niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 25 "To wszystko się zmieniło..."

Do you know where the end is
Do you think you can see it?
Well, until you get there
Go on, go ahead and scream it
~~~~~~~~

Mijały dni. Za nimi tygodnie, a nim się odwróciłam był ostatni dzień listopada. Te niecałe 2 miesiące minęło mi przez palce, niczym powietrze, którego nie można zobaczyć. To niewiarygodne, jak każdy miniony dzień przychodził mi z taką łatwością i co raz szerszym uśmiechem na twarzy. Chodź nie zawsze można było wszystko przywitać z podniesionymi kącikami ust do góry. Na przykład pogrzeb Jen, na który przyszła prawie cała szkoła. Albo kolejne gwałty, które nie obyły się bez mojej uwagi. W ciągu października, zliczono 13 ofiar, a w listopadzie 9... Nie mam pojęcia, jak to się dzieje, że policja do tej pory nie złapała tego, kto krzywdzi te biedne dziewczyny.
Za każdym razem, kiedy pojawiała się informacja o kolejnej ofierze, Jade i Daniel byli co raz bardziej zdenerwowani. Bali się nie tylko o mnie, ale i o Caroline, czy Alice, której nie pozwolili nawet wychodzić z Roky'm na spacery.
Jednak o wszystkim próbuję zapomnieć, kiedy jestem w towarzystwie Carlosa, Logana, Bridgit no i oczywiście Dustina. Co do pierwszej dwójki, całkowicie zaaklimatyzowali się w naszym towarzystwie. Oczywiście w szkole udajemy, że wręcz siebie nienawidzimy, ale nikt tak na prawdę nie wie, co takiego robimy po lekcjach. Dziwne, że jeszcze sam Schmidt nie spostrzegł, że dwójka jego przyjaciół, są również moimi przyjaciółmi.
Niestety nie ominę tematu Kendalla, który od ostatniego wydarzenia, totalnie zmienił do mnie stosunek. Mogłabym szczerze powiedzieć, że jest o wiele gorszy niż na początku roku szkolnego. Oczywiście, że stara się jak może żeby mnie upokorzyć, albo po prostu zrobić ze mnie wielkie pośmiewisko. Przykładem może być lekcja chemii, na której robiliśmy kolejne doświadczenia. I wszystko poszłoby gładko, gdyby nie pozamieniane przez chłopaka probówki, które przestawił mi w trakcie przerwy. Skończyło się na małym wybuchu i odurzającym smrodzie w klasie, przez co musieliśmy szybko opuścić pracownię. Nauczycielka zawiodła się na mnie i mojej wiedzy, ale szybko wybaczyła mi ten błąd. A widząc jak Kendall razem z Jamesem chichrali się po kątach, postanowiłam odpuścić sobie zwalania na nich całą winą i dać im chwilę rozrywki.
I wszystko byłoby piękne, gdyby nie fakt, że na mojej drodze ponownie stanęła Panna Tarver. Nie robiłabym z tego żadnego problemu, gdyby nie fakt, że Kendall i Katelyn są... Razem? Chyba tak można nazwać ich relacje między sobą. Nie raz i nie dwa widziałam, jak Katelyn próbuje zrobić wszystko, aby wzbudzić sensacje wokół niej. A co pomoże jej w zdobyciu reputacji w szkole, jak nie związek z agresywnym i nieobliczalnym, kapitanem szkolnej drużyny football'u Kendallem Schmidtem? Żałosne...
Jeszcze jedno co mnie bardzo dziwi, jest przeszywający mnie wzrok chłopaka. Przy każdej możliwej okazji, niezależnie od tego, czy to będzie w szkole, w klasie na lekcji, albo na ulicy. Zrobiłam mu coś, czy co? A może nadepnęłam mu na odcisk?
Kolejny problem, który z każdym dniem robi się poważniejszy, jest Bridgit... Ona... Ona nie jest sobą. To nie jest ta szalona blondynka, którą spotkałam na korytarzu pierwszego dnia szkoły. To nie jest już pełna optymizmu dziewczyna, uśmiechająca się i robiąca sobie żarty z każdej sytuacji. Jej wygląd, stan fizyczny i chyba psychiczny, zmieniał się stanowczo za szybko. Już nie miała tych lekko zaokrąglonych bioder, a wręcz wystawały jej kości miednicy. Oddychała co raz ciężej, a nieustające napady kaszlu kończyły się skrzepami krwi. Wielokrotnie namawialiśmy ją, aby poszła do lekarza, ale ona uparcie odmawiała. Boję się o nią. I to bardzo... Boję się, że to będzie kolejna osoba, którą mogę stracić, przedtem pokochać ją całym sercem.
A na sam koniec zostawiłam sobie mojego Anioła Stróża z czarnymi skrzydłami. Mój stosunek... Albo raczej NASZ stosunek do siebie zmieniał się z godziny na godzinę. Ufałam mu bezgranicznie i wiedziałam, że mnie nie zostawi, a co najgorsze, skrzywdzi... Zadziwiający był fakt, że tylko jego mogłam przytulić. Tylko do niego mogłam się na tyle zbliżyć, że towarzyszący mi strach, który może i się zmniejszał z każdym dniem, znikał. I nie wracał dopóki Dustin ode mnie nie odejdzie.
Najgorsze było to, że nie mogłam obdarzyć takim samym uczuciem Jade, czy Daniela co Dustina. Jest to dla mnie dosyć uciążliwe, gdyż próby jakie podejmuję, aby chodź przez chwilę zatopić się w ramionach kobiety, okazują się nieudane. To samo dzieje się przy Caroline, czy Alice. To jak wewnętrzny mur, który nie przepuści przez siebie nikogo. Oprócz Dustina oczywiście...
Prawdopodobieństwo, co do mojego zachowania może być takie, iż przy styczności z ciałem Dustina, czuję Ją. I to od ostatniego spotkania w moim pokoju, kiedy po raz pierwszy odważyłam się podjeść do chłopaka na tyle blisko. Od tamtej pory mama, nie pojawia się ani jako zjawa, czy jako główna bohaterka w moich snach. Czuję ją poprzez uśmiechniętego i utalentowanego chłopaka, któremu chyba bardzo się podoba, kiedy sama do niego podchodzę i obejmuję w pasie.
Wielokrotnie byliśmy spiorunowani wzrokiem, kiedy pokazywaliśmy naszą silną więź na środku korytarza w szkole. A w szczególności przez samego Pana Schmidta, o którym postanowiłam sobie, że nie będę myśleć. I jak na razie jest to pierwsze moje postanowienie, które nie ignoruję!
Ciekawa jestem, czy ktoś jeszcze pamięta mojego stanowczego NIE, kiedy Dustin proponował mi powrót do tańca. Cóż... Moja stanowczość jednak poszła sobie do lasu, a ja właśnie stoję w sklepie z odzieżą dla tancerzy i wybieram z Dustinem wygodne buty. W końcu przegrałam zakład i stety, czy niestety nowy sezon serialu "Powrót dawnej Ani" rozpoczyna się treningami przygotowującymi do zimowych zawodów tanecznych.
- Te są fajne! - krzyknęłam widząc fioletowe buty firmy Reebok.
- No mogą być... - odparł chłopak drapiąc się po włosach. - Ale ja bym się upierał przy tamtych czarnych.
- Nie będę mieć takich samych jak Ty. - oburzyłam się i wzięłam odpowiednie pudełko z moim rozmiarem i od razu założyłam but na lewą nogę. - I jak?
- Czarne lepsze.
- Biorę te. - powiedziałam stanowczo krzyżując ręce na piersiach.
- Ale czarne będą Ci do wszystkiego pasować! - krzyknął niezadowolony, a ja wywróciłam oczami.
- Ale ja wolę fioletowe! - również krzyknęłam i zmarszczyłam brwi.
- To może takie? - zapytała się ekspedientka wyciągając w moją stronę kolejne pudełko z butami Nike Vandal typu low
- Też mogą być. - odezwał się chłopak zabierając pudełko. - Przymierz je. - zarządził stanowczo a ja po raz kolejny wywróciłam oczami.
- Następnym razem na zakupy idę z Shanną. - mruknęłam pod nosem, a Dustin głośno westchnął.
- Tylko, że moja siostra wie tyle o butach do tańczenia, ile Ty o gotowaniu churro. - powiedział oburzony.
- Co to jest churro? - zapytałam zbita z tropu.
- No widzisz! - zaśmiał się pod nosem. - To taki tłusty wypiek hiszpański w formie długiego prętu. Kiedyś pokarzę Ci, jak się to robi.
A co obuwie ma wspólnego z kuchnią hiszpańską? Idealne połączenie Dustin, to muszę Ci przyznać...
- No też w sumie mogą być... - przyznałam oglądając swoje stopy. - I są fioletowe...
- I czarne... - wtrącił się z uśmiechem.
- Oraz zielone. - dodała jeszcze młoda dziewczyna w żółtej koszulce z logiem sklepu DanceShop.
- Bierzmy te. - powiedział w jej stronę Dustin, a ja wywróciłam oczami. - Dobra, spodnie i buty mamy. Została nam jeszcze góra.
- Czyli? - zapytałam marszcząc brwi.
- Topy, bluzy, t-shirty. - wymieniał na palcach, a mi zaczynało robić się niedobrze od tego wszystkiego. Zdecydowanie wolę chodzić po zwykłych sklepach odzieżowych niż robić zakupy tylko o jednej tematyce.
Podałam pudełko ekspedientce, która zaniosła je do kasy i ponownie pojawiła się przy naszym boku. Od samego początku, odkąd weszliśmy do tego sklepu ta rudowłosa dziewczyna pomaga nam w robieniu moich zakupów.
- Może na początek topy. - zaproponowała dziewczyna i podeszliśmy do wieszaków. - Te są bardzo popularne wśród tancerzy. Wyprodukowane są ze 100% bawełny i są bardzo trwałe.
- Aniu powinnaś je przymierzyć. - powiedział stanowczo Dustin, a ja prychnęłam pod nosem
- Wolę zostać przy luźnych bluzkach... - odparłam siadając na białej kanapie.
- Do nich zaraz przejdziemy, ale najpierw to. - znowu jego stanowczy głos. Szczerze mówiąc, Dustin zaczyna mi działać na nerwy. - Podnieś ten swój tyłek i zaprowadź go do przymierzalni. Nie mam zamiaru spędzić tutaj całego dnia.
- Już i tak zbyt długo tu siedzimy... - mruknęłam pod nosem, no ca tamten wzruszył ramionami.
- Gdybyś chodź trochę ze mną współpracowała, wszystko byłoby o wiele szybsze i prostsze. - mrugnął do mnie okiem, a ja głośno westchnęłam.
- Jaki rozmiar? - zapytała się dziewczyna stojąc nadal przy wieszaku.
- Wydaje mi się, że M będzie najlepszy. - znowu się wtrącił chłopak.
Ciekawa jestem, czy będziemy kupować jeszcze bieliznę dla tancerzy, a jeśli tak, to czy Dustin również będzie się wtrącał co do mojego rozmiaru, który powinien być dla mnie odpowiedni.
Wzięłam do ręki podany przez dziewczynę top i udałam się do przymierzalni. Przez chwilę stałam przed lustrem i przyglądałam się swojemu odbiciu. Czym sobie zasłużyłam na tak nienaganną sylwetkę? Na takie idealne podobieństwo do Katherine Cross? I... Na te zielone identyczne oczy po Nim...
Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy po prostu nie wyjść z przymierzalni nawet nie ubierając tego zbyt krótkiego topu i powiedzieć, że niekomfortowo się w nim czuję. Nie mam ochoty na siebie patrzeć, z odkrytym praktycznie brzuchem, a co najgorsze odkrytymi ramionami. Zagryzłam wargę i głośno wypuściłam powietrze nosem.
W końcu zdobyłam się na odwagę i ściągnęłam moją bluzę oraz koszulkę. Zostając w samym biustonoszu ponownie przypatrywałam się swojej sylwetce. Na mój dosyć ciemny brzuch i jasne plamki wokół pępka i bioder. Na słabo widoczne białe kreski na wysokości wątroby. Odwracam się tyłem do lustra i spoglądam na moje plecy, które również są pokryte białymi kreskami. I ta nienawidzona przeze mnie blizna w kształcie rogala na lewej łopatce. Zamykam oczy z bólu, kiedy przypominam sobie, dlaczego wręcz śnieżnobiały ślad znajduje się na plecach.
- Aniu? Wszystko w porządku? - słyszę zdenerwowany głos Dustina po drugiej stronie drzwi, a ja nieruchomieję ze strachu. - Mam wejść?
- Nie, nie! - krzyczę szybko. - Wszystko jest dobrze!
On nie może mnie zobaczyć! Nie w takim stanie!
- Na pewno? - ponownie pyta, a ja zaciskam oczy i wargę.
- Tak. - odpowiadam po chwili.
Nikt nie może mnie zobaczyć... Nie może zobaczyć moich blizn... Nikt...
Głośno wciągam powietrze i zakładam na siebie szary top i szybko obejrzałam się w lustrze. Idealnie dopasował się do mojego ciała i był bardzo wygodny. Znowu muszę przyznać Dustinowi rację co do ubioru.
- I jak? - zapytał się chłopak, kiedy wyszłam z przymierzalni.
- Bardzo fajny. I wygodny. - powiedziałam kiwając głową. - Wezmę może od razu kilka w różnych kolorach.
- Fioletowy? - zapytał unosząc brew, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
- Tak. I czarny specjalnie dla Ciebie. - powiedziałam i oddałam szary top ekspedientce.
- To jaki jeszcze kolor? - zapytała dziewczyna.
- Szary, fioletowy, czarny i może niebieski. - wymienił Dustin, a ja usiadłam na kanapie.
Kolejne rzeczy znalazły się przy kasie, my znowu zaczęliśmy przechadzkę po sklepie, a ja w między czasie do przymierzalni. Mogę stanowczo przyznać, że jeszcze nigdy nie kupiłam tyle ciuchów na raz ile dzisiaj. W moich reklamówkach znalazły się buty, 3 pary spodni dresowych, w których zakochałam się od razu kiedy je przymierzyłam, 2 pary legginsów długich jak i krótkich, 4 topy, 5 luźnych bluzek, 2 bluzy oraz duża torba treningowa i szare getry. No i w końcu dorobiłam się własnej czapki, z której Dustin akurat nie jest najbardziej zadowolony. Cóż, tak samo ja nie jestem zadowolona z tych wszystkich ciuchów, które znalazły się już w moim posiadaniu.
Jestem ciekawa co na to Jade i Daniel, kiedy dowiedzą się ile pieniędzy z mojego konta poszło na ubrania, w których będę ćwiczyć...
- Kawa? - zapytał się chłopak obejmując moje ramię, kiedy wychodziliśmy ze sklepu.
- I ciasto. - dodałam głośno wzdychając na co chłopak cicho zachichotał.
Wolnym krokiem dałam się prowadzić Dustinowi, który jako jedyny z naszego towarzystwa znał na pamięć galerię handlową Ace Gallery.
Świąteczne prezenty, czerwone Mikołaje i śmieszne reniferki ozdabiały praktycznie każde wejście do sklepu, przypominając o zbliżających się świętach Bożego Narodzenia. Jestem tylko ciekawa jak w tym roku spędzimy święta...
- Dwie kawy z mlekiem i cukrem poprosimy. - powiedział od razu Dustin, kiedy usiedliśmy do stoliczka i podszedł do nas młody mężczyzna w kawiarni LA Cafe.
- Coś do tego? - zapytał zapisując na karteczce nasze zamówienie.


- Choco-Cheesecake. - powiedzieliśmy razem, na co kelner spojrzał się na nas z nie małym zdziwieniem, a ja nie mogłam powstrzymać cichego chichotu.
- Już podaję… - mruknął pod nosem, a kiedy odszedł kilka metrów od nas, od razu wybuchliśmy głośnym śmiechem, przez co zwróciliśmy na siebie uwagę innych klientów.
- Przestań się już śmiać… - szepnął chłopak, co tylko pobudziło mnie do dalszego rechotania. - Zadowolona z dzisiejszych zakupów? - zapytał po chwili, a ja od razu się uspokoiłam.
- Tak, a w szczególności z tych wszystkich rzeczy które kazałeś mi kupić...
- Czyli ze wszystkiego? - zapytał unosząc brew, a ja pokręciłam głową.
- Czapka jest moja. - powiedziałam stanowczo i oparłam się o kanapę, a Dustin zrobił to samo.
- Która w ogóle nie jest Ci potrzebna… - odparł z przekąsem i objął mnie ramieniem.
- Ty też masz czapkę!
- Skończmy tą dyskusję. Nie mam ochoty kłócić się na temat nakrycia głowy… - głośno westchnął i przyciągnął mnie do siebie. Mocniej zacisnął rękę na moim ramieniu, na co się delikatnie uśmiechnęłam.
- Z czego się tak cieszysz? - zapytał zdziwiony.
- Tak po prostu… - szepnęłam wzruszając ramionami.
Do naszego stoliczka przyszedł kelner z dwoma filiżankami kawy i talerzykami z upragnionym ciastem. Upiłam łyk gorącej cieczy i wzięłam się za delektowanie przysmaku, który wyglądał aż za bardzo apetycznie.
- Nie wiedziałem, że jesteś zwolenniczką tego typu deserów. - odezwał się chłopak, kiedy pierwsza połowa ciasta zniknęła z mojego talerzyka.
- Dużo jeszcze o mnie nie wiesz. - odgryzłam się pokazując mu język, na co on parsknął śmiechem.
- Nie byłbym tego taki pewien… - szepnął i również zabrał się za swoje ciasto.
- Mama kiedyś je piekła… - powiedziałam po kilku minutach ciszy. - Zanim zachorowała. Od jej śmierci ani razu nie jadłam dobrego sernika.
- Uważam to za wyzwanie. - powiedział z uśmiechem, a ja wywróciłam oczami.
Niebywałe... Kiedyś trudno mi było nawet myśleć, że Katherine nie żyje, a teraz? Spokojnie mówię o jej śmierci, jakby nigdy nic się nie stało! Zadziwiam samą siebie...
Albo po prostu to Dustin tak na mnie wpływa, że wszystko witam już z szerokim uśmiechem i nie martwię się na zapas jak wcześniej. Jego optymistyczna, jak i realistyczna osobowość rozsiewa swoje poglądy na wszystkie strony i nie da się tego przeoczyć.
Przypomniałam sobie, jak zdenerwowałam się na chłopaka kiedy przegrałam z nim zakład w Playroom Under The Stars. Byłam nie tylko zła, ale i zdesperowana. Nie chciałam wtedy w ogóle myśleć o tym, że będę musiała znowu stanąć na sali treningowej. A dzisiaj? To wszystko się zmieniło... Nie mogę wręcz się doczekać, kiedy wejdę i znowu będę mogła zatańczyć coś, co zaśmieca mi głowę od kilku godzin.
- Niedługo będzie Bal Zimowy w szkole. - znowu się odezwał, a jego ton był na tyle poważny, że zaczęłam się zastanawiać, czy to nie jest przypadkiem groźba, albo coś w tym stylu.
- I co w związku z tym? - zapytałam upijając kolejny łyk kawy.
- Wybierasz się na niego? - zapytał cicho nadal nie patrząc się na mnie.
- Nie zamierzałam… - mruknęłam pod nosem.
- Czemu? - zapytał zdziwiony i w końcu się odwrócił w moją stronę. Czyżby moja odpowiedź nie co go zdziwiła?
- Nie chcę i już.
Nie powiem mu przecież, że moje ciało jest pokryte licznymi bliznami, które nie da się w ogóle zamaskować, a co najgorsze... Zapomnieć.
- Szkoda... Miałem nadzieję, że... Że Ty i... Ja… - zaczął się potwornie jąkać, a mnie wręcz ukuło serce widząc zmieszanego chłopaka.
Jak zawsze musiałam coś zepsuć... Ehh, co robić?
- Dustin… - zaczęłam cicho i wzięłam go za rękę. - Nie powiem Ci, że nie umiem tańczyć, bo i tak mi nie uwierzysz. Nie powiem Ci, że nie lubię tego typu imprez, bo wiesz, że na żadnej z nich jeszcze nie byłam...
- Więc dlaczego nie chcesz? - zapytał przerywając mi.
To będzie o wiele trudniejsze niż mi się wydawało...
- Kawiarnia to nie jest dobre miejsce na rozmowę o takich rzeczach… - mruknęłam pod nosem i spuściłam głowę w dół.
- Och... Przepraszam… - szepnął chłopak i objął mnie ramieniem. - Nie chciałem… - urwał kręcąc głową.
- Dustin, nic nie szkodzi. - powiedziałam szybko zaciskając jego drugą rękę.
- Zmieńmy może temat. Jak spędzasz święta? - zapytał od razu, a ja lekko się uśmiechnęłam i w końcu podniosłam na niego wzrok.
Za to go lubię. Jest dobrym słuchaczem, wie co i kiedy mi potrzeba. Rozumie mnie bez zbędnych słów, a często mam wrażenie, że czyta mi w myślach! Nie mam pojęcia, czym sobie zasłużyłam na takiego przyjaciela. Oczywiście ma kilka swoich wad, ale nie mam zamiaru marudzić. Dustin jest idealny. Taki, jaki powinien być.
- Szczerze mówiąc to jeszcze nie wiem.
I jest mój.


~*~


Zimno rozchodzące się po moich kościach, odzwierciedlało się na szybkim oddechu i już doszczętnie zmarzniętym nosie. Usta lekko dygotały i założę się, że już są całkowicie fioletowe od mrozu. Zdecydowanie powinienem założyć dzisiaj szalik, jak i nie czapkę. Problem polegał na tym, że ja nienawidziłem ciepło się ubierać. Wolałem luźne ciuchy niż grube sweterki, rękawiczki i tym podobne.


Przetarłem swoje ramiona i w końcu podniosłem się z drewnianej ławki. Nie mam pojęcia, co ja tutaj robię, ani nie mam pojęcia dokąd teraz pójść. Miałem przyjść do Jamesa, gdzie jak zawsze co sobotę odbywają się nasze spotkania w przyjacielskim gronie, ale dzisiaj zdecydowanie nie miałem ochoty przebywać koło Katelyn, która tylko i wyłącznie czeka aby wepchnąć mi język do gardła.
Problem polegał na tym, że praktycznie codziennie chce mi to zrobić. Fuj... Dlaczego ja w ogóle chciałem, żeby została moją dziewczyną?
- Głupie pytanie… - mruknąłem pod nosem i kopnąłem plastikową butelkę kilka metrów przed siebie.
Sam jestem sobie winny, że w ogóle dałem taką propozycję wkurwiającej blondi. Ale miałem tylko jeden cel, aby z nią być.
Chciałem KOMUŚ pokazać, że jednak mam uczucia. I mam nadzieję, że ten KTOŚ w końcu da mi spokój i przestanie zaśmiecać mi umysł, mówiąc, że nie umiem kochać.
Cóż, szczerze mówiąc to prawda. Ale tylko tak mogłem pokazać, że się myli. Chociaż ten jeden, pieprzony raz.
W kieszeni zabrzęczał telefon informując o nowej wiadomości, a ja głośno westchnąłem obawiając się najgorszego. Wiele się nie pomyliłem, widząc nadawcę wiadomości jakim był Frank.
Od dwóch tygodni wysyła do mnie dziennie 5 SMS-ów z tą samą treścią. A ja tylko się modlę, o najłagodniejszy wymiar kary, za nie przyniesienie odpowiedniej ilości pieniędzy. Z resztą... Za w ogóle nie przyniesienie pieniędzy.
Kolejny raz zatrząsłem się z zimna i wyszedłem z parku. Ostatni dzień listopada zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych. Chłodne powietrze co chwila muskało moją skórę na policzkach, a włosy które już i tak były poczochrane, stały teraz na wszystkie strony świata jak i wszechświata. Czas chyba odwiedzić zakład fryzjerski i nie co podciąć przydługie kosmyki, które bezprawnie zasłaniały mi oczy.
Widząc świątecznie przystrojone już niektóre sklepy, przewróciłem oczami, a dźwięk słynnego "Merry Christmas Everyone!" działał mi na nerwy. Nie mam pojęcia co takiego widzą w tych świętach. Jest to tylko i wyłącznie kicz i nic więcej. Udawanie kogoś, kim tak na prawdę się nie jest, bycie miłym dla nienawidzącej rodziny i dawanie prezentów, które są wręcz zbyteczne.
Mój brzuch, który od samego rana jedynie przywitał się ze skromną kanapką z szynką, zaczął grać swój popisowy numer domagając się przy tym jedzenia. W sumie nie dziwię się, skoro już było parę minut po czwartej, a na co dzień, byłem już po gorącym obiedzie. Jednak dzisiaj nie miałem ochoty ani chęci wracać do domu, w którym jest ojciec. Na moje nieszczęście wziął sobie dzisiaj wolne i postanowił spędzić czas w rodzinnym gronie, do którego ja nie należę.
Dzwoneczek wiszący nad drzwiami powiadomił nowego klienta piekarni, której zapachy od razu przywitały się z zamarzniętym nosem. Dwie starsze panie stały w kolejce do kasy, ucinając sobie przy tym pogawędkę z ekspedientką. Wziąłem jedną papierową torebkę i włożyłem do niej dwie drożdżówki z serem, a drugą z jabłkiem.
- Jak ten czas szybko leci. Niedawno były jeszcze potworne upały, a teraz niedowytrzymania mrozy. - westchnęła kobieta w czerwonym berecie i tego samego koloru płaszcza. - A to dopiero początek.
- Podobno w poniedziałek ma zacząć padać śnieg. - odparła druga stojąc za nią.
Śnieg? W poniedziałek?
No to jesteś już martwy Schmidt...





~~~~
OneRepublic- Say




____
Wiem, że spodziewaliście się wielkiej rewelacji, a ja tu wyjeżdżam z takim czymś i wcale się nie zdziwię jeśli Was w tym momencie zawiodłam. Ale mogę obiecać, że od tego rozdziału wszystko, ale to WSZYSTKO potoczy się do przodu ;> Wystarczy czekać na nowe wpisy, a obiecuję, że Was nie zawiodę ;)



Okej, to raczej wszystko. Widzimy się za tydzień ;)


Ach! No i jeszcze jedno!
Pamiętacie, co miał zrobić Schmidt kiedy spadnie pierwszy śnieg? ;3
Czekam na odpowiedzi C:

11 komentarzy:

  1. Uuu chyba znów pierwsza :) Nie śpię, bo zrobiłam sobie przerwę podczas pisania angielskiego paragrafu i zaczęłam czytać rozdział. Szczerze to nie pamiętam co mial zrobić Kend kiedy spadnie śnieg, a teraz nie będę desperacko szukać tego po pozostałych rozdziałach. Ale to chyba nic fajnego. Boję się o niego. Ten Frank zrobi mu krzywdę. A najbardziej wyczekuję tego balu. Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak Marlik nie pamiętam co Schmidt ma zrobić... Brawa dla Ani, że jest o wiele lepiej. Martwię się o Bridget.
    Super rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny, pomimo tego, iż nie był konfrontacji Kendall-Ania. Ciekawi mnie, skąd blizny dziewczyny... po ojcu? Dobrze, że wszystkiego za szybko nie wyjawiasz. Trzymasz w napięciu do końca. Kendall jest dziwny - niby coś czuje do Ani, a ją tak upokarza. A to ostatnie zdanie mnie rozwaliło : "No to już jesteś martwy". I boże - kto gwałci te dziewczyny? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi!
    Dustin jest słodki. Tak pomaga Ani, jest przy niej i się nią opiekuje. Myślę, że jest jej bratem. Takie są moje przypuszczenia. kolejne dziecko Kath. Ciekawe, jak to rozwiążesz.
    Z niecierpliwością czekam na nexta. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cały dzień z Dustinem i Anią, jak fajnie. Ale szkoda że nie było spotkanie Kendalla i Ani, lecz i tak bardzo ciekawie ;). Za żądne skarby nie pamiętam, co miał zrobić Kendall, a może to ma coś wspólnego z Frankiem?? Ech. Ale liczę na to że się dowiemy. Już się nie mogę doczekać, następnego rozdziału.
    Gdy zajrzałam na bloggera, wyświetlił mi się nowy rozdział 25, no a pod spodem rozdział 5 :). Zabawne.
    Czekam na następny rozdział :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że Ania chce znowu tańczyć. Też nie pamiętam co miał zrobić Kendall, gdy spadnie śnieg, ale jestem pewna, że nie długo się dowiem. Czekam na następny :-) /Gwiazda1900 z aska

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu! Super! ♥
    Ania znowu chce tańczyć.. ciekawe czy powie Dusowi o tych bliznach..
    Co miał zrobić Kendall? Za nic nie pamiętam. Nie mogę się doczekać niedzieli! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. super rozdzial i czekam na nastepny :) o ile sie nie myle jak spadnie pierwszy snieg to Kendall mial zaplacic kase :) tak? czekam na rozwiniecie dalszej akcji :)

    OdpowiedzUsuń
  8. O Boże!
    Gdy przeczytałam ostatnie zdania tego cudownego rozdziału serce mi stanęło....
    Śnieg już w poniedziałek!
    Zaczynam sie bać i to bardzo :-(
    Frank jest zdolny do wszystkiego! Może zgwałcić każdego a co jeśli... dopadnie.... naszą Anię?
    Nawet nie chcę o tym myśleć... Brrr
    Módlmy się aby Kendall jak najszybciej oddał temu dupkowi kasę.... (oczywiście, że pamiętam ;-) )
    Przejdźmy może w łagodniejszy temat bo gdy myśle o tym co się stanie gdy pierwszy śnieg pojawi się na ulicach.... ciarki przechodzą mi po plecach..
    To tak... Zakupy, takie jak mieli Dustin z Anią przypominają mi zakupy z moja mamą tylko to wygląda inaczej....
    Mama: Te buty są fajne.... Takie brązowe...
    Ja: A mogą być czarne?
    Mama: Ale te ci pasują do kurtki....
    I tak dalej i tak dalej.... Więc.. trochę wiem co musiała czuć Ania gdy za każdym razem gdy mówiła iż chce fioletowe buty, Dustin upierał się przy czarnych....
    Ahhh...
    Kochana, ty nigdy mnie nie zawiodłaś!
    Czekała na kolejny wspaniały i ciekawy, jak i powodujący ciarki na plecach rozdział!
    Życzę Ci WENY! ;-D
    Buziaki ;-*

    OdpowiedzUsuń
  9. Booze, jakim cudem Kendall ma dostarczyc tak szybko kase?? A co do Austina, ja wole Andalla!!

    OdpowiedzUsuń
  10. kocham jak Ania i Dustin przebywają razem łączy ich wtedy taka więż niaet nie wiem jaka
    i jestem ciekawa jak Kendall zamierza spłacić dług xx

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział :D :* Ach.... Kendall musi jakoś sobie poradzić :)

    OdpowiedzUsuń