niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 36 "Uczę się od najlepszych."

And I lie
If I don't feel so right
But the world looks better
Through your eyes
~~~~~~~~


Nigdy nie pomyślałbym przez chwilę, że patrzenie na kogoś, kto spokojnie śpi, może być aż tak fascynujące. Czując równomierny oddech dziewczyny na swojej skórze nie miałem pojęcia, że kiedykolwiek do tego dojdzie. Że Ania Smith mi zaufa. Że mnie przytuli. A co najlepsze, że będzie spać w moim łóżku!
Ale ta dziewczyna miała w sobie coś, co kazało mi obronić ją przed całym światem. Chciałem ją okryć moimi ramionami i nie dopuścić do niej złych rzeczy, które były na wyciągnięcie ręki. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem brunetka nie miała wstrzykniętego w swoje żyły, coś w rodzaju magnezu, który przyciąga tylko nienawiść, smutek, ale też i strach. Ona pomaga nie tylko mi, ale i wszystkim dookoła. Tylko dlaczego musi aż tak cierpieć? Tego chyba nigdy nie zrozumiem...
Delikatnie wyswobodziłem się z jej ramion i spojrzałem na zegarek. Było dopiero po dziewiątej, a ja już byłem wykończony. Głośno westchnąłem i udałem się do salonu, gdzie siedziała tam nie tylko moja mama, ale też i ojciec.
- W porządku? - zapytała od razu kobieta, a ja kiwnąłem głową.
- Na razie tak… - wzruszyłem ramionami i przeczesałem dłonią moje włosy. Niepewnie spojrzałem na ojca, który patrzył się przed siebie, jakby doniczkowa roślina była zdecydowanie ciekawsza od mojej osoby. Może i ma rację? Może w tych długich liściach jest coś tak interesującego, niż rozmowa z własnym synem?
- Skontaktowałeś się z jej rodzicami? - zadała kolejne pytanie.
- Tak.
O ile wysłanie SMS-a z telefonu dziewczyny, w którym poinformowałem, że została na noc u Bridgit można nazwać skontaktowaniem się. Mam tylko nadzieję że Ania nie będzie jutro na mnie wściekła...
- Co to za dziewczyna? - zapytał ojciec. I wielkie moje było zdziwienie, kiedy zaprzestał oglądaniu budowy zewnętrznej rośliny i zapytał się czegoś swojego syna. To chyba pierwszy raz, kiedy powiedział coś do mnie, bez żadnego krzyku, czy też wrogości. Jego ton był bezuczuciowy i praktycznie nie wyrażał nic, po za czystą ciekawością.
- Anna Smith. - odpowiedziałem ponuro.
Ojciec zmarszczył czoło widocznie czymś zaskoczony. Wyglądał jakby przez chwilę nad czymś rozmyślał, ale zaraz jego twarz ponownie wróciła do poprzedniego wyrazu, jakim była bez obojętność.
- Smith… - mruknął pod nosem i zaczął drapać swój zarost na brodzie. - Jakieś dwa tygodnie temu był u mnie niejaki Daniel Smith ze swoim samochodem. To jest jej ojciec? - zapytał spoglądając na mnie.
- Taa. - odparłem. O ile można go w ogóle nazwać tatą dziewczyny... Był przecież obcym dla niej człowiekiem! Tak samo jak Pani Jade, czy ta złowroga gospodynie, Pani Alice. W duchy wywróciłem oczami na samą myśl o tej kobiecie. Tak mi się coś wydaje, że raczej się nie polubimy...
- Miły z niego człowiek. - wydął usta, jakby to było zaskakująco dziwne.
Jeżeli mam być szczery, to jeszcze nie miałem do czynienia z Panem Smith. Zazwyczaj tylko z roztrzepaną kobietą, która zawsze kiedy ją widziałem była pobrudzona farbą na twarzy i rękach. Artyści...
- Idę się wykąpać. - oznajmiłem i wyszedłem z pomieszczenia.
Jeszcze nigdy, od kiedy umarł Kevin, mój ojciec ze mną nie rozmawiał. Znaczy się, to na pewno nie była rozmowa, ale w porównaniu do naszych poprzednich spotkań, to zaliczam do najbardziej dyskomfortowe. Ani on, ani ja nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Zawsze musimy na siebie krzyczeć. Często dochodziło do rękoczynów z jego strony, ale zazwyczaj owocowało to jedynie na lekkim siniaku pod okiem, albo rozciętej wardze. A to wszystko przeze mnie i moje głupie pomysły, które odzwierciedliły się na niewinnej śmierci chłopca.
Oglądając stare zdjęcia, jakie wisiały na korytarzu, doszedłem do wniosku ile straciłem przez mój incydent. Mogłem nadal być szczęśliwym, młodszym bratem i kochającym synem przez obojga rodziców. Została mi jedynie nienawiść i bez obojętność. A gdzie jakakolwiek miłość? Albo poczucie szczęścia, czy rodzinnej atmosfery? To wszystko przepadło.
- Jak zwykle przez Ciebie… - mruknąłem pod nosem i wszedłem do łazienki.
Mój prysznic trwał około piętnastu minut. Założyłem bokserki, które znalazłem w szafce z czystą bielizną i moje spodnie dresowe, które zostawiłem je dzisiaj rano, służące jako moja piżama. Wycierając ręcznikiem moje włosy, wyszedłem z łazienki i udałem się do mojego pokoju. Ania spała na jednym końcu łóżka wtulona w kołdrę. Jej włosy były spięte w tradycyjnego koka, ale niektóre pasemka opuściły swoje miejsce i teraz sterczą jej na wszystkie strony, dodając jeszcze większego uroku. Uśmiechnąłem się pod nosem i powiesiłem ręcznik na krześle.
Usiadłem na fotelu pod oknem i zacząłem przyglądać się śpiącej dziewczynie. Była teraz taka niewinna i krucha... Byłem ciekaw co takiego jej się śniło, że miało aż taki wpływ na jej drobne ciało. Uśmiechnąłem się, kiedy przypomniał mi się jej cichy chichot. Śmieszne komentarze oraz drwiące opinie. Ale to wszystko zniknęło, kiedy w głowie pojawiły się wspomnienia jej łez, smutku, bólu i strachu. Tych złych emocji jest stanowczo za dużo...
Nie przypominam sobie, żebym usnął, a już na pewno nie na fotelu, którego wręcz nienawidzę. Ale ciche krzyki dziewczyny doszczętnie mnie wybudziły ze snu, którego nawet nie pamiętam. W dwóch szybkich krokach zaraz znalazłem się obok rozgrzanej Ani. Wskoczyłem do łóżka i tak samo jak wcześniej mocno ją do siebie przytuliłem. Położyłem jej głowę na moim sercu, aby mogła spokojnie wysłuchać się w miarowe uderzenia i pozwolić umyśle, aby skoncentrował się tylko na tej jednej rzeczy. Kiedyś tak uspakajałem Kevina, który też często miewał koszmary. W jego przypadku zawsze się to sprawdzało.
Po chwili nie było śladu po jej kolejnym wybuchu, na szczęście tym razem o wiele łagodniejszym niż wcześniej. Ale znowu zaczęła płakać, przez co moje serce rozbijało się na drobne kawałeczki. Nie miałem pojęcia co mogłem zrobić, żeby w końcu przestała płakać.
Byłem potwornie zmęczony i jedyna rzecz, o której teraz marzę, było pójście spać. Ale nie mogłem usnąć z myślą, że w moim pokoju śpi dziewczyna, która może w każdej chwili dostać napadu furii przez sen. Po kilku minutach, wydawało mi się, że Ania ponownie zasnęła i miałem nadzieję, że będzie już spokojnie spać do rana. Delikatnie odsunąłem ją od siebie i już chciałem wstać, kiedy usłyszałem stłumiony jęk.
- Zostań… - cichy głos rozbrzmiał w mojej głowie i nie potrzebowałem sobie dwa razy tego powtarzać. Ponownie ułożyłem się na łóżku i przykryłem się kołdrą. Spoglądając na półprzytomną dziewczynę, która mrużyła swoje oczy, aby mnie zobaczyć lekko się uśmiechnąłem.
- Nie odchodź… - szepnęła i pociągnęła moją rękę, na znak, żeby przysunął się bliżej. Od razu wtuliła się w mój nagi tors, kładąc ręce na klatce piersiowej. Czując jak jeździ palcami po moim ciele wstrzymałem oddech. Jeszcze nikt mnie tak nie dotykał i nigdy nie czułem tego potwornego uczucia, ale zarazem bardzo przyjemnego. Było mi gorąco, ale też i zimno, bezpiecznie, ale i niepewnie. Jej delikatne ruchy doprowadzały mnie do białej gorączki i myślałem, że stan temperatury w pokoju znacznie się podwyższył.
W tamtym momencie poczułem zazdrość. Zazdrość do Dustina, który również mógł zostać obdarzonym takim kojącym uczuciem. Czując dokładnie każdy moment, w którym palce Ani dotykały mojej skóry zaczynałem co raz ciężej oddychać. Niepewnie spojrzałem na dziewczynę, która nie miała bladego pojęcia co takiego wyrabia z moim umysłem. Oj mała... Co Ty ze mną wyczyniasz?
Moje powieki stawały się co raz cięższe, ale nie chciałem usnąć. Nie mogłem. A jeśli Ani znowu się coś złego przyśni, a ja po prostu sobie zasnę? Muszę być cały czas trzeźwy. Ale nie wiem ile bym mógł walczyć, to i tak zawsze przegram walkę z moim organizmem. Mocniej zacisnąłem ramiona wokół dziewczyny i na dobre odpłynąłem do innego świata.
Nie mam pojęcia co takiego mnie obudziło. Może to, że już wyczerpałem mój limit do spania, a może fakt, że śniła mi się Ania? Nie wiem... Ale kiedy już na dobre otworzyłem oczy, od razu dostrzegłem nieruchome ciało brunetki, która nadal leżała wtulona w mój nagi tors. Uśmiechnąłem się lekko i cicho ziewnąłem, aby nie zbudzić dziewczyny. Delikatnie uniosłem się na łokciach, aby wyjrzeć przez okno, za którym oczywiście padał puszysty śnieg. Zrezygnowany opadłem na poduszkę i wciągnąłem mocniej powietrze, które wypuściłem z głośnym świstem. Spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie i przekląłem siebie w myślach. Była dopiero piąta rano, a ja już byłem wyspany, co mogło oznaczać, że dzisiaj o godzinie ósmej wieczorem będę już nieżywy.
Wspominając wczorajszy wieczór od razu spojrzałem na Anię, która miała lekko rozchylone wargi. Jej włosy, które pod wpływem nocnych koszmarów lekko się potargały, tworzyły coś w rodzaju małej aureolki.
Wyciągnąłem dłoń, aby odgarnąć jej malutkie loczki z czoła i zacząłem głaskać ją po głowie. Przypomniało mi się, kiedy to ona czochrała moje włosy w szpitalu. Ile bym dał, żeby ponownie zatopiła swoje drobne palce na mojej czuprynie...
- Przepraszam… - usłyszałem cichy szept wydobyty z ust dziewczyny. Po chwili otworzyła swoje oczy, a bijący z nich blask mógłby mnie powalić na kolana, gdybym tylko stał. Na moje szczęście znajdowałem się w bezpiecznej pozycji i mogłem uniknąć bliskiego spotkania z podłogą.
- Obudziłem Cię? - zapytałem ignorując poprzednią wypowiedź dziewczyny.
- Nie. - szybko zaprzeczyła i na chwilę zamknęła oczy. Po chwili ponownie je otworzyła, a ja miałem wrażenie, że właśnie dostałem czymś prosto w serce. Mogę śmiało powiedzieć, że był to chyba dużych rozmiarów kamień, w kolorze tęczówek dziewczyny.
- Wszystko dobrze? - zadałem kolejne pytanie, pomijając poprzednie uczucie, jakie doznałem w swoim sercu...
- Nie wiem… - szepnęła zagryzając wargę.
Tak Aniu, dekoncentruj mnie dalej, a na pewno wyjdzie Ci to na dobre...
- Twoje sny… - zacząłem niepewnie.
- Przeze mnie się nie wyspałeś. - przerwała mi szybko, a ja miałem wielką ochotę wywrócić oczami.
- Nie chodzi o to. Po prostu... Bałem się o Ciebie. - wyznałem szczerze i oblizałem swoje wargi.
Dziewczyna lekko się uśmiechnęła i zaczęła wywiercać w moich oczach przenikliwe spojrzenie. Jakby chciała dokładnie zobaczyć, to co działo się ze mną, kiedy ta miała niepohamowane ataki. Przesunęła się bliżej mnie, tak, że nasze twarze dzieliły tylko kilka centymetrów i podniosła swoją rękę, którą przeczesała moje włosy. Zaskoczony wciągnąłem powietrze i zamknąłem oczy, oddając się tej wspaniałej chwili. Teraz już wiem, dlaczego zwierzęta uwielbiają, kiedy głaszcze się ich za uchem...
- Kendall Schmidt bał się o Annę Smith. - powiedziała rozbawiona. - Czy to nie jest dziwne?
- Kiedyś może i było. Ale teraz nie ma w tym nic dziwnego. - zmarszczyłem czoło i lekko otworzyłem powieki.
I kłamałbym, gdybym powiedział, że Ania nie jest piękną dziewczyną. Tylko dlaczego wszyscy muszą ją niszczyć? Dlaczego ją odrzucają i myślą, że jest inna? “Ty też tak kiedyś myślałeś…” Moja podświadomość jak zawsze musi dać o sobie znać, w najmniej oczekiwanych momentach...
Żałuję każdego złego słowa, jakie powiedziałem w jej stronę. Żałuję każdego wybryku i każdego upokorzenia. Dlaczego do cholery byłem tak zaślepiony na czyjeś uczucia? “Bo sam ich nie miałeś.” Odezwał się ten drugi głos.
Zazdrościłem Dustinowi jednej rzeczy. Mianowicie pełnego zaufania Ani, które dostał bez zbędnych rozmów, czy też wyjawiania tajemnic. On ją od razu polubił, bez względu na to kim jest i jak się ubiera i zachowuje. Mając przed oczami każdą scenę, każdą chwilę, kiedy to Dustin rozmawiał z Smith, a ja wtedy jej nienawidziłem. Jak ją bronił za każdym razem i stawał w jej obronie. Jak pilnował jej na każdej przerwie, żeby nie mogła zostać chodź na kilka minut sama. Żeby nikt nie mógł jej skrzywdzić. “Żebyś Ty jej nie skrzywdził.”
Czy możliwa jest zmienia człowieka w tak krótkim czasie? Nie mam pojęcia. Ale to, co się dzieje wewnątrz mnie jest nie do opisania. To jak walka pomiędzy samym sobą. To dziwne, bo jedynie co czuję to pustkę. Nie wiem, czy mam być szczęśliwy i upajać się dotykiem tych drobnych palców na mojej głowie, czy może być jak cham, czyli szybko odtrącić od siebie dziewczynę, której przecież nienawidzę. Zaraz... Ja ją przecież nie nienawidzę! Nie mogę jej nie nienawidzić! Ona na to stanowczo nie zasługuje!
- Tak bardzo Cię przepraszam...
Szybko spojrzałem na dziewczynę, która nie przerywając swojej czynności, zaczynała zmieniać wyraz twarzy. Po wesołej i uśmiechniętej Ani nie było ani śladu. Zamiast niej pojawiła się smutna i pełna bólu dawna Smith.
- Za co? - zapytałem zaskoczony.
- Za kłopoty. Za stracony czas. Za nieprzespaną noc. Za to, że pewnie nie masz pojęcia jak się zachować w moim towarzystwie. - zaczęła powoli wymieniać kolejne rzeczy. Ciekaw jestem ile mi by zajęło czasu, gdybym musiał ją za wszystko przepraszać. Do emerytury zdążę, czy jeszcze nie? - Za to, że musisz być zupełnie inny, kiedy jesteś przy mnie. Za to, że… - przerwałem jej kładąc palec na jej różowych ustach, mając nadzieję, że chociaż to ją uciszy.
- Dam Ci pewną radę. - zacząłem poważnie. - Przestań w końcu przepraszać.
Tym razem to ja zacząłem wędrówkę palcami po twarzy dziewczyny, zaczynając od linii żuchwy i kończąc na skroniach. Zdziwiłem się, że każdy mój dotyk odbierała bezproblemowo. Oddech miała cały czas ten sam, a nawet i oczy ani na chwilę nie straciły kontaktu z moimi.
- Nie boisz się. - stwierdziłem po kilku minutach ciszy.
- Nie mam już kogo, ani czego.
I jakby na potwierdzenie tych słów przysunęła się do mnie bliżej i położyła głowę na mojej klatce piersiowej, a ja jedynie oplotłem ją mocno ramionami. Mogłem porównać siebie do jakieś szaleńca, który właśnie znalazł swój upragniony skarb i nie chce go oddać. Tym skarbem była Ania. I była moja. Przynajmniej... W tej chwili...
Nie wiem ile czasu leżeliśmy, ale dla nas czas zatrzymał się w miejscu. Byliśmy w własnej przestrzeni, do której nikt nie miał prawa wtargnąć. Była tylko ona i ja. I jeszcze to dziwne uczucie wiszące nad naszymi głowami, które stanowczo mówiło, że zaraz coś się wydarzy.
Nie chcąc wypuścić Ani z objęć jeszcze mocniej ją do siebie przyciągnąłem i zatopiłem nos w jej włosach. W tym momencie nie obchodziło mnie nic. Kompletnie nic. Miałem w dupie chłopaków, Katelyn, popularność w szkole, rodziców... Wszystko odeszło na boczny plan, a pierwsze miejsce zajęła ta niewinna dziewczyna. Boję się tylko, że przyjdzie w końcu czas, kiedy trzeba będzie stawić czoła wrednej rzeczywistości, a to co dzieje się teraz, zniknie i nie będziemy o tym pamiętać. Albo nie będziemy chcieli pamiętać.
- Która jest godzina? - zapytała cicho kładąc rękę na moi torsie.
- Już chcesz mnie opuścić? - zapytałem smutny i poczułem jak dziewczyna lekko się uśmiecha.
- Przecież dzisiaj piątek...
- I co w związku z tym? Normalny dzień. Ludzie chodzą do pracy i szkoły…
- No właśnie. - przerwała mi w połowie zdania. - Szkoła…
Głośno westchnąłem i zacząłem się zastanawiać, jaki tu chytry plan obmyślić żeby…
- Dzień wagarowicza? - zapytała unosząc głowę i spojrzała się na mnie pytającym wzrokiem.
- Z ust mi to wyjęłaś. - mruknąłem rozbawiony. Zamknąłem na chwilę oczy, głośno przy tym ziewając i jęknąłem przeciągle
- Nie wyspałeś się przeze mnie. - powiedziała poważnym tonem.
- Ja nigdy się nie wysypiam. I to nie była Twoja wina. - zapewniłem ją szybko, mając nadzieję, że chodź trochę mi uwierzy. - Co Ci się śniło? - zapytałem przypominając sobie przerażające krzyki dziewczyny z poprzedniej nocy.
W tej chwili pożałowałem, że w ogóle o to zapytałem. Jej ciało zesztywniało, a oczy stały się tak jakby puste. “Idiota”. Widząc łzy, które wzbierały się pod jej powiekami, nie czekając ani minuty dłużej, przytuliłem ją mocno do siebie i tylko czekałem, aż da upust emocjom. Ale to nie nastąpiło...
- Przepraszam. Nie powinienem pytać. - szeptałem do jej ucha, tak aby jakoś uspokoić jej drżące ciało.
- Przestań przepraszać. - powiedziała w moją szyję, a ja parsknąłem śmiechem.
- Jakaś Ty dowcipna się zrobiłaś.
- Uczę się od najlepszych. - wzruszyła lekko ramionami i głośno westchnęła.
- Od kogo? - zapytałem unosząc brew. Dziewczyna odsunęła się ode mnie i usiadła na łóżku, szczelnie okrywając swoje kolana kołdrą.
- A taki jeden… - machnęła teatralnie ręką.
- Jakieś konkrety? - zadałem kolejne pytanie, na co dziewczyna szerzej się uśmiechnęła, a po łzach nie było ani śladu.
- Nie wiem, czy mogę o tej osobie mówić. - udała zamyśloną, a podniosłem się na łokciach i oparłem swoją głowę o ramę łóżka. - Ta osoba jest... Zaskakująca. Nieprzewidywalna. Często denerwująca.
- Denerwująca? - powtórzyłem, na co tamta od razu kiwnęła głową.
- I do tego śmiesznie marszczy nos, kiedy nad czymś się zastanawia. - dodała rozbawiona, a ja jedną ręką chwyciłem róg poduszki czekając na odpowiedni moment. - Coś w tym rodzaju. - zmrużyła swoje oczy i wciągnęła powietrze nosem, który zrobił się dziwnie mały, ale i zmarszczony.
- Ja Ci dam śmiesznie! - krzyknąłem rozbawiony i rzuciłem poduszką prosto w jej twarz. I tylko w głowie słyszałem to tradycyjne: Dziesięć punktów dla Gryfin... Znaczy się, dla Schmidta!
Nie musiałem długo czekać, a zaraz i ja poczułem na swojej buzi miękki materiał poduszki, która opadła na podłogę.
- Sama tego chciałaś. - mruknąłem pod nosem i szybko się podniosłem. Chwyciłem kolejną i jeszcze następną poduszkę i wszystkie rzuciłem prosto w dziewczynę. Tym razem miękki materiał, który służył do położenia na nim głowy, będzie miał zupełnie inne zastosowanie. Słysząc co chwila głośny śmiech Ani jeszcze bardziej pobudził mnie do działania. Nie interesowało mnie zbytnio, że w domu mogą być rodzice, którzy mogą jeszcze spać. Ważne było, aby Panna Smith nie straciła dobrego humoru.
Co i rusz dostawałem po głowie i gdyby był to ktoś inny, od razu zrobiłbym niezłą awanturę. Ale doskonale wiedząc, że to tylko ta delikatna brunetka, która chyba znalazła nowy sposób, aby się na mnie wyżyć, przyjmowałem to z szerokim uśmiechem. Kiedy Ania dostała ode mnie kolejny cios, straciła równowagę, którą tak samo jak ja trzymała jedynie na kolanach i opadła miękko na łóżko, łapiąc przy okazji moje ramie. W końcowym efekcie leżałem nad nią, rozbawieni niczym małe dzieci i zadyszani, jakbyśmy przebiegli maraton.
- Zmęczyłeś się? - zapytała zaczepnie głośno oddychając.
- Zostało mi jeszcze trochę siły, na kolejną walkę.
- W takim układzie co muszę zrobić, aby do tego nie doszło? - uniosła jedną brew i chyba chciała wyglądać poważnie, jednak jej oczy zdradzały wszystko. Była zbyt szczęśliwa.
- Poznać kolejne cechy tej zabawnej osoby, od której się uczysz dowcipów. I w ogóle tu nie mam na myśli siebie. - wyjaśniłem od razu, na co tamta zaczęła się śmiać. Widząc dokładnie jak jej lekkie zmarszczki poszerzają się, kiedy wygina swoje usta w szerokim uśmiechu, mogłem od razu stwierdzić, że serce właśnie wykonuje potrójne salto i dostaje złoty medal, za tak niebezpieczny występ. Moja pozycja nie była zbyt wygodna, ale jeżeli to jest jedyny sposób, aby jeszcze bardziej być blisko niej, mogłem tak leżeć cały czas.
- Skąd wiesz, że to Ty jesteś tą osobą? - zapytała zaczepnie, a mi od razu rzednie mina.
Jak to nie ja? To niby kto do cholery?
Jej głośny śmiech zaskoczył mnie nie co i nie rozumiejąc kompletnie o co jej chodzi, nie mogłem nic innego zrobić, jak też po prostu zacząć się śmiać. Chyba po raz pierwszy słyszę, żeby aż tyle raz się śmiała. Nawet przy Belcie, który chyba robił wszystko aby poprawić jej humor, kiedy była smutna. Wydurniał się na wszelkie sposoby, że aż mi było go szkoda. A o to ja, Kendall Schmidt, który nie musi robić nic więcej, jak po prostu powiedzieć coś od czasu do czasu głupiego.
- Gdybyś tylko widział swoją minę… - mówiła między kolejnymi atakami szczęścia, a ja rozbawiony zacząłem kręcić z niedowierzania głową.
- Twoje pytanie lekko zbiło mnie z tropu… - wyjaśniłem poważnie.
- I myślałeś, że istnieje taki drugi Kendall Schmidt, który potrafi robić z siebie totalnego głupka?
- W pierwszej chwili pomyślałem o Dustinie… - mruknąłem niezadowolony, a dziewczyna od razu zmienia wyraz twarzy. Po jej szczęściu nie było ani śladu, a zastąpiło je czyste zażenowanie. Mogłem sobie samemu pogratulować...
Podniosłem się z łokci, dając tamtej swobodne wyjście i zaraz tamta podniosła się z łóżka prostując swoje nogi i ręce. Poprawiła swoje włosy i zaciągnęła rękawy na dłonie, jakby było jej zimno. Mam rozumieć, że wracamy do punktu wyjścia? Och, znakomicie...
- Wczoraj do niego zadzwoniłem. - odparłem patrząc w swoje ręce. Jeżeli już i tak zniszczyłem atmosferę to nic się nie tanie, jeżeli jeszcze bardziej ją pogorszę.
- Po co? - zapytała od razu, a w jej głosie usłyszałem nutkę złości.
- Miałaś koszmar i nie mogłem Cię w żadne sposób uspokoić. - zacząłem szybko tłumaczyć. - Zadzwoniłem do Dustina z prośbą o pomoc.
- Kompletnie Ci odbiło? Chcesz jeszcze bardziej pogorszyć Wasze stosunki, które już i tak były na krawędzi?
- Nie miałam pojęcia co robić. Byłaś, jakby opętana, jak i nie gorzej. - otworzyłem szerzej oczy, chcąc przynajmniej pokazać, jak bardzo się o nią bałem. - Nie powiem, że nie, ale trochę się wkurzył… - dodałem ciszej, na co tamta głośno westchnęła. Bez słowa podeszła z powrotem do mnie i usiadła obok mnie opierając swojej czoło na moim ramieniu. Zaskoczyła mnie jej reakcja, zważywszy na fakt, że już byłem przygotowany na kolejne oskarżenia. Objąłem dziewczynę ręką i przysunąłem ją bliżej siebie. Jeżeli już do mnie przyszła i sama się do mnie przytula, trzeba korzystać z okazji póki czas, nieprawdaż?
- Myślałem, że już nigdy nie będę Ciebie czuć. - powiedziałem cicho i zaciągnąłem się jej zapachem.
- Nie tylko Ty… - odparła i czułem jak się uśmiecha. - Ufam Ci.
Te dwa słowa. Te dwa pierdzielone słowa, dzięki którym wystarczyło, abym spadł trzy razy w dół i tyle samo razy podniósł się do góry. Te dwa słowa, na które czekałem od czasu wypadku. Te dwa słowa, które tak bardo chciałem usłyszeć. I to tylko dwa słowa, które pozwoliły na jeszcze większy uśmiech, niż już miałem. Szkoda, że tego Dustin nie słyszał...
- Ufam Ci. - powtórzyła głośniej i odsunęła się ode mnie, żeby spojrzeć na moją twarz.
- Czekałem na te słowa… - wyznałem zagryzając lekko wargę, czując lekkie zdenerwowania.
- I polubiłam Twój uścisk. - dodała rozbawiona.
- Serio?
- Jest taki inny, niż Dustina, czy Caroline. - wyjaśniła szybko. - Kiedy przytulam się do Carli, to jest jakby to była moja młodsza siostra. A kiedy do Dustina, czuję objęcia Katherine. To tak, jakby ona była w nim… - wyznała zaskoczona.
- A ja? - zapytałem niepewnie, na co tamta lekko się uśmiechnęła.
- A Ty, to Ty... Czuję Ciebie. I to mi się właśnie podoba.
Byłem bardzo zaskoczony jej słowami. To niewiarygodne, jak bardzo się do niej przywiązałem. Od teraz, chciałem być wszędzie gdzie ona. Żeby już nigdy nie była sama. Żeby już tylko nie płakała. Żeby się już nie bała…
Trochę obawiałem się rozmowy pomiędzy moją mamą, a Anią, jednak jak zawsze muszę wszystko widzieć w czarnych kolorach. Kiedy około ósmej nad ranem wyszliśmy z mojego pokoju, moja mama przywitała nas promiennym uśmiechem i zaczęła pogawędkę z brunetką. Kiedy siedzieliśmy w jadalni i jedliśmy śniadanie, do stołu dołączył się o dziwo mój ojciec, który również zaczął rozmawiać z dziewczyną. I nawet usłyszałem jak kilka razy się śmieje, przez co zawsze przerywałem posiłek i patrzyłem na jego wyraz twarzy. Od kilku lat nie widziałem go takiego rozbawionego. A wystarczyło tylko jedno wydarzenie, żeby wszystko kompletnie się zmieniło.
Około godziny dwunastej wyszliśmy z mojego domu i pojechaliśmy do posesji państwa Smith’ów. Ania nie była zachwycona, kiedy powiedziałem jej o SMS-ie jaki wysłałem do Pani Jade. Jak to wyjaśniła, jeszcze nigdy u nikogo nie nocowała i to może być dziwne nie tylko dla jej prawnych opiekunów, ale i dla samej dziewczyny.
Kiedy zaparkowałem pod domem Ani, ogarnął mnie dziwny niepokój. To nie był strach, ale obawa przed tym, co może się stać, kiedy brunetka wejdzie do środka. Możliwe, że przeze mnie wybuchnie spora awantura, do której zaliczy się również Kucharka Ognista Patelnia.
- Idziesz czy nie? - zapytała się mnie. Zdziwiony popatrzyłem się nad nią i nie rozumiałem zbytnio o co jej chodzi. Nadal była ubrana w moje dresy, z których nie chciała i nie mogła się przebrać. Jej ubrania nadal suszą się w łazience, po tym jak moja mama wsadziła je do prania. Jako okrycie wierzchnie dałem jej moją kurtkę, a na nogach miała już swoje buty. Dziwnie się czułem, zważywszy fakt, że ja byłem ubrany w zwykłe dżinsy, kolejną czystą bluzę, którą znalazłem w szafie i zieloną kurtkę, której wręcz nienawidziłem.
- Nie wiem, czy to będzie dobry pomysł… - odparłem zmieszany.
- Jest wpół do pierwszej. - powiedziała patrząc na zegarek w samochodzie. - Alice jest na zakupach i wróci dopiera za godzinę, tylko po to, żeby zostawić rzeczy i udać się na spacer z Rokym na kolejną godzinę. Jade i Daniel są w pracy i wrócą dopiero około piątej. Carla jest w szkole. Potrzebujesz jeszcze innych argumentów?
Zaśmiałem się pod nosem i nie czekając dłużej opuściłem samochód, a słysząc cichy chichot brunetki, uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. I niech mi tu ktoś tylko powie, że ona jest normalna…
- Jednak i tak nie unikniemy kłopotów… - westchnęła, kiedy staliśmy pod bramą. - Umiesz chodzić po drzewach? - zapytała ni z tego ni z owego, klikając coś przy panelu sterowniczym.
- Co?
- Znając Twój temperament nie raz i nie dwa uciekałeś przed policją...
Kompletnie nie rozumiałem o co jej chodzi, ale kiedy zauważyłem jak zaczyna wchodzić na żelazną bramę, która zaczynała lekko się obijać o zaczepy, szybko rozejrzałem się dookoła i sprawdziłem, czy aby na pewno nie ma takich ciekawskich sąsiadów jak ja.
- Na co czekasz? - zapytała, kiedy była na samym czubku i już jedną nogą po drugiej stronie.
- Czemu nie możemy przejść normalnie? - zapytałem, kiedy tamta stała już na przeciwko mnie.
- Nie mam kluczy. - wzruszyła ramionami, jakby to była rzecz oczywista. - Ruszysz się w końcu, czy Ci pomóc?
Głośno westchnąłem i powtórzyłem ruchy dziewczyny. Nie będę się chwalić, ale takie bramy to nic w porównaniu z tymi murami, na która się wspinałem. Po dokładnie trzech minutach stałem już koło brunetki, która tylko się szerzej uśmiechnęła i machnęła dłonią, abym szedł za nią.
Nie szliśmy w kierunku drzwi wejściowych, czy też od garażu, ale na tyły domu, co znowu mnie zdziwiło. Przetarłem moja zimne dłonie o siebie, żeby chodź trochę je rozgrzać, ale i to nie pomagało. Dotarliśmy do ogrodu, w którym warstwa śniegu wynosiła chyba jeden metr.
- I kolejna wspinaczka. - odezwała się Ania, kiedy staliśmy na tarasie.
- Niby po czym? - uniosłem jedną brew ze zdziwienia.
Dziewczyna złapała ręką za jakąś belką wystającą ze ścinany i mocno ją szarpnęła, tak, że cały śnieg, który się znajdował spadł na nas i odsłonił małą drabinkę, która pomagała w rośnięciu bluszczu.
- Po tym. - odparła poważnie i zaraz zaczęła swoją wspinaczkę.
- Czy to jest bezpieczne? - zadałem kolejne pytanie.
- Boisz się?
O Ciebie...
- Nie, po prostu chciałem się upewnić.
- Wszystko co jest związane z Tobą nie jest bezpieczne. - powiedziała nie co głośniej i dalej przebierała rękami jak i nogami.
Wypuściłem głośno powietrze i po raz kolejny już dzisiaj musiałem pracować moimi kończynami. Z tego całego pośpiechu dzisiaj rano zapomniałem założyć stabilizator na kostkę, ale do tej pory jeszcze ani razu nie poczułem żadnego bólu. Na szczęście…
- I co teraz? - zapytałem, kiedy przeskoczyłem przez balustradę balkonu.
- Po prostu wjedziemy. - pchnęła drzwi balkonowe, które bez żadnego problemu się otworzyły i po prostu weszła do środka.
- Nie zamykasz balkonu? - uniosłem jedną brew ze zdziwienia.
- Alice codziennie wietrzy mój pokój, aby wygonić złe duchy, które przyszły w nocy. - wyjaśniła szybko. Mówiłem, że ta kobieta nie jest normalna… - Zazwyczaj robi to, kiedy wychodzi na zakupy.
- Wiesz, że ktoś mógłby się do Ciebie wkraść, tak jak my teraz?
- Włączyłby się alarm.
- To dlaczego teraz się nie włączył? - zdałem sobie sprawę, ile już pytań zadałem dziewczynie przez dzisiejszy pranek. “A dzień się jeszcze nie skończył…”
- Bo go wyłączyłam.
Skubana...
- Chcesz pojechać ze mną na zajęcia? - zapytała będąc w jakimś pomieszczeniu. Wychyliłem się lekko, żeby zobaczyć, co się w nim znajduje i od razu wywróciłem oczami. No tak, garderoba...
- Jakie zajęcia?
- Taneczne. Nie ma Dustina i zostawił mi pod opieką jego zespół. - wyjaśniła wychodząc, a w ręku trzymała stertę ciuchów.
- Jeżeli nie będę przeszkadzał… - zacząłem wydymając usta.
- Nie będziesz. - od razu mnie zapewniła. - Idę pod prysznic, a Ty rób co chcesz. Dom jest do Twojej dyspozycji. Kiedy się ogarnę, będziemy mogli już pojechać, a wtedy coś Ci pokarzę.
- Okej.
Dziewczyna zniknęła za drugimi drzwiami i słyszałem jak przekręca zamek w drzwiach, a ja lekko się uśmiechnąłem. Rozejrzałem się po pokoju i jedynie czego w tym momencie pragnąłem to walnąć się na to wielkie łóżko i uciąć sobie krótką drzemkę.
Zachowanie Ani, znacznie się zmieniło. Jest teraz zupełnie inną osobą. Uśmiecha się, często, śmieje, żartuje… Czy to wszystko dzięki mnie? “Jasne, wmawiaj sobie.” Moja podświadomość już kolejny raz dała o sobie znać, a ja tylko marzyłem, żeby w końcu się zamknęła.
Zmiany nastąpiły też i u mnie. Stałem się znacznie czuły, na to co robię i mówię. Starałem się myśleć racjonalnie, co kiedyś było niedorzeczne. Przypomniałem sobie słowa mojej mamy wczorajszego wieczora, które kilka razy już powtarzałem sobie w głowie.
Zmieniłem się. Na prawdę się zmieniłem. Powoli wraca dawny Kendall...

~*~

- Jesteś strasznie podobna do swojej mamy. - usłyszałam, kiedy wyszłam z łazienki. Dostrzegłam blondyna, który oglądał zdjęcia wstawione w ramki. - Ten sam uśmiech i te same włosy… - zaczął wymieniać nadal patrząc na fotografie. - Ale Wasze oczy są zupełnie inne.
- Oczy mam po ojcu. - odparłam szorstko, na co tamten od razu na mnie spojrzał. - Jedyna rzecz, jaką po nim odziedziczyłam.
Niepewnie zagryzłam wargę i podeszłam do toaletki, aby przyjrzeć się własnemu odbiciu. Oczy lekko były spuchnięte i nie mam pojęcia, czy to od płaczu, czy może po nieprzespanej nocy. Włosy na nowo spięte w wysokiego koka, a na ustach gościł jedynie grymas, którego za wszelką cenę chciałam się pozbyć.
Poczułam obecność chłopaka za swoimi plecami, który położył swoją dłoń na moim ramieniu i zaczął ją delikatnie poruszać.  Kojące uczucie rozchodziło się we wnętrzu całego ciała i tylko zaczęłam się zastanawiać. Dlaczego wcześniej nie pozwoliłam mu się dotknąć?
- Musimy się zbierać. Alice zaraz przyjedzie. - powiedziałam cicho, chcąc nie przerywać panującej między nami atmosfery.
- Czy możemy tym razem przejść normalnie? - zapytał rozbawiony, a ja zachichotałam pod nosem.
- Myślałam, że lubisz tego typu wspinaczki. - parsknęłam śmiechem, a widząc jak Kendall przewraca oczami, jeszcze bardziej zachciało mi się śmiać.
- Żartowniś się z Ciebie zrobił… - mruknął pod nosem widocznie lekko poirytowany.
- I co może teraz się obrazisz? - zapytałam pakując do swojej torby ubrania na zmianę i buty.
- Uczę się od najlepszych. - powiedział jakby z wywyższeniem, a ja już na dobre zaczęłam się głośno śmiać i zaraz za mną zawtórował chłopak.
- Głupek… - westchnęłam głośno, kiedy napad śmiechu w końcu mnie opuścił i mogłam się uspokoić.
- Miło mi, ja Kendall.
Nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że będę tak dobrze dogadywać się z tym chłopakiem. Że będę głośno się śmiać z jego żartów i że kiedykolwiek pozwolę, aby mnie przytulił. Ale mogę przyznać, że uścisk chłopaka zajmuje pierwsze miejsce na mojej liście, najlepiej przytulających. A są na niej zaledwie tylko trzy osoby. Zastanawia mnie jedna rzecz… Skoro zaufałam mojemu byłemu wrogowie i pozwoliłam, aby mógł mnie dotknąć i nie czuję już wobec niego strachu, to czy z innymi osobami już będzie mi łatwiej? Czy będę mogła normalnie przytulić się do Jade, czy Daniela? To pytanie zostanie na razie bez odpowiedzi, gdyż Pan Schmidt zażyczył sobie bitwę na śnieżki, kiedy wyszliśmy z domu. Tym razem zabrałam zapasowe klucze i dokładnie zamknęłam drzwi sprawdzając jeszcze dwa razy i kiedy się odwróciłam od razu poczułam na swoim policzku coś zimnego i mokrego. Słysząc głośny śmiech Kendalla długo nie musiałam się zastanawiać, kto stał się moim napastnikiem.
Kiedy byliśmy już na tyle zmarznięci, że nie mogliśmy wykonać nawet jednego ruchu, skierowaliśmy się w stronę samochodu chłopaka, wcześniej oczywiście z powrotem włączając alarm i zakluczykowaniu furtki. Siedząc w fotelu wyjęła mój telefon, a widząc, że był wyłączony, lekko się zdziwiłam.
- Nie chciałem, żeby ktoś do Ciebie dzwonił w nocy, czy rano. Potrzebowałaś chodź odrobinę snu… - wyjaśnił chłopak, widząc moje zdziwienie.
Kiwnęłam tylko głową, na znak, że zrozumiałam i wpisałam kod zabezpieczający, kiedy komórka już się włączyła. Od razu zaczęłam dostawać wiadomości o nieodebranych połączeniach, czy też nowych SMS-ach w mojej skrzynce odbiorczej. Dowiedziałam się między innymi, że Bridgit zabrała moją torbę i kurtkę do siebie, Carlos i Logan strasznie się o mnie martwią, Jade zgodziła się na nocowanie u Mendler, a Dustin... Dustin jest mocno wkurwiony. Sądząc po ilości nieodebranych połączeń, zaczynałam się obawiać, czy może jemu coś się nie stało… Głośno westchnęłam i ponownie wyłączyłam telefon, aby nikt nie mógł mi przeszkodzić w prowadzeniu zajęć.
Kilka minut później samochód Kendalla stanął na jednym z miejsc parkingowych. Wychodząc z pojazdu, niewiele brakowało, abym się nie wywróciła, co oczywiście nie mogło przejść uwadze chłopakowi, który próbował powstrzymać się od wybuchu śmiechu. Walnęłam go lekko w ramię, na znak żeby się uspokoił i wywróciła oczami.
Wchodząc do studia przywitałam się z Gwen, która zajmowała swoje standardowe miejsce za recepcją. Dała mi dwa klucze i od razu skierowałam się w stronę sali. Czując przenikliwe spojrzenie dziewczyny na naszej dwójce, fuknęłam jedynie pod nosem i zacisnęłam mocniej wargi.
- O jeju… - szepnął chłopak, kiedy weszliśmy w główny korytarz, gdzie kilka miesięcy temu został zmieniony wystrój.
- Robi wrażenie. - stwierdziłam i od razu schyliłam głowę w dół, widząc kilku rodziców, którzy zajmowali swe miejsca w poczekalni. Nie raz i nie dwa wyczuwałam na sobie wzrok innych, którzy patrzyli się najpierw na mnie, a potem na zdjęcia Katherine Covenant. Nie było to ani miłe, ani komfortowe. Chwyciłam Kendalla za rękę i pociągnęłam w kierunku dobrze znanego mi mniejszego korytarza, gdzie znajdowały się dwie sale treningowe i szatnie dla trenerów. Otworzyłam jedno studio i od razu zapaliłam światło, dzięki czemu zrobiło się o wiele jaśniej.
- Jest dopiero parę minut po drugiej. - zauważył chłopak. - Z tego co pamiętam mówiłaś, że zajęcia zaczynają się dopiero o piątej.
- Ale zapomniałeś jeszcze dodać, że miałam Ci coś jeszcze pokazać. - mrugnęłam do niego jednym okiem i chwyciłam drugi klucz. - Idę się przebrać, za kilka minut jestem z powrotem.
Nie czekając na jego komentarz opuściłam studio i zaraz byłam w szatni, gdzie zakładałam szary top i czarne krótkie legginsy. Nie mam pojęcia, czy dobrze robię, ale skoro Kendall należy do grupy osób, którym ufam, mogę mu chyba pokazać co już potrafię. Ponownie weszłam do sali, gdzie zauważyłam Schmdita, który ogląda płyty położone przy małej wieży stereo. Podeszłam do niego i wybrałam płytę, przy której zawsze się rozciągam. Zajmując miejsce na samym środku sali rozpoczęła moje tradycyjne ćwiczenia.
- Od kiedy ćwiczysz? - zapytał mnie chłopak. W odbiciu luster widziałam jak ściągał swoją kurtkę i położył ją na parapecie. Zrobił kilka kroków w moją stronę, uważnie mi się przyglądając.
- Tańczyłam już jako dziecko. - wzruszyła ramionami i zrobiłam pół szpagat, aby rozciągnąć nogi i plecy. - Moja mama tańczyła. Taniec był jej całym życiem, któremu poświęcała ogromną ilość czasu. Żeby być tam gdzie ona, musiałam też tańczyć.
- Czyli to tak jakby z przymusu?
- Na samym początku tak. Dopiero później znacznie to polubiłam i zdałam sobie prawdę, że też chcę tańczyć jak Katherine. - podniosłam się do pionu i zaczęłam rozciągać ręce. - Wszystko się zmieniło, kiedy zmarła… - dodałam szeptem. - Po jej śmierci przestałam tańczyć. Nie mogłam wykonać ani jednego ruchu, kiedy wiedziałam, że jej nie ma razem ze mną.
- A teraz? - podszedł jeszcze bliżej i stanął dokładnie za moimi plecami. Czułam jego oddech na mojej szyi i to jak jego klatka piersiowa podnosi się i opada. Kiedyś zapewne przeszkadzało by mi to, ale dzisiaj… Dzisiaj to jest już nowy rozdział…
- Tańczę dzięki Dustinowi. Przypomniał mi, jaka to zabawa i ile można wywołać dzięki temu szczęścia. - uśmiechnęłam się na samą myśl o czarnowłosym i poczucie winy ukuło moje serce. Nie zachowałam się do niego fair… On się o mnie martwi, a ja go po prostu olewam…
Widząc jak Schmidt wywrócił oczami parsknęłam śmiechem i odwróciłam się twarzą do niego. Zanim mogłam dojść do oczu, musiałam najpierw oczywiście zobaczyć promienny uśmiech. Jego wyższy wzrost nie co mi utrudnił, aby dopatrzeć zielone tęczówki, które w tym momencie emanowały szczęściem.
- I przy okazji przegrałam zakład. - dodałam ciszej. - Dustin zgłosił mnie na zawody w lutym i muszę się do nich przygotować.
- Brzmi ciekawie… - mruknął chłopak.
Odeszłam od niego i skierowałam się w stronę wieży stereo i wyjęłam płytę, zastanawiając się, co mogłabym na sam początek zatańczyć. Z tego co pamiętam najlepiej wychodził mi Jazz, ale boję się, że zbyt długa ilość czasu nie trenowania, może źle poskutkować na moje mięśnie. Trudno, w razie czego dostanę kolejny ochrzan od Dustina, a ich już mi się zbiera...
Dłużej nie czekając włożyłam odpowiednią płytę i włączyłam dobrze znany mi utwór. Stanęłam na środku sali i jak to miałam w zwyczaju, zamknęłam oczy nie chcąc widzieć swojego odbicia. Nie musiałam nic robić, jak tylko dać się poprowadzić mojemu ciału, które znało już na pamięć każdy ruch do tej melodii.
Co chwila wykonywałam obroty, różne figury, które nauczył mnie nie tylko Dustin, ale i sama pamiętałam. Często chłopak wspominał mi, że tańczę jak Katherine. Że mam te same ruchy i to samo ułożenie ciała. Na pytanie, skąd on niby może wiedzieć, jak ona tańczyła, jak zawsze odpowiadał mi tym nonszalanckim tonem, że oglądał wielokrotnie jej występy.
Słysząc ostatnie takty piosenki przeszłam już do ostatniej figury i poczekałam kilka sekund, aby unormować oddech, który stał się nieco płytki i szybki. Kiedy uczucie dezorientacji minęło, otworzyłam oczy i podniosłam się z podłogi. Dojrzawszy Kendalla, który stał z szeroko otwartymi oczami pod ścianą, lekko się uśmiechnęłam i wykonałam malutki ukłonik. Szybkim krokiem podeszłam do stereo i nacisnęłam pauzę, słysząc jak z głośników leciała już kolejna piosenka.
- To było… - zaczął niepewnie chłopak, a ja od razu odwróciłam się w jego stronę. Stał totalnie zaskoczony i zdezorientowany. - Niesamowite. - dokończył po chwili i zrobił kilka kroków do przodu. - Chyba będę musiał podziękować Dustinowi, za to, że wygrał z Tobą ten zakład. - dodał rozbawiony, a ja wywróciłam oczami. - Na prawdę! - zapewnił mnie szybko. - Możesz zatańczyć coś jeszcze?
- Po to tu przyjechaliśmy wcześniej. Chciałam Ci pokazać, co już umiem. - wyjaśniłam lekko speszona.
- A więc, na co czekasz?

*

Seryjny gwałciciel i handlarz narkotykami w więzieniu.

Czy w Los Angeles w końcu zapanuje spokój?

Zabójca kilkunastu dziewcząt za kratkami razem ze swoim wspólnikiem!

Mieszkańcy Los Angeles mogą już być spokojni.


To tylko niektóre artykuły, jakie można było dzisiaj przeczytać. Wspominając wczorajszą rozprawę sądową, kiedy to musiałam przyjść jako świadek, nie podziałało na mnie zbyt dobrze. Zatrzęsłam się z zimna i wyszłam z małego kiosku mając w torebce nowy numer poradnika kucharskiego dla Alice, która zapomniała ją sobie kupić.
Dokładnie pamiętam, kiedy sąd uznał Franka za winnego i razem z tamtym drugim będą siedzieć za kratkami przez co najmniej 25 lat. Dopiero kiedy obydwoje zostali wyprowadzeni z głównej sali odetchnęłam z ulgą. Mężczyzna, który zagrażał życiu mojej rodzinie, ale też i przyjaciołom w końcu był tam gdzie jego miejsce. Kolejny raz przeszedł mną dziwny dreszcz, kiedy przypominałam sobie dziwne spojrzenie w moją, jak i w Kendalla stronę, który od razu objął mnie ramieniem.
W ciągu kilku dni zmieniło się stanowczo za dużo. W piątek, kiedy prowadziłam zajęcia z dzieciakami, nie obyło się bez głupich żartów chłopaka, który jak to później powiedział jestem zbyt poważna jak dla tych dzieci. Wieczorem wpadła do mnie Bridgit, która przyniosła mi moją torbę i kurtkę, którą zostawiłam poprzedniego dnia w szkole. Oczywiście dostałam lekką rekompensatę nie tylko od niej, ale i od Jade, czy Daniela, którzy jedynie prosili, abym mówiła im wcześniej o swoich planach. Niczego nie podejrzewali, a ja byłam wdzięczna Bridgit, która zwaliła całą winę na siebie, mówiąc, że się zagadałyśmy i nie zwróciłyśmy uwagi na czas. Jak zwykle tamci uwierzyli i jeden problem miałam z głowy.
Gorzej już było kiedy zostałam sama z dziewczyną w moim pokoju, która za wszelką cenę próbowała powstrzymać się od głośnego krzyczenia, co nie było w jej przypadku takie łatwe. Bridgit się nie przejmowałam, ale kiedy powiedziała mi, że dzwoniła do Dustina, który swoją drogą jest mega na mnie wkurzony, lekko się przestraszyłam.
W sobotę zdziwiła mnie obecność Kendalla w moim domu i to tak wcześnie, bo już o godzinie jedenastej. Jego pomysł na spędzenie popołudnia totalnie zbił mnie z pionu i do tej pory nie mogę uwierzyć, że się na to zgodziłam. Za to Caroline była wręcz zachwycona i od razu pobiegła do siebie, żeby się przebrać w cieplejsze ubrania. Optymizm tego dziecka zaczyna mnie przerastać, ale i ja w końcu ruszyłam się, żeby założyć cieplejszy sweter. Chłopak zawiózł nas na obrzeża Los Angeles, gdzie podobno była największa góra śniegu, której nie można ominąć. Zabierając sanki i inne dziwne rzeczy do jeżdżenia po śniegu, weszliśmy na wcześniej wspomnianą górę i od razu zaczęliśmy zabawę. Jeżeli mam być szczera, to dawno się tak nie bawiłam i to w dodatku śniegu, którego nienawidzę. Pomysł z wypadem na sanki, był strzałem w dziesiątkę i za to muszę pogratulować Kendallowi mądrej główki. Po kilkugodzinnej jeździe, cali zmarznięci udaliśmy się do kawiarnii, gdzie zamówiliśmy sobie gorącą czekoladę.
Kiedy wróciliśmy do domu, w salonie stała ogromna choinka, którą trzeba było przystroić, za co od razu wzięła się Carla i Alice. Ja natomiast poszłam do swojego pokoju i w końcu postanowiłam zadzwonić do Dustina. Obawiałam się, że będzie na mnie zły i zacznie się na mnie wydzierać. On zaś udawał jakby niedostępnego i był bardzo przygaszony. Na moje pytania odpowiadał jednym zdaniem, a pełen entuzjazm, jak w nim nim za każdym razem, kiedy z nim rozmawiałam, zniknął i jakby słuch o nim zaginął. Naszą rozmowę zakończyłam słowami: “Zadzwoń do mnie, jak będziesz miał lepszy humor”. Czy powiedziałam mu o Kendallu? Oczywiście, że nie! Zabiłby mnie przez telefon, o ile jest to możliwe… On chyba powinien się cieszyć, że zaufałam kolejnej osobie, a nie robić od razu awantury! Fakt faktem jest, że kolejną osobę, którą zaprosiłam do mojego serca jest sam Pan Kendall Schmidt. Ale on też jest przecież człowiekiem! I tak samo jak każdy inny człowiek zasługuje na drugą szansę.
W niedzielę cały dzień spędziłam w kuchni, gdzie pomagałam Alice w przygotowaniach potraw na święta. To zaskakujące jak czas szybko mija i nim się obejrzę będzie zaraz koniec roku. Na razie jestem w drodze do domu, gdzie trwają wielkie przygotowania do kolacji Wigilijnej. Ciekawa jestem jak święta spędza Kendall? Co będzie robił, czy też tak samo jak moja rodzina siądzie do wielkiego stołu i będziemy rozmawiać na błahe tematy? Co będzie jadł i czy dostanie jakiś prezent?
Ugh... Za bardzo rozpędziłam się w myślach, przez co prawie przeszłabym mój dom. To nie moja wina, że w każdej możliwej sytuacji, mój mózg myśli tylko i wyłącznie o jednej osobie! Czyżbym już przywiązała się do tego chłopaka o zielonych tęczówkach i oryginalnym sposobie bycia? Mam tylko nadzieję, że nasz znajomość tak szybko się nie skończy.
Ufam mu. I cholernie się tego boję...








~~~~
Ed Sheeran- Firefly







____
Piosenka do której tańczyła Ania: Sarah Blasko - Illusory Light



Siemanko! Dzisiaj to tak na szybko bez zbędnego gadania:

1. Rozdział długi i nudny, ale na prawdę nie miałam pomysłu co mam pisać. Mam nadzieję, że mi wybaczycie...
2. Obiecałam sobie, że będę odpowiadać na Wasze komentarze. Myślę, że będzie miło i mi i Wam, także pod każdą Waszą opinią znajdziecie też coś ode mnie :)


Okej, to tak w skrócie, gdyż nie mam czasu na rozpisanie się, bo oglądam pomarańczowy dywan z KCA. Rany, jak Kendall bosko wygląda w tym roku na gali xD Trzymajcie się cieplutko i kocham Was bardzooo! :*