You’re not invisible to me. Oh, you know
You’re not gonna be invisible
~~~~~~~~
Kiedy się rano budzę, zawsze zadaję sobie pytanie "Co przyniesie mi dzień?", a potem "Co ja wczoraj takiego robiłam, że jestem potwornie zmęczona?". Ale kiedy moje spojrzenie natknęło się na szklane oczy, uśmiech od razu stał się szerszy, a stan zmęczenia poszedł w zapomnienie.
Przyciągnęłam do siebie maskotkę i mocno ją przytuliłam do swojej piersi. To takie nowe uczucie i do tego bardzo miłe. A jak jeszcze do mojej głowy zawitają wspomnienia z Playroom Under The Stars wiem już, że ten dzień musi być wspaniały.
Lecz myśl ta od razu wyleciała z mojej głowy, kiedy przekroczyłam próg drzwi wejściowych w szkole. Nie dość, że wszyscy byli pogrążeni w smutku, to jeszcze w ciszy, a mogłabym i nawet powiedzieć, że w stanie odrętwienia. To niewiarygodne jak jedno wydarzenie, może aż tyle zmienić...
- Słyszeliście, kto dzisiaj przyszedł do szkoły? - zapytała się nas Bridgit.
- Nie. - odpowiedzieliśmy razem z Dustinem.
- Chralotta. - szepnęła dziewczyna, a ja zmarszczyłam nos.
Chralotta, Chralotta... Kto to był?
- Montrese? - zapytał Dustin.
- Tak.
- Kto to? - zapytałam zdenerwowana, że tylko ja nie wiem o kogo chodzi.
- Pamiętasz, kiedy po raz pierwszy przyszłaś z Carlą na zajęcia? - odezwał się chłopak.
- No pamiętam... - mruknęłam pod nosem.
- A pamiętasz co następnego dnia pisało w gazecie?
Och już wiem! Chralotta! To ta od... Pierwszego gwałtu...
- Jest tutaj? - zapytałam szybko.
- Tak. Ale z nikim nie chce rozmawiać. - westchnęła blondynka.
Trudno żeby po takim czymś chciała z kimś rozmawiać! No i w ogóle, że chciała przyjść do szkoły. Musi mieć mocną psychikę, skoro nie bała się, że cała szkoła będzie o niej rozmawiać, a w szczególności teraz, kiedy kolejny napad miał skutek śmiertelny.
- Aniu, a Ty dokąd? - krzyknął Dustin, kiedy opuściłam ich towarzystwo.
Musiałam się z nią zobaczyć. I chociaż nie miałyśmy ze sobą dobrych relacji, to jednak musiałam się z nią zobaczyć. Chcę wiedzieć, w jakim ona jest stanie psychicznym. Nie może teraz zostawać sama. Może sobie przecież coś zrobić! Popełniła ogromny błąd przychodząc do University of California...
Kiedy wybiegłam ze schodów, poczułam jak w coś uderzam i nie było to miłe spotkanie. Złapałam się od razu za bolącą głową i zamknęłam mocniej oczy.
- Uważaj jak leziesz!
O nie. Jeszcze tego brakowało...
- Matka Cię nie nauczyła jak chodzić?! - donośny krzyk totalnie mnie ocucił, a kiedy otworzyłam oczy, spodziewałam się najgorszego. Jednak moje przypuszczenia okazały się być błędnymi. Zastanawiałam się przez chwilę, czy może nie uciec, póki Schmidt stoi do mnie tyłem i kiedy zamierzałam zrobić krok do tyłu, jego sylwetka zrobiła obrót o 180 stopni.
- Och... - wyrzucił z siebie, kiedy zauważył, kto taki upadł na jego plecy. - Nic Ci nie jest? - zapytał cicho, a ja szerzej otworzyłam oczy.
- Co Cię to obchodzi? - warknęłam w jego stronę i zrobiłam kilka kroków do tyłu.
Chłopak podrapał się po karku, a jego twarz ponownie się zmieniła i z miłego Kendalla przeszła na groźnego Schmidta.
- W sumie racja. Co mnie to obchodzi. - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Co mnie Ty obchodzisz...
- I vice versa proszę Pana.
Chłopak zaśmiał się pod nosem i zaczął kręcić głową. Rozejrzał się po korytarzu, a potem złapał mnie za ramię i pociągnął mnie w stronę jakiś drzwi.
- Puszczaj mnie. - syknęłam z bólu, kiedy jego uścisk był o wiele mocniejszy niż mi się mogło wydawać.
Ale tamten jakby mnie nie słyszał, otworzył białe drzwi i wepchnął mnie do środka, a sam zaraz wszedł. Zapalił światło, a ja masując swoje ramię rozejrzałam się po pomieszczeniu. Była to garderoba, z dużą ilością starych pokrowców i strojów powieszonych na dwóch ścianach. Były tu też znajome kartonowe pudełka, w których zapewne znajdowały się różne rekwizyty potrzebne do przedstawień.
- Mam już serdecznie dosyć Ciebie i tego niewyparzonego języka. - syknął Kendall i zrobił dwa kroki do przodu w moją stronę, a ja na drżących ze strachu nogach zrobiłam dwa do tyłu. - Jesteś jedynie problemem tej szkoły.
- Najpierw zacznij od siebie, a dopiero innym wytykaj błędy! - krzyknęłam, na co tamten jedynie szeroko się uśmiechnął i ponownie zmniejszył między nami odległość.
- Stanowcza i porywcza. - mruknął i zrobił kolejny krok do przodu, a ja do tyłu. - Matka Cię nie nauczyła, że masz nie zaczynać do lepszych?
- Nie jesteś w żadnym calu ode mnie lepszy. Jedynie lepszy od byciu gnojkiem i żałosnego dupka.
Jego uśmiech od razu zszedł z twarzy i zrobił szybkie trzy kroki do przodu, a ja zostałam przyciśnięta do ściany, nie mająca nawet ani jednego wyjścia. Powinnam najpierw pomyśleć zanim coś powiem...
- Skoro Ty powiedziałaś co nie co o mnie, to teraz powiem coś o Tobie! - krzyknął prosto w moją twarz, a ja zaczęłam się co raz bardziej go bać. - Jesteś okropną zdzirą, która myśli, że wszystko jej wolno! Wkurwiającą i frustrującą osoba, która chyba nie ma pojęcia do kogo się odzywa! Zdzira i suka w jednym!
Słowa Schmidta były jak czarodziejska różdżka, która potrafi przenieść kogoś w czasie. I w tym momencie udało jej się złapać mnie z pośród tysiąca innych osób, którzy chcą wrócić do tego co kiedyś było.
Ostatni raz takie wyzwiska słyszałam w domu. Kiedy niechcący rozlałam mleko. I wtedy przyszedł On...
Moim ciałem całkowicie zawładnął ten strach i ten ból. Nie mogłam już kontrolować od cieknącymi łzami, drżeniem każdej cząstki mnie, łącznie z dolną wargą. Kiedy spojrzałam do góry, nie widziałam twarzy Schmidta, ale czarny dym, który uderza mnie swoją złością i siłą. Czułam ból w brzuchu. Sercu. Nogach. Rękach. Wszędzie. Ten ból, od którego byłam uwolniona przez dwa miesiące. Teraz znowu powrócił.
- Nienawidzę Cię Ania!
Nie krzycz...
Proszę...
Ja to wytrę...
Tylko nie krzycz...
Boję się...
Tato nie krzycz...
- Ania do cholery, ocknij się!
Kendall? Co Ty tu robisz?
*
Słysząc śpiew słowika, który zaszczycił mnie swą obecnością na tej kolorowej polanie, jeszcze bardziej poprawił mój humor. Powietrze pachniało zniewalającą czystością, a promienie słońca, które pieściło moje policzki zachęcało mnie do szerszego uśmiechu.
Cisza i spokój. Opanowanie i bezpieczeństwo. To jest właśnie to miejsce, które kocham. To właśnie ono daje mi energii. I chociaż nie mam pojęcia, gdzie teraz jestem, to chcę tu zostać na zawsze.
- Znowu się boisz?
Odwróciłam się za siebie i przekręciłam głowę w prawą stronę.
- Ja już zawsze się będę bać... - powiedziałam szeptem.
- On tylko się zdenerwował... - odparła wywracając oczami. Hm, czyli to po niej mam ten nawyk... - Nie powinnaś uciekać.
- Ale ja chcę! - krzyknęłam oburzona i tupnęłam nogą. - Nie chcę tam być... - dodałam ciszej.
- Wiem. - odparła, jak gdyby nigdy nic.
- To dlaczego nic z tym nie zrobisz? - zapytałam oburzona. - Dlaczego mnie stamtąd nie zabierzesz?
- Bo nie chcę. - mrugnęła do mnie okiem i odeszła kilka kroków dalej.
- Nie odchodź! - krzyknęłam i zdążyłam złapać ją jeszcze za rękę.
- Nigdzie nie idę! - powiedziała z uśmiechem, ale jej twarz szybko się zamazała.
- Nie idź! - prosiłam łkając, ale kobieta jedynie się uśmiechała.
- Zostanę.
- Obiecaj, że nigdzie nie pójdziesz!
- Aniu, jestem tu...
To już nie był jej głos. To nie był głos Katherine!
- Aniu. Obudź się.
Uczucie bezpieczeństwa minęło tak szybko, jak się pojawiło, a świeży zapach powietrza zastąpiono czymś w rodzaju środków do dezynfekcji. Gdzie ja jestem?
- Uff, nareszcie... - usłyszałam od razu kiedy otworzyłam ciężkie powieki. Rażące światło otumaniło mnie jeszcze bardziej, a głosy dochodzące z pomieszczenia, w którym się znajduję docierały do mnie bardzo powoli.
Poczułam lekki uścisk w mojej lewej dłoń, którą podniosłam do góry. Palce były splecione z jeszcze jedną osobą, która siedziała koło mnie i bacznie mi się przyglądała.
- Co Ty tu robisz? - zapytałam zdając sobie sprawę kogo trzymam za rękę.
- Kazałaś mi nie odchodzić. Więc zostałem. - powiedział cicho i ponownie uścisnął moją dłoń. Wyrwałam ją z jego uścisku i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu.
- Gdzie jestem? - zapytałam podnosząc się na łokciach i przetarłam swoje czoło. Głowa puchnęła mi niemiłosiernie i miałam wrażenie, że mój brzuch wywrócił się do góry nogami.
- Aniu, połóż się. - usłyszałam Dustina, który próbował mnie z powrotem ułożyć na twardym materacu. - Jesteś u pielęgniarki. Wszystko będzie dobrze.
Co ja tutaj robię? Dlaczego koło mnie siedzi Kendall?! I czemu trzymał mnie za rękę?!
- Możesz już iść... - usłyszałam cichy głos Dustina.
- Mogę, ale nie chcę. - warknął Kendall. - To ja ją znalazłem.
- I między innymi przyczyniłeś się do tego, żeby zemdlała!
- Jasne, zwal teraz wszystko na mnie, a na pewno Ty wyjdziesz na świętego. - Schmidt prychnął pod nosem.
- Na pewno jestem lepszy od Ciebie.
- Przestańcie. - przerwałam tą jakże miłą dyskusję, na temat kto od kogo jest lepszy.
- Chcesz tabletki przeciw bólowe kochaniutka? - zapytała się mnie starsza kobieta dotykając moje czoło, a ja od razu się wzdrygnęłam i szeroko otworzyłam oczy.
- Aniu spokojnie. - odezwał się Dustin i złapał mnie za rękę, ale i jego dotyk przyprawił mnie dreszcze. - Ania? Wszystko w porządku? - zapytał chłopak widząc moją reakcję na jego dotyk.
- Puść mnie. - szepnęłam i zacisnęłam mocniej oczy i usta.
- Hej, to ja. Dustin. Nic Ci już nie grozi. - posłusznie odsunął swoją rękę. Moja głowa pulsowała i miałam wrażenie, że jest tykającą bombą, a z oczu poleciały mi słone łzy, których nie mogłam kontrolować.
- Chcę do domu. - chlipnęłam wycierając łzy rękawem bluzy.
- Zaraz zadzwonię do Twoich rodziców. - odezwała się ponownie starsza kobieta, a ja odwróciłam głowę w lewą stronę, gdzie nadal siedział Kendall. Jego twarz była lekko zakłopotana, ale w oczach widziałam strach. Te cholerne zielone tęczówki, które są zbyt piękne, aby mogły należeć do takiego sukinsyna. Do takiej osoby, która nie ma uczuć. Która nie wie, jak bardzo rani ludzi. I to bardzo rani...
~*~
- Aniu, nie bój się. Zaniosę Cię tylko do samochodu. Nic więcej. - mówił Dustin do brunetki, która nie wiem dlaczego cały czas trzęsła się ze strachu. A kiedy ktoś ją dotknął od razu jej oczy wypełniały się łzami, a na skórze pojawiała się gęsia skórka. Nie rozumiem tylko, dlaczego? Co jej jest?
- Może ja spróbuję? - zaproponowałem, kiedy Dustin po raz setny próbował namówić brunetkę, aby przestała mu się wyrywać z ramion, kiedy ten chciał ją zanieść do samochodu matki Ani, która załatwiała jakieś sprawy u dyrektora.
- Ty?! - prychnął pod nosem Dustin. - To przez Ciebie nie chce aby ktoś ją znowu dotknął.
Znowu? Jak to znowu? O co tu chodzi?
Zignorowałem uwagę Dustina i kucnąłem obok łóżka, gdzie leżała wystraszona dziewczyna. Miała mocno zaciśnięte oczy, z których co chwila wypływały małe kropelki wody. Miałem ochotę sam się popłakać, ale nie mogłem teraz pokazać swojej słabości. Musiałem być teraz silny.
- Aniu... - zacząłem cicho, a dziewczyna odwróciła głowę w przeciwną stronę. - Pozwól sobie pomóc.
Jej ciało zatrzęsło się, kiedy głośno chlipnęła, a ja zagryzłem wargę.
- Odejdź... - szepnęła pociągając nosem.
- Nie. Nie odejdę. - powiedziałem stanowczo i wziąłem ją za rękę. O dziwo nie wyrwała się, ani nie zadrżała. Spojrzała się na mnie pytającym spojrzeniem, a potem na nasze ręce. Delikatnie uścisnęła nasze dłonie, a ja odebrałem to jako pozwolenie, abym mógł ją wziąć na ręce.
- Nie wyrywaj mi się tylko... - szepnąłem do jej ucha i podniosłam ją. Mocno zacisnąłem dłonie na jej kolanach, oraz plecach, aby mieć pewność, że na pewno mi się nie wywinie.
Schowała swoją głowę w moją koszulkę i mocno zacisnęła pięści na materiale, który zaraz był mokry od wchłaniania jej łez. Rzuciłem jeszcze jedno spojrzenie Dustinowi, który zrobił groźną minę. Powodem chyba było to, że po raz pierwszy to ja mam ochotę pomóc Ani, a nie on. Ugh, jakże mi przykro z tego powodu, iż stracił miano wybawcy na białym koniu!
Otworzył mi drzwi, a ja wraz z brunetką na rękach wyszedłem na korytarz, gdzie właśnie trwała przerwa. Nie obyło się bez ciekawskich jak i pytających spojrzeń uczniów University of California i gdyby nie fakt, że na rękach noszę zapłakaną brunetkę, już dawno zostaliby skrytykowani przeze mnie.
Swoją drogą Ania była strasznie lekka. Na moje oko mogła ważyć co najmniej 40 kilogramów, co przy jej wzroście groziło anoreksją. Mam nadzieję, że to tylko i wyłącznie moje błędne myśli.
- Zaraz Cię puszczę. Jeszcze sekunda. - powiedziałem cicho patrząc na nowo spływające łzy.
Boże, błagam Cię! Niech ona przestanie płakać! Nie zniosę faktu, że to przeze mnie...
- Co jej się stało? - zapytała mnie kobieta otwierając drzwi wyjściowe. To musi być Jade Smith. Za długo przypatrywałem się wczorajszemu zdjęciu w gazecie, żeby teraz nie mógł rozpoznać matki Ani.
- Zemdlała. I nie chce, aby ktoś ją dotykał... - odpowiedziałem i szedłem za zdenerwowaną kobietą, która prowadziła mnie na parking.
- Boże, tylko nie to. Znowu będzie co raz gorzej... - powiedziała bardziej do siebie niż do mnie i otworzyła swoje czerwone audi.
Po raz kolejny usłyszałem to "znowu". Nie rozumiem tylko, co ono w tej sprawie oznacza? O co tu chodzi?
- Połóż ją tutaj. - wskazała na tylne kanapy samochodu, gdzie od razu ułożyłem zapłakaną dziewczynę. Niepewnie otworzyła powieki i spojrzała się na mnie zapłakanymi oczami, a ja myślałem, że w tym momencie właśnie ktoś do mnie strzelił. Widząc jak kolejne łzy spływają po różowym policzku miałem ochotę się rozpłakać. To zdecydowanie nie był zadowalający widok.
- Dziękuję... - szepnęła jeszcze w moją stronę i ponownie przymknęła powieki.
Uśmiechnąłem się lekko i zamknąłem drzwi od samochodu. Tłumy nastolatków stało w oknach i wyczekiwało dalszego rozwoju akcji, a ja chciałem jedynie im wszystkim przyłożyć za brak rozumu.
- Dziękuję Ci... - kobieta urwała i zmarszczyła nos.
- Kendall. Kendall Schmidt. - przestawiłem się i skinąłem formalnie głową.
- Dziękuję Ci Kendall. - obdarzyła mnie przyjaznym spojrzeniem. - I przepraszam za kłopot.
- To żaden kłopot. - szybko zaprotestowałem i rzuciłem okiem na szyby w samochodzie. - Co jej się stało? - zapytałem cicho, mając nadzieję, że chodź trochę wyciągnę informacji na temat brunetki.
- To nie jest łatwy temat Kendall... - głośno westchnęła i spojrzała na swój zegarek. - Przepraszam, muszę już jechać.
- Oczywiście. - odsunąłem się kilka kroków do tyłu, aby mogła swobodnie przejść do samochodu. - Niech Ania odpoczywa... - powiedziałem jeszcze cicho i spuściłem głowę w dół.
- Jeszcze raz dziękuję.
Usłyszałam zamykające się drzwi od samochodu i odpalanie silnika i zaraz po czerwonym audi nie było ani śladu. Przeczesałem swoje włosy i wróciłem w kierunku szkoły, gdzie przed wejściem stał Dustin oraz James, Logan i Carlos, a za nimi Bridgit.
- I co? Dumny jesteś z siebie? Że po raz kolejny postawiłeś na swoim i skrzywdziłeś niewinną osobę? - od razu rzucił się na mnie Dustin, a ja zacisnąłem zęby.
- Nie wiesz co się stało, więc nie osądzaj mnie niepotrzebnie. - syknąłem w jego stronę.
Zimny wiatr dopiero mnie uświadomił, że stoimy na terenie szkoły i byłem jedynie odziany w cienką szarą bluzę. Zatrzęsło mnie z zimna, ale nie zamierzałem opuścić pola bitwy.
- To się da łatwo przewidzieć... - syknął i zrobił jedne krok do przodu. - Powiedziała coś, co Tobie się nie spodobało, a Ty oczywiście nie mogłeś powstrzymać się od odgryzieniu jej, nieprawdaż?
Kurczę, dobry jest... Ale zapomniał jeszcze dodać, że kiedy wyzywałem ją od najgorszych, Ania była jakby w innym świecie i po chwili zemdlała.
- Dlaczego boi się czyjegoś dotyku? - zapytałem nie zwracając na poprzednią opinię Dustina.
- Co Cię to interesuje?! Zajmij się lepiej obrażaniem i upokarzaniem innych niż zastanawianiem się dlaczego z pozoru zwykła dziewczyna nie może znieść czyjegoś dotyku!
Powinien jeszcze dodać, że ta zwykła dziewczyna jest jedną z nielicznych, które umieją się postawić. Że jest odważna i szczera. Jedyna w swoim rodzaju...
- Zajmij się sobą i Twoim ego, a nie przejmujesz się kimś, kogo i tak nienawidzisz. - dodał jeszcze i wszedł do budynku szkoły, a zaraz za nim Bridgit.
Głośno westchnąłem i przeczesałem swoje włosy. Co się ze mną dzieje?
- Haptofobia. - powiedział Logan, a ja spojrzałem się na niego pytającym wzrokiem.
- Co takiego? - zapytałem unosząc brew.
- Strach przed czyimś dotykiem. - wyjaśnił. - To rodzaj fobii.
- Skąd o tym wiesz? - zapytał tym razem James.
- Moja ciocia to miała. - wzruszył ramionami. - Męczyła się nad tym przez kilkanaście lat. Okropna sprawa...
- Ale jest już wszystko dobrze? - zapytałem z nadzieją.
- Ona... Nie żyje... - powiedział cicho Logan i spuścił głowę w dół. - Nie wytrzymała psychicznie.
- Co takiego?! - zapytał przerażony Carlos.
- Popełniła samobójstwo... - wyjaśnił cicho, a ja z przerażenia otworzyłem szerzej oczy i spojrzałem w kierunku parkingu, gdzie jeszcze kilka minut temu stał samochód Pani Smith.
- Umm, da się to jakoś wyleczyć? - zapytałem niepewnie. Zdziwione spojrzenia moich przyjaciół od razu mnie ocuciły i zdałem sobie sprawę, że za bardzo się nią przejmuję. - Z resztą nie ważne...
Wyminąłem ich sylwetki i wróciłem się do szkoły, gdzie wszyscy przeszywali mnie spojrzeniem. W sumie to się nie dziwię. Nie na co dzień mają okazję zobaczyć Kendalla Schmidta noszący na rękach, jedną ze swych ofiar.
Problem polegał na tym, że ja nie mam pojęcia dlaczego pod wpływem Ani, staję się zupełnie inną osobą. Nie mam pojęcia co ona w sobie ma, ale co raz częściej zaczynało mnie to denerwować. W jej obecności jestem zmuszony do okazywania uczuć i emocji. Muszę wtedy pokazać, że mi zależy...
Ale ja nie chcę! Mam być twardy! Nie mogę się otumanić przez jakąś brunetkę, która denerwuje mnie za każdym razem, kiedy ją spotkam na swojej drodze!
- Chodź na chemię. - usłyszałem obok siebie głos Jamesa i poklepał mnie po ramieniu, dodając mi nie co otuchy.
Może i ta dziewczyna i mnie denerwuje, ale oprócz tego, ma w sobie pewien magnes, który przyciąga mnie do niej. I wtedy właśnie mam ochotę ją obronić przed wszystkim. Jest to jedno sekundowe uczucie, ale zostaje w mojej głowie przez dłuższy okres czasu.
Nie chcę tego czuć. Nie chcę czuć czegokolwiek!
- Kendall? Wszystko w porządku?
Ale widok jej zapłakanych i zielonych oczu, nie dał mi spokoju.
Ona cierpi. I to przeze mnie...
~~~~
Big Time Rush - Invisible
____
Wiem, wiem o tym doskonale, że rozdział jest o wiele krótszy od poprzednich... Ale w sumie pisałam go przez jeden dzień, z czego jestem dumna! xd
Mogę Wam powiedzieć, że od tego rozdziału wszytko potoczy się do przodu ;3 Zaczniemy się dowiadywać o przeszłości Kendalla jak i Ani ;)
Nareszcie! Nawet nie wiecie jak trudno mi było wszystko ukrywać, kiedy Wy zgadywaliście co będzie w kolejnych częściach xd
Kilka spraw dla sprostowania:
1. Wiem o tym doskonale, że obiecywałam dodawać rozdziały 2 razy w tygodniu, ale tak dla przypomnienia: ja jeszcze mam prywatne życie :) Tak jak wielu z Was mam szkołę, mam przyjaciół, rodzinę i na serio bardzo mało czasu. Staram się jak mogę, aby rozdziały były długie, pełne akcji i humoru i zawsze kiedy dodaję nowy post obawiam się, że któryś z tych czynników mogę nie spełnić. Także, proszę też o troszeczkę wyrozumiałości i jeżeli robię przerwy w pisaniu, to tym lepiej dla Was, bo mam wtedy czas na pisanie nowych rozdziałów do przodu ;)
2. Co raz częściej dostaję propozycje czytania nowych blogów. Rozumiem, że bardzo Wam zależy na nowych czytelnikach i tym podobne. Niestety często nie mam nawet czasu aby przeczytać nowe notki blogów, które obserwuję już od dłuższego czasu, a co dopiero żeby zacząć czytać nowe. Wiem, że mogę Was zawieść i nawet spodziewam się komentarzy typu: "Ja czytam twoje i komentuje, więc Ty też powinnaś przeczytać moje". Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo chciałabym przeczytać wszystkie Wasze blogi i komentować, ale... No właśnie zawsze musi być jakieś "ale"... Chciałabym Was za to bardzo przeprosić, ale dwoje się i troję, żeby pisać rozdziały, a jeżeli mam zacząć czytać nowe blogi, to wtedy zrywam nocki, co w moim przypadku nie jest dobrym rozwiązaniem...
Okej, raczej to wszystko.
nie tylko nie to
OdpowiedzUsuńi wszystko musi Dustin zaczynać od początku
mam tylko nadzieje że da rade :)
wowwwwwwwwwwww *.* , no fakt Dustin musi się teraz postarać... ale da radę =3
OdpowiedzUsuńpozdrawiam xx
Jezu... ten rozdział miał w sobie to coś. Z tych wszystkich ten najbardziej na mnie oddziaływał, choć nie wiem czemu akurat ten. Był niezwykły. Kendall, to uczucie to miłość. Uświadom to sobie. Ciekawe czy dowie się o przeszłości Ani. Może to zmieni jego zdanie na temat niej. Super rozdział.
OdpowiedzUsuńCo do tego co napisałaś to faktycznie. Nie będę udawać, że nie chcę żebyś czytała mojego bloga, bo oczywiście o tym marzę. Jednak rozumiem cię. Mnie też czasem brak czasu i jestem do tyłu z innymi blogami. Nawet jeśliby ci się mój nie spodobał to ja nie mam zamiaru się fochać, bo bd czytać tego bloga tak czy siak. Jest po prostu genialny i tyle. A talent rzadko spotykany ;)
Jeju, jak dobrze, że Ania zgodziła się żeby Kendall jej pomógł :) Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. To opowiadanie jest najlepsze na świecie<3 A no i Andall forever<3
OdpowiedzUsuńJa jestem za Austin,ale wiadomo, że będzie Andall xD On musiał wszystko popsuć? Ania prawie dawała się przytulić, a teraz nie można jej dotknąć. Schmidt weź się zajmij sobą, bo wszystko psujesz! Super rozdział ;)
OdpowiedzUsuńTo był chyba najbardziej zaskakujący rozdział jak dla mnie.
OdpowiedzUsuńZdziwiło mnie, że Kendall tak bardzo zaangażował się w pomoc Ani i chciał się dowiedzieć co jej się stało. Spodziewałam się raczej, że ucieknie i się nie przyzna albo ewentualnie powie Dustinowi, że ona tam jest. Do tego Ania nie wyrzuciła Kendalla, tylko pozwoliła mu zostać.
Nie dała się dotknąć Dustinowi, ale Kendallowi już tak? Myślę, że Dustin jest zazdrosny. Bo naprawdę uważam, że on coś do niej czuje. Jakoś tak mi się wydaje, że Schmidt będzie próbował się z nią skontaktować, a może nawet do niej przyjedzie? Zainteresowała mnie w twojej notce informacja o przeszłości Ani o Kendizzle , która ma się pojawić. Czy to źle, że bardziej ciekawi mnie ta druga :-P?
To mój ulubiony rozdział jaki napisałaś. Kendall próbuje być twardym i nieczułym, ale przy Ani nie potrafi. Prze niej nie daje sobie z tym rady. Liczę bardzo na Andall :-)/Gwiazda1900 z aska
OdpowiedzUsuńOch, już nie mogę się doczekać niedzieli
OdpowiedzUsuńO MATKO KENDALL KOCHAM CIĘ. powoli twoja skorupa pęka. Mam nadzieje ,że jeszcze nas zaskoczysz ( w sensie Kendall :P) Genialny rozdział, jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego talentu, Twój blog jest wspaniały i zagościł w moim sercu, byle tak dalej <3
OdpowiedzUsuńMega rozdział, strasznie mi się podobał. Dla mnie był dlugi, może dlatego że czytam go na telefonie :). Ostatnia myśl Kendalla.. Ach. Cudowna. On odealnie pasuje do Ani, pod każdym względem. Podziwiam to jak ich opisujesz. Cudo! ;* . czekam na następny <3.
OdpowiedzUsuńO Rany!
OdpowiedzUsuńDustin jest bardzo wkurzony na Kendalla, gdyż to w sumie przez niego Ania znów nie daje się dotknąć.: (
Ale wszystko się jakoś ułoży. Ja to wiem : )
Ja chcę już niedzielę! <3
Aj chce już niedziele *,* ! <3
OdpowiedzUsuńA jakby Kendall się zakochał w Ani i tak samo Dustin ??
Wtedy byłaby super akcja. Walczyli by o nią i wgl. ;D
No i znowu ...wszystkie starania Dustina poszły na marne.A czyja to wina?
OdpowiedzUsuńTak , tak...oczywiście że Schmidta!
Mam co do niego mieszane uczucia...jednocześnie go nie lubię (za jego lekceważące i niekiedy prostackie zachowanie)ale jednocześnie go uwielbiam bo to właśnie dzięki jemu oraz dzięki temu że właśnie się tak zachowuje , to opowiadanie coraz bardziej trzyma w napięciu !!
Super rozdział, jak zwykle :) Cieszę się, że akcja idzie do przodu.
OdpowiedzUsuńDziwna sprawa z tym dotykiem Kendalla, że się nie bała. I w ogóle podoba mi się, że on troszczy się o Anię.
I przykro trochę, że odrzuciła Dustina :(
Jestem straaszznie ciekawa tej tajemnicy , która skrywa Kendall
OdpowiedzUsuńCoś mi sie wydaje ,że przez narkotyki czy inne używki , stracił bardzo bliską osobę i wszyscy go o to obwiniają:(