It doesn't help, to make believe that you are right behind me
Saying it's okay.
~~~~~~~~
Nigdy nie lubiłem szpitali. Tych szarych budynków, pozbawionych szczęścia i chociaż ratują tutaj ludziom życie, to i tak uważam, że w połowie je odbierają.
Przez całą noc nie mogłem usnąć, a każdy dźwięk dochodzący z korytarza od razu mnie wybudzał. Wszystko mnie dekoncentrowało i źle wpływało na mój mózg.
Nie to, że nie chciałem spać, bo na serio o niczym innym nie marzyłem jak tylko udać się w krainę Morfeusza. Tylko nie mogłem... Nie mogłem zamknąć powiek z myślą, że salę dalej leży Ania, która jest w cięższym stanie niż ja.
Przekręcając się z jednego boku na drugi, w końcu natrafiłem na jasne światło dochodzące z okien. Podniosłem się powoli i delikatnie stanąłem całymi stopami na podłodze, aby nie uszkodzić zawiniętej kostki, którą i tak wczoraj nadwyrężyłem. Oczywiście nie obyło się bez małego komentarza ze strony pielęgniarki, która spotkała mnie wczoraj wieczorem przed salą Panny Smith. Postawiła mi kule obok łóżka, żebym mógł jakoś się poruszać, ale ja nie miałem zamiaru skorzystać z pomocy przyrządów ortopedycznych. Nie jestem przecież żadną kaleką.
Wolnym, kulejącym krokiem doszedłem do szyb, które wychodziły na główne wejście do szpitala jak i parking. Przynajmniej będę mógł widzieć, kto będzie przychodził... Pogoda zmieniła się diametralnie. Od wczorajszego poranka śnieg miał już warstwę około 20 centymetrów i nadal nie przestawał padać.
- Dzień Dobry Panie Schmidt. Jak samopoczucie? - zapytał się ten sam lekarz, który przyszedł do mnie wczorajszego wieczora. I chociaż minęły od naszego spotkania kilka godzin, mam wrażenie, że to była wieczność.
- Nie najgorsze… - mruknąłem ziewając.
- Przyszły wyniki badań i mógłbym już dzisiaj Pana wypuścić, ale...
- Ale? - przerwałem mu, na co tamten zgromił mnie wzrokiem.
- Jedna rzecz mnie nieco niepokoi i dlatego zostanie Pan do jutra. - dokończył nadal zapisując coś w dokumentach. - Zaraz dostanie Pan śniadanie.
- Panie doktorze? - zapytałem jeszcze, kiedy tamten chciał już wyjść.
- Słucham?
- Co z tamtą dziewczyną? - spuściłem głowę zagryzając przy tym wargę.
- Anna Smith? - dopytywał się, a ja kiwnąłem głową, na co tamten głośno westchnął. - Jak na razie nic nowego. Czekamy aż się wybudzi i dopiero wtedy będziemy mogli coś zrobić.
Lekarz przetarł swoje czoło i podszedł kilka kroków bliżej. Widać było zdenerwowanie w jego oczach jak i zmartwienie. Nie miałem tylko pojęcia, czym aż tak bardzo się martwi? Czyżby zdrowiem Ani?
- Już pewnie Pan to słyszał wielokrotnie, ale powtórzę to jeszcze raz. - ciągnął dalej, a ja zmarszczyłem brwi ze zdziwienia. - Gdyby nie Pan, ta dziewczyna mogłaby zginąć.
Myśl ta, że brunetka umarłaby i to tylko i wyłącznie z mojej winy jest wręcz przerażająca. Nie mam pojęcia co by było, gdybym nie pojechał za samochodem. Gdybym nie ścigał Franka i jego kumpli...
- Za to porywacze mieli o wiele więcej szczęścia niż dziewczyna. - mruknął pod nosem. - Niestety...
- Co teraz z nimi będzie? - zapytałem zaciekawiony.
- Dzisiaj zostaną wypuszczeni ze szpitala i odtransportowani prosto do aresztu. - wzruszył ramionami lekko poirytowany. - Możliwe, że dzisiaj się zjawi policja, ale ja nie jestem za tym aby Pan już zdawał relacje z wczorajszego wypadku. Pański mózg dopiero zaczyna pracować i nie jest przystosowany do nerwów, czy nowych informacji.
Skinąłem głową, a lekarz w końcu opuścił moją salę. Po raz kolejny zostałem sam. I szczerze mówiąc, wcale mi to nie przeszkadzało! To tylko kwestia przyzwyczajenia...
Po zjedzonym śniadaniu, udałem się na korytarz i usiadłem na krzesełku na przeciwko sali Ani. Nadal leżała nieprzytomna i gdyby nie aparatura stojąca i pikająca tak samo głośno, co moja wczorajszego wieczoru, mógłbym stwierdzić, że nie żyje. Jej klatka piersiowa w ogóle się nie podnosiła, a ciało w ogóle nie reagowało na żaden dotyk z jej gości. Co i rusz ktoś do niej przychodził i siedział przez kilka godzin. Najpierw przyjechała Pani Jade Smith, razem z tą małą dziewczynką. Później Pan Daniel Smith ze starszą kobietą, która cały czas obok niej siedziała. Po południu zjawiła się Birdgit i Dustin, a dopiero około godziny siódmej wieczorem przyszli moim przyjaciele, którzy i tak pierwsze co zapytali się o Anię.
Lekko zdenerwowałem się tym faktem, ale od razu tego pożałowałem. Moja głowa zdecydowanie nie była przygotowana na tego typu impulsy. Chłopaki w skrócie streścili mi dzień ze szkoły, który ich zdaniem był dosyć nudny, oprócz napadu histerii Katelyn, kiedy to podobno martwiła się o mnie. Dziwne, że ani razu mnie nie odwiedziła...
- Panie Schmidt, musi Pan wrócić do swojego łóżka. - zagoniła mnie pielęgniarka, kiedy to nadal siedziałem w tym samym miejscu od samego rana. I nie miałem najmniejszej ochoty opuszczać to miejsce.
- Nic nie muszę. - warknąłem pod nosem, ani na moment nie patrząc na kobietę.
- Mam zawołać ordynatora? - mruknęła groźnie, a ja wywróciłem oczami.
Jeszcze tego mi brakowało, żeby po raz kolejny pokłócić się z ordynatorem. Starszy facet może i był sympatyczny, ale wkurzył mnie dzisiaj przed południem, kiedy kazał mi wracać do swojej sali. Uważał, że po takim wstrząsie mózgu nie można forsować ciała jak i umysłu. Szkoda tylko, że ja nie miałem ani siły, ani chęci na powrót do pustej sali, gdzie jedynie mogłem leżeć brzuchem do góry i patrzeć na sufit.
Głośno westchnąłem i udałem się w stronę pomieszczenia pod numerem 78, gdzie najprawdopodobniej spędzę tam kolejną nie przespaną noc. Nie mam pojęcia dlaczego nie mogę zasnąć na tym szpitalnym łóżku, ale też nie miałem ochoty spędzić następnego dnia z worami pod oczami i wielkim zmęczeniem.
Mój telefon, który zostawiłem na stoliczku nocnym co i rusz informował mnie o nowym połączeniu od chłopaków, ale nie miałem chęci na rozmawianie o moim zdrowiu, którym akurat najmniej się przejmuję. Dla mnie ważniejsza była dziewczyna leżąca kilka kroków stąd, wciąż nieprzytomna i ledwo co żyjąca.
Wybiła 2 w nocy, a ja nadal leżałem w swoim łóżku, ani na moment nie mrużąc oka. W ręku trzymałem trzy zdjęcia: jedno to wycinek z gazety, drugie to Karherine Cross i trzecie, które zabrałem cioci. Mam tylko nadzieję, że nie zauważy braku jednego zdjęcia w dokumentacji. Podniosłem się z materaca, a fotografie wsadziłem do kieszeni bluzy. Na korytarzach paliły się pojedyncze światła, a ja po raz kolejny opuściłem mój tymczasowy pokój i po cichu udałem się pod salę Ani. Zagryzłem wargę widząc brunetkę leżącą niczym porcelanowa lalka, nie mająca ani grama ducha. Jestem tylko ciekaw, gdzie krąży myślami ta tajemnicza dziewczyna? Może jest razem ze swoją biologiczną matką? Kto tam wie...
Słysząc odgłosy rozmów dwóch pielęgniarek, które mają dzisiaj nocny dyżur, szybko wszedłem do sali Ani i zasłoniłem żaluzje w szybie. Oddalający się stukot butów lekarski rozszedł się po korytarzu, a ja odetchnąłem z ulgą i już miałem wychodzić, kiedy uświadomiłem sobie, że po raz pierwszy jestem obok dziewczyny po wypadku.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu, które wydawało mi się o wiele przytulniejsze od mojego. Może to za sprawą małego bukietu białych róż, stojących na stoliczku obok łóżka dziewczyny. Albo tej śmiesznej, pluszowej maskotce w kształcie hipopotama. Nie mam pojęcia, ale na pewno wiem jedno. Wszyscy, którzy cały czas przychodząc do poszkodowanej, kochają ją i chcą dla niej jak najlepiej. Ciekaw jestem, czy któryś z chłopaków wpadł na pomysł, aby przynieść moją ulubioną książkę, albo odtwarzacz MP3 z playlistą ulubionych piosenek...
Niepewnym krokiem podszedłem do łóżka i usiadłem na jednym z kilku postawionych krzesełek. Dopiero teraz mogłem zobaczyć, jak jej klatka piersiowa delikatnie unosi się i opada. Ale był to ruch bardzo słabo widoczny i zaczynałem się obawiać, czy z nią na pewno wszystko w porządku. Delikatnie ująłem jej dłoń, przypominając sobie o tym co mówiła mi ciotka Greta.
Boi się, że ktoś może jej zrobić krzywdę. Nie znała takich uczuć jak miłość, czy poczucie bezpieczeństwa. Cały czas krążył wokół niej strach. Strach przed ludźmi.
Miałem nadzieję, że przez te kilka miesięcy jej sytuacja znacznie się poprawiła. Ale kiedy nad tym głębiej myślę, dochodzę do wniosku, że po tym wypadku będzie jeszcze gorzej niż było. Znowu zacznie się bać. Przestanie ufać przyjaciołom. Rodzinie. I Dustinowi...
Grrr, dlaczego muszę o nim myśleć?! Akurat teraz?! W sumie, nie powinienem się dziwić. Za każdym razem, kiedy pomyślę sobie o zielonookiej, w głowie oczywiście musi zawitać ten Dustin... Jestem zazdrosny? Nie! Nic z tych rzeczy! Po prostu denerwuje mnie fakt, że Dustin musi być zawsze tam gdzie Ania, która zawsze w jego towarzystwie musi się uśmiechać.... Dlaczego w ogóle tłumaczę się przed sobą?
Nie jestem zazdrosny. Koniec, kropka.
Czując lekkie drżenie dłoni dziewczyny, spojrzałem niepewnie w stronę aparatury, która nadal biła ten sam rytm serca. Albo mi się wydawało, albo jestem już przewrażliwiony na każdy dotyk... Zdecydowanie wybieram opcję numer jeden.
Po kilku minutach ponownie poczułem ten sam nieświadomy i lekki uścisk w palcach i tym razem byłem pewny na sto procent! Nic mi się nie wydaje! Ona mnie czuje! Czuje, że jestem z nią! A może myśli, że to Dustin? Ugh!
- Ania? - szepnąłem cicho mając nadzieję, na jakikolwiek gest.
Chwila ciszy. A potem kolejny uścisk.
- Aniu, jestem tu… - mocniej złapałem jej rękę, aby miała pewność, że nie będzie sama, kiedy się wybudzi. Powieki lekko dygotały, a jej nos nabrał dużą ilość powietrza, które zaraz wypuściła z głośnym świstem. Lekko się uśmiechnąłem, zdając sobie sprawę, że Anna właśnie się wybudza. I to ja siedzę koło niej i trzymam ją za rękę, a nie Dustin!
W końcu otworzyła swoje powieki i mogłem podziwiać głębię jej oczu, które co chwila mrużyła, próbując przyzwyczaić się do światła. Szczerze mówiąc, to byłem szczęśliwy, że w końcu dziewczyna się wybudziła. Mogłem skakać do sufitu, ale wolałem zachować resztę godności dla siebie i nadal zostać niewzruszonym i twardym Schmidtem.
- Kendall… - szepnęła cicho spoglądając niepewnie w moją stronę.
Nie mogę się uśmiechać... Nie mogę się uśmiechać... Nie mogę się uśmiechać...
- Nic Ci nie jest… - to raczej stwierdziła, niż zapytała, a ja nie mogłem dłużej wytrzymać i w końcu lekko się do niej uśmiechnąłem. Co się stało z moją silną wolą i brakiem emocji? No tak, zapomniałem, że siedzę obok Anny Smith, przy której wskazane jest wręcz okazywanie uczuć...
- Ze mną wszystko w porządku. - odparłem pokrzepiająco, na co tamta lekko się uśmiechnęła.
- Myślałam, że coś Ci się stało...
Czy ona przez cały ten czas martwiła się o mnie, a nie o siebie? To się nazywa lojalność wobec wroga...
- Jak Ty się czujesz?
- Jeszcze nie wiem… - odparła sennie i spojrzała się na nasze splecione dłonie.
W pierwszej chwili pomyślałem, że zaraz wyrwie swoją rękę i odwróci się do mnie plecami. A ona zamiast tego, mocniej uścisnęła moją dłoń, dając tak jakby znak, że wciąż żyje...
- Co z Twoim samochodem?
- Martwisz się o mnie i o mój samochód, kiedy to właśnie Ty dostałaś najwięcej obrażeń z nas wszystkich? - parsknąłem śmiechem, na co tamta z rozbawienia zaczęła kręcić głową.
- O coś chyba muszę się martwić, nie sądzisz? - zapytała marszcząc brwi. - A, że wypadło akurat na Ciebie...
- To pozwól, że ja też będę się o Ciebie martwił. Okej?
- Kendall Schmidt będzie się martwił o Anię Smith? Gdyby ktoś inny mi to powiedział z chęcią bym go wyśmiała… - dziewczyna głośno westchnęła, a rozbawienie na jej ustach jak i oczach nadal nie znikało.
- Cieszę się, że dobry humor nadal Cię nie opuścił. - wydąłem usta, na co tamta cicho zachichotała.
- To samo mogę powiedzieć o Tobie...
- Muszę z Tobą porozmawiać. - zabrałem się za poważniejsze tematy. Takiej okazji mogę już nie dostać i wolałem wykorzystać każdą cenną minutę.
Dziewczyna na chwilę zamknęła oczy i wyglądało to, jakby biła się z własnymi myślami. Nad czym tak dumasz? I tak wiem praktycznie o Tobie wszystko, więc nie musisz się już zastanawiać.
- Ile wiesz? - zapytała po chwili, otwierając z powrotem swoje oczy. Niestety znowu musiałem zobaczyć w nich strach, jak i niepewność. Nie chcę, żeby się bała. Nie przy mnie...
- Dużo. - taką miałem nadzieję...
- Ale nie wszystko.
A to tego jest więcej?! Myślałem, że jej przeszłość jest dla mnie całkowicie znana i tylko brakowało mi pojedynczych faktów, aby ułożyć całą układankę.
- Co już wiesz? - kolejne pytanie wydobyte z jej sinych ust, dało mi do racjonalnego myślenia i w końcu przypomniałem sobie o najważniejszym.
- Mam powiadomić lekarza, że się już obudziłaś? Nie wiem czy przypadkiem nie powinni czegoś Ci dać… - zacząłem, ale ta wywróciła oczami.
- Korzystaj z okazji, póki masz czas. Bo kiedy będę mogła podnieść się z łóżka nie będzie już tak wesoło.
- Skoro masz nawet siłę do żartowania, to mogę przyznać, że nie jest z Tobą aż tak źle. - powiedziałem z rozbawieniem, na co tamta znowu się lekko uśmiechnęła.
To niewiarygodne, jak osoba która dostała najwięcej obrażeń, może się jeszcze uśmiechać, a nawet i rzucać ciętymi ripostami! Od czasu kiedy ja się obudziłem, ani razu nie mogłem lekko się uśmiechnąć, a ona? Co chwila chichocze i pomimo bólu, jaki towarzyszy jej za każdym razem, kiedy chce coś powiedzieć stara się być normalną osobą. Chyba powinienem brać z niej przykład...
- Więc? - dziewczyna nadal nie dawała za wygraną i ponownie ścisnęła moją dłoń.
Głośno westchnąłem i sięgnąłem ręką do kieszeni bluzy, gdzie kilka minut wcześniej schowałem tam moje dowody. Podałem dziewczynie dwa pierwsze zdjęcia i zacisnąłem usta. Nie wiedziałem, czy dać jej jeszcze to trzecie zdjęcie...
- I co z tego wywnioskowałeś? - zapytała nadal oglądając zdjęcia jedną ręką, bo druga cały czas leżała spleciona razem z moimi palcami.
- Jesteś córką Katherine, a Twoje prawdziwe nazwisko to Cross. - powiedziałem cicho i wciągnąłem powietrze podając dziewczynie trzecie zdjęcie. Przez chwilę przeszła mi myśl, że może mnie uderzy, ale doszedłem do wniosku, że Ania nadal leży w szpitalnym łóżku, co daje mi pewność, że na pewno nie przywitam się z jej prawym sierpowym.
- Skąd to masz? - zapytała przerażona.
- Moja ciotka... Ona… - zacząłem się jąkać, co cholernie mnie dekoncentrowało. - Jest dyrektorem w Domu Dziecka, w którym spędziłaś 3 lata. - wyrzuciłem na jednym wdechu.
- Greta Poulston? To Twoja ciotka? - otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia.
- Rodzona siostra mojej mamy. - wyjaśniłem szybko. - Byłem u niej w sobotę i...
- Powiedziała Ci wszystko? - jej cichy jak i przerażony głos, zadziałał na mnie jak ogromna szpilka wbijająca się w serce. - A ja jej ufałam...
- Pokazywała mi zdjęcia dzieci w swojej gablocie, które zostały adoptowane. - postanowiłem obronić ciotkę, która w niczym nie zawiniła. - Znalazłem Twoje zdjęcie i na samym początku byłem zdezorientowany. Ciocia wyjaśniła mi z grubsza, dlaczego i kiedy trafiłaś do ośrodka, ale nie chciała mi dużo mówić. - wytłumaczyłem szybko i na chwilę się zatrzymałem. Powiedzieć jej, czy nie? Z resztą i tak się na mnie wkurzy, to nie zrobi mi różnicy czy będzie zdenerwowana mocniej, czy słabiej. - Pokazała też Twoje dokumenty, w których znajdowały się zdjęcia robione w...
- Widziałeś wszystkie? - przerwała mi już bardziej spokojniejszym tonem.
- Szczerze? Nie mogłem… - zamknąłem powieki przypominając sobie małą dziewczynkę, z licznymi bliznami i siniakami. - To było zbyt wiele jak dla mnie...
Poczułem jak w oczach zbierały się łzy, które w tym momencie nie powinny wychodzić na zewnątrz. Nie mogłem pokazać Ani, że jestem słaby...
- Możesz spokojnie płakać. Nikomu nie powiem… - odezwała się dziewczyna, ponownie zaciskając moją dłoń. - Mogę płakać razem z Tobą, jeśli boisz się samemu.
Uśmiechnąłem się pod nosem z komentarza dziewczyny i otworzyłem powieki, dając możliwość wypłynięcia dwóm kropelkom wody, które zaznaczyły swoją ścieżkę po policzkach. Oczy Ani, również zrobiły się szklane i tak samo jaki mi popłynęły łzy.
- Widzisz? Ja też płaczę… - zacisnęła na chwilę wargi. - Ale powodem nie jest ból, czy smutek, tylko współczucie. Współczucie dla Ciebie, że to wszystko zobaczyłeś.
- Proszę, powiedz mi… - urwałem niewiedząc jak dokończyć moje zdanie. Nie jestem pewien, czy Ania jest gotowa, aby wyjawić swoją prawdę. Ale postanowiłem sobie, że jeżeli ona coś powie, to ja nie będę jej dłużny.
- Kiedy mama umarła miałam 10 lat. Mój ojciec nie mógł dopuścić do siebie myśli, że jego żona już nie żyje. Obwiniał mnie, że to przeze mnie i ten głupi taniec jej nie ma teraz z nami. Przez dwa pierwsze tygodnie w ogóle nie wychodził ze swojej sypialni. Mną zajmowały się sąsiadki, które dawały mi jeść i pomagały w odrabianiu lekcji. A później nie chciały mieć ze mną nic do czynienia.
- Dlaczego? - zapytałem zdziwiony.
- Mój ojciec zaczął pić. Wszystkie oszczędności, których i tak było już mało, bo wydawaliśmy na chemioterapię dla mamy, wydawał na alkohol. Pił do nieprzytomności, a ludzie nie chcą przecież zadawać się z dzieckiem alkoholika. Musiałam liczyć tylko na siebie...
Urwała na moment, a ja zdałem sobie sprawę, że właśnie przechodzimy do części historii, której mi właśnie brakowało. Widząc jej zamknięte oczy, zacząłem się zastanawiać, czy może nie przerwać jej opowieści, która źle na nią działa. I kiedy chciałem coś powiedzieć, brunetka ponownie się odezwała.
- Często zdarzało się tak, że wychodził z domu w poniedziałek, a wracał w czwartek rano. Oczywiście nachlany, jak ten jeden z tych bezdomnych pod mostem. Był bardzo agresywny, a tą złą energię musiał gdzieś wyrzucić. Pech chciał, że w domu byłam tylko ja...
- Bił Cię?
- Żeby tylko... Któregoś razu niechcący upadł mi talerz na podłogę, kiedy on akurat był w domu. Przyszedł do kuchni z głośnym krzykiem i zaczął wyrzucać całą porcelanę z szafek, tłukąc na moich plecach.
Przypomniały mi się małe kreski na plecach Ani i moje spostrzeżenia, od czego mogły być te blizny. Moje myśli tym razem okazały się nie tylko błędnymi, ale też i dosyć łagodnymi co do tego, jak została potraktowana.
- Nikt z Twojego otoczenia, nie zauważył, że coś jest nie tak? Na przykład Twoje blizny, albo siniaki? - to pytanie męczyło mnie już od dłuższego czasu.
- Nie mam pojęcia. Myślę, że widzieli ale bali się interweniować. - zagryzła delikatnie wargę i po chwili głośno westchnęła. - Jednak to było nic, w porównaniu do tego co mi zrobił później.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Myślę, że sam się domyślasz... Dlaczego boję się czyjegoś dotyku, albo czemu uciekłam z zajęć z psychologiem. Pamiętasz jak nazywa się ta choroba psychiczna? Właśnie strach przed czyimś dotykiem? - zapytała z lekkim uśmiechem.
- Haptofoia. - odparłem znając to pojęcie. Wielokrotnie czytałem o tym w internecie, a za każdym razem kiedy o tym myślę, ciarki przechodziły przez moje plecy.
- A czym może być ona wywołana?
- Człowiek się z nią rodzi, albo… - urwałem spuszczając głowę w dół.
- Albo?
Ta opcja kilka razy przeleciała mi przez głowę, ale za każdym razem szybko wyrzucałem ją z myśli. Zawsze sobie tłumaczyłem, że to nie jest możliwe, żeby...
- Tak Kendall. - odezwała się cicho. - Zostałam zgwałcona.
~~~~
Michael Buble - End Of May
____
Hej kochani! :* Żyjecie jeszcze? Czy może przeżywacie lekki szok? xd
Jak emocje po tym rozdziale? Mam nadzieję, że nic mi nie zrobicie skoro po raz kolejny zakończyłam rozdział w TAKIM momencie xd Bardzo Was za to przepraszam, no i nie mogę obiecać, że nie powtórzę takiego zakończenia bo w rozdziale 30 również jest urwanie akcji ;>
Ten i następny rozdział chciałabym zadedykować mojej kuzynce - Jagodzie która w końcu doczeka się akcji pomiędzy głównymi bohaterami :D
W końcu doszliśmy do momentu, kiedy PRAWIE wszystko jest wyjaśnione. W następnym rozdziale dowiecie się całej prawdy na temat i Kendalla i Ani... Kto się nie może doczekać, ten ręka do gór! <podnoszę rękę> xd
No to tyle. Do zobaczenia za tydzień ;*
Super juz chce niedziele :-D
OdpowiedzUsuńCholernie ciężko mi się to czyta. Nieważne. Wiedziałam, że ojciec ją zgwałcił... Super rozdział.
OdpowiedzUsuńDługo czekałam na ten moment. Aby Kendall już na zawsze był miły dla Ani. czas zakopać topór wojenny i żyć w zgodzie po tym co się stało. Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńŚwiwtnie się to czytało, w końcu jakieś porozumienie między Anią i Kendallem. To takie świetne. Tak realnie to opisałaś. Czytałam to z wielkim skupieniem, aby wszystko przeanalizować. Genialne <3.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział.
O M G ! Sczerze płakałam :'( Boziu chcę niedzielę!
OdpowiedzUsuńKofffam! Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńOMG! (Obiecałam sobie, że nie będę przeklinać ale się nie da) Ja pierdole! o.O
OdpowiedzUsuńCo za *bardzo brzydko przeklina* jest z ojca Ani, jak można zgwałcić własną córkę? No jak kurwa?!
I jeszcze w takim momencie zakończenie, no kurde ;-;
Ciekawe jak zachowa się Kendall o.O
*Podnosi rękę* Ja się nie mogę doczekać tego co wydarzy się w kolejnym rozdziale *__*
Nie wiem co pisać jestem taka pełna emocji!
Więc
Pozdrawiam ; 33
Uugooijiojnnfijbefoorofinerfhbbfiuherifubfeiuebrifhbifhrb
OdpowiedzUsuńAnia się obudziła!!!!
Kendall wie wszystko!!!!
Ona została zgwałcona!!!
I to wszystko w jednym rozdziale.....nie wiem jak idealnie można opisać te emocje... Bosh ja piszę do przyszłej pisarki *_________________* czytasz to, prawda?
To pamiętaj, że ta wysoka dziewczyna z długimi ciemnymi włosami stojąca jako pierwsza w kolejce do podpisu to będę ja!!! <333
Jakie emocje ♥ Mam nadzieję, że Kendall opowie o sobie Ani. Czekam na następny./Gwiazda1900 z aska
OdpowiedzUsuń