niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 38 "Za głupotę trzeba zapłacić."

I placed you flag into a ball
i'll follow you for any cause
i'll fight for you in any wars
~~~~~~~~


Następnym razem, jeśli ktoś będzie chciał się ze mną zaprzyjaźnić, od razu powiem: Lepiej nie, bo możesz odejść. W moim przypadku, chyba tak to już jest. Zanim już na sto procent komuś zaufam, prędzej czy później, ona i tak odejdzie. Jestem tylko ciekawa, kto zajmuje drugie miejsce w tej kolejce. Może Dustin? Albo Jade, czy może Daniel?
Ludzie mówią, jaki pierwszy dzień, taki cały rok. I mam tylko nadzieję, że ten przesąd w moim przypadku zostanie obalony. Tak samo jak pierwszego dnia stycznia, jak i przez kilka następnych, nie robiłam nic innego, jak tylko zamykałam się w Żółtym Pokoju i tańczyłam.
Wiadomość Bridgit spadła jak grom z jasnego nieba. Nikt się tego nie spodziewał. Nikt nawet o tym nie pomyślał. Przypuszczałam jakąś chorobę wirusową, ale żeby od razu nowotwór serca?! I do tego złośliwy?! To nie może być prawda...
Od razu przeczuwałam, że coś się stanie na imprezie u Jamesa. Wiedziałam to od kiedy moi przyjaciele dali propozycje na spędzenie wspólnego Sylwestra. Ale miałam wtedy na myśli, jakąś niepotrzebną kłótnię, albo i nawet bójkę. Ale coś takiego?
Cały czas zastanawiam się, dlaczego do jasnej cholery nie powiedziała nam wcześniej? Może udałoby się coś zrobić. Pomóc... Ale kiedy w czwartek w nocy wróciłam do domu, od razu zaczęłam szukać na temat tej wady serca. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że jest do wyleczenia. Ale zaraz zamarłam widząc, że tylko niezłośliwy. A Bridgit dokładnie podkreśliła, że ma złośliwy. Czyli taki, którego nawet nie ma szans na przeszczep. Który będzie w niej rósł i się rozwijał, a ona nic z tym nie będzie mogła zrobić. My nie będziemy mogli nic z tym zrobić.
Mam wrażenie, że to wszystko przeze mnie. Że to moja wina... Tak samo jak wszystkie inne złe rzeczy, jakie pojawiły się w Los Angeles, po tym, jak zaczęłam uczęszczać do University Of California. Mam jakieś nadprzyrodzone moce, że dzięki mnie wszystko musi się zawalić? Już pierwszego dnia stanęłam pod ostrzałem Katelyn Tarver, która mści się na mnie do tej pory. Potem przyszedł Pan Kendall Schmidt, który również nie szczędził sobie ostrych komentarzy i ośmieszających sytuacji. I jeszcze Dustin, który mam wrażenie, że niczym innym się nie zajmuje, jak tylko ratowaniem mi tyłka. Gdyby nie ja, Katelyn nadal żyłaby swoim życiem. Kendall nie miałby przeze mnie kłopotów, a Dustin nie musiałby się o nic martwić.
Często miałam ochotę po prostu zamknąć się w Żółtym Pokoju i już nigdy z niego nie wychodzić. Zostać w osobistej przestrzeni i tylko tańczyć. Tylko ja, muzyka i nikt więcej. W końcu mogłam to poczuć. Rozrywające w moim ciele ciepło, które rozchodziło się z każdym nowym ruchem. Nie obchodziło mnie to co działo się na zewnątrz. Bo byłam tylko ja.
Jednak czas przerwy świątecznej dobiegał końca i ponownie trzeba było przywitać się z szarą rzeczywistością, uczniami i nauczycielami University Of California. Od Sylwestra nie kontaktowałam się z nikim. Nawet z Dustinem, czy Bridgit. Musiałam być sama. Musiałam to wszystko przemyśleć. Mam tylko nadzieję, że w przeciągu tych kilku dni Dustinowi udało się wyciągnąć kilka informacji od blondynki i może się dowiedział, dlaczego tak, a nie inaczej się zachowała.
Kiedy weszłam do szkoły, czułam się jakbym nie była w niej już od kilku miesięcy. A tak na prawdę minęło tylko kilka tygodni, odkąd mnie tutaj nie było. To dziwne jak czas szybko leci i zanim się obejrzę, a będzie koniec roku! “A Bridgit już nie będzie…”
- Hej Aniu. - zaraz usłyszałam cichy głos, którego nie spodziewałam się usłyszeć. Tym razem postawiłam na czystą ignorancję, tego osobnika i po prostu otworzyłam moją szafkę. Znalazłam w niej ulotkę dotyczącą maratonu filmowego, który miał się dzisiaj odbyć. Zgniotłam zieloną kartkę i wrzuciłam ją na tyły szafki. Czuję, jakbym te czynności już kiedyś wykonywała. Najpierw ignorancja, potem mini kłótnia, a na sam koniec znowu będzie dobrze, żeby można było się posprzeczać. Jesteśmy w błędnym kole, które chyba nie ma ochoty zniknąć.
Schowałam kurtkę do szafki i wyjęłam z niej potrzebne podręczniki na poranne lekcje i nadzwyczajnie na świecie ją zamknęłam i odeszłam. Wiedziałam doskonale, że Pan "szybko denerwujący się" i tak pójdzie za mną, więc nawet się nie odwracałam, żeby sprawdzić, że dorównuje mi kroku. Zaskoczeniem było dla mnie, kiedy w pewnym momencie złapał mój łokieć i pociągnął mnie w stronę dolnych schodów prowadzących do piwnic szkoły. Nie rozumiem czemu te drzwi są ciągle otwarte! Przecież każdy może sobie wejść jak my i robić co chce! Chłopak pociągnął mnie jeszcze kilka metrów i przywarł mnie do ściany.
- Przepraszam, okej? - odezwał się bardzo wkurzony. I chociaż w korytarzu było ciemno, zważywszy na samotną żarówkę, która wisiała przy suficie, mogłam być praktycznie stuprocentowo pewna, że jego oczy są teraz bardzo ciemne. Takich właśnie boję się najbardziej u niego. Ale teraz, dzisiaj, kiedy przeszliśmy tak wiele nie czułam nic. Nawet nienawiść opuściła mnie zbyt szybko.
- Przepraszam. - dodał ciszej i odsunął się kawałek ode mnie. Jego skruszony głos, mógł świadczyć, że na prawdę żałuje tego co zrobił, ale on już na mnie nie działa. Nie po tym co od niego usłyszałam.
- To i tak nic nie zmieni. - odezwałam się poważnie. - Nadal będziesz tym samym gnojkiem, którego poznałam na początku roku. - odepchnęłam się od ściany i zrobiłam dokładnie jeden krok, ale zaraz zostałam zatrzymana przez uścisk na nadgarstku.
- Staram się Aniu. Na prawdę. Ale to jest silniejsze ode mnie. - jęknął załamany. - Przepraszam.
Moje serce na chwilę upadło widząc go takiego. Ale zaraz się podniosło i przypomniało mi co czułam, kiedy wyrażał swoje zdanie w Wigilię. Ta rozmowa zostawiła po sobie ślady, których nie można zetrzeć.
- Mogę przemilczeć, przeczekać, a nawet i wybaczyć. - powiedziałam po chwili, a on od razu podniósł głowę i lekko się uśmiechnął. - Ale nigdy tego nie zapomnę. - dokończyłam i wyrwałam mu się z uścisku.
Nie słyszałam jego kroków, co mogło oznaczać, że w końcu dał mi spokój. Niech teraz żałuje za to co powiedział i niech przemyśli sobie kilka spraw. Szybkim krokiem pokonałam kilka stopni i zaraz znowu byłam na głównym korytarzu, gdzie wszyscy byli po prostu zajęci sobą. Słysząc wołanie mojego imienia odwróciłam się w stronę źródła głosu, a widząc czarnowłosego lekko się uśmiechnęłam. Nie widziałam go od przeklętej imprezy u Jamesa i muszę przyznać, że znowu za nim tęskniłam. W kilku krokach zaraz znalazł się koło mnie i nic nie mówiąc mocno mnie do siebie przytulił.
- Gdzieś Ty się ukrywała przez te dni? - zapytał, kiedy już się ode mnie odsunął. - Byłem kilka razy u Ciebie, ale Pani Alice zawsze mówiła, że nie chciałaś nikogo widzieć. Wszystko dobrze?
- Tak, po prostu… Musiałam przemyśleć kilka spraw i odciąć się od świata. - wyjaśniłam cicho. - Rozmawiałeś z nią? - zapytam po chwili.
-  Tak, ale niewiele mi powiedziała… - głośno westchnął i przeczesał swoje włosy. - Wiem jedynie, że na początku września pojechała do kliniki. Nic więcej nie chciała mówić. - pokręcił zrezygnowany głową i znowu przeczesał swoje włosy. - I dzisiaj jej nie będzie w szkole, bo pojechała na wizytę kontrolną, czy coś w tym rodzaju. Ale zapewniła, że pojawi się wieczorem na tym maratonie filmowym.
- Jakoś nie mam ochoty, żeby na niego iść… - mruknęłam pod nosem.
- Ja też nie, ale z drugiej strony pomyśl przez chwilę. Wiem, że to nie jest łatwy temat, ale jeżeli to będzie jedna z nielicznych okazji, żeby spędzić czas z Bridgit, to należy to wykorzystać. - delikatnie wzruszył ramionami, a ja niestety musiałam mu przyznać racę. Drugiej takiej okazji może już nie być.
- Jak… Jak to się w ogóle stało? - zapytałam po chwili. - Dlaczego...
- Prawda jest taka, że to jest tylko jej wina. Sama doprowadziła się do takiego stanu.
- Za głupotę trzeba zapłacić. - głośno westchnęłam i rozejrzałam się po korytarzu. Inni uczniowie tak jak my ucinali sobie poranne pogawędki, opowiadając co robili przez przerwę świąteczną.
- Schmidt idzie. - odezwał się Dustin. - Muszę z nim pogadać. - dodał i szybko mnie wyminął, a ja otworzyłam szerzej oczy.
Dustin chce pogadać z Kendallem?! To nie może się dobrze skończyć… Ruszyłam za chłopakiem, który zawołał blondyna. Jego wyraz twarzy niczym się nie różnił od mojego, kiedy Dustin stanął na przeciwko niego. Zdążyłam doczłapać do tej dwójki i niepewnie stanęłam po stronie Dustina. Poczułam na sobie wzrok Kendalla, który zapewne nie ma pojęcia o co chodzi. Tak samo jak ja.
- Chciałbym Ci podziękować i też przeprosić. - zaczął Dustin. - Powinienem być Ci wdzięczny za to, że zaopiekowałeś się Anią kiedy mnie nie było.
- Drobiazg. - mruknął tamten nadal patrząc na mnie. Jego oczy były puste, nie wyrażały żadnych emocji, co jedynie pogarszało sprawę. Nie wiedziałam co teraz myśli, a obojętny wyraz twarzy wcale w tym nie pomagał.
- Zamiast tego byłem na Ciebie wkurzony, bo nie wiedziałem dokładnie co się stało. - ciągnął dalej mój przyjaciel. - Także dziękuję i przepraszam. - zakończył wyciągając swoją rękę, czym kompletnie mnie zaskoczył.
Patrzyłam to na jednego to na drugiego i nie mogłam uwierzyć, że oni stoją w dosyć bliskiej odległości od siebie i jeszcze ani razu w ciągu tych kilku minut ich rozmowy, żadne z nich nie odezwał się w stosunku do drugiego nieodpowiednio. Mogłam ich porównać do czarnego i białego anioła, ale w tej sytuacji nie miałam pojęcia który to który. Jeżeli miałabym opierać się na ubiorze, to zdecydowanie Kendall byłby białym, a Dustin czarnym. Ciemne ubrania, które założył na siebie Dustin pasowały do jego karnacji skóry, z kolei biała bluza Kendalla i jasnoszare spodnie dawały idealny kontrast pomiędzy nimi. Szkoda, że zachowanie musi być zupełnie inne niż ich wygląd.
Kolejnym moim zaskoczeniem było, że blondyn również wyciągnął swoją dłoń i wymienił mały uścisk. Tą chwilę chyba będę musiała zapamiętać do końca życia…
- Nie jestem już tym, kim chciałbyś żebym był. - odezwał się Schmidt i odszedł od nas, kierując się w stronę pierwszego piętra.
Jego wypowiedź została w mojej głowie przez dłuższy czas. Nie miałam pojęcia, czy to co powiedział, było skierowane do Dustina, czy może do mnie. Widzę, że się stara i na prawdę to doceniam. Ale to nie znaczy, że zapomnę o tym, kim był. Nie powinnam wracać do tego co było, ale nie mogę powiedzieć, że to co on kiedyś zrobił, nie ma dla mnie już żadnego znaczenia. Bo pamięć, to niestety mam zbyt dobrą. I Kendall wie o tym doskonale.


~*~


Czułem cholerną pustkę, która nasilała się z każdym kolejnym wdechem. Nie mam pojęcia, co mogłem jeszcze zrobić, żeby w końcu mi uwierzyła! Nie mam pojęcia, co zrobić, żebym w końcu i ja uwierzył… Wojna wciąż trwa, a kolejna bitwa właśnie się zaczyna.
Korytarz w czasie przerwy na lunch był praktycznie pusty. Nie miałem ochoty nawet na patrzenie na jedzenie, ani na rozmowy na temat Sylwestra u Jamesa i niespodziewanych gości. Kto by pomyślał, że Ania razem z Dustinem i Bridgit pojawią się na tej imprezie. Widziałem ich jedynie jak wychodzili z domu i chociaż to było tylko kilka sekund to i tak nie zapomnę wyglądu brunetki. Prezentowała się zupełnie inaczej niż na co dzień. Jestem ciekaw, czy ona w ogóle zdawała sobie sprawę, że każdy kto przyszedł do kuchni, gdzie ja przesiedziałem większość czasu, mówił jedynie o niej i o tym, jak perfekcyjnie wyglądała.
Jednak miny tej trójki, kiedy opuszczali dom przyjaciela nie mówiła nic dobrego. Byli mocno przybici i nie mam pojęcia czym.
Kiedy przechodziłem obok klasy historycznej, zapewne nie przejąłbym się tym, że drzwi były otwarte, gdyż one są praktycznie cały czas były w takim stanie, ale fakt, że zobaczyłem Katelyn razem z jakimś gościem, trochę mnie zadziwił. Tarver powinna być przecież na lunchu i siedzieć z resztą paczki. To był właśnie jeden z wielu czynników, dlaczego odpuściłem sobie jedzenie. Postanowiłem stanąć pod ścianą i co nie co podsłuchać ich rozmowy.
- Znasz się na rzeczy Deran. Już nie pierwszy raz to robiłeś. - usłyszałem głos blondynki.
Deran? Dobrze zrozumiałem? To jest przecież dawny wspólnik Franka. Siedzieliśmy w tym gównie razem, ale kiedy stało się, co się stało ja stamtąd odszedłem, a tamten gnojek został. Co oni teraz knują? I dlaczego Katelyn zadaje się z dawnym (a może i nie) handlarzem narkotyków?
- Skąd masz pewność, że na pewno się dzisiaj pojawi? - zapytał ponuro chłopak.
- Mam swoje źródła informacji. O to się nie martw. - powiedziała poważnie. - Twoi kumple muszą zająć się resztą towarzystwa. Nikt nie może Was zobaczyć. Wyraziłam się jasno? - zapytała ostro.
- Mhm… - mruknął pod nosem. - Sama to wymyśliłaś?
- To nie jest moje polecenie. Ja daję  Ci jedynie instrukcje przekazane z samej góry. - prychnęła pod nosem, a mi się to co raz bardziej nie podobało. Już sama współpraca Katelyn z Deranem nie mogła niczego dobrego wróżyć.
- Skazaniec się odezwał? - zaśmiał się chłopak.
- Najwidoczniej.
Zacząłem przeklinać w myślach, kiedy zadzwonił dzwonek. Na prawdę teraz? Akurat teraz? Mogłem przecież przyjść wcześniej, a nie snuć się jak pies po tych korytarzach. Słysząc kroki kierowane w stronę wyjścia z klasy odszedłem kilka metrów dalej, aby nikt się nie spostrzegł, że podsłuchiwałem ich rozmowę.
Wyszli z klasy jak gdyby nigdy nic i rozeszli się w różne strony, a ja jak najszybciej poszedłem w stronę klasy od hiszpańskiego. Widząc Jamesa, Carlosa i Logana na końcu korytarza, od razu się do nich zbliżyłem i popchałem ich wszystkich w stronę męskiej toalety. Nie obchodzi mnie to, że będę miał kolejną opuszczoną lekcję w tym semestrze. Teraz liczy się to, co Katelyn knuła razem z Deranem. Powiedziałem chłopakom o tym co usłyszałem pod klasą historyczną i tylko zostało mi czekać na ich reakcje..
- Podejrzane… - odezwał się Logan pocierając swoją szczękę.
- To może się wydawać dziwne, ale… - zaczął James przeczesując swoje loki. - Czy tylko mi się wydaje, że Katelyn miała na myśli Annę?
- Anię jeśli już. - warknąłem, na co tamten wywrócił oczami.
- Ania czy Anna, co to za różnica? - zapytał marszcząc czoło, a ja zacisnąłem moje dłonie w pięści.
- Jest i to bardzo duża. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Jeszcze chwila i zaraz nie wytrzymam…
- Kendall spokojnie. - odezwał się Carlos kładąc rękę na moim ramieniu. Uwolniłem palce z mocnego uścisku i zacząłem je szybciej prostować. Co się ze mną dzieje? Chciałem przywalić Jamesowi?! Oszalałem, totalnie oszalałem...
- James może mieć rację.  - odezwał się Henderson odwracając uwagę od zaistniałej przed chwilą sytuacji. - Tylko skąd Katelyn ma pewność, że Ania będzie dzisiaj wieczorem?
- Ja nawet to słyszałem. - odezwałem się oblizując wargę. - To ma coś związek z Bridgit.
- Bridgit? - powtórzył Carlos imię dziewczyny i zaraz spojrzał wymownie na Logana.
- Taaa… - mruknąłem ignorując zachowanie przyjaciół.  
- W takim układzie musimy ostrzec Belta. - powiedział poważnie James.
- Po co? - zapytałem wkurzony słyszeć nazwisko tego gnojka. Chociaż jego dzisiejsze zachowanie nie co mnie zdziwiło. Nie spodziewałem się takiego gestu w moją stronę od jego osoby. I gdyby nie to, że koło niego stała brunetka, zachowałbym się zupełnie inaczej, ale chciałem jej pokazać, że na prawdę się zmieniam. Nawet w stosunku do Dustina… Chociaż nie. Nie mam zamiaru kumplować się z tym chłopakiem. Póki kręci się wokół Ani, postawię na zachowanie dawnego Schmidta.
- A kto niby cały czas będzie koło niej stać? - zapytał ze sztucznym uśmiechem. - Może Ty?
Nawet nie ma pojęcia, ile bym dał, żeby być cały czas koło niej, zamiast Dustina…
- Pogadamy z nim. - zgłosił się Logan.
- O której zaczyna się ta cała impreza? - zadałem kolejne pytanie przeczesując włosy.
- O siódmej. - mruknął Carlos podając mi ulotkę, którą wyjął z kieszeni spodni.


*


- Mamo wychodzę! Wrócę wieczorem! - krzyknąłem w stronę kuchni ubierając swoją kurtkę.
- Przecież już jest wieczór. - usłyszałem głos rozbawionej rodzicielki.
- Więc będę późnym wieczorem. - odparłem wzdychając.
Nie czekając na odpowiedź matki wyszedłem z domu i od razu udałem się w stronę samochodu ojca. Muszę znaleźć jaką robotę, żeby w końcu zarobić na własne auto. On i tak nim nie jeździ, ale po prostu nienawidzę tego samochodu. Wszystko oddałbym za moje srebrne BMW, które aktualnie znajduje się na złomowisku… Jednak jeżeli miałbym wybierać, pomiędzy kupą złomu, która pomaga w łatwym i szybkim poruszaniu się, od denerwującej na każdym kroku niegdyś Ani, od razu wybrałbym oczywiście dziewczynę. Powinienem chyba dodać jeszcze: często wpakującą się w kłopoty. “Przeze mnie oczywiście.”
Kiedy dojechałem pod budynek szkoły, parking zapełniony był licznymi samochodami, a z daleka widać było oświetlone korytarze University Of California. Nawet przez chwilę nie myślałem, aby dzisiejszy wieczór spędzić w tym budynku, ale jak zawsze moje plany muszą legnąć w gruzach. Chyba czas najwyższy do tego się przyzwyczaić. Zamknąłem samochód i zarzuciłem na głowę kaptur od kurtki. No bo, po co zakładać czapkę, kiedy na zewnątrz temperatura sięga kilka kresek poniżej zera, a do tego znowu zaczyna padać? Zatrzęsło mnie z zimna i szybkim krokiem skierowałem się w stronę głównego wejścia. Odetchnąłem z ulgą, kiedy gorące powietrze od razu we mnie uderzyło.
Ściągnąłem kurtkę i skierowałem się w stronę małej sali gimnastycznej, gdzie ma się odbyć owe wydarzenie. Im bliżej byłem celu, tym więcej osób spotykałem na swojej drodze. Na korytarzach stały maszyny do robienia popcornu, przez co unosił się zapach po całym korytarzu. Jestem ciekaw kto w ogóle wpadł na pomysł, aby tak urozmaicić wolny czas uczniów.
- Jesteś wreszcie. - usłyszałem głos Jamesa, który stał oparty o ścianę z Loganem i Carlosem.
- Rozmawialiśmy z Dustinem. - od razu zaczął mówić Carlos. - Obiecał, że nie spuści dziewczyny z oka.
- Widziałem też Derana. - odezwał się Henderson. - Zachowywał się dosyć normalnie. Pogadał z kilkoma kumplami, a teraz jest w środku.
- A Ania? - zapytałem szybko.
- Razem z Dustinem i Bridgit będą za jakieś dziesięć minut. - wyjaśnił Logan.
Kiwnąłem głową i bąknąłem nieme "Dzięki" i zdjąłem moją kurtkę, którą powiesiłem na specjalnym wieszaku, gdzie znajdowały się rzeczy innych osób. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia czego się spodziewać. A jeżeli okaże się, że to nie o Anię chodzi tylko o zupełnie inną osobę? Wolałem jednak być czujny i mieć wszystko pod kontrolą. Obawiałem się kilku rzeczy, ale mam nadzieję, że te czarne scenariusze, które wymyśliłem okażą się jedynie wytworem mojej wyobrazi. Jeżeli ktoś coś zrobi Ani, może od razu przywitać się z moim prawym sierpowym i co najmniej jednym limem pod okiem.
Ludzi przybywało z każdą minutą, a ja jedynie zagryzałem wargę ze zdenerwowania. Nienawidzę tego typu imprez w tej szkole. Zazwyczaj zawsze kończyły się albo wielkim niepowodzeniem, albo wielką bójką. Mam nadzieję, że dzisiaj wypali opcja numer jeden, bo na serio nie mam ochoty na takie zakończenie dnia. Razem z chłopakami staliśmy przy ścianie w sali gimnastycznej. Mieliśmy idealny widok na całe pomieszczenie, w którym rozstawiono bardzo wygodne krzesła z przyszytymi czerwonymi poduszkami, a na przeciwko nich zawisł sporej wielkości ekran projekcyjny.
- Już przyszli. - powiedział Carlos wskazując głową na wejście przez które weszły dwie dziewczyny, a za nimi chłopak. Widziałem jak rozgląda się po sali, aż w końcu zawiesił wzrok na mnie. Powiedział coś do tamtych dwóch i zaczął iść w naszym kierunku.
- Jeżeli to jest Twój kolejny plan, aby się ponabijać z Ani, to wybrałeś sobie akurat najgorszy moment. - zaczął od razu warczeć, a ja automatycznie zacisnąłem ręce w pięści. Już dzisiaj drugi raz miałem ochotę komuś przywalić i dużo nie brakowało, aby tą osobą był Dustin.
- Jesteś na tyle głupi, żeby myśleć, że ja to sobie wszystko wymyśliłem? - zapytałem z perfidnym uśmiechem. - Posłuchaj mnie uważnie. Jeżeli Katelyn knuła coś z Deranem to na pewno nie będzie to darmowy lot balonem.
- Skąd mam mieć pewność, że Ty nie dołączysz do tej dwójki? Z tego co pamiętam, nie słyszałem o zerwaniu Kendalla Schmidta z Katelyn Tarver. - zakpił, czym totalnie mnie zaskoczył.
- Z tego co pamiętam mówiłeś, że nie spuścisz oka z Ani. - odpysknąłem mu, marząc żeby w końcu zniknął mi z oczu.
Zgromił mnie jeszcze raz wzrokiem i opuścił nasze towarzystwo. Miałem tak wielką ochotę w końcu przywalić mu w tą piękną twarzyczkę, żeby w końcu zrozumiał gdzie jest jego miejsce. Szczerze mówiąc, on miał rację. Ja też nie słyszałem o tym, iż zerwałem z Katelyn. Formalnie jesteśmy razem. A tak na prawdę mam ją serdecznie i głęboko gdzieś.
Po chwili wszystkie światła zostały zgaszone, co mogło oznaczać rozpoczęcie seansu. Od razu chłopaki odeszli ode mnie, każdy stając w innym punkcie w sali. Normalnie jak jacyś ochroniarze, którzy pilnują porządku! Od tego powinni być chyba nauczyciele, którzy zorganizowali sobie pogaduchy w pokoju nauczycielskim. Oparłem się o ścianę i zacząłem rozglądać się po sali. Dostrzegłem Katelyn, która siedziała w ostatnim rzędzie. Zdziwiło mnie, kiedy koło niej nie było Erin. Może przyjaciółka blondi nie mogła przyjść? Też bym chciał nie móc…
Po kilku minutach nudnego filmu, który był chyba kryminałem, dopatrzyłem się Derana gadającego z piątką innych chłopaków. Wyłapując moje spojrzenie lekko się uśmiechnął i podniósł swoją rękę w geście przywitania. Odpowiedziałem mu jedynie skinięciem głową i odwróciłem wzrok do przodu, kątem oka widziałem jak zaczyna ponownie rozmawiać ze swoimi kumplami.
Po kolejnych piętnastu minutach zacząłem się nudzić. Nie miałem pojęcia co w sumie mam robić. Co i rusz rozglądałem się dookoła mnie oceniając sytuację. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach, niektórzy tak jak ja podpierali ściany, aby móc porozmawiać, a inni znaleźli miejsce na podłodze, gdzie rozłożyli materace znalezione w magazynie. Zapach prażonej kukurydzy unosił się w powietrzu i szczerze mówiąc zaczynało mi się kręcić w głowie.
- Siema. - usłyszałem koło siebie znajomy mi głos. Odwróciłem się w lewą stronę, gdzie stał koło mnie Simon. - Co tam słychać?
- Nic ciekawego. - odparłem wzruszając ramionami.
- A jak święta? - zadał kolejne pytanie i czułem na sobie jego wzrok. Również się odkręciłem w jego stronę, a widząc lekki uśmiech przyklejony na jego ustach, przechyliłem głowę w prawo. Co mu się tak nagle zebrało na rozmowy? Ostatnim razem, kiedy rozmawialiśmy ze sobą, minęło sporo czasu. A dokładniej od kiedy zostałem oskarżony za pobicie pierwszaka, kiedy tak na prawdę on to zrobił. Uratowałem mu tyłek, który już i tak wiele razy był naruszony. Cóż to jedynie jego winna i osób, z którymi się kumpluje. A między innymi z… Deranem…  
- Jak co roku. - wzruszyłem ramionami i lekko wychyliłem się na jego ramię. Dostrzegłem jakąś dziewczynę, która weszła na salę. Ku mojemu zdziwieniu była to właśnie Erin! Ale co ona tutaj robi kiedy jest połowa filmu?
- Do mnie przyjechał wujek z Anglii. Opowiadałem Ci wielokrotnie o nim… - zaczął mówić swoją historię, a ja jedynie kiwnąłem głową na znak, że go słucham. A tak na prawdę obserwowałem co się dzieje za jego plecami. Erin niepewnym krokiem podeszła do rzędów z krzesłami, które już dawno zdążyłem policzyć. Ta wybrała numer rząd osiem, w którym wcześniej zajmowali miejsce Dustin z Bridgit i Anią. Chłopaka nie widziałem, ale za to były dziewczyny, które słuchały tego co mówiła Erin. Zdziwiłem się kiedy Ania nagle podniosła się ze swojego miejsca i ruszyła za dziewczyną wychodząc z sali gimnastycznej. Gdzie do cholery był Dustin? Miał ją przecież pilnować!
-... A potem ten pamiętny sylwester u Jamesa… - Simon nie kończył swojego monologu, a dzięki temu, że patrzył praktycznie wszędzie, tylko nie na mnie mogłem spokojnie nie zwracać na niego uwagi. Zacząłem szukać Jamesa, Logana i Carlosa, ale i ich nigdzie nie mogłem znaleźć. Nie podobało mi się to ani trochę. Ania gdzieś poszła, Dustina nie ma, tak samo jak tamtej trójki i tylko ja widzę, że coś jest nie tak! Zerknąłem na miejsce, w którym wcześniej stał Deran ze swoimi kumplami, ale nie było tam nikogo.
- Na prawdę bardzo się cieszę Simon, że wspaniale spędziłeś swoją przerwę świąteczną, ale teraz muszę już iść. - chcąc wyminąć chłopaka zrobiłem jeden krok do przodu, ale zaraz zostałem zatrzymany przez jego rękę, którą poczułem na ramieniu.
- Gdzie tak pędzisz? - zapytał poważnie i pchnął mnie w to samo miejsce, gdzie przed chwilą stałem. Trochę mnie wkurzył tym zachowaniem.
Ponowiłem próbę ucieczki i tym razem udało mi się wytorować sobie drogę prosto do wyjścia. Nie miałem pojęcia gdzie miałem iść, więc po prostu biegłem przed siebie wychylając głowę w każdy korytarz. Kiedy dotarłem na główny hol usłyszałem czyjś pisk i dźwięk otwierających się drzwi wyjściowych.
- Kendall! - za moimi plecami zobaczyłem Jamesa, który miał rozciętą wargę. - Deran! Zabrał Anię! - krzyknął głośno, a ja od razu zerwałem się z miejsca i ruszyłem w stronę wyjścia.
Wiedziałem! No kurwa wiedziałem, że coś jest nie tak! Przeczuwałem to! A jeżeli stanie się coś Smith, to chyba oszaleję! Mogłem przecież wcześniej zareagować!
Kolejne krzyki dobiegły do moich uszu, kiedy wyszedłem za zewnątrz. Kierując się za głosem dotarłem na tyły szkoły, ale i tam nie było śladu po uprowadzonej dziewczynie i chłopaku, który już powinien przygotować się na zakrywający make-up. Byłem już na stadionie aż w końcu zobaczyłem dwie postaci, które przechodziły obok pomieszczenia gospodarczego.
- Zostaw mnie! - głośny krzyk zrozpaczonej Ani doszedł najpierw do mojego serca, a dopiero później do uszu. Biegłem ile sił w nogach, żeby jak najszybciej pomóc dziewczynie. Jednak bark treningów przez kilka tygodni dało o sobie znać w postaci lekkiej zadyszki. Poczułem drapanie w gardle spowodowane zimnym i ostrym powietrzem. Ale i to nie przeszkodziło mi w małym pościgu.
- Jak będziesz cicho, nie będzie bolało. - warknął Der i przycisnął dziewczynę do ściany. Jego ręka znajdowała się na ustach Ani, a głośny szloch dziewczyny można było usłyszeć nawet w odległości kilku kilometrów.
- Zostaw ją! - krzyknąłem na tyle głośno jak potrafiłem. Byłem już kilka kroków od chłopaka, kiedy ten odwrócił się w moją stronę, co od razu zachęciło mnie do wykonania dużego zamachu, a jego ślad został uwieczniony na nosie. - Ty sukinsynie! - podniosłem leżącego bruneta i po raz kolejny dostał ode mnie po mordzie. I jeszcze raz. I jeszcze.
- Kendall! - głos Carlosa, który pojawił się praktycznie znikąd wyrwał mnie z amoku. Spojrzałem to na chłopaka, to na Derana i otworzyłem szerzej oczy. Twarz chłopaka była totalnie zmasakrowana i nie było miejsca, gdzie nie znajdowała się krew. Wydobył z ust cichy jęk, kiedy przestałem go okładać pięściami.
- Oszalałeś?! - tym razem usłyszałem Dustina. - Mogłeś go pobić na śmierć!
- To co, miałem patrzeć jak dobiera się do Ani?! - krzyknąłem spluwając śliną, która zebrała się w moich ustach.
- Już Ci coś powiedziałem na temat Twojego sposobu załatwiania sprawy. - stanął naprzeciwko mnie, ale to ja górowałem nad nim wzrostem.
- W takim układzie gdzie Ty byłeś, co? Nie wiedziałeś gdzie zaparkowałeś swojego rumaka, czy może męczyłeś się nad zakładaniem zbroi?
- Ej! - podeszła do nas Bridgit i oparła swoje racę na naszych ramionach, tak aby odległość między nami nieco się zmniejszyła. - Na prawdę to jest teraz aż takie ważne? Mamy inne problemy! - wypowiadając ostatnie zdanie wskazała głową na brunetkę nadal opierającą się o ścianę. Zrobiłem dwa kroki w miejscu i lekko rozchyliłem wargi, aby coś powiedzieć, ale uprzedził mnie czarnowłosy.
- Aniu, wszystko w porządku. Jestem tutaj. - zaczął szybko się do niej zbliżać, na co ona jedynie przesunęła się jeszcze dalej, jakby chciała od niego uciec. - Nie masz się co bać. - zrobił kolejny krok, ale w porę go zatrzymałem.
- Nie widzisz, że tym sposobem pogarszasz sytuację. - warknąłem cicho.
- Przecież nic jej nie jest! - znowu podniósł głos.
- Ty na serio nic nie rozumiesz? - zapytałem poirytowany.
- Co mam niby rozumieć?!
Ja pierdole. On o niczym nie wiedział! No to zajebiście mnie wkopałaś Aniu…
- Stój gdzie stoisz. - nakazałem mu, na co odpowiedział jedynie głośnym fuknięciem, jednak się mnie posłuchał.
Głośno westchnąłem i odwróciłem się w stronę dziewczyny, która wyglądała jak siedem nieszczęść. Miała zaczerwienione policzki, tak samo jak oczy, z których wypływały łzy. Ania jest chyba jedną z nielicznych dziewczyn, które na szczęście się nie malują. Założę się, że gdyby miała nałożonego odrobinę tuszu do rzęs, jej twarzy wyglądałaby jak po wojnie. Miała skrzyżowane ręce wokół ramion, a jej skulona sylwetka pokazywała jedynie, że chciała się gdzieś schować.
- Aniu… - powiedziałem cicho i zrobiłem pół kroku do przodu. - To ja Kendall.     - mówiłem łagodnym tonem, aby jakoś złagodzić sytuację. Powoli robiłem kolejne kroki, ale widząc, że dziewczyna nawet nie drgnęła, uznałem to za dobry znak. Przynajmniej nie uciekała. - Pamiętasz mnie? - zapytałem cicho będąc co raz bliżej.
Zaskoczyło mnie kiedy dziewczyna podniosła głowę i spojrzała prosto w moje oczy. Nie minęło nawet pięć sekund, a zaraz brunetka znalazła się w moich objęciach, zaciskając ręce na moich plecach. Mogłem sobie bić brawo, za to co zrobiłem i najchętniej odwróciłbym się do Dustina i uśmiechnąłbym się złowieszczo. Ale teraz najważniejsza była dziewczyna, niż jakieś dogryzanie tamtemu gościowi.
- On mnie dotknął… - jęknęła prosto do mojego ucha i od razu zacisnęła mocniej ręce. - On chciał…
- Ciii… - przerwałem jej gładząc pokrzepiająco po plecach. - Nic nie mów… Jestem z Tobą.
Ania pociągnęła głośniej nosem i oparła swoje czoło o moje ramię, a ja lekko odwróciłem się w stronę przyjaciół. - Dajcie jakąś kurtkę.
Pierwszy zerwał się Carlos, który ściągnął swoje okrycie i mi je podał. Zarzuciłem kurtkę na ciało brunetki i chcąc przytulić ją jeszcze raz, ta o dziwo odsunęła się ode mnie.
- Nic nie rozumiem… - usłyszałem głos Dustina, a ja miałem ochotę wywrócić oczami.
- Powiedz mu… - szepnęła Smith, a ja jedynie otworzyłem szerzej oczy. Co takiego? Ja?! To przecież ona powinna mu wszystko wyjaśnić! - Proszę…
Głośno westchnąłem i przeczesałem moje włosy, nie wiedząc co zrobić. Nie jestem w stanie, aby wszystko powiedzieć temu gościowi. Mogę Bridgit, Loganowi, komukolwiek, ale na pewno nie Dustinowi!
- Ania? - odezwał się czarnowłosy. - O co chodzi?
Dziewczyna pokręciła przecząco głową i odsunęła się ode mnie kawałek. Jej proszący wzrok wywiercał we mnie dziurę, a ja miałem ochotę powyrywać wszystkie włosy z głowy.
- Zajmę się nią. - odparła Bridgit i przyciągnęła do siebie brunetkę, która położyła głowę na ramieniu blondynki i skierowały się w stronę parkingu.
- Co z nim? - zapytał Logan pokazując ręką na Derana, który siedział pod ścianą i tamował krwotok z nosa swoją koszulką. Popatrzyłem na niego z ukosa i wzruszyłem ramionami, przez co usłyszałem głośny śmiech, podobny bardziej do charczenia.
- Bronisz jej jak lew. - powiedział z uśmiechem, ale wiedziałem doskonale, że każdy gest musiał robić z wielkim bólem. - Kto by pomyślał…
- Zamknij się. - syknąłem w jego stronę.
- Frank się na Tobie zemści. Jak nie teraz to na pewno już niedługo. - dodał rozbawiony. Zamknąłem na chwilę oczy, żeby później odwrócić się w stronę Derana i ponownie przywalić mu prosto w łuk policzkowy. Cios był na tyle silny, że aż chłopak ponownie wylądował na ziemi twarzą do podłoża.
- Frank będzie siedział w pierdlu przez najbliższe ćwierć wieku. - warknąłem prosto do jego ucha, na co ponownie usłyszałem stłumiony śmiech.
- Pilnuj swojej laluni. - syknął w moją stronę. - Jej też może coś zrobić. - już się zamachnąłem aby znowu mu przyłożyć, ale w porę pojawił się James.
- Nie warto. Masz teraz chyba inne sprawy. - powiedział zerkając na Dustina.
Wypuściłem powietrze z ust i przetarłem zranione knykcie palców, przez tego idiotę. Nie mam pojęcia dlaczego Deran wtrąca w to wszystko Franka, ale teraz najmniej mnie to obchodzi.
- Miałeś mi coś wyjaśnić. - mruknął Dustin.
- Chodźmy gdzieś indziej.
Skierowałem się w stronę prawie pustej szkoły. Prawie, gdyż wyjątkiem były sprzątaczki, które akurat myły podłogi. Odbierając moją kurtkę wróciłem z powrotem do Dustina, który stał przy moim samochodzie i zniecierpliwiony uderzał nogą pewien rytm.
- Dowiem się w końcu o co chodzi? - zapytał rozzłoszczony.
- Na serio chcesz tutaj gadać? - zmarszczyłem czoło ze zdziwienia.
- Im szybciej tym lepiej. - warknął i oparł się o czyjś pojazd, który stał obok mojego. - Czego ja nie wiem, a Ty wiesz?
Trochę by się tego uzbierało...
- Lepiej usiądź. - wskazałem na drewnianą ławeczkę stojącą obok nas na chodniku.
- Dziękuję, postoję.
Żeby nie było, że nie ostrzegałem…
- Jak chcesz… - głośno wypuściłem powietrze z ust i przeczesałem włosy. Czas zacząć zabawę. - Ania pewnie Ci mówiła o swoim ojcu. Jak ją bił i się nad nią znęcał.
- Tak, ale skąd… - zaczął, ale szybko mu przerwałem.
- Cóż, to nie ograniczało się tylko na takim rodzaju wyzbycia się agresji. - ciągnąłem dalej, a widząc zmieszaną twarz Dustina, wywróciłem oczami.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał krzyżujące ręce na piersiach.
No dobra Schmidt, teraz albo nigdy.
- Ania, ona… - oblizałem ze zdenerwowania wargi nie wiedząc jak to powiedzieć.
- Wyduś to z siebie. - warknął mój rozmównik.
- Została zgwałcona.
Pierwszą reakcją Dustina było oczywiście klapnięcie na wcześniej zaproponowaną przeze mnie ławkę. Jego oczy zrobiły się od razu większe, a usta lekko rozchylił.
- Mówiłem Ci, żebyś usiadł. - powiedziałem wzruszając ramionami.








~~~~
Jack Penate - Be The One










____
Witam Was wszystkich w tą piękną niedzielę. Rozdział nie jest ciekawy, praktycznie nic się tutaj nie dzieje, ale nie miałam czasu aby go dopracować. Po drugie witam po długiej przerwie i dziękuję, że przetrwaliście ją. Co do Waszych komentarzy - mam je gdzieś, możecie mnie nazywać od oszustek, debilek itp. Mnie to nie obchodzi, skoro już nie chcecie czytać bloga - możecie śmiało stąd odejść, niż psuć mi humor swoimi komentarzami…. Na przyszłość warto czytać dokładnie informacje lub skontaktować się ze mną dlaczego zawiesiłam bloga niż od razu oskarżać mnie od oszustek..


Okej, to raczej wszystko na tę chwilę obecną.

Pozdrawiam! :*

6 komentarzy:

  1. Fantastyczny rozdział. Bardzo się cieszę ze wróciłaś na bloga. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. / madzialenka

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie się cieszę, że wróciłaś! Brakowało mi czegoś na bloggerze, jak wchodziłam to nie było Twojego opowiadania. Bardzo się cieszę, że już jesteś. Frank znowu wraca w postaci kumpli, niech da Sobie spokój! I odpuści, mina Dustina musiała być świetna. Ania i Kendall, bardzo do Siebie pasują! Świetny rozdział, czekam na następny! :).
    Świetnie że wróciłaś! ♥ .

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest świetny, bardzo mi się podoba ;) Cieszę się, że nie obchodzi cię zdanie innych :) z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana! Bardzo się cieszę, że wracasz! :) Normalnie płakałam przez to, że zawiesiłaś bloga ;)
    Kocham Ben blog! <3 Kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja Cb normalnie KOCHAM !!! <3
    Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś ! Popieram Cię; komu się nie podoba niech nie czyta.. ale jak zgaduję, obrażali Cię i komentowali typowi hejterzy .. czyli nie ma co się przejmować.
    A wgl, co Ty wgl gadadz ?! Nieciekawy rozdział ?! Chyba wręcz przeciwnie! Jest świetny!
    Nie przedłużając, czekam na nn Xx !

    OdpowiedzUsuń