danielem i weszliśmy do czarnego BMW mężczyzny. W samochodzie rozpoczyna się rozmowa na temat jakieś modelki, z którą pracuje Jade i z tego co wywnioskowałam trudno się z nią dogadać. Szczerze mówiąc to kompletnie nie interesuję się ani pracą kobiety, ani mężczyzny. Chociaż z Danielem lepiej się w tych sprawach dogaduję, ze względu, że on współpracuje z Loganem, a co za tym idzie - wszystko wiem i wszystko planuję.
Docieramy pod University Of California, gdzie praktycznie cały parking jest zapełniony samochodami pokrytymi białym puchem. Nie mam pojęcia kto wymyślił to durne zebranie, ale ma u mnie ogromny minus za dobranie sobie czasu i pory roku...
- Gdzie najpierw? - zapytała z entuzjazmem Jade.
- Uch, nie wiem. Możemy iść tam, gdzie jest najmniej rodziców. - mruknęłam pod nosem.
Na sam początek weszliśmy do klasy od zajęć ze sztuki, gdzie powitała nas z ciepłym uśmiechem Pani Contry. Zaczęła chwalić moje zdolności i nawet pokazała baletnicę narysowaną przeze mnie węglem na samym początku roku szkolnego. Doskonale pamiętam jak Kendall stał za moimi plecami i perfidnie zaczepiał mnie swoimi komentarzami na temat ubioru. Wtedy to właśnie na stołówce wpadł na mnie pierwszoklasista i wyrzucił na mnie zawartość swojego lunchu. Do tej pory za każdym razem kiedy się spotykamy przeprasza mnie za tamto wydarzenie. Ma na imię Robert i jest świetnym chłopakiem, chociaż młodszym o 2 lata.
W kolejnych salach musieliśmy nieco postać w kolejce, gdyż nauczyciele jak to mieli w zwyczaju, musieli ponarzekać na rozwydrzonych bachorów. W niektórych przypadkach zgadzałam się razem z nimi, na przykład z Panem Colpesem, który marudził na Alarica, który na ostatniej lekcji udawał słonia, kiedy to rozmawialiśmy na temat podróżach niektórych pisarzy do Afryki i tam pisali swoje dzieła. Szczerze mówiąc, to przydałaby mi się taka podróż w nieznane. Inny kontynent, nowy język, obcy ludzie... Żyć nie umierać!
Kiedy wyszliśmy z klasy matematycznej, na korytarzu dostrzegłam Panią Trishę Belt, która zaczęła kierować się w naszą stronę z szerokim uśmiechem. Na prawdę, nie miałam teraz najmniejszej ochoty na rozmawianie z tą kobietą, a co za tym idzie w pobliżu musiał się kręcić Dustin, który od czasu naszej porannej sprzeczki nie odezwał się do mnie ani jednym słowem.
- Muszę iść do łazienki, zaraz przyjdę. - powiedziałam w stronę moich prawnych opiekunów i szybko opuściłam ich towarzystwo, zanim mogli cokolwiek powiedzieć.
Przeciskając się pełnym korytarzem, w końcu dotarłam do damskiej toalety, gdzie stanęłam przed lustrem i oparłam swoje ręce o kant umywalki. Tu jest zdecydowanie za dużo ludzi, a co za tym idzie hałasu i krzyku. Nigdy wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz, kiedy dookoła znajdowali się i dorośli i dzieci, nie czułam się komfortowo... Nienawidzę przebywać w takich miejscach. Zbyt dużo ludzi, których nie obchodzi zdanie innych i widzą jedynie czubek własnego nosa.
- Wszystko dobrze?
Przestraszona szybko się odkręcam, a mój oddech staje się o wiele szybszy. Serce zrobiło trzy fikołki i przy okazji zaliczyło jeszcze jedno salto. Czemu do cholery jestem taka strachliwa?!
- To jest damska toaleta. - mruknęłam pod nosem i odwróciłam się z powrotem w stronę lustra. Odkręciłam kurek z zimną wodą i zaczęłam przemywać swoje ręce.
- Dlaczego nie przyszłaś do biblioteki? - zapytał stając koło mnie i oparł się o ścianę. Czułam przeszywające spojrzenie, które prowadziło aż od czubków butów, po moje spięte włosy.
- Nie miałam czasu. - odparłam wymijająco i spojrzałam w lustro udając, że poprawiam włosy.
Nigdy nie mam pojęcia jak powinnam się zachowywać w jego towarzystwie. Co jeśli zaraz powiem coś, co mu nie będzie pasować i znowu się na mnie wydrze jak jakiś idiota? Dlaczego on nie może być zwykłą osobą, z którą mogę normalnie pogadać, tylko muszę zachowywać się dziwnie i do tego nieswojo...
Nie czekając na jego reakcję odwróciłam się i z zamiarem opuszczenia pomieszczenia zrobiłam jeden krok i kiedy chciałam postawić kolejny, zostałam zatrzymana mocnym uściskiem na nadgarstku.
- Nie ignoruj mnie. - warknął przez zaciśnięte zęby i szybko poluźnił uścisk na moim ręku. - Nie chcę Ci zrobić krzywdy i na prawdę chcę z Tobą porozmawiać, a Ty mi tego nie ułatwiasz i chcąc nie chcąc muszę użyć siły.
- A co jeśli ja z Tobą nie chcę rozmawiać? - zapytałam ostro i nie czekając na odpowiedź wyszłam z łazienki.
Do moich uszy ponownie dotarły głośne rozmowy, krzyki, a nawet i chichoty. Głośno westchnęłam i zaczęłam szukać wzrokiem moich domowników. No przecież nie mogli tak szybko gdzieś pójść, skoro zatrzymała ich jeszcze mama Dustina! Widząc znajome sylwetki osób, wychodzących z sali fizycznej, szybko skierowałam się w tamtą stronę, aby zaraz ich nie zgubić.
- Jestem. - odparłam stając koło Jade, która przywitała mnie szerokim uśmiechem. - Gdzieś jeszcze mamy iść?
- Jeszcze została chemia i język hiszpański. - odezwał się Daniel zerkając na kartkę. - Proponuję chemię zostawić na koniec, zważywszy na kolejkę...
- Też tak myślę. - odparła kobieta. - Mamy zaproszenie od Trishy na kawę i ciasto. - dodała z szerokim uśmiechem.
- To super. - mruknęłam pod nosem.
Na razie nie mam ochoty nigdzie wychodzić, z nikim rozmawiać i cokolwiek robić. Chcę do domu. Teraz. Już. Natychmiast!
Pan od hiszpańskiego na szczęście ułatwił mi życie i szybko nas zbył mówiąc tylko, że wyśmienicie radzę sobie z obcym językiem i nie ma żadnych powodów do zaniepokojenia. Jeżeli mam być szczera, to z pewnością zgodzę się z tym co mówił Pan Feer. Lubię ten przedmiot, a do tego nauczyciel jest na tyle kompetentny i nie prowadzi nudnych lekcji, za co jestem mu ogromnie wdzięczna.
Skierowaliśmy się do pracowni chemicznej, gdzie w klasie była tylko jedna kobieta. Dopiero potem dostrzegłam Kendalla stojącego opartego o ścianę i wpatrywał się przed siebie. Dlaczego do cholery, na każdym kroku muszę spotykać właśnie jego?
- Och Pani Schmidt! Jak miło Panią widzieć. - odezwał się jako pierwszy Daniel i podszedł do drobnej kobiety. Gdyby nie Daniel, który wypowiedział jej nazwisko, powiedziałabym, że to Pani Greta. Podobieństwo było zaskakujące i zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno nie są bliźniaczkami. Dopiero później dostrzegłam niewielkie różnice pomiędzy kobietami, ale za to podobieństwa z Kendallem. To po matce odziedziczył te wspaniałe zielone oczy, które jak zwykle zaskakiwały swoją głębią i niepowtarzalnym kolorem.
Ukradkiem spojrzałam na Kendalla, który bacznie przyglądał się mojej osobie. Przechodzące dreszcze u dołu kręgosłupa dały o sobie znać. Szybko się wyprostowałam i odwróciłam głowę przed siebie, jakby to miało uchronić mnie od dalszej krępującej sytuacji.
- Państwa również miło zobaczyć. - kobieta uśmiechnęła się lekko i spojrzała na mnie. - I Ciebie również Aniu. Całą i zdrową.
- To zasługa Pani syna. - odparłam spoglądając na blondyna, który podszedł bliżej nas.
- Z którego jestem bardzo dumna. - obdarzyła szerokim uśmiechem chłopaka stojącego za nią, na co tamten lekko się speszył i spuścił wzrok w podłogę.
- Przechodząc dalej… - ciągnęła rudowłosa nauczycielka. - Kendall jest zagrożony z chemii i jeżeli nie poprawi ocen do końca stycznia, może jedynie pomarzyć o dalszym trenowaniu footballu. Zbliżają się egzaminy, które będą świadczyć o dalszej edukacji.
Spojrzałam zaskoczona na kobietę, która dalej mówiła na temat złego zachowania chłopaka. Nie miałam pojęcia, że jest aż tak źle! Kendall, coś Ty zrobił...
- Za to Ania, to zupełnie inna sprawa. - mówiła dalej, tym razem skierowała głowę w stronę Jade i Daniela. - Jest bardzo pracowita i widać, że się stara, co widać na sprawdzianach, czy kiedy robimy doświadczenia na lekcjach. To bardzo mądra dziewczyna.
Nie mam pojęcia z jakiego powodu, ale poczułam narastające ciepło wokół serca. Po raz pierwszy ktoś zupełnie obcy, powiedział o mnie tyle ciepłych i przyjemnych słów. I mam to gdzieś, że to chodzi jedynie o chemię. Mam przynajmniej pewność, że moja opinia wśród ludzi znacznie się powiększyła.
- A Kendall, bez czyjejś pomocy nie wyciągnie się z tego dołka. Tu stanowczo są potrzebne korepetycje. Innej pomocy jakoś nie widzę. - zakończyła w końcu swój monolog, a ja cicho wypuściła powietrze z płuc.
- Rozumiem. Postaramy się coś wymyślać. - odpowiedziała Pani Schmidt.
- To są oceny. Nic więcej nie mam do powiedzenia. - podała Danielowi kartkę z moim nazwiskiem, a drugą dała mamie Kendalla.
Grzecznie pożegnaliśmy się z nauczycielką i wolnym korkiem wyszliśmy z pracowni, a co oznacza - wolność! I nareszcie do domu...
- Miłego wieczoru życzę Państwu. - usłyszałam jeszcze głos Pani Schmidt, która znowu lekko się uśmiechnęła. Próbowałam dojrzeć w niej jakieś ślady załamania, bądź nawet depresji. Jednak pomimo tego, co wydarzyło się z jej młodszym synem, trzymała się całkiem nieźle. Albo po prostu jest świetną aktorką...
- Dziękujemy. - odparła Jade. - Może... Moglibyśmy jakoś pomóc? - zapytała z przejęciem, a ja popatrzyłam się na nią pytającym wzrokiem. Co ona znowu knuje?
- Jedynie w nauczeniu Kendalla chemii. - zachichotała cicho pod nosem, a w oczach pojawiły się iskierki rozbawienia. Co jak co, ale Pani Schmidt była piękną kobietą...
- Właśnie o tym mówię. - ciągnęła Jade. - Skoro Ania doskonale radzi sobie z chemią, to mogłaby udzielić kilku lekcji Kendallowi.
- Co?! - krzyknęliśmy obydwoje z chłopakiem zaskoczeni propozycji mojej prawnej opiekunki. Ten pomysł, jest najgorszy jaki kiedykolwiek wymyśliła ta artystka. A miała ich bardzo dużo...
- To nie jest taki głupi pomysł. - wtrącił się Daniel.
Nie no błagam! I ty Brutusie, przeciwko mnie?
- Przynajmniej tak moglibyśmy się odwdzięczyć za to, co Kendall zrobił dla Ani… - dodała Jade.
No doba, w tym to może i się zgodzę... Ale nadal uważam, że to jest beznadziejny pomysł!
- Gdyby Kendall zacząłby pracować od razu, zdąży poprawić wszystkie oceny. - ciągnął mężczyzna.
- Na prawdę bardzo dziękujemy za pomoc, ale nie chcę obarczać moimi problemami innych ludzi. - odezwała się w końcu rodzicielka blondyna.
- Jeżeli Pani da sobie pomóc, to już nie będzie problem. - powiedział rozbawiony Daniel.
- No nie wiem...
Ani ja ani chłopak, nie odezwaliśmy się od kiedy rozpoczęła się ta dziwna wymiana zdań. Mam uczyć Kendalla chemii? Czy Was już wszystkich totalnie pogięło?!
- Niby w jak inny sposób, moglibyśmy odpłacić się za narażenie własnego życia, aby uratować naszą Anię? - ponownie odezwał się Daniel.
- Nie chciałbym Państwu przeszkadzać… - po raz pierwszy Kendall cokolwiek powiedział w tej rozmowie, co mnie jeszcze bardziej zaskoczyło.
- Nikt nikomu nie będzie przeszkadzać! - od razu zapewniła go Jade. - Chcemy tylko pomóc.
Już ile razy słyszałam te same słowa? Tylko pomóc... Szkoda tylko, że za tym "tylko" ciągnie się szereg problemów, sporów i kłótni...
Kendall spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem. Nie tylko on nie wiedział co ma zrobić...
- Nie słyszę sprzeciwów. Także Kendall może już jutro przyjść i edukować się chemii. - oświadczył Daniel.
- Ale ja… - zaczął chłopak, ale został szybko uciszony.
- Nie ma żadnego ale! - dodała Jade. - Jutro o godzinie piątej po południu widzę Cię u nas w domu i nie ma odwrotu!
- Ale zajęcia… - szepnęłam do kobiety.
- I tak na razie nie możesz ćwiczyć. Masz zwolnienie od lekarza, pamiętasz co Ci powiedział? Nie przemęczaj się.
Głośno westchnęłam i niezadowolona zagryzłam wargi. Już nawet nie słyszałam kiedy pożegnaliśmy się z Panią Schmidt. Już nawet nie zwróciłam uwagi, no to, że idziemy już w stronę samochodu. Wrażenia i przygody z dnia dzisiejszego na pewno nie należały do zapamiętania.
A jutrzejszy wcale nie zapowiada się lepiej... Co na to wszystko powie Dustin?
~~~~
Heffron Drive - Parallel
____
WAŻNA INFORMACJA:
Zapraszam na małą niespodziankę z mojej strony, mam nadzieję, że się Wam spodoba :) NIESPODZIANKA
No to raczej wszystko z tych poważnych spraw. Podoba Wam się ten rozdział? Jeżeli mam być szczera to mnie bardzo. A w szczególności zachowanie Ani, że w końcu postawiła się Dustinowi. Mogę tylko powiedzieć, że w następnym będzie też jeszcze jedna taka scena i nie mogę się doczekać kiedy to przeczytacie.
A jak tam u Was? Wszystko dobrze? Czekam na Wasze odpowiedzi :)
Jestem pierwsza juhu rozdział świetny pisz dalej . Weny życzę
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Po słowach Dustina o byciu pomocnym gdzie indziej, przypomniał mi się ten mem z człowiekiem, który miał taki patyk i mówił właśnie teksty w stylu "Bądź hipsterem gdzie indziej" :D
OdpowiedzUsuńTwoja niespodzianka ju z trafiła na moją świętą listę blogów :D
TAK ! W końcu Ania się postawiła Dustinowi ! I'm proud ! Jejku, nwm czm, ale wolę jak Aniamu się stawia, niż jak są TAK blisko. Chyba teraz będziesz musiała się z tym pogodzić. KENDALL VS DUSTIN. Jednak Kendall dotrzymał obietnicy. Zachowuje się, (jak to ujęła Alexa) "inaczej". Ania ma go uczyć chemii ? Jeszcze między nimi jakaś chemia się zrodzi *u* . Ciekawe co na to Belt hmm.. Kłótnia ? Bójka ze Schmidtem ?
OdpowiedzUsuńCzekam na nn x
Super. Dustin trochę przesadza, przecież Ania może rozmawiać z kim chcę. Bardzo dobrze, że mu się postawiła. Tą nauką zaskoczyłaś mnie pozytywnie, jeżeli Ania i Kendall się nawzajem nie pozabijają to Dustin to zrobi. Bardzo podobał mi się rozdział! Czekam na następny :).
OdpowiedzUsuńA, ja już się szykowałam na kłótnie Ani i Kendalla, a tu taka coś ;)
OdpowiedzUsuńPo tobie to chyba mogę się wszystkiego spodziewać ;) haha :P
Czego Dustin się tak czepia? No rozumiem,że się o nią martwi ale bez przesady! Zachowanie Kendalla widać stopniowo się zmienia ale widać jeszcze w nim tego "starego" chłopaka z początku roku szkolnego. Bardzo mi się spodobał moment kłótni Dustina i Kendalla :- "Superman się znalazł" - "Odezwał się Batman" Nie to było genialne! :D
Trochę szkoda, że tylko raz w tygodniu pojawiają się rozdziały, ale się opłaca czekać bo piszesz niesamowicie, jest na co czekać :) Heh.
Ale się rozpisałam...ale ja to ja.. ;)
Życzę miłej niedzieli :** Do następnego kochana i wenyy, dużo weennyyy :)
Ps. Jak ty to robisz, że masz takie wspaniałe pomysły? Cudownie piszesz :) :**
I świetna niespodzianka :)
Kiedy tak dzisiaj czytałam ten rozdział , zwróciłam swoją uwagę na to w jakim "stylu" wszystko opisujesz i doszłam do wniosku że swoją inteligencją przewyższasz niejednego dorosłego człowieka(jak już kiedyś wspominałam , czekam na twoją książkę).za każdym razem czuję się , jakbym czytała prawdziwy bestseller...
OdpowiedzUsuńDustin jest wkurzający -,- . Ja bym z tym człowiekiem nawet 5 minut nie wytrzymała. Taki nadopiekuńczy. Ta pomoc naukowa z Chemii to dobry pomysł. Może w końcu się dogadają czy coś ;) Założyłam bloga, więc twój blog jest na mojej liście blogów. Serdecznie zapraszam i komentujcie proszę. lenamaslow.blogspot.com
OdpowiedzUsuńLove Love Love Love Love ×10000000 <3<3<3<3
OdpowiedzUsuńSuper Rozdział :)
OdpowiedzUsuńKocham! Wariuje! Koooooocham! <3
OdpowiedzUsuń