niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 28 "Zabiją mnie."

Well maybe there's a god above
but all I've ever learned from love
was how to shoot somebody who outdrew you
~~~~~~~~




Ból.
Nie czułam nic.
Tylko ból.
I strach.
Oba te cholerne, negatywne uczucia usiadły na moich kolanach i zaczęły dogryzać mi jeden przez drugiego. Że jestem słaba. Że nic nie zrobię. Że i tak mnie zabiją. To tylko kwestia czasu...
Samochód mknął szybciej niż powinien, a głośne przekleństwa na zakrętach dochodziły do mnie z lewej jak i z prawej strony, ale też i z przodu. Nie mam pojęcia, co ja tu robię! A może to jest zwykłe nie porozumienie? Może wzięli osobę, nie tą którą powinni?
Ta cicha nadzieja, jednak od razu minęła kiedy przypomniałam sobie o czym rozmawiali. Albo raczej, o kim...
- On cały czas za nami jedzie! - zdenerwował się kierowca i dodał gazu, przez co siła oporu wcisnęła mnie w fotel. Moje usta były całkowicie zaschnięte, a przełykanie śliny stawało się o wiele trudniejsze niż mi się wydawało. Nie czułam się ani komfortowo, ani bezpiecznie...
Poczułam na swoim lewym udzie czyjąś dłoń, a moje ciało od razu zadrżało, kiedy ruchy schodziły to w górę to w dół. I tak cały czas.
- Czyżby Schmidt chciał się zabawić w super bohatera? - zakpił sobie ten obleśny mężczyzna, który nadal trzymał moją nogę. - Umowa to umowa. Powinien się z niej wywiązać.
Umowa? Kendall zawierał jaką umowę z tymi oblechami? Myślałam, że jest troszeczkę rozsądniejszy...
- Co masz zrobić z tą szmatą? - zapytał ponownie kierowca, a cichy chichot wymsknął się z ust mężczyzny.
- To samo co z resztą tamtych dziewczyn. - poczułam jak nachyla się nade mną i odgarnia włosy na prawe ramię. Gdyby nie moje skrępowane ręce już dawno przywitałby się z moim prawym sierpowym, ale fakt, że nie mogę nic zrobić był co raz trudniejszy. - Nawet nie masz pojęcia jak one pięknie krzyczały… - szepnął prosto do mojego ucha, a ja zatrzęsłam się ze strachu, co tylko pobudziłam do śmiechu wszystkich porywaczy.
Nie chcę przeżywać tego drugi raz. Wolałabym śmierć, niż ponowne uczucie brudnej dziewczyny...
- Ładna jest. - odezwał się facet z prawej strony.
- Nawet bardzo. - ponownie usłyszałam głos Franka. - Dave co tak wolno? Tamten szczeniak siedzi nam na ogonie!
- Nic na to nie poradzę. Robię wszystko co w mojej mocy… - jęknął niezadowolony.
Założę się, że pewnie żałośnie to zabrzmi, ale cieszę się, że Kendall za nami jedzie. Nie zostawił mnie. Tylko... Czy będzie jeszcze okazja, aby mu podziękować?
Wszystko działało na mnie z dwojoną siłą. Między innymi ból, strach, poczucie winny... A kłębiące się pytania w mojej głowie nie polepszyły samo poczucia, ale jeszcze bardziej zaczęłam się stresować. Nie miałam pojęcia co teraz ze mną będzie. Zabiją mnie? A może najpierw zgwałcą, a dopiero później zabiją? Czy Kendall nadal za nami jedzie? Gdzie my w ogóle jedziemy? Czy zdołam uciec? Czy Dustin już wie, że zostałam porwana? Czy... Czy jeszcze będę żyć?


~*~


Poziom adrenaliny wzrastał z każdą kolejną minutą pościgu za czarnym BMW. Nadal nie mogłem uwierzyć, że od tak po prostu zabrali ją do tego samochodu, a ja nic na to nie mogłem poradzić!
Fakt faktem, że jest to moja wina. Dzisiaj spadł pierwszy śnieg. Do dzisiaj miałem oddać pieniądze. Jeżeli nie, pożałuję nie tylko ja, ale i inni ludzie z mojego otoczenia.
Tylko dlaczego do jasnej cholery musiała to być Ania?! Dziewczyna, która i tak już swoje wycierpiała w życiu! Dziewczyna, której od wczoraj za wszelką cenę chciałem pomóc!
Jadąc ulicami Los Angeles zacząłem się zastanawiać, czy to jest jakikolwiek sens, aby dalej prowadzić pościg? Nie mam pojęcia ile osób siedzi w samochodzie. Nie wiem też, gdzie jadę i jaki mają cel. A jeżeli już zrobili jej krzywdę?
Właśnie dlatego muszę jechać dalej. Nie mogę opuścić Ani. Ona nie może zostać sama teraz z tymi nieobliczalnymi ludźmi, którzy w każdej chwili mogą podciąć jej gardło!
Na samą myśl o tym od razu dodałem gazu, a odległość między moim autem, a BMW zmniejszyła się diametralnie. Nie miałem pojęcia co dalej robić. Mam ich wyminąć? Czy może dalej mam za nimi jechać? Nim podjąłem decyzję samochód ponownie przyśpieszył, a ja razem z nim.
Myśl, że po raz kolejny mogę kogoś stracić jest niedowytrzymania. Nie mogę pozwolić, aby coś stało się z Anią. Za bardzo zależy mi na tej dziewczynie, żebym mógł teraz sobie odpuścić. Za bardzo chcę jej teraz pomóc, żeby teraz zostawić ją samą!


Kolejny ostry zakręt, który pojawił się na drodze przez ciemny las, zapruszony białymi płatkami śniegu. Samochód Franka kierował się w stronę północnej części miasta, gdzie dookoła były tylko i wyłącznie olbrzymie drzewa i krzewy. Jazda przez ciemny las nie jest dobrym pomysłem zważając na dzisiejszą pogodę. Na szczęście ulice były praktycznie puste, przez co ograniczało zagrożenie jakiegokolwiek wypadku. Taką przynajmniej mam nadzieję...
Dzwonek telefonu jeszcze bardziej mnie rozzłościł i nie spuszczając wzroku z jezdni, wyjąłem moją komórkę i przycisnąłem ją do ucha.
- Czego?! - rzuciłem ostro do słuchawki, bez zastanowienia się, kto próbował nawiązać ze mną kontakt.
- Zły? Wkurzony? Czy zdenerwowany? Jaki jesteś teraz Schmidt? - głos tego sukinsyna rozszedł się po całym moim ciele zostawiając po sobie jedynie głośne warknięcie z mojej strony, przez co tamten głośno się zaśmiał. - Nie rozumiem Twojego zachowania Schmidt. Umowa to umowa chłopcze!
- Giń w piekle. - powiedziałem ostro i dodałem gazu.
- Oczywiście! Pod jednym warunkiem rzecz jasna! Jeżeli tam na dole będą takie ślicznotki, jak ta, to mogę już iść bez zastanowienia! Nawet nie masz pojęcia jak miło się patrzy na tą dziewczynę, kiedy pod wpływem mojego dotyku jej ciało drży. To takie niesamowite uczucie, nie sądzisz?
- Tknij ją tylko raz, a już nie żyjesz!
- A co powiesz na to jak przez cały czas ją dotykam? Jest… - urwał niespodziewanie, a ja zacisnąłem usta z zastanowienia, co takiego w tej chwili robi. - Zimna. Jak lód. Jak te płatki śniegu które opuszczają chmury. Taka piękna...
- Zostaw ją! - krzyknąłem tak głośno jak tylko mogłem i na chwilę straciłem panowanie nad kierownicą. Odsunąłem od siebie telefon i podłączyłem do samochodu. Nie mam zamiaru przerwać pościg jedynie przez głupi telefon!
- Jest jak Królowa Śniegu wiesz? Niewinna, a zarazem tajemnicza. Piękną dziewczynę sobie wybrałeś, wiesz? A chcesz usłyszeć jak krzyczy? Jak błaga o litość?
- Masz ją zostawić!
- Pozwolę Ci na chwilę pogadania z koleżanką, co Ty na to? - Frank, jakby w ogóle nie przejmował się tym co do niego mówię i przez chwilę słyszałem jakieś głośne jęknięcia rozpaczy, a ja od razu zmieniłem pozycję siedzenia. - No dalej, powiedz coś kochaniutka. Masz szansę.
- Kendall… - cichy szept brunetki totalnie złapał mnie za serce, a ból jaki poczułem był nie do opisania. Ona cierpiała...
- Ania!
- A teraz mów, co ja takiego robię… - zachrypnięty głos Franka ponownie dotarł do moich uszu, a ja zacisnąłem dłonie na kierownicy. - No dalej! Mów co takiego Ci robię!
- Kendall, błagam Cię… - chlipnęła głośno. - On mnie dotyka. Wszędzie....
Tyle trudu musiała sobie zadać, aby powiedzieć chodź jedno słowo. Pewnie każdy dotyk piecze ją niczym, przypalanie skóry. Ile bym dał żeby być teraz na jej miejscu!
- Aniu spokojnie! - próbowałem jakoś złagodzić sytuację i podnieść ją na duchu, ale szczerze mówiąc nie miałem pojęcia jak.
- Zostaw mnie! - piskliwy głos dziewczyny jeszcze bardziej mnie zdenerwował. Słychać było głośne przekleństwa Franka, pisk Ani i jeszcze dwa inne głosy.
- Ania!
- Ta mała zdzira potrafi walczyć! - zakpił mężczyzna. - Nie martw się chłopcze. Zajmę się nią, najlepiej jak będę umiał!
Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale dźwięk rozłączonego połączenia rozszedł się po samochodzie, a ja głośno przekląłem. Schowałem telefon z powrotem do kieszeni kurtki i zacisnąłem dłonie na kierownicy. Odległość, między moim pojazdem a BMW nadal była taka sama i nic nie mogłem z tym zrobić! To się graniczyło z cudem, żebym chodź przez chwilę mógł być na równi razem z nimi.
Minąłem znak ostrzegający o ostrych zakrętach i nie zwalniając prędkości mknąłem przez kolejne ulice oddalając się od centrum Los Angeles. Na pierwszym zakręcie dostrzegłem czarny samochód, co pobudziło mnie do walki. Na drugim odległość nie co się zmniejszyła. Na trzecim czarne BMW straciło kontrolę i wpadło w poślizg, a ja siedzący w rozpędzonym BMW wjechałem prosto w niego. Siła uderzenia była o wiele mocniejsza niż mi się mogło wydawać, a strach całkowicie dopadł mój umysł. Tak samo jak i mój samochód, czarne auto przeturlało się kilkanaście razy od nadmiernej prędkości i to by graniczyło z cudem, aby wszyscy wyszli z tego bez żadnych obrażeń.
Moje oczy były cały czas zamknięte, a poduszka powietrzna, która otworzyła się od razu po zderzeniu mocno napierała na moją klatkę piersiową, przez co uniemożliwiała mi oddychanie. Czułem ból z tyłu czaszki i czułem jakby wyrwano mi cały kręgosłup. Kiedy w końcu otworzyłem oczy zorientowałem się, że wiszę do góry nogami i tylko pasy bezpieczeństwa zapewniały mi swobodne wiszenie głową do dołu.
Mrugnąłem kilka razy, aby wyostrzyć obraz i dostrzegłem czarny samochód w rowie lasu, który opierał się jedynie o drzewo. Miał cały wgnieciony bok, a przednia szyba była totalnie rozsypana. Tak samo jak moje okno od kierowcy. Nie mam pojęcia jak wygląda mój samochód, ale teraz najmniej mnie to obchodziło.
Wolnymi ruchami odpiąłem pasy i oparłem się rękami o dach pojazdu. Ból opanował całe moje ciało, słaba widoczność otoczenia jedynie otumaniało mnie i dezorientowało. Wygramoliłem się z samochodu przez wybitą szybę, przy okazji kalecząc sobie brzuch jak i uda pozostałościami po szkle. Kiedy w końcu udało mi się usiąść na jezdni przeczesałem moje włosy i zacząłem analizować to co przed chwilą miało miejsce. A kiedy przypomniałem sobie, kto oprócz kumpli i samego Franka siedzieli w samochodzie, próbowałem jak najszybciej poderwać się z ziemi i dotrzeć do pojazdu. Czułem się, jakbym był na totalnym haju. Nic nie słyszałem i praktycznie nic nie widziałem, ale próbowałem jakoś doczłapać się do rowu. Prawa noga szczypała niemiłosiernie, ale próbowałem się tym nie przejmować.
Zacząłem mocniej szarpać za klamkę od miejsc dla pasażerów, a kiedy w końcu udało mi się otworzyć drzwi, z pojazdu wysunęło się ciało jednego z tych ochroniarzy, którzy zawsze stali przed opuszczonym magazynem. Jego twarzy była kompletnie cała w krwi, a ja zacząłem się zastanawiać jak ja wyglądam. Ale w przeciwieństwie od tego gnojka byłem przytomny. Na wpół żywy, ale i tak to już jest coś.
Zerknąłem do środka, a widok skrępowanej dziewczyny od razu pobudził mnie do życia. Obok Ani siedział również nieprzytomny Frank, a za kierownicą lekko otumaniony Dave, który co chwila coś mamrotał. Z wielką chęcią chciałbym mu przyłożyć, ale było wiele czynników, które stanowczo odmawiały kolejnej bijatyki. Między innymi Ania...
Była w fatalnym stanie. Sznur, którym miała zawiązane nadgarstki wrzynał się w jej skórę, z której płynęły malutkie krople krwi. Zawiązane oczy czarną przepaską, która tym razem tamowała krew płynąca z rozciętego czoła, a wypchane usta czymś w rodzaju białej chustki uniemożliwiały jej oddychaniu. Szybko odpiąłem jej pas i delikatnie wziąłem ją na ręce, uważając na resztę ciała, która również może być poszkodowana.
Ułożyłem ją na ulicy, a głowę położyłem na moje uda i wyjąłem knedel z ust. Od razu zaczerpnęła powietrza, a mi ostro zakręciło się w głowie. Czułem, jakbym miał zaraz odlecieć, ale robiłem wszystko, aby zostać jeszcze wśród żywych. Odwiązałem jej ręce i kostki, co nie było takie łatwe.
- Aniu, ocknij się… - mówiłem spokojnie i zacząłem lekko uderzać w czerwone policzki dziewczyny. - Otwórz oczy Aniu.
Dziewczyna jęknęła niezadowolona, ale po kilku minutach w końcu wykonała moją prośbę. Źrenice miała zdecydowanie za duże, przez co nie mogłem zobaczyć tej zieloności w tęczówkach, która była jedyna w swoim rodzaju.
- Krwawisz… - mruknęła cicho i pokazała drżącą ręką na moje ramię. - To przeze mnie… - wydukała prawie niewyraźnie przez lekko rozchylone wargi.
- Nic mi nie jest. - zapewniłem ją szybko, a kolejna fala bólu uderzyła moją głowę i czułem, jakby ktoś przywalił mi ogromną cegłą. Wyjąłem telefon z kieszeni kurtki i zacząłem wybierać numer na pogotowie.
- To przeze mnie… - powtórzyła jeszcze raz i zamknęła ponownie oczy. - Przepraszam...
- Pogotowie, słucham.


*


Donośne pikanie czegoś, co na pewno nie było miłą pobudką, mogło się równać z budzikiem, który również jest na liście rzeczy których nienawidzę. Ból w klatce piersiowej przy każdym nowym wdechu odzwierciedlał się przy cichym jęknięciu, a pulsująca głowa jeszcze bardziej mnie otumaniała. Nie mam pojęcia gdzie jestem, ale też nie mam ochoty otwierać oczu, aby się o tym przekonać. Najchętniej zasnąłbym jeszcze raz i już na zawsze zostać w pięknym śnie.
Uhh, czy ktoś może wyłączyć ten budzik?! Ja na serio już wstaję! Tylko wyłączcie to cholerstwo, błagam!
Pomału otworzyłem ociężałe powieki, a rażące światło od razu kazało mi je zamknąć z powrotem. I ponownie je otworzyłem, ale tym razem powstrzymałem się od uchronienia gałek ocznych. Nade mną rozciągała się biała ściana, pokryta licznymi małymi lampami, które stanowczo powinny być teraz wyłączone.
Donośne pikanie dochodziło z prawej strony, gdzie stała aparatura mierząc mój puls, który był cały czas taki sam. Głośno wypuściłem powietrze i zamrugałem kilkakrotnie aby przyzwyczaić się do nowego obrazu.


- Nareszcie się obudziłeś… - głos dochodzący z początku sali wydawał mi się dziwnie znajomy. Podniosłem się lekko do przodu, aby zobaczyć kto przebywa ze mną w jednym pomieszczeniu.
- Wszystko w porządku? - kolejny głos, tym razem dochodził z lewej strony. - Martwiliśmy się o Ciebie.
- Carlos… - rozpoznałem chłopaka, który lekko się uśmiechnął i uścisnął moją rękę. Ponownie odwróciłem głowę przed siebie i rozpoznałem kolejnego przyjaciela - James...
- Nie rób więcej takich wybryków. - odparł rozbawiony James i usiadł na skraju łóżka. - Logan zaraz przyjdzie. Poszedł tylko zadzwonić do domu, że przyjedzie później. Twoja mama jest już w drodze do szpitala.
- Mama? - zapytałem bezgłośnie i zmarszczyłem nos.
Moja mama? Przyjedzie? Niby po co? Żeby zobaczyć swojego połamanego syna, który ledwo co może oddychać?
- Już jestem. - drzwi się otworzyły i do sali wszedł brunet, który szeroko się uśmiechnął. - Witamy wśród żywych. - zakpił pod nosem i przysunął sobie krzesło obok Carlosa.
- Też Was miło widzieć… - mruknąłem zmęczony i głośno ziewnąłem.
- Masz lekki wstrząs mózgu i z Twoją kostką jest ciężko. Lekarze bali się, że dojdzie do wewnętrznego wylewu, ale na szczęście szybko tą opcję wykluczyli. - zaczął relacjonować James.
Wstrząs mózgu? Ale po czym? Przecież nic mi nie było! Normalnie wyszedłem z samochodu i...
- Co z Anią? - zapytałem z szeroko otwartymi oczami przypominając sobie o brunetce.
Przyjaciele popatrzyli na mnie ze smutkiem, a potem każdy z nich spuścili głowę w dół. Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle jak sobie to wyobrażam...
- Z nią jest trochę gorzej… - w końcu odezwał się Carlos.
- Co się w ogóle stało? - zapytał szybko Henderson.
- Co z Anią? - zignorowałem pytanie Logana i już bardziej rozbudzony, chciałem jak najszybciej dowiedzieć się co z dziewczyną. Czy to tak trudno odpowiedzieć na moje pytanie?!
- Żyje. - westchnął James. - Ledwo ledwo, ale żyje.
- Kendall, co się tam stało? - tym razem zapytał Carlos, a ja zmęczony oparłem głowę o poduszki.
Zbyt dużo pytań. Zbyt dużo myśli. Zbyt dużo wszystkiego. Potrzebuję ciszy i spokoju. Przynajmniej na chwilę...
- Staliśmy przed szkołą. Rozmawialiśmy. - zacząłem mówić pojedynczymi zdaniami przypominając sobie każdą chwilę. - Później przyjechał samochód. Zabrali Anię do środka i pojechał. Szybko wsiadłem do swojego auta i ruszyłem za nimi.
- Za kim? - dopytywał się Carlos.
- Frank… - szepnąłem i znowu zerwałem się z łóżka. - Gdzie on teraz jest?!
- Spokojnie… - mruknął James i podniósł się z łóżka. - Frank i jego drugi kumpel leżą na innym bloku. Obydwoje są pilnowani przez policjantów.
- A trzeci? - zapytałem szybko.
- Jaki trzeci?
- Było ich trzech. Frank, Dave za kierownicą i jakiś trzeci koleś. - wyjaśniłem szybko.
- Jest Frank. A tamten drugi nazywa się Shoan. - wymieniał Logan. Jego zdenerwowanie jak i dezorientacja była wręcz namacalna, a atmosfera panująca w sali była również mało zachwycająca.
- Musiał zwiać… - szepnąłem bardziej do siebie.
- Można? - usłyszałem kobiecy i bardzo cichy głos. Spojrzałem na drzwi, gdzie niepewnie stała moja matka z twarzą podobną do koloru sufitu.
- Poczekamy na zewnątrz. - mruknął James. Wszyscy trzej opuścili pomieszczenie zostawiając mnie i Kathy samych.
- Jak się czujesz? - zapytała cicho i usiadła na poprzednim miejscu Jamesa.
- Jest okej… - zapewniłem ją szybko i lekko się uśmiechnąłem.
- Uratowałeś tamtą dziewczynę. - powiedziała od razu, a ja zagryzłem wargę. - Rozmawiałam z jej matką.
Szkoda tylko, że Jade Smith to nie jest biologiczna matka Anny...
- Wiesz co z nią? - zapytałem cicho.
- Jest nieprzytomna i straciła bardzo dużo krwi. Podobno robią teraz badania jej rodzicom, aby mogli dać jej krew. Jej organizm jest na razie zbyt słaby, aby mógł wytwarzać czerwone krwinki… - wyjaśniła smutno i wzięła mnie za rękę. - Ale gdyby nie Ty, ona już dawno by nie żyła...
Znowu uratowałem życie Ani Smith? Ciekaw jestem, ile jeszcze razy będę musiał narażać swoje zdrowie, aby ją uratować...
- Rozmawiałam z lekarzami. - ciągnęła dalej mama. - Jak dobrze pójdzie za dwa dni wypuszczą Cię ze szpitala.
- Mamo… - zacząłem cicho. - Przepraszam...
- Za co? - zapytała rozbawiona.
- Znowu narobiłem Ci kłopotów… - głośno westchnąłem i zamknąłem oczy.
- Po to chyba jesteś, nie? Z dziećmi to już tak jest. Trzeba je kochać pomimo wszystkiego co zrobiły… - zaczęła głaskać mnie po głowie, a ja od razu otworzyłem oczy.
Po raz pierwszy od dwóch lat mogłem usłyszeć takie słowa. Po raz pierwszy od tak długiego czasu, w końcu poczułem, że ktoś mnie kocha...
- Będę się zbierać. Przyjdę jutro. - podniosła się lekko i pocałowała moje czoło. W jej oczach dostrzegłem łzy, które za wszelką cenę próbowała ukryć. Pomachała mi jeszcze na pożegnanie i już jej nie było.
To wszystko za szybko się dzieje. Muszę pomyśleć. Muszę przez chwilę pomyśleć.
Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy to Frank. Jego zatrzymali i tego drugiego, który wyleciał z samochodu, kiedy otworzyłem od razu drzwi. Ale co z kierowcą? Uciekł? To nie możliwe... Był przytomny, to pamiętam. Ale nie był na tyle silny, aby podnieść się i normalnie uciec!
- Jak się Pan czuje, Panie Schmidt? - to samo pytanie, które dopiero słyszę trzeci raz, a już i tak miałem go dosyć. Jednak zważając na doktora, który pisał coś w swoich dokumentach nie miałem ochoty na robienie jakiejkolwiek awantury.
- Głowa mi tylko puchnie… - mruknąłem niezadowolony. Ale myślę, że ból ten może być spowodowany przez natłok myśli.
- Zaraz zawołam pielęgniarkę, aby odłączyła aparaturę… - mruknął pod nosem. - Jednak zostawimy jeszcze Pana pod obserwacją. Mam mieszane uczucia co do Pańskiego wstrząsu mózgu...
Nic nie odpowiedziałem. Przypatrywałem się lekarzowi, który zapisuje coś jeszcze w notatkach i po chwili wychodzi z sali, a zaraz przyszła młoda kobieta ubrana w biały kitel. Zaczęła odłączać ode mnie kabelki i odsunęła urządzenie od łóżka.
- Czy mógłbym odzyskać moje rzeczy? - zapytałem cicho.
- Za chwilę ktoś przyniesie Panu Pańskie ubrania. - kobieta uśmiechnęła się i wyprowadziła aparaturę z pokoju.
Po kilku minutach przyszła kolejna pielęgniarka z moimi ubraniami, w których szybko znalazłem mój telefon. Miałem kilkanaście nieodebranych połączeń od chłopaków i nawet jedno od Katelyn. Prychnąłem pod nosem rozbawiony i powoli podniosłem się z łóżka. Szpitalna koszula, w którą byłem ubrany, była bardzo niewygodna i drażniła moją pokaleczoną skórę. Założyłem na siebie moją bluzę i na bosaka wyszedłem z sali. Rozejrzałem się po korytarzu, gdzie co chwila ktoś przechodził. Wszędzie paliły się te ostro rażące światła, które przyczyniały się do mrużenia co chwila powiekami.
Zastanawiałem się, która może być godzina? Ile czasu leżałem nieprzytomny? I co się stało po tym jak zadzwoniłem po pogotowie? Nie pamiętam wiele z tego momentu. Jedynie to, że trzymałem Anię na nogach, która ledwo co oddychała, a sam byłem na wpół żywy.
Poszedłem kilka kroków do przodu, a widząc stojącego Carlosa i Logana przed jakąś szybą podreptałem w tamtym kierunku. Ich miny były dosyć poważne, a na twarzy Peny widniały mokre plamy od łez, które niedawno musiały zawitać na świecie. Spojrzałem przed siebie, a widok zaprał mi dech w piersiach. Ciało brunetki było o wiele w gorszym stanie niż moje. Miała rozcięty łuk brwiowy, zadrapania na policzkach, a na rękach liczne czerwone kreski i jak i białe. Te drugie musiały to być stare blizny, które widziałem na zdjęciach.
- Co z nią? - zapytałem cicho nadal patrząc na łóżko. Wokół niego kręciła się co chwila pani Smith, dalej siedział mężczyzna, który trzymał małą dziewczynkę na kolanach. Ta mała przytulała do siebie maskotkę w kształcie hipopotama. Obok okna stała jeszcze jedna starsza kobieta, a w rogu sali siedziała blada Bridgit. Nigdzie nie było Dustina... Dziwne...
- Ciężko… - westchnął Logan i przeczesał swoje włosy. - Zaraz będą dostarczać jej krew.
- Właśnie pobierają od Dustina chyba już 5 fiolkę. - odezwał się Carlos pociągając nosem.
- Ma taką samą grupę krwi? - zapytałem zdziwiony.
- Też się zdziwiliśmy.
- Gdzie James? - zadałem kolejne pytanie.
- Poszedł chyba do łazienki. - wyjaśnił Carlos, nadal patrzący przed siebie.
Zacisnąłem mocniej usta i spuściłem głowę. To moja wina. To ja powinienem tam leżeć, a nie ona. Ania niczym nie zawiniła. Po prostu pojawiła się w złym miejscu i o złej porze.
Co Ty zrobiłeś Schmidt? Miałem cierpieć tylko ja, a nie wszyscy dookoła!
- Kendall? - odwróciłem się gwałtownie słysząc głos Dustina.
Stał na środku korytarza z zgiętą ręką w łokciu. Miał zaczerwienione oczy, co tylko świadczyło, że płakał. W sumie nie dziwiłem mu się. Ja też bym z chęcią się popłakał, gdybym tylko mógł.
Podszedłem do niego z wielką niechęcią, ale wiedziałem, że jest jedyną osobą która może mi coś więcej powiedzieć.
- Jak się czujesz? - zapytał od razu i głośno wciągnął nosem.
- Na pewno lepiej od niej… - mruknąłem pod nosem. Chłopak zamknął oczy i głośno westchnął.
- Chciałem powiedzieć… - urwał i w końcu otworzył powieki. - Dziękuję. Uratowałeś ją.
- Nie zrobiłem tego dla Ciebie. - odparłem przez zaciśnięte zęby.
- Wiem o tym. Ale i tak dziękuję. Nie mam pojęcia, co by z nią było gdyby nie Ty i...
- Gdyby nie ja, ona by tu w ogóle nie leżała. - przerwałem mu szybko. - Co z nią teraz będzie? - zapytałem zmieniając temat.
- Podadzą jej krew i musimy czekać aż się wybudzi… - Dustin wzruszył ramionami.
Kiwnąłem głową i zacisnąłem usta. Nie miałem pojęcia co mam teraz zrobić. Co powiedzieć w obecności tego osobnika, którego nienawidzę z całego serca. Tylko nie mam pojęcia dlaczego! Może złości mnie, że to on oddał jej krew? Albo sam fakt, że zawsze i wszędzie musi się wpieprzać?
- Trzymaj się… - mruknął po chwili i wyminął mnie szerokim łukiem.
Widziałem jak wchodził do sali Ani, gdzie wszyscy przywitali go szerokim uśmiechem, jakby był wielkim bohaterem.
A to ja ją uratowałem! I to ja powinienem dostać pochwały!
Ale też przyczyniłem się do tego, aby cierpiała. Z resztą, jak zwykle...








~~~~
Bon Jovi - Hallelujah




____


Z racji tego, iż dostałam wiadomość, że pewna czytelnicza ma dzisiaj urodziny chciałam jej zrobić taki prezent na zakończenie dnia ;* Niestety nie dowiedziałam się jak owa dziewczyna ma na imię, ale mam nadzieję, że będzie wiedzieć, że to właśnie o nią chodzi xd
Wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia, moc miłości, szczęścia na zapas i uśmiechu na twarzy każdego dnia ;*


A tak do rozdziału, to jakie emocje? Spodziewaliście się właśnie tego, czy może zupełnie czegoś innego?
Myślę, że na razie nie mam problemu typu "zatrzymanie akcji" bo uważam, że co chwila się coś dzieje, ale takie jest moje zdanie ;)
Jeżeli mam być szczera to następne 2 rozdziały są moim zdaniem najlepsze, także czekajcie cierpliwie! ;* A rozdział 30 jest tak zajebiście długi, że to szok! Myślałam nad podzieleniem go na dwie części, ale doszłam do wniosku, że będzie lepiej tak jak jest...
Okej, to raczej wszystko. Do zobaczenia za tydzień ;)

15 komentarzy:

  1. Extra rozdział prawie się po płakałam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kendall jaki hero. Dobrze, że to wszystko dobrze się skończyło. Uff. Tylko jak tam psychika Ani? Rozdział świetny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowity rozdział. Podoba mi się postawa Kendalla. Bohater, prawdziwy bohater. Zastanawia mnie jak z tym wszystkim poradzi Sobie Ania.. Dużo by można było pisać na ten temat, ale jak napiszę że rozdział mega świetny i tyle się dzieję. To mam nadzieję że się nie obrazisz ;).

    OdpowiedzUsuń
  4. ORZESZWMORDEJEŻAKURDEJAPIERDOLE!!!!!
    T
    O

    J
    E
    S
    T

    B
    O
    S
    K
    I
    E
    !
    !
    !
    Jesteś genialna! Ubóstwiam! Rozdział megasuperzajefajnobisty!!!!!! Love and kiss for Ania, Kendall, Dustin, Carlos, Logan, James, Bridgit... I wgl ogóle całej reszty! I LOVE THIS!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale akcja! Czyli Dustin i Ania muszą być spokrewnieni :) Już się nie mogę doczekać kolejnego <3

    OdpowiedzUsuń
  6. O ja... Perfekcja. Biedna Ania…

    OdpowiedzUsuń
  7. JEJ, coś mi się coraz bardziej wydaje że Ania i Dustin to rodzeństwo! Czy może przypadkiem pan Schmidt zaczyna coś czuć?

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział! Płakałam! Nie mogę się doczekać kolejnego! ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże, Boże......
    Przeżywałam mały atak serca czytając to!!!!
    Wiedziałam, że spowoduje wypadek!!! Czułam to!!!
    Wspaniały <3

    OdpowiedzUsuń
  10. OMFG!! Mam atak serca!!!
    Kiedy opisywałaś pościg i wypadek cały czas zagryzałam wargę i powtarzałam w myślach: "nienawidzę Franka, nienawidzę Franka..."
    Przysięgam, że gdybym dostała go w swoje ręce to... (w tym momencie walę pięścią w biurko)..
    A jednak "ojciec" Ani ją gwałcił! Kolejna osoba na mojej liście których nienawidzę!
    Żal mi jej... tyle w życiu przeżyła...
    Dustin i Ania mają taką samą grupę krwi.
    Rodzeństwo? To chyba najbardziej realna wersja.
    Mam nadzieję, że Kendall przeprosi Anię a ona mu wybaczy...

    Pozdrawiam!
    Pamiętaj, że cię kocham!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ma byc tak:
    - Kendall zakocha sie w Ani z wzajemnoscia;
    - Dustin i Ania beda rodzenstwem.
    xDDD

    OdpowiedzUsuń
  12. Trochę podejrzane jest to że Ania i Dustin mają taką samą grupę krwi,rodzeństwo? Nie jestem pewna ale wiesz to tylko wytwór mojej wyobraźni ;)
    Życzę dużo weny i czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział niesamowity. Dustin jest jej bratem !!! Kendall chyba zakochał się w Ani :-) Jest nawet zazdrosny o Dustina. Czekam na następny rozdział. /Gwiazda1900 z aska

    OdpowiedzUsuń
  14. Czekam kochana! Rozdział mega mega mega!!!

    OdpowiedzUsuń