Whether we’re together or apart
We can both remove the masks and admit we regret it from the start
~~~~~~~~
- Przynieść Ci coś do picia? Herbatę? - zapytała Bridgit usadawiając mnie na jej łóżku.
- Po prostu ze mną zostań. - szepnęłam nadal patrząc w podłogę.
Poczułam jak materac ugina się pod ciężarem jeszcze jednej osoby, a ja głośno pociągnęłam nosem. Zdecydowanie za dużo płaczę.
- Jak Ty z tym żyjesz? - zapytała nagle dziewczyna, a ja odwróciłam się w jej stronę, nie rozumiejąc o czym ona mówiła.
- Z czym? - zapytałam zbita z tropu.
- Nie jestem ślepa Aniu. - powiedziała z uśmiechem. - Wiem co przeszłaś. Znaczy się... Domyślam się.
- Nie rozumiem… - mruknęłam kręcąc głową unikając wzroku dziewczyny. Ona nie może o niczym wiedzieć. To miała być moja tajemnica. Nikt nie miał się o tym dowiedzieć.
- Rozumiesz doskonale o co mi chodzi. - odparła zmieniając pozycję na łóżku. - Twój strach przed dotykaniem nie pojawił się tak nagle. Musiało się coś stać. - naciskała, a w moich oczach pojawiły się łzy i automatycznie podkuliłam nogi pod brodę. Do czego ona zmierza?
Zapanowała cisza, którą żadna z nas nie chciała przerwać. W między czasie do pokoju Bridgit weszła szara kotka Leyla, która wskoczyła na łóżko i zaczęła się o mnie ocierać. Uśmiechnęłam się lekko i wyciągnęłam rękę w jej stronę, aby ją pogłaskać po szyi. Od razu zaczęła mruczeć, co spowodowało cichy chichot u Bridgit.
- Kiedy zaczęłaś się domyślać? - zapytałam po chwili.
- Kiedy dowiedziałam się, że boisz się dotyku, od razu przeczuwałam, że coś jest nie tak. Ale nie brałam pod uwagę najgorszych opcji. Z czasem zaczęłam łączyć fakty. Najpierw byłaś totalnie zamknięta w sobie i nie potrafiłaś nikogo do siebie dopuścić. Co mogło oznaczać, że po prostu boisz się ludzi. A żeby bać się ludzi, trzeba mieć do tego powody. - wypuściła powietrze i przeczesała swoje rozpuszczone włosy. - Jednak najbardziej pomogli mi Twoi domownicy. Za każdym razem, kiedy rozmawiali na temat kolejnej zgwałconej dziewczyny patrzyli na Ciebie ze współczuciem, co nie uszło mojej uwadze. Ale dzisiaj już jestem pewna na sto procent.
- Czy mówiłaś komuś… - zaczęłam nadal skupiając uwagę a kotce.
- Nie. - zaprzeczyła od razu, dzięki czemu odetchnęłam z ulgą. - Dustin niczego nie podejrzewał. Co często mnie wkurzało! - dodała rozbawiona. - Zbyt często niepotrzebnie naciskał na Ciebie. A dzisiaj… - w końcu odwróciłam się do niej i zagryzłam wargę od środka. - Szczerze mówiąc myślałam, że mu przywalę. - zakończyła z szerokim uśmiechem.
- Zachował się, tak jak myślał, że będzie dobrze. O niczym nie wiedział. - szepnęłam wzruszając ramionami.
- Ale Kendall wiedział. - mruknęła poważnie.
- Kendall to jest zupełnie inna sprawa. - pokręciłam głową i poprawiłam moją pozycję.
- Powiedziałaś mu, czy sam się domyślił? - zadała kolejne pytanie.
- Umm, to było kiedy leżałam w szpitalu po wypadku. - mruknęłam spuszczając głowę w dół. - Kiedy się obudziłam Kendall stał koło mnie i mocno trzymał mnie za rękę. - uśmiechnęłam się wspominając tą piękną chwilę. Chyba już na zawsze zostanie mi ona w pamięci.
- Nie dziwię się. Był kłębkiem nerwów, kiedy leżałaś nieprzytomna. - podniosła się z łóżka i stanęła naprzeciwko okna. - Czatował pod Twoją salą przez całe dnie. Zaliczył nawet kłótnie z ordynatorem i kilkoma pielęgniarkami. Za nic na świecie nie chciał iść do swojej sali. - opowiadała rozbawionym głosem.
- Już wtedy musiał się domyślać… - powiedziałam na głos swoje myśli.
- Spostrzegawczy jest! - parsknęła śmiechem dziewczyna i wróciła z powrotem na swoje miejsce. - Już wtedy wiedziałaś, że mu zaufasz. - stwierdziła wyciągając nogi po całej długości materaca.
Czy wiedziałam? Może i tak...
- On jest… - urywam na moment, nie wiedząc jakimi przymiotnikami określić blondyna. - Jest zupełnie inny, niż wszystkim się wydaje.
- Wiem to. - odparła dziewczyna.
- Jest zagubiony sam w sobie i potrzebuje tylko jakiegoś drogowskazu, aby przejść na bezpieczną ścieżkę. - ignoruję jej komentarz i zatracam się w myślach. - On też wiele przeszedł.
- Chcesz mu pomóc? - pyta z ciekawości i bierze na ręce Leyle.
- Tak samo jak on mi. - odpowiadam z lekkim uśmiechem. - Ale Dustin… - dodaję, na co tamta wywraca oczami.
- On po prostu boi się, że ktoś Cię znowu skrzywdzi. A Schmidtowi nie ufa z wielu przyczyn i dlatego ma do niego taki, a nie inny stosunek. - wyjaśnia wzruszając ramionami. - Taki już jest. Musi mieć wszystko i wszystkich pod kontrolą.
Naszą rozmowę przerywa dzwonek telefonu dziewczyny, który leżał na jej biurku. Bridgit leniwie podniosła się z łóżka i podeszła do mebla. Lekko się uśmiechnęła, kiedy zobaczyła kto dzwoni.
- Cześć mamo. - krzyknęła do słuchawki.
Muszę przyznać, że Mendler jest strasznie spostrzegawcza. Nie sądziłam, że ktoś w ogóle będzie kojarzył wszystkie fakty. No oprócz oczywiście Kendalla, który miał przy okazji jeszcze inne dowody, których dziewczyna nie miała w zasięgu. Ale i to nie przeszkodziło jej w poznaniu prawdy. Szkoda, że ja nie byłam na tyle mądra i nie zauważyłam, że coś się dzieje nie tak z jej zdrowiem. Od razu ogarnął mnie smutek, kiedy przypomniałam sobie, co jest tej uśmiechniętej blondynce.
Rozglądając się po pokoju dostrzegłam pamiątkowe zdjęcia robione w ciągu jej życia. Uśmiech nigdy nie znikał z jej warg, a błyszczące oczy świeciły jak dwa ogniki. Nie mogę sobie wyobrazić tego, że niedługo może jej już nie być. Nie będę mogła słuchać tego zaraźliwego i głośnego śmiechu. Nie zobaczę tych długich blond włosów, które poznam z bardzo dużej odległości. Nie poczuję jej owocowych perfum, z którymi nie rozstawała się ani jednego dnia. Nie mam pojęcia jak mam się teraz zachować. Z jednej strony cieszę się, że Bridgit powiedziała o swojej chorobie, ale z drugiej... Z każdym nowym dniem będę żyć myślą, że zostało tak niewiele czasu, aby się z nią pożegnać. Nie chcę żeby odchodziła. Takich ludzi jak ona jest zbyt mało na tym świecie i nie rozumiem, dlaczego musi ich nadal ubywać. Dlaczego to właśnie ona zachorowała?
- Wychodzi na to, że mamy cały dom dla siebie. - usłyszałam pełen entuzjazmu głos blondynki. - Moja mama musi zostać na nocnej zmianie.
- Twój tata jeszcze nie wrócił z trasy? - zapytałam zdziwiona. Ojciec Bridgit rozwozi towar po kraju. Dosyć często nie ma go w domu, za to matka dziewczyny jest pielęgniarką na oddziale dziecięcym w pobliskim szpitalu.
- Ma przyjechać dopiero za dwa tygodnie. - powiedziała siadając na łóżku. - Zadzwoniłabym po chłopaków, ale myślę, że przydałby nam się taki wieczór we dwie.
- Sama z Tobą przez całą noc? Nie wiem, czy to będzie dobry pomysł. - zaśmiałam się cicho, na co dziewczyna wywróciła oczami. Między nami zapadła cisza, którą żadna z nas nie chciała przerwać. W mojej głowie roiło się wręcz od pytań, które chciałam zadać dziewczynie, ale bałam się, że jej dobry humor może zbyt szybko uciec.
- Chodźmy na dół. Mam chęć na gorącą czekoladę. - zaproponowała w końcu i szybko podniosła się z materaca.
Szłam za dziewczyną, która zaprowadziła mnie do jej małej, ale za to bardzo przytulnej kuchni. Uwielbiałam przebywać w domu Bridgit. Od razu po przekroczeniu progu można było wyczuć rodzinną atmosferę i kojące ciepło. A kuchnia Państwa Mendlerów strasznie przypominała mi tą, w której przebywała Katherine.
- O nowotworze dowiedziałam się na początku wakacji. - zaczęła mówić wstawiając wodę na ogień. - A to, że jest złośliwy, kilka tygodni później. - zaskoczyła mnie, kiedy zaczęła sama mówić, bez żadnej prośby. Może czas najwyższy na wyjawienie sekretów Bridgit Mendler? - Na początku września pojechałam do kliniki w Bostonie. Akurat mój ojciec miał tam kurs, więc przy okazji poszedł tam ze mną. - nadal stała tyłem do mnie i tylko ciekawość mnie zżerała jaki ma wyraz twarzy. Z górnej szafki wyjęła dwa czerwone kubki i opakowanie z gorącą czekoladą w proszku. - Nie można wyleczyć się całkowicie z tego gówna. Zostaje więc chemioterapia. - odwróciła się w moją stronę, w ręku trzymając kubki i postawiła je na blacie przede mną. - Nie zgodziłam się na nią.
- Co takiego? - zapytałam zaskoczona i otworzyłam szerzej oczy.
- Przyjęłam jedną. I powiedziałam, że nigdy więcej nie będę brać tego cholerstwa. - powiedziała z wyrzutem i podeszła do kuchni, gdzie woda w czajniku już się zagotowała. - A tak w ogóle nie było nas stać na kolejne dawki.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś? - zadałam kolejne pytanie tym razem bardzo mocno zdenerwowana. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i pokręciła z dezaprobatą głową.
- Postaw się na moim miejscu. Co Ty byś zrobiła, kiedy dowiedziałabyś się, że jesteś śmiertelnie chora i zostało Ci tylko kilka miesięcy życia? - zaskoczyła mnie tym.
Zagryzłam ze zdenerwowania wargę i spuściłam głowę w dół. Wiedziałam doskonale do czego zmierzała dziewczyna. I niestety miała rację.
- Znasz już odpowiedzi na swoje pytania. - powiedziała cicho i zabrała się za przygotowanie gorącego napoju. - Nie miałam ochoty dostawać ani grama litości, czy też współczucia. Bo niby po jaką cholerę jest mi to potrzebne? Dzięki temu będę zdrowa? - prychnęła pod nosem i postawiła przede mną czerwony kubek z kilkucentymetrową puszystą pianką, posypaną kakaem. Podziękowała cicho i czekałam na dalsze wyjaśnienia dziewczyny. - Sama sobie zaszkodziłam. Przez wiele lat interesowałam się jedynie czubkiem mojego nosa i tym, czy mam z kim iść na następną imprezę.
- Dustin opowiadał mi o Twoich wypadach. - odezwałam się cicho nie wiedząc, czy powinnam w ogóle to mówić. Tamta zaś cicho się zaśmiała i upiła łyk napoju.
- To były piękne czasy. Imprezy, alkohol, dragi… - cicho westchnęła i zamknęła oczy, jakby rozkoszowała się samymi wspomnieniami. - Brakuje mi tego. - powiedziała z uśmiechem, ale zaraz szybko znikł, kiedy coś sobie przypomniała. - Ale jeżeli mam pomyśleć, że to przez to jestem w takim stanie, a nie innym mogę przyznać, że nie chciałabym do tego wrócić.
Chwytając swój kubek skierowała się z powrotem w stronę schodów, a ja szłam krok w krok za dziewczyną. Zajęłyśmy poprzednie miejsca co wcześniej i ponownie zaczęłam słuchać wyjaśnień Bridgit. Opowiedziała mi dzień, kiedy dowiedziała się, że jest chora. Pierwszą jej reakcją było oczywiście głośne wyśmianie, a kiedy wyszła ze szpitala poszła na imprezę, gdzie porządnie świętowała swoją chorobę. Z każdym następnym dniem, zaczęła rozumieć, co to takiego rak i jak trzeba z nim walczyć.
- Został mi jeszcze jeden miesiąc wolności, a potem już będę musiała iść do szpitala, aby tam przeleżeć resztę żywotu. - zaśmiała się pod nosem i wypiła duszkiem resztę swojej czekolady. Popatrzyłam na nią z wielkim zaskoczeniem. Chyba jest jedną z tych, którzy nie boją się śmierci. Ale to nie znaczy, że nie boją się tego co będzie później. Optymiści...
- Co na to Twoi rodzice? - zapytałam po chwili.
- Są nadal kochani, jak byli. - uśmiechnęła się szeroko. - Tata na razie jest twardy i trzyma wszystko w sobie. Mama też próbuje, ale nie zawsze jej to wychodzi. Często słyszę jak płacze w nocy. - jej uśmiech od razu zszedł, a sama spuściła głowę w dół. - Najgorsze jest to, że to ja jestem powodem jej płaczu. - głośno westchnęła i mocno zacisnęła swoje wargi, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w porę się pohamowała. Słysząc dzwonek do drzwi popatrzyłam zdziwiona na Bridgit, która jedynie wzruszyła ramionami. - Pójdę zobaczyć kto to. Założę się, że to znowu Colin z naprzeciwka. Gnojek pewnie coś przeskrobał. - zaczęła wyjaśniać, a ja zachichotałam pod nosem.
Nadal nie mogę uwierzyć, że za kilka tygodni nie będę już mogła z nią porozmawiać, tak jak teraz. Nigdy jakoś z Bridgit nie utrzymywałyśmy bliskich kontaktów. Była moją przyjaciółką, ale nie taką, z którą zawsze i wszędzie chodziłam i wspólnie spędzałyśmy każdą wolną chwilę. Od tego był zawsze Dustin. Ale teraz mogę jedynie tego żałować. Nie mam pojęcia, co będzie później. Czy nasze spotkania przyjacielskie nadal będą się odbywać? Czy może uznamy, że bez Bridgit to już nie to samo?
- ...Wydaje mi się, że chyba dobrze. - usłyszałam za drzwiami głos dziewczyny i po chwili stanęła w progu. - Masz gościa. - oznajmiła z uśmiechem i odsunęła się kawałek, aby zrobić miejsce w przejściu. W pierwszej chwili pomyślałam, że może to Dustin. I nie mam pojęcia jak wyglądała moja mina, kiedy zobaczyłam iż ową osobą okazał się być sam Pan Schmidt...
- Hej. - przywitał się cicho i lekko się uśmiechnął.
- Co tutaj robisz? - zapytałam od razu.
- Ciebie również miło widzieć. - parsknął śmiechem i usiadł na łóżku Bridgit obok mnie.
- W razie co jestem na dole. - odezwała się blondynka i wyszła ze swojej sypialni, zamykając za sobą drzwi. Przez kilka chwil wpatrywałam się przed siebie, ale po chwili w końcu odwróciłam wzrok na chłopaka.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Raczej tak. - kiwnęłam głową i spuściłam wzrok na moje dłonie. - Powiedziałeś mu? - szepnęłam
- Taa. - podrapał się po karku i przeczesał swoje włosy. - Boję się jedynie o jego zdrowie, gdyż nie wyglądał dobrze.
- Co? - zapytałam szybko i podniosła wzrok na niego, na co usłyszałam jedynie cichy chichot.
- Spokojnie, nic mu nie jest. Doznał lekkiego szoku, ale powinien żyć. Zawiozłem go do domu i tyle. - wzruszył ramionami, jakby to co powiedział, było normalną rzeczą. Głośno wypuściłam powietrze i przetarłam twarz dłońmi. Po chwili ponownie spojrzałam na blondyna, który cały czas mi się przypatrywał. Przysunęłam się bliżej niego i niepewnym ruchem objęłam jego szyję, wtulając głowę w zagłębieniu między ramieniem. Chłopak od razu odwzajemnił mój uścisk i jeszcze bliżej przysunął mnie do siebie. Jego zapach perfum od razu doszedł do moich nozdrzy i mogę od razu stwierdzić, że tego mi właśnie brakowało.
- Dziękuję… - szepnęłam prosto do jego ucha. Odsunęłam się kawałek od niego, nadal trzymając ręce na ramionach. - Gdyby nie Ty… - urwałam kręcąc głową.
- Ale przyszedłem. - powiedział stanowczo i podniósł mój podbródek do góry, abym mogła spojrzeć mu w oczy. - W roli ścisłości to przybiegłem. - dodał rozbawiony, na co cicho zachichotałam. - Lubię kiedy się śmiejesz. - powiedział poważnie nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego. - A najbardziej lubię wiedzieć, że to ja jestem powodem Twojego śmiechu.
- Samouwielbienie Panie Schmidt? Nie spodziewałam się tego po Panu. - wydęłam rozbawiona wargi, próbując ignorować poprzednie wyznanie chłopaka.
- Od czasu do czasu trzeba. - zmarszczył na chwilę nos. - Aż tak bardzo Pani to przeszkadza, Panno Smith? - zapytał po chwili.
- A czemu niby ma mi to przeszkadzać? - zmrużyłam oczy i przybrałam najbardziej poważną minę, jaką mogłam zrobić na chwilę obecną. - Po prostu ma Pan zbyt wysoką samoocenę i tyle.
- Czy Pani się ze mną drażni?
- Z chęcią powiedziałabym nie, ale podobno kłamać nie wolno. - wzruszyłam ramionami, na co tamten jedynie zaczął się głośno śmiać i znowu mocno do siebie przytulił. To była właśnie strona Kendalla, którą uwielbiałam. Był zabawny, czuły, miły i bardzo często się śmiał. Jednak wiedziałam doskonale, że pod tą różową stroną, kryje się też i czarny charakter, który na tę chwilę obecną uciął sobie drzemkę.
- Przepraszam. - powiedział po chwili, a ja zmarszczyłam czoło nie wiedząc o co mu chodzi. - Chciałbym, żebyś mi uwierzyła. Że na prawdę się staram. Ale to jest bardzo trudne...
- Nikt nie mówił, że zmiany przyjdą łatwo. - powiedziałam cicho.
- Dlatego potrzebuję Cię. Potrzebuję Twojej pomocy. - tym razem to on odsunął się kawałek i położył dłonie na moich policzkach. - Bo tylko Ty jesteś w stanie mi pomóc.
Moje serce zaczęło mocniej bić, a oddech stał się o wiele cięższy. Czułam się przytłoczona tym wszystkim i nie miałam najmniejszego pojęcia co o tym myśleć. Rozum powtarza co i rusz, że to jest właśnie on. To on mnie skrzywdził i sprawił, że cierpiałam! Ale serce czuje, że on się zmieni. Że będzie inny i powinnam mu wierzyć.
- Sama nic nie wskóram. - powiedziałam kładąc ręce na jego, które cały czas znajdowały się na mojej twarzy. - Musisz ze mną współpracować.
- Zrobię wszystko Aniu. Wszystko. - powtarzał, jakby chciał nie tylko mnie o tym zapewnić, ale i siebie. - Nie zawiedziesz się na mnie.
- Nie mów tego, czego nie jesteś pewien. - szepnęłam. Nie wiedziałam czemu, ale poczułam jak w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Nie mogę teraz płakać!
- Nasza znajomość jest najlepszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła. - powiedział szczerze. No takiego wyznania to się w życiu nie spodziewałam! - Czemu płaczesz? - zapytał rozbawiony wycierając kąciki moich oczu z łez. - Wiem, że jestem straszny, ale no bez przesady.
Zaśmiałam się z jego komentarza. Tylko on potrafi przejść z bardzo poważnego tematu na żarty, których po prostu nie da się ignorować. To chyba jest właśnie urok Kendalla Schmidta
- Jak bardzo będziesz szczęśliwa, jeżeli Ci powiem, że doszliśmy do porozumienia z Dustinem? - zapytał ni z tego ni z owego, w końcu opuszczając swoje ręce z moich policzków.
- Co takiego? - zapytałam zaskoczona.
- W jednej sprawie, ale to i tak jest duży postęp. - od razu wyjaśnił i wygodniej ułożył się na łóżku. Poklepał miejsce koło siebie, a ja szybko usiadłam koło niego. Jednak Kendall miał inne zamiary i przyciągnął mnie w taki sposób, że moja głowa leżała na jego klatce piersiowej. Rozkoszowałam się cichymi uderzeniami serca, których mogłam teraz słuchać bezwarunkowo.
- Dowiem się w jakiej? - zapytałam cicho i zaczęłam rysować palcem po białej koszulce chłopaka.
- Może Ci się to nie spodobać, dlatego Belt poprosił mnie, żebym pogadał o tym z Tobą. - podniosłam się lekko, aby zobaczyć wyraz twarzy Kendalla. - I już chyba wiem dlaczego. - dodał rozbawiony, a ja uniosłam jedną brew. - W razie czego to ja dostanę po mordzie, a nie on.
- Zabawne. - mruknęłam i wywróciłam oczami. - O co chodzi?
- Stwierdziliśmy… - zaczął i wyciągnął w moją stronę dłoń i schował kilka włosów, które wyszyły z koka za ucho. - Że Katelyn i Deran mają coś wspólnego z Frankiem. Nie wiem co, ale na pewno mają z nim kontakt, a co może oznaczać jedynie tyle, że Frank...
- Będzie chciał się zemścić. - dokończyłam za niego.
- Dokładnie Pani Spostrzegawcza. - zaśmiał się cicho. - Jestem ciekaw, czy zgadniesz na kim dokładnie będzie chciał się zemścić?
Oblizałam ze zdenerwowania wargę i spojrzała w bok zastanawiając się nad pytaniem chłopaka. Odpowiedź była wręcz banalna, jak na to pytanie, ale nie była do końca pewna...
- Na tych, którzy wsadzili go do więzienia. - mruknęłam pod nosem.
- A dokładniej?
- Na nas… - szepnęłam spoglądając na chłopaka.
- Otóż to. - uśmiechnął się szeroko. - Ja sobie z Frankiem poradzę. Znam jego przebiegłość i jestem pewien, gdzie zamierza uderzyć. A teraz ponownie możesz zabłysnąć swą inteligencją… - podciągnął się na łokciach i poprawił swoją pozycję na łóżku. - Kojarząc wszystkie fakty, jakie do tej pory udało Ci się zebrać, to kto jest pod jego ostrzałem?
Kojarząc wszystkie fakty?
Nieudana próba Derana, który chciał mnie zgwałcić.... Kendall coś wspominał, że tamten wcześniej rozmawiał z Katelyn... Katelyn robi wszystko, żeby mnie upokorzyć i wykurzyć mnie ze University Of California... Przypomniałam sobie jeszcze słowa Kendalla: "Katelyn i Deran mają coś wspólnego z Frankiem."... Wszystko wychodzi na to, że tą osobą będzie...
- Ja. - dokończyłam na głos swoje myśli.
- Brawo Sherlock'u! - krzyknął rozbawiony Schmidt. Chwyciłam jedną poduszkę i od razu walnęłam go w głowę. - Dobra, zrozumiałem już po Twoim wzroku! - krzyknął próbując się obronić.
- Pochwalisz się swoim genialnym planem?
- W roli ścisłości, to Dustin go wymyślił nie ja. Ja go tylko udoskonaliłem. - powiedział dumny jak paw, a ja wywróciłam oczami. - To jest proste. Wręcz bardzo proste Aniu. Po prostu będziesz cały czas pilnowana, aby nikt Ci nic nie zrobił i tyle. - wzruszył ramionami i odgarnął włosy z czoła.
- Słucham? - zapytałam zaskoczona.
- Możesz to nazwać jak chcesz. Prywatna ochrona, CIA albo FBI… - zaczął wymieniać na palcach. - Na pewno włączymy w to chłopaków. Dlatego jutro po szkole spotykamy się u Jamesa i tam wszystkich ze sobą poznamy. Mam nadzieję, że znajdziesz miejsce jeszcze dla trójki chłopaków w swoich znajomych.
Już chciała powiedzieć: „w roli ścisłości dla jednego”, ale dałam sobie już spokój....
- Spokojnie, nie są tak straszni jak ja. - powiedział pokrzepiająco. - Pogadam z nimi w szkole, żeby zachowywali się jakoś przyzwoicie. Nie są tacy źli jak Ci się wydaje.
- Wierzę Ci. - zapewniłam go szybko, wiedząc o tym doskonale. Mam nadzieję, że James będzie tak samo miły jak reszta paczki Kendalla. - Czyli mam rozumieć, że od teraz gramy w jednej drużynie? - zapytałam unosząc brew, na co tamten energicznie pokiwał głową. - A co z Katelyn?
- Co ma być z Katelyn? - powtórzył moje pytanie nie wiedząc o co mi chodzi.
- No... Wy. Nie jesteście razem?
- Aniu, już Ci to tłumaczyłem… - głośno westchnął i ponownie przeczesał swoje włosy. - To jest o wiele bardziej skomplikowane, niż Ci się wydaje.
- Skomplikowane? Co jest takiego skomplikowanego? Albo jesteście razem, albo nie. Proste. - oburzyłam się.
- Katelyn wie o Kevinie. - powiedział spokojnie, a ja szerzej otworzyłam oczy. - A dokładnie to wie o wszystkim.
- Jak? - zapytałam zszokowana.
- I to jest właśnie kolejny dowód na współpracę Katelyn z Frankiem. Niby kto inny mógł jej o tym powiedzieć?
- Skąd masz pewność, że ona wie o wszystkim? - zadałam kolejne pytanie.
- Sama mi o tym powiedziała. - wzruszył ramionami. - Kilka dni po świętach, kiedy byłem u Grega, chciałem z nią porozmawiać o naszym "związku" - zrobił w powietrzu cudzysłów, co jedynie przyczyniło się do cichego chichotu. - Kiedy powiedziałem jej, że nie ma sensu ciągnąć tego dalej, ona mnie wyśmiała. I zagroziła mi, że jeżeli zakończymy to co jest, wszyscy dowiedzą się o tym, co stało się cztery lata temu. - głośno westchnął i wydął z niezadowolenia wargi.
- I co teraz? - zapytałam cicho.
- Myślisz, że będę się przejmował jakąś rąbniętą blondynką, która już po raz któryś tam, próbowała Cię upokorzyć? - odpowiedział rozbawiony.
- A Ty już po raz któryś tam mnie znowu uratowałeś. - stwierdziłam prychając pod nosem.
- Zasługuję chyba na jakiś medal, nie sądzisz? - zaśmiał się, a ja znowu walnęłam go poduszką, którą od razu mi zabrał. - No może z medalem przesadziłem, ale jakaś inna nagroda mi się należy.
- Propozycje?
Kendall cwaniacko się uśmiechnął i podniósł się ze swoje miejsca. Klęknął naprzeciwko mnie i spojrzał prosto w moje oczy. Strach przed tym co chce zrobić, wzrósł z każdym oddechem. Serce waliło jak oszalałe, a powietrze stało się strasznie gęste i trudno mi było nabrać tlenu.
- Wybacz mi. - szepnął patrząc w moje oczy. - Wybacz mi i uwierz, że na prawdę się zmienię.
- Zrobiłam już to, kiedy mnie dzisiaj uratowałeś. - powiedziałam szczerze i lekko się uśmiechnęłam. Jego zaskoczona mina była nie do opisania. Najpierw pojawiło się wielkie zdziwienie, następnie przyszło szczęście, a na samym końcu rozbawienie.
- W takim układzie wymyśliłem jeszcze jedną nagrodę. - dodał szybko, a ja uniosłam brew. - Czy możemy nadal kontynuować nasze wspólne lekcje?
- A obieca Pan być systematyczny i skupiać się wyłącznie na chemii? - zrobiłam poważną minę, ale i tak nie wiem ile bym się starała, moje oczy będą wyrażać te cholerne ogniki szczęścia.
- W zależności o jakiej chemii mówimy… - wydął usta, a ja znowu parsknęłam śmiechem. Miała zamiar chwycić kolejną poduszkę, ale ręka Kendalla była znacznie szybsza niż moje zamiary. - Tylko bez bicia!
- Jesteś niemożliwy. - powiedziałam poważnie i podniosłam się z łóżka.
- Mam to odebrać jako potwierdzenie? - zapytał głośno i również wstał na równe nogi.
- A mam inny wybór?
- Pewnie nie. - oblizał swoje usta i znowu się zaśmiał. - Chodź. Zawiozę Cię do domu.
*
Nigdy nie byłam bardziej zdenerwowana niż dzisiaj. Bałam się kilku rzeczy. Pierwsza: rozmowa z Dustinem. Druga: spotkanie z Darenem i Katelyn. I trzecia: wspólne popołudnie u Jamesa. Zbyt wiele rzeczy jak na jeden dzień. Problem pod numerem dwa, jednak sam się rozwiązał. Daren został zawieszony na razie na dwa tygodnie, a później dyrektor pomyśli o wydaleniu go z tej placówki. Katelyn nie było, co mogło jedynie świadczyć o tym, że po prostu bała się przyjść. Szczerze mówiąc ja też się bałam. Nie miałam pojęcia, co może mnie dzisiaj spotkać, a kolejne konfrontacje ze strony innych uczniów, jakoś nie należały do tych najbardziej oczekiwanych.
Kiedy spotkałam Dustina na szkolnym korytarzu oczywiście pierwszą jego reakcją był mocny uścisk. Nie mogłam uwierzyć, kiedy z oczu chłopaka zaczęły płynąć łzy. Przecież Dustin nie płacze! Już prędzej powiedziałabym, że Bridgit mogłaby się popłakać, ale nie on!
Jednak wymienienie między nami czułości nie trwało zbyt długo, ze względu na dzwonek oświadczający początek lekcji. Pierwszy miałam angielski, gdzie spotkałam uśmiechniętego od ucha do ucha Kendalla. Nie wiedziałam czym mogłabym usprawiedliwić jego pełne optymizmu zachowanie, ale szczerze mówiąc ani trochę mi to nie przeszkadzało. Tak jak wcześniej wspomniałam, uwielbiałam go takiego.
Kolejne lekcje minęły w dobrych humorach i nikt nie miała ochoty, żeby wspomnieć wczorajszy wieczór. Mam jedynie nadzieję, ze Bridgit wykona moją prośbę i porozmawia z Dustinem i wyjaśni mu to, co ona mi powiedziała. Nie chcę, żeby chłopak za bardzo się martwił. Chociaż... I tak już gorzej być nie może.
Prosto ze szkoły, jak to było w planach, pojechaliśmy samochodem Dustina do domu Jamesa. Ostatnim razem, kiedy tutaj byłam dowiedziałam się najgorszej rzeczy o mojej przyjaciółce. Może dzisiaj nie będzie aż tak źle i tym razem ktoś zaszczyci nas dla odmiany dobrymi wiadomościami?
Dustin zadzwonił dzwonkiem i nie minęło nawet pół minut, kiedy drzwi otworzył nam Carlos i przywitał nas z szerokim uśmiechem. Zaprosił nas do środka i powiesił nasze kurtki do szafy. Jestem ciekawa czy Logan i Carlos rozmawiali z Kendallem na temat znajomości, która już trwa przez kilka miesięcy.
- Napijecie się czegoś? - zapytał od razu kiedy weszliśmy do salonu.
- Nie trzeba. - zapewniła od razu Bridgit i zajęła miejsce na kanapie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i muszę stwierdzić, że pokój jest bardzo przytulnie urządzony. Ostatnio nie miałam warunków do tego, aby dokładnie przyjrzeć się wnętrzu domu. Kiedy mam sobie przypomnieć, że kilka dni temu była domówka, w której uczestniczyło około osiemdziesiąt osób, w tym również ja, mam wręcz zawroty głowy.
- Jesteście już. - usłyszałam za sobą głos Logana. Odwróciłam się do niego i obdarzyłam go ciepły uśmiechem, który od razu odwzajemnił. - Kendall i James są w kuchni. Zaraz przyjdą.
- Rozmawialiście z nimi? - zapytałam cicho.
- Nie było kiedy. - mruknął zrezygnowany Carlos i pokręcił głową. Usiadł koło Bridgit i przeczesał swoje włosy. - Jak się czujesz? - zapytał cicho.
- Żyję Carlos. - powiedziała rozbawiona dziewczyna na co wywróciłam oczami.
- To widzę. - odparł z uśmiechem Carlos. W pokoju pojawił się James, który w ręku trzymał białą ścierkę, a na ciele miał zawiązany śmieszny kuchenny fartuch, z wizerunkiem warzyw i owoców.
- Witam Państwa w mych skromnych progach. - lekko się ukłonił i machnął ściereczkę. - I zapraszam gości do jadalni.
- Obrady przy okrągłym stole? - zapytała rozbawiona blondynka.
- Akurat stół mam prostokątny, ale jeść przy nim można. - odpowiedział z uśmiechem Maslow i zaprosił nas gestem ręki.
- Chłopaki postanowili przygotować obiad. - wyjaśnił Logan, kiedy James zniknął za ścianą. - Podobno przy jedzeniu lepiej się rozmawia.
- Nie trudno zgadnąć czyj to był pomysł. - mruknęła Bridgit i potargała włosy Carlosa.
- I tym razem muszę Cię zaskoczyć, gdyż to wymyślił Kendall. - odezwał się Carlos i podniósł się z kanapy. Wyciągnął rękę w stronę dziewczyny, żeby pomóc jej wstać, na co ona przyjęła gest z szerokim uśmiechem. Popatrzyłam wymownie na Dustina, który jedynie wzruszył ramionami i zaraz objął mnie ręką w talii i poszliśmy za resztą. Docierając do jadalni, poczułam zapach topionego żółtego sera, sosu pomidorowego i jeszcze czegoś, co nie mogłam już poznać. Tak jak James wspominał, na środku pomieszczenia stał duży prostokątny stół i dostawionych do niego osiem krzeseł. Jadalnia łączyła się z kuchnią, która swoją granicę wyznaczała przez długi blat, na którym zapewne przygotowywane były posiłki. Te dwa pomieszczenia były urządzone w tym samym stylu co salon. Białe ściany i drewniane elementy były wręcz idealnie ze sobą połączone. Na parapetach stały rośliny doniczkowe, którym przydałaby się odrobina wody. Jestem ciekawa jak tam moje rośliny w szklarni. Nie byłam tam od kiedy spadł pierwszy śnieg...
- Siadajcie do stołu. Zaraz będzie jedzenie. - usłyszałam głos Kendalla, który również miał na sobie ten śmieszny fartuch. Wyłapałam jego spojrzenie, na co od razu szerzej się uśmiechnął i lekko pomachał dłonią. Odwzajemniłam ten gest i usiadłam między Dustinem, a Bridgit.
- Co tak ładnie pachnie? - zapytała blondynka. Gdyby nie ona, zapewne krępująca cisza od razu dopadłaby nasze grono. Jestem wdzięczna dziewczynie, za to, że tak łatwo znajduje tematy do rozmowy.
- Jedyne danie, które Kendall nie schrzanił. - odparł rozbawiony James, na co dostał ścierką po głowie od blondyna. - No przecież prawdę mówię! Ty nawet wodę na herbatę nie potrafisz przegotować!
Jako pierwszy zaczął śmiać się Carlos, a zaraz za nim dołączyła reszta towarzystwa. Jak na razie moje obawy poszły sobie na spacer, a zastępuje je nadzieją na zawarcie nowych znajomości.
- Lasange. - odparł Schmidt, kiedy wyjął danie z piekarnika i postawił je na stole.
- Wygląda smakowicie. - powiedział Carlos i oblizał swoje wargi. - Faktycznie jej nie schrzaniłeś.
- Zamknij się. - syknął w jego stronę i zaczął kroić zapiekankę makaronową. Nakładał po kolei na talerze, które krążyły wokół stołu podając kolejnej osobie gorące danie.
- Do twarzy Ci w tym fartuszku! - krzyknął James z kuchni, który nalewał do szklanek soku pomarańczowego. - Chyba zacznę częściej zapraszać gości, skoro mam podziwiać samego Kendalla Schmidta w babskim stroju.
- Jeżeli w tej chwili się nie zamkniesz oddam Twoją porcję Foxowi. - warknął w jego stronę trzymając w ręku talerz.
- Kim jest Fox? - zapytałam cicho.
- Mój pies. - odpowiedział od razu James stawiając przede mną szklankę z napojem. Podziękowałam cicho i od razu upiłam jeden łyk, czując suchość w gardle.
- Masz psa? - zapytała podekscytowana Bridgit. - Jakiej rasy?
- Czarno-biały sierściuch i tyle. - odezwał się Carlos siedzący na przeciwko dziewczyny.
- Alaskan Klee Kai idioto. - westchnął James i usiadł koło dziewczyny.
- Ja mam brytyjskiego krótkowłosego kota.- pochwaliła się blondynka, na co Maslow lekko się uśmiechnął.
- Zostawmy sprawę kotów i psów na później. - odezwał się Kendall ściągając swój kolorowy fartuszek.- Mam nadzieję, że będzie smakować. Smacznego.
Chłopak nie musiał tego powtarzać dwa razy, gdyż każdy od razu zabrał się za jedzenie. Faktycznie danie było wyśmienite i mogło się równać z wykonaniem Alice. Już sobie to wyobrażam, zaciętą walkę pomiędzy Kendallem a starszą Panią, która swoją drogą, nie darzy sympatią Schmidta. To może być ciekawy widok...
- Na prawdę dobre. - odezwał się Dustin wycierając swoje usta serwetką.
- Widzisz Kendall? Nie jesteś takim złym kucharzem jak się wydawało. - powiedział rozbawiony James, na co blondyn jedynie wywrócił oczami.
Posiłek minął w dosyć luźnej atmosferze. James i Bridgit zajęci byli swoją rozmową na temat zwierzątek i co chwila wpadał im w słowo Carlos, jakby specjalnie chciał się wtrącić w ich konwersację. Z prawej strony rozmawiał Logan i Dustin, którzy relacjonowali wczorajszy mecz. Jedynie ja i Kendall siedzieliśmy jak te dwie niemowy i po prostu przysłuchiwaliśmy się rozmowom naszych przyjaciół, od czasu do czasu wymieniając porozumiewawcze spojrzenia. W pewnej chwili wszystkie rozmowy ucichły i zastanawiałam się jedynie, czy to przez to, że skończyły się tematy, czy może dlatego, że już wszyscy zjedli.
- To może… - zaczął Kendall i podrapał się po karku. - W sumie nie wiem od czego zacząć.
- Najlepiej od początku! - krzyknęła Mendler. Podniosła się od stołu i stanęła na przeciwko Jamesa wyciągając w jego stronę rękę. - Jestem Bridgit Mendler.
- James Maslow. - przywitał się z nią wcześniej oczywiście również podnosząc się ze swojego miejsca.
- Carlos Pena. - powiedział poważnie brunet, na co tamta jedynie znowu potargała mu włosy. Cała ta sytuacja była nie tylko dziwna, ale też i bardzo zabawna. No bo kto normalny przedstawia się osobie, którą zna się już kilkanaście miesięcy?
- Kendall Schmidt. - usłyszałam koło siebie dobrze znany mi głos blondyna. Odwróciłam się w jego stronę i lekko się zaśmiałam widząc poważną minę chłopaka.
- Ania Smith. - podałam mu dłoń, którą lekko uścisnął.
- To było bez sensu, ale nie będę tego komentował. - usłyszałam Logana stojącego przy kuchennym blacie.
- Moim zdaniem to było wręcz konieczne. - zaprzeczył od razu Schmidt. - Jeżeli mamy razem współpracować, to musimy się lepiej poznać.
- Czyli mam rozumieć, że od dzisiaj zapominamy dawne spory i żyjemy tak, jak gdyby nic się nie stało? - zapytał Carlos z szerokim uśmiechem.
- Na to wygląda. - odpowiedziałam spoglądając na Kendalla.
Kiedy skończyliśmy sprzątać po posiłku, udaliśmy się z powrotem do salonu, gdzie rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim. Począwszy od głupich żartów ze strony Jamesa, które umilały nam czas, aż w końcu do poważnych tematów, które nie mogły zostać zignorowane. Poniekąd, po to tutaj się dzisiaj spotkaliśmy.
- To jest proste. - odezwał się Carlos. - W trakcie lekcji Dustin i Bridgit będzie pilnować Ani.
- Po szkole jedziecie na zajęcia, dla dzieciaków. - wtrąciła dziewczyna.
- A potem Kendall i Ania edukują się chemii. - dokończył James. - Plan prosty jak drut
Wszystko może i byłoby fajne, gdyby nie to, że to całe zamieszanie jest jedynie przeze mnie...
- To co? - klasnął w dłonie Maslow, czym wybudził mnie z moich myśleń. - Jakiś film?
- Dla mnie bomba! - krzyknęła od razu Bridgit.
- Zanim zaczniemy oglądać, mam jeszcze jedno pytanie. - odezwał się Kendall. - Gdzie Wy wczoraj się podzialiście na tym maratonie? Mieliście przecież stać przy głównych wejściach! - krzyknął zdenerwowany. - A Ty Dustin… - pokazał na niego palcem i znowu skrzyżował ręce na piersiach. - Miałeś nie spuszczać Ani z oka!
Co takiego? To wszystko było zaplanowane? I ja nic o tym nie wiedziałam?!
- Umm... Sprawy się... Tak jakby... Pokomplikowały… - wyjąkał Logan.
- Do rzeczy. - warknął blondyn. Rzuciłam w jego stronę mrożące spojrzenie, aby zmienił nie co stosunek do swoich przyjaciół, ale i mnie zignorował. Pan formalny się odezwał...
- To może zaczniemy od początku. - zaproponował Dustin. - Siedziałem cały czas koło dziewczyn i nagle przyszedł jakiś pierwszak, który powiedział, że mają problem z jedną z maszyn do robienia popcornu. Więc poszedłem tam, żeby zobaczyć o co chodzi. - przerwał na moment i podrapał się po karku. - Ale jak się okazało, z maszyną było wszystko okej, a to była próba tak jakby... Zasadzki...
- Co takiego? - zapytałam szybko i otworzyłam szerzej oczy.
- Na korytarzu złapał mnie jeden z tych kumpli Derana i zaciągnął mnie do szatni, gdzie zaczął mnie okładać pięściami. - dokończył zmieszany. - Szybko sobie z nim poradziłem i zaczął coś przeczuwać, że coś jest nie tak. Kiedy wróciłem na salę przybiegła do mnie Bridgit i powiedziała, że Ania gdzieś zniknęła. A kiedy spojrzałem na miejsca gdzie powinni stać chłopaki, nikogo nie było. Nawet Ciebie. - to ostatnie zdanie skierował do Kendalla.
- Z nami było podobnie. - odezwał się James. - Carlosa złapali w łazience. Logan poszedł tylko na korytarz zobaczyć, czy wszystko jest okej, a mnie zaciągnęli do cieciówki, gdzie zaczął mnie bić Jackob. Stąd ta rozcięta warga. - jakby na potwierdzenie tych słów wydął dolną wargę i pokazał czerwoną kreskę. - Z ledwością udało mi się uciec, a kiedy wyszedłem na korytarz zobaczyłam jak Deran trzyma Anię i wtedy spotkałem Ciebie.
Oczy wszystkich zwróceni były na mnie, jakby przyszedł czas na moje wyjaśnienia. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy przypomniałam sobie o tym, co się wczoraj stało...
- Kiedy Dustin poszedł, zaraz przyszła Erin… - powiedziałam cicho. - Powiedziała mi, że na parkingu czeka na mnie Jade. Przestraszyłam się, że coś mogło się stać, więc poszłam za nią. - urwałam na moment i zagryzłam wargę. - Kiedy weszłam na główny korytarz na drodze stanął Deran i od razu mnie złapał. - jeszcze moment i zaraz się popłaczę... Nie mam pojęcia, co by się stało, gdyby nie Kendall… - Dalej już wiecie co się stało.
Nastała chwila ciszy, którą nikt nie chciał przerwać. Plan Katelyn i Derana był dopracowany do perfekcji. Nie spodziewali się jednak, że Kendall już wcześniej czegoś nie podejrzewał. I chwała mu za to...
- I właśnie dlatego nie lubię tego typu imprez w tej szkole… - w końcu Logan przerwał cieszę, a wszyscy przyznali mu rację.
- To co z tym filmem? - zapytał Carlos i już wiem, że sprawa wczorajszego wieczoru odchodzi na boczny tor.
- Mogę przygotować coś do jedzenia. - odezwałam się w stronę Jamesa, na co on jedynie kiwnął głową.
Od razu udałam się do kuchni i oparłam łokcie o blat, a sama ukryłam twarz w dłoniach. Wciąż nie mogłam zrozumieć, dlaczego po prostu nie mogę żyć jak normalna dziewczyna? Co i rusz mam tylko problemy i nowe pytania, na których brak mi odpowiedzi. Bałam się teraz, co takiego może zrobić Katelyn, skoro współpracuje z Frankiem. A może i nie?
Skąd wszyscy mamy pewność, że to ona jest tą złą? Przecież Katelyn pochodzi z dobrej rodziny, jej rodzice zajmują ważną pozycję w polityce tego miasta i nie sądzę, żeby zgadzali się, aby ich córka miała kontakt z dawnym mordercą, gwałcicielem i handlarzem narkotyków. Brakuje jednego elementu, żeby w końcu ułożyć tą przeklętą układankę. Ale zdałam sobie sprawę, że tych niedokończonych układanek mam kilkanaście i w każdej z nich brakuje głównego puzzla. Na przykład, sprawa z Alice i skąd do cholery miała medalion Katherine? Kolejna: dlaczego praktycznie wszyscy znają życiorys mojej matki, a nikt nie spostrzegł, że miała dziecko, które zgwałcił własny ojciec? No i po jaką cholerę mama kazała mi trzymać tą pozytywkę?
- Myślisz co ugotować? - podniosłam się szybko do pionu słysząc pytanie Kendalla, który stał oparty o ścianę. - Chyba trzeba najpierw otworzyć lodówkę, żeby zobaczyć co w niej jest, nie sądzisz?
Lekko się uśmiechnęłam i poprawiłam swoje włosy wychodzące z warkocza. Głośno westchnęłam i oparłam się plecami o kuchenny blat.
- Mam sporo do przemyślenia… - mruknęłam pod nosem i nie wiem, czy blondyn to usłyszał.
- I to jest Twój problem. - powiedział z uśmiechem i stanął naprzeciwko mnie. - Zbyt dużo myślisz, przez co masz co raz więcej pytań.
- Żebyś wiedział… - mruknęłam pod nosem.
- Więc staraj się myśleć jak najmniej, a nie będziesz musiała się męczyć. - wzruszył ramionami i podszedł do lodówki. - A tak po za tym, to nasi przyjaciele zaczynają marudzić, że są głodni, także czas najwyższy zabrać się do roboty.
- Przyjaciele? - zapytałam rozbawiona. - Od kiedy nazywasz Dustina swoim przyjacielem?
- On należy do tych najmniej lubianych. - zmarszczył czoło, a ja parsknęłam śmiechem i odepchnęłam go od lodówki.
- A ja? - zapytałam z ciekawości i zaczęłam wyjmować poszczególne składniki.
- A Ty do tych najbardziej. - powiedział szczerze, a ja spojrzałam się w jego stronę z wymalowanym na twarzy wielkim zaskoczeniem. Po chwili z powrotem odwróciłam się plecami do niego i schyliłam się, aby wyjąć ciasto francuskie znajdujące się na dolnej półce, które było głównym składnikiem. Czułam na sobie wzrok blondyna, co jedynie mnie dekoncentrowało.
- Zamiast patrzeć się na mój tyłek… - zaczęłam mówić zamykając drzwiczki od lodówki nogą. - Lepiej byś mi pomógł.
Mina Kendalla była nie do opisania i mogłam dostrzec lekkie rumieńce, które wlały się na jego twarzy. Przyłapany na złym uczynku!
- Co mam robić szefowo? - zapytał szybko i stanął koło mnie zabierając pomidory i zaczął nimi żonglować.
- Na pewno nie bawić się jedzeniem. - pokręciłam głową i zabrałam się za robienie przekąsek.
~~~~
One Direction- Over Again
____
Cześć wszystkim!
Od razu na wstępie powiem, że ten rozdział został usunięty z jednego fragmentu, który przerzuciłam na następny rozdział, gdyż post byłby na serio długi i nie wiem, czy chciałoby się Wam czytać taki długi rozdział. Ale z drugiej strony, mam już około połowę następnego rozdziału, więc lepiej dla mnie! ;>
Mam do Was malutką prośbę: Chciałabym, abyście w komentarzu, lub gdziekolwiek indziej (tt, ask) napisali, co Wam się NIE podoba w tym opowiadaniu i co chcielibyście, żebym zmieniła.
Na pewno nie mogę zmienić fabuły, gdyż każdy wątek jest bardzo istotny do tego, co będzie się później działo. Na przykład niektórzy marudzą, że jest mniej scen z Dustinem, a inni, że z Kendallem. Staram się, żeby było po równo i mogę obiecać, że następny rozdział zaczyna się od sceny z Dustinem.
No i też wiem, że uważacie, że to trochę głupie skoro Ania cały czas coś się dzieje. Takie jest to opowiadanie i tyle. Wiem, że może to lekka przesada, ale chciałam pokazać, że nie zawsze cały czas jest dobrze i od czasu do czasu jest jakaś mrożąca krew w żyłach scena i znowu jest różowo. U mnie jest zupełnie na odwrót!
Staram się jak mogę, aby w każdym rozdziale była jakaś ważna scena, ale nie zawsze mi to wychodzi za co od razu was przepraszam. Przykład mogę dać ten rozdział, który będzie bardzo istotny w późniejszych relacjach między głównymi bohaterami. Zachowanie Kendalla, czy też wyznania Bridgit. To wszystko odnajdzie swój cel w przyszłości.
I jeszcze chciałabym przeprosić wszystkie blogi, których nie komentuję, ale jeżeli mam być szczera to jestem do tyłu z rozdziałami na kilkunastu blogach i zrywam nocki, żeby je czytać, co niestety działa to na moje zdrowie. Jeszcze raz bardzo przepraszam.
To tyle z mojej strony.
Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia! :*