I don’t mean to leave you
With a trivial excuse
~~~~~~~~
- Aniu, wstawaj! Obudź się! - krzyk dziewczynki był zdecydowanie ostatnią rzeczą, jaką chciałam usłyszeć o tak wczesnej porze.
- Caroline, daj mi spać… - mruknęłam niezadowolona i naciągnęłam na siebie kołdrę.
- Ania! Podnieś się! - mała wskoczyła na moje łóżko i zaczęła mnie bić jedną z leżących obok mnie poduszek.
Przysięgam, jeszcze chwila i nie ręczę za siebie!
- Śnieg! Śnieg pada! - nadal krzyczała mi prosto do ucha, a ja wiedząc, że już przegrałam tą bitwę odsunęłam od siebie pościel i spojrzałam na zegarek.
Zostało mi dokładnie 30 minut do budzika, a ten mały potwór już mnie budzi o 6 rano! Przetarłam moje oczy i spojrzałam niewyraźnie na dziewczynkę, której uśmiech był o wiele większy niż na co dzień.
- Co mówiłaś? - zapytałam cicho.
- Śnieg! Pierwszy śnieg! - krzyknęła uderzając mnie poduszką.
Spojrzałam na okna i głośno westchnęłam. Podniosłam się z materaca i posłusznie stanęłam przed szybą. Ten mały potwór miał rację. Biały, gęsty puch pokrył cały nasz ogród, a kilku centymetrowa warstwa piętrzyła się na balkonie i jego balustradzie.
- Widzisz?! Nareszcie będzie można lepić bałwany! - głośne okrzyki dziewczynki nie miały końca a ja przeczesałam włosy.
- Widzę, widzę. A teraz możesz już wyjść i dać mi poleżeć jeszcze przez te pół godziny… - powiedziałam pod nosem i z powrotem walnęłam się na łóżko. Gadanie przez Skype do 2 w nocy z Dustinem nie było dobrym pomysłem. W sumie to jego wina! To on nie umie się pożegnać w mniej niż 40 minut...
- Opłaca Ci się spać, skoro zaraz i tak musisz wstać? - zapytała dziewczynka siadając obok mnie.
- Jeżeli będziesz cicho, to nawet uda mi się zasnąć w jedną minutę...
Carla zachichotała pod nosem i w podskokach wyszła z pokoju, a ja głośno westchnęłam i ponownie odwróciłam się w stronę okna.
Duże płatki śniegu wirowały na lekkim wietrze, który dodawał im delikatności i niewinności. W tym roku śnieżne opady zaszczyciły nas swoją obecnością nieco później, niż zawsze. Mam tylko nadzieję, że silne mrozy będą ograniczały się jedynie do -12 stopni.
Kiedy minęły te 30 minut, ponownie podniosłam się z łóżka, ale tym razem posłusznie udałam się do łazienki. Gorąco woda, jaka spłynęła po moim ciele rozluźniła moje napięte już od dłuższego czasu mięśnie, a ja zrobiłabym wszystko aby zostać pod prysznicem. Po kilku minutach w końcu opuściłam moją oazę spokoju i w samym ręczniku weszłam do garderoby.
Kiedy byłam już gotowa do wyjścia, spakowałam wszystkie potrzebne książki na dzisiejsze lekcje i rzuciłam jeszcze okiem na telefon sprawdzając czy przypadkiem nie mam jakiś nowych wiadomości. Uśmiechnęłam się widząc moją tapetę, na której jestem razem z Dustinem, Bridgit, Carlosem oraz z Loganem w pizzerii.
- Dzień Dobry wszystkim. - przywitałam się wchodząc do jadalni, gdzie wszyscy moim domownicy zajęli miejsca przy stole łącznie z Alice.
- Witaj Aniu… - odezwał się cicho Daniel, a ja popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
- Coś się stało? - zapytałam siadając koło uśmiechniętej Carli, która wcinała swoje płatki z mlekiem.
Alice popatrzyła na mnie smutno i wyszła z głośnym westchnięciem z pomieszczenia, a ja rzuciłam pytające spojrzenie Jade.
- O co chodzi? - zapytałam ponownie, na co Daniel zamknął na chwilę oczy. Sięgnął ręką za siebie, gdzie znajdował się stary kredens i podał mi dzisiejszą prasę.
- Znowu? - zapytałam cicho i zaczęłam czytać artykuł z pierwszej strony, który dotyczył kolejnego napadu gwałtu i to ze skutkiem śmiertelnym. Na szczęście to nie była żadna dziewczyna od nas ze szkoły, ale i tak strach wziął swoje.
- To już nie jest normalne… - szepnęła Jade i odstawiła swoją filiżankę z kawą. - Tyle dziewczyn...
- Nie myśl o tym. - odezwał się Daniel.
- Jak mam o tym nie myśleć? Czy Ty nie widzisz co tu się dzieje?! Kolejne młode dziewczyny zostają napadane przez jakiegoś zb...
- Caroline tu siedzi! - przerwałam jej napad histerii i spojrzałam na nadal uśmiechającą się dziewczynkę, która nie ma o niczym pojęcia, co się wokół niej dzieje. I niech tak zostanie...
- Przepraszam… - mruknęła kobieta, a ja zacisnęłam mocniej wargi. - Zmieńmy temat, proszę...
- Proszę Aniu. - odezwała się Alice, która weszła z powrotem do jadalni z talerzem w ręku, na którym znajdowały się dwie grzanki.
- Dziękuję.
- Aniu, ubierz się dzisiaj cieplej. Sama widzisz, że pogoda nie jest zachwycająca. - ponownie odezwała się Jade, a jej głos był o wiele milszy niż kilka chwil temu.
- A moim zdaniem jest! - krzyknęła Caroline. - Można w końcu lepić bałwany!
Zachichotałam cicho pod nosem i zabrałam się za swoje śniadanie. Przysłuchując się marudzeniom Jade, na temat jej poważnej sesji zdjęciowej, która ma się dzisiaj odbyć, zastanawiałam się co dzisiaj takiego przytrafi mi się w szkole.
- Dustin już przyjechał. - odezwał się Daniel wychylając się w stronę okna.
Niczym torpeda poderwałam się z krzesła i pobiegłam na górę do swojego pokoju po torbę. Przeskakując po dwa stopnie słyszałam stłumione chichoty domowników, którzy jak widać mieli ze mnie totalny ubaw. Ignorując polecenie Jade założyłam moje miętowe air max'y i szybko przerzuciłam przez ramiona moją kurtkę.
- Wychodzę! - krzyczę już w progu i zamykam za sobą drzwi. Szybko przechodzę przez brukową kostkę, w końcu docieram do samochodu Dustina, który jak zwykle wita mnie promiennym uśmiechem.
- Mogłaś się spokojnie ubrać. Przecież bym poczekał… - mruknął niezadowolony, kiedy zawiązywałam mój szalik na szyi, a czarna czapka znalazła się na głowie.
- Ciebie również miło widzieć. - odgryzłam mu się, na co tamten jedynie parsknął śmiechem i wyjechał z podjazdu.
- Jak ślisko… - westchnął spoglądając na ulice pokryte pojedynczymi płatkami białego puchu. - Nie lubię zimy...
- Szczerze mówiąc ja też nie. Ale coś czuję, że dzięki Carli moje zdanie na temat tej pory roku, chyba się zmieni.
- Dlaczego?
- W końcu będzie mogła lepić bałwana, a nie sądzę żeby Jade i Daniel pozwolili jej wychodzić nawet na podwórko samej...
- Czytałaś gazetę? - pyta niepewnie, a ja zagryzam wargę.
- Niestety tak...
Chłopak wjeżdża na szkolny parking, gdzie stoją pojedyncze samochody i niektórzy uczniowie rozmawiający w swoich paczkach. I jak zawsze przypatrują się pojazdowi chłopaka, jakby to był 8 cud świata. Ich oczy mogłyby wyjść już dawno z orbit, ale kiedy wysiądziemy z samochodu, mam wrażenie, że ich gałki oczne ograniczają się jedynie do białek. Przeszkadzało mi to jakieś 3 tygodnie temu, kiedy po raz pierwszy jechałam z Dustinem do szkoły. Ale dzisiaj jedynie prycham pod nosem i kręcę głową z rozbawienia.
- Czas najwyższy ponownie przywitać się z łopatą… - westchnął chłopak, i objął mnie w pasie, kiedy weszliśmy do szkoły. - I nawet już wiem, kto mi będzie pomagał… - dodał z nutką rozbawienia, a ja walnęłam go w ramię.
- Możesz na mnie liczyć jedynie w funkcji dopingującej. - odparłam uśmiechając się.
- Jak zawsze...
Wywróciłam oczami i lekko popchnęłam chłopaka biodrem, na co on zrobił mi to samo, ale jak zwykle dwa razy mocniej. Docieramy do szafek z uśmiechami na twarzy, ale kiedy spostrzegłam kto stoi obok mojej, uśmiech od razu zszedł z twarzy.
Patrzył się w naszą stronę i szczerze mówiąc jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale kiedy podeszliśmy bliżej, w jego oczach był nieznany dla mnie błysk.
- Możesz się odsunąć? - pytam szorstko, na co tamten nadal patrząc na mnie i Dustina odchodzi od mojej szafki.
- Musimy pogadać. - odparł poważnie zagryzając wargę.
Denerwuje się? Schmidt? W mojej obecności? Och, to chyba nowość...
- Nie mamy o czym… - warknęłam zdejmując z siebie kurtkę, którą zaraz schowałam w szafce.
- To ważne… - jego poważny ton, był dosyć nietypowy, a sam fakt, że jeszcze nie wydarł się na mnie, albo nie zaczął się śmiać od kiedy stoimy w odległości od siebie 3 metrów, jest dosyć dziwny.
- Nie rozumiesz, że ona nie chce z Tobą rozmawiać? - zapytał przesłodzonym głosem Dustin.
- Jakbym nie musiał, to nie prosiłbym o rozmowę, ale to sprawa jest dosyć ważna. - powiedział przez zaciśnięte zęby i widziałam jak zacisnął swoje dłonie w pięści. Jego mordercze spojrzenie w stronę Dustina, od razu zrzuciłoby mnie z nóg, ale mój przyjaciel jest typem człowieka dla którego takie gierki nie działają.
- Skoro to jest aż tak ważne, to słucham… - odparłam krzyżując ręce na piersiach.
- W cztery oczy… - znowu jego rządzicielski ton, a jego wzrok nadal był uwieszony na Dustinie.
- Chciałbyś. - rzucił Dustin i zrobił jeden krok do przodu w stronę Kendalla. - A potem co? Mam ją odebrać od pielęgniarki, czy może ze szpitala?
- Dustin. - przerwałam mu i pociągnęłam jego rękę nieco do tyłu, aby odsunął się kawałek od blondyna.
Jeżeli i Dustin się zdenerwuje to nie będzie już wesoło, a ta krótka wymiana zdań może zakończyć się ostrą bójką. A ja nie mam zamiaru widzieć, jak mój przyjaciel i wróg, biją się na środku korytarza i to w dodatku w poniedziałek rano.
- Idź się przebierz. - powiedziałam w stronę czarnowłosego. - Zobaczymy się pod klasą.
- Nie zostawię Cię z nim… - warknął spoglądając na blondyna, który nadal rzucał gniewne spojrzenia w jego stronę.
- Nic jej kurwa nie zrobię… - odezwał się cicho.
- Skąd mam to wiedzieć? Skąd mam wiedzieć, że Twoje nerwy zaraz nie puszczą i tym razem nie przywalisz jej? - prychnął Belt.
- Nie uderzę dziewczyny, któ… - urwał w połowie zdania, jakby coś wiedział, ale w porę ugryzł się w język. - Mam swoje zasady. - dodał po chwili.
- Dustin, idź. - rzuciłam poważnie, chcąc jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.
Chłopak spojrzał najpierw na mnie, a potem na Kendalla i z powrotem na mnie. Widziałam, jak jego emocje skaczą z jednego humorku na drugi, ale on starał się to ukryć.
- Jeżeli coś jej zrobisz, zabiję Cię. - warknął jeszcze grożąc palcem i odszedł w końcu w stronę swojej szafki, która znajdowała się w drugim korytarzu.
Odprowadziłam go wzrokiem, a kiedy zniknął z pola widzenia spojrzałam się na Kendalla, który nadal patrzył się przed siebie. W końcu odwrócił na mnie wzrok, a jego tęczówki znacznie pojaśniały i nie było widać już ani grama gniewu, czy złości.
- Czego chcesz? - pytam ostro i przerzucam ciężar ciała na drugą nogę.
- Wiem co ukrywasz. - odparł od razu. Jego ton był o wiele milszy niż mogłam to sobie wyobrazić. Tak jakby... Współczujący?
- Co ukrywam? - zapytałam o wiele szybciej niż powinnam.
- Twoją przeszłość… - szepnął, a ja szeroko otworzyłam oczy.
Co?! Jak to wie?! Ale skąd?!
- Nie rozumiem o co Ci chodzi… - postanowiłam grać głupią idiotkę, która nie ma o niczym pojęcia.
- Nie udawaj Ania… - wypuścił głośno powietrze. - Ja...
- Kendall! - bardzo znany mi głos rozszedł się za moim plecami, a ja jedynie wywróciłam oczami.
- O nie… - jęknął niezadowolony chłopak wyglądając mi przez ramię. - Musimy dokończyć tą rozmowę. - powiedział patrząc się już na mnie, a ja nadal nie dowierzałam jakiego używał tonu, aby cokolwiek do mnie powiedzieć. Był bardzo miękki i nawet bym powiedziała przyjazny. I gdyby nie fakt, że przede mną stoi sam Kendall Schmidt, który od samego początku roku szkolnego robi wszystko, abym znienawidziła wszystko i wszystkich dookoła, mogłabym stwierdzić, że jest dla mnie miły.
- Nic nie musimy… - odparłam szorstko i delikatnie odkręciłam głowę za siebie, gdzie widziałam idącą w naszą stronę Katelyn Tarver. - Twoja dziewczyna chce się chyba z Tobą przywitać. - dodałam z udawanym uśmiechem i już chciałam wyminąć chłopaka, kiedy ten złapał mnie lekko za łokieć i pociągnął w swoją stronę.
- Chcę Ci pomóc… - szepnął patrząc mi głęboko w oczy. Jego oddech otoczył praktycznie całą moją twarz i nawet mogłam poczuć zapach perfum, które znacznie różniły się od tych które używa Dustin. Ale i te mi się podobają.
- Już wystarczająco mi pomogłeś w nienawidzeniu Ciebie, także nie musisz się już wysilać. - warknęłam przez zaciśnięte zęby i oswobodziłam się z jego uścisku.
Nadal staliśmy naprzeciwko siebie i gromiliśmy się wzrokiem, do czasu, kiedy wkurwiająca blondi nie podeszła do chłopaka i nie wpiła mu się w usta, a ja poczułam, jakby moje śniadanie miało właśnie zaraz wyjść tą samą drogą którą weszło...
Oczy Schmidta nadal były odwrócone w moją stronę, a ja jedynie prychnęłam pod nosem i udałam się pod salę historyczną, gdzie stał zdenerwowany Dustin i rozmawiał z Bridgit, która próbowała go uspokoić.
Nie miałam ochoty na przesłuchanie ze strony chłopaka jak i dziewczyny, więc szybko się odwróciłam i poszłam w przeciwną stronę, nie zwracając uwagi na dzwoniący dzwonek. Mój humor diametralnie się zmieniał z minuty na minutę, z czego nie byłam ani trochę zadowolona. A to wszystko przez Kendalla, który musiał wszystko zepsuć!
Cały czas nurtują mnie pytania typu: "jak?", "ile?", "skąd?", "od kogo?", "od kiedy?" i "czy komuś powiedział?". A może to tylko i wyłącznie jego kolejny podstęp? Tak, to jest bardziej prawdopodobne, że chciał mnie jedynie upokorzyć, niż to, że wie o mnie wszystko. I tej myśli powinnam się trzymać. Nie powinnam dawać mu do zrozumienia, że się go obawiam, czy coś w tym stylu. Nie mam pojęcia o czym on mówił i już.
- Ania? Wszystko w porządku? - za sobą słyszę głos Bridgit, która chyba musiała mnie zauważyć, jak wchodzę do damskiej toalety. Kto się ze mną założy, że Dustin stoi pod drzwiami i zdenerwowany wystukuje pewien rytm nogą?
- Jasne. - upewniam nie tylko ją, ale i siebie. Przecież wszystko jest w porządku!
- Dustin się o Ciebie martwi. Mówił, że rozmawiałaś z Kendallem… - dążyła dalej temat, a ja jedynie głośno westchnęłam.
- Nic mi nie zrobił. Porozmawialiśmy przez chwilę, ale przerwała nam Katelyn, a ja nie miałam ochoty patrzeć na gołąbeczków. - od razu wywróciłam oczami, przypominając sobie słodki uśmiech blondi.
- Ja Ci wierzę. Gorzej będzie z Dustinem… - mruknęła pod nosem wskazując na drzwi wyjściowe.
Przejrzałam się jeszcze w lustrze i powolnym korkiem skierowałam się w stronę wyjścia z toalet i delikatnie otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się po korytarzu, a widząc zdenerwowanego chłopaka krążącego w tą i z powrotem, uśmiech sam zagościł na twarzy, a rozbawienie odzwierciedliło się na cichym chichocie, który chłopak usłyszał i szybko się odwrócił w moją stronę.
- Z czego się tak śmiejesz? - zapytał zdenerwowanym głosem, a ja stanęłam na przeciwko niego.
- Z Ciebie. - odparłam wzruszając ramionami.
- A co jest we mnie takiego zabawnego?
- Wszystko… - szepnęłam i przytuliłam się do niego. Wiedziałam doskonale, że nigdy mnie nie odtrąci i ten gest nie co zmniejszy poziom strasu w jego organizmie i niedługo w końcu będziemy mogli na spokojnie porozmawiać.
Tak jak przypuszczałam, chłopak zaraz zacisnął swoje ręce na moich plecach i wtulił się w moje ciało, na co ja tylko uśmiechnęłam się pod nosem. Uwielbiam kiedy tak robi...
Po kilku minutach każdy z nas odszedł w swoją stronę i spóźnieni na lekcje wchodziliśmy do klas z szerokimi uśmiechami na twarzach.
Kolejne godziny lekcyjne mijały w szybkim tempie, a po złej atmosferze z samego rana nie było ani śladu. Wszyscy byliśmy szczęśliwi i co chwila śmieliśmy się z żartów Dustina, który nie szczędził sobie dzisiaj dowcipów. I właśnie takie chwile uwielbiam! Patrząc to na Dustina, to na Bridgit, a później uśmiechniętych od ucha do ucha Carlosa i Logana, którzy zapewne nie mogli się odczekać naszego wspólnego spotkania, serce biło o wiele szybciej niż powinno, a endorfiny rozchodziły się po całym ciele.
Przed ostatnią godziną poszłam do szafki i wzięłam moją kurtkę, którą przewiesiłam przez torbę. Kilka uczniów, którzy mieli teraz lekcje przyrodnicze byli zwolnieni z zajęć i musieli iść na salę gimnastyczną, gdzie mieliśmy zacząć przygotowywać się na Bal Zimowy, który miał się niedługo odbyć. Szczęście jednak w końcu się odwróciło w moją stronę i uśmiechając się pod nosem skierowałam się do wejścia na salę, a nie do klasy biologicznej.
- Zajmijcie miejsca na trybunach i bądźcie przez chwilę cicho. - zarządził dyrektor, kiedy przyszliśmy na salę gimnastyczną. - Wiem o tym doskonale, że teraz mieliście robić dekorację na Bal Zimowy, ale mam dla Was złą wiadomość.
Na trybunach zapanowała grobowa cisza i wszyscy czekali aż sam dyrektor zacznie wszystko wyjaśniać. Doszły mnie słuchy, iż balu miało nie być, ale nie przywiązywałam do tego żadnej wagi. Bal Zimowy jest jedną z wielu tradycji tej szkoły i nie sądzę, żeby tak nagle...
- Bal Zimowy zostanie odwołany. - powiedział donośnym głosem, a jęknięcia i okrzyki niezadowolenia rozeszły się po całym pomieszczeniu. Najgłośniej marudziła jednak Katelyn, która zapewne już kupiła swoją kreację na tą imprezę.
- Jestem do tego nie tylko zmuszony, ale i sam przyznałem, że to nie jest dobry pomysł, aby bal się odbył. - podniósł swój głos i próbował przekrzyczeć komentarze uczniów, którzy zapewne nie są zadowoleni z tej decyzji.
- Można wiedzieć dlaczego? - odezwał się Tom.
- I to jest właśnie kolejna sprawa, dlaczego zostaliście tutaj wezwani. Wszystkie trzecie klasy zostały podzielone na 3 grupy, w których odbędą się zajęcia z psychologiem.
Psychologiem? A po co nam jakiś psycholog?
- Jak pewnie zauważyliście napady gwałtów w Los Angeles doszły do linii granic i nie możemy dalej ryzykować. Za chwilę przyjdzie tutaj Pani Gabriele Flark, która poprowadzi z Wami zajęcia.
- Dotyczące gwałtów? Niby po co mi to? - zdziwienie jak i rozbawienie w głosie Sama było wyczuwalne na kilka kilometrów.
Nie mam pojęcia z czego on się śmieje. Nie on jest narażony na napad jakiegoś seryjnego psychopatę, który z każdym następnym dniem staje się co raz groźniejszy.
- Sami się przekonacie. - mężczyzna głośno westchnął i przeczesał swoje włosy. - To nie jest tylko dla Was ciężka sytuacja. Cała szkoła jest pogrążona w smutku i żałobie po śmierci 5 dziewcząt. Jeszcze nigdy nie przytrafiło mi się aż tyle zgonów w jednym roku szkolnym, a już nie będę mówił o pierwszym semestrze. Poczekajcie przez 3 minuty i zaraz przyjdzie do Was Pani Flark. Nie muszę chyba przypominać jak macie się zachowywać.
Dyrektor głośno westchnął i wyszedł z sali gimnastycznej, w której od razu rozeszły się głośne rozmowy dotyczące nowej wiadomości. Niepewnie rozejrzałam się po trybunach i cicho przeklinałam towarzystwo znajdujące się wokół mnie. Tarver, Schmidt, Maslow. Wszyscy, których akurat nie miałam ochoty widzieć. Pech chciał, że Dustin i Bridgit mają właśnie informatykę i to graniczyło by się z cudem, gdyby tak nagle się pojawili...
Usłyszeliśmy jak drzwi się otwierają, a potem głośny stukot obcasów. Nie wiem czemu, ale ten dźwięk od razu kojarzył mi się z naszą królową szkoły, która jako jedyna nosi buty na wysokim obcasie. Spojrzałam się w stronę odgłosów i przyjrzałam się młodej kobiecie, która przywitała nas od razu z szerokim uśmiechem i nie była ani trochę skrępowana.
- Witam wszystkich, nazywam się Gabriele Flark i spędzicie ze mną najbliższe półtorej godziny. - odezwała się od razu i postawiła swoją teczkę na krześle, które było postawione naprzeciwko naszego sektora. Ubrana była dosyć sportowo, jak na psychologa, a krótkie kasztanowe włosy odejmowały zdecydowanie jej lat. Mogła mieć gdzieś tak około 28 może 30 lat.
- Wiem doskonale, że temat na jaki będziemy rozmawiać nie będzie łatwym, ale postaram się aby obyło się od nie wyjaśnionych informacji.
Jestem ciekawa skąd ona posiada taką wiedzę? Na studiach wyjaśniają krok po kroku jak kogoś zgwałcić, czy co? Muszę ostrzec Dustina przed studiowaniem psychologi...
- Najpierw wyjaśnijmy sobie co to jest przemoc. Ktoś wie? - zapytała klaszcząc przy tym w dłonie, co tylko i wyłącznie jeszcze bardziej mnie denerwowało. - Nikt? - zapytała po chwili ciszy.
- Wywieranie wpływu. - odezwała się jedna z dziewczyn siedzących w pierwszych miejscach.
- Doskonale. A jakie są rodzaje przemocy? - kolejne pytanie z ust tej kobiety rozchodziło się po sali, a ja nie wiem czemu ale co raz bardziej stawałam się zdenerwowana. Dlaczego muszę w tym uczestniczyć?
- Psychiczna i fizyczna. - tym razem odezwał się sam Maslow.
- Brawo. Jest jeszcze cyberprzemoc, ale nie o tym dzisiaj. - położyła swoją czarną teczkę na podłodze, a sama usiadła na krześle i oparła swoje łokcie o kolana. - Przejdziemy teraz nie co wyżej. Co to jest przemoc seksualna?
Moje oczy od razu poszerzyły się, a oddech stał się o wiele szybszy. Do czego to wszystko prowadzi?
- Coś jak gwałt, albo molestowanie seksualne… - odparła kolejna osoba.
- Dobrze. Jak widzicie gwałt pochodzi od przemocy. Można to określić błędnym kołem, który nie ma wyjścia. Jeden czynnik wpływa na drugi, z kolei tamten przechodzi na następny.
Fajnie by było gdyby to wszystko było takie łatwe, jak brzmi...
- A powiedzcie mi, gdzie mogą być dokonane ataki? - zmieniła swoją pozycję i tym razem oparła się całym ciałem o krzesło. - Na imprezie? Na pewno. W ciemnych uliczkach? Oczywiście. - zaczęła wymieniać na palcach, a mi przechodziły ciarki z co raz to nowszym przykładem. - W domu? Jansa sprawa. To teraz powiedzcie mi, co czuje osoba po takim napadzie?
Mocniej zamknęłam oczy, nie pozwalając, aby łzy wypłynęły na moje policzki. Nikt nie może zobaczyć, że paczę. Nikt!
- Ból...
- Jasne. Co jeszcze?
Och, a skąd Wy to wszystko możecie wiedzieć?
- Może popaść w depresję.
Żeby tylko...
- Boi się dotyku innych.
- Jak taka choroba się nazywa?
Nie, błagam. Nie chcę tego słyszeć!
- Haptofobia. - usłyszałam jego głos. Głos Kendalla Schmidta.
- Tak jest. Jest to dosyć ciężka choroba psychiczna, którą ciężko się leczy.
Wiem o tym doskonale. To samo słyszałam 3 lata temu...
- Niskie poczucie własnej wartości.
Błagam! Przestańcie o tym mówić!
- Poczucie winy.
Skąd Wy to wszystko możecie wiedzieć?! Przeżyliście to?! Bo chyba nie, skoro mówicie o tym tak lekko i bez emocji! Nie macie pojęcia, co wtedy ta osoba czuje...
- Koszmary senne.
Dosyć! Przestańcie! To boli...
- Zostają wspomnienia do końca życia.
Do końca życia? Mam wrażenie, że to wszystko będzie się ciągnąć jeszcze w życiu po życiu...
- A najważniejsze? - dopytywała się kobieta, a ja miałam ochotę walnąć ją czymś twardym i ciężkim. I chyba robi wszystko, aby niedługo dostać ode mnie cegłą, którą szybko znajdę...
- Strach.
Tego już za wiele. Nie chcę już nic więcej słyszeć!
Złapałam moją torbę i kurtkę i biegiem opuściłam trybuny, a potem salę gimnastyczną. Nie przejmowałam się, że zostałam spiorunowana wzrokiem przez każdą osobę znajdującą się w tym samym pomieszczeniu. Nie mogłam tam dłużej siedzieć. Nie mogłam tam dłużej przebywać, kiedy oni rozmawiali o czymś, o czym kompletnie nie mieli pojęcia!
Wciąż biegnąc, założyłam moją kurtkę, a czapkę i szalik wcisnęłam do torby. Nie miałam ochoty ani siły na przebywanie w tym budynku co najmniej 5 minut! To dla mnie zbyt wiele...
- Ania!
Odwróciłam się do tyłu i od razu tego pożałowałam. Przyśpieszyłam mój bieg i w końcu dotarłam do drzwi wyjściowych i pchnęłam je z całej siły.
- Aniu, czekaj!
Daj mi spokój człowieku! Odwal się ode mnie! Nie widzisz ile już zła wyrządziłeś?!
- Stój!
Jego dłoń zacisnęła się na moim nadgarstku i pociągnął mnie w swoją stronę, a ja zaczęłam mu się wyrywać.
Dlaczego spośród wszystkich zebranych na sali gimnastycznej, to właśnie on musiał za mną pobiec?! Dlaczego nie może mnie zostawić w spokoju?!
- Zostaw mnie! - krzyknęłam i starałam się odepchnąć od niego. Szarpałam się razem z nim przed budynkiem szkoły, na samym środku chodnika, gdzie wszyscy którzy przechodzili obok nas myśleli pewnie, że ta szkoła jest dla osób o zaburzeniach psychicznych. Cóż, dużo by się nie pomylili.
- Przestań się wyrywać! - krzyknął na mnie, a jego druga ręka znalazła się na moim ramieniu.
Zapłakane oczy uniemożliwiały mi jakąkolwiek widoczność, a odgłosy jeżdżących co i rusz za mną samochodów buzowały mi w głowie. Miałam wrażenie, jakbym za blisko stała krawężnika, ale ta myśl nie była teraz najważniejsza. Poczułam jak padające płatki śniegu otulają moje podrażnione policzki od płaczu, przez co skóra zaczęła szczypać i mocno drażnić.
- Dlaczego… - zaczął cicho Schmidt i w końcu zwolnił uścisk dłoni na lewym nadgarstku. Jego głos załamał się i wydawało mi się, jakby miał się zaraz popłakać.
- Dlaczego co?! - zapytałam ostro.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś? - jego głos zmieszał się z odgłosami jeżdżących co i rusz samochodów, którzy chyba postanowili zmniejszyć prędkość do minimum.
- Czego nie powiedziałam?
- Prawdy.
Kolejny samochód jadący za moimi plecami, zdecydowanie dał mi do myślenia, że stoję za blisko jezdni. Ale nie mogłam się ruszyć do przodu, przez chłopaka wyglądającego jak kupka nieszczęścia.
- A czy to by coś zmieniło? - nie ma sensu dalej udawać. On coś wie, a ja muszę się dowiedzieć co. - Zmieniłbyś stosunek do mnie?
- Z pewnością tak!
Prychnęłam pod nosem i zaczęłam kręcić głową z niedowierzania. Nie sądzę, żeby cokolwiek się zmieniło. Nadal byłby tym cholernym dupkiem, nieliczącym się ze zdaniem innych. Ponownie za mną przejechał samochód, a mój strach, że w każdej chwili mogę wpaść pod koła był co raz większy. Odsuń się Schmidt ode mnie...
- Ty też coś ukrywasz i jakoś nie naciskam, żebyś wszystko powiedział! - postanowiłam w końcu zabrać się za atak, a nie cały czas obronę. - Pomyśl, jak Ty byś się czuł, gdybym kazała Ci opowiedzieć Twoją przeszłość! Tak samo jak Ty i Ja nie mamy czym się chwalić, więc odwal się ode mnie!
Następny samochód jechał znacznie szybciej niż poprzednie i już przygotowałam się na zimny powiew wiatru, ale nic takiego się nie stało. Odwróciłam się niepewnie w prawą stronę, gdzie pojazd dokładnie zatrzymał się koło mnie. Ktoś otworzył tylne drzwi dla pasażerów i złapał mnie w pasie wpychając do środka.
- Zostawcie mnie! - krzyczałam i chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale ktoś wepchnął mi do ust coś w rodzaju lnianej chusteczki, a ręce szybko zostały zawiązane grubym sznurem, tak samo jak nogi. Rozejrzałam się po samochodzie, który już dawno był poza terenem University Of California i mknął przez ulice co raz szybciej.
- Jak będziesz cicho, nie będzie bolało. - usłyszałam koło swojego ucha męski głos, a po chwili zawiązano mi oczy czarną chustą i posadzono mnie na środku. Po lewej jak i po prawej stronie wyczułam obecność jakiś mięśniaków, którzy nie szczędzili sobie obraźliwych komentarzy.
- Miałeś racje Frank. - odezwał się kierowca. - Tamten szczeniak jedzie za nami.
Kto?
- Bo ja mam zawsze racje. - mruknął mężczyzna siedzący po lewej stronie ode mnie. - Skoro nie oddał kasy, więc zapłaci mi w inny sposób. Prawda kochanie?
Poczułam czyjeś palce na moim policzku, a ja od razu się wzdrygnęłam, przez co tamten wybuchł głośnym śmiechem. Moje oczy szczypały, od nadmiaru dużej ilości łez pod powiekami, a w nadgarstkach i kostkach straciłam czucie od mocno zawiązanych sznurów.
Co oni chcą ze mną zrobić? I kto jedzie za nami?
- Zapłaci swoim życiem jak tamten gówniarz… - ponownie usłyszałam głos po lewej stronie. - To chyba u nich rodzinne, że uwielbiają pakować się w kłopoty.
- Mówisz o Kevinie? - zapytał kierowca.
- Dzieciak może i podobny do młodszego Schmidta, ale o wiele mądrzejszy.
Mówią o Kendallu! Na pewno o Kendallu! Więc... Kendall jedzie za nami?!
- Chyba chciałeś powiedzieć był… - tym razem odezwał się głos z mojej prawej strony.
- Racja. Był… - zaśmiał się Frank.
~~~~
Levi Kreis - I Should Go
____
Hello Everyone!
Jak tam u Was? Żyjecie?
No dobra, a co w rozdziale? Jak widzicie coś się dzieje (nareszcie!) ;> Nietypowe zachowanie Kendalla, później Ani, a na sam koniec tajemniczy samochód... Jakieś spostrzeżenia? Piszcie w komentarzach, co chcielibyście, albo czego spodziewacie się w następnym rozdziale ;)