I know you care
I know it is always been there
But there is trouble ahead I can feel it
You were just saving yourself when you hide it
~~~~~~~~
- Myślisz, że jeżeli teraz znamy o sobie prawdę, będziemy nadal zachowywać się w stosunku do siebie jak dwa tygodnie temu? - zapytałam cicho.
- Nie. - odpowiedział od razu. - Bo ja chcę Tobie pomóc.
- Ja Tobie też. - stwierdziłam bez zastanowienia.
- Tylko… - urwał na moment i popatrzył się na mnie pytającym wzrokiem. - Czy Ty będziesz chciała przyjąć ode mnie tą pomoc?
- A Ty? Będziesz w stanie znieść moje towarzystwo?
- Nie mam pojęcia… - zaczął kręcić głową, a ja wypuściłam powietrze nosem.
- Ja też nie.
- Ale może warto spróbować? - zapytał szybko.
Zagryzłam ze zdenerwowania wargę i głośno westchnęłam.
Czy warto obdarzyć kogoś moimi zaufaniem?
Czy jestem w stanie zmienić diametralnie moje zachowanie w stosunku do blondyna?
Czy on mnie nie skrzywdzi?
Czy to nie jest jeszcze za szybko?
Co powinnam zrobić?
Jeżeli ktoś mi kiedyś powie, że ludzie się nie zmieniają, od razu go wyśmieję. To nie jest prawda. A ja i nawet Kendall jesteśmy na to doskonałym dowodem.
- Aniu?
I co ja mam mu powiedzieć?
Czy zapomniałam? Zapomniałam o tym wszystkim, co on mi zrobił? Co mi powiedział? Czy ja mu wybaczę, że to przez niego ponownie straciłam zaufanie do ludzi? Że to przez niego zostałam porwana? Że to przez niego te wszystkie dziewczyny stały się ofiarami za jego czyny? A tak w ogóle, to czy on zasługuje na wybaczenie?
Skąd mam wiedzieć, czy jeśli mu zaufam, to czy się na tym nie przeliczę. Przecież on teraz może wszystkim powiedzieć o mojej przeszłości! Jaka ja naiwna byłam...
- Chcę, żebyś wiedziała, że kiedy opowiadałem Ci moją historię, zaufałem Tobie bezgranicznie. A to znaczy, że nikt poza Tobą, nie zna dokładnej prawdy.
- Nawet Maslow? - zapytałam cicho podnosząc głowę.
Zapłakane oczy świeciły niczym dwa szafirki bez żadnej rysy. A przy samych źrenicach można było dostrzec małe odbarwienia zielonego koloru. Gdyby istniał taki zawód jak złodziej tęczówek, Schmidt byłby na pierwszym miejscu mojej listy.
- James, Logan i Carlos znają tylko okrojoną wersję wydarzeń. - wzruszył ramionami, a ja speszona odwróciłam głowę w drugą stronę. Zbyt długo i zbyt często przyglądam się chłopakowi. Ja go przecież nienawidzę! O ile można kogoś nienawidzić, kto zna całą prawdę i uratował życie.
- Ty też jako jedyny znasz całą wersję wydarzeń. - głośno westchnęłam i odsunęłam się od niego kawałek. - Dustin i Bridgit wiedzą, że jestem adoptowana. Tak samo jak… - urwałam zdając sobie sprawę, że przecież Schmidt nic nie wie o tym, że Pena jak i Henderson przyjaźnią się ze mną od dwóch miesięcy...
- Jak co? - chłopak zmarszczył brwi, a ja przecząco pokręciłam głowę.
- Nie ważne… - mruknęłam spoglądając na nagrobek.
Śnieg już zdążył zasypać odsłoniętą przeze mnie część liter, przez co wydaję się, że to nie jest żaden nagrobek, a jedynie wzniesienie w terenie.
- W jednym Ci zazdroszczę… - lekko się uśmiechnęłam i stanęłam obok Kendalla.
- Czyżby? Niby w czym? - prychnął pod nosem widocznie zdenerwowany. - W tym, że nie mam rodziny? Czy może w tym, że mam na sumieniu nie tylko życie brata, ale i kilkunastu dziewcząt?
- W tym, że Ty przynajmniej możesz odwiedzić grób własnego brata i się za niego pomodlić, kiedy ja nie mam pojęcia gdzie znajduje się grób mojej matki. - powiedziałam na jednym wdechu, próbując ignorować jego komentarz.
- Właściwie to… - urwał zdezorientowany i zagryzł wargę. Popatrzył się jeszcze raz w stronę nagrobka i odszedł kilka kroków dalej. - Chodź… - szepnął wyciągając w moją stronę rękę.
Zmarszczyłam brwi ze zdziwienia, na co tamten jedynie wywrócił oczami. Podeszłam do niego i ponownie wyciągnęłam z jego ręki reklamówkę ze zniczami. Jego powolne ruchy spowodowane kulejącą nogą lekko działały mi na nerwy, ale nie chciałam nic mówić. Sama nie byłam w dobrym stanie do szybkiego chodzenia, więc nie powinnam marudzić.
- Kiedy się dowiedziałem, że jesteś córką Katherine Cross, zacząłem szukać o niej informacji. Pytałem po znajomych, grzebałem w archiwum gazet. - zaczął cicho mówić prowadząc mnie w kolejne alejki cmentarza. - Aż w końcu znalazłem to czego szukałem… - dodał po chwili i o wiele ciszej niż się spodziewałam.
Zatrzymał się przy starym drzewie, z którego co chwila spadał biały puch, który nie znalazł miejsca na gałęziach. Kendall podał mi swoją kulę i podszedł do dużego krzyża.
- Przyjechałem tutaj rano, przed wypadkiem… - dodał jeszcze i odgarnął śnieg z marmurowej tablicy. Każda nowo odsłonięta litera łączyła się w wyraz. Wyrazy w zdania, a zdania w jedność. - Wtedy miałem pewność i nikt nie mógł mnie już zmylić, że jest inaczej...
Moje ciało było niczym kukiełka pozbawiona sznurków do dyrygowania. Czułam jakby wyrwano mi serce, a zastąpiono je jednym z tych sopli lodu, które zwisywały z dachów domów. Ziemia się pode mną osunęła, nogi miałam jak z waty, a pod kolanami zaraz poczułam zimno przez śnieg, na który opadłam.
- Mamo… - szepnęłam bezgłośnie. Moje policzki zaczęły szczypać od mokrych plam przez łzy, które bezprawnie wydostały się na zewnątrz. Dolna warga dygotała mi i nie mam pojęcia, czy to z zimna, czy może z nerwów, a może z niedowierzania. Zalałam się łzami, a stłumiony krzyk wydostał się z moich ust. Dziwnym faktem jest, że zobaczyłam jedynie coś co za wszelką cenę chciałam zobaczyć. Przez tyle lat wierzyłam, że ten grób istnieje, ale miałam nadzieję, że jest pusty. Że nie ma tam nic, prócz głębokiego dołu, a na tablicy jest jedynie wyryta data urodzin. Bez śmierci...
A było zupełnie na odwrót.
Kendall podszedł do mnie i niepewny tego co ma zrobić położył delikatnie rękę na moim ramieniu. Ten mały gest uświadomił mnie, że jednak mnie szanuje. I nie zapomniał o tym, czego się panicznie boję. Chociaż teraz mogę powiedzieć, że zdążyłam się przyzwyczaić do jego dotyku... Cóż, tylko częściowo...
- Musimy się zbierać… - odezwał się po kilku minutach ciszy, a ja głośno pociągnęłam nosem. Kiwnęłam tylko głową i podniosłam się z kolan. Na spodniach widniały dwie duże plamy od śniegu i powoli zaczęłam odczuwać nieprzyjemne zimno. Z reklamówki Schmidt wyjął dwa znicze, które postawił przy grobie i zapali je zapalniczką.
- Dziękuję… - szepnęłam, kiedy ponownie stanął przy moim boku. - Za wszystko… - dodałam jeszcze ciszej i ponownie zaszkliły mi się oczy.
- Ja też dziękuję. - lekko się uśmiechnął i złapał moją dłoń.
- Muszę jakoś zaznaczyć drogę, bo następnym razem tutaj nie trafię. - odparłam zagryzając wargę i odwróciłam się z powrotem w stronę grobu.
- Następnym razem mogę znowu tutaj z Tobą przyjechać. Nie zrobi mi to zbyt wielkiej różnicy, czy sam czy z kimś, bo ja też mam do kogo przychodzić. - wzruszył ramionami i zacisnął mocniej wargi, jakby obawiał się, że coś jeszcze powie. - Chodźmy już. Jakoś mi się nie uśmiecha dostać wałkiem po głowie od tej starszej pani...
- Alice muchy by nie skrzywdziła, a co dopiero Ciebie. - zachichotałam rozbawiona.
- Kiedy dałem propozycję spaceru, myślałem że zabije mnie swoim spojrzeniem! - zaczął bronić swojej racji, co jedynie jeszcze bardziej doprowadzało do większego śmiechu. Ale fakty, że nadal znajdowaliśmy się na cmentarzu i do tego moje bolące żebra dawały o sobie znać w postaci lekkich bólów co kilka minut, przyczyniły się do jedynie kolejnego chichotu.
Dotarliśmy do samochodu chłopaka, który otworzył przede mną drzwi i pomógł mi wsiąść, kiedy sam ledwo utrzymywał się na nogach. Zaraz pojawił się koło mnie, kładąc wcześniej swoją kulę na tylne kanapy.
- Co z Twoim samochodem? - zapytałam, kiedy odpalał silnik.
- Przez dłuższy czas będę musiał transportować się tym. - mruknął pod nosem. - Włączę ogrzewanie. Jesteś cała zmarznięta… - dodał szybko i zaczął przyciskać coś na panelu.
- Da się go jakoś naprawić?
- Może i się da, ale będzie to kosztować kupę forsy. Bardziej się opłaca kupić nowe auto. - odparł z niesmakiem.
- Ile?
- Dużo Aniu.
- Powiedz ile, a Ci tyle dam. - zarządziłam stanowczo. - Jestem Ci winna uratowania mi życia. Przynajmniej tak mogę Ci się odwdzięczyć.
- Chyba żartujesz! - krzyknął zdenerwowany. - Nie będziesz mi nic oddawać. - dodał szybko, a ja wywróciłam oczami.
- Nie powstrzymasz mnie. - rzuciłam ostro.
- Nie wezmę od Ciebie żadnych pieniędzy. Koniec, temat zamknięty. - zacisnął mocniej ręce na kierownicy, aż mu pobladły kostki, a ja już byłam pewna, że udało mi się zdenerwować w tak krótkim czasie Schmidta. Cóż, tym talentem to chyba tylko ja zostałam obdarzona.
- Czemu nie chcesz sobie pomóc? - zapytałam ściągając brwi.
- A dlaczego Ty musisz się wszędzie wpieprzać?! - zapytał ostro, rzucając mi groźne spojrzenie.
- Jeżeli Twoim zdaniem, moja pomoc jest wpieprzaniem się, to czas najwyższy zmienić swoje zachowanie. - fuknęłam pod nosem i skrzyżowałam ręce na piersiach.
To niewiarygodne jak zachowania Schmidta zmieniają się z minuty na minutę. Najpierw jest świetnym chłopakiem, z którym mogę pogadać na wszelkie tematy, a za parę minut okropnym dupkiem, który robi awanturę z niczego.
- Nie będę się zmieniał. Jest mi dobrze w takim wcieleniu jakim jestem.- warknął patrząc przed siebie.- Jeżeli nie pasuje Ci moje zachowanie, równie dobrze możesz się do mnie nie odzywać.
- Dlaczego jesteś takim sukinsynem?! - w końcu nie wytrzymałam i również zaczęłam się wydzierać. - Przez te kilka dni byłeś normalną osobą, której mogłam powiedzieć dosłownie wszystko, co tak na prawdę się stało! A teraz? Jesteś tym samym gnojkiem, którego poznałam pierwszego dnia szkoły.
- Gdyby ten gnojek zajmował teraz miejsce za kierownicą, siedziałby sam w samochodzie i nie przejmowałby się jakąś rozkapryszoną dziewczyną, która najwyraźniej nie wie kiedy zamknąć swoją buzię.
- Zapomniałam przecież, że siedzę koło Pana i władcy, który może mówić i robić, co tylko dusza zapragnie i wszyscy mają mu stopy całować. - teatralnie zaczęłam gestykulować rękoma, a wysoki poziom adrenaliny w moim organizmie odzwierciedlał się na mocnym pulsowaniu głowy.
- Nie przeginaj...
- To Ty lepiej nie przeginaj. - pokazałam na niego palcem i odwróciłam się w stronę okna. - Uważasz się za lepszego od innych, kiedy wcale tak nie jest.
- Wcale nie jesteś lepsza! - krzyknął w moją stronę, a ja z przerażenia podskoczyłam w duchu. - Wielka dama Anna Smith, która mieszka pod luksusami, w domu gdzie ważniejsze są pieniądze od rodziny, która nie liczy się ze szczęściem innych ludzi!
Tego było już za wiele.
NIKT nie będzie obrażał ludzi, którzy wyciągnęli mnie z dołka i próbują mi pomóc za wszelką cenę. NIKT nie będzie mówił o nich źle, kiedy nie znają prawdy i NIKT nie ma prawa ich oceniać ze względu na majątek jakim dysponują!
Samochód Schmidta zatrzymał się przed numerem 15, a ja zabrałam się za odpinanie pasów i szybko wyszłam z samochodu.
- Następnym razem uważaj na słowa, bo nigdy nie wiesz kiedy i które wypowiedziane przez Ciebie zdanie może zranić człowieka. - rzuciłam po raz ostatni i trzasnęłam drzwiami.
Odwróciłam się i najszybciej jak potrafiłam pokonałam dystans dzielący mnie od metalowej bramy, do drzwi wejściowych. Nie odwracając się ani razu, kiedy słyszałam moje imię wołane przez blondyna, weszłam do domu i oparłam się o drewnianą powłokę.
Jestem zmęczona udawaniem, że wszystko jest dobrze. Że nie obchodzą mnie te chamskie komentarze ze strony Schmidta. Że wcale nie zależy mi na tym, żeby w końcu był normalnym chłopakiem.
Wpakowałam się w niezłe gówno, z którego muszę teraz sama wyjść. A jeżeli ktoś będzie chciał mi pomóc, będzie też musiał pomóc Kendallowi...
- Aniu? Wszystko w porządku? - usłyszałam jak zwykle troskliwy głos Alice, która pojawiła się w korytarzu.
- W jak najlepszym… - mruknęłam ściągając buty i powiesiłam moją kurtkę na wieszaku.
- Masz gości. - odparła z uśmiechem, a ja zmarszczyłam brwi. - Wszyscy są w pokoju muzycznym.
- Pójdę do nich. Dzięki Alice...
- Może lepiej będzie jak ja ich zawołam, żebyś nie musiała nadwyrężać kości. - szybko mnie wyminęła, a ja wywróciłam oczami.
Przeczuwam kilka dni leżenia i nic nie robienia, abym nie mogła sobie niczego uszkodzić... Czasami nadopiekuńczość moich domowników mnie przerasta.
Głośno westchnęłam i udałam się do mojego pokoju. Przyznam się szczerze, że przejście po schodach może i było ciężkie, ale nie aż tak żeby robić z tego nie wiadomo jakie wielkie halo. Otworzyłam drzwi od mojej sypialni i odetchnęłam ulgą. W końcu byłam w mojej małej i co najważniejsze, osobistej przestrzeni. Moje myśli niestety zawładnęły wspomnienia z "rozmowy" przeprowadzonej w samochodzie Kendalla.
Czy my chociaż przez jeden jedyny dzień nie będziemy się kłócić? Tylko raz się tak zdarzyło, że rozmawialiśmy bez podniesionego głosu i nawet byliśmy w stosunku do siebie bardzo mili i uprzejmi. W ścisłości, to była nawet noc... I poranek... Podniosłam moją dłoń i przez chwilę przyglądałam się moim palcom, kiedy przypominałam sobie, jak to kilka dni temu przeczesywały włosy chłopaka. Były bardzo miłe w dotyku i...
- Ania!
Szybko się odwróciłam, a widząc uśmiechniętą Caroline mój humor od razu się poprawił. Ta dziewczynka ma w sobie coś, co rozjaśnia mój umysł, który od razu jest posprzątany ze wszystkich zmartwień i problemów.
- Hej Mała! - krzyknęłam szczęśliwa i szeroko się uśmiechnęłam.
- Wcale nie jestem taka mała! - stanęła na środku pokoju i skrzyżowała ręce na piersiach. Zaraz, czy ten gest nie zapożyczyła sobie ode mnie? - Wiesz kto przyjechał? - zapytała po chwili i skoczyła do góry, a ja zachichotałam pod nosem.
- Nie mam pojęcia… - odparłam kręcąc głową, a Carla się zaśmiała.
- To zaraz je będziesz miała… - słysząc dziewczęcy głos za drzwiami mój uśmiech stał się o wiele szerszy, a serducho zaczęło walić z ogromną siłą.
- Cześć Aniu! - krzyki przyjaciół, którzy po kolei wchodzili do mojego pokoju rozchodziły się w mojej głowie.
Jako pierwsza weszła Bridgit, która miała na sobie czarny top. Jej blada cera była kontrastem do ubioru, a chude ręce i nogi mogły się równać z kończynami Caroline.
Za nią wszedł Carlos trzymający w ręku ogromną tacę pełną jedzenia i picia, potem był Logan trzymający w ręku gitarę, a na samym końcu mój Anioł Stróż.
- Miałaś leżeć w salonie! - powiedział Carlos i podszedł do mnie z poważną miną, która zaraz zamieniła się w przyjazny uśmiech. - Nawet przez minutę nie umiem się na Ciebie gniewać...
- Też się cieszę, że Cię widzę Carlos. - pokręciłam rozbawiona głową i podaliśmy sobie ręce, jak to mieliśmy w zwyczaju.
- Jedzenie, picie, gitara, dobre filmy i oczywiście wspaniałe towarzystwo. Chyba o niczym nie zapomnieliśmy? -zapytał Logan i również podał mi dłoń. - Hej Aniu, miło Cię widzieć z kolorkami na twarzy.
- Wcale nie jesteś gorszy… - odgryzłam mu się i z rozbawienia zmarszczyłam brwi.
- Gdzieś Ty w ogóle była? - zapytała się Bridgit przeciskając się między Peną a Hendersonem i pocałowała mój policzek, a mi przeszły dreszcze. Przestraszona dziewczyna szybko ode mnie odskoczyła i wyszeptała ciche "przepraszam".
- Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. - odparłam lekko zmieszana.
- Sama? - w końcu odezwał się Dustin, który szybko wziął mnie w swoje objęcia uważając przy tym na moje żebra. Jego delikatność, jak i stanowczość w tym geście dawało mi ogromnego kopniaka prosto w serce, wypełniając je uczuciem bezpieczeństwa, radości i miłości...
Kiedy się ode mnie odsunął popatrzył mi w oczy i schował za moje ucho kilka włosów, które wyswobodziły się z mocno związanej gumki na czubku głowy. Jeszcze raz przyciągnął mnie do siebie, a ja zaczęłam wdychać oryginalny zapach perfum. Jak zwykle pachniał tą mieszaniną owoców cytrusowych, szałwii oraz coś podobnego do proszku do prania.
Podniosłam nieco głowę i widząc zmieszane miny moich przyjaciół cicho zachichotałam pod nosem. W sumie nie dziwię im się. Jedyną osobą, której pozwalam na jakikolwiek kontakt dotykowy jest Dustin. Tylko z nim witam się, jakbyśmy nie widzieli się od kilkunastu miesięcy. Tylko on ma prawo mnie przytulać, kiedy chce i gdzie chce. Bo tylko jego dotyk jestem w stanie znieść, a strach jaki towarzyszy przy każdej innej osobie, ucieka gdzie pieprz rośnie.
- Wiesz, że nie powinnaś sama wychodzić poza dom. - ponownie odezwał się czarnowłosy, a ja wywróciłam oczami i delikatnie wyswobodziłam się z jego uścisku.
- Nie byłam sama. - mruknęłam po chwili, zastanawiając się, czy powinnam mówić im o moim towarzyszu. - Kendall po mnie przyjechał...
Zaskoczenie, jak i przerażenie pojawiło się na każdej twarzy z moich gości. A kiedy spojrzałam na Dustina, od razu pożałowałam, że w ogóle się odezwałam. Jego złość stopniowo pokrywała oczy, które robiły się coraz ciemniejsze.
- Kendall? Ten Kendall? - jako pierwszy odezwał się Carlos, który wymieniał spojrzenia z Loganem.
- A znacie innego? - zapytałam siadając na łóżku.
- Czego chciał? - zapytał przez zaciśnięte zęby Dustin.
Jezu Dustin, wyluzuj!
- Pogadać. - odparłam wzruszając ramionami.
- Och, a od kiedy masz takie z nim dobre kontakty, że od tak po prostu przyjechał, żeby sobie pogadać? - zapytał podniesionym głosem, przez co lekko mnie przestraszył.
- Dustin, uspokój się… - stanęła koło niego Bridgit i złapała go za ramiona.
- Mam Ci przypomnieć, przez kogo leżałaś nieprzytomna w szpitalu?! - tamten, jakby nie zwracał na dziewczynę uwagę, dalej się na mnie wydzierał. Kątem oka widziałam jak Carlos bierze Caroline na ręce i mocno ją przytula i dyskretnie zakrywa jej uszy, aby Mała nie mogła nic słyszeć. Obawiam się, że nawet to nie wystarczy… - Przez kogo co i rusz pakujesz się w kłopoty, z których jak zwykle muszę Cię wyciągać?
- Skoro robi Ci to aż tak wielki problem, żeby mi pomagać, to może czas najwyższy żebyś przestał to robić? - pytam również podniesionym głosem i wstaję z łóżka.
- Gdzie Ty z nim byłaś? - zapytał ostro ignorując mój komentarz.
- A co Cię to obchodzi? Będę robić co mi się podoba i nikt nie ma prawa mi tego zabronić!
- Ania, Dustin uspokójcie się… - wtrącił się Logan stając między nami.
- Już raz tak zrobiłaś i wylądowałaś w basenie przez Katelyn! - zrobił jeden krok do przodu, a ja zacisnęłam mocniej wargi.
Nie wiem czemu, ale zaczęłam się obawiać, że chłopak może mi coś zrobić. Ale nie chcę tak myśleć. Przecież to Dustin! To jest mój Dustin! On mi nic nie zrobi... Ja mu przecież ufam...
- Nie wtrącaj w to Katelyn… - syknęłam przez zaciśnięte zęby.- Aż tak bardzo Ci zależy wiedzieć, gdzie byliśmy?!
- Tak Aniu! Chcę wiedzieć, gdzie ten gnojek Cię wywiózł i co Ci powiedział, skoro teraz zachowujesz się jakbyś coś brała!
- Tak na pewno wciągnęłam coś na cmentarzu przy grobie własnej matki… - prychnęłam pod nosem, a zdezorientowana mina Dustina jedynie jeszcze bardziej pobudziła moje nerwy.
- Co takiego? - odezwała się Bridgit.
- Kendall znalazł miejsce gdzie została pochowana Katherina. - wyjaśniłam nieco ciszej.
- To... To on wie? - zapytał szeptem Dustin. - Powiedziałaś mu?
- Greta Poulston jest jego ciotką. - głośno westchnęłam i zamknęłam na chwilę oczy. - Dzień przed wypadkiem pojechał do niej i znalazł w gabinecie moje zdjęcie. - wyjaśniłam w skrócie. To nie jest czas, ani pora na większe wyjaśnienia. Spojrzałam na Dustina groźnym spojrzeniem. Byłam na niego zła, że zbyt szybko wybuchnął nie dając mi powiedzieć na spokojnie gdzie byłam dzisiejszego popołudnia. - Nie oceniaj ludzi, kiedy nie znasz o nich prawdy...
Dustin otworzył szeroko oczy i ze zdenerwowania zaczął przeczesywać swoje włosy. Jeżeli mam być szczera, to jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Był rozdrażniony, zdezorientowany no i można powiedzieć, że lekko załamany. Prawda zawsze dobije człowieka...
- Nie ma sensu, żeby teraz o to się kłócić. Przyszliśmy tutaj pogadać i się pośmiać, a nie krzyczeć. - Bridgit klasnęła w dłonie i wzięła dziewczynkę z objęć Carlosa i sama się do niej przytuliła. - Co nie Carla?
- Tak! - krzyknęła uradowana, a w pokoju od razu zmieniła się atmosfera.
Carlos razem z Loganem zabrali się za rozpakowywanie samokłyków z opakowań i wkładaniem ich do misek, a Bridgit łaskotała Caroline. Widok uśmiechniętych ludzi, którzy znaczą w moim życiu bardzo wiele jest najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek chciałam zobaczyć.
- Przepraszam… - usłyszałam nad uchem szept Dustina, który zaraz mnie do siebie przytulił. - Przepraszam Aniu. Nie chcę się z Tobą kłócić.
- Ja z Tobą też nie Dustin. Za bardzo mi na Tobie zależy… - szepnęłam zaciskając ręce na jego plecach.
- Jesteś jak moja siostra. - zaśmiał się chłopak i pocałował mnie w włosy. - Wkurzająca, denerwująca i frustrująca, ale i tak kochana.
- Co oglądamy? - zapytał się Carlos i rozsiadł się w swoim ulubionym białym fotelu, biorąc do ręki gitarę, na której zaczął brzdąkać.
- Zostaw tą gitarę, skoro nie umiesz na niej grać. - Logan wyrwał instrument z rąk bruneta, na co tamten zrobił groźną minę.
- Ja nie umiem grać? Zaraz Ci pokarzę!
- Czy to teraz jest aż tak ważne? - zapytała Bridgit. - Będziesz jutro w szkole Aniu?
- Nie sądzę, żeby Jade mnie wypuściła z domu. - wywróciłam oczami na samą myśl o kobiecie, która zabroniła mi gdziekolwiek się ruszać.
- Ale w poniedziałek już musisz być. - powiedział Logan trzymając w jednej ręce gryf gitary, która zaraz znalazła się w posiadaniu Carlosa.
- Niby czemu? - zapytałam zdziwiona.
- W poniedziałek jest spotkanie z rodzicami, na którym muszą być też uczniowie. - wyjaśniła Bridgit. - To ma coś związek z testami oraz końcem pierwszego semestru.
- A co tam w szkole słychać? - zapytałam z ciekawości.
- W sumie to nic się nie dzieje.... - mruknął Carlos i zaczął przygrywać coś na gitarze.
- Mówiłem Ci, zostaw to, bo jeszcze zepsujesz! - odezwał się Logan i ponownie chciał zabrać Carlosowi instrument, ale ten przycisnął go mocno do siebie.
- Lepiej posłuchaj tego, zanim powiesz, że nie umiem grać!
Wygodnie ułożył się na fotelu i delikatnie szarpiąc struny wydobył ciche dźwięki nieznanej dla mnie jeszcze melodii. Wciąż przytulona do ciała Dustina kołysałam się na boki rozkoszując się pięknymi dźwiękami. Jak widać, a raczej słychać i Pena może nas czymś zaskoczyć!
Kto następny?
~~~~
Ellie Goulding - I Know You Care
____
Witam wszystkich :)
Co do rozdziału, to chciałabym w nim przekazać jedną bardzo ważną rzecz: uważajcie na swoje słowa, gdyż każde wypowiedziane przez Was zdanie może zranić drugą osobę, nawet jeśli Wy tego nie odczuwacie. Proszę Was, abyście zanim coś powiedzieć, przemyśleli to 10 razy. Mówię to z własnego doświadczenia i ja byłam tu drugą osobą, która została zraniona przez słowa kogoś bardzo ważnego...
A tak w ogóle… Mam nadzieję, że rozdział się podoba i nie zawiedliście się co do niego :)
To raczej wszystko... Widzimy się za tydzień :)