niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 24 "Ufam Ci. Nie spieprz tego."

I'm hiding from myself
I'm so scared to be on the edge
~~~~~~~~

Kiedy byłem dzieckiem mówiłem, że zostanę policjantem. Potem chciałem być lekarzem albo prawnikiem, a nie dawno mówiłem, że chcę zostać dobrym piłkarzem. Jeżeli miałbym dzisiaj powiedzieć, kim chcę być w przyszłości, odpowiedziałbym: szczęśliwym człowiekiem.
Ale jest to jedno z tych marzeń, które zostają schowane na samym końcu głowy, gdzie nikt nie ma prawa wejść. Jest to marzenie, które nie ma prawa się spełnić. Bo szczerze mówiąc, to nie chcę żeby się spełniło... Myśl, że chodź przez chwilę mógłbym się uśmiechać bez powodu, jest zbyt przerażająca, żeby mogła być prawdziwa.
Wychodząc ze szkoły, ogarnęło mnie dziwne uczucie. Jakby wewnętrzna pustka, w końcu dała o sobie znać, a samotność, która z każdym dniem napierała na siłę, wymierzyła mi mocny cios w lewy policzek. W sumie, należy mi się. Nie miałem jeszcze okazji spotkać takiego gnojka, jakim jestem ja.
Bez zbędnych wyjaśnień, opuściłem teren University of California, gdzie stali moi przyjaciele, nie rozumiejąc mojego zachowania. Szczerze mówiąc, to ja sam nie wiedziałem co robię... To dziwne, jak kilka za dużo wypowiedzianych słów, może doprowadzić do omdlenia, a nawet i strachu. W mojej głowie co chwila pojawiał się obraz drżącej dziewczyny i tych zielonych tęczówek, wypełnione dużą ilością słonej wody. To, co miało miejsce kilka godzin temu, było zagadką nie tylko dla mnie, ale też i dla reszty chłopaków. Carlos i Logan wydawali się być bardzo przejęci tą sprawą, a James chciał jak najmniej o tym myśleć. Też bym tak chciał...
Wyjeżdżając na ulice, zastanawiałem się przez chwilę, gdzie mam jechać. Dom? Nieee... Nie mam ochoty na kolejne rozmowy z mamą. Park? Odpada, zdecydowanie jest za zimno. Cmentarz? Byłem rano...
Przez chwilę, pomyślałem o odwiedzinach Ani. Ale tak szybko jak ten pomysł zawitał w mojej głowie, tak samo szybko wyrzuciłem go do kosza na śmieci z podpisem "ZAKAZANE". Z resztą, pewnie Dustin do niej pojedzie... Ugh, nienawidzę tak samo jego, jak ją. Obydwoje są siebie warci...
Mój samochód skręcił w jedną z tych mało widocznych uliczek w środku lasu, a ja zacząłem się zastanawiać, ile czasu minęło od kiedy tutaj byłem. Wszystko wydaje się być takie same. Gałęzie starych drzew delikatnie kołysały się pod wpływem jesiennego wiatru, a czerwone i żółte liście, które co chwila spadały na przednią szybę samochodu, tworzyły przede mną kolorowy dywan. Zatrzymałem samochód pod starą sosną, gdzie już dalej nie było drogi. Ślepa uliczka, ktoś mógłby powiedzieć, ale wcale tak nie jest jakby mu się wydawało.


Wyszedłem z samochodu z głośnym trzaskiem, zapiąłem pod szyją moją kurtkę i schowałem ręce do kieszeni. Spojrzałem jeszcze za siebie, aby upewnić się, czy aby na pewno jestem sam. Mógłbym sobie strzelić do głowy, zdając sobie sprawę, że nikt przy zdrowych zmysłach nie zapuszczałby się w takie okolice. A w szczególności teraz, kiedy jeszcze nie znaleziono tego seryjnego gwałciciela.
Od razu po plecach przeszły mi dreszcze i w końcu zapuściłem się w głąb ciemnego lasu. Pod nogami zawieruszył się mały kamyczek, który z każdym krokiem kopałem go na kilka metrów. Pociągnąłem nosem i spojrzałem przed siebie, gdzie już można było zobaczyć zarysy opuszczonych budynków. Po chwili znalazłem się na opustoszałym placu, z przypaloną trawą w niektórych miejscach.
To miejsce nadal jest takie, jakie je zapamiętałem. Duże, zżółknięte okna, w których można było zauważyć pęknięcia. Zardzewiałe blachy służyły jako spadzisty dach, a trzy wysokie kominy, unosiły się nadal nad całą okazałością budynku.
Jednym, mocnym pchnięciem otworzyłem drzwi, które odbiły się z hukiem od wewnętrznej ściany. Smród jaki doszedł do moich nozdrzy niczym się nie różnił od tego, sprzed 2 lat. Jestem tylko ciekaw, czy ktoś tu w ogóle zaglądał, po tym co się wydarzyło...
Dźwięk kopanego przeze mnie gruzu rozchodził się echem po całej ogromnej hali, gdzie zazwyczaj było tu około 10 osób. Dzisiaj to miejsce jest puste, jakby nie odwiedzane przez kilkanaście lat. Jednak na ziemi można było znaleźć puste strzykawki, opaski uciskowe, stare koce, jak i materace, puste pudełka morfiny i innych leków. I pomyśleć, że wśród tych wszystkich ćpunów, którzy przychodzili tu praktycznie codziennie, byłem też ja. Zagubiony nastolatek, który marudził, że czegoś mu brakuje. Prychnąłem pod nosem z niesmakiem. Z chęcią chciałbym być z powrotem tamtym nastolatkiem, któremu "czegoś brakuje".
Rozejrzałem się jeszcze po pomieszczeniu i zamknąłem moje oczy.


- Kasa Schmidt!


Jego głos, był na tyle wyraźny w mojej głowie, iż zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno jestem tutaj sam.


- Nie mam.
- Wiem, że kurwa nie masz!


Pierwszy strzał, a ja mocniej zacisnąłem oczy, przypominając sobie co będzie później.


- Przyniosę! Obiecuję!
- Mówisz mi to już od 2 miesięcy!


Kolejne strzały, a ja nie mogłem powstrzymać łez. Mimowolnie zakryłem uszy swoimi dłońmi, aby nie słyszeć następnych partii pocisków z pistoletu Franka. Robiłem dokładnie to samo, co wydarzyło się 2 lata temu...


- Wiesz jak łatwo mnie zdenerwować, a Ty jeszcze to perfidnie wykorzystujesz!


I następny huk.
Frank, błagam Cię.
Przestań strzelać!
To nie skończy się dobrze...


- Ufałem Ci Schmidt! Byłeś jedynym kumplem z pośród tych idiotów!


I znowu.
Frank, odłóż ten pistolet.
Proszę Cię!


- Daj mi jeszcze trochę czasu...
- Dałem Ci go zbyt wiele!


Tym razem strzały nie ustępowały, a ja przestraszony kucnąłem, aby przypadkiem nie dostać. Siebie uchroniłem. Ale skąd mogłem wiedzieć, że oprócz nas, ktoś jeszcze znajduje się w starym magazynie?


- Kendall...


Jego głos. Ten smutny i cichy głos.
Odwróciłem się za siebie i widząc dwie ściany pokryte czerwonymi plamami rozpłakałem się na dobre.


- Kevin!


Wszystko było we krwi.
Ściany, podłoga, jego ubrania.
I on sam...


- Kendall...


Kolejne jęknięcie z jego ust, wywołało nową dawkę łez. Opadłem na kolana i zacząłem szlochać, jak małe dziecko. Jak On, kiedy się bał. Jak mama, kiedy dowiedziała się prawdy. Jak ja, każdego dnia i każdej nocy.
To wszystko było zbyt tragiczne, żeby mogło być prawdziwe. To była jak scena z dobrego kryminału, którą przeżyłem na własnej skórze. A On... On w niej zginął. Jako bohater drugoplanowy, który pojawił się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiedniej porze.
- Kevin... - jęknąłem głośno i oparłem moje czoło o podłogę.
To dla mnie zbyt wiele... On odszedł. I nie wróci...


~*~


On wrócił. Znowu. Jest tu ze mną. Siedzi koło mnie! Ale ja go nie chcę... Proszę idź sobie. Nie chcę Cię tu! Dlaczego przyszedłeś? Było dobrze jak Ciebie nie było. Teraz znowu tu jesteś. Tak samo jak wcześniej. Ale ja nie chcę, żeby było tak samo jak wcześniej! Nie rozumiesz tego?! Odejdź ode mnie! Nienawidzę Cię! Błagam, zostaw mnie!
- Przepraszam kochanie... - Jej głos. To na pewno jest Jej głos.
Podniosłam szybko głowę i mrugnęłam kilka razy powiekami. Nie myliłam się. Ona tam stała i uśmiechała się, jak gdyby nigdy nic. Dlaczego się uśmiechasz? Dlaczego wtedy, kiedy ja cierpię?
- Zabierz Go ode mnie... - szepnęłam z rozpaczy.
Wszystko było wręcz identyczne jak rok temu. Ja byłam na skraju wyczerpania, a Ona cały czas się uśmiechała. I chociaż tak bardzo za Nią tęsknię, to jednak wolę jak Jej nie ma. Tak samo jak Jego. Bo kiedy Jej nie było, to i On dał mi spokój.
- Nie uciekniesz od Niego... - szepnęła kobieta.
- Dlaczego nie może mnie zostawić? - kolejne pytanie wypadło z moich ust, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się odpowiedzi. - Dlaczego Ty go ode mnie nie zabierzesz?
- Bo musisz sama się z Nim zmierzyć. Czas najwyższy w końcu Go pokonać, nie uważasz? - zapytała krzyżując ręce na piersiach. - Powiedz mi, ile lat z nim żyłaś?
To dosyć głupie pytanie. Powinna to przecież sama wiedzieć...
- 7 lat... - odpowiedziałam skruszona.
- To ponad połowa Twojego życia.
- Wiem...
Nie mogę przecież nic z tym zrobić. On sam przyszedł do mnie. Nawet nie zapukał, ani nic! Przyszedł do mnie i nie chce wyjść, nawet jeśli Go błagałam na kolanach.
- Powinnaś w końcu przestać o nim myśleć. Wrócić do dawnej siebie.
- Nie mam już dla kogo... - wzruszyłam ramionami, jakby to była rzecz oczywista
- Masz. - powiedziała stanowczo, a ja popatrzyłam na nią pytającym wzrokiem.
- Dla kogo?
- Ktoś idzie. - szepnęła i odwróciła się w stronę drzwi, a ja zrobiłam to samo.
Usłyszałam delikatne pukanie, a kiedy powiedziałam ciche "proszę" powłoka delikatnie się otworzyła, a w progu stanął Dustin.
- Hej. - przywitał się cicho i lekko się uśmiechnął. Zamknął za sobą drzwi i usiadł koło mnie na łóżku.
- Dla niego. - odezwała się znowu kobieta. Co takiego? O czym ona mówi?
- Jak się czujesz? - zapytał się cicho chłopak, a ja nadal patrzyłam przed siebie.
- Odezwij się do niego. - brunetka wywróciła oczami. - Martwi się o Ciebie.
- Głowa mnie boli... - przymrużyłam oczy i odwróciłam się w jego stronę.
- A serce? - zapytała się Katherine, a ja spiorunowałam ją wzrokiem. O ile można spiorunować wzrokiem kogoś, kto jest zwykłą zjawą, albo wytworem mojej wyobraźni.
- Martwiłem się o Ciebie... - znowu szepnął, a ja zacisnęłam usta. - Możesz mi powiedzieć, o czym wtedy śniłaś?
Co takiego? Pyta się o mój sen? Ale który?
- Powiedz mu. - znowu się odezwała i stanęła tyłem do mnie oglądając wstawione zdjęcia w ramki. - Jemu możesz zaufać. On nic Ci nie zrobi.
- Dlaczego nie pozwoliłaś, aby Kendall odszedł? - kolejne pytanie z jego ust, otrzeźwiło mój umysł i zrozumiałam o co mu chodzi.
- No mów! - krzyknęła kobieta. - Powiedz mu, jak mnie spotkałaś...
- Śniła mi się mama. - powiedziałam szeptem ze spuszczoną głową.
- Dalej! Chłopak się niecierpliwi! - jej noga tupała nieokreślony rytm, a wydęte usta znacznie odejmowało tej kobiecie lat.
- Rozmawiałam z nią. - dodałam. - A kiedy chciała odejść złapałam ją za rękę i prosiłam, aby nigdzie nie szła... - głośno westchnęłam i w końcu podniosłam wzrok na Dustina. - A kiedy się obudziłam, trzymałam rękę Kendalla. I nie wiem czemu, ale za każdym razem kiedy jego dotykałam, czułam się bezpieczniejsza. Bo czułam ją...
- To dlatego... - mruknął kręcąc głową. - A czy teraz, jesteś w stanie mnie dotknąć?
Jestem? Nie wiem...
- Jesteś. Ale za bardzo się boisz. Jak zwykle z resztą... - wtrąciła się kobieta, a ja pomału miałam jej serdecznie dosyć. - Aniu, on chce Ci pomóc. I mogę Cię zapewnić, że jest jedną z nielicznych osób, którą możesz teraz spokojnie objąć.
Co? Nie! Nie! Za wcześnie! Stanowczo za wcześnie!
- Jeżeli będzie tak cały czas mówić, to na pewno nigdy nie odważysz się zrobić kolejnego kroku... - mama wzruszyła ramionami i zaczęła nucić pod nosem jakąś melodię.
Spojrzałam na chłopaka, a potem na jego leżącą na materacu dłoń. Zagryzłam wargę i wolnymi ruchami przybliżałam swoją dłoń. W końcu nasze palce poczuły to znajome ciepło, a ja głośno wypuściłam powietrze.
Udało mi się! Na prawdę mi się udało!
- Okej? - zapytał cicho chłopak, a ja ochoczo pokiwałam głową.
- Połóż się obok mnie... - szepnęłam i zrobiłam miejsce na swoim łóżku.
Poczułam jak materac ugina się pod ciężarem chłopaka, a ja sama odwróciłam się na lewy bok, żebym mogła go lepiej widzieć. Delikatny uśmiech i błyszczące oczy. Cholernie znajomo błyszczące oczy...
- Brawo dla Ciebie! - usłyszałam jej głos i miałam ochotę wywrócić oczami. - A teraz kolejny krok do przodu.
Nie!
- Jeżeli jego o to poprosisz, On zniknie w połowie z Twojej głowy. - zachęcała mnie kobieta. Cóż ta propozycja jest bardzo kusząca.
- Obejmij mnie... - szepnęłam w jego stronę, na co Dustin szeroko otworzył oczy. - Proszę.. - dodałam ciszej.
Dustin lekko się spiął, ale po chwili wyciągnął swoje ramiona i delikatnie otulił je wokół mojego ciała, a ja głośno odetchnęłam. On mnie... On mnie przytulał. Na prawdę mnie przytulał!
- Widzisz? Mówiłam Ci. - jej cichy chichot rozszedł się po moich uszach, a ja uśmiechnęłam się lekko.
- Och Aniu... - szepnął chłopak i mocniej przyciągnął mnie do siebie.
Mam go objąć? Tak samo jak on mnie? A co jeśli On znowu przyjdzie?
Delikatnie wysunęłam swoje ręce i położyłam je na brzuchu chłopaka. Ten zaskoczony moim gestem patrzył się na mnie, lekko przestraszony.
- Co chcesz zrobić? - zapytał szeptem.
- To samo co Ty... - odparłam zmieszana. Chłopak niespodziewanie podniósł się do pozycji siedzącej, a ja zrobiłam to samo.
- Aniu... Na pewno? Nie jest za wcześnie? - zapytał upewniając się.
A skąd mam to wiedzieć?! Chcę tylko spróbować!
- Nie wiem... - wzruszyłam ramionami. - Ale mam dość tego dystansu pomiędzy nami.
Uśmiech chłopaka stał się jeszcze szerszy, a śmiech kobiety-zjawy rozchodził się po pokoju.
- Więc, chodź tu... - powiedział chłopak otwierając swoje ramiona.
Zagryzłam wargę i niepewnymi ruchami zaczęłam przybliżać się do chłopaka. Również wyciągnęłam swoje ręce do przodu i zacisnęłam je dopiero na plecach chłopaka, do którego mocno przywarłam. Poziom temperatury ciała znacznie się podniósł, a kiedy i ręce chłopaka znalazły się na mojej tylnej części ciała, obawiałam się, że termometr mógłby zaraz wybuchnąć.
To... Takie nowe... Takie miłe... I przyjemne...
Uśmiech sam wchodził mi na usta, kiedy Dustin jeszcze mocniej mnie do siebie przyciągał, a ja upajałam się jego zapachem. Swoją głowę schowałam w zagłębieniu jego szyi i położyłam na ramieniu. Zamknęłam oczy i głośno wciągnęłam powietrze.
- Wszystko dobrze? - zapytał się cicho chłopak.
- Nawet aż za bardzo...
- Myślałem, że w końcu się nie doczekam tej chwili...
Zachichotałam pod nosem i odsunęłam się od niego na kilka centymetrów. Położyłam dłonie na jego policzkach i bacznie przyjrzałam się jego twarzy, chcąc jak najwięcej odczytać. Kciukami rysowałam nieznane dla mnie wzory, ale Dustinowi chyba to się podobało. Położył swoje dłonie na moich i lekko je ścisnął.
- To nie możliwe... - szepnęłam cicho. - Jeszcze kilka godzin temu...
- Wiem. - przerwał mi. - Ja też w to nie mogę uwierzyć...
- Ufam Ci. Nie spieprz tego. - nakazałam mu, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy, które Dustin starł koniuszkami palców.
- Nie mam zamiaru. Od dzisiaj nie opuszczę Cię ani na krok...
Zagryzłam wargę i ponownie wtuliłam się w jego tors, chcąc jak najszybciej poczuć to niesamowite ciepło i bezpieczeństwo. Już nie czułam Jego obecności. Zniknął o wiele szybciej niż się spodziewałam. Co nawet idzie mi na rękę.
- Nazwijmy może rzeczy po imieniu. - odezwała się znowu kobieta, siedząca na krześle obok biurka, a ja wywróciłam oczami.
Nie wiem czy mogę... A jeżeli powiem to na głos, to czy On nie wróci do mnie z powrotem?
- Nie wróci. Już ja się o to zatroszczę. A raczej Dustin... - szepnęła Katherine, a ja wiem, że ma rację. Dustin nie dopuści Go do mnie. On mnie obroni. Nie pozwoli, abym była już sama.
- Powiedz to. - zarządzała kobieta, a ja mocniej wciągnęłam powietrze.
- Strach... - szepnęłam na tyle cicho, że chłopak tego nie usłyszał, ale na tyle głośno, żeby mama mogła się uśmiechnąć.
- Miło Was znowu widzieć razem. - ponownie jej głos rozchodził się po pokoju i był przeznaczony tylko i wyłącznie dla moich uszu. - I na żywo. A nie na ekranie...






~~~~
Danny - Emely



____


Hej kochani! ;* Jak się macie? Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku, a przynajmniej teraz po przeczytaniu tego rozdziału :)


Mamy długo oczekiwaną scenę z Austinem! Zaskoczeni takiego obrotu akcji? Myślę, że tak ;> Ale spokojnie, nie wszystko przecież musi być piękne i mieć szczęśliwe zakończenie ;p


DZIĘKUJĘ ZA PONAD 50000 WEJŚĆ! To dla mnie ogromny szok! Jesteście niesamowici i kocham Was najbardziej na świecie! :*


A więc z nowym rozdziałem widzimy się za tydzień!

Trzymajcie się ciepło ;*

9 komentarzy:

  1. Patrzę, że pojawił się rozdział i mówię do siebie "Niemożliwe żeby tak szybko!" Potem zerkam na zegarek. Nie zorientowałam się...zasiedziałam się na tym komputerze, ale tak mogłam sobie poczytać i chyba jestem pierwsza. Swietny rozdział. Czy Kendallowi zastrzelono brata? Mój Boże... Masakra. No i zaskoczenie Anią. W końcu mogła śmiało objąć Dustina. Przełamała się na dobre. Oby tak zostało, Czekam na kolejną niedzielę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Scena Austina okej, ale zdecydowanie wolę Andall ;D
    Ta kobieta w głowie Ani bardzo mnie zastanawia... Omg, ile emocji.
    A sceny z Kendallem, miazga *-*
    Rozdział bardzo mi się podobał, nie mogę się doczekać następnego.
    Pozdrawiam i dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Anię i Dustina...ale ona jest dla KENDALLA <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam postać Ani, jest taka inna. Różni się od innych, jest bardziej dorosła. Scena z Kendallem była Niesamowita! Wręcz świetna, strasznie mi się podobała. Ania jak dla mnie pasuję bardziej dla Kendalla, nie żebym coś miała do Dustina. Ale Kendall jest bardziej.. Hm? Nie wiem jak to określić, ale wolę jego ;). Rozdział świetny. Czekam niecierpliwie na następny ! :d.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja króciutko ;) Kendallowi zestrzelono brata? Boję się co się jeszcze dowiem... Austin <333 Przytulas? Super ^^ Wiadomo, że będzie Andall, ale wole Austina *-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział BOSKI. Mało co się nie popłakałam :) Jakie słodkie Austin^^ Ale i tak jestem za Ames :D Żarcik taki xd Niech żyje ANDALL!!!! ANDALL FOREVER!!! :D
    O matko, już się nie mogę doczekać rozdziału w następną niedzielę *.*

    OdpowiedzUsuń
  7. Awwww cudeńko :3
    Gdy czytałam ten moment jak tamten pieprzony Frank zastrzelił barta Kendallla, łzy cisnęły mi się do oczu ; ( Biedny Kevin ; (
    Dustin i Ania.... oni się przytulili. To było piękne....
    Kocham, po prostu kachaaam <3
    Nie mogę się doczekać następnego odcinka : )
    Kocham Cię,: )

    OdpowiedzUsuń
  8. Normalnie miazga! Te wspomnienia Kendalla.... Czyli to o to chodziło? Mam nadzieje, bo normalnie... Miazga,tak jak mówiłam. To jak Ania odważyła się przytulić Dusa... O matko bosko! Ciekawe :)
    Czekam ze zniecierpliwieniem na następny rozdział. Dajcie mi już nniedzielę!
    Kocham to opowiadanie 😘❤

    OdpowiedzUsuń
  9. O matko !!! Płakałam przy wspomnieniach Kendalla. Teraz już wiadomo do kogo chodzi na cmentarz. Ania się przełamała, ale miałam nadzieję, że zrobi to przy Kendallu, bo uważam, że oboje mogliby pomóc sobie nawzajem. Jednak i tak uwielbiam ten rozdział. /Gwiazda1900 z aska

    OdpowiedzUsuń